Wózek, cz. VI
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Wózek, cz. VI
od początku
w poprzednim odcinku
- Facet to facet. Każda jakiegoś potrzebuje. Moja matka, świętej pamięci recepcjonistka, wyszła za strażaka z prawdziwego zdarzenia, takiego z filmów, wiesz, z sześciopakiem i uwodzicielskim spojrzeniem. Co prawda miał odstające uszy, ale matce to nie przeszkadzało, zresztą – łyk kakao – włosy zapuścił i nie było widać. Męskości mu to nic nie odebrało, mówię ci, a jak inne zazdrościły! Nie dość, że pokochał, to jeszcze ślub z nią wziął i rozwodu nie zechciał do końca życia. Mówiono, że się bał, matka była twardą kobietą, nie pozwalała mu na to i na to, na przykład na wypicie więcej niż trzech piw w ciągu dnia… Mógł pić w ukryciu? Skąd, matka wiedziała wszystko, umiała też poznać, czy ktoś kłamie, czy nie. Kiedyś dostałam jedynkę z matmy, ona, jakby się domyślając, spytała, czy dostałam jakieś oceny. Nie, skąd, odpowiedziałam. Naprawdę? dopytywała. Tak, tak. Dopiero po porządnym laniu powiedziałam prawdę. Wychowała mnie na porządną kobietę. Znalazła pierwszego chłopaka. Syn jej szefa, równie ładny co jej mąż. Jak mu było na imię?... No nieważne, teraz sobie nie przypomnę. Straciłam z nim cnotę. Pierwszy facet musi być delikatny, ale też stanowczy. Przebicie błony dziewiczej to twardy orzech do zgryzienia. Elka… znasz Elkę? Mówiłam ci kiedyś o niej. Jej błonę pokonał dopiero piąty chłopak. Przy innym bardzo się stresowała, a spiętą dziewczynę ciężko rozdziewiczyć. Jeśli mężczyzna nie potrafi, znaczy, że dupa i tyle. Wracając do matki i jej męża – duży łyk kakao - do szczęścia brakowało im dziecka. Gdy urodziłam się ja, strażak był wniebowzięty, taka śliczna, różowiutka córeczka mu się trafiła. Dopiero po pięciu latach dowiedział się, że nie on jest ojcem, tylko… No właśnie, zgadnij kto? Nie, nie sąsiad ani listonosz. Jakiś obcy facet. Matka mi opowiadała, że ją wtedy poniosło. Za dużo wypiła, a on był uroczy, uprzejmy, zabawny. Żadne wytłumaczenie. Uroczy, uprzejmy i zabawny powinien być nasz partner życiowy i to właśnie nim kobieta powinna się zachwycać. Mąż matki jakoś przeżył jej zdradę, choć do dziecka, czyli mnie, już się nie zbliżał. Czasem tylko zabierał mnie na spacer, na przykład do parku. Tak, tego obok. Może dlatego sama lubię przechadzać się jego alejkami? Szukam gdzieś starych czasów? A może wierzę, że znajdę tam jedyną prawdziwą miłość? Skoro z synem szefa nie wyszło… Pójdę zrobić sobie kanapki, OK.? Zrobić i tobie?
- Nie, dziękuję – odparłam.
Marta wyszła i nie wracała przez długie minuty, dodam – jedne z lepszych minut mojego życia. Jednocześnie obawiałam się dalszego monologu przyjaciółki, chyba nawet do wniosków nie doszła, nie mówiąc o optymistycznym zakończeniu, że wszyscy faceci to dobre chłopaki. PZK na szczęście się nie pokazywał, pewnie odpoczywał po kolacji wigilijnej, sporo jedzenia wciskał na talerz, a z talerza wpychał do buzi. I dobrze, utuczy się i przestanie być dla mnie atrakcyjny. Nie miałam zresztą żadnej pewności, że prawdziwy Paweł należał do ideałów. Według doktora i współlokatorki, byłby w sam raz dla przeżywającej pierwsze umieranie kobiety, ale czy ja wiem? Czyżby zajmował się zawodowo uleczaniem? Medytacja, akupunktura i te sprawy? Nie, dziękuję, już wolałam łykać tabletki.
- Już jestem. – Marta przyniosła cały talerz kanapek z chyba wszystkim, z czym kanapki można zrobić. Nawet dała ser, za którym nie przepadała. – O czym mówiłam?
- Że z synem szefa ci nie wyszło.
- Racja. Czyli…
- W sumie nie musisz już nic mówić – przerwałam Marcie – wiem, że faceci są cudowni.
- Czyli spotkasz się z Pawłem?
- Nie.
Marta załamała ręce. A ona potrafiła je tak załamać, że czuło się ból w każdej części ciała.
- No weź…
- Co mam wziąć? Kanapkę? Nie jestem głodna.
- Bardzo śmieszne. Ja tu się produkuję…
- Mówiłam, że nie chcę kanapek.
- Ja o swoim przemówieniu mówię! – Ręce załamały się jeszcze bardziej. Koszmar dla mych oczu. – Nie rozumiem, dlaczego przynajmniej nie spróbujesz…
- Bo nie chcę. Sama się wyleczę.
- Wolisz faszerować się prochami?
- Nawet gdybym zechciała poznać Pawła, i tak bym się nimi faszerowała. – Zmieniłam pozycję na siedzącą. – Nie rób z mojego umierania wielkiej afery. Ty też pomagałaś sobie chłopakiem?
- A żebyś wiedziała! – zawołała Marta i aż stanęła przede mną w pozie osoby dumnej i pewnej siebie. – Miał na imię Adam i był – usiadła z powrotem, rozmarzona – cudowny! A w ogóle się tego nie spodziewałam. Matka go raz do mnie do pokoju przysłała, pod pretekstem naprawy żyrandolu. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się. Po tygodniu byłam zdrów jak ryba. Był moim najukochańszym chłopakiem. Trochę dresiarsko wyglądał, ale co tam, ważne, że romantyk. Na pierwszą randkę kupił mi pieska. Gdy ten po miesiącu wpadł pod samochód, kupił mi kolejnego, potem kotka, papugę, chomika… Po roku pod samochód wpadła matka, ale już nic mi nie kupował. Z czasem nasze relacje się rozluźniły, aż w końcu odszedł. Głupie, nie?
- Mogę o coś zapytać?
- Możesz.
- Naprawił ci żyrandol?
Rzuciła we mnie poduszką.
- Śmieszka się znalazła – rzekła. – To jak, spróbujesz?
Wpatrywała się we mnie piwnymi oczami, pochylona o trzydzieści stopni. Tak mniej więcej. Oczy też miała mniej więcej piwne, bo czasem wpadały w brąz, czasem w ciemną zieleń, a czasem w nic nie wpadały, tylko były – okrągłe, duże, nijakie. Długie, proste włosy opadały na garbate plecy. Ręce już przestała załamywać, ułożyła je na udach, równie prostych, zakrytych dziurawymi dżinsami i wierzącymi, że są najzgrabniejszymi udami świata. Sorry, nie były, moje biły ją o głowę, dwie, trzy, cztery, pięć… Halo, niech coś powie, halo, przyjaciółko?
PZK wracał, widziałam go w oddali, z kwiatami i przepraszającą miną niewiniątka. Przytył trochę, posiwiał, pryszcze wyleciały mu na twarz – rzeczywiście, idealny mężczyzna dla mnie.
Opadłam na łóżko, zamknęłam oczy, uspokoiłam oddech.
- OK., zapoznam się z szanownym Pawłem Zbyszkiem Karolem.
Marta pisnęła z radości. Dobra, szczęśliwa, radosna Marta. Za niecały rok miała przestać istnieć.
cdn
w poprzednim odcinku
- Facet to facet. Każda jakiegoś potrzebuje. Moja matka, świętej pamięci recepcjonistka, wyszła za strażaka z prawdziwego zdarzenia, takiego z filmów, wiesz, z sześciopakiem i uwodzicielskim spojrzeniem. Co prawda miał odstające uszy, ale matce to nie przeszkadzało, zresztą – łyk kakao – włosy zapuścił i nie było widać. Męskości mu to nic nie odebrało, mówię ci, a jak inne zazdrościły! Nie dość, że pokochał, to jeszcze ślub z nią wziął i rozwodu nie zechciał do końca życia. Mówiono, że się bał, matka była twardą kobietą, nie pozwalała mu na to i na to, na przykład na wypicie więcej niż trzech piw w ciągu dnia… Mógł pić w ukryciu? Skąd, matka wiedziała wszystko, umiała też poznać, czy ktoś kłamie, czy nie. Kiedyś dostałam jedynkę z matmy, ona, jakby się domyślając, spytała, czy dostałam jakieś oceny. Nie, skąd, odpowiedziałam. Naprawdę? dopytywała. Tak, tak. Dopiero po porządnym laniu powiedziałam prawdę. Wychowała mnie na porządną kobietę. Znalazła pierwszego chłopaka. Syn jej szefa, równie ładny co jej mąż. Jak mu było na imię?... No nieważne, teraz sobie nie przypomnę. Straciłam z nim cnotę. Pierwszy facet musi być delikatny, ale też stanowczy. Przebicie błony dziewiczej to twardy orzech do zgryzienia. Elka… znasz Elkę? Mówiłam ci kiedyś o niej. Jej błonę pokonał dopiero piąty chłopak. Przy innym bardzo się stresowała, a spiętą dziewczynę ciężko rozdziewiczyć. Jeśli mężczyzna nie potrafi, znaczy, że dupa i tyle. Wracając do matki i jej męża – duży łyk kakao - do szczęścia brakowało im dziecka. Gdy urodziłam się ja, strażak był wniebowzięty, taka śliczna, różowiutka córeczka mu się trafiła. Dopiero po pięciu latach dowiedział się, że nie on jest ojcem, tylko… No właśnie, zgadnij kto? Nie, nie sąsiad ani listonosz. Jakiś obcy facet. Matka mi opowiadała, że ją wtedy poniosło. Za dużo wypiła, a on był uroczy, uprzejmy, zabawny. Żadne wytłumaczenie. Uroczy, uprzejmy i zabawny powinien być nasz partner życiowy i to właśnie nim kobieta powinna się zachwycać. Mąż matki jakoś przeżył jej zdradę, choć do dziecka, czyli mnie, już się nie zbliżał. Czasem tylko zabierał mnie na spacer, na przykład do parku. Tak, tego obok. Może dlatego sama lubię przechadzać się jego alejkami? Szukam gdzieś starych czasów? A może wierzę, że znajdę tam jedyną prawdziwą miłość? Skoro z synem szefa nie wyszło… Pójdę zrobić sobie kanapki, OK.? Zrobić i tobie?
- Nie, dziękuję – odparłam.
Marta wyszła i nie wracała przez długie minuty, dodam – jedne z lepszych minut mojego życia. Jednocześnie obawiałam się dalszego monologu przyjaciółki, chyba nawet do wniosków nie doszła, nie mówiąc o optymistycznym zakończeniu, że wszyscy faceci to dobre chłopaki. PZK na szczęście się nie pokazywał, pewnie odpoczywał po kolacji wigilijnej, sporo jedzenia wciskał na talerz, a z talerza wpychał do buzi. I dobrze, utuczy się i przestanie być dla mnie atrakcyjny. Nie miałam zresztą żadnej pewności, że prawdziwy Paweł należał do ideałów. Według doktora i współlokatorki, byłby w sam raz dla przeżywającej pierwsze umieranie kobiety, ale czy ja wiem? Czyżby zajmował się zawodowo uleczaniem? Medytacja, akupunktura i te sprawy? Nie, dziękuję, już wolałam łykać tabletki.
- Już jestem. – Marta przyniosła cały talerz kanapek z chyba wszystkim, z czym kanapki można zrobić. Nawet dała ser, za którym nie przepadała. – O czym mówiłam?
- Że z synem szefa ci nie wyszło.
- Racja. Czyli…
- W sumie nie musisz już nic mówić – przerwałam Marcie – wiem, że faceci są cudowni.
- Czyli spotkasz się z Pawłem?
- Nie.
Marta załamała ręce. A ona potrafiła je tak załamać, że czuło się ból w każdej części ciała.
- No weź…
- Co mam wziąć? Kanapkę? Nie jestem głodna.
- Bardzo śmieszne. Ja tu się produkuję…
- Mówiłam, że nie chcę kanapek.
- Ja o swoim przemówieniu mówię! – Ręce załamały się jeszcze bardziej. Koszmar dla mych oczu. – Nie rozumiem, dlaczego przynajmniej nie spróbujesz…
- Bo nie chcę. Sama się wyleczę.
- Wolisz faszerować się prochami?
- Nawet gdybym zechciała poznać Pawła, i tak bym się nimi faszerowała. – Zmieniłam pozycję na siedzącą. – Nie rób z mojego umierania wielkiej afery. Ty też pomagałaś sobie chłopakiem?
- A żebyś wiedziała! – zawołała Marta i aż stanęła przede mną w pozie osoby dumnej i pewnej siebie. – Miał na imię Adam i był – usiadła z powrotem, rozmarzona – cudowny! A w ogóle się tego nie spodziewałam. Matka go raz do mnie do pokoju przysłała, pod pretekstem naprawy żyrandolu. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się. Po tygodniu byłam zdrów jak ryba. Był moim najukochańszym chłopakiem. Trochę dresiarsko wyglądał, ale co tam, ważne, że romantyk. Na pierwszą randkę kupił mi pieska. Gdy ten po miesiącu wpadł pod samochód, kupił mi kolejnego, potem kotka, papugę, chomika… Po roku pod samochód wpadła matka, ale już nic mi nie kupował. Z czasem nasze relacje się rozluźniły, aż w końcu odszedł. Głupie, nie?
- Mogę o coś zapytać?
- Możesz.
- Naprawił ci żyrandol?
Rzuciła we mnie poduszką.
- Śmieszka się znalazła – rzekła. – To jak, spróbujesz?
Wpatrywała się we mnie piwnymi oczami, pochylona o trzydzieści stopni. Tak mniej więcej. Oczy też miała mniej więcej piwne, bo czasem wpadały w brąz, czasem w ciemną zieleń, a czasem w nic nie wpadały, tylko były – okrągłe, duże, nijakie. Długie, proste włosy opadały na garbate plecy. Ręce już przestała załamywać, ułożyła je na udach, równie prostych, zakrytych dziurawymi dżinsami i wierzącymi, że są najzgrabniejszymi udami świata. Sorry, nie były, moje biły ją o głowę, dwie, trzy, cztery, pięć… Halo, niech coś powie, halo, przyjaciółko?
PZK wracał, widziałam go w oddali, z kwiatami i przepraszającą miną niewiniątka. Przytył trochę, posiwiał, pryszcze wyleciały mu na twarz – rzeczywiście, idealny mężczyzna dla mnie.
Opadłam na łóżko, zamknęłam oczy, uspokoiłam oddech.
- OK., zapoznam się z szanownym Pawłem Zbyszkiem Karolem.
Marta pisnęła z radości. Dobra, szczęśliwa, radosna Marta. Za niecały rok miała przestać istnieć.
cdn
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Wózek, cz. VI
Reszta powoli stygnie.Patka pisze:Po tygodniu byłam zdrów jak ryba.
Jak zupa na talerzu.
W porównaniu z pierwszymi rozdziałami, to już właściwie potrzebna mikrofalówka...
A może powinna być zimna, jak
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Wózek, cz. VI
Dzięki za komentarz, skaranie.
Napisałam "zdrów", choć się wahałam, bo niby jednak mowa o dziewczynie, ale czytałam, że się powiedzeń, utartych wyrażeń (nie wiem, jak to nazwać) nie zmienia.
Nie wiem, dlaczego mnie przepraszasz, krytyka i to, że ci się nie podoba, to nic złego.
Stygnie? Może i. Może właśnie tekst potrzebował odpoczynku, odetchnięcia? Jedni mi zarzucają bezsensowne gadanie i używanie nieodpowiednich słów, ty, że nie utrzymuję odpowiedniej temperatury tekstu. Pytanie tylko - czy muszę?
Nie zrażaj się skarańku, niedługo wrócę do współczesnych dla bohaterek czasów i będzie więcej wózka i palenia książek, i snów, i innych.
No chyba że zamierzasz przekreślić tekst po jednej części...
Napisałam "zdrów", choć się wahałam, bo niby jednak mowa o dziewczynie, ale czytałam, że się powiedzeń, utartych wyrażeń (nie wiem, jak to nazwać) nie zmienia.
Nie wiem, dlaczego mnie przepraszasz, krytyka i to, że ci się nie podoba, to nic złego.
Stygnie? Może i. Może właśnie tekst potrzebował odpoczynku, odetchnięcia? Jedni mi zarzucają bezsensowne gadanie i używanie nieodpowiednich słów, ty, że nie utrzymuję odpowiedniej temperatury tekstu. Pytanie tylko - czy muszę?
Nie zrażaj się skarańku, niedługo wrócę do współczesnych dla bohaterek czasów i będzie więcej wózka i palenia książek, i snów, i innych.
No chyba że zamierzasz przekreślić tekst po jednej części...
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Wózek, cz. VI
Niczego nie zamierzam.Patka pisze:No chyba że zamierzasz przekreślić tekst po jednej części...
Wyraziłem opinię, co nie znaczy, że odkładam na półkę.
Jeszcze trochę poczytam
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Wózek, cz. VI
No to się cieszę.
Zresztą, podobno masz kaca, jak wyczytałam z twojego komentarza pod innych utworem, wiec może dlatego ci się źle czytało?
Choć też możliwe, że na trzeźwo czytać będzie ci się jeszcze gorzej.
Zresztą, podobno masz kaca, jak wyczytałam z twojego komentarza pod innych utworem, wiec może dlatego ci się źle czytało?
Choć też możliwe, że na trzeźwo czytać będzie ci się jeszcze gorzej.
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Wózek, cz. VI
Lepiej mnie nie prowokuj, żebym spróbował...Patka pisze:Choć też możliwe, że na trzeźwo czytać będzie ci się jeszcze gorzej.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Wózek, cz. VI
A mnie sie czytalo doskonale. Rozumiem, wiem z autopsji, ze niekiedy utwór, czy sam Autor/ka potrzebuje oddechu. Jak dotád, znam tylko dwóch autorów, w których ksiázkach akcja zasuwa jak bolid Formuly 1 i ta akcja ma taki poziom jak Schumacher przez calá kariere (ze uzyje takiego porównania). Tu mamy przyspieszenia i hamowania - wszystko bardzo lagodne i plynne. Jak w zyciu.
A moze tez tak dobrze mi sie czyta, bo przemawia do mnie humor Paci? Nieco rozmazany, powyginany - jak to z odbiciem w krzywym zwierciadle?
Prosze o kontynuacje. Wszystkimi zrytymi oponami.
Mózgowymi.
A moze tez tak dobrze mi sie czyta, bo przemawia do mnie humor Paci? Nieco rozmazany, powyginany - jak to z odbiciem w krzywym zwierciadle?
Prosze o kontynuacje. Wszystkimi zrytymi oponami.
Mózgowymi.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Wózek, cz. VI
Dziękuję, Józefino. Masz rację z tą akcją, czasem trzeba uspokoić, by następnie walnąć z grubej rury, że się tak kolokwialnie wyrażę.
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Re: Wózek, cz. VI
Tu też chyba sobie, droga pani Patko, zastosuję technikę kopiowania na dysk, bo w krótkich chwilach dostępu do sieci nie zdążam się dokładnie zapoznać. Proszę zatem nie winić mnie i broń boże nie obsztorcowywać za opieszałość.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Wózek, cz. VI
Ależ spokojnie, zdzichu, proszę sobie czytać w spokoju. :) Dziękuję za wizytę pod tekstem. ;)