Szept Gromu - powieść high fantasy

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Gunnar
Posty: 23
Rejestracja: 20 gru 2016, 16:48

Szept Gromu - powieść high fantasy

#1 Post autor: Gunnar » 01 sty 2017, 16:16

ROZDZIAŁ I – SĘDZIA I GIERMEK
  • Jeszcze raz powoli przesunął wzrokiem po całym pomieszczeniu. Uczucie deja vu było
silniejsze niż zwykle. Stał lekko pochylony, rękoma oparty o masywne, dębowe biurko. Po prawej, w glinianej donicy, rosła egzotyczna w tych stronach palma. Ściany szczelnie obstawione były regałami z książkami. Po lewej na podłodze pośrodku pokoju kładła się słoneczna plama z okratowanego okna znajdującego się za jego plecami. Już kiedyś był w tym miejscu. Kratowany wzór tworzony przez sączące się do pokoju wczesno popołudniowe słońce wydawał się znajomy. I ten odgłos szybko nadciągających kroków… Uczucie deja vu rzadko wróżyło coś dobrego.
Do gabinetu wpadł zdyszany giermek. Padł na kolano pośrodku słonecznej plamy. Przez chwilę utkwił wzrok w marmurowej podłodze łapiąc oddech. W końcu podniósł oczy na Sędziego Rollina.
- Prokonsul Galio nie żyje! – Rozpalony z przejęcia młodzieniec jednym tchem wyrzucił z siebie wiadomość.
Sędzia spodziewał się czegoś zaskakującego, ale to przerosło jego oczekiwania. Jeszcze kilka godzin temu, rankiem, rozmawiał z Prokonsulem w zamkowych ogrodach. W niemym zaskoczeniu wpatrywał się w giermka.
- Prokonsul wypadł z okna, leży na dziedzińcu. – Chłopak uprzedził pytanie. – Chodź Panie zobaczyć.
Sędzia Rollin wyprostował się i wyszedł zza biurka. Giermek wstał i pospieszył przodem. Na korytarzu Sędzia ruszył za nim szybkim, ale dostojnym krokiem adekwatnym do roli dyplomaty. Z zamkowych pokojów wychynęły różne osoby wywabione wstrząsającą wiadomością. Wszyscy, choć w różnym tempie, z wyrazami zaskoczenia i niedowierzania na twarzach, zmierzali na zamkowy dziedziniec.

Prokonsul Galio leżał w bezruchu na brukowanym dziedzińcu, kilka łokci od wieży mieszkalnej, w której znajdowały się jego prywatne komnaty. Głowa przekrzywiona na bok wpatrywała się zastygłym wzrokiem w kostkę brukową. Ręce leżały bezwładnie wzdłuż ciała zwróconego nogami w stronę bramy głównej. Urzędowa wełniana szata barwy purpury okrywała ciało niczym pogrzebowy całun. Wokół zebrało się sporo osób – mieszkańców zamku, służących, jak i bawiących na nim cudzoziemców, ale tylko nadworny lekarz i dwóch strażników podeszło bliżej ciała. Pod ścianą wieży łkała młoda służąca. Inna starsza kobieta obejmowała ją ramieniem. Wnioskując po stroju, przełożona zamkowej służby. Po chwili doktor głośno zawyrokował sprawę w tych okolicznościach oczywistą:
- Nie żyje.
Sędzia Rollin spojrzał w górę na otwarte, duże okno w wieży mieszkalnej. Z wysokości komnat i ułożenia ciała wnioskował, że Prokonsul musiał stać tyłem do okna w momencie wypadnięcia z niego. Jeszcze raz spojrzał na ciało. Na bruku nie było najmniejszego śladu krwi. Siła uderzenia nie była duża. Komnaty Prokonsula znajdowały się na trzeciej kondygnacji. Przy dużym szczęściu można by było wyjść z takiego upadku nawet bez szwanku. Niestety Galio nie miał go nawet odrobinę.
  • 2. Tymczasowo obowiązki Prokonsula przejął przewodniczący rady miejskiej Archelaus.
Jego pierwszym zadaniem było wyjaśnienie okoliczności śmierci władcy Chalcedonu Zatarkackiego. Pierwsze kroki podjęto jeszcze tego samego popołudnia. Protokół dyplomatyczny nie przewidywał przesłuchiwania ambasadorów, ani osób z ich poselstw, ale okoliczności były niecodzienne. Sędzia Rollin, jako jedna z najwyższych rangą zagranicznych osobistości przebywających na dworze Prokonsula, dał dobry przykład pozwalając na przesłuchanie swojego giermka, który był świadkiem zdarzenia. Wobec tego innym zagranicznym gościom nie wypadało zasłaniać się protokołem, zwłaszcza w tak wyjątkowych okolicznościach. Na dziedzińcu w chwili zdarzenia było kilkanaście osób – zarówno poddanych Prokonsula jak i członków zagranicznych misji. Żadnych oficjeli. Nikt nie widział samego upadku. Giermek Sędziego był pochłonięty rozmową z miejscowym stajennym i pomocnikiem chalcedońskiego kupca, gdy wszyscy usłyszeli głuche uderzenie. Podobnie zeznali wszyscy znajdujący się na dziedzińcu. Nikt także nie zauważył w oknach trzeciej kondygnacji, by po upadku wyglądała z nich jakaś postać, która mogłaby się przyczynić do śmierci Galio. Tylko zeznania pokojówki były trochę odmienne. Szła przez dziedziniec niosąc kosz bielizny, ze wzrokiem utkwionym w szarym bruku, gdy nagle przed nią upadło ciało Prokonsula. Doświadczenie to było dla niej tak szokujące, że kilka godzin zajęło ochmistrzyni, wspomagającej się naparem z ziół, uspokojenie roztrzęsionej i płaczącej spazmatycznie dziewczyny.
  • 3. Tej nocy Sędzia spał krótko. Rozmyślał o porannej rozmowie z Prokonsulem w
zamkowym parku. Misja, z którą przybył do Chalcedonu Zatarkackiego była niezwykle istotna zarówno dla małego, wciśniętego między dwa łańcuchy górskie państewka Galio, jak i ojczyzny Sędziego – Likarii. U wspólnego sąsiada obu krajów – Kreonii – trwała właśnie quasi wojna domowa, co w wydatny sposób zagrażało wspólnym szlakom handlowym. Poza tym przeniesienie się płomienia konfliktu do Likarii i chciwe oko nowych władz Kreonii wobec malutkiego, ale zasobnego w bogactwa naturalne Chalcedonu stawiało oba państwa w roli naturalnych partnerów nie tylko jak dotąd handlowych, ale politycznych, a może i militarnych. Prokonsul Galio był równie zaniepokojony rozwojem wypadków w Kreonii co Sędzia Rollin.
- Zawsze uważałem połączenie amiriańskiej gorliwości religijnej z polityką za niebezpieczne – przyznał Galio.
- Niestety połączenie to zaowocowało u naszych wspólnych sąsiadów niepohamowaną przemocą – zauważył Sędzia Rollin.
- Dobrze wiem, Marcusie, że gdy Inkwizycja rozprawi się z wewnętrznymi wrogami, zwróci się w stronę terytorialnej ekspansji. I tutaj – Galio wziął głęboki oddech – tutaj moja mała ojczyzna może stać się pierwszą ofiarą.
- Umiejętna współpraca w regionie może przyczynić się do utrzymani pokoju.
- Wiem, do czego zmierzasz. – Prokonsul uśmiechnął się. – Jak dobrze wiesz, ja, tak jak i większość moich poddanych jesteśmy amirianitami. Otwarty sojusz z pogańską, wybacz określenie, Likarią i to wymierzony w amiriańskich sąsiadów byłby dla mnie samobójstwem. Zwłaszcza teraz, gdy na twarzach wielu radnych widzę niezdrową fascynację ideami i metodami Inkwizycji. – Twarz Prokonsula zdradzała zatroskanie.
- Wasza Ekscelencjo, sojusz nie musi być tak otwarty. – Likaryjczyk uśmiechnął się przebiegle, odgarniając nisko zwisającą gałąź ozdobnej jabłoni. – Myślę, że subtelne sposoby działania w tym względzie mogą być nawet skuteczniejsze.
Prokonsul tylko się uśmiechnął. Galio był niezwykle roztropnym politykiem, a ponadto serdecznym i pogodnym człowiekiem, co sprawiało, że ciężko było nie darzyć go sympatią.
- Zdecydowanie nasza współpraca musi pozostać w wąskim kręgu zaufania. – Galio ściszył głos. – Problemem jest. – Prokonsul zawahał się, zastanawiając czy podzielić się obawami z Rollinem. – Problemem jest to, że nie do końca wiem… komu mogę zaufać na własnym dworze. – Galio coraz bardziej ściszał głos tak, że jego ostatnie słowa były dla Sędziego ledwo słyszalnym szeptem. Gdzieś w głębi ogrodu zaśpiewał słowik.
- Sytuacja w Likarii też nie jest łatwa Wasza Ekscelencjo – powiedział z namysłem Rollin.
- Masz na myśli coś więcej oprócz problemów z Kreonią? – Zaciekawił się Galio.
- Nasze zewnętrzne problemy łączą się z wewnętrznymi. W Likarii jest amiriańska mniejszość, która rośnie w siłę. Ma coraz bardziej wpływową reprezentację w naszym Senacie. Dąży do tego, by sprowadzić Inkwizycję także do nas.
- O tym nie wiedziałem – przyznał Galio. – Muszę jeszcze raz przemyśleć wszystko o czym tu mówiliśmy.
- Naturalnie Ekscelencjo – przerwał mu Rollin, gdy Galio nabrał powietrza i sam natychmiast skarcił się w myślach za to wtrącenie. Galio jednak nie zwracając na to uwagi pociągną swoją myśl:
- Przyjdź do mych komnat po uroczystej kolacji. Omówimy szczegóły.

Pierwsze promienie wiosennego słońca dotknęły dziedzińca zamku. Baszty kładły na nim długie cienie sięgające murów po zachodniej stronie. Do pomieszczenia, w którym spali strażnicy z likaryjskiego poselstwa, nieoczekiwanie wszedł Sędzia.
- Zbierz wszystkich – polecił czyszczącemu miecz giermkowi. – W południe wyjeżdżamy.
- Tak Panie – potwierdził giermek, choć nie ukrywał zdziwienia. Wyjazd nie czekając na uroczystości pogrzebowe zakrawał na dyplomatyczny skandal. Jednak o nic nie pytał wiedząc, że dowie się wszystkiego we właściwym czasie.
  • 4. Sędzia Rollin wymógł natychmiastową audiencję u przewodniczącego Archelausa.
Przeprosił go za pośpieszny wyjazd usprawiedliwiając się wieściami, jakie nad ranem otrzymał z ojczyzny. Złożył też na jego ręce kondolencje w imieniu króla Likarii i swoim własnym.
Przed wyjazdem pomaszerował do amiriańskiej katedry, która obok pałacu Prokonsula była najokazalszą budowlą w Nuuk, stolicy Chalcedonu. Jej potężne mury nie raz dawały schronienie ludności miasta w czasie wielkich niepokojów i wojen.
Ciało Prokonsula leżało na katafalku z kości słoniowej ustawionym przed ołtarzem w głównej nawie świątyni. Odziane było, zgodnie z amiriańskimi zwyczajami pogrzebowymi, w białą, prostą togę. Jedynie ciężki naszyjnik ze złotym orłem, będącym herbem Chalcedonu, spoczywający na piersi Prokonsula, świadczył o godności piastowanej przez niego za życia. Ciało jak i ołtarz tonęło w kwiatach.
Przejście Sędziego Rollina przez główną nawę wzbudziło niemałe poruszenie wśród mieszczan czuwających i modlących się w świątyni. Oto poganin szedł godnym krokiem przez sam środek ich katedry. Obecność pogan nie była zakazana, ale zazwyczaj było to związane z chęcią nawrócenia się na jedyną wiarę, czemu towarzyszyła pokora i skrucha widoczna w postawie przyszłego neofity. Szata Sędziego szeleściła przy każdym kroku wśród powietrza przesiąkniętego zapachem kadzidła. Była to szata koloru ciemnej, żywej zieleni przetykana złotą nicią, obszyta śnieżnobiałym pasem materiału, na którym wyhaftowano małe, złote smoki.
Rollin przystanął przed katafalkiem. Dłuższą chwilę po raz ostatni patrzył na unieruchomioną śmiertelnym spokojem twarz Prokonsula. Szepty ucichły. Sędzia przykląkł na jedno kolano, skinieniem głowy oddał ostatni hołd zmarłemu, po czym wstał i podobnie dostojnym krokiem opuścił świątynię.
  • 5. Drzewa po zachodniej stronie traktu zaczęły strzępić tarczę słońca. Sędzia Rollin
z Thovrim wyprzedzili trochę całą delegację. Pozostali jeźdźcy zostali przy wozie, który powoli toczył się podgórskim traktem. Thovri był szczupłym, piętnastoletnim chłopcem z okrągłą twarzą i czarną czupryną. Dumny z przypasanego do biodra krótkiego miecza i służby u Sędziego.
- Patron Gimaldi chyba nie był zadowolony z tak szybkiego wyjazdu? – zagadnął Thovri wskazując na wóz, który zostawili za sobą.
- Nie był. – Odpowiedzi Sędziego towarzyszył delikatny uśmiech. – W końcu nasza misja miała charakter handlowy, a on i ci dwaj handlarze, których ze sobą wleczemy nie zdążyli załatwić zbyt wielu interesów w Chalcedonie.
- Ale czy nie wzięliśmy ich, tak no – Thovri zastanowił się nad brakującym słowem – dla niepoznaki?
Sędzia roześmiał się.
- Masz rację. – Sędziemu zawsze poprawiał się humor, gdy chłopak błysnął jakąś bystrą myślą lub wnioskowaniem. – Tak, wzięliśmy patrona kompani handlowej by nasza misja wyglądała na handlową, choć w rzeczywistości była o wiele ważniejsza. Niestety… – Sędzia zawiesił głos. Nastała chwila milczenia po czym odezwał się znowu.
- Thovri, jak myślisz? Czy śmierć Prokonsula była wypadkiem?
- Nie wiem, Panie – zaczął z wolna giermek wiedząc, że Sędzia często wystawia na próbę jego inteligencję zręcznymi pytaniami – ale nie słyszeliśmy żadnego okrzyku. Ta dziewczyna też mówiła, że po prostu upadł przed nią bez życia. Zupełnie jakby… – przerwał wahając się, ale widząc łagodny wzrok Sędziego kontynuował – jakby był już martwy w chwili upadku.
Sędzia spochmurniał. Thovri zaniepokoił się. Czy powiedziałem coś nie tak? Nie znosił gdy Sędzia był rozczarowany jego odpowiedziami. Ale dziś twarz Sędziego sposępniała z innego powodu.
- Tak chłopcze – powiedział ciężko wzdychając – tak właśnie mogło być.
Thovri z jednej strony odetchnął ucieszony, że nie zawiódł Sędziego, choć z drugiej poczuł ukłucie w sercu. Sędzia podzielał to co dla niego było dotąd tylko domniemaniem, że ten serdeczny człowiek – Prokonsul – został zamordowany.
- Będziemy dziś przekraczać Tarkaty? – zagadnął nieśmiało po dłuższej chwili niezręcznego milczenia.
- O nie mój młody przyjacielu. Górskie przełęcze są tym bardziej zdradliwe nocą. Zatrzymamy się w gospodzie u podnóża Tarkatów w której nocowaliśmy gdy zmierzaliśmy do Chalcedonu.
- Mogę o coś zapytać?
- Pytaj – przyzwolił Sędzia.
- Dlaczego wyjechaliśmy przed pogrzebem Prokonsula?
- Rano otrzymałem wieści z Likarii, które zmusiły nas do natychmiastowego wyjazdu.
- Co to za wieści? – dopytywał Thovri.
- A to już tajemnica państwowa. – Sędzia delikatnie się uśmiechnął.
Jechali jeszcze kawałek, przysłuchując się śpiewowi ptaków w tarkackich lasach. Później przystanęli chwilę, by dogonił ich wóz i reszta jeźdźców.
  • 6. Panujący w karczmie półmrok rozświetlały tylko zażące się w kominku drwa i kilka lamp oliwnych.
Wnętrze wypełniał zapach piwa, pieczonego mięsa i delikatna muzyka grana przez wędrownego barda. Przy stołach zamówione posiłki jadło kilkunastu podróżnych. Przy największym zasiadł Sędzia Rollin, patron Gimaldi, Thovri, kapitan straży Sędziego Gubbaru i dwóch likaryjskich handlarzy – Savidis i Gnadis. Strażnicy posilali się na zewnątrz pilnując koni i wozu. Patron Gimaldi dłubał widelcem w pieczonym udźcu, co jakiś czas podnosząc do ust strzępy mięsa. Wyglądał jakby posiłek był dla niego męką.
- Szkoda, że tak brutalnie przerwano naszą wizytę w Nuuk. – odezwał się w końcu.
Po tych słowach włożył do ust widelec z małym kawałkiem mięsa.
Patron Gimaldi był człowiekiem o słusznej tuszy, acz dość wysokim. Jego kupieckie szaty błyszczały pomarańczem i fioletem. Niska czapka z piórkiem przekrzywiła się i wyglądała, jakby zaraz miała się zsunąć z łysiejącej głowy kupca.
Sędzia Rollin pomyślał, że mógłby się nawet z nim zgodzić, gdyby chodziło mu o nagłą śmierć Prokonsula. Ale doskonale zdawał sobie sprawę, iż Gimaldi żałuje tylko niezrealizowanych interesów, więc pominą jego uwagę milczeniem.
- Czy sądzisz lordzie D’aragon – Gimaldi zwrócił się do Sędziego używając jego drugiego nazwiska rodowego – że uda się przywrócić bezpieczeństwo na szlakach handlowych przebiegających przez Kreonię?
- To już nie zależy od nas. – Sędzia wziął kufel i pociągnął z niego długi łyk ciemnego chalcedońskiego piwa. – My możemy dbać o bezpieczeństwo traktów w tej części lasu Rhynn, który należy do Likarii.
- O tak – ożywił się Gimaldi – z pewnością skazanie przez ciebie na śmierć tych pięciu rabusiów schwytanych w zeszłym miesiącu przyczyni się do bezpieczeństwa, ale droga przez Rhynn jest dłuższa i tym samym kosztowniejsza. A to niestety przekłada się na cenę towarów, które kompania Drzewny Popiół oferuje odbiorcom w Likarii.
Thovri na wspomnienie o karach śmierci wzdrygnął się. Jakkolwiek Sędzia był prywatnie człowiekiem dobrym i sympatycznym to na sali sądowej był nieubłaganą, karzącą ręką sprawiedliwości. Jeśli ktoś złamał prawo, a było to zagrożone karą główną, wydawał i podpisywał wyroki śmierci bez mrugnięcia okiem. Był całkowicie przekonany o słuszności prawa. Zresztą nic dziwnego, sam to prawo napisał. Wszystkie funkcjonujące w Likarii od trzydziestu lat kodeksy i przepisy prawne wyszły spod jego ręki.
Mimo to ten jeden aspekt trochę Thovriego przerażał. Niekiedy wydawało mu się, że Sędzia jest nazbyt surowy. Nigdy nie robiły na nim wrażenia błagania o litość. Nie można go było zdobyć emocjami – jeśli oskarżony logicznie nie udowodnił, że przemawiające na jego niekorzyść dowody oskarżenia są mylne, płaczem nie dał rady wyprosić złagodzenia wyroku.
Thovri zaraz się zreflektował. To przecież Sędzia wprowadził darmowych obrońców dla tych, którzy sami nie potrafili się bronić, a także zrównał, jeśli chodzi o ciężar dowodowy, słowo chłopa czy mieszczanina ze słowem szlachcica, wprowadzając tym samym nieznaną chyba nigdzie indziej równość stanów wobec prawa. Zinstytucjonalizował też królewskie prawo łaski, określając warunki, kiedy można się o nie ubiegać.
- Drogi Patronie – Sędzia wygodnie ułożył ręce na stole i przechylił się do przodu – to już żelazne prawo handlu i ekonomii, że w czasach niepokojów i wojen ceny rosną.
Gimaldi zamyślił się na chwilę nad pieczonym udźcem.
- Jak zwykle masz rację lordzie D’aragon – odrzekł, po czym chwycił za kufel z piwem, przystawił go do ust i opróżnił do dna.
  • 7. Thovri stał pośrodku obozu. Obok niego z dogasającego ogniska unosiła się cienka
strużka dymu. Zajrzał do namiotu Sędziego – stał pusty. Pobiegł do drugiego namiotu – także nie było w nim żywej duszy. Gdzie oni się wszyscy podziali? Zdał sobie sprawę, że jest strasznie cicho. Nie śpiewał żaden ptak. Drzewa tkwiły nieruchomo w promieniach zachodzącego słońca. Nagle usłyszał dobiegający zza pleców kobiecy szept:
- Thovri, Thovri, chodź tutaj, potrzebuję cię.
Odwrócił się i dostrzegł wóz na polanie nieopodal obozu. Podszedł do niego. Na drewnianej budzie zobaczył głębokie zadrapania jakby zostawione przez ostre pazury niedźwiedzia. Poczuł zapach rozkładającego się mięsa. Ciszę przerwało bzyczenie. Tuż koło jego głowy przeleciała samotna mucha. Thovri śledził jej lot. Usiadła na krawędzi okienka karety, przespacerowała się po nim, po czym wleciała do środka. Bzyczenie wzmogło się jakby w środku znajdował się cały rój. Chłopak podszedł i otworzył drzwiczki. Od tego widoku zakręciło mu się w głowie. W środku leżało ciało, a zapach zgnilizny wzmógł się niemiłosiernie. Skóra trupa była sczerniała, a w pustych oczodołach kłębiły się muchy. Pomarańczowo-wrzosowe szaty, jak i niska czapka, która sturlała się wprost pod nogi Thovriego wskazywała, że martwy mężczyzna to patron Gimaldi. Chłopakowi zrobiło się słabo, poczuł jak treść żołądka podchodzi mu do przełyku. Chciał uciekać, ale siła strachu paraliżowała jego nogi. Chciał krzyczeć, ale czuł jak gardło wypełnia mu kwas żołądkowy. Nagle obraz zawirował i ogarnęła go ciemność. Uczucie w żołądku trochę osłabło. Próbował dojrzeć cokolwiek przez nieprzenikniony mrok. Jakiś szary kształt pojawił się nad jego głową. Po chwili przybrał coraz wyraźniejszy obraz tarczy księżyca. Gdy oczy przyzwyczaiły się do słabego księżycowego światła dostrzegł, że leży na sienniku w jednym z noclegowych pokoi. Wokoło spało pochrapując kilku strażników. Położył rękę na piersi. Czuł jak kołatające serce powoli się uspokaja. Na Pana Światła to był tylko sen, tylko sen – pomyślał przewracając się na drugi bok.
  • 8. Trakt wiodący tarkacką przełęczą do Międzyrzecza był szeroki i łagodny. Wznosił się
powoli wśród porośniętych rzadkim lasem wzgórz. Po obu stronach jak kolumny bramy wznosiły się pokryte kosodrzewiną niezbyt wysokie szczyty Tarkatów Południowych. Samotny jeździec pokonałby przełęcz w kilka godzin. Jednak wóz pod górę toczył się wyjątkowo wolno, zaś z góry też nie można było forsować zmęczonych koni. Po drugiej stronie witały podróżnych liściaste ostępy Międzyrzecza. To z tej niewielkiej krainy sprowadzano najbardziej pożądane w budownictwie i wykańczaniu szlacheckich i monarszych rezydencji gatunki drzew – jesiony, graby, brzozy, klony i czarne dęby, a także miękkie drewno lipowe – idealne dla rzeźbiarzy. Różnorodność gatunków drzew w tej krainie była niespotykana, a dla amiriańskich duchownych, którzy uważali tę połać ziemi za siedlisko czarownic i wszelkich niegodziwych i plugawych stworów – nienaturalna.
  • 9. Likaryjczycy dotarli pod wieczór do małej osady, pierwszej po przeprawie przez góry.
Leżała ona na skrzyżowaniu trasy chalcedońskiej na południe z podtarkackim szlakiem wschód-zachód. Zatrzymali się tam w karczmie Pod Ślepą Małpą. Na metalowej kracie zawieszonej nad paleniskiem skwierczały ociekające tłuszczem kawały niedźwiedziego mięsa. Gwar rozmów raz po raz przerywał głośny śmiech podpitych drwali. Likaryjczycy siedzieli przy stole po skończonej wieczerzy, racząc się piwem. Thovri wpatrywał się ukradkiem w patrona Gimaldiego, jakby ciągle się upewniał, że jego śmierć była tylko snem. Nie uszło to uwagi kupca. Czuł jak rośnie w nim irytacja w związku z zachowaniem giermka. Gimaldi po raz kolejny odstawiając kufel z piwem posłał znienacka długie, złowieszcze spojrzenie Thovriemu. Zakłopotany chłopak szybko odwrócił wzrok. Obiecał sobie, że więcej tego wieczoru nawet nie spojrzy na kupca. Jego uwagę zwróciły dwie postacie szepczące nieopodal. Jedną był karczmarz, a drugą, sądząc po stroju i sześciostrunowej lutni trzymanej w ręce – wędrowny bard.
- Czy mogę zaśpiewać dla gości?
- Tak, tylko coś stosownego – odrzekł karczmarz. Thovri pomyślał, że wieść o śmierci Prokonsula i żałobie w Chalcedonie już tu dotarła.
Bard uderzył kilka razy w struny lutni. Większość głośnych rozmów ucichła. Jego zręczna ręka wydobywała ze strun spokojną, melancholijną melodię – Pieśń Martwego Kochanka. Zaraz też do melodii dołączył czysty, mocny głos barda:

Na sześć stóp okryła mnie ziemia.
Darń zielona mi kołderką.
Głuszy słowa, którymi wołasz.
Ja bezdźwięcznie szepczę w podzięce.

Nie lękaj się już, nie lękaj, kochanie.
Nie przepraszaj, nie klękaj.
Miłości nie rzuca się w przepaść.
A przecież nie było nam dane.

Za późno na przeprosiny.
Za późno.
Zostaniesz sama.

Jednak zanuć mi kołysankę łąkową.
Brzękiem pszczół, szelestem motyli.
Przepraszam, że odszedłem tak daleko.
Na sześć stóp i nieskończone mile.

Lecz obawiam się...
Że za późno...
Za późno już na przeprosiny.
Za późno...


Zaiste była to smutna pieśń. Thovri zastanawiał się, czy odtrącony kochanek popełnił samobójstwo, czy ukochana w inny sposób przyczyniła się do jego śmierci. Spojrzał na swego pana. Sędzia słuchał w skupieniu z półprzymkniętymi powiekami jakby kontemplował każdy dźwięk. Thovriemu zdawało się, że przez chwilę widział łzę w oku Sędziego. Rollin otworzył szerzej powieki ukazując wyraźniej dwoje przenikliwych, błękitnych oczu oprawionych czarnymi łukami brwi. Jego wysokie czoło odbijające światło pochodni, wraz z wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi sprawiało, że gładka pozbawiona zarostu broda tonęła w cieniu. Sędzia siedział schowany za wysokim kołnierzem czarnej koszuli. Z jego ramion opadał czarny płaszcz z kapturem, spięty na piersi złotą zapinką. Gdy pieśń dobiegła końca Sędzia rzucił srebrnego denara, który upadł wprost pod nogi barda. Ten niskim ukłonem wyraził docenianie dla takiej hojności. Rollin wstał od stołu, udając się na spoczynek. Sędzia był nie tylko dyplomatą i urzędnikiem, ale też zręcznie władającym mieczem rycerzem, choć jego zgrabne dłonie i długie, szczupłe palce wskazywałyby bardziej na artystyczną lub pisarską profesję ich właściciela. Nic też nie świadczyło o tym, że ma ponad sześćdziesiąt lat. Dzięki elfickiej krwi, Sędzia nie wyglądał nawet na trzydzieści. Thovri wiedział jednak, że przygodami jakie były jego udziałem w młodości, jeszcze zanim zaczął pisać prawo, można by obdzielić kilku podróżników.
  • 10. Słońce powoli wspinało się po bladym nieboskłonie. Okoliczne drzewa rzucały długie
cienie na plac przed karczmą. Poranek był rześki i dosyć chłodny jak na miesiąc Duzu. Sędzia Rollin siedział na ławce przed karczmą, wystawiając ku słońcu złaknioną ciepła twarz. Ubrany był w długą, brązową kurtkę z kapturem obszytym futrem. Miał też na sobie parę podróżnych spodni w kolorze kory dębu. Na placu krzątali się żołnierze i dwóch pracowników karczmarza przygotowując wóz do podróży. I tak musieli jeszcze poczekać na Gimaldiego, który wczorajszego wieczoru nadużył wina w towarzystwie nowopoznanego kupca z Księstwa Diagdi zmierzającego na zachodnie wybrzeże. Gdy wszystko było już gotowe, kapitan Gubbaru poszedł delikatnie popędzić kupca, a Thovri przysiadł na ławce obok Sędziego, który z zamkniętymi oczami chłonął promienie porannego słońca.
- Powiedz, co jest nie tak z patronem? – powiedział półgłosem Sędzia, nie otwierając oczu.
Słowa te zaskoczyły Thovriego. Spojrzał na Sędziego, ale ten się nie poruszył dalej siedząc zwrócony twarzą do słońca. Chłopak zaczął się intensywnie zastanawiać o co mu chodzi. Czy o to, że Gimaldi się wczoraj upił? Chwile biegły nieubłaganie odsuwając w czasie zadane pytanie, a Thovri nadal czuł w głowie pustkę. Jeszcze gorsza była świadomość, że milczy zostawiając pytanie bez odpowiedzi.
- Nie do końca rozumiem Panie, co masz na myśli – odrzekł wreszcie czując dziwną ulgę.
- Może źle zadałem pytanie – zaczął z wolna Rollin nadal nie otwierając oczu. – Cóż takiego intrygowało cię w Gimaldim wczorajszego wieczoru?
Thovri poczuł jak jego serce przyśpiesza, a całe ciało zalewa fala ciepła. A więc został zdemaskowany, nie tylko przez obiekt jego niegrzecznego wpatrywania się.
- Wczoraj… znaczy się… bo wczoraj… – Giermek czuł jak pocą mu się ręce.
Sędzia nagle odwrócił się do niego i popatrzył mu prosto w oczy. Thovri zamarł jak mały chłopiec przyłapany na myszkowaniu w spiżarni.
- Co cię trapi? – powiedział z niemal ojcowskim uczuciem Sędzia.
Ton Sędziego sprawił, że Thovri poczuł ulgę. W jednej chwili spłynęło na niego uczucie spokoju. Utkwił wzrok w wydeptanej ziemi i powoli wyszeptał:
- Czy czasem… miewasz koszmary Panie? – dokończył podnosząc wzrok na Sędziego.
- Koszmary? – Sędzia pomyślał chwilę. Powoli wyprostował się znów wystawiając twarz do słońca. – Raczej nie. Nauczyłem się przejmować kontrolę nad snami. Czy śnił ci się koszmar? Koszmar z patronem Gimaldim?
Thovri milcząco przytaknął głową.
- Opowiedz mi go.
- Byłem w naszym obozie ale… ale nie mogłem nikogo znaleźć. Potem usłyszałem głos jakby z karety. Wołał mnie, więc poszedłem. Otworzyłem drzwiczki, a w środku… – głos ugrzązł mu w gardle.
- Był patron Gimaldi? – dokończył Rollin.
- Tak, i on był… – Thovri obejrzał się przez ramię w stronę wejścia karczmy jakby zaraz miał się w nich pojawić patron. – był martwy.
- Hmm, ciekawe – odparł Sędzia i zamilkł.
- Co to może znaczyć?
- Znaczyć? – ożywił się Sędzia. – Pewnie jakaś wróżka z podgrodzia za kilka miedziaków powiedziałaby ci co to znaczy.
- Chcesz Panie powiedzieć, że sny nic nie znaczą? – zdziwił się giermek.
- Znaczą, ale nie to, co się wielu powszechnie wydaje. Czasami mogą się w nich odbijać nasze głęboko skrywane strachy, ale nie ma w tym nic mistycznego. To tylko projekcje naszego umysłu – Sędzia przesunął ręką po czole – który z naszych wspomnień… naszych marzeń… naszych obaw i uczuć tworzy obrazy i złudne doznania.
- A prorocze sny naszych kapłanów, wróżbitów? A sny Wyroczni? – Thovriemu trudno było się pogodzić ze słowami Sędziego.
- Jak by to powiedział amirianita, pogańskie gusła. A Wyrocznia… – Rollin prawie śmiał się przeczesując dłonią ciemne włosy – a Wyrocznia wypowiada wróżby wdychając opary zioła widzenia i zaręczam ci, że gdybyś sam się tego nawdychał, to też byś miał wizje.
Thovriego z jednej strony uspokoiły wyjaśnienia Sędziego odnośnie snów, z drugiej jednak nieco zasmuciło takie lekceważenie mocy bogów. Choć wychowywali go amiriańscy mnisi, nie był przekonany do jedynej wiary. Według nich jego rodzice byli poganami skazanymi na potępienie i ta myśl najbardziej mu się nie podobała. Stał na rozdrożu wierząc zarówno w jedynego amiriańskiego Boga jak i w starych bogów. Czasem złościło go, że nie pojmuje zagmatwanego świata religii.
  • 11. Brodami przeprawili się przez Vermissę po czym ruszyli jej południowym brzegiem
na wschód w stronę lasów Rhynn omijając Kreonię. Cztery dni od wyruszenia z Nuuk podróżowali już traktem rhynnyjskim na południe. Pod wieczór rozbili obóz na niewielkiej polanie. Zapadł zmierzch, gdy kapitan ze strażnikami, Thovrim, Gimaldim, Savdisem i Gnadisem raczyli się winem przy ognisku. Jeden z młodych żołdaków śpiewał sprośną, wiejską piosenkę ku uciesze podchmielonych kompanów. W pewnym momencie Gimaldi wstał i dosyć trzeźwo oznajmił, że dziękuje za dobre towarzystwo, ale nie chce mieć drugiego pod rząd naznaczonego pragnieniem wody i bólem głowy poranka, i udaje się na spoczynek. W ślad za nim poszli dwaj kupcy cechowi. Wkrótce odgłosy ucichły, gdyż kapitan Gubbaru zarządził ciszę nocną. Jedynymi całkiem trzeźwymi osobami był Sędzia Rollin, który cały czas przebywał w swoim namiocie zajęty przygotowywaniem korespondencji dyplomatycznej i młody strażnik Fulgar, który tej nocy miał pełnić nocną straż. Wszelkie odgłosy na dobre już ucichły. Tylko szelest liści poruszanych przez ciepły wiosenny wiatr i cykanie świerszczy dobiegały z lasu Rhynn. Sędzia pogrążył się w zamyśleniu. Znów ogarnęło go to samo uczucie dejavu jakie stało się jego udziałem na chwilę przed śmiercią Prokonsula. Siedział przed biurkiem zrobionym z dwóch drewnianych klocków i naprędce wyciosanej deski. W lewej ręce trzymał niewielki nefrytowy posążek – dar Prokonsula Galio. W prawej – pióro. Przed nim leżała nie zapisana karta pergaminu. Dejavu zawsze wiązało się z jakimś dziwnym, wewnętrznym, przytłumionym uczuciem podniecenia. Także z pewną trudną do zrozumienia przez niego samego satysfakcją. Było to bliskie mistycznego doznania wyostrzającego zmysły. Zazwyczaj też poprawiało humor Sędziemu chyba, że wkrótce następowały jakieś niewesołe wydarzenia. Jak teraz…

Sędziego z zamyślenia wyrwał cichy świst. W pierwszej chwili pomyślał, że to wiatr świszczący w konarach jakiegoś starego drzewa. Zaczął nasłuchiwać. Po dłuższej chwili nie był pewien czy rzeczywiście coś słyszał, czy ten świst był tylko wytworem jego umysłu. Raz jeszcze spojrzał na pergamin przed sobą i gdy już miał przyłożyć do niego pióro świst powtórzył się. Wkrótce nie miał wątpliwości. Okrzyki dobiegające z obozowiska, rżenie koni i kolejne świszczące strzały upewniły go, że zostali zaatakowani. Do namiotu wpadł Thovri.
- Zdrada Panie! Zostaliśmy… – Głos chłopaka nagle się urwał, gdy strzała ugodziła go w szyję.
Thovri upadł u wejścia do namiotu. W słabym świetle lampy oliwnej widać było jak jego ciałem wstrząsają przedśmiertne drgawki, powietrze rzęzi w uszkodzonej krtani, a na ziemi rozlewa się ciemna plama krwi. Z zewnątrz dobiegał przeraźliwy krzyk mordowanych kupców. Sędzia dobył miecza.* W obozowisku zastał chaotyczną kotłowaninę. Nagle wybudzeni strażnicy usiłowali odpierać ataki zamaskowanych bandytów. Nieopodal leżał Fulgar ze strzałą w piersi. Pod wielkim dębem ciało kolejnego strażnika z długą ciętą raną od lewego ramienia aż po prawy bok. Po drugiej stronie obozowiska pod namiotem Gimaldiego Savidis i Gnadis próbowali bronić się długimi sztyletami. Z lasu dobiegał cichnący odgłos uciekających koni spłoszonych przez napastników. Jedynie światło księżyca rzucało słaby blask na te nierówne zmagania.
Sędzia natychmiast rzucił się do walki. Dzięki zdolności infrawizji odziedziczonej po elfickich przodkach widział w ciemności ciepło ciała każdego przeciwnika. Pierwszym ciosem wyprowadzonym z góry uderzył w głowę bandytę odwróconego do niego tyłem. Cięcie tuż pod uchem niemalże odseparowało jego czerep od reszty ciała. Uratowało to życie kapitanowi Gubbaru, który leżał na ziemi i miał właśnie zostać przez niego dobity. Z tego uderzenia wyprowadził płynnie kolejne cięcie uderzając w gardło topornika po prawej, który trzymając broń oburącz, zamachnął się na Sędziego. Z jego szyi trysnęła krew srebrząc się w świetle księżyca, po czym uniesiony topór przeważył go do tyłu powodując upadek. Nim jego ciało dotknęło wilgotnej darni Sędzia zatopił miecz w brzuchu bandyty nadciągającego z lewej. Na krótką chwilę w tej części pola bitwy zapanował spokój. Sędzia pomógł kapitanowi wstać. Dołączyło do nich dwóch strażników, którzy nieopodal uporali się ze swoimi przeciwnikami. Stanęli do siebie plecami przygotowując się do odparcia kolejnej fali atakujących. Ubrani na czarno, zamaskowani bandyci nadciągnęli z wszystkich stron dzierżąc w rękach miecze i topory.
Przez chwilę wydawało się, że szala zwycięstwa przechyli się na ich stronę, jednak napastników było zbyt wielu. Szyk załamał się gdy kapitan otrzymał cios toporem w głowę. Odgłos trzaskających kości czaszki zmieszał się ze szczękiem żelaza.
_____________________________________________________________

* Był to długi elficki miecz zwany Zielonym Smokiem, w całości wykonany z zielonkawego metalu wytopionego ze skały meteorytowej. W jego głowicy tkwił wielki szmaragd. Smukły trzon rękojeści ozdobiony był elfickimi symbolami, runami, motywami roślinnymi i sentencjami zapisanymi w alfabecie taugijskim. Jelec stanowiły dwa anielskie skrzydła skierowane lotkami w stronę głowni i czymś na kształt ozdobnych pazurów w stronę ostrza.


cdn.
Ostatnio zmieniony 06 sty 2017, 11:44 przez Gunnar, łącznie zmieniany 7 razy.

Awatar użytkownika
pallas
Posty: 1554
Rejestracja: 22 lip 2015, 19:33

Re: Szept Gromu - powieść high fantasy

#2 Post autor: pallas » 01 sty 2017, 17:24

Na pewno będę czekał na kolejne rozdziały.

Co znaczą [p] i cyfry po nich.
Po pierwszym czytaniu rzuciło mi się w oczy jedno zdanie będzie podkreślone:
Gunnar pisze:[p]3. Tej nocy Sędzia spał krótko. Rozmyślał o porannej rozmowie z Prokonsulem w zamkowym parku. Misja, z którą przybył do Chalcedonu Zatarkackiego była niezwykle istotna zarówno dla małego, wciśniętego między dwa łańcuchy górskie państewka Galio, jak i ojczyzny Sędziego – Likarii. U wspólnego sąsiada obu krajów – Kreonii – trwała właśnie quasi wojna domowa, co w wydatny sposób zagrażało wspólnym szlakom handlowym. Poza tym przeniesienie się płomienia konfliktu do Likarii i chciwe oko nowych władz Kreonii wobec malutkiego, ale zasobnego w bogactwa naturalne Chalcedonu stawiało oba państwa w roli naturalnych partnerów nie tylko jak dotąd handlowych, ale politycznych, a może i militarnych. Prokonsul Galio był równie zaniepokojony rozwojem wypadków w Kreonii co Sędzia Rollin.
- Zawsze uważałem połączenie amiriańskiej gorliwości religijnej z polityką za niebezpieczne – przyznał Galio.
- Niestety połączenie to zaowocowało u naszych wspólnych sąsiadów niepohamowaną przemocą – zauważył Sędzia Rollin.
- Dobrze wiem, Marcusie, że gdy Inkwizycja rozprawi się z wewnętrznymi wrogami, zwróci się w stronę terytorialnej ekspansji. I tutaj – Galio wziął głęboki oddech – tutaj moja mała ojczyzna może stać się pierwszą ofiarą.
- Umiejętna współpraca w regionie może przyczynić się do utrzymani pokoju.
- Wiem, do czego zmierzasz. – Prokonsul uśmiechnął się. – Jak dobrze wiesz, ja, tak jak i większość moich poddanych jesteśmy amirianitami. Otwarty sojusz z pogańską, wybacz określenie, Likarią i to wymierzony w amiriańskich sąsiadów byłby dla mnie samobójstwem. Zwłaszcza teraz, gdy na twarzach wielu radnych widzę niezdrową fascynację ideami i metodami Inkwizycji. – Twarz Prokonsula zdradzała zatroskanie.
- Wasza Ekscelencjo, sojusz nie musi być tak otwarty. – Likaryjczyk uśmiechnął się przebiegle, odgarniając nisko zwisającą gałąź ozdobnej jabłoni. – Myślę, że subtelne sposoby działania w tym względzie mogą być nawet skuteczniejsze.
Prokonsul tylko się uśmiechnął. Galio był niezwykle roztropnym politykiem, a ponadto serdecznym i pogodnym człowiekiem, co sprawiało, że ciężko było nie darzyć go sympatią.
- Zdecydowanie nasza współpraca musi pozostać w wąskim kręgu zaufania. – Galio ściszył głos. – Problemem jest. – Prokonsul zawahał się, zastanawiając czy podzielić się obawami z Rollinem. – Problemem jest to, że nie do końca wiem… komu mogę zaufać na własnym dworze. – Galio coraz bardziej ściszał głos tak, że jego ostatnie słowa były dla Sędziego ledwo słyszalnym szeptem. Gdzieś w głębi ogrodu zaśpiewał słowik.
- Sytuacja w Likarii też nie jest łatwa Wasza Ekscelencjo – powiedział z namysłem Rollin.
- Masz na myśli coś więcej oprócz problemów z Kreonią? – Zaciekawił się Galio.
- Nasze zewnętrzne problemy łączą się z wewnętrznymi. W Likarii jest amiriańska mniejszość, która rośnie w siłę. Ma coraz bardziej wpływową reprezentację w naszym Senacie. Dąży do tego, by sprowadzić Inkwizycję także do nas.
- O tym nie wiedziałem – przyznał Galio. – Muszę jeszcze raz przemyśleć wszystko o czym tu mówiliśmy.
- Naturalnie Ekscelencjo – przerwał mu Rollin, gdy Galio nabrał powietrza i sam natychmiast skarcił się w myślach za to wtrącenie. Galio jednak nie zwracając na to uwagi pociągną swoją myśl:
- Przyjdź do mych komnat po uroczystej kolacji. Omówimy szczegóły.
Niestety nie dane im było omówić szczegółów współpracy.
Według mnie czytelnik się śmiało domyśli, że chodzi o coś wcześniejszego, z tego oto zdania: "Tej nocy Sędzia spał krótko. Rozmyślał o porannej rozmowie z Prokonsulem w zamkowym parku." Myśle, że to, co podkreśliłem możesz śmiało usunąć, bo nic nie wnosi, a powtarza to, co już napisałeś.

Bardzo podoba mi się wykorzystanie dejavu. Również bohaterowie niczego sobie, czuję się, że żyją. Na tyle wciągnął mnie tekst, że aż smutno mi się zrobiło, jak zabili Thovriego. Jego koszmar świetnie uzupełnia treść. Odpowiednia ilość opisów, jak i dialogów. Od początku mamy akcję, co jest plusem. Czytelnika na pewno ciekawi kto zabił i dlaczego Prokonsula. Świetnie, że na bieżąco opisujesz świat, podajesz nazwy, zwyczaje ludzi, żyjących w tym świecie, chodzi mi o rytuały pogrzebowe. Wiemy też trochę o lordzie D’aragon, czyli Sędzim, bardzo ciekawa postać. Mamy też przedstawiony zarys świata. Pieśń barda jakoś mnie nie urzekła, tak ma rymy, melodykę, sens jej wstawienia też temu nie przeczę, ale brakuje mi w niej jakby życia czyli ducha historii.

Na pewno wrócę, na razie tyle,

Piotr :)
Ostatnio zmieniony 01 sty 2017, 20:09 przez pallas, łącznie zmieniany 1 raz.
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
/Dante Alighieri - Boska Komedia/

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: Szept Gromu - powieść high fantasy

#3 Post autor: Alicja Jonasz » 01 sty 2017, 20:04

Dobrze mi się czytało i chętnie poznam kolejną część:)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Szept Gromu - powieść high fantasy

#4 Post autor: eka » 02 sty 2017, 19:42

Witaj prozaiku : )
Ciekawy debiut na Ósmym, co prawda solidna korekta tekstu by się przydała, szczególnie pod kątem przecinków, ale odłóżmy sprawy techniczne. Fabuła interesująca, archaizacja na miarę dobrej fantasy, sceny dynamiczne nieźle nakreślone, tło skromne, ale jest. BTW - w tego typu prozie zawsze pojawia się karczma, w końcu to idealne miejsce do zderzenia w epice drogi bohaterów i ich spraw.


Déjà vu - zastanawia mnie stosowany przez Ciebie zapis tego zjawiska. Może łączny zapis jest normą w tym gatunku?
Gunnar pisze:Jeszcze raz powoli przesunął wzrokiem po całym pomieszczeniu. Uczucie dejavu (zapis?) było silniejsze niż zwykle. Stał lekko pochylony, (obiema ---> jak rękoma, to wiadomo, że obiema) rękoma oparty o masywne, dębowe biurko. Po prawej stała donica z egzotyczną w tych stronach palmą. Ściany ( były) szczelnie obstawione (...) regałami z książkami. Po lewej[,] na podłodze pośrodku pokoju[,] kładła się słoneczna plama z okratowanego okna znajdującego się za jego plecami.
Drobne sugestie co do zapisu tego fragmentu.

------------
Gratuluję wyobraźni i rozmachu.
Pozdrawiam.
:)

Awatar użytkownika
Gunnar
Posty: 23
Rejestracja: 20 gru 2016, 16:48

Re: Szept Gromu - powieść high fantasy

#5 Post autor: Gunnar » 03 sty 2017, 10:52

pallas pisze: Co znaczą [p] i cyfry po nich.
W innym edytorze tak powstają akapity. Wybaczcie, ale jestem nowy i nie do końca wiem jak funkcjonują tu "technikalia" ;)
Za podpowiedź jak robić akapity będę wdzięczny :)

A cyferki to takie "podrozdziały" - organizujące tekst. Rozdziały są dość długie, nie dla każdego do "połknięcia" na raz. Więc to dla wygody czytelnika by wiedział gdzie uprzednio skończył. A i przy nanoszeniu poprawek się przydają.
pallas pisze:
Gunnar pisze: Niestety nie dane im było omówić szczegółów współpracy.
Według mnie czytelnik się śmiało domyśli, że chodzi o coś wcześniejszego, z tego oto zdania: "Tej nocy Sędzia spał krótko. Rozmyślał o porannej rozmowie z Prokonsulem w zamkowym parku." Myśle, że to, co podkreśliłem możesz śmiało usunąć, bo nic nie wnosi, a powtarza to, co już napisałeś.
Słuszna uwaga.

pallas pisze:
Bardzo podoba mi się wykorzystanie dejavu. Również bohaterowie niczego sobie, czuję się, że żyją. Na tyle wciągnął mnie tekst, że aż smutno mi się zrobiło, jak zabili Thovriego. Jego koszmar świetnie uzupełnia treść. Odpowiednia ilość opisów, jak i dialogów. Od początku mamy akcję, co jest plusem. Czytelnika na pewno ciekawi kto zabił i dlaczego Prokonsula. Świetnie, że na bieżąco opisujesz świat, podajesz nazwy, zwyczaje ludzi, żyjących w tym świecie, chodzi mi o rytuały pogrzebowe. Wiemy też trochę o lordzie D’aragon, czyli Sędzim, bardzo ciekawa postać. Mamy też przedstawiony zarys świata. Pieśń barda jakoś mnie nie urzekła, tak ma rymy, melodykę, sens jej wstawienia też temu nie przeczę, ale brakuje mi w niej jakby życia czyli ducha historii.
Dzięki za miłe słowa i konkretne pochwały :)
Co do pieśni to przyznaję, że w liryce orłem nie jestem. W zasadzie pisaniem wierszy zajmuje się o tyle, o ile wymaga tego fabuła opowiadania, dlatego od razu przyznaje się, że fragmenty liryczne mogą nie być najwyższych lotów.

eka pisze:Witaj prozaiku : )
Déjà vu - zastanawia mnie stosowany przez Ciebie zapis tego zjawiska. Może łączny zapis jest normą w tym gatunku?
A to mnie zastrzeliłaś.
Mógłbym przysiąc, że czytałem artykuł o zapisie i zarówno "dejavu" jak "deja vu" jest poprawne (było tam tez o wymowie "deżawu" czy "deżawi"). Ale dziś przeglądając internet nie mogę znaleźć na to dowodów. Musze to jeszcze zweryfikować.

Dziękuję za wszystkie komentarze, opinie i uwagi :)

Pozdrawiam

Awatar użytkownika
alchemik
Posty: 7009
Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy

Re: Szept Gromu - powieść high fantasy

#6 Post autor: alchemik » 03 sty 2017, 12:01

Cześć, Gunnarze.
Rzeczywiście przydałaby się spora korekta interpunkcji i inna.
Niemniej tekst ogółem napisany sprawnie.
Oczywiście déjà vu, polską czcionką deja vu.
Na razie nie omawiam treści, choć jest interesująca.
Zastanawiam się z jakich źródeł czerpiesz w kwestii opisywania świata.
Bo że z wyobraźni, to wiadomo.
Ale są jeszcze kwestie sposobów walki, polityka państw feudalnych
religie. Mnóstwo szczegółów technicznych, historiograficznych, obyczajowych, których poznanie wprowadza autentyczność nawet do świata wymyślonego.

Co do tekstów lirycznych, nie musisz się napinać. Możesz cytować z zaznaczeniem cytatu.
Jeżeli chcesz, to mogę ci nawet pomóc w tej sprawie i machnąć takie bardowskie teksty.

Pozdrawiam Noworocznie

Jerzy
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!

G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
pallas
Posty: 1554
Rejestracja: 22 lip 2015, 19:33

Re: Szept Gromu - powieść high fantasy

#7 Post autor: pallas » 03 sty 2017, 15:35

Widzę, że wprowadziłeś zmiany. Dzięki za wyjaśnienia. Cieszy mnie, że mogłem pomóc.
Akapitów chyba się nie da robić, bo żaden tekst na portalu, ich nie ma, jedynie przerwę między jednym, a drugim akapitem. Tak sobie radzą nasi prozaicy.

Piotr :)

A widzisz, jednak się da.
Ostatnio zmieniony 03 sty 2017, 18:19 przez pallas, łącznie zmieniany 1 raz.
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
/Dante Alighieri - Boska Komedia/

Awatar użytkownika
alchemik
Posty: 7009
Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy

Re: Szept Gromu - powieść high fantasy

#8 Post autor: alchemik » 03 sty 2017, 16:10

  • A ja, proszę bardzo, kombinowałem przed chwilą, kombinowałem i wyszedł mi akapit. Zakreśliłem linijkę,
która ma być z akapitem i kliknąłem na
  • .
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!

G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Gunnar
Posty: 23
Rejestracja: 20 gru 2016, 16:48

Re: Szept Gromu - powieść high fantasy

#9 Post autor: Gunnar » 03 sty 2017, 20:32

Trochę kombinowałem z opcją
  • , ale jest ona użyteczna gdy wers jest krótki. Przy zaznaczeniu kilku zdań cały fragment będzie cofnięty. Zaś długość pierwszego wersu zależny pewnie od monitora na którym jest wyświetlany. Więc choćbym tak zrobił to u każdego tekst może połamać się trochę inaczej :myśli:
    alchemik pisze: Rzeczywiście przydałaby się spora korekta interpunkcji i inna.
    Tak, z interpunkcją już nawet nie walczę - to nieuleczalna w moim wypadku pięta achillesowa, za która dostawało mi się nawet od promotora magisterki :P

    alchemik pisze: Oczywiście déjà vu, polską czcionką deja vu.
    Przyjmę to za ortodoksyjną wykładnię ;)
    alchemik pisze: Zastanawiam się z jakich źródeł czerpiesz w kwestii opisywania świata.
    Bo że z wyobraźni, to wiadomo.
    Ale są jeszcze kwestie sposobów walki, polityka państw feudalnych
    religie. Mnóstwo szczegółów technicznych, historiograficznych, obyczajowych, których poznanie wprowadza autentyczność nawet do świata wymyślonego.
    W swoim niedługim może życiu miewałem okresy poznawczego ADHD :D a moje zainteresowania hulały po rożnych dziedzinach od astronomii, fizyki teoretycznej, atomistyki po historię, religię, ekonomię, psychologię etc. Czerpię z tego pełnymi garściami. Oczywiście przy pisaniu też się dokształcałem. Przy konstruowaniu np. świata religijnego doczytywałem o wierzeniach i obrządkach przedchrześcijańskich Słowian. Gdy w grę wchodzą konie konsultuję się z pasjonatem tematyki.
    Czasami napisanie jednego akapitu poruszającego jakieś szczegóły techniczne czy obyczajowe ze średniowiecza wymagało kilku godzin researchu w sieci :)
    alchemik pisze: Co do tekstów lirycznych, nie musisz się napinać. Możesz cytować z zaznaczeniem cytatu.
    Jeżeli chcesz, to mogę ci nawet pomóc w tej sprawie i machnąć takie bardowskie teksty.
    Wyciągniętej ręki nigdy nie odtrącam :)
    Jestem bardzo ciekaw bardowskiej pieśni Twego pióra.

    Serdecznie Pozdrawiam

    PS: Dodałem do tekstu jeszcze przypis odnośnie jednego artefaktu :)

Awatar użytkownika
alchemik
Posty: 7009
Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy

Re: Szept Gromu - powieść high fantasy

#10 Post autor: alchemik » 03 sty 2017, 20:41

Umieść ręcznie [/list] na końcu fragmentu, którym chcesz kończyć linijkę.
A więc w pierwszej linijce umieść [/list] po było
  • Jeszcze raz powoli przesunął wzrokiem po całym pomieszczeniu. Uczucie deja vu było
I podobnie przy kolejnych akapitach. Choćby tekst się zawijał, to jeśli umieścisz [/list] na planowanym końcu linijki, to będziesz miał akapit i koniec w odpowiednim miejscu.

A ja w wolnym czasie napiszę pieśń barda.

A' propos twojego przypisu. Skała meteorytowa, to po prostu żelazo i nikiel.
Pierwsze żelazo było podobno wytapiane z meteorytów. Jednak wiek żelaza zaczął się od rudy darniowej i uzyskania stali, co bylo nieuniknione, ze względu na duże zanieczyszczenia węglem drzewnym podczas wytopu. A wszak najprostsza stal to stop żelaza i węgla. Z niklem jest jeszcze lepsza i trwalsza. Dosyć prędko stwierdzono, że stal daje się kuć na gorąco, uzyskując odpowiednie kształty i hartować, pozyskując twardy, a jednak sprężysty i niekruchy materiał. Skuwana wielokrotnie warstwowo ma interesujące właściwośći. Stal damasceńska. W twoim świecie, jak mniemam elficka.

W twoim świecie, jak widzę to elfy tworzą dobrą stal. Zwykle mawiało się, że mistrzami w tym są krasnoludy.
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!

G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”