ŁOWCY CHMUR cz. II - Wszyscy synowie matki Teresy

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
tea
Posty: 413
Rejestracja: 06 lis 2011, 22:15

ŁOWCY CHMUR cz. II - Wszyscy synowie matki Teresy

#1 Post autor: tea » 11 sty 2015, 13:28

od początku

Wszyscy synowie matki Teresy


Noce były duszne, z tropikalnym wiatrem, który marszczył powierzchnię rzeki. Przyjazne, miejskie noce, pomyślała Teresa rozglądając się za Psem.
Pies buszował w trawie, mały, zwinny cień.
Gdyby któraś z ławek była wolna Teresa najpewniej usiadłaby na jednej z nich, wyjęła z kieszeni żakietu papierosa i zapaliła starając się nie pamiętać uwag matki – na ulicy palą tylko dziwki.
Mam włosy rude jak dziwka, pomyślała z jakimś dziwnym rodzajem satysfakcji.
Ale był to rzecz jasna dwudziesty pierwszy wiek, czas, kiedy kobiety mogły bezkarnie palić na ulicy, farbować włosy na rudo i w ogóle Teresa była w takim wieku, że nawet najbardziej pijany przechodzień nie pomyliłby jej sobie z dziwką.
W pewnym sensie tego wieczoru miała o to pretensje. W środku, na przekór mijającym latom miała nadal dwadzieścia lat, potrafiła przystanąć i przyglądać się jeżowi wędrującemu alejką, i dalej czuć ten przedziwny ucisk w piersiach, ba, potrafiła nawet biec za Psem tak długo, aż zaczynało brakować jej tchu. Musiał to być naprawdę śmieszny widok – starsza pani biegnąca za starym psem, podskakujące rude kosmyki i zziajany rudy jamnik.
Ale tak naprawdę nikogo to nie dziwiło.
Wieczór był tak piękny, że nie chciało się jej wracać do domu, zresztą psu należał się długi spacer. No i - co najważniejsze – nie został zakończony Obchód.
W gałęziach drzew ptaki kładły się do snu, w trawie przemykały jakieś drobne stworzenia, wielkie szare ćmy krążyły dokoła latarni.
…spali na ławkach. Jedni przykryci czym popadło, inni – złożywszy głowy na reklamówkach zawierających ich cały dobytek.
Młodzi, starzy i ci, których rysy rozmyła wódka albo tanie wino. Kobiety o obwisłych piersiach, zeschniętych, wąskich wargach z bezwstydnie rozrzuconymi nogami.
Nad ławkami unosił się kwaśny zapach i Teresa przechodząc obok wstrzymywała oddech.
Znała na pamięć ich twarze, topografię parku, rozkład ławek – albo raczej rozkład ciał na ławkach.
Nie mając nic, nie spiesząc się nigdzie zajmowali ławki zaraz po zachodzie słońca, chociaż potem zaczynał się codzienny rytuał, który Teresa znała na pamięć.
Rozkładanie gazet albo szmat, które kiedyś były kurtką lub żakietem, zdejmowanie butów ze zdeformowanych stóp, przeszukiwanie bezdennych reklamówek w poszukiwaniu butelki albo kawałka bułki, kolacja, podczas której zupełnie niespodziewanie pojawiały się gołębie. Potem – pokaz umiejętności skręcenia papierosa, tytoń wytrzepany z pozostawionych w parku niedopałków, kawałek gazety i oto grube, niezgrabne, brudne palce wyczarowują papierosa o wielkości cygara, cichy trzask zapałki. Błogosławiony pierwszy haust dymu.
I chociaż Tobiasz miał już swój dom, swoje łóżko, telefon i półki, na których stały jego ukochane książki Teresa uparcie wędrowała alejkami parku z przyzwyczajenia zaglądając w twarze śpiących.
I do każdego z nich mówię „ synku ” powiedziała dawno, dawno temu rzucając te słowa jak kamienie w ślad za Tobiaszem, kiedy niepewnym krokiem opuszczał jej nieduże mieszkanie.
Wspomnienie nagle stało się tak bliskie, że poczuła ostre ukłucie w mostku.
Siadając na krawężniku przypomniała sobie wszystkie oznaki zawału, ale jakimś cudem skończyło się tylko na tym jednym paroksyzmie.
- Żyję – powiedziała do psa, który trącił ją swoim zimnym nosem.
- Proszę dokumenty – rozległo się tuż nad nią. Podniosła głowę i spojrzała w bladą twarz mężczyzny w mundurze.
- Zostawiłam w domu – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Mieszkam niedaleko, wyszłam z psem.
- Z psem – powtórzył beznamiętnie mężczyzna.
Pies spojrzał na niego brązowymi oczyma przyćmionymi niebieskimi plamami katarakty.
- Pies jest bez smyczy i bez kagańca – mężczyzna poprawił na głowie czapkę.
- To łagodny pies - Teresa przyciągnęła psa do siebie. Poczuła jak gdzieś głęboko, pomiędzy żołądkiem a gardłem budzi się stado motyli.
Mężczyzna odpiął od paska telefon.
- Proszę pozostać na miejscu – rzucił w stronę Teresy.
Najprawdopodobniej dzwoni po policję, pomyślała Teresa i nagle ogarnęło ją przerażenie. Poradzi sobie, ale co stanie się z psem.
- Pan zostawi te panią – rozległo się z ławki. Stos szmat leżący dotąd nieruchomo poruszył się. – Pan zostawi naszą panią.
Mężczyzna odwrócił się.
Bezdomny usiadł na ławce.
- To nasza matka Teresa – dodał, zakaszlał i splunął w trawę. – Niech pani idzie do domu – powiedział patrząc na Teresę przekrwionymi oczyma. – Pan odpierdoli się od naszej pani.
- Uciekaj, matka, uciekaj – rozległo się z drugiej strony alejki.
Teresa powoli wstała nie spuszczając z oka mężczyzny w mundurze. Kiedy wyciągnął rękę aby ją zatrzymać ktoś podciął mu nogi.
Biegnąc alejką widziała jak ożywają zarośla i klomby.
To, co pozornie wydawało się zgrabioną na kupkę trawą zamieniało się w zgarbioną postać, krzaki zrzucały przepocone płaszcze, od drzew odrywały się czarne cienie i cała ta armia otulona słodkawym zapachem niemytych ciał powoli, na niepewnych nogach ruszyła w stronę ławki, obok której pozostał czarny, nieruchomy kształt.
Po asfalcie miarowo stukały pazury psa.




Kraków, 13.02.2013

cdn.

Awatar użytkownika
Dorota Karin
Posty: 487
Rejestracja: 11 wrz 2013, 18:00
Lokalizacja: Łódź

Re: ŁOWCY CHMUR cz. II - Wszyscy synowie matki Teresy

#2 Post autor: Dorota Karin » 19 sty 2015, 10:45

Wstrząsające. :kwiat: :rosa:

-- 19 sty 2015, 11:55 --

Kliknęłam w zamieszczony link ,,od początku" i znalazłam się w odcinku pierwszym :) Dobry pomysł. :rosa:

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”