wyrzut z sumienia - 1
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
wyrzut z sumienia - 1
1.
Karetka wyła niemiłosiernie i pędziła przez miasto samym środkiem ulicy. Kierowcy nic nieznaczących samochodzików musieli czmychać raz po raz, to na chodnik, to na trawę i tylko z tego powodu, by jeden nieznany nikomu pasażer miał swoje pięć minut z życia. Może to ostatnie jego minuty, więc tym bardziej ważne. Niech ma. Faktycznie, obsługiwany przez damską załogę, młodą sanitariuszkę z równie młodą lekarką, nareszcie mógł czuć się dopieszczony. Pojazdem kierowała również baba, ta jednak, na szczęście, trzymała ręce tylko na kierownicy. Myliłby się, kto by wtedy pomyślał o doczesności takiej sytuacji, bo do głowy zawsze przychodzi problematyka styku płci. Dotyk nie zawsze taki zły (bez podtekstów), zwłaszcza w medycynie. Nad całym towarzystwem czuwała jednak żona delikwenta, której zadaniem było trzymać go za rękę. Dla zapewnienia należytego wykonywania procedur medycznych i tak na wszelki wypadek. Mogła w ten sposób kontrolować dalszy bieg tych wypadków, przynajmniej tak jej się wydawało. Tylko raz nie wyszło i dlatego cały ten ambaras. Już nieważne. Miało być na postrach.
Trzymanie męża za rękę to stanowczo więcej niż używanie pilota telewizyjnego niczym berła, nie mówiąc już o wydawaniu setek poleceń słownych albo takich, zapisywanych maczkiem na karteczkach i układanych w tak oczywistych miejscach, że nie sposób ich nie zauważyć, a tym bardziej zignorować. Karteczki nie zawsze jednak były zauważane, a nawet nie były czytane, przynajmniej nie na czas. Żona jest zawsze zaskoczona. Potem za każdym razem, gdy odnajdywała swoje stare karteczki w miejscach jak najmniej oczywistych a jednak bardzo praktycznych, bo tak przynajmniej sądził jej mąż, nie mogła zrozumieć braku jego zrozumienia. Doprawdy trudno mieć wyobrażenie, jak radziła sobie ludzkość przed wynalezieniem papieru z tak trywialnymi problemami, jak kiwający się kawiarniany stolik, czy obcieranie łydki przez elegancki, ale nieco przyciasny but. Podłożenie w odpowiednim miejscu odpowiednio złożonej kartki papieru rozwiązywało też inne sprawy, inaczej nie do załatwienia. Oczywiście, że dla wielu z nich najlepszym rodzajem papieru bywał stale jednak papier bankowy, ten jednak generował wszakże i także, już zupełnie nowe problemy. Te małżeńskie również i zwłaszcza.
Tak kręcił się ich świat wokół miałkich spraw, które urosnąć mogą do rangi problemów nie do rozwiązania, jeśli się je tylko odpowiednio podhoduje. Wokół słów wykrzyczanych w twarz, co jest jeszcze najzdrowszym sposobem negocjacji, lecz najczęściej zapodanych gdzieś w przestrzeń. I niestety, pomyślanych poniewczasie, już w zagłębiu ciszy. Ich dźwięki wybrzmiewają jak tępe uderzenia w najczulsze miejsca, a wszystko wewnątrz dźwiękochłonnej klatki, z której nie sposób się wydostać. Ciekawe, że prawdziwa kłótnia zaczyna się dopiero po ustaniu dialogu. Dopiero wtedy myśli się o sprawach w taki sposób, jakimi one są, a których nie umiało się przekazać słowami. Zatrzaśnięte drzwi nie pozwalają na kontynuowanie dysputy w języku ciała.
Wiele lat takiego wspólnego pożycia powycierało ostre granice tych dwóch, jakże różnych krain. Stępiło wrażliwość i przyzwyczaiło do poczucia krzywdy, jako nieodłącznego elementu relacji małżeńskiej. Wyświechtane określenie – docieranie płciowe – okazało się jak najbardziej prawdziwe, choć zaskakujące. To było jednostronne tarcie, fizyczny cud świata. Nawet kilogramy diamentowego pyłu nie zmieniły by tej anomalii. No może, gdyby zastosować pył bardzo gruboziarnisty!
A teraz wszystko to straciło w jednej chwili na znaczeniu, gdy żona całkiem dosłownie i z płomienną, nadgorliwą energią neo-nastolatki pocierała dłoń męża, która już jakby stygła. Nie mogąc zaradzić przeznaczeniu zwróciła się do młodej i pięknej pani doktor i to od razu w tonie nie znoszącej sprzeciwu pretensji, jakby ta młoda kobieta była odpowiedzialna za całe to tragiczne zdarzenie lub atmosferę, która je wyzwoliła bądź doń doprowadziła. Niewątpliwie służba zdrowia powinna przejąć odpowiedzialność za losy każdego zainteresowanego jej usługami, nawet zaocznie zainteresowanego, a nawet całkiem niezainteresowanego i to z chwilą pobrania jego ciała z ulicy czy z domu. O ile oczywiście ów kandydat na pacjenta dysponuje jeszcze swoją psyche. W przeciwnym razie powierza się go innym służbom, które lepiej sobie radzą i z ciałem i z duszą, już niestety z osobna.
Interwencja żony w domenę odpowiedzialności lekarki wyzwoliła ostre fukanie, bo pani doktor nie miała przecież zielonego pojęcia, jak przyśpieszyć prędkość karetki po zatłoczonej drodze, ani jak utrzymać ciepłotę jadącego w ambulansie ciała. Zrazu kazała męża przykryć jedynie pledem, najlepiej od razu z całą twarzą, bo głowa przecież najszybciej stygnie. Dla uspokojenia sumienia chciała nawet podać coś dożylnego, ale młodej trudno było wkłuć się w żyłę w pędzącym i rozchybotanym pojeździe. I w ten sposób ratujący życie lek poszedł pewnie gdzieś obok. Oczywiście skłamała, że lekarstwo zaraz zadziała, czym troszeczkę uspokoiła żonę, a jednocześnie zdenerwowała, obiecując jej szybki koniec męki, bo chyba zostało to nieco opacznie zrozumiane.
Do tej pory pani doktor zajęta była omawianiem głównie własnej egzystencji. A nawijała bez końca. Pozostałe panie słuchały dopowiadając coś czasem dla żartu. I tak jakoś leciał ten czas w pracy, wcale nie takiej łatwej ani przyjemnej, jak pisali w ofercie studiów dla przyszłych lekarzy. Raz leciał wolniej, a raz szybciej. Przynajmniej się nie dłużył.
Następny odcinek
Karetka wyła niemiłosiernie i pędziła przez miasto samym środkiem ulicy. Kierowcy nic nieznaczących samochodzików musieli czmychać raz po raz, to na chodnik, to na trawę i tylko z tego powodu, by jeden nieznany nikomu pasażer miał swoje pięć minut z życia. Może to ostatnie jego minuty, więc tym bardziej ważne. Niech ma. Faktycznie, obsługiwany przez damską załogę, młodą sanitariuszkę z równie młodą lekarką, nareszcie mógł czuć się dopieszczony. Pojazdem kierowała również baba, ta jednak, na szczęście, trzymała ręce tylko na kierownicy. Myliłby się, kto by wtedy pomyślał o doczesności takiej sytuacji, bo do głowy zawsze przychodzi problematyka styku płci. Dotyk nie zawsze taki zły (bez podtekstów), zwłaszcza w medycynie. Nad całym towarzystwem czuwała jednak żona delikwenta, której zadaniem było trzymać go za rękę. Dla zapewnienia należytego wykonywania procedur medycznych i tak na wszelki wypadek. Mogła w ten sposób kontrolować dalszy bieg tych wypadków, przynajmniej tak jej się wydawało. Tylko raz nie wyszło i dlatego cały ten ambaras. Już nieważne. Miało być na postrach.
Trzymanie męża za rękę to stanowczo więcej niż używanie pilota telewizyjnego niczym berła, nie mówiąc już o wydawaniu setek poleceń słownych albo takich, zapisywanych maczkiem na karteczkach i układanych w tak oczywistych miejscach, że nie sposób ich nie zauważyć, a tym bardziej zignorować. Karteczki nie zawsze jednak były zauważane, a nawet nie były czytane, przynajmniej nie na czas. Żona jest zawsze zaskoczona. Potem za każdym razem, gdy odnajdywała swoje stare karteczki w miejscach jak najmniej oczywistych a jednak bardzo praktycznych, bo tak przynajmniej sądził jej mąż, nie mogła zrozumieć braku jego zrozumienia. Doprawdy trudno mieć wyobrażenie, jak radziła sobie ludzkość przed wynalezieniem papieru z tak trywialnymi problemami, jak kiwający się kawiarniany stolik, czy obcieranie łydki przez elegancki, ale nieco przyciasny but. Podłożenie w odpowiednim miejscu odpowiednio złożonej kartki papieru rozwiązywało też inne sprawy, inaczej nie do załatwienia. Oczywiście, że dla wielu z nich najlepszym rodzajem papieru bywał stale jednak papier bankowy, ten jednak generował wszakże i także, już zupełnie nowe problemy. Te małżeńskie również i zwłaszcza.
Tak kręcił się ich świat wokół miałkich spraw, które urosnąć mogą do rangi problemów nie do rozwiązania, jeśli się je tylko odpowiednio podhoduje. Wokół słów wykrzyczanych w twarz, co jest jeszcze najzdrowszym sposobem negocjacji, lecz najczęściej zapodanych gdzieś w przestrzeń. I niestety, pomyślanych poniewczasie, już w zagłębiu ciszy. Ich dźwięki wybrzmiewają jak tępe uderzenia w najczulsze miejsca, a wszystko wewnątrz dźwiękochłonnej klatki, z której nie sposób się wydostać. Ciekawe, że prawdziwa kłótnia zaczyna się dopiero po ustaniu dialogu. Dopiero wtedy myśli się o sprawach w taki sposób, jakimi one są, a których nie umiało się przekazać słowami. Zatrzaśnięte drzwi nie pozwalają na kontynuowanie dysputy w języku ciała.
Wiele lat takiego wspólnego pożycia powycierało ostre granice tych dwóch, jakże różnych krain. Stępiło wrażliwość i przyzwyczaiło do poczucia krzywdy, jako nieodłącznego elementu relacji małżeńskiej. Wyświechtane określenie – docieranie płciowe – okazało się jak najbardziej prawdziwe, choć zaskakujące. To było jednostronne tarcie, fizyczny cud świata. Nawet kilogramy diamentowego pyłu nie zmieniły by tej anomalii. No może, gdyby zastosować pył bardzo gruboziarnisty!
A teraz wszystko to straciło w jednej chwili na znaczeniu, gdy żona całkiem dosłownie i z płomienną, nadgorliwą energią neo-nastolatki pocierała dłoń męża, która już jakby stygła. Nie mogąc zaradzić przeznaczeniu zwróciła się do młodej i pięknej pani doktor i to od razu w tonie nie znoszącej sprzeciwu pretensji, jakby ta młoda kobieta była odpowiedzialna za całe to tragiczne zdarzenie lub atmosferę, która je wyzwoliła bądź doń doprowadziła. Niewątpliwie służba zdrowia powinna przejąć odpowiedzialność za losy każdego zainteresowanego jej usługami, nawet zaocznie zainteresowanego, a nawet całkiem niezainteresowanego i to z chwilą pobrania jego ciała z ulicy czy z domu. O ile oczywiście ów kandydat na pacjenta dysponuje jeszcze swoją psyche. W przeciwnym razie powierza się go innym służbom, które lepiej sobie radzą i z ciałem i z duszą, już niestety z osobna.
Interwencja żony w domenę odpowiedzialności lekarki wyzwoliła ostre fukanie, bo pani doktor nie miała przecież zielonego pojęcia, jak przyśpieszyć prędkość karetki po zatłoczonej drodze, ani jak utrzymać ciepłotę jadącego w ambulansie ciała. Zrazu kazała męża przykryć jedynie pledem, najlepiej od razu z całą twarzą, bo głowa przecież najszybciej stygnie. Dla uspokojenia sumienia chciała nawet podać coś dożylnego, ale młodej trudno było wkłuć się w żyłę w pędzącym i rozchybotanym pojeździe. I w ten sposób ratujący życie lek poszedł pewnie gdzieś obok. Oczywiście skłamała, że lekarstwo zaraz zadziała, czym troszeczkę uspokoiła żonę, a jednocześnie zdenerwowała, obiecując jej szybki koniec męki, bo chyba zostało to nieco opacznie zrozumiane.
Do tej pory pani doktor zajęta była omawianiem głównie własnej egzystencji. A nawijała bez końca. Pozostałe panie słuchały dopowiadając coś czasem dla żartu. I tak jakoś leciał ten czas w pracy, wcale nie takiej łatwej ani przyjemnej, jak pisali w ofercie studiów dla przyszłych lekarzy. Raz leciał wolniej, a raz szybciej. Przynajmniej się nie dłużył.
Następny odcinek
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: wyrzut z sumienia - 1
A gdzie "cdn."? Moderatora mam upominać?



- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
Re: wyrzut z sumienia - 1
Zaraz zaraz nuż wpisuję. Cdn będzie ważny, jak tylko dodam kolejny
odcinek
odcinek
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: wyrzut z sumienia - 1
Tak, ale nawet jeśli kolejnej części na forum nie ma, a będzie, to dajesz "cdn." bez odnośnika. Później dodajesz odnośnik. O to mi chodziło.
- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
Re: wyrzut z sumienia - 1
Z opóźnieniem, ale udało się, dziś byłem w podróży i miałem słaby kontakt z forum, bardzo zdalnie.
- Gorgiasz
- Moderator
- Posty: 1608
- Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51
Re: wyrzut z sumienia - 1
Formalnie rzecz biorąc, imiesłów przymiotnikowy z „nie” należy pisać łącznie.Kierowcy nic nie znaczących samochodzików musieli czmychać raz po raz, to na chodnik,
Troszkę za dużo tych „to”.to na chodnik, to na trawę i tylko po to, by jeden nieznany nikomu pasażer miał swoje pięć minut z życia. Może to ostatnie jego minuty,
Zamiast dwukropka, dałbym przecinek.Faktycznie, obsługiwany przez damską załogę: młodą sanitariuszkę z równie młodą lekarką, nareszcie mógł czuć się dopieszczony.
„pomyślał – myśl” - powtórzenie.Myliłby się, kto by wtedy pomyślał o doczesności takiej sytuacji, bo na myśl zawsze przychodzi problematyka styku płci.
Dwa „się” blisko siebie.przynajmniej tak jej się wydawało. Tylko raz się nie udało
Powtórzone „sobie”.Doprawdy trudno wyobrazić sobie, jak radziła sobie ludzkość przed wynalezieniem papieru
„wiele – wielu”: powtórzenie.rozwiązywało też wiele innych spraw. Oczywiście, że dla wielu z nich
„poniewczasie”I niestety, pomyślanych po niewczasie, już w zagłębiu ciszy.
„gruboziarnisty”No może, gdyby zastosować pył bardzo grubo ziarnisty!
Dla uspokojenia sumienia chciała nawet podać coś dożylnego, ale trudno jej było wkłuć się w żyłę w pędzącym i rozchybotanym pojeździe.
„jej” bym usunął.
„troszeczkę – troszkę” - powtórzenie.Oczywiście skłamała, że lekarstwo zaraz zadziała, czym troszeczkę uspokoiła żonę, a jednocześnie zdenerwowała, obiecując jej szybki koniec męki, bo chyba zostało to troszkę opacznie zrozumiane.
Na temat treści trudno coś powiedzieć; to dopiero wstęp wprowadzający, a i to niedługi. Poczekamy na więcej, a wtedy...

- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
Re: wyrzut z sumienia - 1
Gorgiaszu, wielkie dzięki. Trywialne błędy i sporo, poprawię je niebawem i wkleję następny odcinek.
Re: wyrzut z sumienia - 1
..
Ostatnio zmieniony 24 lis 2016, 12:33 przez karolek, łącznie zmieniany 1 raz.
- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
Re: wyrzut z sumienia - 1
jasneGorgiasz pisze:Formalnie rzecz biorąc, imiesłów przymiotnikowy z „nie” należy pisać łącznie.Kierowcy nic nie znaczących samochodzików musieli czmychać raz po raz, to na chodnik,
to na chodnik, to na trawę i tylko z tego powoduGorgiasz pisze:Troszkę za dużo tych „to”.to na chodnik, to na trawę i tylko po to, by jeden nieznany nikomu pasażer miał swoje pięć minut z życia. Może to ostatnie jego minuty,
zrobioneGorgiasz pisze:Zamiast dwukropka, dałbym przecinek.Faktycznie, obsługiwany przez damską załogę: młodą sanitariuszkę z równie młodą lekarką, nareszcie mógł czuć się dopieszczony.
bo do głowy zawsze przychodzi problematyka styku płciGorgiasz pisze:„pomyślał – myśl” - powtórzenie.Myliłby się, kto by wtedy pomyślał o doczesności takiej sytuacji, bo na myśl zawsze przychodzi problematyka styku płci.
Tylko raz nie wyszłoGorgiasz pisze:Dwa „się” blisko siebie.przynajmniej tak jej się wydawało. Tylko raz się nie udało
Doprawdy trudno mieć wyobrażenie, jak radziła sobie ludzkośćGorgiasz pisze:Powtórzone „sobie”.Doprawdy trudno wyobrazić sobie, jak radziła sobie ludzkość przed wynalezieniem papieru
rozwiązywało też inne sprawy, inaczej nie do załatwienia. Oczywiście, że dla wielu ...Gorgiasz pisze:„wiele – wielu”: powtórzenie.rozwiązywało też wiele innych spraw. Oczywiście, że dla wielu z nich
Tak.Gorgiasz pisze:„poniewczasie”I niestety, pomyślanych po niewczasie, już w zagłębiu ciszy.
Tak.Gorgiasz pisze:„gruboziarnisty”No może, gdyby zastosować pył bardzo grubo ziarnisty!
ale młodej trudno było wkłuć się w żyłęGorgiasz pisze:Dla uspokojenia sumienia chciała nawet podać coś dożylnego, ale trudno jej było wkłuć się w żyłę w pędzącym i rozchybotanym pojeździe.
„jej” bym usunął.
nieco opacznie zrozumianeGorgiasz pisze:„troszeczkę – troszkę” - powtórzenie.Oczywiście skłamała, że lekarstwo zaraz zadziała, czym troszeczkę uspokoiła żonę, a jednocześnie zdenerwowała, obiecując jej szybki koniec męki, bo chyba zostało to troszkę opacznie zrozumiane.
No pięknie dziękuję, poprawiłem.Gorgiasz pisze: Na temat treści trudno coś powiedzieć; to dopiero wstęp wprowadzający, a i to niedługi. Poczekamy na więcej, a wtedy...
- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
Re: wyrzut z sumienia - 1
No ciężkie, ale nie o tym będzie dalej, już niedługo.karolek pisze:Ciężkie jest życie lekarza. Ogromna odpowiedzialność, narażenie na bezzasadne pretensje, stres, oglądanie ciągle cudzej zgryzoty i cierpienia, bezradność. Oj, czuje się to z twojego utworu.
Nigdy nie jest. A najgorsza jest niespodziewana niedyspozycja.karolek pisze:No i jeszcze małżeństwo - wielkie kłótnie o nic, a gdy jest naprawdę źle, potrafią dostrzec, co ważne, ale czy to nie za późno?
Dzięki za poczytanie.