Bez oczekiwanie na szczęście (III)

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
anastazja
Posty: 6176
Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
Lokalizacja: Bieszczady
Płeć:

Bez oczekiwanie na szczęście (III)

#1 Post autor: anastazja » 17 sty 2014, 22:12

od początku
w poprzednim odcinku




Nadszedł ciepły czerwiec. Chce się żyć!
Niedzielny poranek jaśniał tak pięknie, dobrze byłoby wyjść na spacer, ale z kim? Zatęskniłam za Edmundem, tak dawno go nie widziałam - może przyjedzie? Po śniadaniu poczułam dziwny ból w okolicach brzucha, pobiegłam do toalety... Za chwilę ból znów się pojawił. Powiadomiłam matkę, ta natychmiast zawiozła mnie na porodówkę.
Poród był ciężki, trwał kilkanaście godzin, na szczęście - silami natury - urodziłam zdrowego syna. Tatuś o dziecku dowiedział się od mojej siostry. Przyjechał z towarzyszącą mu uczennicą z dawnej klasy: Grażyną, tą, której, tak bardzo podobał się Edmund.
- Tak się śpieszyłem, że nie zdążyłem kupić kwiatów – powiedział.
Zrobiło mi się bardzo przykro z powodu "osoby towarzyszącej". Po kilku grymasach i pustych słowach obojga odwiedzających, zmęczona zasnęłam. Przebudziłam się przed kolacją. Edmund zniknął wraz z osobą towarzyszącą. Smutna i rozgoryczona, spacerowałam samotnie po holu, gdy wtem usłyszałam znajomy glos... Odwróciłam głowę, przede mną stał Kuba! Nie wierzyłam własnym oczom!
- Matko! Co tu robisz? – bardziej krzyknęłam niż zapytałam.
- Przyszedłem do siostry, karetka przywiozła ją wczoraj do porodu – rzekł. Gdy dowiedział się, że urodziłam syna, złożył mi gratulacje, ale na jego twarzy malował się ból.

Dowiedziałam się o zaprzestaniu pracy na kopalni.. Wrócił na prośbę rodziców, ponadto mówił, że nie potrafił się znaleźć na Śląsku. Ojciec pomógł znaleźć pracę nie daleko miejsca zamieszkania. W niewielkim tartaku pełni rolę szefa produkcji. Po rozmowie z Kubą długo rozmyślałam, jakby było z nim - jakby to nasze wspólne życie wyglądało? Ogarnął mnie smutek na wspomnienie wspólnych chwil. Pytałam siebie, kogo naprawdę kocham? Co spowodowało, że zdecydowałam się zostać z obecnym mężem, a jednak na widok Kuby serce zaczęło bić mocniej? Im bardziej starałam się znaleźć odpowiedzi, tym bardziej grzęzłam w myślach.

Z porodówki wróciłam do domu rodziców. Pytałam męża o mieszkanie (kiedyś wspominał, że jako nauczyciel ma szansę na służbowe lokum), odpowiadał, że są problemy, albo zastawiał się chorymi rodzicami. Zaczęłam podejrzewać, że nie chce ze mną być. Przyjechał po miesiącu, nawet nie podszedł do dziecka, za to bardzo skrzywiony patrząc na mnie (byłam bardzo szczupła), rzekł:
- Jak nie przytyjesz, nie masz u mnie szans.
Łzy zakręciły mi się w oczach, nie miałam apetytu, a w domu i tak było bardzo skromnie. Co mogłam jeść – ziemniaki? Spytałam, czy zostanie dzień lub dwa, odpowiedź jednak była negatywna.
Nie wytrzymałam, wstałam od stołu i wybiegłam z płaczem w pole. Położyłam się na łące wcisnąwszy twarz w trawę. Zaczęło do mnie docierać, co się dzieje. Chciałam umrzeć! - Boże to już koniec! Mam tę swoją drogę usłaną różami.
Po chwili nadeszła siostra, wróciłam z nią do mieszkania i wtedy usłyszałam, jak Edmund mówi do mojej matki:
- Nie wiem, co jej strzeliło do tego durnego łba.
Tego już było za wiele, matka odpowiedziała ze smutkiem, ale dobitnie:
- Nie wiesz co jej strzeliło? Jest młoda, siedzi i płacze, wygląda za tobą od okna do okna. Ona powinna była zdawać egzaminy, a nie rodzić dzieci! Na spacer z dzieckiem wychodzi sama, a ludzie śmieją się za plecami. Zostawiłeś ją, bez żadnych perspektyw.
Obraził się, zostawił na stole parę groszy i wyszedł.
Zamiast odjąć, dołożył jeszcze jedną gębę do utrzymania. Było ciężko, bardzo ciężko. Brakowało pieniędzy na codzienne potrzeby, a ja, nie miała nawet ręczników. Te z prezentów ślubnych zostały w domu teściowej. Edmund nie wpadł na to, by je przywieźć, a ja nie prosiłam.
Przypomniałam sobie o lampce nocnej, była taka ładna, przydałaby się w nocy...

Chrzciny odbyły się bez ojca, synowi dałam na imię Maciej.
Mijały kolejne miesiące, Edmund nie odwiedzał dziecka. Wychodząc na spacery wstydziłam się przed ludźmi. Słyszałam jak szepczą za moimi plecami. Kiedyś dołączyłam zdjęcie dziecka do kartki urodzinowej dla Edmunda. Musiał je pokazać swojej siostrze, która od początku była przeciwna jego małżeństwu ze mną, gdyż po jakimś czasie dostałam od niej list (mam go do dzisiaj), upokarzający do cna. W liście były wyzwiska: "...że taka kurwa z czerwonym łbem wiedziała co robi, że na dupę złapała profesora, bo chłop po to jest, żeby robił "swoje". A zdjęcie powinnam pokazać kochankowi (miała na myśli Kubę), który zmajstrował bękarta".
Pisała o ślubie kościelnym, że nigdy na niego nie pozwoli, że namówi Edmunda, by złożył podanie o rozwód i to z winy żony!
List zaadresowany był również do Maciusia - taki niewinny leżał w łóżeczku, nieświadomy niczego...
Treści tego listu nie zapomnę do końca życia. Przysięgłam sobie, że pokażę go dziecku, kiedy będzie dorosłe.

Niespełna rok później przyszedł z sądu pozew o rozwód. "Pan Mąż" miał adwokata! Czyżby się bał? Kogo, głupiej uczennicy?...
W pozwie, winą o rozpad pożycia małżeńskiego obarczył mnie, twierdząc, że opuściłam dom jego rodziców i zamieszkałam u swoich rodziców - przeciw jego woli?. Pisał również, że z powodu odległości nie mógł sprawować kontroli nad wychowaniem syna, gdyż obowiązki zatrzymywały go w miejscu wykonywania zawodu. Z tego, co mu wiadomo, ta spotyka się z dawnym chłopakiem - dlatego składa wniosek o stwierdzenie rozpadu małżeństwa i ustalenie winy pozwanej. Nie utrzymywałam żadnych kontaktów z Kubą, poza tym jedynym razem, gdy spotkali sie w szpitalu. Obroniłam się przed oskarżeniem o zdradę małżeństwa. Natomiast przedstawiłam dowody, łącznie ze świadkami na zdradę Edmunda. Opowiedziałam sądowi o matce powoda, która kazała mi się wyprowadzić. O tym, że wróciłam do rodziców na polecenie męża i jak borykam się z braku pieniędzy, których nie dostaję od powoda. Rozwód został orzeczony z winy obojga stron. Wychowanie dziecka sąd przekazał matce, czyli mnie. Powód zobowiązał się płacić alimenty. Wtedy, wszystko stało się jasne! ...Zrozumiałam, że ślub cywilny był wyłącznie argumentem przeciw ewentualnym zarzutom "uwiedzenia nieletniej".
Po rozwodzie Edmund zażądał zwrotu obrączki – sprzedałam ją, kupując dziecku wózek i resztę potrzebnych drobiazgów. Gdy mu powiedziałam:
- Oddaj mi cnotę, ja oddam ci obrączkę - był wściekły.
– Ty miałaś cnotę!? Chyba pod kolanem!
To, zabolało.





cdn
A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Bez oczekiwanie na szczęście (III)

#2 Post autor: skaranie boskie » 25 sty 2014, 15:26

To raczej relacja z wydarzeń, niż opowiadanie, Anastazjo.
Nie odnajduję w niej żadnych głębszych przemyśleń, brak mi wewnętrznych rozterek, brak prób walki o swoje prawa. Jest po prostu krótki, w dodatku subiektywny, opis wydarzeń. Co wrażliwszych może wzruszyć, z tym, że za chwilę o wzruszeniu zapomną. A powinno ono pozostać na dłużej, może na zawsze. Wtedy można by mówić o dobrym opowiadaniu. Te nim nie jest, choć początkowo zanosiło się na niezłe.
:kwiat: :kwiat: :kwiat:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
anastazja
Posty: 6176
Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
Lokalizacja: Bieszczady
Płeć:

Re: Bez oczekiwanie na szczęście (III)

#3 Post autor: anastazja » 25 sty 2014, 21:30

Trudno, niewypały też istnieją :( - rozumiem.
A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"

Awatar użytkownika
coobus
Posty: 3982
Rejestracja: 14 kwie 2012, 21:21

Re: Bez oczekiwanie na szczęście (III)

#4 Post autor: coobus » 26 sty 2014, 18:12

Przeczytałem. Nie żałuję. Tematy warsztatu pominę. Należę do piszących, których warsztat się poprawia, a nie do tych, którzy poprawiają innym. Można to i owo podciągnąć za pomocą literackiej kosmetyki, i chwała iTuitam, że użycza swojego doświadczenia. To pomaga, można skonfrontować własne niedoskonałości.
Opinii Skarania nie podzielam - "relacji z wydarzeń, niż opowiadanie". Opowiadania niejedno mają imię, nie mają narzuconego schematu. Nie musi być w tym opowiadaniu "wewnętrznych rozterek, brak prób walki o swoje prawa". Suche relacje występują w większości uznanych opowiadań, zostawiając czytelnikowi pole dla wyobraźni i wyciągania na wierzch tego, co siedzi pod skórą. Jest literatura, oparta na wyszukanych literackich opisach i literatura nazwijmy to w uproszczeniu "faktu", i fakt ten jest podawany tak, żeby tych ukrytych przed światem smaków doszukać się samemu. O tym wszystkim decyduje forma i język, a dokładniej literacki talent. Dlatego tej formy się nie czepiam.
Istota opowiadania jest dokładnie podana na tacy, do degustacji. Jest pytanie, czy lubimy takie dania. Bo to ciężkie opowiadanie, zalegające potem na wątrobie. Zawiera w sobie pytania, morał i czystą ludzką bezradność. Dla jednych jest to proste, podjąć walkę na początku z przeciwnościami losu, z pułapkami i nieczystą grą, jaką ten los z nami podejmuje. Dla innych nie. Bo każdy ma swoją konstrukcję, nie każdy potrafi się bronić. Czasami wystarczy tym ostatnim podać rękę, by nie zapadali się pod ciężarem własnej bezsilności, tylko gorzej jest, gdy nie ma w pobliżu takiej osoby. Jedyną pozytywną postacią, jaka znalazła się na orbicie dziewczyny, był kierowca, który ją podwiózł. Zapadała się powoli we własną niemoc, dopóki błoto nie sięgnęło jej oczu. Nawet jeszcze wtedy wystarczy jedna wyciągnięta dłoń, ale nie wiemy, czy się pojawiła. Nie ma happy endu.
Jest treść, jest sok w tym opowiadaniu. Osobiście nie wymagam literackiego dopieszczenia od osób podejmujących, tak samo jak ja, próby w tym gatunku. I pod takim kątem oceniam całość.
Odnoszę wrażenie, że kryją się za tym fakty, że to nie jest wymyślona historia. Podobne wrażenie miałem przy lekturze cyklu Kaśka za rzeką
Próbuj dalej, Anastazjo. Jak widzisz na przykładzie Eli, są w pobliżu osoby gotowe podać Ci rękę. :)
” Intuicyjny umysł jest świętym darem, a racjonalny umysł - jego wiernym sługą." - Albert Einstein

Awatar użytkownika
Patka
Posty: 4597
Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
Lokalizacja: Toruń
Płeć:
Kontakt:

Re: Bez oczekiwanie na szczęście (III)

#5 Post autor: Patka » 26 sty 2014, 19:29

To wszystkie? Czy będzie ciąg dalszy? Bo inaczej muszę powiedzieć, że czuję się rozczarowana.

Też mnie nie wzrusza ani nie zachwyca ten tekst, ale pewnie nie po to on powstał (świetne teksty zostawia się na druk, a nie na fora :be: ). Nie zgadzam się też, że to bardziej relacja z wydarzeń - nie, to opowiadanie pełną gębą.

Awatar użytkownika
anastazja
Posty: 6176
Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
Lokalizacja: Bieszczady
Płeć:

Re: Bez oczekiwanie na szczęście (III)

#6 Post autor: anastazja » 26 sty 2014, 21:54

Znalazłeś mnie tutaj cob. to miłe. Oczywiście, że nie jest to opowiadanie do druku, jak pisze Patka. Ale dopóki ktoś czyta...chyba, że każą mi zdjąć, hi,hi?
Nie będę płakać, mleko się wylało.

Pozdrawiam cobusku.




Patko - może i będą, jeśli będziesz czytać? Dziękuję za komentarz, który jest dla mnie bardzo cenny i ten, jak również w poprzedniej części.
Pozdrawiam.
A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"

Awatar użytkownika
Patka
Posty: 4597
Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
Lokalizacja: Toruń
Płeć:
Kontakt:

Re: Bez oczekiwanie na szczęście (III)

#7 Post autor: Patka » 26 sty 2014, 23:32

Będę czytać. ;)

Awatar użytkownika
zdzichu
Posty: 565
Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
Lokalizacja: parking pod supermarketem

Re: Bez oczekiwanie na szczęście (III)

#8 Post autor: zdzichu » 28 sty 2014, 21:29

Przeczytałem wszystkie części, pani Anastazjo.
Mam mieszane uczucia. Trochę mi żal dziewczyny. Wiadomo, każdy facet to świnia, ale i w tym, co napisał pan Admin jest odrobina racji. Ja nie będę tu dyskutował o wadach i zaletach przedstawicieli obu płci. Ograniczę się do moich odczuć po przeczytaniu opowiadania. Są mieszane, jak napisałem. Mam trudność pomiędzy wybraniem między jakością literacką, ckliwością i rzetelnością przekazu. Chyba postawię na ckliwość, bo tej bez liku w każdej części. Wartości literackiej zabrakło w końcówce, a rzetelność przekazu chyba jednak ugrzęzła w solidarności jajników. Wybacz, proszę, droga pani Anastazjo.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie

Awatar użytkownika
anastazja
Posty: 6176
Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
Lokalizacja: Bieszczady
Płeć:

Re: Bez oczekiwanie na szczęście (III)

#9 Post autor: anastazja » 29 sty 2014, 21:27

zdzichu pisze:Wartości literackiej zabrakło w końcówce, a rzetelność przekazu chyba jednak ugrzęzła w solidarności jajników. Wybacz, proszę, droga pani Anastazjo.
:bij: Teraz wybaczam Zdzichu. Muszę poczytać Twoje - wiem tam nie brak ani przekazu, ani wartości literackiej, ale każdy może śpiewać (pisać), trochę lepiej, lub trochę gorzej...

Pozdrawiam :)
A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”