Igrzyska Śmierci wg Enbersa II - cz.3

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Enbers
Posty: 335
Rejestracja: 30 paź 2011, 21:14
Lokalizacja: Katowice/Jędrzejów/Kraków

Igrzyska Śmierci wg Enbersa II - cz.3

#1 Post autor: Enbers » 28 mar 2016, 22:22

w poprzedniej części

Igrzyska część 1

9.

Michał biegł, nie oglądając się za siebie. W końcu jednak się obejrzał, bo przypomniał sobie o umowie między Joanną Kocińską i Joanną Darosz. Znali się od wielu lat, więc naturalnym było, że będą w sojuszu. Michał z całej trójki biegał najszybciej, więc dziewczyny były daleko za nim. Zatrzymał się, po chwili go dogoniły.
- Bochen... do jasnej cholery... - dyszał Darosz. - Szybciej trzeba było biec!
- Było tyle fajek nie jarać, to też byś szybciej biegła! Może na wszelki wypadek nie stójmy tak na środku ulicy – zaproponował.
Weszli do bramy.
- Tak jak się umawialiśmy – zaczął Bochen. - Idziemy na kolejkę, dobrze znam ten teren, badamy, czy jest bezpiecznie, zaszywamy się w jakimś budynku i czekamy na rozwój sytuacji.
- Jaką mamy broń? - spytała Kocińska
- Na miejscu zrobimy przegląd ekwipunku.
- A może lepiej mieć już coś w ręce, jak będziemy szli na kolejkę? Parę minut nam to zajmie – zaproponował Darosz.
- Może faktycznie. Dobra, ja mam nóż.
Bochen wyciągnął z torby blisko trzydziestocentymetrową broń kuchenną. To naprawdę wyglądało jak nóż kuchenny.
Kot miał kuszę i bełty, a Darosz butelkę fioletowego płynu, ozdobioną wielką czarną czachą.
- To chyba jakaś trucizna – szepnęła błyskotliwie.
Trybuci oddalili się szybkim krokiem i podreptali w kierunku kolejki. Szli ulicą 11-go Listopada, skręcili w Piłsudskiego i na wysokości Centrum Kultury weszli na ścieżkę, mającą ich zaprowadzić prosto do serca Jędrzejowskiej Kolejki Dojazdowej.
- Bochen, dokąd my w zasadzie idziemy? - zapytał Kot.
- Na VIPy.
- Gdzie?!
- Zobaczycie, chodźcie za mną.
Mijając stare, majestatycznie zaniedbane wagony kolejki wąskotorowej, podeszli do nie mniej zaniedbanego, opuszczonego budynku.
- Odbywały się tutaj przedstawienia teatralne dla pracowników. W środku jest coś, co kiedyś było sceną. Wejdźmy.
Weszli przez dziurę, która była kiedyś drzwiami. W środku było brudno i śmierdziało. Dookoła leżały butelki, pety i puszki po piwie. Ściany pokryte były różnymi napisami, od nieśmiertelnego: PUNK NOT DEAD, po znane i lubiane: ŁYSY TO HUJ. Dobra też była riposta pod spodem: CHYBA TY.
- Wiele godzin spędziłem w tym miejscu... - rozmarzył się Bochen. - I w okolicy. Pamiętam jak dziś, jak film nagrywaliśmy na kolejce, albo lepiej – jak tutaj, w tym miejscu robiliśmy parodię Dooma, kojarzycie, tej strzelanki...
- Bochen, zejdź na ziemię – powiedział Darosz. - Są Igrzyska. Po cholerę nas przyprowadziłeś do tego syfu?
Michał zrozumiał, że nie może liczyć na zrozumienie. Westchnął.
- Całą okolicą znam bardzo dobrze. Wiem, gdzie można się chować, którędy uciekać i jak się przemieszczać, żeby nas nikt nie zauważył. Poza tym, blisko jest Lewiatan.
- Myślisz, że będzie otwarty?
- Tesco rok temu na Prokocimiu było otwarte. Posiedzimy tu dzień – dwa, zobaczymy co się będzie działo. 
Trójka przyjaciół usiadła na podłodze, opierając się o brudną ścianę.
- Musimy zaraz iść do Lewiatana. Zanim inni na to wpadną – powiedział Darosz.
- Możemy. Ale wątpię żeby akurat Lewiatan był oblegany. Nie zapominaj, że mamy już Tesco, Stokrotkę, Biedronkę, Wafelka i Kaufland.
- I Carrefoura.
- Tak. Jędrzejów. Metropolia.


10.

Stary mężczyzna szedł powoli w kierunku zalewu. Uważnie rozglądał się dookoła, co chwilę przystawał i nasłuchiwał. Skręcił w ulicę świętej Barbary. Zatrzymał się. Zdecydował, że jednak uda się w stronę ogródków działkowych. W ręku trzymał kij baseballowy.
Starzec minął Dom Działkowca. Skręcił w lewo, następnie w prawo, w aleję Wrzosową. Przeskoczył przez furtkę jednej z działek, wywalił kopniakiem drzwi od domku i wszedł do środka. Natychmiast zaczął przeszukiwać szuflady i szafki w nadziei na zdobycie czegoś do jedzenia, do walki, do przeżycia. Na pierwszej działce nie znalazł niczego. Poszedł dalej. Nie wszystkie drzwi dały się wyważyć, ale tam, gdzie to było możliwe, starzec zbierał wszelkie sprzęty, w których użyteczność wierzył. Znalazł nawet dużą torbę podróżną, w której mógł magazynować swoje zdobycze, bo przydziałowy plecak dawno się zapełnił.
Oleg Patiomkin, starszy szeregowy Ukraińskiej Powstańczej Armii zbroił się na potęgę. Znów był na wojnie. I znów musiał zabijać. I bardzo chciał to robić.


11.

Anna Leska przemykała między blokami, nie mając pojęcia gdzie jest, ani w którą stronę się udać. Intuicyjnie próbowała chronić się przed zagrożeniem ciągłym schylaniem głowy i osłanianiem się masywnymi konstrukcjami budynków. Musiało to wyglądać dziwnie. Młoda dziewczyna, biegająca chaotycznie po osiedlu, osłaniająca głowę rękami, mimo że nikt do niej nie strzela ani nikt jej nie goni. W końcu jednak zmęczenie dało o sobie znać i Anka przykucnęła pod jednym z balkonów, pochlipując cicho i nerwowo obserwując okolicę. Fakt, że była z trzech stron osłonięta, dawał jej złudne poczucie bezpieczeństwa, mimo że była widoczna jak na dłoni i z racji przebywania w tej betonowej konserwie, była dość łatwym celem do odstrzelenia.
Anka lustrowała okolicę. Blok, pod którym siedziała, znajdował się na niewielkim wzniesieniu. Przed sobą, po drugiej stronie ulicy, z lewej strony miała kolejny blok, naprzeciw siebie kilka garaży, dalej zaś domy jednorodzinne.
Nagle zawyła syrena. Tomasz Knapik obwieścił:
- Uwaga! Zginęła Roksana Iwonicz. Śmierć zadał... Franciszek Baran.
Anka ukryła twarz w dłoniach. 
„Co mnie podkusiło, żeby tu przyjeżdżać...!”
Łkając, próbowała zebrać się do dalszej drogi (nie mając pojęcia, dokąd się udać), gdy usłyszała:
- Stój!
Jęknęła cicho, nogi ugięły się pod nią. To nie był ani męski, ani kobiecy głos. Coś pomiędzy. Głos nieprzyjemny, jak dźwięk noża, zbyt mocno dociskanego do talerza. Albo stereotypowej kredy po tablicy. Czyli głos nastolatka przechodzącego właśnie mutację.
- Nie bój się nas, nic ci nie zrobimy .
Ten głos był inny. Ciepły i miękki. I należał do kobiety, co nieco uspokoiło Ankę i pozwoliło obejrzeć się za siebie.
Pięćdziesiąt metrów od niej stało dwoje młodych ludzi. Młody chłopak (nie mógł mieć więcej niż 15 lat) i kobieta (20-25). Kobieta była niższa od swojego towarzysza, miała włosy koloru ciemny blond i ciepłe, łagodne spojrzenie, które kontrastowało z wyrazistym agresywnym wzrokiem chłopaka. Z powodu unifikacji strojów wszystkich trybutów, w dużym uproszczeniu można było zaryzykować stwierdzenie, że ta dziwna para była do siebie podobna, ale odróżniał ich właśnie ten wzrok. Choć zarówno w jednej parze oczu, jak i w drugiej wyraźnie dało się zauważyć skaczące iskry inteligencji.
- Nie bój się nas – powtórzyła dziewczyna, podchodząc powoli do panny Leskiej. - Proponujemy sojusz.
Anka niepewnie patrzyła na chłopaka, który stał w miejscu i świdrował ją wzrokiem.
- Sebastian nic ci nie zrobi – powiedziała kobieta, podając rękę – Hania.
- Anka.
- Seba – powiedział chłopak, podchodząc w końcu do dziewczyn, a grymas na jego twarzy chyba miał być uśmiechem.


12.

Mariusz Weiss nie był przerażony. Prawdę mówiąc, nie był nawet wystraszony. Odczuwał pewne napięcie, owszem, ale najtrafniej można było nazwać to podekscytowaniem. Co było bardzo przyjemnym uczuciem wobec zupełnej obojętności, którą odczuwał przez ostatnie kilka miesięcy. O ile można odczuwać obojętność.
Mariusz szedł szybkim krokiem ulicą św. Barbary. Po chwili minął wiadukt i znalazł się na ulicy Kościelnej. Już widział wieże klasztoru, do którego chciał się dostać. Klasztor wydawał mu się bardzo klimatycznym miejscem do tego typu rozgrywek. Mariusz zawsze lubił dobry klimat. Ogólnie rzecz biorąc był dość uczuciowym facetem. Na swój sposób. 
Wszystko mu się teraz podobało. Szarozielony strój, składający się ze zbyt luźnego T-Shirta, spodnie w identycznym kolorze z dużą liczbą kieszeni. Cisza w mieście. Brak ludzi dookoła. Atmosfera Igrzysk, która będzie gęstniała z każdą godziną i każdym dniem. Doskonale pamiętał wydarzenia sprzed roku. Obejrzał wszystkie możliwe filmy z zeszłorocznych igrzysk, a sceny śmierci miał zapisane na dwóch dyskach twardych.
Mariusz przeszedł dość trudną i ciekawą drogę, starając się dotrzeć do swoich emocji. Kiedyś był bardzo skrytym człowiekiem, który myślał, że cały świat jest zły, nikt go nie rozumie i każdy chce go skrzywdzić. Mentalność ofiary idealnie współgrała z poczuciem winy, co stanowiło dość niebezpieczną mieszankę. Głównie dla samego Mariusza. Po pewnym czasie, pod wpływem kilku psychiatrów, psychoterapeutów i antydepresantów w miarę doszedł do siebie. To znaczy mniej było widać, że coś jest z nim nie tak. Czy to zasługa terapii, czy może wyuczonej kontroli emocji, nie wiadomo. W każdym razie lęki przeminęły, poczucie winy się zmniejszyło. Tylko złość została. Ale to chyba dobrze. Na terapiach tłukli Mariuszowi do głowy, że wszystko ma swoją funkcję, każda emocja jest po coś. Weiss nie wierzył w przeznaczenie, ale gdyby wierzył, pomyślałby teraz, że to wszystko ma sens. I że wygra te igrzyska. Musi tylko wypuścić bestię. Potwora, który siedzi w każdym z nas, ale u niego tak długo był trzymany w klatce, że nikt nie wie, co się wydarzy, kiedy zostanie uwolniony.


13.

Bochen i dwie Aśki stali z głupimi minami przed zamkniętymi drzwiami Lewiatana. Nie dało się wejść ani od strony ulicy Okrzei, ani wejściem dla pracowników. Wszystkie szyby były zasłonięte.
- I co teraz? - spytał Kot.
- Nie wiem – powiedział Bochen. - Mamy dwa wyjścia. Albo szukamy innego sklepu, ale wracamy, skąd przyszliśmy. Podróż po mieście jest ryzykowna, ale na dłuższą metę to lepszy pomysł niż siedzenie na VIPach z dwiema butelkami wody i bochenkiem chleba. Cicho! - wrzasnął nagle. - Słyszałyście coś? Jakby ktoś krzyczał... 
- Nie chcę iść – powiedział Kot drżącym głosem.
- Jak macie lepsze pomysły, to słucham. W obecnej sytuacji, każde wyjście może być sensowne. Tym bardziej, że nie możemy przewidzieć, co zrobią inni.
W tym momencie gruchnęła wiadomość o śmierci Józefa Prezesa
- Aha – mruknął Bochen. - Czyli niektórzy już zaczęli.
- Teraz tym bardziej nie chcę iść – kontynuował Kot.
- Stanie w tym miejscu to najgorsze wyjście – powiedział Darosz. 
- Dobra, wracamy na VIPy – zdecydował Bochen po chwili milczenia. - I najpóźniej za godzinę wyruszymy. Proponuję Kaufland bo chyba jest najbliż... KRYĆ SIĘ!
W stronę trójki trybutów poleciała strzała. Michał usłyszał świst i w ostatniej chwili uchylił się przed grotem.
- ZA TĘ ŚCIANĘ, SZYBKO!
Trybuci pobiegli za pobliski mur, całkowicie odgradzając się od napastnika. Dziewczyny były przerażone. Wtuliły się do siebie i niewerbalnie oświadczyły, że nie ruszą się z miejsca. Bochen obserwował okolicę przez dziurę w murze.
- Strzelają z Urzędu Pracy... - mruknął. - Dopóki ktoś stamtąd nie wyjdzie, jesteśmy uziemieni. Kocie, ty masz kuszę, prawda? Dawaj!
Kot drżącymi rękami zdjął plecak, wyjął broń i oddał Bochenowi. Kusza zajmowała prawie całą objętość plecaka, który z kolei był na wielkość prawie taki jak Kot. W zestawie były również bełty... w liczbie pięciu.
p Czy ktoś z was kiedyś bawił się czymś podobnym? - spytał Michał.
Darosz niepewnym ruchem podniósł rękę.


14.

Tomasz Bandy patrzył z zadowoleniem na kulącą się przed nim Roksanę Iwonicz. Dla zwiększenia zadowolenia kopnął ją w brzuch. Roksana zaczęła szlochać.
- Przestań! Dlaczego mi to robisz? - spytała, niepewnie podnosząc głowę.
Tomasz patrzył na nią z góry. Widział drobną, bardzo atrakcyjną kobietę po trzydziestce, która zapewne nosiłaby obciachowe, prowokujące sukienki, albo dziwkarskie rajstopy i kozaczki. Tylko szarozielony drelich ratował ją przed wyglądem pustej, durnej blachary. Czyli dokładnie taki typ urody , jaki Tomasz ubóstwiał. Nic nie sprawiało mu większej frajdy jak katowanie kobiet, do których czuł niepohamowany pociąg seksualny i nieograniczoną pogardę.
- Kim byłaś, pizdo? Gdzie pracowałaś? - spytał kobietę, która teraz kuliła się ze strachu pod ścianą.
- W sklepie – wyjąkała Roksana.
- W dupie.
Tomasz schylił się i złapał kobietę za podbródek, przyciągając jej twarz ku sobie.
- Nie wierzę w ani jedno twoje słowo – wycedził.
Trybuci przebywali na terenie Powiatowego Urzędu Pracy. 
Tomasz od początku Igrzysk polował na Roksanę. Gdy tylko rozpoczęli ucieczkę od cewki Tesli, natychmiast zaczął ją gonić, utrzymując celowo niewielki dystans. Gdy zauważył, że są we względnie bezpiecznym miejscu, z dala od innych trybutów, rzucił się na nią. Nie miał zamiaru jej zabijać, chciał ją wykorzystać. W wyniku szamotaniny, Roksanie udało się uderzyć Tomasza między nogi, co dość skutecznie zahamowało ofensywę mężczyzny. Roksana, widząc, że nie ma szans na zwycięstwo w pojedynku biegowym, ani tym bardziej na ekspresową eksplorację plecaka, rzuciła się do ucieczki w kierunku najbliższego budynku. Tam w końcu dopadł ją Tomasz. Zerwał z niej plecak i rzucił w kąt. Następnie zerwał ubranie i zgwałcił. I oto leżała przed nim, pytając dlaczego jej to zrobił.
Oprawca i ofiara usłyszeli głosy za oknem. 
- Idziemy na górę – rozkazał Tomasz. - Ruszaj się!
Roksana jęknęła i próbowała wstać.
- Szybciej – powiedział spokojnie Bandy. - Na drugie piętro.
Kobieta doszła do schodów i trzymając się poręczy pomału wspinała się na górę. Tomasz wyciągnął nóż.
- Jeden numer i cię potnę.
Po wejściu na górę Tomasz rozkazał Roksanie stać przy ścianie, a sam podszedł do okna. Zobaczył trójkę ludzi, stojących przed wejściem do pobliskiego Lewiatana i żywo gestykulujących. Szybko chwycił plecak i zaczął wyciągać łuk. Moment ten chciała wykorzystać Roksana, rzucając się w kierunku schodów. Mężczyzna był jednak szybszy. Doskoczył do kobiety i z całej siły uderzył ją w twarz. Roksana wrzasnęła i potoczyła się na ścianę. Odbiła się od niej, uderzyła o podłogę i znieruchomiała.
Tomasz podszedł do okna, otworzył je, wycelował w mężczyznę i strzelił. Nie trafił. Trójka trybutów schowała się za murem. Mężczyzna zaklął wściekle, odwrócił się od okna i podszedł do nieprzytomnej kobiety. Kilkoma szarpnięciami udało mu się ją ocucić. Zaciągnął ją siłą pod okno.
- Za tym sklepem siedzi troje ludzi. Daję ci szansę ucieczki. Idź do nich. Jak ci się uda do nich dotrzeć, jesteś wolna. Ale masz iść prosto w ich kierunku, będę cię cały czas miał na muszce. Zacznij coś kombinować to skończysz ze strzałą w plecach. Zrozumiałaś?
Roksana kiwnęła głową. Tomasz chwycił ją za ramię i wyprowadził z budynku. Wskazał kierunek, potem pokazał na łuk. Kobieta zaczęła iść wolno w kierunku Lewiatanu, za moment miała znaleźć się w polu widzenia trybutów. Kilka razy lękliwie obejrzała się za Tomaszem. Za kolejnym razem spojrzała za siebie a mężczyzny już nie było. Przemknęła jej przez chwilę myśl o ucieczce, ale intuicyjnie spojrzała w górę i dostrzegła grot strzały wychylający się z okna na piętrze. Tomasz zajął pozycję.
Roksana była przerażona. Nie miała pojęcia, co robić. Wiedziała, że nie może się wycofać, bo Tomasz ją zastrzeli. Uważnie przeskanowała okolicę, w pobliżu nie było żadnej przeszkody, za którą mogłaby się ukryć. Stanie w miejscu było bezcelowe. Zaczęła płakać. Starała się tłumić odgłos szlochania, bała się że przeciwnik ją usłyszy. Ale po chwili zdała sobie sprawę, że jej wrogiem nie są przecież ludzie koło sklepu (w pewnym sensie są), ale ten podły zwyrodnialec z łukiem w ręku. Tomasz nie dał jej żadnych rozkazów oprócz jednego: ma iść prosto i dotrzeć do trybutów. Kobieta doskonale wiedziała, że jest przynętą, mającą wywabić wroga z kryjówki. Wówczas wszyscy zginą pod ostrzałem Tomasza. Ją być może oszczędzi... na jakiś czas. Roksana nie miała ochoty zostać przeszyta strzałą, a myśl o tym, że znów będzie na łasce tego chorego psychicznie człowieka sprawiała, że jej przerażenie rosło w tempie geometrycznym.
„Nie zabronił mi mówić...” - pomyślała. - „ Mogę się przecież do nich odezwać”.
Roksana ze swojej perspektywy nie widziała, jak daleko jest od trybutów, ani w którym momencie znajdzie się w zasięgu ich wzroku. Postawiła wszystko na jedną kartę. Zrobiła trzy duże kroki.
- H...halo! - krzyknęła niepewnie. - Potrzebuję pomocy!
Usłyszała świst. Po chwili leżała na ziemi w kałuży krwi. Przed śmiercią, przez jej mózg zdążyła jeszcze szybko przelecieć myśl, że jednak wołanie o pomoc musiało być zabronione. 
Nie zauważyła, że została przebita od przodu i nie strzałą, lecz bełtem.

Bochen ostrożnie wychylił się zza muru. Głos lektora rozwiał jego wątpliwości, czy strzał był śmiertelny. Zaraz za nim kroczyły niepewnie Kot i Darosz.

Tomasz mierzył do mężczyzny, ale bał się strzelać, kiedy ten był w ruchu. Postanowił poczekać, kiedy zatrzyma się przed Roksaną.

Bochen zbliżył się do kobiety. Nagle zauważył coś, na co powinien zwrócić uwagę, gdy tylko zerknął na nią zza muru. Była bezbronna. Zdał sobie sprawę, że to pułapka i że najprawdopodobniej znajduje się w tym momencie na celowniku. Wrzasnął: 
- Padnij!
I sam rzucił się przed siebie. W tym momencie świsnęła strzała i wbiła się w ziemię między nim, a dziewczynami. Dalej wszystko działo się niemalże w ułamku sekundy.
- Uciekajcie - ryknął Bochen, samemu biegnąc przed siebie, próbując schować się pod pobliskim budynkiem, gdzie – jak szybko ocenił sytuację - strzały go nie dosięgną.
Kot w tym czasie uciekał w przeciwnym kierunku, wracając za mur koło sklepu. Tylko Darosz stał nieruchomo, bo to ona trzymała nabitą kuszę i udało jej się zlokalizować napastnika.

Tomasz, wściekły, próbował jak najszybciej wyjąć kolejną strzałę z plecaka. Nie miał pojęcia, że ktoś będzie w stanie wyśledzić, skąd strzela, więc nie zadał sobie trudu, aby odsunąć się od okna. Nie zdążył napiąć łuku. Bełt przeszył mu skórę na wysokości tarczycy i wyszedł tyłem głowy, miażdżąc pień mózgu.

Sytuacja wyglądała tak: po jednej stronie Bochen, odwrócony plecami do ściany budynku. Po drugiej – Kot, kryjący się za murem i obserwujący lękliwie okolicę. W centrum Darosz, z kuszą wycelowaną w górę, stojąca nieruchomo. Trybuci trwali kilka sekund w tej dziwnej konfiguracji, dopóki nie usłyszeli wystrzału i lektor nie oznajmił śmierci Tomasza Bandy.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: Igrzyska Śmierci wg Enbersa II - cz.3

#2 Post autor: Alicja Jonasz » 29 mar 2016, 8:12

Lektura do ostatniej kropki trzymała w napięciu:) Brawo!
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Igrzyska Śmierci wg Enbersa II - cz.3

#3 Post autor: eka » 29 mar 2016, 18:16

Enbers pisze:Weszli przez dziurę, która była kiedyś drzwiami. W środku było brudno i śmierdziało. Dookoła leżały butelki, pety i puszki po piwie. Ściany pokryte były różnymi napisami, od nieśmiertelnego: PUNK NOT DEAD, po znane i lubiane: ŁYSY TO HUJ. Dobra też była riposta pod spodem: CHYBA TY.
Byłomania. :jez:

Alicja Jonasz pisze:Kusza zajmowała prawie całą objętość plecaka, który z kolei był na wielkość prawie taki jak Kot. W zestawie były również bełty... w liczbie pięciu.
p Czy ktoś z was kiedyś bawił się czymś podobnym? - spytał Michał.
Wiadomo, zwrot niefortunny i literówka.


[
Enbers pisze:Tylko Darosz stał nieruchomo
- a.

quote="Alicja Jonasz"]Pamiętam jak dziś, jak film nagrywaliśmy na kolejce, albo lepiej – jak tutaj, w tym miejscu robiliśmy parodię Dooma, kojarzycie, tej strzelanki...[/quote]

Jak - mania.

----------------------
Fakt, nieźle się tutaj akcja rozkręca, postaci wyraziste, pierwsze ofiary. Zaciekawiasz.
Niech cdn. - jak najszybciej proszę.
:bravo:

A czemu quote wciska mi Alicję?
Błąd?
:)

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: Igrzyska Śmierci wg Enbersa II - cz.3

#4 Post autor: Alicja Jonasz » 29 mar 2016, 19:00

Eka, Eka:) a mnie tak cały czas się pisze:) Eka, Eka, Eka :kwiat:
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Igrzyska Śmierci wg Enbersa II - cz.3

#5 Post autor: eka » 29 mar 2016, 22:05

Och Alicjo... ;)

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”