Celina cz.II

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
MARCEPAN
Posty: 211
Rejestracja: 20 mar 2012, 19:26
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Celina cz.II

#1 Post autor: MARCEPAN » 29 mar 2012, 15:40

od początku


Po latach niepowodzeń i wojaży wylądowałem w mieście. Tutaj z pracą też było ciężko, włóczyłem się więc od jednej roboty do drugiej i szukałem szczęścia, własnego czasu, który wciąż miał jeszcze nadejść, rozerwać atramentowo ciemne niebo i zesłać mi jakiś cudowny promień w postaci kogoś kto w czymkolwiek mnie odkryje i da szansę na rozwój. I w tych wojażach poznałem Kubę, chłopaka mocnego, atletycznego i niezwykle prostego w podejściu do życia. Jego świat był jasny i wyraźny, kto jest w porządku, temu podawał rękę, kto nadepnął na odcisk, nie miał już u niego szans. Twarde podwórkowe życie starych kamienic na zawsze ukształtowało jego charakter.
-Jeśli nie możesz czegoś mieć, po prostu to wyrwij - zwykł mawiać
Uwielbiał imprezy i świetnie bawił się po alkoholu, zawsze otwarty dla współbraci, szczery i, jeśli ktoś na to zasłużył, szczodry. Pracował przy budowach najważniejszych obiektów w mieście, był w tym świetny i świetnie zarabiał, uwielbiał więc stawiać wódkę każdemu kogo polubił. Mnie polubił jakoś szczególnie. Byłem bardzo zagubiony w tym obcym świecie, wyglądałem na przygnębionego, jego wesoła natura stawała w idealnej opozycji wobec mnie, promieniał przy mnie jeszcze bardziej, czuł się podbudowany kiedy mógł trzasnąć mnie w plecy i krzyknąć:
-Nie łam się stary, jest dobrze.
To i fakt, że niemal na każdym kroku zgadzałem się z jego zdaniem, sprawiło chyba, że stałem się jego przyjacielem. Szybko wciągnął mnie w wir nocnego, mrocznego życia imprez alkoholowych starych, zniszczonych kamienic. Bywałem z nim w miejscach tak patologicznych i tak skrajnie depresyjnych, że zdawało mi się, że już nic gorszego zobaczyć nie mogę. Pamiętam Antka bez nogi, który pijany, na wózku inwalidzkim wywijał Rotę na harmoszce: „Zdjełano w CCCP”, starego Cygana, który tak wywijał kartami, że niejeden sztukmistrz mógłby się od niego uczyć, czy wreszcie ślepego Stefana, kopiącego piłkę od dziecka na podwórku i powtarzającego kilka razy dziennie, że gdyby miał dwa oczy (tak mówił!) to dzisiaj pokazałby tym Żewłakowom jak się w piłkę gra. Zanurzyłem się z Kubą w depresyjny świat nieudaczników, straceńców i wiecznych marzycieli, których tylko alkohol zatrzymał w drodze do fortuny i sławy. Jak na przykład świętego Stefana, który czterdzieści lat puszczał te same numery w totka i raz tylko nie puścił, bo go wątroba tak zgięła w domu, że nie mógł się ruszyć i akurat tego dnia jego szóstka padła! Zdruzgotany po prostu musiał sie napić. I tak już do teraz nie może przestać.
Pewnego wrześniowego wieczoru wylądowaliśmy w jakimś stęchłym barze, Kuba powiedział, że niezłe przedstawienie robi tu jakaś lafirynda.
-Niezły ubaw, mówię ci – był podniecony jak dzieciak, który nagle i nieoczekiwanie dla siebie znalazł się w damskiej toalecie – kobitka pije jak mało kto, a jak już da dżezu, to kino murowane. Dawaj Marcel, nie nudź. Idziemy!
Nie miałem ochoty nigdzie się ruszać, ale Kubie odmówić nie potrafiłem. Ruszyliśmy więc w noc, zatęchłym tramwajem przejechaliśmy kilka przystanków i wylądowaliśmy w barze. Kiedy weszliśmy do środka gwar rozmów zagłuszył słowa kumpla i nie rozumiałem co do mnie krzyczy, widziałem tylko, ze strasznie podniecony pokazuje mi coś, rzuca głową, bym spojrzał w głąb lokalu. Odwróciłem się w stronę, w którą wskazywał i zamarłem.
Przecież to ona! Celina! Poznałbym ją zawsze, mimo, że nie widziałem jej od lat, wiem na pewno, że to ona. Ten sam koci ruch, nieobecny wzrok i rozmazany uśmiech widywałem setki razy na jej podwórku. Teraz tańce, które wyczyniała pod płotem własnego domu, chętnie pokazywała tutaj, na środku baru, na stole, na potłuczonym szkle. I choć całe miasto spało, jej głos jak hejnał rozrywał mrok nocy, śpiew szalony, niemalże obłąkany wyrywał jej się z gardła. U podnóża rozradowane towarzystwo meliniarskiej śmietanki gwizdało i wykrzykiwało sprośności:
-Pokaż majtki gwiazdo! - wrzasnął ktoś z tłumu i Celina odwróciła się do niego tyłem, zgięła w pół i podnosząc kieckę, wystawiła tyłek zakryty czerwonymi figami. Tłum oszalał, ruszył się i wrzasnął. Huk uniósł się pod sam dach knajpy, a gromkie brawa zbombardowały mój umysł jak wielkie, gradowe kule. Poczułem się słabo, zaczęły drżeć mi ręce, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Musiałem zblednąć, bo Kuba potarmosił mną i zaciągnął do baru
-Coś taki mizerny? Wezmę ci wódkę.
-O tak! Weź mi dwie.
-No wreszcie gadasz jak człowiek! - Kuba nie ukrywał radości i kupił od razu całą flaszkę.
Po chwili siedzieliśmy przy stoliku i po dwóch kolejkach usłyszałem głośny bełkot, pijackie „la – la - la” za plecami. Mój kompan szturchnął mnie łokciem i kazał dyskretnie się odwrócić. Zrobiłem jak chciał i nawet nie musiałem słuchać jego wyjaśnień. Tuż za mną, przy drugim stoliku popijając gin podśpiewywał sobie stary, „dobry” znajomy, ten który ukradł mi Celinkę, zabrał do miasta i jak się okazało całkowicie zmarnował.
-To Ziutek, twardy gość – opowiadał Kuba, a ja wpatrywałem się w znajomą kotwicę na jego ramieniu i fioletowe serce poniżej kotwicy we wnętrzu którego widniał fioletowy napis: „Celina” - To facet tej babki co tam na stole wywija, piją już czwarty dzień, od soboty jestem tu dzień w dzień i jeszcze nie wytrzeźwieli.
W tym samym momencie Ziutek padł twarzą na stół, rozlany gin strużką potoczył się na kant mebla i leniwie zaczął skapywać na podłogę. Ziutek pobladł, zabełkotał coś pod nosem i stracił przytomność. Kuba, rozpromieniony zerwał się od stołu i podszedł do kumpli z budowy, którzy właśnie weszli do lokalu, w tle syreni śpiew Celiny ustał, a gromkie okrzyki zamieniły się w zwykły gwar knajpialnianych rozmów. Poczułem zgagę i pożałowałem, że tu przyszedłem. Zawsze w takich sytuacjach odzywał się we mnie jakiś głos, który kazał mi zwiewać. I tak jak wtedy, gdy poznałem Ziutka w Celinki pokoju, tak teraz tutaj pragnienie ucieczki zawładnęło mym ciałem całkowicie. Krtań zacisnęła się, nogi ugięły i byłem przekonany, że jeśli natychmiast nie znajdę się w domu i nie położę na łóżku, niechybnie na pewno umrę. Kiedy ruszyłem do wyjścia zauważyłem ją jeszcze raz, podeszła do Ziutka, potrząsnęła nim kilkakrotnie i kiedy zobaczyła, że nie da się go obudzić, machnęła ręką, zachichotała złowrogo i ruszyła w stronę baru. I właśnie wtedy nasze spojrzenia skrzyżowały się. Celina zatrzymała na mnie wzrok, śmierć przeszła mi po plecach, zmroziła ciało, połknęła i bezczelnie wypluła na podłogę. Miałem nadzieję, że to przypadek, że zaraz odwróci głowę i po prostu pójdzie w swoją stronę. Tymczasem bezczelnie, bezceremonialnie podeszła do mnie, uśmiechnęła się i zagadała jakbyśmy nie widzieli się tylko chwilę.
-Marcel? To ty? Co ty tutaj robisz?
-Cześć Celinka, tak to ja. Przyjechałem za robotą. - byłem w takim stanie, że na nic więcej nie było mnie stać.
-Aha! Napijemy się?
-A twój facet? Nie będzie miał nic przeciwko?
-Ziutek? Spójrz na niego, czy on może mieć teraz cokolwiek przeciwko? - odgarnęła włosy, poprawiła wielkie, cygańskie klipsy i przyciągnęła mnie do siebie.
-Wiesz co Marcel? Szkoda, że nam wtedy nie wyszło. Może gdybyś tyle nie czytał... - zawiesiła głos, zamyśliła się głęboko, po czym zapytała dziwnie zmienionym głosem:
-Ile to już lat? Dziesięć?
-Piętnaście Celina, piętnaście.
Zmieniła się, i to bardzo. Jej melancholijny, rozmarzony wzrok był teraz bliskim obłąkania spojrzeniem, głos kiedyś ciepły i bardziej swojski, teraz stał się ostry, pretensjonalny. Była rozgoryczona, jakby miała żal do całego świata o swój los.
-Właśnie postanowiłam zmienić swoje życie – oznajmiła nagle i ostro pociągnęła mnie na korytarz. - Idziesz ze mną?
-Dokąd? - zapytałem przerażony
-Tu, niedaleko.
Po chwili siedzieliśmy już na przystanku tramwajowym i poznałem całą historię Celiny od chwili przyjazdu do domu (a raczej meliny) Ziutka. Usłyszałem jak to obiecał jej pracę, a sam całą kasę przepijał. Jak to spuścił wpierdol barmanowi, który cały wieczór się na nią gapił i jak to musiała go później w pierdlu odwiedzać, bo dostał pół roku. Jak to kible czyściła w szpitalach, hotelach i urzędach, żeby nie umrzeć z głodu, a Ziutek handlował wódą, a jej i tak nic z tego nie dawał. Jak to zaszła w ciążę, a on oskarżył ją o zdradę i uderzył w brzuch tak mocno, że poroniła i nie może mieć już dzieci. Jak to pewnej nocy zachlany ojciec Ziutka wlazł jej do łóżka i zaczął się dobierać, ale ona zwiała i zamknęła się w kiblu i w kiblu tym, w wannie spała do rana. Ziutek jej nie uwierzył i spuścił łomot za oczernianie ojca. I wreszcie jak to zatruła się jakąś ruską wódą i rzygała tydzień, a Ziutek w tym czasie łaził po mieście za jakąś lawiryndą i akurat tej wódy nie pił, więc zlał ją za to, że zarzygała mu mieszkanie. I o tym jak to później nachlał się denaturatu co to mu rudy Mundek przyniósł i co to mu zaszkodził, więc zlał ją za to, że to na pewno jej grochówka, którą chciała go otruć.
W tym wszystkim najbardziej przerażał mnie beznamiętny głos, którym to mówiła. Kobieta, która opowiada o takich przeżyciach zazwyczaj płacze, szuka pocieszenia, jest przerażona, mała, słaba i krucha, tymczasem Celina opowiadała o tym jak o czymś zupełnie naturalnym, normalnym, o czymś o czym mówi się bez zbędnych emocji. Siedziałem i słuchałem jej wpatrując się w krawężnik, wokół mrok okrywał jeszcze mocno miasto, z rzadka pojawiali się jacyś rozbawieni ludzie, przejechała taksówka, albo gdzieś w dali zagrzmiał klakson. Cisza między kolejnymi opowieściami Celiny zdawała się trwać wieki, była ciężka i przytłaczająca, paraliżowała mnie na tyle, że nie mogłem wykrztusić słowa. Nie znajdowałem z resztą niczego, czym mógłbym ją pocieszyć, nie byłem nawet pewien czy ona potrzebuje pocieszenia, czy istnieje jakiekolwiek słowo w języku polskim, którego powinienem użyć, czy może po prostu w milczeniu słuchać jej, tak samo jak w milczeniu wysłuchiwałem bohaterów książek. Właściwie poczułem się jak czytelnik, jak widz, który czyta i obserwuje jednocześnie historię kobiety upadłej, a przez ojca alkoholika i brak naturalnych talentów już od urodzenia skazanej na zagładę. I w pewnym sensie zrozumiałem, że nie byłbym w stanie pomóc jej na żadnym z etapów życia. Upadek miała zapisany w genach i gdyby coś szło nie po myśli zapisanego losu, ona tak wykręciłaby się, że do tego upadku po prostu by dotarła.
-No i dzisiaj jak cię Marcel zobaczyłam, postanowiłam wszystko zmienić – oznajmiła nagle i wyrwała mnie z zamyślenia.
-Ale co konkretnie chcesz zrobić? - zapytałem
-Chodź, szybko – złapała mnie za rękę i pociągnęła do przodu – chodź! Mieszkam tu, niedaleko.
Zadrżałem. Mam pójść do jaskini lwa i wyjść z tej opresji bez szwanku? Wydawało mi się to niemożliwe, ale nie odmówiłem jej i już po chwili otwierała drzwi swego „królestwa”.
Zaiste była to melina najprawdziwsza z prawdziwych. Okna zasłonięte czarnymi kocami nie dawały światła przez całą dobę, stara wersalka, ze starym potarganym kocem i niezliczoną ilością dziur wypalonych przez papierosy stała pod ścianą nie malowaną od wieków. Na środku stał stary, zdezelowany stół, wokół niego chyba jeszcze starsze krzesła. Na środku stołu puszka po konserwie służąca za popielniczkę roznosiła niesamowity smród, na podłodze walały się butelki po wódce i tanich napojach z „Biedronki”. Kilka ogórków, pokrytych fioletowo – zieloną pleśnią skutecznie odstraszało od podejścia do stołu. Wszystko, od dywanu poprzez koce aż po ściany cuchnęło stęchlizną. Wejście do toalety pozbawione było drzwi, zamiast tego w futrynie wisiała ciężka kotara, którą trzeba było odsunąć by wejść do środka. Zachciało mi się siku, więc musiałem się z nią potarmosić, ręce miałem tłuste od jej przesuwania, a z kranu poleciała rdza zamiast wody, wytarłem więc dłonie w spodnie i rozpiąłem rozporek.
Celina tymczasem buszowała między kuchnią a pokojem. Przerzucała stertę ubrań leżących pod drzwiami do kuchni, klęła pod nosem i, wyraźnie niezadowolona, kopnęła wiadro służące za śmietnik. Kiedy wyszedłem z ubikacji, trzymała w ręku jakiś klucz i z wyrazem triumfu na twarzy, podeszła do mnie.
-Chodź, pokażę ci! - krzyknęła, oczy przybrały obłąkany, niemalże upiorny wyraz.

cdn.
Optymista twierdzi, że żyjemy w najdoskonalszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.

http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Celina cz.II

#2 Post autor: skaranie boskie » 01 kwie 2012, 19:29

Korekty ciąg dalszy.
MARCEPAN pisze:gwar knajpialnianych rozmów.
Moim zdaniem knajpianych rozmów.
MARCEPAN pisze:lawiryndą
Lafiryndą. Koniecznie popraw literówkę.
MARCEPAN pisze: Nie znajdowałem z resztą niczego,
Zresztą.

Wybacz tę korektę.
Takie zboczenie...
Ale treść wciąż trzyma.
Zasuwam pod c.n, który jak widzę, już nastąpił.

:beer: :beer: :beer:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

MARCEPAN
Posty: 211
Rejestracja: 20 mar 2012, 19:26
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Re: Celina cz.II

#3 Post autor: MARCEPAN » 02 kwie 2012, 6:13

A tu nie ma czego wybaczać tylka za wykaz błędów podziękować się należy :)
Optymista twierdzi, że żyjemy w najdoskonalszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.

http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Celina cz.II

#4 Post autor: Miladora » 02 kwie 2012, 23:00

Zaciekawiła mnie ta opowieść, zwłaszcza że plastycznie i barwnie opisana. :)
Masz łatwość wyrażania się w piśmie, tylko trochę pracy by się jeszcze przydało.

A błędy te same, co zawsze. ;)
Interpunkcja, powtórzenia, których mogłoby nie być, coś, co powinno być napisane razem - jest oddzielnie, itp.
Jak znajdziesz trochę czasu i dopracujesz, kierując się korektą z poprzednich tekstów, to na koniec mogę wszystko sprawdzić.

No to lecę do następnego... :vino:
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”