"Domek w lesie" cz.7 - "Atak"

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

"Domek w lesie" cz.7 - "Atak"

#1 Post autor: Alicja Jonasz » 11 sty 2016, 20:29

do początku
w poprzednim odcinku
Karol szedł za nią, ciężko dysząc. Od czasu do czasu pokasływał. Wkrótce do uszu Niki dobiegło charakterystyczne poświstywanie. Zaczynał się atak astmy. Znowu zapomniał wziąć leków, pomyślała, uświadomiwszy sobie, że inhalator włożyła do plecaka, ma go teraz ze sobą. W innych okolicznościach od razu sięgnęłaby po niezawodny środek, jednak tym razem postanowiła milczeć i czekać na rozwój wypadków. Karol należał do tego gatunku ludzi, którzy podchodzili do tematu swojego zdrowia dość beztrosko. Zdarzało mu się pominąć zaleconą dawkę leku, co przy jego schorzeniu było postępkiem nieroztropnym.
Przeszła około stu metrów, może więcej. Uspokajała się powoli. Karol wyraźnie tracił siły. Na końcu drogi ujrzała niewielką polanę porośniętą trawą i pędami dzikich jeżyn. Miejsce, otoczone drzewami, tętniło życiem, śpiewały ptaki, brzęczały owady, gdzieś w pobliżu szemrała rzeka. "Doskonałe miejsce na piknik", ze ściśniętym sercem przypomniała sobie słowa Karola. W cieniu ogromnego, rozłożystego dębu drewniana chata, z komina smuga dymu, intensywny zapach palonej żywicy. Odstrasza żmije, pomyślała. W opowieściach babci, pełnych grozy, strzyg, wilkołaków i upiorów pachniało ziołami, olejkami i żywicą, a każdy z tych specyfików miał swoją tajemną moc.
- Wymarzony domek w lesie - szepnęła, czując, że coś w niej w tym momencie pękło. - Dym? Czyżby ukochany mężuś miał pomocnika? A może pomocnicę?
Nie brała tego wcześniej pod uwagę. Strach nagle ucichł, a w jego miejsce pojawiło się zupełnie inne uczucie, o wiele silniejsze. Ukochany mężuś, powtórzyła w myślach. Zapragnęła spojrzeć mu w oczy, napluć w twarz, pokazać, jak bardzo nim gardzi. Czy to nie wszystko jedno, kiedy ją zastrzeli? Sprowokuje go teraz. Zatrzymała się i obejrzała. Karola był kilka kroków za nią, klęczał na skraju lasu, trzymając rękę na piersi. Ten atak astmy był inny, znacznie poważniejszy. Mężczyzna dusił się. Brak tlenu sprawił, że nie miał siły iść dalej, nogi ugięły się, upadł na kolana, łapczywie chwytając powietrze. Oddech stał się płytki i przerywany. Próbował coś powiedzieć, z gardła wydobywał się jednak tylko bełkot. Najbardziej przerażały sine, niemalże niebieskie, usta. Powinna mu pomóc, natychmiast podać lek. Jeszcze przed godziną gotowa była umrzeć za niego, najbliższego człowieka na świecie, teraz pragnęła tylko jego śmierci, wiedząc, że ratuje tym swoje życie. Wszystko się zmieniło. Podle ją oszukał, zdradził. Niech zdycha.
Zawróciła i pochyliwszy się nad charczącym mężczyzną, spojrzała w jego przekrwione, pełne strachu oczy.
- Ty sukinsynu - powiedziała, powstrzymując łzy - kochałam cię...
Podniosła z ziemi strzelbę. Nie miała pojęcia, jak jej użyć. "Wystarczy pociągnąć za spust", mawiał Karol. Czasem wystarczy ją tylko mieć, pomyślała i przewiesiła broń przez ramię. Nienawidziła przemocy. Stykała się z nią nazbyt często podczas pracy w terenie, zbierając materiały do kolejnego artykułu, aby stronić od tego typu zachowania w życiu prywatnym. Sporne sytuacje zawsze rozwiązywała pokojowo, wspomagając się odziedziczonym po babce poczuciem humoru. Od pracy w terenie zdecydowanie wolała korektę tekstów. Mniej pieniędzy, ale przynajmniej spokój.
- Powinnam odstrzelić ci łeb, sukinsynu - powiedziała. - Masz jednak szczęście.
Wyjęła z plecaka inhalator z lekiem w aerozolu i rzuciła go na ziemię obok Karola. Nie oglądając się, ruszyła w kierunku chaty.
- Zaraz, zaraz, chyba o czymś zapomniałaś - szepnęła do siebie. - Ten skurwiel gotowy cię dopaść, gdy tylko dojdzie do siebie.
Trzeba mocno go związać, eliminując w ten sposób jedno z zagrożeń. Karol co prawda nie ma nawet siły dosięgnąć inhalatora, ale nie zaszkodzi dmuchać na zimne. Zwodził ją przez tyle lat, a ona, bezgranicznie mu ufając, zrezygnowała z bycia czujną. Wydarzenia ostatnich kilku godzin pokazały, jaka była naiwna. Nie pozwoli oszukać się po raz kolejny. Przykucnęła, odnalazła w trawie lek, podniosła zatyczkę i szybkim ruchem wetknęła ustnik między zsiniałe wargi mężczyzny.
- Wdychaj - powiedziała sucho, naciskając zbiorniczek.
Karol wziął głęboki oddech. Odpowiednia dawka leku dostała się do oskrzeli, powodując natychmiastowe rozszerzenie pęcherzyków. Specyfik zaczął działać. Nika wprawnie związała ręce męża sznurkiem wyciągniętym z bluzy, potem paskiem od spodni skrępowała nogi. Upewniła się, że więzy mocno trzymają. Spokój, z jakim wykonywała te wszystkie czynności, przeraził ją samą.
- Myślałeś, że niewiele się różnimy? - szepnęła, patrząc w oczy sapiącego mężczyzny. - Owszem, różnimy się... i to bardzo. Pozwolę ci żyć, ale trafisz do pierdla na długie lata.
Najpierw była śmiertelnie przerażona, potem wściekła, teraz jest opanowana i gotowa doprowadzić tę sprawę do końca. Mężczyzna, którego ubóstwiała, zwodził ją i zdradził, zaplanował z zimną krwią morderstwo. Nie widziała powodu, by się nad nim litować, a jednak nie potrafiła skazać go na pewną śmierć. Podała lek i obserwowała, jak powoli przywraca Karola do życia.
Rozmyślania Niki przerwało warczenie silnika. Dźwięk wyraźnie narastał. W jakimś zakamarku jej duszy zaświtała nadzieja na ratunek, trwało to jednak przez ułamek sekundy, później wewnętrzny głos nakazał zachować maksymalną ostrożność. Karol miał przecież wspólnika, razem to wszystko zaplanowali, ułożyli scenariusz, którego ostatnia scena miała rozegrać się na tym odludziu. Już widziała tytuły artykułów w rubryce kryminalnej: Młoda kobieta zabita przez kłusownika! Zrozpaczony mąż nie chce rozmawiać z dziennikarzami. Śledztwo umorzone... Samochód nadjeżdżał z południa, do polany musiała więc prowadzić jeszcze jedna, znacznie szersza droga. Nika zdjęła z głowy apaszkę podtrzymującą opatrunek i zawiązała nią usta Karola.
- Odbieram ci prawo głosu - powiedziała. - Przypominam, że masz dużo szczęścia, ale i ono może się wyczerpać, jeśli będziesz niegrzeczny.
Ostatnio zmieniony 28 sty 2016, 13:14 przez Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 6 razy.
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

karolek

Re: "Domek w lesie" cz.7 - "Urodziny"

#2 Post autor: karolek » 12 sty 2016, 1:43

Coś tu jak dla mnie, to... no nie. Niesmaczne jak cholera. Ta niespodzianka jest idiotyczna, zdrowy psychicznie facet nie narażałby żony na takie nerwy.

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: "Domek w lesie" cz.7 - "Urodziny"

#3 Post autor: Gorgiasz » 12 sty 2016, 20:35

No cóż, nie zawsze wszystko się udaje. Właściwie, to mógłbym się podpisać pod postem karolka i więcej nie truć, ale upierdliwiec jestem i skorzystam z okazji. :be:
Zaczynał się atak astmy. Znowu zapomniał wziąć leków, pomyślała,
To zorganizował tak skomplikowana akcję zabicia żony (nieważne, naprawdę czy w ramach „godziwej rozrywki”) i zapomniał o swojej poważnej chorobie i lekach?!
jednak tym razem postanowiła milczeć i czekać na rozwój wypadków.
Sformułowanie trochę niedopasowane do sytuacji.
Przeszła kilka metrów.
Coś dziwnie krótka była ta droga.
Zatrzymała się i obejrzała. Karola nie było za nią, klęczał na skraju lasu, trzymając rękę na piersi.
Nie zauważyła, że go nie ma tuż za nią? Nie myślała o ratunku, ucieczce? Można odpowiedzieć, że była tak bardzo przerażona, że nie. Ale dlaczego w takim razie rozmyślała o wymarzonym domku, miejscu na piknik i odstraszaniu żmij?
Ten atak astmy był inny, znacznie poważniejszy. Mężczyzna dusił się.
No i nie dowiadujemy się, czy był to atak prawdziwy, czy udawany.
Ktokolwiek tam się czai, dorwie go i zmusi do mówienia. Ciążąca na ramieniu strzelba dodawała pewności siebie.
Ciekawe jak, zwłaszcza, jeśli będzie to przeciętnie silny mężczyzna. A wiatrówka to bardzo kiepska broń. Trudno z niej zabić. Chyba że wróbla, względnie wronę.
Niespodzianka!
Dla czytelnika również
Zrozumiała w jednej chwili.
Pojętna była. Mnie to by się tak od razu we łbie nie zmieściło.
Karol, tego roku przegiąłeś...
Jeśli chodzi o przegięcie, to... no już dobrze, nic nie mówię. Obrazek

W poprzednim odcinku napisałaś:
W jego oczach dostrzegła coś, co się jej nie spodobało, coś obcego, dzikiego, niedostępnego, jakby dwie złowrogie iskierki.
„Czy te oczy mogą kłamać?” - Czy można udać taki błysk, tak wyraźnie przedstawiony, jako coś ponad świadomego, niezależnego od woli człowieka i tak wyrazistego?
Na ułamek sekundy szyderczy grymas zniekształcił twarz mężczyzny.
Tez udawał? Zdolniacha. Ale należało inaczej to przedstawić.

Zakończenie niewiarygodne, zbyt krótkie, zdawkowe, schematyczne wręcz, niedopracowane, nawet jeśli miałoby takim pozostać pod względem treści. A jego treść nie przystaje do całości. Zaskoczenie zaskoczeniem, ale szczególnie w opowieściach o charakterze kryminalnym, finał musi z czegoś wynikać, tłumaczyć się, być spójny z całością.
A konsekwencje takiego „żartu” mogłyby być bardzo poważne. I tak jak napisał karolek, nie wyobrażam sobie, aby (w miarę) zdrowy psychicznie facet narażał żonę na coś takiego – tylko dla zabawy. I zdaje się, poważne konsekwencje mogą mimo wszystko być, w ostatnim słowie chce go jednak zabić. Oczywiście, to tylko słowa, brzmiące równie sztucznie, jak całe zakończenie.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: "Domek w lesie" cz.7 - "Urodziny"

#4 Post autor: Alicja Jonasz » 12 sty 2016, 20:49

Macie rację, panowie, zawaliłam tę historię. Za szybko chciałam się jej pozbyć. Popracuję nad innym zakończeniem:) Dziękuję za komentarze:) Podrawiam

-- 28 sty 2016, 14:01 --

Postanowiłam pociągnąć jeszcze "Domek w lesie". Skasowałam poprzednie zakończenie i dopisałam inny fragment:) Jeszcze nie wiem, dokąd mnie ta decyzja zaprowadzi, ale mam nadzieję, że do udanego zakończenia:)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”