Szept Gromu - powieść high fantasy, rozdział II

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Gunnar
Posty: 23
Rejestracja: 20 gru 2016, 16:48

Szept Gromu - powieść high fantasy, rozdział II

#1 Post autor: Gunnar » 06 sty 2017, 11:45

od początku


(akapity) Sam bym tego lepiej nie zrobił ;)
Co do "stał/stała" mówisz i masz :)

Dodano -- 07 sty 2017, 19:42 --

Oto ciąg dalszy i nowi bohaterowie.
Lojalnie uprzedzam, że rozdział zawiera utwór liryczny nie będący arcydziełem :P aby żaden poeta przypadkiem nie nabawił się przez niego tachykardii ;)
Miłej lektury.

ROZDZIAŁ II – WIZYTA PROFESORA

Po deszczowych dniach miesiąca Nenegar nastał upalny Szariwar. Skąpane w słońcu zielone łąki i wzgórza Likarii sprawiały wrażenie krainy harmonii i wiecznej szczęśliwości. Wśród szerokich rozlewisk delty Vermissy, w mieście Essen, życie toczyło się dość leniwie. Hodowcy winorośli byli zajęci doglądaniem swoich upraw na wzgórzach otaczających deltę. Jedynymi interesującymi wydarzeniami były wizyty zagranicznych statków kupieckich w miejscowym porcie. Na trawiastym wzgórzu za miastem, przed rodową rezydencją Galileich siedziało dwóch starszych mężczyzn. Jeden z nich miał długą, siwą brodę, drugi starannie ogolony, był trochę niższy od gospodarza.
- No to powiedz stary przyjacielu, co tam słychać w stolicy? – Likarius Galilei podał rozmówcy pełny kielich słodkiego wina.
- Nastały ciężkie czasy – westchnął profesor Rotoi. – O ile tu, wybacz, na prowincji możecie jeszcze sycić się pozorami spokoju, to w stolicy narasta napięcie.
Likarius rozsiadł się wygodniej w wiklinowym fotelu gładząc bujną brodę. Drewniana altana porośnięta bujnymi pędami winorośli chroniła ich głowy przed ostrym słońcem.
- Cóż to zaprząta uwagę Beresteczka? Czyżby sytuacja w Kreonii?
- Nie tylko, choć to nasze największe zmartwienie. – Rotoi delikatnie upił trochę wina. – Już od jesieni płoną tam stosy, a na nich wszyscy parający się magią, bądź tylko w imię doraźnych politycznych interesów o to oskarżeni.
- Słyszałem, że ta zionąca żądzą mordu organizacja ma poparcie Wielkiego Patriarchy z Rhynn.
- W rzeczy samej. A wydawał mi się rozsądnym człowiekiem. – Rotoi zamyślił się patrząc jak wino skrzy się w kielichu.
- Myślisz, że zbliża się wojna?
- Gorzej przyjacielu. – Profesor podrapał się po łysiejącej głowie otoczonej diademem siwych włosów.
Likarius uniósł brwi w geście zdziwienia.
- Inkwizycja chce rozszerzyć działalność na nasz kraj. Amiriańska mniejszość rośnie w siłę i ma w naszym Senacie kilku wpływowych przedstawicieli.
- Ale niby jak chcieliby wtargnąć do nas bez wojny? – Możliwość taka wydała się Likariusowi nieprawdopodobna.
- Może w to nie uwierzysz, ale amirianici uwiedli swoją retoryką wielu prawomyślnych senatorów, a nawet część mieszczaństwa i pospólstwa.
- Niemożliwe! – Likarius uderzył pięścią w stół. Zreflektował się zrazu widząc poważną twarz profesora. – Przepraszam, ale jak mogło do tego dojść?
- Widzisz mój drogi, Likaria widziana z perspektywy Essen jest prostsza. Niestety rzeczywistość jest o wiele bardziej złożona. Przywódcy Inkwizycji nie są głupimi fanatykami – Rotoi wziął głębszy oddech – na nasze nieszczęście. Nie wszczęli prześladowań religijnych. Wyznawcy innych religii padają ofiarą, o ile parają się magią albo z innych względów są niewygodni. Wiesz, że zanim zaczęło się to szaleństwo, Kreonia i tak nie była spokojna, a napaści opryszków władających pewnymi aspektami Sztuki były na porządku dziennym. Inkwizycja powstała i przejęła władzę pod hasłami zaprowadzenia porządku. Może to wydawać się dziwne, ale nawet niektórzy, dla nich pogańscy kapłani poparli Inkwizycję. A w ich najwyższej radzie zasiada jeden kapłan boskiego ognia.
- A więc nie walczą z innymi bogami tylko z magią? – Niebieskie oczy Likariusa lśniły w jasnej twarzy otoczonej siwymi włosami jak dwa szafiry leżące w śniegu.
- Tak i dlatego część naszych senatorów i naszego społeczeństwa nie widzi w nich zagrożenia. – W głosie profesora słychać było strapienie.
- A co na to Arcykapłan Beresteczka? – Likarius był pewien, że najwyższy duchowny rodzimych kultów nie dał się porwać temu szaleństwu.
- Milczy – powiedział krótko Rotoi. Po chwili dodał: – Dasz wiarę, że niektórzy z naszych duchownych, aż palą się do stawiania stosów? Choć trzeba dla przeciwwagi przyznać, że są i tacy, którzy publicznie potępiają Inkwizycję, nawet wśród samych amirianitów. – Rotoi oddał sprawiedliwość stanowi kapłańskiemu, który tylko nosił pozory jednolitości.
Obaj pogrążyli się w zamyśleniu.
- A gdzie twój pierworodny? – Profesor Rotoi przerwał milczenie, zmieniając temat.
- Arkus? A pewnie razem z Christianem grasują gdzieś na wzgórzach za miastem albo nad morzem.
- Cieszy się z wyjazdu na studia do Beresteczka? – spytał profesor Rotoi, który był jednocześnie ministrem handlu i rektorem Uniwersytetu Beresteckiego.
- Tak, cieszy się – odpowiedział Likarius zdając sobie sprawę, że tak naprawdę nie wie, co o wyjeździe myśli jego syn. Od śmierci matki ich kontakt znacznie osłabł.

2. Christian padł w trawę ciężko dysząc. Koszula przylepiła mu się do mokrych od potu pleców. Wypuścił z ręki drewniany miecz.
- Jeszcze raz – wysapał stojący nad nim Arkus.
- Nie, już nie dam rady – zaprotestował Christian łapiąc oddech po każdym słowie.
Arkus stał nad nim jeszcze chwilę po czym legł obok w soczyście zieloną trawę. Wpatrywali się w błękitne niebo, po którym przesuwały się samotne baranki.
- Musimy dużo ćwiczyć, żeby zostać rycerzami. – Arkus uniósł się na łokciach patrząc na przyjaciela.
- Ja i tak nie zostanę rycerzem.
- Dlaczego? – zapytał Arkus.
- Ty chodzisz na lekcje fechtunku, a mój ojciec uważa, że to strata czasu.
- Dlatego ćwiczymy, pokazuję ci wszystko czego się uczę. – Arkus zdjął przez głowę koszulę. Słońce szybko wysuszyło jego mokre od potu ciało.
- Ale i tak nie będę rycerzem – powtórzył Christian.
Arkus znowu spojrzał na niego pytająco.
- Ojciec nigdy by mi na to nie pozwolił, mam zostać hodowcą winorośli, handlarzem winem jak on. Zresztą i tak mieszczanin nie może być rycerzem – przypomniał niemal z nutką rozczarowania ocierając usta wierzchem dłoni. Na wargach został mu słonawy posmak.
Christian dotknął czułej różnicy pomiędzy nimi. On był synem dorabiającego się na winie mieszczanina, którego rodzice byli biednymi chłopami z podesseńskiej wsi; Arkus szlachcicem od pokoleń, którego rodzina wytwarza znane w całym regionie wino. Mimo, że ich przyjaźń była bardzo silna, gdzieś wisiała nad nimi ta różnica pochodzenia – jak jakieś fatum. Arkus zresztą nie lubił wracać do tej kwestii, dlatego tę uwagę pominął milczeniem. W końcu po chwili zastanowienia rzekł:
- Kto się na polu bitwy wykaże odwagą, tego król może od razu pasować na rycerza. – Arkus wstał podnosząc drewniany miecz.
- Tak, ale po studiach wolałbym być urzędnikiem na dworze, więc i tak chyba nie będę rycerzem.
- Będziesz czy nie, umiejętność posługiwania się mieczem na pewno ci się przyda. No dalej, jeszcze raz. – Arkus pociągnął przyjaciela za rękę.
- No dobrze. – Christian niechętnie poddał się jego woli.

3. Rezydencja Galileich zwykle była bardzo spokojnym miejscem, a wręcz, jak uważał Arkus, nudnym. Tym razem z okazji wizyty profesora Rotoi ożywiła się za sprawą uwijającej się służby, która gruntownie wysprzątała i przyozdobiła wszystkie komnaty i korytarze. Arkus wolał spędzać czas poza rezydencją. Często wykradał się z Christianem do esseńskich karczm i na wiejskie zabawy. Likariusowi nie podobało się to zbytnio, ale nie wypominał tego synowi. Zdawał sobie sprawę, że jego pierworodny chadza własnymi ścieżkami. Zresztą wystarczająco było zajęcia z młodszym rodzeństwem Arkusa – dwoma braćmi i trzema siostrami. Chociaż całą piątką zajmowały się niańki i prywatni nauczyciele, jak to było w zwyczaju na bogatych szlacheckich dworach, Likarius wolał osobiście doglądać wychowywania swoich latorośli.

Uroczysta uczta rozpoczęła się. Na szczycie stołu zasiadł gospodarz – Likarius Galilei. Naprzeciwko honorowy gość – profesor Rotoi. Po prawicy gospodarza najznamienitsze osobistości Essen – Starosta miasta z małżonką, Wyższy Kapłan Arveny, kilku szlachciców i mieszczan spod znaku winorośli. Wśród tych ostatnich znalazł się ojciec Christiana wraz z synem. Po lewej wszystkie dzieci Likariusa, a także kapitan Straży Miejskiej Essen z żoną. Dwóch paziów uzupełniało kielichy gości, a służba wnosiła kolejne potrawy. Na stole zagościła zupa warzywna podbita kaszą, wędzone ryby, pieczone mięso przepiórcze, kosze jabłek i gruszek, winogrona i figi na srebrnych i cynowych półmiskach. Każdy z gości mógł wybrać pomiędzy trzema rodzajami sosów do mięsa stojących na stole w małych dzbankach z barwionego szkła. Do picia – wino, miód, maślanka i mleko. Na deser kilka rodzajów ciast. Nie mogło też zabraknąć małych marynowanych cebulek – przysmaku dworu Galileich. Rozmowy zdominowały bieżące problemy miasta i przygotowania do Festiwalu Arveny. Gdy główne dania zostały skonsumowane, do jadalni wprowadzono muzyków, którzy umilali proces trawienia zebranym. Na zakończenie występów wykonali jedną z bardziej znanych beresteckich pieśni – Pieśń Uzurpatora:

Dzielny rycerz królom służył
A Boragus jego imię brzmiało
Gdy już się tą służbą znużył
Pragnienie w nim zamieszkało

By stać się władcą pragnienie
Odgadła je wiedźma stara
Garść ziela rzuciła w płomienie
Gdy za wróżbę dał jej denara

Wiedźma miecz jego zaklęła
Miecz z czaszką smoka w rękojeści
Po czym przed nim stanęła
I oznajmiła mu takowe wieści:

„Nadejdzie dzień w księżyca pełni
Gdy sam królem zostaniesz
A tylko wtedy się to spełni
Jeśli przeciw krwi książąt powstaniesz”

I nadszedł dzień w pełni księżyca
Gdy wielka bitwa wielu uciszyła
Toporem roztrzaskana króla potylica
Tron królestwa nagle opustoszyła

Na tą chwilę czekał miecz Boragusa
Sześciu królewskich synów zginęło
Z ręki zdradzieckiego sługusa
Gdy ostrze książęcą krwią spłynęło

Zgładził ich na jednym kamieniu
I sam koronę włożył na swe skronie
Rozlewając krew w słońcu i w cieniu
Każdego kto nie stanął po jego stronie

Aż powstał Ethelred i mu rzucił wyzwanie
A Boragus z furią nań uderzył
I gdy wypadło ich bitewne spotkanie
Omal by go śmiałek nie przeżył

Lecz dzięki swemu sprytowi życie ocalił
I w końcu w pojedynku ubił potwora
Którego zwłoki lud na rynku spalił
Tak kończąc los Boragusa Uzurpatora


- Piękna pieśń – westchnął profesor Rotoi, gdy umilkły jej ostatnie dźwięki. – Opowiada historię Likarii.
- To wydarzyło się naprawdę? – zaciekawił się Christian.
- Tak młodzieńcze – powiedział bardzo poważnie Rotoi. – To historia sprzed ponad stu lat. Gdy król Likarii Snofru Długoręki zginął w bitwie, jego marszałek zamordował sześciu małoletnich książąt i sam obwołał się królem. Rozpętał terror prześladując zwolenników dynastii.
- Ale Ethelred go pokonał?
- Tak, ale zanim to zrobił musiał wydostać się z wielu zasadzek. Boragus chciał go zabić, bo był bratankiem króla Snofru i naturalnym następcą tronu. W końcu Ethelred w uczciwym pojedynku zabił uzurpatora.
- I co było dalej? – dopytywał się z rosnącym zaciekawieniem Christian. Pytał w zasadzie za dwóch. Wyraz twarzy Arkusa również zdradzał wielkie zainteresowanie, jak zresztą wszystkim, co związane było z królami, rycerzami i bitwami.
- Lud obwołał go królem. Ethelred to dziadek miłościwie nam panującego króla Conoriusa.
- Tak, nasz wspaniały król Conorius – rzekł kapitan Straży włączając się do rozmowy. – On sam jak i jego ojciec, i dziadek byli wielkimi wojownikami.
Twarze Arkusa i Christiana wyrażały zachwyt opowieścią profesora. Wyglądali jak małe dzieci słuchające barwnych historii na dobranoc opowiadanych przez piastunki.
- A co się stało z mieczem? – zapytała korzystając z okazji pochodząca z Beresteczka żona starosty. Dobrze znała tę pieśń i zawsze ją to intrygowało. A tak uczona osoba jak profesor Rotoi mogła zaspokoić jej ciekawość.
- Miecz zyskał miano Zabójcy Książąt. Była to piękna klinga z czarnego żelaza, którego głowicę rękojeści stanowiła stylizowana czaszka smoka. Nie wiadomo co się z nią stało po śmierci Boragusa. Podobno Ethelred kazał miecz połamać i przetopić.
- Istnieje też możliwość – do rozmowy włączył się kapłan – że król Ethelred urzeczony pięknem tego narzędzia zbrodni zaniechał jego zniszczenia i przekazał w depozyt Świątyni Pana Światła. Niestety zaginął on w czasie wielkich niepokojów w początkach panowania króla Conoriusa.
Arkus uśmiechał się patrząc na siedzącego naprzeciwko kapłana. Jego biała szata nie była praktyczna przy ucztowaniu. Rękawy nosiły ślady jasnobrązowego sosu do mięsa, a na wysokości piersi w biały materiał wpiło się kilka kropel wina. Arkus tylko czekał kiedy zamaszyście gestykulujący podczas rozmowy duchowny przewróci na siebie kielich z winem, koło którego niebezpiecznie blisko łopotał, jak żagiel handlowego statku, biały rękaw jego szaty.
- To prawda – przyznał Rotoi – tak też mogło być. Jakkolwiek dziś nikt nie wie gdzie znajduje się miecz i czy w ogóle jeszcze istnieje.
- Wtedy robiono wspaniałe ostrza, nie to co ostatnio sprowadzono z Kurgan. – Kapitan po tych słowach wrzucił do ust lśniące winogrono.
- Mówisz o tych mieczach dla Straży kapitanie? – podchwycił temat Likarius Galilei.
- Tak, nie minęło pół roku, a rękojeści zaczęły rdzewieć i się rozpadać – mówił z dezaprobatą kapitan.
- To czemu nie zakupiono dla straży likaryjskich wyrobów? – Profesor Rotoi zainteresował się miejscowym problemem.
Kapitan spojrzał wymownie na starostę. Ten zmieszał się, nagle sobie uświadamiając, że większość biesiadników utkwiła w nim wzrok.
- Były tańsze – powiedział ściszonym głosem starosta – ale to nie oznacza, że miały prawo się rozpaść – dodał zaraz, odzyskując powoli pewność siebie. – Po prostu zostaliśmy oszukani. Kupiec, który je dostarczył został obciążony kosztem wymiany uzbrojenia.
- I tak po prostu zaakceptował karę? – zapytał z subtelnym uśmiechem profesor, który jako minister handlu dostrzegł pewną nieścisłość w wypowiedzi starosty.
- Rzeczywiście profesorze. Wyraziłem się, jakby problem został już załatwiony – sprostował Starosta. – Kupiec ten odwołał się do arbitrażu książęcego powołując się na przepisy handlowe. Czekamy na orzeczenie, ale nie wątpimy, że będzie korzystne dla miasta. – Starosta mówił z rosnącą pewnością siebie.
- Oczywiście kochany. – Żona starosty pogładził go po ramieniu. – Ale w dzisiejszy wieczór powinny naszą uwagę przykuwać przyjemniejsze rzeczy. Lordzie Galilei – zwróciła się do gospodarza – czy moglibyśmy jeszcze usłyszeć jakąś balladę?
- Oczywiście Pani. – Gospodarz uśmiechnął się szeroko, po czym skinął na majordomusa. Ten poszedł po muzyków do bocznej sali, gdzie posilali się po występie. Szybko przegryźli ostatnie kęsy i wzięli do ręki instrumenty. Granie na tak zacnym dworze było nie tylko zaszczytem, ale i niecodziennym zarobkiem, i wiązało się ze spełnianiem każdego muzycznego życzenia gospodarza. Zaraz więc jadalnię rezydencji znów wypełniła muzyka i dźwięczny śpiew.

4. Zbliżał się czas wyjazdu profesora Rotoi, który zatrzymał się w Essen w drodze na zachód. Kareta była już gotowa do drogi. Arkus pożegnawszy go poszedł do miasta spotkać się z Christianem. Likarius podczas osuszania pożegnalnego kielicha wina postanowił wrócić do jednej kwestii, która go zaintrygowała poprzedniego poranka.
- Wspominałeś, że Inkwizycja nie jest twoim jedynym zmartwieniem. – Likarius potrafił wyłowić z wypowiedzi innych pojedyncze słowa, które tak naprawdę mogły skrywać wiele tajemnic.
- Likariusie, mam wiele zmartwień i nie sposób o wszystkich opowiedzieć, a o części mówić nie mogę. – Profesor był bardzo poważny.
- Chyba możesz uchylić rąbka tajemnicy staremu przyjacielowi? – Lord Galilei z dużego dzbana dolał wina profesorowi.
- Dobrze Likariusie, ale to musi zostać między nami. – Profesor nachylił się do przodu ściszając głos.
- Naturalnie.
- W kancelarii Sędziego pojawił się projekt… sam Sędzia Rollin jest… zresztą nieważne. – Rotoi pominął wątek poboczny, który przyszedł mu na myśl, co oczywiście nie umknęło uwadze Likariusa. – Pojawił się projekt, by departament manufaktur wydzielić z Ministerstwa Handlu, spod mojej jurysdykcji, i to właśnie teraz…
- Gdy…
- Gdy dzieją się te rzeczy. – Rotoi z konspiracyjnym naciskiem na ostatnie słowo spojrzał prosto w oczy Likariusa. – Odkryłem, że ktoś wyprowadza pieniądze z królewskich manufaktur; browary, przędzalnie, kuźnie etc.
- Kto? – Likarius nie ukrywał zaciekawienia.
- Tego właśnie usiłuję się dowiedzieć. – Żylasta dłoń profesora mocniej zacisnęła się na kielichu. – Różnice w księgach rachunkowych były subtelne, ale takie rzeczy nie ukryją się przed moim wzrokiem. Zleciłem mojemu zaufanemu człowiekowi z ministerstwa przeprowadzenie śledztwa w tej sprawie. Gdy wrócę z Nakszame-Re oczekuję jego raportu.
- Widzę, że cała stolica jest niespokojna. – Likarius postanowił nie drążyć tematu czując, że nie powinien wiedzieć o szczegółach. Jak sam lubił powtarzać: „Nieświadomość często jest błogosławieństwem”.
- Likariusie, chyba tylko miejska biedota nie ma żadnych zmartwień oddając się swoim ulubionym zajęciom. – Twarz profesora nieco pojaśniała.
- Drobnym kradzieżom, żebractwu i prostytucji. – Likarius roześmiał się kończąc myśl profesora.
- Ale na koniec porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym – rzekł Rotoi. – Jak tam przygotowania do winobrania?
- Maskaram zbliża się wielkimi krokami. A pogoda w tym roku była idealna dla winorośli. – Likarius pogładził się po siwej brodzie. – Jeśli Arvena nam poszczęści zbiory będą obfite.
- Arvena zawsze ci szczęści Likariusie – odparł profesor Rotoi.

5. Noc po wyjeździe profesora miała przywrócić w rezydencji Galileich zwykły stan ciszy i spokoju. Jednak ta noc nie była ani cicha ani spokojna, zarówno dla rezydencji, jak i całego miasta. Już dobrze po północy mieszkańców Essen zbudził głos alarmowego dzwonu na ratuszowej wieży. Wszyscy dorośli mężczyźni wylegli na ulice z mieczami. A tam szalały giberlingi. Tłukły wystawy sklepów na podcieniach, płoszyły konie i demolowały puste stragany. Było to o tyle dziwne, że te małe, nagie, głupie i wyjątkowo tchórzliwe humanoidy nigdy nie atakują osiedli ludzkich. Zazwyczaj mieli z nimi do czynienia pasterze pilnujący stad na wzgórzach lub nieostrożni podróżni którzy zboczyli z drogi. Na szczęście szybko unieszkodliwiono hordę. Po tym jak kilka giberlingów padło pod ciosami wciąż oszołomionych mieszkańców, reszta rozpierzchła się w panice. Co poniektórzy ścigali je jeszcze do granic winnic ciągnących się za miastem. Inni czuwali przez resztę nocy, ale nie wydarzyło się już nic niepokojącego. Z rana wszelkie rozmowy zdominował nocny atak giberlingów. W świadomości esseńczyków była to anomalia porównywalna do śniegu w lecie lub narodzin cielaka z dwiema głowami. Arkus przysłuchiwał się rozmowom prowadzonym na rynku:
- Nie dość, że te przeklęte stwory narozrabiały w mieście, to poniszczyły winorośle na wschodnich wzgórzach – opowiadał z przejęciem jeden z mieszczan zajmujących się produkcją wina.
- Naprawdę? – dopytywał się jeden z tkaczy nie mający żadnych upraw.
- Na własne oczy widziałem powyrywane krzewy winne na polach mojego sąsiada. Na szczęście mnie ominęła ta zaraza.
- Coś musiało je wypłoszyć z siedlisk – rzekła miejscowa zielarka Halishia wpatrując się w niebo, jakby chciała tam dostrzec znaki, które odpowiedzą na pytanie, co to mogło by być. – To nie jest ich normalne zachowanie.
- Jakby ci, którzy co roku wyprawiają się na wiosnę by przetrzebić ich populację lepiej się starali, to potem giberlingi nie skakałyby po rynku – zżymała się żona karczmarza. – A czy ktoś w ogóle ich rozlicza z tego? Czy ktoś sprawdza, czy czasem nie obijają się przez tydzień gdzieś w lesie?
- Przecież to starosta opłaca, więc chyba pilnuje.
- Racja, wszystko jest skrupulatnie rozliczane – zapewnił przebywający na placu urzędnik z ratusza zadowolony, że ktoś wziął władzę w obronę.
- A ja wam mówię, to na pewno sprawka jakiegoś przeklętego maga. – Przygarbiona staruszka zaczęła wymachiwać laską. – Jak nic nie będziemy robić, ten pomiot sprowadzi na nas większe nieszczęścia.
- Co ty pleciesz kobieto, jakiego maga? Przecież u nas…
Arkus dalej nie słuchał. Wypatrzył w tłumie Christiana. Razem wybrali się obejrzeć wyścigi kurczaków organizowane w pobliskiej wsi. Właściciele zwycięskich kurczaków mogli liczyć na kilka denarów wygranej z zakładów. Jednak dla zmagającego się drobiu nie było to zbyt szczęśliwe. Zgodnie ze zwyczajem trzy najszybsze kurczaki z każdego wyścigu były pieczone, zjadane i popijane piwem podczas pikniku po zawodach. Tańce i radosne śpiewy kończyły się dobrze po zachodzie słońca zawsze przyciągając złaknionych zabawy wieśniaków, mieszczan, a nawet młodocianych szlachciców. W stolicy byłoby to nie do pomyślenia, ale tu na prowincji wspólna zabawa łączyła wszystkie stany.

W ciągu kilku kolejnych nocy sen mieszkańców Essen był wyjątkowo czujny. Jednak gdy minęło kilka dni, a atak się nie powtórzył, temat giberlingów znikał z ust mieszkańców wypierany przez zbliżające się Winobranie.

następny rozdział
Ostatnio zmieniony 18 sty 2017, 11:03 przez Gunnar, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
alchemik
Posty: 7009
Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy

Re: Szept Gromu - powieść high fantasy

#2 Post autor: alchemik » 08 sty 2017, 1:05

Jeżeli chodzi o wzmiankowany utwór liryczny, nabawiłem się jedynie bradykardii, a właściwie, to na moment całkiem pozbawiło mnie tętna.
Wyżyłem jednak.
Nie rozbieram tekstu pod kątem korekty i poprawek.
Nie żebym się nie znał na redakcji prozy, ale zbyt wielki leń ze mnie.

Natomiast czytam z przyjemnością. Wciąga mnie ten tekst.

Jerzy
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!

G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: Szept Gromu - powieść high fantasy

#3 Post autor: Alicja Jonasz » 08 sty 2017, 14:23

Dodam, że sam tytuł utworu zachęca do zagłębienia się się w treść. "Szept gromu" - piękny oksymoron :)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
Patka
Posty: 4597
Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
Lokalizacja: Toruń
Płeć:
Kontakt:

Re: Szept Gromu - powieść high fantasy

#4 Post autor: Patka » 15 sty 2017, 12:45

Gunnarze drogi, taka informacja dla ciebie - dla opowiadań wieloczęściowych jest osobny dział, Ciąg Dalszy Nastąpi. Kolejne części wklejamy w osobnych tematach, nie jako post do pierwszej części (czytelnicy łatwo mogą przeoczyć, że coś nowego dodałeś).
Jeśli nie masz nic przeciwko, rozdzielę rozdział I od II i przeniosę do wspomnianego działu. Dodam też odpowiednie odnośniki, z kolejnymi, jeśli będziesz chciał u nas publikować kolejne części swojego tekstu, będziesz musiał sobie radzić sam. Instrukcję masz w CDN.

Pozdrawiam
Patka

Awatar użytkownika
Gunnar
Posty: 23
Rejestracja: 20 gru 2016, 16:48

Re: Szept Gromu - powieść high fantasy

#5 Post autor: Gunnar » 15 sty 2017, 12:49

Alicja Jonasz pisze:Dodam, że sam tytuł utworu zachęca do zagłębienia się się w treść. "Szept gromu" - piękny oksymoron :)
O, dziękuję bardzo za docenienie tytułu :) Jesteś pierwszą osobą, która zwróciła na to uwagę :rosa: :rosa: :rosa:

Alchemiku, również dziękuje za komentarz :)

Dodano -- 15 sty 2017, 12:50 --
Patka pisze:Gunnarze drogi, taka informacja dla ciebie - dla opowiadań wieloczęściowych jest osobny dział, Ciąg Dalszy Nastąpi. Kolejne części wklejamy w osobnych tematach, nie jako post do pierwszej części (czytelnicy łatwo mogą przeoczyć, że coś nowego dodałeś).
Jeśli nie masz nic przeciwko, rozdzielę rozdział I od II i przeniosę do wspomnianego działu. Dodam też odpowiednie odnośniki, z kolejnymi, jeśli będziesz chciał u nas publikować kolejne części swojego tekstu, będziesz musiał sobie radzić sam. Instrukcję masz w CDN.

Pozdrawiam
Patka
Wybacz, umknęło mi to.

Czyń co czynić należy :) - oczywiście chętnie dostosuje się do panujących zasad :)

Awatar użytkownika
Patka
Posty: 4597
Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
Lokalizacja: Toruń
Płeć:
Kontakt:

Re: Szept Gromu - powieść high fantasy, rozdział II

#6 Post autor: Patka » 15 sty 2017, 12:55

Już ci tekst przeniosłam, wydzieliłam drugi rozdział i dodałam odnośniki.

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”