Czar Komnaty. Epizod IV. Kawalkada zgorszenia

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
misza
Posty: 1263
Rejestracja: 31 paź 2011, 9:58
Lokalizacja: Wielkie Księstwo Poznańskie
Kontakt:

Czar Komnaty. Epizod IV. Kawalkada zgorszenia

#1 Post autor: misza » 21 maja 2015, 7:12

Porzedni odcinek: Epizod III. Meandry niewierności
od początku: Prolog


Epizod IV. Kawalkada zgorszenia

Goście Hrabiostwa! Kloaka kultury! Metamorfozy Hrabiego! Garderoba rasowego dżentelmena!





Długo czekał Hrabia Antoniusz Alojzy na tę chwilę, cały nieskończenie długi tydzień,
jałowy, niby parówki kręcone z karmionych celulozową karmą, kurczaków.
Teraz miało się to wreszcie skończyć .Energicznie przeszedł parę kroków po bibliotece.
Jego zniszczone hulaszczym trybem życia, mięśnie nadal były jędrne i elastyczne, ale daleko im było do sprawności z gwardyjskich czasów, kiedy to kilkaset przysiadów podczas spełniania toastów było fraszką, dla młodego podówczas gołowąsa z dobrym rodowodem, potwierdzanym licznymi medalami na pokazach.
Teraz, portowe spelunki, lupanary i zamtuzy, dla których był szczodrym mecenasem, stały się jego prawdziwą przystanią na rozkołysanym oceanie życia, pędzonego pośród licznych burz, tajfunów i sztormów oraz rzadkich chwil ciszy morskiej, przetykanej morską chorobą.
Nieobce mu były ohydne szynki wielkich portów, gdzie różnokolorowy i różnojęzyczny tłum lokatorów ciasnych kajut, wysypawszy się na twarde nabrzeże, natychmiast wpadał w ciemny nurt zaspokajania skrywanych żądz i niecnych zamiarów. Pękały zatem w szwach podejrzane czytelnie, galerie sztuki nowoczesnej spod ciemnej gwiazdy, biblioteki o mrocznych zakamarkach, teatry awangardowe serwujące obrzydliwą pornografię umysłową i spelunki literackie, gdzie degeneraci wyzuci z resztek godności, gotowi byli się upodlić i zejść do poziomu najniższych ewolucyjnie istot, byleby móc się nasycić widokiem podłych malowideł Picassa, Klee albo Chagalla, czy posłuchać obrzydliwych jazgotów Strawińskiego, nazywanych przez tych nieszczęśników, muzyką. Gotowe były te, podobne chińskim opiumistom ludzkie wraki, czołgać się przed jakimś szemranym pisarzem albo poetą w psiej nadziei na dostrzeżenie, dotknięcie szaty, choćby przelotne spojrzenie rzucone w ich kierunku przez knajackiego Mistrza. W takiej ohydnej, pełnej intelektualnej zgnilizny i zwyrodniałej rozpusty umysłu, kloace europejskiej kultury, z upodobaniem lubowali się nurzać spsiali intelektualiści, zdziry filozoficzne z wykształceniem uniwersyteckich lafirynd, plugawi apasze i kazirodcy prawdziwej sztuki, kanibale własnej tradycji i zaprzańcy, włóczący się po ciemnawych korytarzach pinakotek, z kieszeniami wypchanymi kastetami i cytatami Vasariego.
Hrabia znał dobrze wszystkie te miejsca, ale od czasu, kiedy poznał JĄ, istotę niebiańską, o oczach nasyconych pełnią słońca mazowieckich nizin społecznych, o ustach pełnych, jak owoc mandragory, kuszący swą dorodną obfitością, powziął niezłomny zamiar, porzucić autodestrukcyjny tryb życia, dotąd pędzony w szalonym wirze niespełnionych marzeń i niedoznanej dotąd mocy prawdziwego uczucia.
I oto nadeszło JEJ tanecznym krokiem, kołyszące się niczym przystojny primabalerin.
Uwodzące spojrzeniem i rozbuchaną kobiecością, gustownie, acz skromnie okrytą prostymi szatami. Wszystko w niej było radosne, bezpośrednie i świeże, jak sińce nad ranem po weselnej bójce.
Gwałtowny poryw miłości targał odtąd Hrabią dniem i nocą, obijał się o romańskie, gotyckie i renesansowe mury rezydencji, nie oszczędzając też secesyjnych. Bronił się przed tym uczuciem, próbował tego na początku, ale wiedział od razu, że ulegnie, bo serce wołało wielkim głosem - oto ONA Antoniuszu Alojzy! Co ty się kurwa, jeszcze zastanawiasz, głupi kutafonie! Sama Opatrzność obdarzyła cię, fiucie, łaską czystej miłości!
Hrabia wysłuchał z radością niebiańskiego głosu bijącego z zaświatów i odtąd jego życie stało się wewnętrznie inne.
Wszystkie rzeczy, nawet koryto, jęły mu się objawiać w nowych barwach. Zaczął odczuwać radość z obserwacji życia nieuczonego ludu, niedoli prostych magistrów, zmagań w codziennej harówce zapracowanych po łokcie jurnych asystentów na uczelniach licznie rozsianych w okolicy i radosnych twarzy krzepkich wieśniaczek, idących wesoło po mszy niedzielnej do supermarketu. Fascynowały go najbardziej trywialnie prozaiczne czynności zwykłych ludzi, jak pławienie czarownic, obrzezywanie dziewcząt, podawanie tradycyjnych popłuczyn gościom czy duszenie świekry. To ONA miała na Hrabiego ten wpływ zbawienny, wyrażający się przypływami tkliwości i drżeń rozkosznych, fal żądzy rozlewającej się szeroko i panującą nad umysłem Hrabiego. Odnalazł wreszcie swe szczęście.
Szukał go przez życie całe po świecie szerokim, odwiedzając lądy dalekie - od przeogromnych przestrzeni dzikiej Opolszczyzny, przez pampy i pampersy obu Ameryk, lodownię tundry i poczekalni dworcowych w styczniu, przez śmiertelnie niebezpieczne labirynty slumsów Nairobi, faveli Rio de Janeiro, hoteli robotniczych Łomży i domów akademickich w okresie juwenaliów. Przemierzając pustynię Gobi i Saharę oraz intelektualne pustkowia różnych stowarzyszeń twórczych, nigdzie nie napotkał swej bratniej, ukochanej duszy, o której instynktownie wiedział, że istnieje i czeka na spotkanie.
Oto odnalazł JĄ, prawie na wyciągnięcie ręki lecz, o ironio, nadal praktycznie nieosiągalną, nie ze względu na odległości w milach, lecz z zupełnie innych powodów.
Kiedyś jednak musiał nadejść przełom, ponieważ dalsze tłamszenie w sobie takiego wewnętrznego ognia stało się niepodobieństwem.
Pamiętał słowa, które wyrzekł w samotności, dumając przy wieczornych świecach przed obrazem przedstawiającym błogosławionego Perwersjusza. Słowa dające mu siłę do walki o własne szczęście, dźwięczące, jak nadzieja na lepsze jutro - a ja to pierdolę!
Powtarzał je i teraz, nakładając stosowne do okoliczności, obcisłe spodnie huzarskie, koloru różowego ze złotymi lampasami, dopięte sprzączkami i odpowiednio wzmocnione skórą aligatora. Wybrał też do stroju hiszpański pas jedwabny
z czterema plisami skierowanymi do góry, zapinanym na rzepy i zatrzaski. Obraz zręcznie na nim wyhaftowany przez niedoścignionych w swym kunszcie, mongolskich pastuchów, wyobrażał uroczyste trzepanie dywanów na Alasce. Na to wdział kamizelkę wizytową z seledynowej piki zaopatrzoną w duże klapy, co było dyskretną aluzją do stanu finansów jej właściciela. Srebrzysta koszula z flamandzkimi, obfitymi agażantami dopełniała nieskazitelnego smaku oraz bezbłędnego gustu Hrabiego.
Przez chwilę wahał się jeszcze nad doborem krawata, bądź muszki, ale oba warianty odrzucił, przypomniawszy sobie o dręczącej go guli. Wybrał koloratkę, co było najszczęśliwszym rozwiązaniem i eleganckim dopełnieniem całości stroju. Na koniec nałożył na głowę wysokie na półtora łokcia ułańskie czako, z czubem piór wydartych z zadów strusi syryjskich, przez co gatunek wymarł. Ale nie takie drobiazgi zaprzątały obecnie głowę arystokraty. Stanął dumnie przed wielkim lustrem i napił się odruchowo spirytusu wprost z karafki.
Godnie się prezentował i dostojnie, jak przystało na potomka szlachetnego rodu. Podszedł sprężyście do koryta.
Na wszelki wypadek wolał zwymiotować na zapas, niżby miało to nastąpić podczas wylewnego witania gości, a zwłaszcza panien Przyjeździeckich.
Uporawszy się a eruktacjami, zsunął czako z czoła i opadł zmęczony na fotel.
Jeszcze nikogo nie ma, choć goście mogą przecież przybyć w każdej chwili.
Teraz należy cierpliwie czekać, aż turkot kół powozów na podjeździe, sygnałówki laufrów, naszczekiwania psów i lament rozjeżdżanych bab na drodze do pałacu, nie obwieszczą długo oczekiwanych gości.

cdn
Ostatnio zmieniony 29 maja 2015, 16:29 przez misza, łącznie zmieniany 6 razy.
Dwóch dobrych ludzi nigdy nie będzie wrogami,
dwóch głupich ludzi nigdy nie będzie przyjaciółmi
/ przysłowie kirgiskie /

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: Czar Komnaty. Epizod IV. Kawalkada zgorszenia

#2 Post autor: Gorgiasz » 21 maja 2015, 14:23

Napisane zgrabnie i nie bez twórczej inwencji, ale do mnie nie przemawia. Czasem zbyt dużo abstrakcji, słownego baroku, ekwilibrystycznej wręcz ornamentyki wyrażeń i braku powiązania pomiędzy poszczególnymi pojęciami. Następuje przesyt. Wolałbym, gdyby całość była bardziej stonowana, bliższa określonym realiom. Ale to tylko moje subiektywne podejście.

Jego zniszczone hulaszczym trybem życia, mięśnie nadal były jędrne i elastyczne, ale daleko im było do sprawności z gwardyjskich czasów, kiedy to kilkaset przysiadów podczas spełniania toastów było fraszką, dla młodego podówczas gołowąsa z dobrym rodowodem, potwierdzanym licznymi medalami na pokazach.
Początek zdania coś szwankuje. Napisałbym: Jego mięśnie, zniszczone hulaszczym trybem życia, nadal były...
A gołowąs miał już liczne medale? Rozumiem, że nie chodziło o prawdziwe zasługi, ale jednak brzmi to dziwnie.
wysypawszy się na twarde nabrzeże, natychmiast rzucał się w ciemny
Powtórzone „się”.
czy posłuchać obrzydliwych jazgotów Strawinskiego,
Strawińskiego
Gotowe były, owe, podobne chińskim opiumistom ludzkie wraki,
Przecinek po „owe” do usunięcia. Uniemożliwia wręcz zrozumienie całego zdania.
z upodobaniem lubowali się nurzać zepsieli intelektualiści,
Założywszy, że nawiązuje to do psów, napisałbym „spsiali”.
I oto nadeszło JEJ tanecznym krokiem, kołyszące się niczym przystojny primabalerin.
Trochę niejasne (choć wiadomo o co chodzi). Po JEJ przydałoby się jakieś określenie/rzeczownik.
Wszystkie rzeczy, nawet koryto, zaczęły mu się objawiać w nowych barwach. Zaczął odczuwać radość z obserwacji
„zaczęły – zaczął”: powtórzenie.
zmagań w codziennej harówce zapracowanych po łokcie jurnych asystentów na uczelniach licznie rozsianych w okolicy i radosnych twarzy krzepkich wieśniaczek idących wesoło po mszy niedzielnej do supermarketu.
Przecinek przed „idących”. Przed „i radosnych” też mógłby być.
Kiedyś jednak musiał się przełom dokonać, ponieważ dalsze tłamszenie w sobie takiego wewnętrznego ognia stało się niepodobieństwem.
Powtórzone „się”. Na początku można napisać „Kiedyś jednak musiał nadejść przełom”, a na końcu można na przykład: „było już niepodobieństwem”.

misza
Posty: 1263
Rejestracja: 31 paź 2011, 9:58
Lokalizacja: Wielkie Księstwo Poznańskie
Kontakt:

Re: Czar Komnaty. Epizod IV. Kawalkada zgorszenia

#3 Post autor: misza » 21 maja 2015, 15:24

Niewielu tutaj zagląda, więc cieszę się w dwójnasób. bowiem
pochyliłaś (łeś) się pracowicie na tym tekścikiem. Tam, gdzie doszło
do usterek, (przecineczek, Strawiński, etc.) naprawię od razu.
Ach, Gorgiaszu!
Nawet nie wiesz jaką frajdę miałem pisząc
"Czar komnaty", której pełny tytuł brzmi:
"Czar komnaty. Grafomańska powieść retro w odcinkach".
Włączałem pełny luz i puszczałem się z górki. Rozumiem, że
to co raduje autora, niekoniecznie Czytelnika i mam
tego świadomość.
Z pozdrowieniami :)
Dwóch dobrych ludzi nigdy nie będzie wrogami,
dwóch głupich ludzi nigdy nie będzie przyjaciółmi
/ przysłowie kirgiskie /

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Czar Komnaty. Epizod IV. Kawalkada zgorszenia

#4 Post autor: eka » 28 maja 2015, 11:52

Mnie raduje :) :) :) Zanurzam się w kwiecistość współczesnego baroku z rozkoszą.
I w napięciu czekam na gości, niech wszystkich bab nie rozjadą :cha:
Pozdrawiam, Misza.
:kofe:

misza
Posty: 1263
Rejestracja: 31 paź 2011, 9:58
Lokalizacja: Wielkie Księstwo Poznańskie
Kontakt:

Re: Czar Komnaty. Epizod IV. Kawalkada zgorszenia

#5 Post autor: misza » 28 maja 2015, 20:07

Cieszę się, że raduje Cię śledzenie losów Przeniewierskich.
Niebawem wkleję następny kawałeczek :) :rosa: :rosa: :rosa:
Dwóch dobrych ludzi nigdy nie będzie wrogami,
dwóch głupich ludzi nigdy nie będzie przyjaciółmi
/ przysłowie kirgiskie /

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Czar Komnaty. Epizod IV. Kawalkada zgorszenia

#6 Post autor: eka » 29 maja 2015, 9:51

Ale będzie parada zgorszenia :bee:
Czekam.
:)

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Czar Komnaty. Epizod IV. Kawalkada zgorszenia

#7 Post autor: skaranie boskie » 07 cze 2015, 15:08

Ja już nie będę chwalił, po prostu napiszę, że tu byłem, czytałem, śmiałem się i...
I w ogóle mister Misza.
:beer: :beer: :beer:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
zdzichu
Posty: 565
Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
Lokalizacja: parking pod supermarketem

Re: Czar Komnaty. Epizod IV. Kawalkada zgorszenia

#8 Post autor: zdzichu » 07 cze 2015, 22:42

I ja byłem. Jest super!
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie

misza
Posty: 1263
Rejestracja: 31 paź 2011, 9:58
Lokalizacja: Wielkie Księstwo Poznańskie
Kontakt:

Re: Czar Komnaty. Epizod IV. Kawalkada zgorszenia

#9 Post autor: misza » 11 cze 2015, 6:08

Twoje zdrówko, Mister Skaranie Boskie! :vino: :vino: :vino:

Zdzichu, żeby było bardziej super, trzeba jeszcze polać :vino: :vino: :vino:
Dwóch dobrych ludzi nigdy nie będzie wrogami,
dwóch głupich ludzi nigdy nie będzie przyjaciółmi
/ przysłowie kirgiskie /

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”