E-book święty - 3
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
E-book święty - 3
od początku
w poprzednim odcinku
Tymczasem po Internecie zaczęło grasować coraz więcej śmieci, które miały służyć Panu, bo były jego stworzeniami. I kochały go, jak najlepszego ojca. I nastąpiła radość pośród światłości.
Jednak jeden ze sług się zbuntował i odstąpił od Microsofta. Zaczął tworzyć alternatywne światy i rozpowszechniać wizję, jakoby poza Microsoftem, w Internecie istnieli jeszcze inni Stwórcy. Ów odstępca samozwańczo nadał sobie tytuł Kreatora i imię Mac. I nastała wojna Bogów. I zaczął Mac tworzyć Pliki Poznania Dobra i Zła, podważające objawioną prawdę o Microsofcie.
Wtedy Microsoft wezwał do siebie Bajta i Gigę i rzekł:
- Oto oddałem wam do dyspozycji Internet i Wikipedię, i Messengera, żebyście żyli i rozmnażali byty, aż zapełnicie Nowy Świat. Możecie robić w nim wszystko, możecie pobierać wszystkie Pliki Wiedzy, poza Plikiem Poznania Dobra i Zła. Ten owoc pozostanie dla was zakazany.
I surfowali oni po Internecie, pełni nieustającej szczęśliwości, aż pewnego dnia Gigę omotał, spotkany przypadkowo w Sieci, Wąż o imieniu Linux.
- Otwórz moją wiadomość – wpraszał się do niej przymilnie. - Dodaj do kontaktów...
I uległa Giga Linuxowi, i pokazała wiadomości Bajtowi.
Od tej chwili stali się mądrzejsi, ale zazdrosny o swoją pozycję Microsoft, ograniczył im Transfer i nie mogli się więcej kontaktować z zewnętrznym światem. Odebrał im dostęp do Messengera i zagroził wygnaniem z Facebooka.
Wtedy Linux kusiciel podsunął Gidze plik instalacyjny komunikatora Nasza Klasa. I poszła Giga na Naszą Klasę, i założyła tam konto.
Odtąd każdego dnia otrzymywała masę wiadomości. I poznawała inne światy oraz innych Internautów. Po kilku dniach zaprosiła Bajta do swojego wirtualnego pokoju, co zaowocowało przyjściem na świat małego Bajtka. Bajtek od pierwszej chwili żywota zaczął majstrować przy oprogramowaniu.
I nastała straszna godzina. Bajtek zainstalował wirusa w Komputerze rodzinnym i nijak nie dało się już nawiązywać połączeń.
Dowiedziawszy się o tym, Microsoft wpadł w szał i wypędził Gigę i Bajta z rajskiego Facebooka, mówiąc do Bajta:
- Od dziś będziesz w pocie czoła pracował na każdy kilobajt Transferu.
Do GiGi zaś:
- A ty, przeklęta niewiasto, będziesz w bólach klikała kolejne posty na babskich forach.
I tak skończył się rajski żywot Gigabajtow na Facebooku. Odtąd sami musieli szukać sobie Transferu i regularnie naprawiać, ciągle zaśmiecany wirusami przez Bajtka, Komputer rodzinny.
w poprzednim odcinku
Tymczasem po Internecie zaczęło grasować coraz więcej śmieci, które miały służyć Panu, bo były jego stworzeniami. I kochały go, jak najlepszego ojca. I nastąpiła radość pośród światłości.
Jednak jeden ze sług się zbuntował i odstąpił od Microsofta. Zaczął tworzyć alternatywne światy i rozpowszechniać wizję, jakoby poza Microsoftem, w Internecie istnieli jeszcze inni Stwórcy. Ów odstępca samozwańczo nadał sobie tytuł Kreatora i imię Mac. I nastała wojna Bogów. I zaczął Mac tworzyć Pliki Poznania Dobra i Zła, podważające objawioną prawdę o Microsofcie.
Wtedy Microsoft wezwał do siebie Bajta i Gigę i rzekł:
- Oto oddałem wam do dyspozycji Internet i Wikipedię, i Messengera, żebyście żyli i rozmnażali byty, aż zapełnicie Nowy Świat. Możecie robić w nim wszystko, możecie pobierać wszystkie Pliki Wiedzy, poza Plikiem Poznania Dobra i Zła. Ten owoc pozostanie dla was zakazany.
I surfowali oni po Internecie, pełni nieustającej szczęśliwości, aż pewnego dnia Gigę omotał, spotkany przypadkowo w Sieci, Wąż o imieniu Linux.
- Otwórz moją wiadomość – wpraszał się do niej przymilnie. - Dodaj do kontaktów...
I uległa Giga Linuxowi, i pokazała wiadomości Bajtowi.
Od tej chwili stali się mądrzejsi, ale zazdrosny o swoją pozycję Microsoft, ograniczył im Transfer i nie mogli się więcej kontaktować z zewnętrznym światem. Odebrał im dostęp do Messengera i zagroził wygnaniem z Facebooka.
Wtedy Linux kusiciel podsunął Gidze plik instalacyjny komunikatora Nasza Klasa. I poszła Giga na Naszą Klasę, i założyła tam konto.
Odtąd każdego dnia otrzymywała masę wiadomości. I poznawała inne światy oraz innych Internautów. Po kilku dniach zaprosiła Bajta do swojego wirtualnego pokoju, co zaowocowało przyjściem na świat małego Bajtka. Bajtek od pierwszej chwili żywota zaczął majstrować przy oprogramowaniu.
I nastała straszna godzina. Bajtek zainstalował wirusa w Komputerze rodzinnym i nijak nie dało się już nawiązywać połączeń.
Dowiedziawszy się o tym, Microsoft wpadł w szał i wypędził Gigę i Bajta z rajskiego Facebooka, mówiąc do Bajta:
- Od dziś będziesz w pocie czoła pracował na każdy kilobajt Transferu.
Do GiGi zaś:
- A ty, przeklęta niewiasto, będziesz w bólach klikała kolejne posty na babskich forach.
I tak skończył się rajski żywot Gigabajtow na Facebooku. Odtąd sami musieli szukać sobie Transferu i regularnie naprawiać, ciągle zaśmiecany wirusami przez Bajtka, Komputer rodzinny.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
Re: E-book święty - 3
Rozkręciłeś się, każda część coraz lepsza. No i mamy pilnie studiujących Biblię Wirtualną.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: E-book święty - 3
Geniusz. Dawno się tak nie uśmiałam. Proszę o więcej.
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: E-book święty - 3
Patka pisze:Geniusz.
Czwarty odcinek w przygotowaniu.Patka pisze:Proszę o więcej.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: E-book święty - 3
Ty nie tańcuj tak, jutro przejrzę tekst pod kątem błędów i pewnie przestanie być wesoło.
Ale napić się można.
Ale napić się można.
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Re: E-book święty - 3
Ja tu tylko jeden błąd widzę, więc się pan nie przejmuj pogróżkami pani Patki.
Ten błąd to zbyt mała objętość tekstu. Jeszcze dobrze nie zacząłem czytać, a tu już koniec. I jeszcze coś panu wytknę, a co, rewanż się należy. Zapomniałeś pan o linkach do poprzednich, o!
Ten błąd to zbyt mała objętość tekstu. Jeszcze dobrze nie zacząłem czytać, a tu już koniec. I jeszcze coś panu wytknę, a co, rewanż się należy. Zapomniałeś pan o linkach do poprzednich, o!
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: E-book święty - 3
Masz rację, Zdzichu.
Poprawiam i dziękuję.
Poprawiam i dziękuję.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: E-book święty - 3
Racja, jest już dużo lepiej niż w poprzednich częściach. Tylko:
przecinek zbędnyale zazdrosny o swoją pozycję Microsoft, ograniczył im Transfer
- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
Re: E-book święty - 3
Wyśmianie nowych uzależnień, wręcz wierzeń, jasna sprawa, rozumiem, pochwalam.
Ale jakbyś w ogóle mnie nie zrozumiał odnośnie tego żywienia się a nawet pasożytowania na Biblii. Czerpania z tekstu, który ma podwójne znaczenie, raz jako sacrum - dla niektórych, dwa jako literatura o głębokiej, wielokrotnej wartości, choćby przez fakt nawarstwienia wiedzy wielu pokoleń. To sacrum jest, tak mniemam, odczuwalne także dla niewierzących. Choćby jako cel dla polemiki, łagodnie mówiąc.
Tak jest z każdym atraktorem. Piękna kobieta zwraca uwagę, jedni wpatrzeni jak w bóstwo, inne wściekłe z zazdrości, wypatrujące jakiegoś błędu, niedoskonałości, żeby tylko się przyczepić. To odpowiednik ateistów.
Podkreślam: nie ma ateizmu bez teizmu.
Napisz sam nowy tekst prześmiewczy z nowych ludzkich przywar, bez podpierania się znanymi wzorcami, których możesz nie lubić, ale które sam uznajesz za ważne punkty odniesienia. Bez tego założenia nie można z Twojego tekstu zrozumieć żadnego zdania. Ale to żadnego. Głupkowato wygląda wydumana składnia. Archaiczne zwroty. Jakieś słowa z dużej litery.
Podkreślam - ten gatunek to pasożyt.
Powtórzę swoją próbę odejścia od Biblii na poniższym przykładzie:
Tymczasem po firmie zaczęło grasować coraz więcej osobników, właściwie "osobniczek", które miały służyć kierownikowi firmy. Płeć nie była taka pewna. Indywidua te były ulubionymi zabawkami szefa. Nikt się nie dziwił, że odwzajemniały uczucie, kochały go, jak najlepszego ojca (powiedzmy). Wszyscy pracownicy firmy byli tym ucieszeni, nareszcie stary miał, co chciał, choć nie wszyscy się tak cieszyli.
Nawet jeden z tak hołubionych ulubieńców zbuntował się i zaczął ryć pod swoim dobroczyńcą. Zaczął tworzyć alternatywne światy i rozpowszechniać wizję, jakoby poza firmą szefa, w Internecie istnieli jeszcze inni wiarygodni wytwórcy. Ambitny był koleś i sam nadał sobie tytuł profesora i nawet pieczątkę zrobił. Krecia robota polegała na podstawianiu swoich podróbek w miejsce licencjonowanych. Oczywiście psuło to handel, klienci tracili zaufanie do firmy, i to zarówno, gdy natrafiali na podrobione buble, jak również wtedy, gdy konkurencja sprzedawała za bezcen najznakomitsze, jak opisywała to firmowa reklama, firmowe produkty, podobno kiedyś pozyskane w niejasnych okolicznościach od nieistniejących już dzisiaj firm. Przejęcia dokonywano po kryjomu, tak aby klienci nawet się nie zorientowali.
I tak dalej.
Zmieniłem oczywiści sens, zupełnie inna wymowa, jest nawet krytyka poczynań kierownika firmy. Drwina. Nie odnoszę się zupełnie do Biblii, jednak łatwo się domyśleć, że mechanizmy psychologiczne są uniwersalne i rozciągają się na istotę boską, która postrzegana jest przez ludzi głównie jako człowiek. Nikogo to nie obraża.
A we Francji niedawno wybuchła bomba w pewnej redakcji. Zginęli artyści postrzegani jako kpiarze ze wszystkiego, co się rusza. No inna percepcja, ale zapewne była tam obraza uczuć religijnych. Zamierzona.
Ale jakbyś w ogóle mnie nie zrozumiał odnośnie tego żywienia się a nawet pasożytowania na Biblii. Czerpania z tekstu, który ma podwójne znaczenie, raz jako sacrum - dla niektórych, dwa jako literatura o głębokiej, wielokrotnej wartości, choćby przez fakt nawarstwienia wiedzy wielu pokoleń. To sacrum jest, tak mniemam, odczuwalne także dla niewierzących. Choćby jako cel dla polemiki, łagodnie mówiąc.
Tak jest z każdym atraktorem. Piękna kobieta zwraca uwagę, jedni wpatrzeni jak w bóstwo, inne wściekłe z zazdrości, wypatrujące jakiegoś błędu, niedoskonałości, żeby tylko się przyczepić. To odpowiednik ateistów.
Podkreślam: nie ma ateizmu bez teizmu.
Napisz sam nowy tekst prześmiewczy z nowych ludzkich przywar, bez podpierania się znanymi wzorcami, których możesz nie lubić, ale które sam uznajesz za ważne punkty odniesienia. Bez tego założenia nie można z Twojego tekstu zrozumieć żadnego zdania. Ale to żadnego. Głupkowato wygląda wydumana składnia. Archaiczne zwroty. Jakieś słowa z dużej litery.
Podkreślam - ten gatunek to pasożyt.
Powtórzę swoją próbę odejścia od Biblii na poniższym przykładzie:
Tymczasem po firmie zaczęło grasować coraz więcej osobników, właściwie "osobniczek", które miały służyć kierownikowi firmy. Płeć nie była taka pewna. Indywidua te były ulubionymi zabawkami szefa. Nikt się nie dziwił, że odwzajemniały uczucie, kochały go, jak najlepszego ojca (powiedzmy). Wszyscy pracownicy firmy byli tym ucieszeni, nareszcie stary miał, co chciał, choć nie wszyscy się tak cieszyli.
Nawet jeden z tak hołubionych ulubieńców zbuntował się i zaczął ryć pod swoim dobroczyńcą. Zaczął tworzyć alternatywne światy i rozpowszechniać wizję, jakoby poza firmą szefa, w Internecie istnieli jeszcze inni wiarygodni wytwórcy. Ambitny był koleś i sam nadał sobie tytuł profesora i nawet pieczątkę zrobił. Krecia robota polegała na podstawianiu swoich podróbek w miejsce licencjonowanych. Oczywiście psuło to handel, klienci tracili zaufanie do firmy, i to zarówno, gdy natrafiali na podrobione buble, jak również wtedy, gdy konkurencja sprzedawała za bezcen najznakomitsze, jak opisywała to firmowa reklama, firmowe produkty, podobno kiedyś pozyskane w niejasnych okolicznościach od nieistniejących już dzisiaj firm. Przejęcia dokonywano po kryjomu, tak aby klienci nawet się nie zorientowali.
I tak dalej.
Zmieniłem oczywiści sens, zupełnie inna wymowa, jest nawet krytyka poczynań kierownika firmy. Drwina. Nie odnoszę się zupełnie do Biblii, jednak łatwo się domyśleć, że mechanizmy psychologiczne są uniwersalne i rozciągają się na istotę boską, która postrzegana jest przez ludzi głównie jako człowiek. Nikogo to nie obraża.
A we Francji niedawno wybuchła bomba w pewnej redakcji. Zginęli artyści postrzegani jako kpiarze ze wszystkiego, co się rusza. No inna percepcja, ale zapewne była tam obraza uczuć religijnych. Zamierzona.
- Gloinnen
- Administrator
- Posty: 12091
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
- Lokalizacja: Lothlórien
Re: E-book święty - 3
Dla mnie najciekawszą kwestią w zawiązującej się właśnie dyskusji jest pytanie, w jakim stopniu i czy w ogóle można traktować Biblię nie jako świętą księgę, czyli zapis Objawienia, ale jedynie jako tekst literacki, który może być tak samo potraktowany, jak każdy inny, a więc podlega na przykład parafrazie.
Tekst sam w sobie nie jest - według mnie - wymierzony przeciwko ludziom wierzącym, ale raczej przeciwko tym, którzy z Internetu i dostępnych za jego pośrednictwem różnych udogodnień zrobili sobie bożka. Jego celem jest pokazanie, jakie bałwany czci się współcześnie, jakie wartości i jakie priorytety przesłoniły tradycyjny etos, w tym konkretnym wypadku oparty na judeochrześcijańskich wierzeniach religijnych. Kult globalnej sieci www zastępuje kulty wcześniejsze. Propagowane poprzez nowe technologie idee wypierają z obiegu idee, na których dotychczas budowano tzw. imperatywy moralne, lecz nie tylko. Rozwój internetu, informatyki, komputeryzacja niemal każdej z dziedzin życia ludzkiego - zmienia w ogóle postrzeganie przez człowieka wielu aspektów rzeczywistości - czasu, przestrzeni, relacji międzyludzkich, związków przyczynowo-skutkowych. W jakimś sensie można uznać, że powstaje swoista info-religia, w tym sensie, że szereg zjawisk (kulturowych, społecznych) daje się wyjaśnić czy zdefiniować poprzez inne, niż w czasach powstawania Biblii - analogie, symbole, algorytmy, mechanizmy.
Tekst ukazuje wspomniany proces w krzywym, prześmiewczym zwierciadle, co nadaje mu poniekąd obrazoburczy charakter. Sprawą dyskusyjną jest walor literacki, gdyż głównym zabiegiem autorskim jest zagranie na kontrowersyjności odbioru, wynikającej z dwojakiej funkcji, jaką pełni Biblia Z jednej strony to przede wszystkim dzieło literackie, ewentualnie rodzaj fabularyzowanej kroniki, z drugiej - zapis Słowa pochodzącego od bytu nadprzyrodzonego. Jeśli ktoś w istnienie takowego wierzy, oczywiście, jak i w fakt, że właśnie za pomocą tej księgi ów byt komunikuje się z istotami ludzkimi.
Podobne dywagacje można snuć w odniesieniu do tego, co napisał "nie", znów zadając sobie pytanie, w jakim stopniu modlitwa jest literaturą. W końcu - dawne pieśni religijne - z "Bogurodzicą" na czele - dziś są omawiane w szkole przede wszystkim jako teksty literackie. Czy ich "obróbka" w oderwaniu od aspektu religijnego - jest profanacją? Na ile można "umówić się", że w takim a nie innym kontekście dany tekst nie ma wymiaru sacrum? Do tego, aby ów wymiar zachować i świadomie go burzyć, potrzebne jest intencjonalne przypisanie tekstowi (w tym wypadku - Biblii) takowegoż, ale zarówno przez odbiorcę, jak i przez nadawcę komunikatu literackiego.
Tekst sam w sobie nie jest - według mnie - wymierzony przeciwko ludziom wierzącym, ale raczej przeciwko tym, którzy z Internetu i dostępnych za jego pośrednictwem różnych udogodnień zrobili sobie bożka. Jego celem jest pokazanie, jakie bałwany czci się współcześnie, jakie wartości i jakie priorytety przesłoniły tradycyjny etos, w tym konkretnym wypadku oparty na judeochrześcijańskich wierzeniach religijnych. Kult globalnej sieci www zastępuje kulty wcześniejsze. Propagowane poprzez nowe technologie idee wypierają z obiegu idee, na których dotychczas budowano tzw. imperatywy moralne, lecz nie tylko. Rozwój internetu, informatyki, komputeryzacja niemal każdej z dziedzin życia ludzkiego - zmienia w ogóle postrzeganie przez człowieka wielu aspektów rzeczywistości - czasu, przestrzeni, relacji międzyludzkich, związków przyczynowo-skutkowych. W jakimś sensie można uznać, że powstaje swoista info-religia, w tym sensie, że szereg zjawisk (kulturowych, społecznych) daje się wyjaśnić czy zdefiniować poprzez inne, niż w czasach powstawania Biblii - analogie, symbole, algorytmy, mechanizmy.
Tekst ukazuje wspomniany proces w krzywym, prześmiewczym zwierciadle, co nadaje mu poniekąd obrazoburczy charakter. Sprawą dyskusyjną jest walor literacki, gdyż głównym zabiegiem autorskim jest zagranie na kontrowersyjności odbioru, wynikającej z dwojakiej funkcji, jaką pełni Biblia Z jednej strony to przede wszystkim dzieło literackie, ewentualnie rodzaj fabularyzowanej kroniki, z drugiej - zapis Słowa pochodzącego od bytu nadprzyrodzonego. Jeśli ktoś w istnienie takowego wierzy, oczywiście, jak i w fakt, że właśnie za pomocą tej księgi ów byt komunikuje się z istotami ludzkimi.
Podobne dywagacje można snuć w odniesieniu do tego, co napisał "nie", znów zadając sobie pytanie, w jakim stopniu modlitwa jest literaturą. W końcu - dawne pieśni religijne - z "Bogurodzicą" na czele - dziś są omawiane w szkole przede wszystkim jako teksty literackie. Czy ich "obróbka" w oderwaniu od aspektu religijnego - jest profanacją? Na ile można "umówić się", że w takim a nie innym kontekście dany tekst nie ma wymiaru sacrum? Do tego, aby ów wymiar zachować i świadomie go burzyć, potrzebne jest intencjonalne przypisanie tekstowi (w tym wypadku - Biblii) takowegoż, ale zarówno przez odbiorcę, jak i przez nadawcę komunikatu literackiego.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl