Świat według Julki .Rozdział 2.

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Majka
Posty: 34
Rejestracja: 18 mar 2017, 11:11
Lokalizacja: Podkarpacie

Świat według Julki .Rozdział 2.

#1 Post autor: Majka » 12 maja 2017, 21:03

rozdział poprzedni tutaj

[akapit]Rozdział 2.

[akapit]Motyw muzyczny do tego rozdziału kliknij, jeśli chcesz posłuchać

[akapit]W ostatnich tygodniach brud i brzydota świata doprowadzały Kosmę do furii. Zawsze był porywczy, gwałtowny, teraz zaś stał się wyjątkowo nerwowy i agresywny. Koledzy schodzili mu z drogi, wciąż pełni szacunku dla jego przeszłości i butnej postawy.
[akapit]Zdawać by się mogło, że dusza Kosmy zmierza do całkowitego zatracenia i samounicestwienia, ale od jakiegoś czasu zbawczy instynkt samozachowawczy miłosiernie ukazywał mu nową drogę w gmatwaninie wewnętrznych emocji i poglądów. Tą drogą okazywała się muzyka. Nie jakieś tam głupawe rapy, czy hard metale, ale prawdziwa, spokojna, klasyczna muzyka, przez wielkie M. Paradoksalnie, ten twardy, doświadczony przez życie, młody człowiek był w tym kierunku wybitnie uzdolniony i uwrażliwiony, choć sam nigdy tak o sobie nie myślał. Po prostu spontanicznie robił to, co lubił. Już jako nastolatek, otrzymawszy od dziadka stare skrzypce, nauczył się na nich grać. Sam się nauczył; obdarzony słuchem absolutnym, po prostu dobierał dźwięki według swojego ucha i najpierw tworzył własne motywy, a potem, gdy posiadł elementarne umiejętności techniczne, naśladował muzykę zasłyszaną. I grał – godzinami.
Przesuwał smyczkiem po strunach, wciąż wypróbowując nowe efekty dźwiękowe. Doprowadzał tym czasem otoczenie do szału. On sam jednak łagodniał przy tym, uspokajał się. Jego koledzy, którzy z początku naśmiewali się z niego i złościli za „rzępolenie”, w końcu machnęli ręką na tę jego uciążliwą manię i pogodzili się z tym, że Kosma nie rozstawał się ze swoimi skrzypcami, noszonymi zwykle w starym, poprzecieranym futerale, przewieszonym przez ramię. Kiedy umawiali się na rynku, żaden nie protestował, gdy Kosma wyjmował z futerału instrument i, traktując jak cenny skarb, kładł na kolanach, pieszcząc dłońmi gładkie pudło rezonansowe i prosty, uzbrojony w struny gryf. Czasami nawet lubili, gdy grał.
[akapit]Bo Kosma umiał grać i to pięknie. Nie znał nut ani zasad harmonii, jednak doskonały słuch i wyczucie umożliwiały mu swobodne improwizacje na dowolne muzyczne tematy. Szczególnie lubił muzykę Gershwina. Miał w domu płyty z prawie wszystkimi jego utworami. Wielu nauczył się na pamięć. W jego wykonaniu nabierały nowego wyrazu, wzbogaconego o doskonałą improwizację, tak charakterystyczną dla jazzu. Tego oczywiście Kosma nie wiedział, grał bowiem wyłącznie intuicyjnie, zasady harmonii stosując „na ucho”. I kochał tę muzykę. To było jedyne, co w tym świecie naprawdę kochał. Muzyka dawała mu to, czego nie mógł dostać od nikogo: poczucie wartości, radość życia, nowe, świeże, radosne i niewinne spojrzenie na otaczający go świat. Kiedy grał, całe jego upodlenie i brzydota znikały. Był tylko on i jego skrzypce.
Z czasem zaczął interesować się muzyką poważną w szerszym zakresie. Docenił precyzję i doskonałość twórczości Bacha, lekkość i uporządkowanie Mozarta, czy też czułość i ulotność romantyków i impresjonistów. Nie znał nut ani teorii, ale to mu nie przeszkadzało. Umiał na wyczucie odgadnąć styl i epokę słuchanej muzyki. Ekscytował się tym i poświęcał swojej pasji coraz więcej czasu. Był przy tym kapryśny i nigdy nie chciał dostosować się do czyichś gustów. Grał to, co chciał i jak chciał, znajdując w muzyce panaceum na wszelkie zło świata, którym z czasem zaczął tak pogardzać.

[akapit]Kiedy po pracy wędrował na rynek, często siadał w tym samym miejscu – na jednej z ławek, umieszczonych naprzeciw podcieni. Nie przypadkowo wybierał to miejsce. Stamtąd bowiem trzy dni w tygodniu, w każdy poniedziałek, środę i piątek mógł delektować się muzyką wieczorem - od siódmej do dziewiątej. Od kiedy to odkrył, nie przepuścił żadnego dnia, by przyjść i posłuchać. Zainteresowany tym, niebawem dowiedział się, że w budynku mieści się jakaś placówka muzyczna – Towarzystwo Muzyczne, czy coś w tym rodzaju, której członkowie w te właśnie dni biorą udział w próbach chóru. Repertuar, przeważnie klasyczny, fascynował Kosmę i skłaniał do przysłuchiwania się próbom z wielkim nabożeństwem.

[akapit]Któregoś majowego piątku przyjechał na rynek swoim Harley’em – odkupił go za psie pieniądze od jakiegoś gościa spod Krakowa, wyremontował i, będąc mechanikiem, doprowadził do stanu niemalże idealnego. Wtedy pierwszy raz po zimie wyjechał motorem do miasta. Ustawił swoje cacko niedaleko ławki, aby mieć nań oko i usiadł na niej, czekając jak zwykle na to, aż chórzyści zbiorą się i zaczną śpiewać.
Uważnie obserwował ludzi, wchodzących do bramy. Największa fala napłynęła przed samą siódmą. W świetle zachodzącego słońca przyglądał im się z uwagą. Byli w różnym wieku – młodzi gówniarze, po kilkanaście lat i tacy bardziej dorośli, w wieku Kosmy a może nawet starsi – do trzydziestki – jak ocenił na oko. Były i kobiety i mężczyźni, i jedni i drudzy bardziej, lub mniej atrakcyjni. Jeden facet wydawał mu się najstarszy – około pięćdziesiątki, ale trzymał się nieźle, ubrany na modłę młodzieżową, długie białosiwe włosy miał związane z tyłu w kucyk. Gdyby taki frajer minął go na ulicy, Kosma z pewnością wyśmiałby go w duchu. Teraz jednak nie było mu to w głowie. Świadomość, że ten pozujący na młodzieniaszka starzec może być w jakiś sposób powiązany z tworzeniem tej wspaniałej muzyki, dla której Kosma tu przychodził, nobilitowała go w oczach zbuntowanego młodego człowieka.
[akapit]W napięciu oczekiwał on teraz na rozpoczęcie próby, ciekawy bardzo, co tym razem usłyszy. Z czasem dobili do niego koledzy – Korek, Lukas i Zdzichu. Mieli ze sobą flaszkę i torbę piw. Zamierzali uraczyć się tym w podcieniach. Kosma zaraz też ich tam wygonił z ławki, na której siedział, by swoimi durnymi rozmowami nie przeszkadzali mu w słuchaniu. Oni tylko machnęli na niego ręką, traktując go jako beznadziejny przypadek zidiocenia i, zostawiwszy mu na ławce dwie puszki z piwem, zniknęli pod arkadami.
Po kilkunastu minutach z otwartych okien na pierwszym piętrze popłynęły pierwsze dźwięki. Kosma już wiedział, że są to wprawki, ćwiczenia, służące zapewne rozśpiewaniu się zespołu. Kiedy się skończyły, po chwili przerwy rozbrzmiała prawdziwa muzyka. To, co dotarło do uszu Kosmy, zdumiało go tak, że zesztywniał niemalże cały. Oto bowiem w wykonaniu chóru popłynęła z okien ukochana przez niego muzyka Gershwina. I to w dodatku urokliwy motyw „Summertime”. Kosma zamarł w bezruchu, nieświadomy z początku, że to jeszcze nie koniec dla niego niespodzianek na dziś. Słyszał harmonijne wejście chóru, będące jakby zapowiedzią czegoś, co ma niebawem nastąpić.
[akapit]I nastąpiło. Zdumiony słuchacz na tle akompaniamentu chóralnego posłyszał partię solową. Zerwał się z ławki i stanął pod oknami. Więcej do żadnego ruchu nie był zdolny. Słuchał z otwartymi w podziwie ustami. Głos, który do niego docierał, ogarnął go całkowicie i wziął w swoje posiadanie. Był to dość wysoki, żeński głos, o miękkiej, ciemnej barwie, z charakterystycznym, jazzowym zaśpiewem, takim, jaki zwykł był słyszeć tylko u wybitnych wokalistów, parających się tym gatunkiem muzyki. Żalił się i łkał tak cudownie, że Kosma miał ochotę płakać ze wzruszenia. Głos był przy tym mocny i bez trudu wybijał się ponad chór. Wprawne ucho Kosmy jednak mówiło mu, że z pewnością nie zastosowano żadnych wzmacniaczy. Ogarnęło go niepohamowane pragnienie ujrzenia niezwykłej wokalistki. Powziął nawet w pewnej chwili przekonanie, że takim głosem nie może być obdarzona normalna, ludzka istota, a stworzenie co najmniej niebiańskie. Słuchał Kosma i słuchał, i choć pragnął z całego serca zajrzeć tam, do sali, by ujrzeć śpiewaczkę, to nie ruszał się z miejsca, by nie uronić ani jednej frazy. W końcu śpiew na chwilę umilkł. Kosma domyślił się, że prowadzący przerwał na chwilę w celu poczynienia uwag.

[akapit]Rzucił się więc do bramy. Błyskawicznie wspiął się na piętro i zatrzymał w rozległym holu. Naprzeciw schodów dojrzał uchylone drzwi. Na palcach podszedł do nich, ukrył się za jednym ze skrzydeł i zajrzał dyskretnie do środka. Na niewysokim podium stali chórzyści, przed nimi, tyłem do drzwi przed pulpitem z nutami ów starszy siwowłosy facet, zaś z boku jakaś szczupła smarkula z czarnymi włosami, związanymi w dwa kucyki. Kosma poszukiwał wzrokiem solistki, ale pomyślał, że może jest wśród chórzystów, bo nigdzie nie widział nikogo, kto na to miano mógłby zasługiwać. Kiedy dojrzał, jak prowadzący uniósł do góry ręce, mając zamiar dać znak zespołowi do rozpoczęcia śpiewania, wstrzymał oddech z wrażenia. Popłynęły znów piękne dźwięki i rozległ się ten cudowny głos, śpiewający sławną arię z opery „Porgy and Bess”:

[akapit]Summertime,
[akapit]And the livin' is easy
[akapit]Fish are jumpin'
[akapit]And the cotton is high

[akapit]Your daddy's rich
[akapit]And your mamma's good lookin'
[akapit]So hush little baby
[akapit]Don't you cry.

[akapit]Zasłuchany, oszołomiony Kosma przez dłuższą chwilę nie uświadamiał sobie, co widzi. W końcu to do niego dotarło. Dopiero po pewnym czasie zrozumiał, że oto patrzy na solistkę. I nie była nią żadna heroina sceny, czy postawna piękność o słusznej posturze, a to właśnie niepozorne dziewczątko z włosami związanymi w kucyki, ubrane w luźną, trykotową bluzę i obcisłe, jeansowe spodnie, w trampkach na nogach, szczupłe i drobne jak dziecko. Kosma wytrzeszczał oczy, nie wierząc samemu sobie. Dziewczyna wydawała się bez trudu wydobywać z siebie piękne, łkające tony, tak charakterystyczne dla tej, przepojonej nostalgią, arii. Jej mocny głos rozchodził się po całym budynku. Zauroczony chłopak stał pod ścianą, niezdolny do zrobienia ruchu. Ocknął się dopiero, gdy prowadzący znów przerwał i udzielał pouczeń chórowi. Solistka stała w tym czasie spokojnie i czekała. W końcu Kosma usłyszał, jak dyrygent zwraca się do niej:
- No, Julka, spróbujmy jeszcze raz. Wejdź ciszej, potem wzmocnij trochę.

[akapit]Dziewczyna skinęła głową. Podczas tego ruchu jej kucyki podskoczyły do góry, co rozśmieszyło Kosmę. Nagle ujrzał, jak jeden z chórzystów schodzi z podestu i kieruje się ku drzwiom. Sam nie wiedząc właściwie czemu, Kosma speszył się i runął ku schodom. Jak mógł najciszej, zbiegł w dół i wypadł przez bramę na ulicę. Widział już właściwie wszystko, co chciał; przede wszystkim zobaczył, jak wygląda ten anioł, który przyprawił go o takie wzruszenie. Dowiedział się nawet, jak mu na imię i czuł wielką radość z tego powodu. Julka!

To imię miało dla niego odtąd magiczną moc, było jak tchnienie nadziei w bezsens jego życia. Kiedy znów z okna rozległ się śpiew, Kosma podszedł do ławki, wyciągnął swoje skrzypce, usiadł i zaczął grać; najpierw cicho i nieśmiało, z czasem jednak podkręcał się coraz bardziej i po prostu akompaniował chórowi, po mistrzowsku improwizując znany motyw. Efekt był tak niesamowity, że przechodzący w pobliżu ludzie zatrzymywali się i z podziwem słuchali tego swoistego koncertu, rodzaju happeningu, doskonałego i zupełnie spontanicznego. Nie tylko przechodnie zwrócili uwagę na grę Kosmy. Także prowadzący zajęcia na piętrze dosłyszał dźwięk skrzypiec z ulicy i, wyjrzawszy przez okno, przerwał śpiew zespołu. W ciszy, która nastała, chórzyści także go usłyszeli i skupili się przy oknach. Siwy mężczyzna z kucykiem zapytał, podekscytowany:
- Zna go ktoś? Kto to jest?
- A, to taki jeden z tych dresiarzy, którzy tu pod arkadami piwo piją – odpowiedział jeden z chórzystów - młody, może dwudziestoletni chłopak.
- Dresiarz, nie dresiarz, ale talent to on ma – podsumował prowadzący.
- Może to jakiś uczeń? – wysunęła przypuszczenie jedna z kobiet.
- Nie, na moje ucho to amator – stwierdził siwy. – Bardzo zdolny amator. No, moi drodzy, wracamy na miejsca. Julka, jeszcze raz. Dasz radę?
- Dam, mogę śpiewać.
- No to dalej, mała. Jeszcze tylko raz powtórzymy i kończymy na dzisiaj.
Kosma, który oczywiście nie zdawał sobie sprawy z tej wymiany zdań pod swoim adresem, przerwał swoją grę słysząc, że chór milczy. Potem już tylko siedział na ławce , słuchał i przeżywał całe wydarzenie, myśląc właściwie tylko o wspaniałej wokalistce.

[akapit]rozdział następny tutaj
Ostatnio zmieniony 19 maja 2017, 22:25 przez Majka, łącznie zmieniany 1 raz.
"Jeżeli zwariowałem, nie mam nic przeciwko temu"...
Saul Bellow "Herzog".

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Świat według Julki .Rozdział 2.

#2 Post autor: eka » 16 maja 2017, 23:15

A wiesz, że 2. rozdział odczuwam jak baśń? I to Boże broń nie zarzut, zdziwienie, mocne własne.
Muzyka i Julka - księżniczki bezwiednie całujące żabę:)

Fajnie się czyta.
Więc kiedy cdn?
:kofe:

Halmar

Re: Świat według Julki .Rozdział 2.

#3 Post autor: Halmar » 17 maja 2017, 8:52

Bardzo dobre pisanie. Tylko tych kucyków jakby ciut przydużo. Ciekawe, kiedy będzie konsumpcja ;)
PS. Ekstra wcięcia akapitowe.

witka
Posty: 3121
Rejestracja: 28 wrz 2016, 12:02

Re: Świat według Julki .Rozdział 2.

#4 Post autor: witka » 17 maja 2017, 9:39

czekam na ciąg dalszy
Nie bój się snów, dzielić się tobą nie będę. - Eka

Awatar użytkownika
Majka
Posty: 34
Rejestracja: 18 mar 2017, 11:11
Lokalizacja: Podkarpacie

Re: Świat według Julki .Rozdział 2.

#5 Post autor: Majka » 18 maja 2017, 23:56

Bardzo Wam dziękuję za komentarze. Następny rozdział wstawię niebawem, ale muszę go jeszcze dopracować, bo piszę i wstawiam na bieżąco, a teraz w maju trochę więcej czasu, niż zwykle zajmuje mi praca w moim ukochanym ogrodzie.
Wasze uwagi są dla mnie bardzo cenne i na pewno wezmę je sobie do serca. :rosa: :rosa: :rosa:
"Jeżeli zwariowałem, nie mam nic przeciwko temu"...
Saul Bellow "Herzog".

Halmar

Re: Świat według Julki .Rozdział 2.

#6 Post autor: Halmar » 18 maja 2017, 23:57

Cieszę się na nową część.
Serdecznie pozdrawiam

:rosa:

Awatar użytkownika
nie
Posty: 1366
Rejestracja: 03 paź 2014, 14:07
Płeć:
Kontakt:

Re: Świat według Julki .Rozdział 2.

#7 Post autor: nie » 19 maja 2017, 2:13

Hmm.

Porno Graffitti 0M
Porno Graffitti 00a
Porno Graffitti 000g
Porno Graffitti 0000i
Porno Graffitti 00000c

Porno Graffitti 00000T
Porno Graffitti 0000r
Porno Graffitti 000i
Porno Graffitti 00c
Porno Graffitti 0k
Okres ważności moich postów kończy się w momencie ich opublikowania.

Enbers
Posty: 335
Rejestracja: 30 paź 2011, 21:14
Lokalizacja: Katowice/Jędrzejów/Kraków

Re: Świat według Julki .Rozdział 2.

#8 Post autor: Enbers » 06 cze 2017, 23:27

Czytam dalej i druga część dużo lepsza od pierwszej. Bałem się, że pójdziesz w innym kierunku ;)

Awatar użytkownika
Majka
Posty: 34
Rejestracja: 18 mar 2017, 11:11
Lokalizacja: Podkarpacie

Re: Świat według Julki .Rozdział 2.

#9 Post autor: Majka » 08 cze 2017, 22:19

Bardzo dziękuję Wam za komentarze. :rosa: Cieszę się, że tekst się podoba.Postaram się nie zawieść oczekiwań.
Pozdrawiam.
"Jeżeli zwariowałem, nie mam nic przeciwko temu"...
Saul Bellow "Herzog".

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”