Wybory do parlamentu krajowego, AD. 1973 II/II

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
ArcturV
Posty: 30
Rejestracja: 06 lip 2014, 14:35

Wybory do parlamentu krajowego, AD. 1973 II/II

#1 Post autor: ArcturV » 09 sie 2014, 18:46

Część poprzednia


III

Powrócił do swej fizycznej powłoki zresztą bardzo szybko, jednak przez ten krótki czas musiała ona odbyć przechadzkę w czasie i przestrzeni, bowiem gdy znów spojrzał na świat własnymi oczami, ujrzał blask przedpołudniowego słońca, łukowato wygiętą drogę, biegnący wzdłuż niej wał kolejowy, czerwony słup zwieńczony blaszaną tarczą oraz przeróżne inne elementy miejskiego krajobrazu.
Gwałtowne przeniesienie tak zaskoczyło Namsa, że aż się zachwiał. Zaraz odzyskał równowagę, zauważając ze zdumieniem, że jego ciało przestało reagować w sposób, do jakiego był przez całe życie przyzwyczajony. Znikła chwiejność nóg; kroki stawiał długie i pewne. Plecy, wiecznie przygarbione, wyprostowały się. Barki zrobiły szersze i tęższe. Ręce chwytały z wielką siłą. Zaciekawiony Namsos uderzył się lekko w żebra. Aż jęknął z bólu. Nigdy nie miał takiej krzepy! Zdziwiony, podwinął rękaw i ujrzał, że chuda witka ramienia przedzierzgnęła się w doskonale umięśnioną, opaloną męską łapę. To samo stało się z biodrami. Nawet poplamione ubranie zastąpił nowy, szykowny strój, a niechlujne kudły skróciły się znacznie i nabrały połysku.
Wszystkie minione wydarzenia (było ich tak wiele!) przypominał sobie mgliście. Bardzo mało go obchodziły. Co stało się ze Świętą Heleną i jej kompanią? Czy wściekły ojciec prowadzi poszukiwania? Czy jest już dzień wyborów? Poprzedni Namso oszalałby od wszystkich tych zmartwień, temu bieżącemu wydawały się mniej więcej obojętne.
Przeszukując kieszenie perfekcyjnie skrojonych spodni odnalazł kartonowy bilet autobusowy. W tym momencie rzeczony środek transportu nadjechał, zatrzymując się obok czerwonego znaku. Namsos wskoczył do środka, bo dlaczegóż właściwie by nie?
Odbił kartonik w kasowniku. Autobus ruszył wygiętą drogą, lekko kołysząc. Bardzo przyjemnie było tak jechać przed siebie, bez konkretnego celu. Pojazd wyposażono w klimatyzację oraz cyfrowy panel zawieszony pod sufitem, wyświetlający trasę, najbliższy przystanek i, dzięki systemowi RDS, co jest aktualnie grane w radiu. Namsos nigdy nie widział takiego urządzenia. Według tablicy z głośników leciała jakaś autorska interpretacja przeboju Kim Wilde, kuriozalnie zatytułowana „Penners in America”.
Namso wsłuchał się w charakterystyczną melodię refrenu:

„Na na na nana Na
TEJ!
Naa na na na Na
TEJ!”


Na przystanku do pustego autobusu wsiadła dziewczyna. Namsos przyjrzał jej się dobrze. Spod kusej sukienki wyzierały pięknie opalone nogi. Talię miała zgrabną, biodra smukłe, aksamitne, długie włosy. Tylko z buzi patrzyło jej jakoś nieprzyjemnie, ironicznie…
- Święta Heleno? – wykrzyknął Namso Voss. – To ty?
W tym stroju i w dziennym świetle wyglądała naprawdę ślicznie.
- Nie wiem, za kogo mnie bierzesz – powiedziała przyjaźnie, unosząc brwi. – Nie jestem żadną świętą. Na imię mi Limboeria, ale niech cię to nie przestraszy. Nazywaj mnie, jak wszyscy przyjaciele – Limbo.
- Uważasz mnie za przyjaciela? Ledwie się spotkaliśmy.
- Nie widzę żadnego powodu, dla którego nie miałbyś się nim stać – wyznała.
Namsos odchrząknął. Czuł w sobie takie coś, czego jeszcze nigdy nie poznał i nie mógł nazwać. Objawiało się to między innymi wielką ochotą mówienia rzeczy, o których w innych okolicznościach nawet by nie pomyślał.
- A więc… Limbo. – rzekł powoli, niskim głosem. – Czy w takim razie zechciałabyś spędzić ze mną trochę czasu?
- Z miłą chęcią – odparła.
Już, stało się!
Limbo zerknęła na wyświetlacz.
- Dobrze się składa, bo akurat stajemy pod dworcem autobusowym, gdzie mieszkam.
- Mieszkasz na dworcu?
- Ależ nie! – żachnęła się odrobinę. – Tylko wynajmuję mieszkanie nad budynkiem dworca. Zapraszam cię do niego.
- Zaproszenie przyjęte – odpowiedział z uśmiechem.
Wysiedli więc na następnym przystanku. Śladem Limbo Namso przeszedł przez dworcowy parter, mijając okienka dla klientów i pierwsze piętro, gdzie mieściły się biura zakładu transportowego. Oszklonym przejściem, otwieranym specjalnym kluczem dla mieszkańców, Limboeria wprowadziła go na klatkę schodową. Jej lokum mieściło się pod numerem trzecim.
Wewnątrz Namsos, który ostatnie trzy lata przewegetował w zakluczonej, niedoświetlonej i zatęchłej klitce, poczuł się zawstydzony - tak czyste i dobrze przewietrzone były pokoje. Z pewnością trafił do prawdziwego kobiecego gniazdka.
Limbo posadziła go przy dębowym, okrągłym stole. Spytała, czy nie jest głodny. Ostatni raz jadł przed wieloma godzinami, więc skrzętnie przytaknął. Gospodyni kazała mu zaczekać i wyskoczyła do przyległego pomieszczenia. Po chwili przed chłopakiem wyrosły trzy półmiski: z parującymi ziemniaczkami, mięsną potrawką oraz orzeźwiającą mizerią. Limboeria podała mu również srebrzyste sztućce i postawiła szklankę jasnego piwa.
Wyborny posiłek zniknął błyskawicznie. Limbo siedziała naprzeciwka, zadowolona obserwując, jak pałaszuje przysmaki. Wysuszone gardło Namsos zwilżył pienistym napojem. Było mu dobrze tak, jak jeszcze nigdy. Od niepamiętnych czasów nie spożywał niczego, co przyrządzono z uczuciem i staraniem, specjalnie dla niego. Głośno pochwalił kulinarne zdolności dziewczyny. Nie posiadała się z radości.
- Wiesz, mógłbyś pomóc mi z tym wszystkim… – zauważyła mimochodem, wskazując na brudne naczynia. – Po przyjacielsku.
Cieniutki głosik w głębinach namsosowej duszy ostro zaprotestował:
- Dlaczego kobieta ma zlecać ci obowiązki?
Ale szybko został zdławiony. Voss zebrał statki, ruszając do kuchni. Wyszorował je dokładnie w tytanowym zlewie, pod strumieniem gorącej wody. Gdy były już czyste, wytarł ścierką i pochował w szafkach.
- Mam nadzieję, że jesteś zadowolona. Wiesz, jak z przyjaciela – powiedział, odwracając się do Limbo. Oparta o parapet, stała z obnażonym biustem. Wpadające przez okno promienie słońca tworzyły wokół jej sylwetki świetlistą obwódkę. Zesztywniał.
- Jak z kochanka – wycedziła namiętnie. Poruszyła wszystkimi krągłościami w zachęcającym geście. Namsosa nie trzeba było dwa razy prosić.
Z początku nieśmiało, trochę niepewien, czy wszystko jest naprawdę, podszedł do swej pierwszej pary piersi w życiu (Rowena karmiła maleńkiego syna syntetycznym surogatem mleka). Ale gdy tylko koniuszkiem palca musnął różowiutki sutek, a ten zadrżał i stwardniał, młodzieńcowi puściły wszystkie hamulce. Wbił się w soczystą pierś, bez opamiętanie ssąc, całując i miętosząc. Rękoma ocierał całe jej ciało. Nie wytrzymał, zdarł z niej sukienkę oraz bieliznę. Naga Limbo jęczała uniesiona.
Z coraz rosnącym apetytem, Namso przypuścił potężny szturm na ciaśniutkie łono. Naparł siłą tarana i puścił w ruch prężne biodra. Gromadzące się w tym jego nowym ciele siły witalne nareszcie znalazły ujście!
Odczuł, że niebawem eksploduje. Przymknął oczy. Takiej rozkoszy nie czuł dotąd. Świat wokół pociemniał; zdołał dostrzec jeszcze, jak wijąca się pod nim Limboeria krzyczy tryumfalnie i strzela palcami nad głową.
Zapadła cisza. Ciepło sprężystej kobiety znikło, pojawił się za to chłód omszałego kamienia, oświetlonego błękitnym ogniem. Wszystkie cechy fizyczne Namsosa Vossa wróciły do normy; przetłuszczone włosy sypały mu się do oczu. Rozciągnięty na posadzce, popatrzył dookoła siebie. Z wyrazem niekłamanego podziwu na twarzy, przycupnęła nad nim Święta Helena. Również Czerwony Eklezjarcha wyglądał na zaskoczonego. Chórzyści, którzy zrzucili kaptury, rozdziawiali gęby w cielęcym zachwycie.
- Namso, mój chłopcze! Nie pomyliłam się co do ciebie – zawołała święta. – Wiedziałam, że za tą odrażającą maską aspołecznego liberała kryje się prawdziwy mąż! Zdałeś mój egzamin na piątkę. Doskonale jesteś przysposobiony do anarchosocjalistycznego urządzenia!
- Anarcho… socjalistycznego? – wydukał Namso.
- Tak! Jesteśmy anarchosocjalistami! Szerzymy wielką rewolucję społeczną poza granicami Andalumii. A teraz możesz dołączyć do nas. Pomyśl tylko, co to będzie za rozkoszne życie. W dzień toczymy walkę – póki co bezkrwawą, ideologiczną – na ulicach, w nocy odśpiewujemy tutaj wszystkie psalmy Chaosu, aby umacniać nasze dusze. Chcemy, żeby pewnego dnia każdy mógł odnaleźć swoją Limboerię. Czy to nie wizja, której warto się poświęcić?
- Tfu! Lewactwo! – splunął Namsos.
Zgromadzenie osłupiało.
- Gardzę anarchosocjalistycznymi bredniami! – wrzasnął. – Tyś mi, Heleno, pokazała, co mieć mogę, a teraz chcesz mnie zamknąć pod ziemią?! Ja jestem Namsos zwycięski! Ja wiem, że niejedno zwojuję!
I pędem wypadł z katakumb.
Po jego nagłym zniknięciu zapadło długie milczenie. Wreszcie odezwał się Eklezjarcha:
- Cóż to za głupi człowiek. A jednak, niepowetowana strata.
- Nie osądzaj pochopnie. – odpowiedziała Helena ze swym zwykłym uśmieszkiem – Być może lepiej wyjdziemy na tej ucieczce, niż gdyby pozostał z nami.
IV Namso wielkimi susami przemierzał aulę świetlicy środowiskowej. Roiło się w niej od zempatyzowanych obywateli. Grubas, któremu podczas warsztatów podsunął podwójną dawkę, chciał złapać go w objęcia. Drobna kobieta darła się, że mają zabrać jej wszystkie pieniądze, bo rząd nałożył zbyt niskie podatki. Posępny technik za nogę ściągał śniętą Apage ze sceny. Namsos wychodził już, lecz nagle odwrócił się na pięcie i tonem mesjasza krzyknął:
- Powiadam: wasz świat jest chory. Uleczy go kapitalizm, którego nie ma, ale będzie!
Kwadrans później, w lokalu wyborczym, do wtóru Tańca węgierskiego Brahmsa postawił krzyżyk przy jedynce na liście Sojuszu Konserwatywno – Liberalnego. Akurat w porę śniadaniową przyczłapał z powrotem do domu rodzinnego.
Przed drzwiami wejściowymi czekali na niego Albatros i Rowena. Nie wyglądali na zagniewanych, raczej smutnych.
- Bardzo nas rozczarowałeś, Namsosie – powitał go ojciec. – Nie tak wychowaliśmy cię z matką. Twoje życie miało zupełnie inaczej wyglądać. Umowa jest umową, musisz odejść. Nie tylko z domu, ale też z kraju. Jako ciężko pracujący obywatele współfinansujemy przecież wszelką państwową pomoc dobroczynną, od której niechybnie byłbyś uzależniony. Nie życzymy sobie, by te pieniądze trafiały do ciebie - wielkiego, patologicznego wrzodu.
W Nowym Aarhus dokuje dziś słynna Arka Czerwona. Po południu odpłynie, zawożąc wszystkich tutejszych anarchosocjalistów – i innych chętnych - do Andalumii. Wypełniliśmy za ciebie potrzebne dokumenty. Twoja kajuta ma numer 304. Niech ktoś inny odtąd się tobą troska.
Wyciągnął do Namsa dłoń z banknotem.
- Oto pięćset koron, byś nie wspominał potem, że wypędziliśmy cię bez grosza przy duszy. – oznajmił patetycznie. – Żegnaj, synu!
Matka nie mówiła nic.
Dopiero stojąc na portowym nabrzeżu, z poręczną walizeczką w ręku i otępiałą twarzą smaganą przez słoną bryzę, Namsos Voss pojął, ile są w stanie zmienić jedne wybory parlamentarne.


KONIEC
Ostatnio zmieniony 10 sie 2014, 15:43 przez ArcturV, łącznie zmieniany 3 razy.

Awatar użytkownika
zdzichu
Posty: 565
Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
Lokalizacja: parking pod supermarketem

Re: Wybory do parlamentu krajowego, AD. 1973 II/II

#2 Post autor: zdzichu » 09 sie 2014, 23:31

A to nawet interesujące jest, panie Arkturze.
Taka futurologia znana chyba z historii. Sprytne.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Wybory do parlamentu krajowego, AD. 1973 II/II

#3 Post autor: skaranie boskie » 10 sie 2014, 20:59

Ma rację pan Zdzichu.
Historia, jak fortuna - kołem się toczy.
A twoje opowiadanie?
Też się toczy. Nawet wartko się toczy.
Mam wrażenie, że zbyt wartko, jak twoją percepcję i dlatego przeoczyłeś sporo uchybień. Głównie interpunkcyjnych, choć bez trudu można się dopatrzyć innych.
Pominę tu literówki i wszystko inne. Chcę Ci, na przykładzie jednego tylko zdania wykazać, że czytelnik zazwyczaj bywa dociekliwy i lubi łapać autora za słówka.
ArcturV pisze:w sposób, do jakiego był przez całe życie przyzwyczajony
Niby drobiazg, a jednak...
Całe życie, to według mnie okres od urodzenia do śmierci, ewentualnie do chwili obecnej, do aktualnego momentu w życiu osoby. Czy z powyższego cytatu mam rozumieć, że twój bohater przyzwyczajenie przyniósł ze sobą na ten świat w chwili narodzin? Podobnych kwiatków masz kilka. A wystarczyło pominąć "całe życie" i już by się małpa nie miała czego czepić.
Ale nie martw się, znalazłaby sobie inny punkt zaczepienia, ot choćby przydługie pierwsze zdanie. Małpy tak mają. ;)
:beer: :beer: :beer:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
411
Posty: 1778
Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
Lokalizacja: .de

Re: Wybory do parlamentu krajowego, AD. 1973 II/II

#4 Post autor: 411 » 11 sie 2014, 20:08

Przeczytalam. Czytalo mi sie dobrze, akcja w dobrym tempie, sprawnie napisane, ale.

Sa utwory, które czyta sie z zapartym tchem, bo sá porywajáce. Sá takie, które wywolujá usmiech na twarzy, choc nic nie wnoszá. Zdarzalo mi sie tez czytac takie, które ani nie byly porywajáce, czy poszerzajáce wiedze, ale czytalo sie dla samej przyjemnosci obcowania ze slowami - w których autor/ka flirtuje z czytelnikiem wylácznie za pomocá doboru slów, ich melodii, czaru, które sobá niosá. To jest czysta, prawie fizyczna przyjemnosc.

No i u Ciebie, Arcturze, wciáz mi czegos brakuje. Niby dobrze, niby bez specjalnych potkniec, pomysl tez jest, jednak ten utwór zdecydowanie nalezy do gatunku tych, które sie raczej szybciutko zapomni.
Przykro mi.

Na plus opisy. Przyznaje - zobaczylam Namsa przed i po "fizycznej" przemianie.

Umówmy sie, ze poczekam na nastepny tekst Twojego pióra.

Pozdrawiam,
J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

ArcturV
Posty: 30
Rejestracja: 06 lip 2014, 14:35

Re: Wybory do parlamentu krajowego, AD. 1973 II/II

#5 Post autor: ArcturV » 12 sie 2014, 10:51

Niestety, inaczej nie będzie. Jest prawdą, że piszę to, co musi zostać powiedziane, ale niekoniecznie chętnie czytane. Taka jest natura moich wizji.

Mimo to cieszy mnie sam fakt, że ktoś się z historią Namsa zapoznał. Być może dostrzeże wtedy, ilu Namsosów Vossów żyje wokół niego, a mało który z nich kiedykolwiek odnajduje swą Świętą Helenę.

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”