Bez oczekiwania na szczęście V

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
anastazja
Posty: 6176
Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
Lokalizacja: Bieszczady
Płeć:

Bez oczekiwania na szczęście V

#1 Post autor: anastazja » 29 kwie 2014, 21:00

od początku
w poprzednim odcinku

Zarabiałam może niewiele, ale były to moje pierwsze, własne pieniążki. Cudowne było też to, że wreszcie mogłam czytać! Dostęp do książek miałam nieograniczony, a petentów było na tyle mało, że po wykonaniu obowiązków zaszywałam się w innych, choć nie zawsze lepszych, światach.
Czułam, że teraz może być tylko dobrze, los wreszcie uśmiechnął się do mnie.

Po roku, pewnego czerwcowego dnia, stałam się jeszcze szczęśliwsza, o ile to oczywiście możliwe: Kuba poprosił mnie o rękę. Termin ślubu ustaliliśmy na grudzień. Matko Święta, wreszcie będzie mi dane być prawdziwą żoną i matką – rozumiana i kochana, wytęskniona i wyczekana.
O tak, czekaliśmy z Kubą na siebie długo, tak długo, że nasze małżeństwo mogło być tylko idealne.
Cieszyłam się jak nastolatka!
Wymyśliłam sobie bladoróżową suknię, dla Kuby taka sama koszule. Wiedziałam, że jako rozwódka, choć nie przed Bogiem, nie pójdę w bieli do ślubu. Biel jest symbolem czystości, a ja... cóż, czysta już nie byłam. Maciuś był moją dumą, ale i znakiem przeszłości: pochopnych decyzji i ich konsekwencji. Czułam się wprawdzie wolna i dorosła, jednak...
Pociecha była mi miłość Kuby – tak do mnie, jak i mojego syna. Był lepszym tatą dla Maciusia, niż jego biologiczny ojciec; chcieliśmy oboje, by nosił nazwisko Kuby.
Planowaliśmy zająć się tym po ślubie, a przed rozpoczęciem szkoły przez Małego. Nie przewidywaliśmy większych problemów – Edmund nie interesował się dzieckiem ani nie utrzymywał kontaktów – sprawa wydawała się prosta i łatwa. Nawet jego nagła, dziwna wizyta nie zakłóciła naszych planów i wizji wspólnej przyszłości.

Przyjechał niezapowiedziany. Pewnego dnia przed domem zatrzymała się taksówka i wysiadł z niej Edmund. Serce skoczyło mi do gardła! Co on tu robi – pytałam siebie przestraszona na „amen“ i zarazem błagałam mamę, by nie zostawiała mnie z nim samej. Cale dotychczasowe życie przelatywało mi przed oczami, złe przeczucia ogarnęły niczym welon już gotowy do ślubu, choć o wiele za wcześnie – był wrzesień. Ciepły, słoneczny wrzesień. Maciek brykał z kolegami na podwórku, umorusany, z wiecznymi plastrami na kolanach i nieświadomy, ze jego tato właśnie zaszczycił go wizytą.
Byłam jak z kamienia – bez choćby cieplejszego uczucia dla „gościa“, bez najmniejszych wątpliwości co do podjętych decyzji. Nienawidziłam go z całego serca! Ale i bałam się trochę...
Wszedł do kuchni, a żadna z nas nie zaproponowała mu, by usiadł, nie zapytała, czy się czegoś napije. Wręcz przeciwnie.
- Co tu robisz? - wyrwało mi się z warknięciem.
- Przyjechałem zobaczyć syna – odpowiedział spokojnie.
- Jest na dworze. Nie mogę zabronić ci się z nim spotkać, ale nie zamierzam ci niczego ułatwiać.
Edmund poszedł do okna i uchylił firankę. Na twarzy miał wypisana niepewność – doskonale wiedziałam, że nie ma pojęcia, który z rozwrzeszczanych psotników jest jego dzieckiem.
Szybko jednak stracił zainteresowanie scenką spoza okna, a z torby, którą miał przy sobie, jak gdyby nigdy nic, wyciągnął chłopięce spodenki:
- Przywiozłem Maćkowi prezent. Powinny pasować.
Krew uderzyła mi do głowy, myślałam, że wcisnę mu w gardło te porcięta! Opanowałam sie jednak, lecz on chyba wyczul, że sytuacja jest napięta jak struna. - Jeśli nie, wezmę dla brata, tez ma syna w podobnym wieku – dodał szybko.
- Zabieraj swoje prezenty i swoją zakłamaną gębę z tego domu! - Moja ukochana mama nie wytrzymała nerwowo i byłam jej za to ogromnie wdzięczna. - Trzy lata! Trzy lata bez słowa, wiadomości, czy marnego grosza pomocy. Daliśmy sobie dotąd radę – damy i następne trzy, a może trzydzieści lat! Nie potrzebujemy ciebie, ani twojej łaski. Ale może masz jeszcze jakieś zobowiązania? Może jeszcze gdzieś czeka na ciebie kolejny syn i kolejna naiwna wypłakuje oczy?
Weź, weź co tam przywiozłeś i najlepiej więcej się tu nie pokazuj! Idź marnować życie komuś innemu – Estera już dość wycierpiała.

Wyszedł. I długo nie dawał znaku życia. Odetchnęliśmy wszyscy.

Nadszedł grudzień. Dzień naszego ślubu był mroźny, ale pogodny. Dzień wcześniej, w sobotę, niebo było chmurne i zapłakane – ślub cywilny minął nam w deszczu i silnym wietrze. Wiedziałam, że dzisiejsze czyste niebo i wyglądające od czasu do czasu słońce to dobry znak.
Byłam dumna widząc Kubę, takiego męskiego i przystojnego w bordowym garniturze, pasującym doskonale do wybranej wcześniej koszuli. Czasy były ciężkie, pustki w sklepach, byłam wiec pewna, że ten garnitur to zdobycz jego matki – miała jakieś swoje dojścia, czy tez zaufane sprzedawczynie i krawcowe. Był mi też znakiem, że za chwilę stanę się częścią ich rodziny. Już nie obca, samotna matka, wychowująca czyjeś dziecko, tylko ukochana ich syna.
Kuba natomiast patrzył zachwyconym wzrokiem na prostą, różową sukienkę, uszytą przez dobrą sąsiadkę mamy, na suty welon ukrywający ciężki, jasny kok i bukiecik z pąsowych goździków w mojej dłoni. Czułam się piękna i wyjątkowa.
Maciuś, w niedzielnym, najlepszym ubranku kroczył poważnie obok mnie. W rączce ściskał pudełeczko z obrączkami. Był tak przejęty swoją rolą, że nie odpowiedział nawet na sympatyczne pozdrowienie księdza.
Uroczystość była doniosła. Nie był to tylko udzielony sakrament, lecz pełna msza święta – kościół zapełniony uśmiechniętymi i przyjaznymi nam twarzami. Sympatyczne szepty towarzyszyły nam przez cały czas. Widziałam spokojne, cieple oblicza teściów, zapłakane oczy moich rodziców, ale przede wszystkim – miłość bijąca z każdego gestu Kuby... Nazwał mnie swoim różowym aniołem.

Zamieszkaliśmy w kamienicy, w lokum należącym do rodziców Kuby. Cały wielki budynek, otrzymany w ramach rekompensaty za pozostawione mienie w Bełzie, służył im za środek zarobku. Jak inni lokatorzy, mieliśmy małe, ale przytulne mieszkanko. Nasze znajdowało się na parterze – Maciuś miał trzy kroki do kolegów i zabaw na wolnym powietrzu. Rodzice, w ramach prezentu ślubnego, umeblowali nam je częściowo, a my dokupowaliśmy powolutku resztę. Cieszyłam się z każdego kwiatka na parapecie i nowej wycieraczki przed drzwiami. Z niebieskiego pokoiku Macka i żółtej kuchni z wesołymi firankami. To był mój, nasz dom...

I tylko jedna sprawa kładła się cieniem na dobrym, spokojnym życiu jakie prowadziliśmy – przysposobienie Maciusia. Chcieliśmy, by idąc do szkoły, nosił już nazwisko Kuby. Wszelkie sprawy rodzinno-wychowawcze stałyby się prostsze, a i Małego nie nękano by niewygodnymi pytaniami. Dzieci są takie prostolinijne i ciekawskie...
Wystąpiliśmy na drogę sądową: staraliśmy się o odebranie praw rodzicielskich Edmundowi i nadanie dziecku nazwiska ojczyma. Najpierw jednak chciałam spokojnie porozmawiać z byłym mężem, poprosić o polubowne rozwiązanie sprawy – niestety. Edmund nie chciał rozmawiać, co gorsza, nagle odkrył w sobie ojcowskie uczucia i zapowiedział walkę o Maćka.

Cóż było robić? Poszedł do szkoły jako syn Edmunda. Był taki dzielny, a ja taka dumna, gdy słuchałam jego szkolnych opowieści o dzieciakach, którym nie mieściło się w głowie, że można mieć dwóch „tatów“, i którym, czasem piąstkami, musiał tłumaczyć, że lepiej jest mieć dwóch niż żadnego.









cd - (może nastąpi)
A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Bez oczekiwania na szczęście V

#2 Post autor: skaranie boskie » 01 maja 2014, 18:35

Przyznam, że zaintrygował mnie początek.
Użyłaś nietuzinkowych przenośni w zdaniu
anastazja pisze:tysiące pytań, które nie padły, ale wychylały łebki spod talerzy, misek i serwetek, przy nabieraniu surówki, czy dolewaniu kompotu
Już miałem napisać, że jest lepiej, niż w poprzednich odcinkach, gdy trafiłem na jedno z kolejnych zdań:
anastazja pisze:taka głęboka analiza świadczyła wyłącznie o przyszłości i szczęściu syna
A potem na następne:
anastazja pisze:Mój chłopak w tym momencie tak mocno przytulił „naszego“ syna, że tylko ja zauważyłam rumieniec, który wypłynął mu na twarz.
anastazja pisze:szef dostosował mi godziny pracy tak, bym mogła poświęcać wystarczającą ilość czasu Maciusiowi: skończył trzy latka i stał się dumnym przedszkolakiem.
Próbowałem doszukać się w nich sensu, ale mi się nie udało.
Potem przyszła kolej na pewną, poważną nieścisłość. Oto ona:
anastazja pisze:Wiedziałam, że jako rozwódka, choć nie przed Bogiem, nie pójdę w bieli do ślubu.
Rozumiem, że młodzi planowali tylko ślub cywilny, co w kontekście zgody z
anastazja pisze:wiarą wyniesioną z domów i kodeksem moralnym.
ma sens.
Później jednak doszukałem się innego fragmentu:
anastazja pisze:Dzień wcześniej, w sobotę, niebo było chmurne i zapłakane – ślub cywilny minął nam w deszczu i silnym wietrze. Wiedziałam, że to dzisiejsze czyste niebo i wyglądające od czasu do czasu słońce jest dobrym znakiem.
Tu się zastanowiłem, czy aby ten sobotni - chmurny i zapłakany - dzień, nie był tylko prologiem do właściwej uroczystości. No i bingo!
Najpierw pojawił się klecha:
anastazja pisze:Maciuś, w niedzielnym, najlepszym ubranku kroczył poważnie obok mnie. W rączce ściskał pudełeczko z obrączkami. Był tak przejęty swoją rolą, że nie odpowiedział nawet na sympatyczne pozdrowienie księdza.
A potem się stało:
anastazja pisze:Uroczystość była doniosła. Nie był to tylko udzielony sakrament, lecz pełna msza święta – a kościół wypełniony uśmiechniętymi i przyjaznymi nam twarzami.
Powiedz więc, jak to jest?
Czy ktoś jednak udzielił ślubu rozwódce, czy to tylko niekonsekwencja Autorki, która liczyła na to, że czytelnik będzie tak zachwycony sielskim obrazkiem, że nie zwróci uwagi na szczegóły?
Gdyby nie wspomniane potknięcia, gdybyś - jako Autorka - nie upierała się przy harlekinowej konwencji, a raczej trzymała się realiów (mam na myśli ów ślub), byłbym skłonny pochwalić ten odcinek, a przynajmniej napisać, że nie jest zły. W kontekście wychwyconych "wpadek", nie mogę.
:sorry:
:rosa: :rosa: :rosa:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
411
Posty: 1778
Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
Lokalizacja: .de

Re: Bez oczekiwania na szczęście V

#3 Post autor: 411 » 01 maja 2014, 20:45

skaranku,

jestem jak najdalsza od bronienia autorki, czy utworu, ale Twoje pytania, czy tez wátpliwosci:
skaranie boskie pisze:Rozumiem, że młodzi planowali tylko ślub cywilny
skaranie boskie pisze:Powiedz więc, jak to jest?
Czy ktoś jednak udzielił ślubu rozwódce, czy to tylko niekonsekwencja Autorki, która liczyła na to, że czytelnik będzie tak zachwycony sielskim obrazkiem, że nie zwróci uwagi na szczegóły?
sá jedynie dowodem nieuwaznego czytania.
We wczesniejszych czesciach stoi jak byk, ze peelka wziela slub cywilny (wlasciwie zostala do niego zmuszona), a potem dokonal sie rozwód.
Nie jest wiec rozwódká "przed Bogiem".

Co do wátpliwosci odnosnie sensu pewnych zdan:
skaranie boskie pisze:Próbowałem doszukać się w nich sensu, ale mi się nie udało.
nikt nie jest w stanie nic na to poradzic.
Natomiast mozesz uwierzyc mi na slowo, ze kazda kobieta, a szczególnie matka usmiechnie sie i pokiwa ze zrozumieniem glowá.

Tyle ode mnie.
Pozdrawiam,
J.
:)
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

Awatar użytkownika
anastazja
Posty: 6176
Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
Lokalizacja: Bieszczady
Płeć:

Re: Bez oczekiwania na szczęście V

#4 Post autor: anastazja » 01 maja 2014, 22:35

skaranie boskie pisze: Próbowałem doszukać się w nich sensu, ale mi się nie udało.

nie dziwię się skoro nie czytasz uważnie

Myślę Skaranie, że krótki, aczkolwiek konkretny komentarz Józefiny wyczerpał Twoje wątpliwości. Wobec tego nie będę powielać odpowiedzi.

Pozdrawiam :)
A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"

Awatar użytkownika
zdzichu
Posty: 565
Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
Lokalizacja: parking pod supermarketem

Re: Bez oczekiwania na szczęście V

#5 Post autor: zdzichu » 02 maja 2014, 0:22

Może znów się narażę paniom i zostanę honorowym członkiem Klubu Solidarności Plemników, ale poprę tu pana Skaranie. Odnośnie tego sensu.
Zacznę od zdania: taka głęboka analiza świadczyła wyłącznie o przyszłości i szczęściu syna.
Moim zdaniem analiza mogła świadczyć o trosce, bądź dociekliwości rodziców, ale na pewno nie świadczyła o przyszłości. Chyba o to chodziło Adminowi. Ja też zauważyłem tę nielogiczność, czytając.
Zdanie: Mój chłopak w tym momencie tak mocno przytulił „naszego“ syna, że tylko ja zauważyłam rumieniec, który wypłynął mu na twarz. Też zgrzyta. No bo albo on tak słabo przytulił dziecko, że rumieniec był tak nikły, iż dostrzec go zdołała jedynie bohaterka, albo należało napisac, że rumieniec wypłynął na twarz i nie wnikać w to, kto go zauważył.
Przyznam że nie wiem, o co chodzi w trzecim z cytowanych zdań, ale liczę na wyjaśnienie.
Z tym ślubem to pan Admin nie ma racji, pomimo, że czyta uważnie, czego dowodem inne zastrzeżenia. Z drugiej jednak strony, sformułowanie
anastazja pisze:jako rozwódka, choć nie przed Bogiem, nie pójdę w bieli do ślubu.
jest dość niejednoznaczne.
Tyle w obronie Skarania Boskiego.
A czy tekst rzeczywiście zasługuje na miano Halequina? Chyba tak. W poprzednich odcinkach było w nadmiarze niedoli, teraz przesyt szczęścia. Jakieś to takie nierealne, choć wyraźnie kobiece. Brakuje tylko puenty w stylu - żyli długo i szczęśliwieTaki obrazek namalowany w dwoch kolorach, z wyraźnymi konturami. Do mnie to nie trafia, choć na pewno tego typu literatura ma swoich czytelników.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie

Awatar użytkownika
411
Posty: 1778
Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
Lokalizacja: .de

Re: Bez oczekiwania na szczęście V

#6 Post autor: 411 » 02 maja 2014, 9:46

zdzichu pisze:Moim zdaniem analiza mogła świadczyć o trosce, bądź dociekliwości rodziców, ale na pewno nie świadczyła o przyszłości. Chyba o to chodziło Adminowi. Ja też zauważyłem tę nielogiczność, czytając.
Macie racje, panowie, przyznaje - chyba problem lezy w sformulowaniu, a wczoraj, przy wieczornym czytaniu, jakos mi to umknelo.


zdzichu pisze: Z drugiej jednak strony, sformułowanie

anastazja pisze:
jako rozwódka, choć nie przed Bogiem, nie pójdę w bieli do ślubu.

jest dość niejednoznaczne.
Moze, gdyby "przed Bogiem" zapisano jak tu, z cudzyslowiem, byloby jasniej?
Nie wiem sama, ot, potoczczyzna slowna sie tu widac wdarla.


zdzichu pisze:A czy tekst rzeczywiście zasługuje na miano Halequina? Chyba tak. W poprzednich odcinkach było w nadmiarze niedoli, teraz przesyt szczęścia. Jakieś to takie nierealne, choć wyraźnie kobiece. Brakuje tylko puenty w stylu - żyli długo i szczęśliwie
I pewnie tak bedzie - poczekamy, zobaczymy.

Dziekuje w imieniu Nastki za poczytanie (wybaczcie, ale jako swego rodzaju "promotor" mocno sie poczuwam),
J.

:)
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Bez oczekiwania na szczęście V

#7 Post autor: skaranie boskie » 02 maja 2014, 22:44

411 pisze:Natomiast mozesz uwierzyc mi na slowo, ze kazda kobieta, a szczególnie matka usmiechnie sie i pokiwa ze zrozumieniem glowá.
Nie wątpię.
Nie to jednak stanowi o wartości utworu literackiego.
Nielogiczne zdania mogą wypowiadać bohaterowie, taki ich przywilej. Narrator jednak musi być perfekcyjny. Inaczej kicha.

Panie Zdzichu.
Dziękuję za pomoc.
Widzę, że trzeci cytat nie dał panu spokoju. Już biegnę wyjaśnić.
Konstrukcja zdania jest taka, że czytelnik może wnioskować, iż to szef skończył trzy latka i stał się dumnym przedszkolakiem.

Przyznaję się do pomyłki w interpretacji zdania z oczami Boga. Ale to też muszę zaliczyć na minus Autorce. Tekst jest nieprecyzyjny. To nie wiersz, żeby zostawiać miejsce na interpretację. To proza, rodzaj pamiętnika i tu należy stosować ściślejszy nieco zapis.
anastazja pisze:nie dziwię się skoro nie czytasz uważnie
Myślę, że ten zarzut jest bezpodstawny.
Czytam bardzo uważnie i stąd moje zastrzeżenia. Gdyby tylko przebiegł wzrokiem przez tekst, mógłbym ulec oczarowaniu sielanką, jaką zaprezentowałaś. Jednak nie uległem.
Wybacz, Anastazjo. Zawsze staram się wyłuskać z tekstów niedociągnięcia, bo to może ułatwić Autorowi ich eliminację w kolejnych tekstach. Ostatnio zauważam, że ten sposób patrzenia na teksty wzbudza wiele kontrowersji. Mimo to nie będę chwalił tylko dlatego, że temat jest uroczy i niejedna matka by się nad nim uśmiechnęła. Pozostanę w niewdzięcznej roli krytyka, zwłaszcza, że sam pisać nie potrafię.
:rosa: :rosa: :rosa:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
anastazja
Posty: 6176
Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
Lokalizacja: Bieszczady
Płeć:

Re: Bez oczekiwania na szczęście V

#8 Post autor: anastazja » 02 maja 2014, 23:15

Poprawiłam na ile dałam radę. Spokojniej podeszłam dzisiaj do tekstu. Zgadzam się z Waszą opinią. No cóż, wygląda że się porwałam z motyką na księżyc. Chciałam tylko powiedzieć, że to nie miało być sielskie zakończenie. Prolog, który zamieściłam byłby zakończeniem opowiadania. Ale rezygnuję, jestem mierna. Przyznaję, wracam do swojej poezji.

Nie chciałam Cię urazić skaranie, wkurzyły mnie te słowa:
skaranie boskie pisze: niekonsekwencja Autorki, która liczyła na to, że czytelnik będzie tak zachwycony sielskim obrazkiem, że nie zwróci uwagi na szczegóły?


tego nie musiałeś pisać, daleko mi do takiego myślenia. Zawsze uważam, że ktoś jest lepszy ode mnie. Zabolało, ponieważ to już nie był komentarz do wiersza, a raczej do mojej osoby. Takie uwagi z Twojej strony, są przykre i nie tylko dla mnie. Tak myślę. Z resztą się zgadzam, również z komentarzem; Józefiny, oraz Zdzicha i nie mam żadnych pretensji.

Pozdrawiam.
A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Bez oczekiwania na szczęście V

#9 Post autor: skaranie boskie » 02 maja 2014, 23:26

Przepraszam, Anastazjo.
Masz rację, że się zagalopowałem.
Ale nie pisz, proszę,że jesteś mierna.
Piszesz na miarę swoich możliwości i ostatnio zdecydowanie lepiej, niż na początku.
To ja nie potrafię być wyrozumiały, podchodzić z wyczuciem. Wydaje mi się, że każdy, kto próbuje pisać, powinien od razu być mistrzem pióra. Chyba zapomniałem o założeniu edukacyjnej (a nie krytycznej) roli portalu. Dobrze, że są tu osoby, które potrafią mi czasem przypomnieć moją rolę.
Jeszcze raz przepraszam.
:rosa: :rosa: :rosa:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
anastazja
Posty: 6176
Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
Lokalizacja: Bieszczady
Płeć:

Re: Bez oczekiwania na szczęście V

#10 Post autor: anastazja » 03 maja 2014, 15:15

skaranie boskie pisze:Przepraszam, Anastazjo.
Masz rację, że się zagalopowałem.
Okey, przyjmuję. Poza tym nie lubię się gniewać. Myślę, że inni, którzy znają mnie trochę lepiej, przyznają, że nie jestem osobą wyniosłą ( wiem gdzie jest moje miejsce w szeregu). Wrażliwość (to moja wada) i częściej kieruję się emocjami. Też niedobrze.
skaranie boskie pisze:Ale nie pisz, proszę,że jesteś mierna.
jestem - niestety.

Pozdrawiam :myśli:
A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”