Świat według Julki (4) [wulgaryzmy, +18]

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Majka
Posty: 34
Rejestracja: 18 mar 2017, 11:11
Lokalizacja: Podkarpacie

Świat według Julki (4) [wulgaryzmy, +18]

#1 Post autor: Majka » 05 cze 2017, 19:23

[akapit]fragment poprzedni tutaj
[akapit]początek tutaj

[akapit]Od tego poniedziałkowego wieczora w życiu Kosmy wiele się zmieniło. Wprawdzie, jak dawniej, wstawał każdego ranka, szedł do pracy i tam spędzał swoje osiem godzin przy samochodach, ale jakoś przestał zauważać wszechpanujący tam brud, syf i głupie gęby klientów. To wszystko nie wkurzało go już jak dawniej. Nawet zdarzało mu się częściej uśmiechać. Podczas uśmiechu jego męska twarz stawała się jeszcze bardziej pociągająca i to zjednywało im tym większą liczbę eleganckich, młodych klientek. Ich wygłodniałe spojrzenia, taksujące chciwie jego męską sylwetkę, teraz jednakże tylko go rozbawiały i nie wywoływały w nim ani pożądania, ani oburzenia. Olewał je po prostu i koncentrował się wyłącznie na pracy. Po robocie zdarzało mu się jak dawniej spotykać na mieście z kolegami, od czasu do czasu też wypijał z nimi po parę piw, albo też flaszkę na melinie. Na tym jednakże kończył.
[akapit]Moment, w którym ostatecznie zadecydował o zmianie swojego życia, długo miał pozostać w jego pamięci. Zbiegiem okoliczności był to wtorek, dzień po tym, jak rozmawiał z Julką pierwszy raz. Jak to często czynił po pracy, wyruszył w swój rejs po mieście. Wchodząc z bocznej uliczki na rynek, już z daleka widział Zdzicha i Lukasa na ławce z jakąś rudą dziewczyną. Koledzy, dojrzawszy go, z daleka przywoływali go do siebie gestami. Po głupich uśmiechach na ich gębach Kosma domyślił się, że obaj są już nieźle podkręceni. Siedząca między nimi młoda, niebrzydka laska także głupawo się śmiała. Nie protestowała przeciwko niewyszukanym gestom dłoni Zdzicha, który z uporem próbował włożyć jej rękę pod stanik. Młoda była przesadnie i niechlujnie umalowana, z kolczykami w nosie i brwiach. „Następna młoda kurwa” – pomyślał Kosma, podchodząc do nich i splunął pod nogi. Na widok Kosmy dziewczyna zaczęła oganiać się od natarczywych gestów rąk Zdzicha. Robiła przy tym komicznie obrażone miny. Na to ten pierwszy wzruszył tylko ramionami. Początkowo zupełnie nią nie zainteresowany, przywitał się z kolegami.
- Kosma, idziesz z nami? - Lukas dobrze już się nawalił, bo ledwie bełkotał.
Kosma nie cierpiał gadać z takimi upieprzonymi, jak sam był trzeźwy.
- Gdzie? – zapytał bez entuzjazmu.
- No, jak to gdzie, kurwa?! Do Gienki, sprawia dzisiaj urodziny. Ma transporter chleba i browary, kurwa, i dupy też będą.
Kosma wzruszył obojętnie ramionami. Choć baby nie miał już od dłuższego czasu, to taki sposób spędzenia wieczoru nie bardzo mu odpowiadał. Zdzichu, który wreszcie odczepił się od stanika młodej kurewki, też go namawiał:
- Nie bądź frajer, Kosma. Ubaw będzie po pachy.

Za plecami siedzącej dziewczyny dawał Kosmie znaki oczami, wskazujące na nią właśnie. Ten skrzywił się tylko jednak, wciąż nie przekonany. Nie miał jednak nic lepszego do roboty, a perspektywa samotnego siedzenia w domu lub w jakimś barze wcale go nie pociągała. W ich niezbyt dużym mieście w ogóle niewiele było okazji do rozrywek popołudniami. Sączyć piwo w jakimś lokalu i słuchać znośnej muzyki, jeśli właściciel postarał się, by o takową zadbać, to był właściwie szczyt, gdy chodziło o zorganizowanie czasu wolnego dla młodych ludzi. Toteż, kiedy Zdzichu z Lukasem podnieśli się z ławki i, ciągnąc za rękę rudą, skierowali się do wyjścia z rynku, powlókł się powoli za nimi.
[akapit]Szedł za grupą, niosąc na ramieniu futerał ze skrzypcami. Doskwierający mu coraz bardziej z każdym dniem brak kobiety, mimo początkowej obojętności w stosunku do rudej, ściągał jednak jego spojrzenia na kształtne pośladki idącej przed nim dziewczyny. Była posągowo zgrabna i Kosma, oblizując co chwilę usta, starał się nie myśleć o jej zblazowanej twarzy i kurewskim spojrzeniu. Miał ochotę ją bzyknąć i w duchu zżymał się za to sam na siebie. Był zły, bo nigdy wcześniej nie przeżywał takich rozterek. Dotąd był chłopakiem rozrywkowym i teraz nie mógł pojąć, skąd bierze się u niego ta niechęć do pofolgowania swoim pragnieniom. Tym bardziej, że laska wyraźnie była nim zainteresowana. Szła pomiędzy Zdzichem i Lukasem, stukając głośno obcasami wysokich szpilek, które na nierównym bruku rynku sprawiały jej sporo trudności przy chodzeniu, jednak Kosma widział, że od czasu do czasu odwracała się w jego stronę, mierząc przystojnego chłopaka głodnym spojrzeniem. Wydawało mu się nawet, że w którymś momencie mrugnęła do niego. „Czekaj, suczko, już ja cię ruchnę” – pomyślał, uśmiechając się do siebie.
[akapit]Wlokąc się powoli, wyszli z rynku i wkroczyli w boczną uliczkę, zabudowaną starymi, pamiętającymi przedwojenne czasy, kamienicami. W jednej z takich kamienic, w suterenie, mieszkała Gienka - Polewajka.
Od lat już wszyscy tak ją nazywali. Miała tak z pięćdziesiątkę, była paskudna i w najwyższym stopniu zdeprawowana. Zawód ulicznicy uprawiała od piętnastego roku życia, a z tego, co Kosma o niej słyszał, to dawała za paczkę szlugów. W swoim mieszkaniu miała melinę, gdzie handlowała wódką i wciąż jeszcze swoim ciałem, o ile znaleźli się tacy wyposzczeni, którzy nie patrzyli, czy ruchają kozę czy kobitę. Zawsze można było u niej przekimać, czy poratować się ćmagą w przypadku kaca.
[akapit]Gienka jednak na ulicy uważana była za babę charakterną. Opowiadali, że, kiedy dawniej jeden z tajniaków chciał z niej zrobić konfidentkę, to naciągnęła go najpierw na porządne chlanie a potem na dupę i, korzystając z pomocy przyjaciół – meneli - takich jak i ona, strzeliła napalonemu psu kilka niezwykle uroczych fotek, których wysłaniem do żony mu zagroziła. Spokorniały pies zmył się bez słowa i od tego czasu Gienka miała spokój.
A że była wesoła i rozrywkowa, to imprezy u niej cieszyły się dużym wzięciem. Wódy nigdy tam nie brakowało, podobnie, jak i napalonych lasek. Tym razem także, gdy po przekroczeniu bramy, schodzili w dół schodami do sutereny, już z daleka słychać było odgłosy wesołego biesiadowania zza drzwi mieszkania Gienki.
[akapit]Kiedy, na odgłos mało subtelnego pukania Zdzicha do drzwi, Gienka je otworzyła, Kosma już od progu dojrzał, że jest ona na niezłych obrotach. Miała mętny wzrok i opuchniętą, sinożółtą twarz. Z rechotliwym śmiechem zapraszała ich do środka.
- O, moje amanty przyszły! Pakujcie się do pokoju! Kosma, młody, dawnoś tu nie był! Zapominasz o starej Gience! – Witała się z przybyłymi, klepiąc ich jowialnie po ramionach.

Na środku pokoju stał zastawiony stół, przykryty białym obrusem. Czyste szklanki i kieliszki lśniły z daleka. Kosma nie miał nic przeciwko balangom u Gienki, bo, jak zdążył się przekonać, schludna z niej była baba. Nie widywało się w jej mieszkaniu brudnych, zaskorupiałych, z resztkami jedzenia garów, ani ufajdanych barłogów. Zastawiony stół lśnił czystością a, stojący pod ścianą szeroki, staromodny tapczan, na którym jakieś młode, nie znane Kosmie, zdziry gziły się z łysymi dresami, przykryty był nową, aksamitną narzutą. Przybyli, zapraszani przez Gienkę, rozsiedli się przy stole. Zdzichu zajął się flaszką, rozlewając trunek do poustawianych na środku kieliszków.
- Gienka się szarpnęła – pomyślał Kosma, mając na względzie fakt przeznaczenia przez gospodynię do tego celu kieliszków, a nie, jak zwykle bywało, zwykłych musztardówek. Kierowany, męczącym go już od kilku dni, popędem, utkwił wzrok w rudej, która siedziała przy stole obok Zdzicha. Choć, jak widział, wyraźnie starała się wyglądać na wyluzowaną, to wewnętrzne napięcie wyzierało z każdego niemal jej ruchu. Pewnie dla dodania sobie pewności, zapaliła papierosa. Usta miała mocno umalowane i po pierwszym zaciągnięciu się, na ustniku pojawił się czerwony ślad szminki. Rozglądała się wokół zblazowanym spojrzeniem. W pewnej chwili mrugnęła do Kosmy prowokacyjnie.

Na ten widok, nie wiedzieć czemu, poczuł gniew, który w jego ciele skumulował się w formie nagłego wzrostu pożądania. Złość, dodatkowo na siebie z tego powodu, wywołała u niego agresję. Bo przecież jeszcze przed godziną tak wspaniale i lekko się czuł, a cały świat wydawał mu się piękny i czysty!
[akapit]Zapalił papierosa, wychylił podany przez Gienkę kieliszek i przysiadł na krześle obok rudej. Ta założyła nogę na nogę. W rozcięciu sukienki ukazały się jej smukłe, opalone uda. Kosma ostatkiem siły woli powstrzymał się przed wsunięciem pomiędzy nie dłoni. Poczuł silne pragnienie kobiety i to uczucie zdawało się koncentrować mu gdzieś w dole brzucha. Wypił kolejną wódkę i, sztachnąwszy się ostatni raz, zagasił papierosa. Młoda obok mierzyła go rozanielonym wzrokiem.
[akapit]Pragnienie sprzed chwili wezbrało w nim na tyle, że hormony zdominowały zupełnie jego myślenie. Złapał rudą za rękę i pociągnął w kierunku zamkniętych drzwi pustej teraz kuchni. Mijając Zdzicha, popatrzył na niego pytająco, jednak w odpowiedzi kolega machnął tylko lekceważąco dłonią.
Czując się rozgrzeszony, Kosma wciągnął rudą do kuchni, zamknął starannie drzwi i pchnął ją w kierunku stołu, z którego strącił jakieś ścierki. Mętnym wzrokiem niewiele już potrafił zarejestrować. Nawet twarz dziewczyny widział niewyraźnie, bo rozmywała się w jego oczach. Nie znał jej imienia i wcale go ono nie obchodziło. Miał oto towar przed sobą i koncentrował spojrzenie na jej piersiach, które dobrowolnie przed nim obnażyła, z lubieżnym uśmiechem siadając na kuchennym stole, i na tym miejscu pomiędzy nogami, które obnażył sam, ściągając z niej majtki, szybko i brutalnie.
Pchnął ją i, kiedy opadła na plecy, rozłożył jej nogi. To, czego pragnął, miał w zasięgu ręki. Dotknął jej i gwałtownie wciągnął powietrze, gdy następna nagła fala pożądania ogarnęła jego ciało. Rozpiął i zsunął swoje spodnie. Laska zajęczała przeciągle, gdy wbił się w nią ostro, brutalnie. Nie obchodziło go jednak, czego ona chce. Zapierając się o jej uniesione w górę kolana, posuwał ją rytmicznie, z coraz większym upodobaniem i dążąc do jak najszybszego zaspokojenia. Ruda rzucała się na wszystkie strony, jak w konwulsjach. Gdzieś, na obrzeżach świadomości, poczuł rozbawienie z tego powodu. Zbyt wiele już miał w swoim życiu kobiet, by nie wiedzieć, że ta akurat udaje. - Naczytała albo nasłuchała się pewnie o orgazmach i tym podobnych duperelach – pomyślał z niechęcią. Ostatnim, mocnym pchnięciem skończył, nie oglądając się na nią. Kiedy po wszystkim zrobiła gest, jakby chciała go pocałować, wyplątał się z jej objęć zdecydowanie. Nie miał ochoty na żadne czułości z taką dziewczyną. Nie czuł najmniejszych wyrzutów z tego powodu, a jedynie niesmak i jakieś, w końcu, odprężenie. Ubrał spodnie i, nie oglądając się na dziewczynę, wyszedł z kuchni.
[akapit]Siedząc przy stole ujrzał, jak Zdzichu, Lukas i Korek, który w ostatniej chwili dobił do towarzystwa, kierują się w stronę kuchni. Weszli tam wszyscy trzej razem i za chwilę zza drzwi dobiegły odgłosy śmiechów, a potem jęków i postukiwania, pewnie nóg kuchennego stołu. Kosma przegarnął włosy i przyjął od Gienki pełny kieliszek wódki.
- To co, młody? Jużeś spuścił ciśnienie? – zaśmiała się stara rechotliwie. – Oj, wy, chłopy! Bez dupy to kroku nie zrobicie! – Gienka śmiała się obleśnie, ściskając jego udo i Kosma nagle zapragnął świeżego powietrza. Porwał w dłoń paczkę z papierosami i szybko wyszedł na ulicę.
[akapit]Ogarnął go chłodny, rześki, wieczorny wiaterek. Na zewnątrz było już dość ciemno i latarnie oświetlały spacerujących ludzi, drzewa, frontony sąsiednich kamienic. Usiadł na schodkach, prowadzących do bramy. Wokół panował spokój, całkiem przeciwny do zamętu, jaki szalał w umyśle Kosmy. Zbliżenie sprzed chwili zburzyło tę kruchą konstrukcję, którą w sobie budował od niedawna. Znów, jak wiele razy wcześniej, poczuł do siebie pogardę. Znów zdawał się osuwać na to dno, z którego z takim trudem próbował się podnieść. A najgorsze było to, że tak łatwo umiał się z tego rozgrzeszyć. Bo przecież potrzebował baby, tego fizycznego wyładowania, którego brak nie dawał mu w nocy spać i kierował wszystkimi jego myślami od rana do wieczora. Do tego stopnia, że miał ochotę walić po mordzie każdego, kto się nawinie.
Oż, kurwa! – pomyślał. – Jak tu dalej żyć? Czuł gdzieś w głębi duszy, że gdyby chociaż miał jakiś cel, kogoś lub coś, wokół kogo lub czego jego myśli mogłyby się skupiać, wtedy może nie byłoby mu tak ciężko i miałby powód, by nie wracać do dawnego życia. Na granicy uświadomienia subtelnie dostrzegał coś takiego, jednak gwałtowne, targające nim emocje nie pozwoliły mu początkowo uzmysłowić sobie tego istoty. Szukając w myślach jakiegoś panaceum na szarpiącą jego duszą udrękę, siedział, paląc jednego papierosa za drugim. Miłosierna pamięć podsunęła mu niebawem wyobrażenie. Z początku mgliste, z czasem nabierające coraz wyraźniejszych kształtów. W końcu w umyśle Kosmy przybrało ono postać drobnej, czarnowłosej istoty, tak innej od tych, w świecie których dotychczas się obracał. Dziwnym trafem, jak w mechanizmie odruchu bezwarunkowego, skojarzył z nią swoje skrzypce, które były w stanie przyprawić go o najcudowniejsze doznania, z którymi ta upragniona istota mu się kojarzyła. Kosma odetchnął z ulgą, wymawiając tylko jedno słowo: Julka! Rozejrzał się wokół, jakby nagle zbudzony ze snu. Ale Julki obok niego nie było. Za to pojawił się Zdzichu. Usiadł obok. Wydawał się Kosmie bardzo czymś zaaferowany.
- Ty, jesteś! A jużem się zestrachał, żeś się zmył.
- No, co jest, Zdzichu?.
- Kosma, bo jest sprawa do ciebie. – Zdzichu przy ostatnich słowach ściszył głos do konspiracyjnego szeptu.
Kosma słuchał dalej, choć czuł, że wcale nie chce wiedzieć, co to za sprawa.
- Potrzebuję cię, Kosma, na spółę.
- Do czego?
- Na włam. Ale to proste jak pierdolenie – dodał skwapliwie, widząc przeczący gest głowy rozmówcy.
- Zdzichu, wiesz przecież, że w razie jakby co, to ja mam recydywę. Nie wchodzę w to.
- Ale, Kosma, sprawa jest jak dla małolatów. Prosta jak budowa cepa. Kiosk na osiedlu. Aż się prosi, bo frajer dopiero co otworzył i nawet krat jeszcze nie założył. Tylko przywiózł i z tyłu postawił. Kosma, no, nie mam z kim.
- Zdzichu, a Korek i Lukas?
- Nie mów o tych palantach. Jeden strachajdupa a drugi popieprzeniec narwany, z nimi to nawet strach do babci na ogródek iść. Tylko na tobie jednym mogę polegać. Zawsześmy sobie pomagali, pamiętasz?
- A pamiętam! Jakżem ostatni raz ci pomógł, tom dwa lata przekiblował. Nie dam się znowu ujajić. Nie ma mowy!
- Kosma, przecież wiesz, że to nie przeze mnie. To przez takich jak Lukas wpadłeś. Nie pomożesz kumplowi z podwórka?
Te słowa wzbudziły zwątpienie w umyśle Kosmy. Zdzichu zawsze był mu bliski niczym brat. Starszy o pięć lat, przyjaźnił się z Kosmą, gdy ten, jako szczyl, uczył się życia na ulicy. Potem zawsze go wspierał i nigdy nie zawiódł. Chłopak, z gorzką myślą, że każdy dług upomni się w końcu o spłatę, zapytał, już mniej zdecydowanym tonem:
- To gdzie i kiedy chcesz robić ten kiosk?
- Na Rzecznej, myślałżem, że dzisiaj, po imprezie.
- Jak dzisiaj?! Nawalony jesteś jak stodoła!
- Nie bardziej, niż zawsze. – Istotnie, Zdzichu teraz wyglądał lepiej, niż przedtem, gdy spotkali się na rynku. – Kosma, na czajora staniesz tylko. I jakby co, to zadymę zmontujesz, żebyśmy nawiać zdążyli. Na przypadek pójdziesz, jakby co. Tych dwóch kutasów koło siebie będę miał, żeby czegoś nie strefili.
No, nie bądź żyła. Człowiek cię prosi, a nie frajer.
- Zdzichu, człowiek to ty będziesz dla mnie, jak spod celi wyskoczysz, a na razie to frajer jesteś jak Korek i Lukas.
Zdzichu nie próbował dyskutować z tym, który, w przeciwieństwie do nich trzech, więzienną szkołę życia miał już za sobą. Do głowy też nie przyszło mu, żeby się na to obruszyć i tylko pokornie spuścił wzrok. Kosma odpowiedział:
- Dobra, to jadę teraz na chatę. Wezmę tylko od Gienki swoje smyczki. – Zostawił Zdzicha przed bramą i wrócił do mieszkania. Futerał ze skrzypcami leżał na parapecie. Pożegnał się z gospodynią.
- Co ty, młody? Już spadasz? – Gienka próbowała go zatrzymać.
[akapit]Kosma jednak był nieugięty. Umocnił się w postanowieniu, widząc, jak na tapczanie, przykrytym nową narzutą, trzech kolesi posuwało na zmianę jedną ze ździr, które już tu były, gdy razem z kolegami zawitał do Gienki. Dodatkowo, kiedy wzrok jego padł na uchylone drzwi kuchni ujrzał, jak ruda, z którą na początku się zabawiał, klęcząc na podłodze, zapamiętale robi loda Lukasowi. Korek, jęcząc, rzygał do wiadra ustawionego w kącie kuchni. Gienka, zaczerwieniona i rozbawiona raczyła się wódką z jakimś obrzępałą. Kosma poczuł, że go mdli i szybko wyszedł, trzaskając drzwiami.
- Zdzichu, to o której być? – Czuł, że nie powinien tego robić, ale przeszłość wciągała go w siebie niczym bagno.
- Bądź o pierwszej. Wiesz, gdzie?
- Wiem. Będę.
Kosma wrócił do rynku, w pobliżu którego, na sąsiedniej bocznej uliczce zostawił swój motor. Ubrał kask, przymocował skrzypce do bagażnika i nacisnął starter. Potężny silnik motoru zadudnił głucho.

[akapit]ciąg dalszy tutaj
Ostatnio zmieniony 25 lip 2017, 15:06 przez Majka, łącznie zmieniany 1 raz.
"Jeżeli zwariowałem, nie mam nic przeciwko temu"...
Saul Bellow "Herzog".

witka
Posty: 3121
Rejestracja: 28 wrz 2016, 12:02

Re: Świat według Julki (4) [wulgaryzmy, +18]

#2 Post autor: witka » 05 cze 2017, 19:41

dobrze idzie .
już ją nazywam Sonata Miemarymoncka
porządna robota
Nie bój się snów, dzielić się tobą nie będę. - Eka

Awatar użytkownika
pallas
Posty: 1554
Rejestracja: 22 lip 2015, 19:33

Re: Świat według Julki (4) [wulgaryzmy, +18]

#3 Post autor: pallas » 19 lip 2017, 20:53

Majka pisze:- To gdzie i kiedy chcesz robić ten kiosk?
Tu się wkradł błąd zamiast robić powinno być obrobić.

Przeczytałem wszystkie części. Z powodu tego, że choć są tu przekleństwa. Nie przeszkadzają one, lecz uwypuklają realizm opowieści. Technicznie również świetnie, ale myślę, że wiele "był" można zmienić na inne czasowniki, by bardziej oddać klimat miejsc, które pokazujesz.
Świetnie obrazowanie gry na skrzypcach, to mój ulubiony fragment.

Pozdrawiam,
Pallas :rosa:
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
/Dante Alighieri - Boska Komedia/

Awatar użytkownika
Majka
Posty: 34
Rejestracja: 18 mar 2017, 11:11
Lokalizacja: Podkarpacie

Re: Świat według Julki (4) [wulgaryzmy, +18]

#4 Post autor: Majka » 25 lip 2017, 12:51

Dziękuję za komentarze.
Tu się wkradł błąd zamiast robić powinno być obrobić.
Literacko może i powinno, ale to jest wypowiedź postaci i to w dodatku postaci z marginesu. W tej gwarze raczej mówią " robić sklep", niż "obrobić". Wiem to, bo wychowałam się w dzielnicy "spod ciemnej gwiazdy" i w młodości niemało przebywałam z ludźmi po wyrokach - byli po prostu moimi sąsiadami i do dziś pamiętam nasze zabawy w podchody z dzieciństwa.
"Jeżeli zwariowałem, nie mam nic przeciwko temu"...
Saul Bellow "Herzog".

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”