Chitychinika cz.I
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Chitychinika cz.I
Znowu chce mi się pić. Wybita ze snu, zła i spragniona. Jestem. Najbardziej spragniona.
Od dwóch miesięcy, noc w noc, budzę się między drugą a czwartą nad ranem i jak automat kieruję w stronę lodówki – tam jest studnia. Zimny, gorzki napój. Życie.
Trzecia trzydzieści dwie. Wlałam w siebie już ze dwa litry. Trochę przeszło.
Wracać do łóżka? Może zapalić? Przeczytam następny rozdział, zmęczę się i będzie łatwiej zasnąć.
Południe. Radio wyje hejnałem, a ulica klaksonami. Pić!
Zapomniałam włożyć kolejne butelki do lodówki. Mam co pić, ale nie jest zimne.
Dobra, pół godziny w chłodziarce powinno pomóc.
Przywieźli i postawili w komórce. Trzysta litrów kwadratowego zimna to dużo, cała się w niej zmieszczę. Jeszcze transport z hurtowni, załadują, powinno na tydzień wystarczyć.
Od sześciu dni między drugą a czwartą w ogóle nie śpię. Za to nie wstaję w dzień. Światło wali po oczach, przeszkadza. Wyłączyłam telefon, zmiotłam przesyłki spod drzwi do kubła.
Obudziłam się dziś o drugiej dwie. Zamrażarka pełna, stałe zlecenia to dobry pomysł.
Na wyczucie sięgnęłam po butelkę i nagle poczułam, że coś jest inaczej, coś mi przeszkadza. Wyjęłam butelkę i obejrzałam ją w skupieniu, nawet włączyłam górne światło. Nie, flaszka w porządku. To trzymanie jej było inne. Podeszłam bliżej, pod samą lampę. O. Mam szósty palec u prawej dłoni. Drugi kciuk. Hm...
Wróciłam i zakopałam się w barłogu. Szósty palec, drugi kciuk. Taaak. To chyba fajnie, nie?
Jest już jesień. Tak mi się wydaje. Szyby są brudne, a zresztą w nocy trudno dostrzec, czy liście wciąż są zielone, czy już kolorowe. Gdyby całkiem zniknęły, wiedziałabym, że jest prawie-zima.
A ja mam trzeci kciuk. Głupio jakoś. Powinno być chyba symetrycznie, logicznie, normalnie – po dodatkowym palcu u każdej kończyny... Poczekam jeszcze, może tak właśnie jest, tylko trochę nie pokolei?
Nie jest. Zniknął duży palec u lewej nogi. Tak po prostu zniknął. Jakby go nigdy nie było. Żadnej blizny, żadnego zniekształcenia, żadnego braku. Moja lewa stopa jest równie śliczna, jakby zawsze miała tylko cztery paluszki. Przy okazji zauważyłam, że lakier odprysnął tu i ówdzie.
Pragnienie dokucza jeszcze bardziej. Od miesiąca panowie z hurtowni odwiedzają mnie już dwa razy w tygodniu. Cieć ma klucze i wytyczne, wszystko działa bez zarzutu.
Jakiś czas temu była Christine. Zadawała setki pytań, strzelała oczami po mieszkaniu, troska kapała z jej twarzy, ale tylko słono się rozczarowała.
Nie mam stóp. Nie mam łydek. Mam jeszcze kolana, natomiast dłonie mają po cztery dodatkowe kciuki. Plusy? Lepiej (szybciej) się pije, łatwiej się pali, nawet kilka naraz. Minusy - ciężko się przemieszczać. Przeniosłam więc barłóg do komórki. Przyciągnęłam stołek. Da się.
Od czasu tych ciekawych zmian nie śpię w ogóle. Czytam, piszę, rozmyślam. Dziwne to mocno, ale żeby jakoś bardzo przeszkadzało, to niekoniecznie. W głowie gra mi muzyka. Okazało się, że widzę tę muzykę; okazało się, że znam nuty i potrafię ich użyć. Zapisuję.
Przeszkadzają mi trochę paznokcie, rosną tak szybko, że nie nadążam z ich przycinaniem. Ostatnio zaczęłam je obgryzać – nie chce mi się ciągnąć tułowia do łazienki w poszukiwaniu cążek i pilnika.
Moje włosy zmieniły kolor. Zawsze ciemnokasztanowe, teraz bladożółte. Takie nieładne...
Mam znowu dwadzieścia palców! Co z tego, że wszystkie znajdują się tylko u rąk?
Pragnienie minęło. Nie mam żadnych potrzeb – żadnych fizjologicznych potrzeb. Odwołałam zlecenie. Christine znowu się zjawiła, ale udawałam, że mnie nie ma. Po prawdzie to jakoś mało mnie...
Gdyby nie paznokcie, nie mogłabym zapisywać muzyki. Brakuje już miejsca na podłodze. Ściany? Tak, tylko że na wysokości pół metra od podłogi też nie ma już wolnego miejsca. A następna opera czeka na udokumentowanie. Zamrażarka! Fakt, dłużej będzie trwało, ale tyle miejsca!
Pierwszy raz od kilkunastu miesięcy zasnęłam. Pobudka była średnio-miła. Wkłułam sobie pazur w oko, drugie. Pierwsze od dawna nie funkcjonuje. Nie wiem dlaczego, paznokcie utrudniają zbadanie twarzy. Gdy się ocknęłam, obok mnie leżał wielki kłąb szarobrunatnych nici. Nici? A nie, to tylko moje włosy. Żadna strata.
Wczoraj miałam gości. Niespodziewanych i niechcianych. Schowałam się w kącie, chyba nieźle, bo mnie nie zauważyli. Policja. Sprawka Christine, ani chybi. Ta zołza zazdrości mi wszystkiego. Pewnie dowiedziała się jakimś cudem, że tworzę, chce mi to wykraść. Ciekawe jak? Będzie zrywać deski z podłogi? O, jak chciałabym to zobaczyć!
Naprawdę bym chciała. Drugie oko szwankuje. Dobrze, że komórka jest mała i bez tajemnic.
Właściwie to ostatnio odnoszę wrażenie, że komórka się powiększa.
Nie palę. Nie mogę. Nie ma jak. Pojawiły się kolejne palce, przestałam je już liczyć. Jakie to ma znaczenie? Nie obgryzam też paznokci i nie piszę. Nie mam już miejsca. A muzyka wciąż gra.
Jestem smutna.
Chciałabym jeszcze raz poczuć smak gorzkiej lemoniady. Zapalić papierosa. Przejrzeć się w lustrze. Zatańczyć.
Chciałabym jeszcze raz poczuć smak gorzkiej lemoniady. Bąbelków w przełyku. Ich nadmiar umykający przez nos.
Chciałabym jeszcze raz poczuć smak...
*
Już drugi dzień po moim mieszkaniu przewalają się tłumy. Tak, Christine jest między nimi. To znaczy była, teraz jej nie ma, za to ze dwadzieścia innych osób w dziwnych białych ubraniach. Nie mam im tego za złe. Starszy jegomość zauważył moje opery w komórce, kazał udokumentować.
Dostrzegł mnie, gdy fotograf pstrykał zdjęcia ścianom, wszystko przez ten cholerny flesz. Popatrzyliśmy na siebie uważnie; on po chwili schylił się i podniósł mnie z podłogi. Ma piękne szare oczy. Wiem, choć nie wiem skąd to wiem. Wziął mnie ostrożnie w dłonie, położył na stole w jadalnym. Długo patrzył.
- To żyje... – powiedział. - Ostrożnie panowie.
c.d.n.
Od dwóch miesięcy, noc w noc, budzę się między drugą a czwartą nad ranem i jak automat kieruję w stronę lodówki – tam jest studnia. Zimny, gorzki napój. Życie.
Trzecia trzydzieści dwie. Wlałam w siebie już ze dwa litry. Trochę przeszło.
Wracać do łóżka? Może zapalić? Przeczytam następny rozdział, zmęczę się i będzie łatwiej zasnąć.
Południe. Radio wyje hejnałem, a ulica klaksonami. Pić!
Zapomniałam włożyć kolejne butelki do lodówki. Mam co pić, ale nie jest zimne.
Dobra, pół godziny w chłodziarce powinno pomóc.
Przywieźli i postawili w komórce. Trzysta litrów kwadratowego zimna to dużo, cała się w niej zmieszczę. Jeszcze transport z hurtowni, załadują, powinno na tydzień wystarczyć.
Od sześciu dni między drugą a czwartą w ogóle nie śpię. Za to nie wstaję w dzień. Światło wali po oczach, przeszkadza. Wyłączyłam telefon, zmiotłam przesyłki spod drzwi do kubła.
Obudziłam się dziś o drugiej dwie. Zamrażarka pełna, stałe zlecenia to dobry pomysł.
Na wyczucie sięgnęłam po butelkę i nagle poczułam, że coś jest inaczej, coś mi przeszkadza. Wyjęłam butelkę i obejrzałam ją w skupieniu, nawet włączyłam górne światło. Nie, flaszka w porządku. To trzymanie jej było inne. Podeszłam bliżej, pod samą lampę. O. Mam szósty palec u prawej dłoni. Drugi kciuk. Hm...
Wróciłam i zakopałam się w barłogu. Szósty palec, drugi kciuk. Taaak. To chyba fajnie, nie?
Jest już jesień. Tak mi się wydaje. Szyby są brudne, a zresztą w nocy trudno dostrzec, czy liście wciąż są zielone, czy już kolorowe. Gdyby całkiem zniknęły, wiedziałabym, że jest prawie-zima.
A ja mam trzeci kciuk. Głupio jakoś. Powinno być chyba symetrycznie, logicznie, normalnie – po dodatkowym palcu u każdej kończyny... Poczekam jeszcze, może tak właśnie jest, tylko trochę nie pokolei?
Nie jest. Zniknął duży palec u lewej nogi. Tak po prostu zniknął. Jakby go nigdy nie było. Żadnej blizny, żadnego zniekształcenia, żadnego braku. Moja lewa stopa jest równie śliczna, jakby zawsze miała tylko cztery paluszki. Przy okazji zauważyłam, że lakier odprysnął tu i ówdzie.
Pragnienie dokucza jeszcze bardziej. Od miesiąca panowie z hurtowni odwiedzają mnie już dwa razy w tygodniu. Cieć ma klucze i wytyczne, wszystko działa bez zarzutu.
Jakiś czas temu była Christine. Zadawała setki pytań, strzelała oczami po mieszkaniu, troska kapała z jej twarzy, ale tylko słono się rozczarowała.
Nie mam stóp. Nie mam łydek. Mam jeszcze kolana, natomiast dłonie mają po cztery dodatkowe kciuki. Plusy? Lepiej (szybciej) się pije, łatwiej się pali, nawet kilka naraz. Minusy - ciężko się przemieszczać. Przeniosłam więc barłóg do komórki. Przyciągnęłam stołek. Da się.
Od czasu tych ciekawych zmian nie śpię w ogóle. Czytam, piszę, rozmyślam. Dziwne to mocno, ale żeby jakoś bardzo przeszkadzało, to niekoniecznie. W głowie gra mi muzyka. Okazało się, że widzę tę muzykę; okazało się, że znam nuty i potrafię ich użyć. Zapisuję.
Przeszkadzają mi trochę paznokcie, rosną tak szybko, że nie nadążam z ich przycinaniem. Ostatnio zaczęłam je obgryzać – nie chce mi się ciągnąć tułowia do łazienki w poszukiwaniu cążek i pilnika.
Moje włosy zmieniły kolor. Zawsze ciemnokasztanowe, teraz bladożółte. Takie nieładne...
Mam znowu dwadzieścia palców! Co z tego, że wszystkie znajdują się tylko u rąk?
Pragnienie minęło. Nie mam żadnych potrzeb – żadnych fizjologicznych potrzeb. Odwołałam zlecenie. Christine znowu się zjawiła, ale udawałam, że mnie nie ma. Po prawdzie to jakoś mało mnie...
Gdyby nie paznokcie, nie mogłabym zapisywać muzyki. Brakuje już miejsca na podłodze. Ściany? Tak, tylko że na wysokości pół metra od podłogi też nie ma już wolnego miejsca. A następna opera czeka na udokumentowanie. Zamrażarka! Fakt, dłużej będzie trwało, ale tyle miejsca!
Pierwszy raz od kilkunastu miesięcy zasnęłam. Pobudka była średnio-miła. Wkłułam sobie pazur w oko, drugie. Pierwsze od dawna nie funkcjonuje. Nie wiem dlaczego, paznokcie utrudniają zbadanie twarzy. Gdy się ocknęłam, obok mnie leżał wielki kłąb szarobrunatnych nici. Nici? A nie, to tylko moje włosy. Żadna strata.
Wczoraj miałam gości. Niespodziewanych i niechcianych. Schowałam się w kącie, chyba nieźle, bo mnie nie zauważyli. Policja. Sprawka Christine, ani chybi. Ta zołza zazdrości mi wszystkiego. Pewnie dowiedziała się jakimś cudem, że tworzę, chce mi to wykraść. Ciekawe jak? Będzie zrywać deski z podłogi? O, jak chciałabym to zobaczyć!
Naprawdę bym chciała. Drugie oko szwankuje. Dobrze, że komórka jest mała i bez tajemnic.
Właściwie to ostatnio odnoszę wrażenie, że komórka się powiększa.
Nie palę. Nie mogę. Nie ma jak. Pojawiły się kolejne palce, przestałam je już liczyć. Jakie to ma znaczenie? Nie obgryzam też paznokci i nie piszę. Nie mam już miejsca. A muzyka wciąż gra.
Jestem smutna.
Chciałabym jeszcze raz poczuć smak gorzkiej lemoniady. Zapalić papierosa. Przejrzeć się w lustrze. Zatańczyć.
Chciałabym jeszcze raz poczuć smak gorzkiej lemoniady. Bąbelków w przełyku. Ich nadmiar umykający przez nos.
Chciałabym jeszcze raz poczuć smak...
*
Już drugi dzień po moim mieszkaniu przewalają się tłumy. Tak, Christine jest między nimi. To znaczy była, teraz jej nie ma, za to ze dwadzieścia innych osób w dziwnych białych ubraniach. Nie mam im tego za złe. Starszy jegomość zauważył moje opery w komórce, kazał udokumentować.
Dostrzegł mnie, gdy fotograf pstrykał zdjęcia ścianom, wszystko przez ten cholerny flesz. Popatrzyliśmy na siebie uważnie; on po chwili schylił się i podniósł mnie z podłogi. Ma piękne szare oczy. Wiem, choć nie wiem skąd to wiem. Wziął mnie ostrożnie w dłonie, położył na stole w jadalnym. Długo patrzył.
- To żyje... – powiedział. - Ostrożnie panowie.
c.d.n.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- anastazja
- Posty: 6176
- Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
- Lokalizacja: Bieszczady
- Płeć:
Re: Chitychinika cz.I
Musiałam zacytować, jest świetne.411 pisze:Wkłułam sobie pazur w oko, drugie. Pierwsze od dawna nie funkcjonuje. Nie wiem dlaczego, paznokcie utrudniają zbadanie twarzy. Gdy się ocknęłam, obok mnie leżał wielki kłąb szarobrunatnych nici. Nici? A nie, to tylko moje włosy. Żadna strata.
Jak czytam, to coraz bardziej wstydzę się swojego. Józefino, byłaś tak miła w komentarzu, pod moim nędznym opowiadaniu. Lecę do drugiej.
Dziękuję
A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Chitychinika cz.I
Dziwnym trafem, dopiero dziś to odnalazłem peregrynując prozę pod kątem przydatności do antologii. I nie żałuję.
Nie będę się rozpisywał, pędzę do drugiej części. Muszę pilnować, żeby ta hołota w białych kitlach nie zrobiła jakiejś krzywdy bohaterce. W końcu "to żyje".
Nie będę się rozpisywał, pędzę do drugiej części. Muszę pilnować, żeby ta hołota w białych kitlach nie zrobiła jakiejś krzywdy bohaterce. W końcu "to żyje".
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
- Bożena
- Posty: 1338
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:32
Re: Chitychinika cz.I
ooo fantastyka- supcio jakoś żal mi tej chitychininki- w jakiś owad paskudny się zmienia, trochę ciarki po plecach- bardzo fajnie się czyta- pozdrawiam
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Chitychinika cz.I
Dziekuje, Bozenko.
Milo, ze zajrzalas.
Milo, ze zajrzalas.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Chitychinika cz.I
Nastko, wybacz, ze dopiero teraz...
Serdecznie dziekuje za mile slowa. Zbyt mile.
A i nie czuje sie hipokrytka chwalac "cudze", bo zaden ze mnie geniusz - na glowe jeszcze nie upadlam.
Klaniam sie bardzo nisko,
J.
Serdecznie dziekuje za mile slowa. Zbyt mile.
A i nie czuje sie hipokrytka chwalac "cudze", bo zaden ze mnie geniusz - na glowe jeszcze nie upadlam.
Klaniam sie bardzo nisko,
J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
-
- Posty: 335
- Rejestracja: 30 paź 2011, 21:14
- Lokalizacja: Katowice/Jędrzejów/Kraków
Re: Chitychinika cz.I
Bardzo dobre opowiadanie
Ten klimat rozpadu, rozkładu, a "w zasadzie to nic się nie dzieje". I te palce... psychodela po całości. Coś w sam raz dla mnie.
Ten klimat rozpadu, rozkładu, a "w zasadzie to nic się nie dzieje". I te palce... psychodela po całości. Coś w sam raz dla mnie.
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Chitychinika cz.I
Dziekuje pieknie za poczytanie i podobanie.
Klaniam sie, J.
Dokladnie tak. Idealnie to ujales.Enbers pisze:w zasadzie to nic się nie dzieje
Klaniam sie, J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- anastazja
- Posty: 6176
- Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
- Lokalizacja: Bieszczady
- Płeć:
Re: Chitychinika cz.I
Aj tam, masz szczęście, że zajrzałam jeszcze, nie będę bić.
Pozdrawiam
Pozdrawiam
A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"