Jabłka i śniegi /4/

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Tychon
Posty: 21
Rejestracja: 07 maja 2014, 2:05
Kontakt:

Jabłka i śniegi /4/

#1 Post autor: Tychon » 08 maja 2014, 1:52

od początku
w poprzednim odcinku

Prolog, część 4 - Kochanek

Kobieta wraz z detektywem stała przed drzwiami, które prowadziły do jej małżeńskiego mieszkania. Reszta policjantów została na dole, gospodyni poczęstowała ich kanapkami na ciepło, byli zachwyceni. Wąsaty, starszy pan spojrzał na Cyntie, nie wiedział jak postąpić. Z jednej strony bardzo nie chciał się wtrącać, z drugiej było mu jej zwyczajnie żal.
– Może wejść tam z panią? – zaproponował pytająco, choć bardzo nie lubił się mieszać w sprawy małżeńskie, zwłaszcza, że sam był kawalerem i tak naprawdę o związkach małżeńskich nie miał bladego pojęcia.
– Nie, nie trzeba – odpowiedziała niepewnie kobieta, bardzo nieprzyjemnym tonem. – Bardzo dziękuje za to, że chce mi pan pomóc – rzekła już znacznie milej.
– Dla mnie to żaden kłopot. Mogę także pomówić z mężem.
– Nie, naprawdę nie trzeba. Doceniam chęci, ale to mój problem, to ja naważyłam tego piwa.
– Podziwiam odwagę. – Detektyw uśmiechnął się ciepło. Cyntia położyła dłoń na klamce i nacisnęła ją w dół. Hektor zdawał się jakby tylko na to czekać, otworzył drzwi szeroko ostrym szarpnięciem, wychylił się na korytarz tylko głową.
– Panu już podziękujemy –zwrócił się do starszego mężczyzny. – Zapraszam – to słowo skierował do kobiety i otworzył drzwi znacznie szerzej. Wyczekiwał tuż przy futrynie aż przekroczy próg. Następnie zamknął drzwi.

– Potrafię zrozumieć naprawdę wiele – zaczął starając się pozbyć śladu łez z oczów. – Potrafię zrozumieć to, że chciałaś ode mnie odejść…
– W takim razie mnie uwolnij – zaproponowała.
Hektor zapobiegawczo oddalił się kilka kroków od żony, zwyczajnie ją minął i oparł się o komodę stojącą w przeciwległym końcu pokoju. Pokiwał palcem w lewo i w prawo zdradzając swoje zdenerwowanie.
– Potrafię zrozumieć, to nie to samo co potrafię zaakceptować – wyjaśnił twardo.
Kobieta milczała. Stała sztywno jakby uczestniczyła w rozprawie i właśnie oczekiwała wyroku. Bała się tego jaki zapadnie.
– Jednak Cyntia, jaką ty jesteś matką? – zapytał z krzywym uśmiechem i niedowierzaniem w głosie. – Pominę fakt, że chciałaś pozbawić dziecko ojca, a mnie syna, ale Marsel jest chory. Widziałaś jak źle z nim było poprzedniej nocy! – uniósł się. – Jeśli nabawi się zapalenia płuc, może umrzeć. Urodził się za wcześnie, jest chorowitym dzieckiem, bo jego organizm nie wypracował poprawnego systemu odporności, a ty go jeszcze narażasz!?
– Możesz nie krzy…
Uderzenie pięści o blat komody przerwało Cyntii jej wypowiedź. Zatrzęsła się w przestrachu i z powodu zaskoczenia. Zamilkła widząc gniew w oczach męża.

Hektor dłuższą chwilę zbierał myśli, na skutek czego w pomieszczeniu panowała niemal grobowa cisza. Cyntia tylko niekiedy nerwowo przestępowała z nogi na nogę, a jej obcasiki stukały o drewniany parkiet.
– Nie potrafisz zrozumieć, że ty i Marsel jesteście dla mnie wszystkim co mam?
– Masz fabrykę, samochód…
– To nie ważne! To nic niewarte rzeczy! Nie zastąpią mi syna, ani żony. Jaki był powód ucieczki? Kaprys? – dopytywał.
– Kto ci powiedział? Kto cię zbudził? – zapytała.
– A czy to ważne?
– Zadajesz pytania i żądasz odpowiedzi, dlaczego sam nie stosujesz się do reguł własnej gry!? – zadała pytanie krzycząc tak, że jej głos odbił się od ścian w ciemnym, zielonym kolorze. Hektor jednak milczał, nawet nie ruszył się z miejsca. – Zadałam pytanie, kto ci powiedział, o tym, że wyszłam, że wzięłam Marsela!? – Cyntia nie spuszczała z tonu.
Hektor zrobił krok do przodu, następnie kolejny i tak w bardzo zwolnionym tempie zbliżał się do swojej żony.
– Stój! – rozkazała. – Nie podchodź! – Cofnęła się nerwowo, wpadła plecami na szafę wolnostojącą, następnie na ścianę tuż przy oknie. – Hektor, prosiłam byś się nie zbliżał. – Niespodziewanie łzy stanęły w jej oczach.
Mężczyzna stanął.
– Nie, najdroższa, ty nie prosiłaś, ty rozkazałaś, na dodatek krzycząc. Nie zamierzam tolerować takiego tonu u mojej żony – uprzedził.
– Powiedz, proszę kto ci powiedział o tym, że opuściłam dom.
– Martin – wyjawił. Kobieta była zdziwiona, wręcz zszokowana. – Tak, dobrze słyszysz. Twój brat. Nawet twoja rodzina jest po mojej stronie. Nie masz tutaj już ani jednego sprzymierzeńca.
Cyntii łza potoczyła się po policzku, zdrada najbliższego, zdrada rodziny bolała najbardziej.

– Wiesz co ludzie mówią za plecami? Że wymykasz się potajemnie do kochanka. Głoszą różne spekulacje, mam w nie wierzyć?
– Nie wiem. – Wzruszyła ramionami.
– Chcesz bym w nie uwierzył?
– Zrób jak uważasz. – Patrzyła się na dywan, wzrok miała w niego dosłownie wbity, a głowę lekko skierowaną w lewo.
– Ja sądzę, że to była tylko taka demonstracja z twojej strony. Coś ci się nie spodobało i postanowiłaś dać mi nauczkę, pokazać na ile cię stać i do czego jesteś zdolna. Przykro tylko, że byłaś w stanie posłużyć się do tego celu naszym synem.
– A gdyby nie był nasz? – zapytała spoglądając mu w twarz.
– Co p… p… po…powiedziałaś? – zająknął się.
– Gdyby Marsel nie był twoim synem? – zapytała wprost.
– Nigdy bym w to nie uwierzył i teraz także w to nie wierzę. Mówisz tak tylko by mnie zabolało. Jesteś w tej chwili bezduszna.
– Bo chcę ci zadać ból?
– Nie, Cyntio. Zapewne masz więcej powodów niż palców u rąk by mnie krzywdzić. Jednak czy masz choć jeden powód by krzywdzić Marsela?
Dziewczyna pokręciła głową na boki.
– Jak ty nic nie rozumiesz – powiedziała jakby do siebie. – A jakby plotki były prawdą? Co jeśli miałabym kochanka, a Marsel nie byłby twoim dzieckiem?
Hektor uśmiechnął się pod nosem, zmarszczył brwi, następnie wystrzelił je w górę, w kierunku swoich gęstych, choć krótkich włosów.
– Nie musisz wymyślać takich głupot, i tak cię nie odeślę. Nie patrz się tak, po twoim poczynaniu, powinienem to zrobić, ale darze zbyt wielkim szacunkiem twoją matkę i mam poszanowanie dla pamięci o twoim ojcu, dlatego zostaniesz przy mnie i nie będę zawierzał tym brednią. Po odesłaniu byłabyś nikim, nic niewartą, puszczalską suką, której nie zechciał nawet mąż. Nie chcesz takiego życia i ja dla ciebie nie chcę takiego życia. Nie taką matkę ma mieć mój syn.
– A gdyby nie był twój? Gdyby kochanek był prawdą? – naciskała.
Hektor pokonał dystans jaki dzielił go od żony.
– W życiu nie uwierzę, że Marsel nie jest moim synem – rzucił kobiecie prosto w twarz. – Jednak sprawa twojego kochanka pozostaje tematem otwartym między nami, jednak wybacz, dzisiejszej nocy nie mam już ochoty na żadną rozmowę z tobą, choćby najmniejszą. – Chwycił za karafkę stojącą na komodzie obok kobiety. Odkorkował ją. Odstawił kryształowy korek na komodę, a sam wyszedł trzaskając drzwiami. Był już na schodach gdy postanowił zawrócić.

Jego żona nadal stała w tym samym miejscu w jakim się znajdowała gdy wychodził. Spojrzał na nią, uśmiechnął się krzywo.
– Liczę na to, że kiedy powrócę do izby, to nadal w niej będziesz. Najlepiej już w łóżku. – Podszedł, chwycił w dwa palce jej podbródek i zmusił by spojrzała mu w twarz. – Ze względu na twoje zachowanie w ostatnim czasie, prosiłbym cię być nie opuszczała nazbyt często naszego pokoju, a o każdym wyjściu, nawet tym do ogrodu mam być przez ciebie informowany i wyrazić na nie zgodę. Bez mojego pozwolenia, nie chcę cię widzieć choćby krok za progiem drzwi wejściowych. Rozumiemy się skarbie?
Cyntia milczała, chwycił więc drugą dłonią za jej ramie i mocniej zacisnął na nim swoje palce.
– Hektor, puść. – Ścisnął jeszcze mocniej. – Hektor, proszę. – Włożył jeszcze większy nacisk na swoje palce. – Zostaną siniaki…. – Poczuła taki ból, że kolana się pod nią ugięły.
– Nie usłyszałem jeszcze odpowiedzi na pytanie – wyjaśnił statecznie, z wielkim opanowaniem.
– Zrozumiałam – udzieliła mu odpowiedzi. Łzy potoczyły się po jej policzku. Scałował jedną z nich.
– Bardzo nie lubię gdy płaczesz – wyjawił ze znaczną dozą smutku w głowie i opuścił pokój.
Cyntia przywarła plecami do lodowatej ściany, osunęła się po niej aż w końcu jej pupa dotknęła zimnego parkietu. Podkuliła kolana pod brodę i zapłakała.
Hektor w tym czasie zmierzał schodami w dół. Minął jednego z służących, tego który zajmował się ogrodem i drobnymi pracami naprawczymi.
– Paul, mam prośbę – rzekł i odwrócił się w stronę mężczyzny odzianego w robocze, choć czyste i ładne ubranie.
– Słucham pana. – Paul był skupiony na słowach szefa.
– Obserwuj dyskretnie pokój mojej rodziny, dopóki nie powrócę. Prosiłbym też o to by ta prośba została między nami.
– Jak tylko pan życzy. – Blondyn ukłonił się delikatnie, następnie odwrócił plecami do Hektora i skierował swoje kroki pod drzwi mieszkania państwa Rodrigez.

cdn
Od ciszy ciepłych słów po wściekły wrzask
Od przytulonych snów po chłodny brzask...
Od bukieciku róż po bukiet łez
Od przenajświętszych słów po męski grzech...

(Grzegorz Tomczak - W rytmie obietnic)

http://dariusz-tychon.blogspot.com/

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Jabłka i śniegi /4/

#2 Post autor: skaranie boskie » 11 maja 2014, 17:55

Tychon pisze:spojrzał na Cyntie
Ogonek...
Tychon pisze:wychylił się na korytarz tylko głową.
Albo się wychylił, albo wychylił tylko głowę. Nie można się wychylić czymś. Czy, gdybym napisał, że wychylił się tylko ręką, uznałbyś to za poprawne? Można się wychylić z czymś, ale to już zupełnie inna bajka.
Tychon pisze:– Panu już podziękujemy –zwrócił się do starszego mężczyzny. – Zapraszam – to słowo skierował do kobiety
Brak spacji po pierwszym myślniku. Drugi zbędny. I zamiast "to słowo", chyba lepiej byłoby napisać "ostatnie słowo".
Tychon pisze:zaczął starając się pozbyć śladu łez z oczów.
Brak przecinka po zaczął, a śladów łez można się pozbyć z oczu. Ostatnia forma brzmi tak, jak "zdjął rękawiczki z ręków".
Tychon pisze:Hektor zapobiegawczo oddalił się kilka kroków od żony, zwyczajnie ją minął
To zdanie jest nielogiczne. Jeśli się oddalił, to nie mógł minąć. Mógłby, gdyby się zbliżył. Mógł też najpierw minąć, a potem się oddalić.
Tychon pisze:Patrzyła się na dywan,
Kolejny specjalista od patrzenia się.
Już to u kogoś nagminnie poprawiam. Gdybyś czasem poczytał utwory innych i co się pod nimi pisze, może uniknąłbyś podobnych zwrotów.
Tychon pisze:Nie patrz się tak,
Tychon pisze:nie będę zawierzał tym brednią.
To mówi Hektor. Bez komentarza. Jak i następne.
Tychon pisze:prosiłbym cię być nie opuszczała
Tychon pisze:Włożył jeszcze większy nacisk na swoje palce.
Tychon pisze: Minął jednego z służących
Tychon pisze:skierował swoje kroki pod drzwi mieszkania państwa Rodrigez.
Rozumiem, że do tej pory przebywali w jakimś obcym obejściu, a nie w posiadłości wspomnianych państwa Rodrigez.

Im dalej w las, tym więcej drzew - mówi stare przysłowie. Nie wiem, czy n ie pora je zmienić na: im dalej w tekst, tym więcej błędów. Czytanie czegoś takiego męczy, uwaga rozprasza się na błędny zapis, zamiast koncentrować na fabule. To nie służy utworowi.
Myślę, że Ty piszesz i - jeśli korektor w edytorze nie podkreślił na czerwono - uznajesz tekst za bezbłędny. A ja twierdzę, że zawsze warto przeczytać przed opublikowaniem. Przeczytać uważnie i wnikliwie, jakby to nie był twój tekst.

Pozostaje jeszcze kwestia fabuły.
Trochę mnie zawiódł Hektor. Zaczyna stawać się prymitywny, a ja uważałem go za faceta z klasą. Poza tym opowieść nabiera rumieńców. Szkoda tylko, że niektóre z nich to rumieńce wstydu Autora, spowodowane tym, o czym napisałem wyżej.
Za rumieńce! :beer: :beer: :beer:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
411
Posty: 1778
Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
Lokalizacja: .de

Re: Jabłka i śniegi /4/

#3 Post autor: 411 » 14 maja 2014, 9:03

:)

Przejde od razu do "kwiatków".

Tychon pisze:Hektor zapobiegawczo oddalił się kilka kroków od żony, zwyczajnie ją minął i oparł się o komodę stojącą w przeciwległym końcu pokoju.
A to czemu? Mozna wywnioskowac, ze zawsze jak jest podkurzony, odsuwa sie od innych, bo - zupelnie niechcácy - móglby im krzywde zrobic.


Tychon pisze:Pokiwał palcem w lewo i w prawo zdradzając swoje zdenerwowanie.
Próbowalam sobie to wyobrazic, ba, póbowalam wykonac - nie dalam rady.
Fascynujáce...


Tychon pisze: Urodził się za wcześnie, jest chorowitym dzieckiem, bo jego organizm nie wypracował poprawnego systemu odporności, a ty go jeszcze narażasz!?
Wybacz, taka wypowiedz moglaby pasc z ust adepta szkoly medycznej, ale nie rodzica, czy normalnego zjadacza chleba.


Tychon pisze:Cyntia tylko niekiedy nerwowo przestępowała z nogi na nogę, a jej obcasiki stukały o drewniany parkiet.
1. A co: kiedy?
2. Mnie to wyglada na klasyczne stepowanie - powtarzala kroki z kursu?


Tychon pisze:– To nie ważne!
Niewazne.


Tychon pisze:Hektor zrobił krok do przodu, następnie kolejny i tak w bardzo zwolnionym tempie zbliżał się do swojej żony.
Slow-motion, jak pragne byc noblistká.


Tychon pisze:Cofnęła się nerwowo, wpadła plecami na szafę wolnostojącą, następnie na ścianę tuż przy oknie.
Niby nie ma bledu, ale mnie okreslenie "wolnostojácy" kojarzy sie z budynkami, zdecydowanie.
Z drugiej strony, nikt normalny nie stawia takiego kloca na srodku pokoju i to jeszcze przed oknem.


Tychon pisze:Patrzyła się na dywan, wzrok miała w niego dosłownie wbity, a głowę lekko skierowaną w lewo.
Rozmieniasz sie na drobne w tych szczególowych opisach.
Wystarczyloby: milczala ze wzrokiem wbitym w dywan - albo podobnie.


Tychon pisze:– Nigdy bym w to nie uwierzył i teraz także w to nie wierzę. Mówisz tak tylko by mnie zabolało. Jesteś w tej chwili bezduszna.
– Bo chcę ci zadać ból?
Straszny dialog. Po prostu straszny.
A bohaterowie zaczynajá sie jawic jako osoby z zaburzeniami osobowosci, by nie powiedziec: niepelnosprawne umyslowo.


Tychon pisze:Hektor uśmiechnął się pod nosem, zmarszczył brwi, następnie wystrzelił je w górę, w kierunku swoich gęstych, choć krótkich włosów.
1. He?!
2. Czy dlugosc jego wlosów ma jakies wyjátkowe znaczenie?


Tychon pisze:– Nie musisz wymyślać takich głupot, i tak cię nie odeślę. Nie patrz się tak, po twoim poczynaniu, powinienem to zrobić, ale darze zbyt wielkim szacunkiem twoją matkę i mam poszanowanie dla pamięci o twoim ojcu, dlatego zostaniesz przy mnie i nie będę zawierzał tym brednią.
1. Nie wiem w jakiej czasoprzestrzeni dzieje sie opowiesc, ale stawiam na przelom XVIII i XIX wieku.
2. Bredniom.


Tychon pisze:Hektor pokonał dystans jaki dzielił go od żony.
Jak? Az sie prosi, by dookreslic to pokonywanie dystansu: szybko? wolno? w zamysleniu? wzburzony? z pianá na pysku?


Tychon pisze:Jednak sprawa twojego kochanka pozostaje tematem otwartym między nami, jednak wybacz, dzisiejszej nocy nie mam już ochoty na żadną rozmowę z tobą, choćby najmniejszą.
Naduzywasz "jednak", ogólnie, nie tylko tu.


Tychon pisze:Chwycił za karafkę stojącą na komodzie obok kobiety. Odkorkował ją. Odstawił kryształowy korek na komodę, a sam wyszedł trzaskając drzwiami.
Zaczynam sie umacniac w przekonaniu o problemach osobowosciowych bohaterów.


Tychon pisze:– Bardzo nie lubię gdy płaczesz – wyjawił ze znaczną dozą smutku w głowie i opuścił pokój.
To jakos wygláda?


Tychon pisze:Obserwuj dyskretnie pokój mojej rodziny, dopóki nie powrócę. Prosiłbym też o to by ta prośba została między nami.
– Jak tylko pan życzy. – Blondyn ukłonił się delikatnie, następnie odwrócił plecami do Hektora i skierował swoje kroki pod drzwi mieszkania państwa Rodrigez.
1. To pokój, czy mieszkanie (lokum)?
2. No, dyskrecja wrecz powala, powinien wyslac CV do Bialego Domu.



Darku, powiem wprost: jest zle.
Dialogi, czynnosci, postaci - sá niewiarygodne. Gdyby jeszcze byly barwne...
Powtórzenia, brak przecinków, koslawosc zdan - bardzo przeszkadzajá w czytaniu.
Swojá drogá, ciekawa jestem w jakim jestes wieku.

Ok, przede mná ostatnia czesc.

Pozdrawiam,
J.

:smoker:
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”