Wywinąć się od tego
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
-
- Posty: 290
- Rejestracja: 02 lis 2011, 23:15
Wywinąć się od tego
Kiedy jest się bardzo chorym, nie przeszkadzają samoloty. Spadanie to chyba trafne rozwiązanie śmierci. Jedyne słuszne, prawdziwe.
Maryla - jak na moje oko - miała sto dwadzieścia lat. Najczęściej zagryzała brzoskwinie, pestki zakopywała w ziemi, podobno przeganiała w ten sposób złe duchy. Lubiłem patrzeć na jej życie, na umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Byłem dużo młodszy, z punktu widzenia dorosłych, urodziłem się wczoraj, nie wiem nic na temat świata i problemów, które mu towarzyszą. Maryla zaczepiała mnie często, pytając o rodziców. Jak żyją, czy ojciec znalazł pracę i czy mam co jeść, bo wyglądam jakbym stąpał po błękicie. Czasami nie wiedziałem, co powiedzieć, miałem niezłego pietra. W telewizji pokazywali kiedyś program, chłopiec o dziwnym przezwisku „Szkarłatna łapa” odczuwał strach przed wszystkimi. Aż pewnego razu ktoś udzielił mu rady, najlepszą reakcją na twoje lęki będzie śmiech i dystans do wszystkiego, co wywołuje przerażenie. Po chwili zastanowienia, pokazałem koszyk. Pusty, wiklinowy koszyk, z którym wybrałem się do lasu na grzyby. Same trujące, odpowiedziałem śmiejąc się z mojego nieszczęścia. Starsza pani pokiwała złowrogo palcem. A przecież nie chciałem być złośliwy. Poczułem coś nowego, stan dotychczas nie znany -upokorzenie. Od tamtego momentu zrozumiałem, że starzy ludzie mają swój świat, znajdował się on daleko, daleko od wszystkiego i wszystkich.
Co Ty masz chłopaku w tej główce? Dlaczego? Dlaczego musztarda, a nie ketchup. Teraz to ona się nabija. Królewiczu uciekaj do domku na mleczko. Życzę pani śmierci, pora umierać. Maryla spojrzała na mnie i nie drgnęła nawet powieką, ja zresztą też zachowałem powagę. Rozeszliśmy się po minucie, chociaż przez chwilę chciałem zawrócić. Na rogu ulicy poleciały mi łzy, to nie był płacz, nie mogłem. Nie zrobiłem nic złego. Słowa. To tylko słowa.
Był gorący dzień lata, muchy wesoło bzyczały a dzieci odbijały energicznie piłkę o drogę. Spuściłem głowę, nie chciałem widzieć pięknego świata, byłem przybity sytuacją, która mnie spotkała. Przy kolacji pomyślałem o Maryli - a co jeśli umarła i oskarżą mnie o współudział. Wstałem i pobiegłem pod dom tej wariatki. Tak, była wariatką. Widziała wszędzie Boga, nawet w składanych przez żółwie jajach i smażonych na patelni plackach ziemniaczanych. Poczęstowała mnie raz. Kobieta potrafiła gotować, przyznaję. Jak się później okazało, był to tylko pretekst. Widziała, jak parę dni wcześniej ukradłem jabłka, gałęzie drzewa połamałem. Miałem zły dzień, nie wiem, co mną kierowało. Choć, jak się domyślam, mogła to być Zosia, gruba dziewczyna z piątej klasy. Kradła dzieciom kanapki, aż w końcu padło na mnie. Chodziłem głodny parę godzin. Zresztą, nie lubię wracać, przeszłość jest lampionem z bibuły, wysłanym gdzieś w kosmos. Nigdy więcej nie będziemy mieć go w rękach. Powtarzam to za każdym razem. Tamta sytuacja z jabłkami skończyła się na upomnieniu, oraz kilku radach. Uważam że pani Maryla postąpiła słusznie, chce mnie ratować. Bo świat takich jak ja zna na pamięć, bez zapisywania nut. Stoję więc przed domem. Trzęsą mi się nogi i mam wrażenie, że stanie się coś złego. Nie ufam ciszy.
Pani Marylo, pani Marylo, czego chcesz? Słyszę po drugiej stronie. Wczoraj zabiłem panią i jest mi cholernie smutno. Prawie nawet się rozpłakałem. Uważam, że mamy równe szanse. Młodość, starość, burza, słońce i takie tam inne pierdoły. Tylko moje płuca są zdrowsze, bo z tego co wiem to papierosy zabijają. Pali pani jeszcze? Chciałbym przeprosić za słowa. Za słowa czasami trzeba przepraszać.
Drzwi otwierają się, starsza pani rozczesuje włosy i mówi.
-Jestem coraz bardziej zmęczona i noc szybciej nastanie. Po tej scenie przepada jak kamień w wodę. Jak lampion w kosmosie i już nigdy nie wraca.
Maryla - jak na moje oko - miała sto dwadzieścia lat. Najczęściej zagryzała brzoskwinie, pestki zakopywała w ziemi, podobno przeganiała w ten sposób złe duchy. Lubiłem patrzeć na jej życie, na umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Byłem dużo młodszy, z punktu widzenia dorosłych, urodziłem się wczoraj, nie wiem nic na temat świata i problemów, które mu towarzyszą. Maryla zaczepiała mnie często, pytając o rodziców. Jak żyją, czy ojciec znalazł pracę i czy mam co jeść, bo wyglądam jakbym stąpał po błękicie. Czasami nie wiedziałem, co powiedzieć, miałem niezłego pietra. W telewizji pokazywali kiedyś program, chłopiec o dziwnym przezwisku „Szkarłatna łapa” odczuwał strach przed wszystkimi. Aż pewnego razu ktoś udzielił mu rady, najlepszą reakcją na twoje lęki będzie śmiech i dystans do wszystkiego, co wywołuje przerażenie. Po chwili zastanowienia, pokazałem koszyk. Pusty, wiklinowy koszyk, z którym wybrałem się do lasu na grzyby. Same trujące, odpowiedziałem śmiejąc się z mojego nieszczęścia. Starsza pani pokiwała złowrogo palcem. A przecież nie chciałem być złośliwy. Poczułem coś nowego, stan dotychczas nie znany -upokorzenie. Od tamtego momentu zrozumiałem, że starzy ludzie mają swój świat, znajdował się on daleko, daleko od wszystkiego i wszystkich.
Co Ty masz chłopaku w tej główce? Dlaczego? Dlaczego musztarda, a nie ketchup. Teraz to ona się nabija. Królewiczu uciekaj do domku na mleczko. Życzę pani śmierci, pora umierać. Maryla spojrzała na mnie i nie drgnęła nawet powieką, ja zresztą też zachowałem powagę. Rozeszliśmy się po minucie, chociaż przez chwilę chciałem zawrócić. Na rogu ulicy poleciały mi łzy, to nie był płacz, nie mogłem. Nie zrobiłem nic złego. Słowa. To tylko słowa.
Był gorący dzień lata, muchy wesoło bzyczały a dzieci odbijały energicznie piłkę o drogę. Spuściłem głowę, nie chciałem widzieć pięknego świata, byłem przybity sytuacją, która mnie spotkała. Przy kolacji pomyślałem o Maryli - a co jeśli umarła i oskarżą mnie o współudział. Wstałem i pobiegłem pod dom tej wariatki. Tak, była wariatką. Widziała wszędzie Boga, nawet w składanych przez żółwie jajach i smażonych na patelni plackach ziemniaczanych. Poczęstowała mnie raz. Kobieta potrafiła gotować, przyznaję. Jak się później okazało, był to tylko pretekst. Widziała, jak parę dni wcześniej ukradłem jabłka, gałęzie drzewa połamałem. Miałem zły dzień, nie wiem, co mną kierowało. Choć, jak się domyślam, mogła to być Zosia, gruba dziewczyna z piątej klasy. Kradła dzieciom kanapki, aż w końcu padło na mnie. Chodziłem głodny parę godzin. Zresztą, nie lubię wracać, przeszłość jest lampionem z bibuły, wysłanym gdzieś w kosmos. Nigdy więcej nie będziemy mieć go w rękach. Powtarzam to za każdym razem. Tamta sytuacja z jabłkami skończyła się na upomnieniu, oraz kilku radach. Uważam że pani Maryla postąpiła słusznie, chce mnie ratować. Bo świat takich jak ja zna na pamięć, bez zapisywania nut. Stoję więc przed domem. Trzęsą mi się nogi i mam wrażenie, że stanie się coś złego. Nie ufam ciszy.
Pani Marylo, pani Marylo, czego chcesz? Słyszę po drugiej stronie. Wczoraj zabiłem panią i jest mi cholernie smutno. Prawie nawet się rozpłakałem. Uważam, że mamy równe szanse. Młodość, starość, burza, słońce i takie tam inne pierdoły. Tylko moje płuca są zdrowsze, bo z tego co wiem to papierosy zabijają. Pali pani jeszcze? Chciałbym przeprosić za słowa. Za słowa czasami trzeba przepraszać.
Drzwi otwierają się, starsza pani rozczesuje włosy i mówi.
-Jestem coraz bardziej zmęczona i noc szybciej nastanie. Po tej scenie przepada jak kamień w wodę. Jak lampion w kosmosie i już nigdy nie wraca.
Ostatnio zmieniony 29 sty 2014, 17:21 przez Damian Sawa, łącznie zmieniany 2 razy.
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Re: Wywinąć się od tego
Bardzo interesujące to opowiadanko.
Pisane z perspektywy dziecka, co widać bardziej po przypadkowych literówkach, niż po treści. Jest ich trochę i chyba powinieneś pan to poprawić. Ale ostatecznie wola Waści. Mnie się spodobało spojrzenie na panią Marylę. Trochę w krzywym zwierciadle, trochę smutne. Na pewno niesztampowe i wartościowe.
Pisane z perspektywy dziecka, co widać bardziej po przypadkowych literówkach, niż po treści. Jest ich trochę i chyba powinieneś pan to poprawić. Ale ostatecznie wola Waści. Mnie się spodobało spojrzenie na panią Marylę. Trochę w krzywym zwierciadle, trochę smutne. Na pewno niesztampowe i wartościowe.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Wywinąć się od tego
Zdecyduj, Damianie - wkurwiła się, czy potrafił? Ona, czy on?Damian Sawa pisze:Wkurwiłam się, przyznaję. Ale potrafiłem opanować nerwy.
W dalszej części powtarzasz podobne literówki.
Tu mylisz chyba singulary z pluralisami.Damian Sawa pisze:standardowe pytanie, zadawane codziennie przez wścibską sąsiadkę podnosiły ciśnienie
Takich kwiatków jest dość sporo w utworze. Zbyt wiele, jak na tak krótką formę.
Popraw koniecznie. Potem zajmiemy się treścią.



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
-
- Posty: 290
- Rejestracja: 02 lis 2011, 23:15
Re: Wywinąć się od tego
Zdzichu, Skaranie - poprawiłem! Proszę zerknijcie i oceńcie czy jest lepiej 

- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Wywinąć się od tego
Pozwoliłem sobie poprawić interpunkcję i - najbardziej rażące - pomyłki literowe, bądź gramatyczne.
Poniżej tekst po korekcie. Moim zdaniem ma jeszcze trochę wad stylistycznych, ale o stylach, jak o gustach - nie wiem, czy powinno się dyskutować.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kiedy jest się bardzo chorym, nie przeszkadzają samoloty. Spadanie to chyba trafne rozwiązanie śmierci. Jedyne, słuszne, prawdziwe.
Maryla - jak na moje oko - miała sto dwadzieścia lat. Najczęściej zagryzała brzoskwinie, pestki zakopywała w ziemi, podobno przeganiała w ten sposób złe duchy. Lubiłem patrzeć na jej życie, na umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Byłem dużo młodszy, z punktu widzenia dorosłych, urodziłem się wczoraj, nie wiem nic na temat świata i problemów, które mu towarzyszą. Maryla zaczepiała mnie często, pytając o rodziców. Jak żyją, czy ojciec znalazł pracę i czy mam co jeść, bo wyglądam jakbym stąpał po błękicie. Czasami nie wiedziałem, co powiedzieć, miałem niezłego pietra. W telewizji pokazywali kiedyś program, chłopiec o dziwnym przezwisku „Szkarłatna łapa” odczuwał strach przed wszystkimi. Aż pewnego razu ktoś udzielił mu rady, najlepszą reakcją na twoje lęki będzie śmiech i dystans do wszystkiego, co wywołuje przerażenie. Po chwili zastanowienia, pokazałem koszyk. Pusty, wiklinowy koszyk, z którym wybrałem się do lasu na grzyby. Same trujące, odpowiedziałem śmiejąc się z mojego nieszczęścia. Starsza pani pokiwała złowrogo palcem. A przecież nie chciałem być złośliwy. Poczułem coś nowego, stan dotychczas nie znany -upokorzenie. Od tamtego momentu zrozumiałem, że starzy ludzie mają swój świat, znajdował się on daleko, daleko od wszystkiego i wszystkich.
Co Ty masz chłopaku w tej główce? Dlaczego? Dlaczego musztarda, a nie ketchup. Teraz to ona się nabija. Królewiczu uciekaj do domku na mleczko. Życzę pani śmierci, pora umierać. Maryla spojrzała na mnie i nie drgnęła nawet powieką, ja zresztą też zachowałem powagę. Rozeszliśmy się po minucie, chociaż przez chwilę chciałem zawrócić. Na rogu ulicy poleciały mi łzy, to nie był płacz, nie mogłem. Nie zrobiłem nic złego. Słowa. To tylko słowa.
Był gorący dzień lata, muchy wesoło bzyczały a dzieci odbijały energicznie piłkę o drogę. Spuściłem głowę, nie chciałem widzieć pięknego świata, byłem przybity sytuacją, która mnie spotkała. Przy kolacji pomyślałem o Maryli - a co jeśli umarła i oskarżą mnie o współudział. Wstałem i pobiegłem pod dom tej wariatki. Tak, była wariatką. Widziała wszędzie Boga, nawet w składanych przez żółwie jajach i smażonych na patelni plackach ziemniaczanych. Poczęstowała mnie raz. Kobieta potrafiła gotować, przyznaję. Jak się później okazało, był to tylko pretekst. Widziała, jak parę dni wcześniej ukradłem jabłka, gałęzie drzewa połamałem. Miałem zły dzień, nie wiem, co mną kierowało. Choć, jak się domyślam, mogła to być Zosia, gruba dziewczyna z piątej klasy. Kradła dzieciom kanapki, aż w końcu padło na mnie. Chodziłem głodny parę godzin. Zresztą, nie lubię wracać, przeszłość jest lampionem z bibuły, wysłanym gdzieś w kosmos. Nigdy więcej nie będziemy mieć go w rękach. Powtarzam to za każdym razem. Tamta sytuacja z jabłkami skończyła się na upomnieniu, oraz kilku radach. Uważam że pani Maryla postąpiła słusznie, chce mnie ratować. Bo świat takich jak ja zna na pamięć, bez zapisywania nut. Stoję więc przed domem. Trzęsą mi się nogi i mam wrażenie, że stanie się coś złego. Nie ufam ciszy.
Pani Marylo, pani Marylo, czego chcesz? Słyszę po drugiej stronie. Wczoraj zabiłem panią i jest mi cholernie smutno. Prawie nawet się rozpłakałem. Uważam, że mamy równe szanse. Młodość, starość, burza, słońce i takie tam inne pierdoły. Tylko moje płuca są zdrowsze, bo z tego co wiem to papierosy zabijają. Pali pani jeszcze? Chciałbym przeprosić za słowa. Za słowa czasami trzeba przepraszać.
Drzwi otwierają się, starsza pani rozczesuje włosy i mówi.
-Jestem coraz bardziej zmęczona i noc szybciej nastanie. Po tej scenie przepada jak kamień w wodę. Jak lampion w kosmosie i już nigdy nie wraca.
Poniżej tekst po korekcie. Moim zdaniem ma jeszcze trochę wad stylistycznych, ale o stylach, jak o gustach - nie wiem, czy powinno się dyskutować.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kiedy jest się bardzo chorym, nie przeszkadzają samoloty. Spadanie to chyba trafne rozwiązanie śmierci. Jedyne, słuszne, prawdziwe.
Maryla - jak na moje oko - miała sto dwadzieścia lat. Najczęściej zagryzała brzoskwinie, pestki zakopywała w ziemi, podobno przeganiała w ten sposób złe duchy. Lubiłem patrzeć na jej życie, na umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Byłem dużo młodszy, z punktu widzenia dorosłych, urodziłem się wczoraj, nie wiem nic na temat świata i problemów, które mu towarzyszą. Maryla zaczepiała mnie często, pytając o rodziców. Jak żyją, czy ojciec znalazł pracę i czy mam co jeść, bo wyglądam jakbym stąpał po błękicie. Czasami nie wiedziałem, co powiedzieć, miałem niezłego pietra. W telewizji pokazywali kiedyś program, chłopiec o dziwnym przezwisku „Szkarłatna łapa” odczuwał strach przed wszystkimi. Aż pewnego razu ktoś udzielił mu rady, najlepszą reakcją na twoje lęki będzie śmiech i dystans do wszystkiego, co wywołuje przerażenie. Po chwili zastanowienia, pokazałem koszyk. Pusty, wiklinowy koszyk, z którym wybrałem się do lasu na grzyby. Same trujące, odpowiedziałem śmiejąc się z mojego nieszczęścia. Starsza pani pokiwała złowrogo palcem. A przecież nie chciałem być złośliwy. Poczułem coś nowego, stan dotychczas nie znany -upokorzenie. Od tamtego momentu zrozumiałem, że starzy ludzie mają swój świat, znajdował się on daleko, daleko od wszystkiego i wszystkich.
Co Ty masz chłopaku w tej główce? Dlaczego? Dlaczego musztarda, a nie ketchup. Teraz to ona się nabija. Królewiczu uciekaj do domku na mleczko. Życzę pani śmierci, pora umierać. Maryla spojrzała na mnie i nie drgnęła nawet powieką, ja zresztą też zachowałem powagę. Rozeszliśmy się po minucie, chociaż przez chwilę chciałem zawrócić. Na rogu ulicy poleciały mi łzy, to nie był płacz, nie mogłem. Nie zrobiłem nic złego. Słowa. To tylko słowa.
Był gorący dzień lata, muchy wesoło bzyczały a dzieci odbijały energicznie piłkę o drogę. Spuściłem głowę, nie chciałem widzieć pięknego świata, byłem przybity sytuacją, która mnie spotkała. Przy kolacji pomyślałem o Maryli - a co jeśli umarła i oskarżą mnie o współudział. Wstałem i pobiegłem pod dom tej wariatki. Tak, była wariatką. Widziała wszędzie Boga, nawet w składanych przez żółwie jajach i smażonych na patelni plackach ziemniaczanych. Poczęstowała mnie raz. Kobieta potrafiła gotować, przyznaję. Jak się później okazało, był to tylko pretekst. Widziała, jak parę dni wcześniej ukradłem jabłka, gałęzie drzewa połamałem. Miałem zły dzień, nie wiem, co mną kierowało. Choć, jak się domyślam, mogła to być Zosia, gruba dziewczyna z piątej klasy. Kradła dzieciom kanapki, aż w końcu padło na mnie. Chodziłem głodny parę godzin. Zresztą, nie lubię wracać, przeszłość jest lampionem z bibuły, wysłanym gdzieś w kosmos. Nigdy więcej nie będziemy mieć go w rękach. Powtarzam to za każdym razem. Tamta sytuacja z jabłkami skończyła się na upomnieniu, oraz kilku radach. Uważam że pani Maryla postąpiła słusznie, chce mnie ratować. Bo świat takich jak ja zna na pamięć, bez zapisywania nut. Stoję więc przed domem. Trzęsą mi się nogi i mam wrażenie, że stanie się coś złego. Nie ufam ciszy.
Pani Marylo, pani Marylo, czego chcesz? Słyszę po drugiej stronie. Wczoraj zabiłem panią i jest mi cholernie smutno. Prawie nawet się rozpłakałem. Uważam, że mamy równe szanse. Młodość, starość, burza, słońce i takie tam inne pierdoły. Tylko moje płuca są zdrowsze, bo z tego co wiem to papierosy zabijają. Pali pani jeszcze? Chciałbym przeprosić za słowa. Za słowa czasami trzeba przepraszać.
Drzwi otwierają się, starsza pani rozczesuje włosy i mówi.
-Jestem coraz bardziej zmęczona i noc szybciej nastanie. Po tej scenie przepada jak kamień w wodę. Jak lampion w kosmosie i już nigdy nie wraca.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
-
- Posty: 290
- Rejestracja: 02 lis 2011, 23:15
Re: Wywinąć się od tego
Skaranie, dzięki wielkie. Ja to wszystko przejrzę i przemyślę a z Twoich poprawek oczywiście skorzystam! 
Strzałeczka

Strzałeczka

- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Wywinąć się od tego
Witaj Damianie.

Podrzucilabym jeszcze (do tych skaraniowych uwag) kilka brakujacych lub nadmiernych przecinków, zapodziany enter i podpolerowala budowe zdan, ale.
Wlasnie, te zdania budowane przez Ciebie...
Przyklad? Prosze bardzo.
- Pani Marylo, pani Marylo!
- Czego chcesz? - slysze po drugiej stronie.
- Wczoraj zabilem pania i jest mi cholernie smutno.
Z drugiej strony...
Im dluzej czytam te (Twoje) trzy zdania, tym wiekszy mnie zachwyt ogarnia. Niczego nie zmieniaj!
Pan Zdzichu wspomnial o spojrzeniu oczami dziecka.
Nie zgadzam sie. Nastolatka - tak, mlodego mezczyzny - tak, ale dziecko mi tu nie pasuje.
Drugie - wywalilabym. Takie dookreslenie, zbedne zupelnie.
A sam tekst, jego tresc: zwyklo-codzienno-kapitalna.
Przeczytalabym chetnie cos dluzszego Twojego autorstwa.
Pozdrawiam,
J.

Podrzucilabym jeszcze (do tych skaraniowych uwag) kilka brakujacych lub nadmiernych przecinków, zapodziany enter i podpolerowala budowe zdan, ale.
Wlasnie, te zdania budowane przez Ciebie...
Przyklad? Prosze bardzo.
Ja bym to zapisala tak:Damian Sawa pisze:Pani Marylo, pani Marylo, czego chcesz? Słyszę po drugiej stronie. Wczoraj zabiłem panią i jest mi cholernie smutno.
- Pani Marylo, pani Marylo!
- Czego chcesz? - slysze po drugiej stronie.
- Wczoraj zabilem pania i jest mi cholernie smutno.
Z drugiej strony...
Im dluzej czytam te (Twoje) trzy zdania, tym wiekszy mnie zachwyt ogarnia. Niczego nie zmieniaj!
Pan Zdzichu wspomnial o spojrzeniu oczami dziecka.
Nie zgadzam sie. Nastolatka - tak, mlodego mezczyzny - tak, ale dziecko mi tu nie pasuje.
Pierwsze podkreslenie: nie powinno byc nastaje?Damian Sawa pisze:Jestem coraz bardziej zmęczona i noc szybciej nastanie. Po tej scenie przepada jak kamień w wodę. Jak lampion w kosmosie i już nigdy nie wraca.
Drugie - wywalilabym. Takie dookreslenie, zbedne zupelnie.
A sam tekst, jego tresc: zwyklo-codzienno-kapitalna.
Przeczytalabym chetnie cos dluzszego Twojego autorstwa.
Pozdrawiam,
J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- anastazja
- Posty: 6176
- Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
- Lokalizacja: Bieszczady
- Płeć:
Re: Wywinąć się od tego
O, la,la Damian
dobre opowiadanie. Pozdrawiam 


A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
-
- Posty: 290
- Rejestracja: 02 lis 2011, 23:15
Re: Wywinąć się od tego
411 - witaj! Bardzo ciekawe uwagi, wiesz ja jestem ciekaw jak Ty widzisz ten tekst? Fajnie jak znajdziesz czas i wskażesz mi dokładnie gdzie brakuje tych przecinków i co z zapisem dialogów.
No i cieszy mnie że mimo wszystko jesteś na tak!
Anastazjo, Fajnie, fajnie że czytasz
No i cieszy mnie że mimo wszystko jesteś na tak!

Anastazjo, Fajnie, fajnie że czytasz

- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Wywinąć się od tego
Skoro skaraniek sie odwazyl, to i ja sobie pozwole.
*
Kiedy jest się bardzo chorym, nie przeszkadzają samoloty. Spadanie to chyba trafne rozwiązanie śmierci. Jedyne słuszne, prawdziwe.
Maryla - na moje oko - miała sto dwadzieścia lat. Najczęściej zagryzała brzoskwinie, pestki zakopywała w ziemi, podobno przeganiała w ten sposób złe duchy. Lubiłem patrzeć na jej życie, na umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Byłem dużo młodszy, z punktu widzenia dorosłych urodziłem się wczoraj, nie wiem nic na temat świata i problemów, które mu towarzyszą. Maryla zaczepiała mnie często pytając o rodziców. Jak żyją, czy ojciec znalazł pracę i czy mam co jeść, bo wyglądam jakbym stąpał po błękicie. Czasami nie wiedziałem co powiedzieć, miałem niezłego pietra. W telewizji pokazywali kiedyś program, chłopiec o dziwnym przezwisku „szkarłatna łapa”, odczuwał strach przed wszystkimi. Aż pewnego razu ktoś udzielił mu rady: najlepszą reakcją na twoje lęki będzie śmiech i dystans do wszystkiego, co wywołuje przerażenie.
Po chwili zastanowienia, pokazałem koszyk. Pusty, wiklinowy koszyk, z którym wybrałem się do lasu na grzyby. Same trujące - odpowiedziałem śmiejąc się z mojego nieszczęścia. Starsza pani pokiwała złowrogo palcem. A przecież nie chciałem być złośliwy. Poczułem coś nowego, stan dotychczas nie znany - upokorzenie. Od tamtego momentu zrozumiałem, że starzy ludzie mają swój świat, znajdował się on daleko, daleko od wszystkiego i wszystkich.
Co Ty masz chłopaku w tej główce? Dlaczego? Dlaczego musztarda, a nie ketchup. Teraz to ona się nabija. Królewiczu, uciekaj do domku, na mleczko.
Życzę pani śmierci, pora umierać. Maryla spojrzała na mnie i nie drgnęła jej nawet powieką, ja zresztą też zachowałem powagę. Rozeszliśmy się po minucie, chociaż przez chwilę chciałem zawrócić. Na rogu ulicy poleciały mi łzy, to nie był płacz, nie mogłem. Nie zrobiłem nic złego. Słowa. To tylko słowa.
Był gorący dzień lata, muchy wesoło bzyczały, a dzieci odbijały energicznie piłkę o drogę. Spuściłem głowę, nie chciałem widzieć pięknego świata, byłem przybity sytuacją, która mnie spotkała. Przy kolacji pomyślałem o Maryli - a co jeśli umarła i oskarżą mnie o współudział?
Wstałem i pobiegłem pod dom tej wariatki. Tak, była wariatką. Widziała wszędzie Boga, nawet w składanych przez żółwie jajach i smażonych na patelni plackach ziemniaczanych. Poczęstowała mnie raz. Kobieta potrafiła gotować, przyznaję. Jak się później okazało, był to tylko pretekst. Widziała, jak parę dni wcześniej ukradłem jabłka, gałęzie drzewa połamałem. Miałem zły dzień, nie wiem co mną kierowało. Choć, jak się domyślam, mogła to być Zosia, gruba dziewczyna z piątej klasy. Kradła dzieciom kanapki, aż w końcu padło na mnie. Chodziłem głodny parę godzin. Zresztą, nie lubię wracać, przeszłość jest lampionem z bibuły, wysłanym gdzieś w kosmos. Nigdy więcej nie będziemy mieć go w rękach. Powtarzam to za każdym razem. Tamta sytuacja z jabłkami skończyła się na upomnieniu, oraz kilku radach. Uważam, że pani Maryla postąpiła słusznie, chce mnie ratować. Bo świat takich jak ja zna na pamięć, bez zapisywania nut. Stoję więc przed domem. Trzęsą mi się nogi i mam wrażenie, że stanie się coś złego. Nie ufam ciszy.
- Pani Marylo, pani Marylo!
- Czego chcesz? - słyszę po drugiej stronie.
Wczoraj zabiłem panią i jest mi cholernie smutno. Prawie nawet się rozpłakałem.
Uważam, że mamy równe szanse. Młodość, starość, burza, słońce i takie tam, inne pierdoły. Tylko moje płuca są zdrowsze, bo z tego co wiem, to papierosy zabijają. Pali pani jeszcze?
Chciałbym przeprosić za słowa. Za słowa czasami trzeba przepraszać.
Drzwi otwierają się, starsza pani rozczesuje włosy i mówi:
-Jestem coraz bardziej zmęczona i noc szybciej nastaje.
Po tej scenie przepada jak kamień w wodę. Jak lampion w kosmosie.
*
Tyle mojej propozycji.
Wstawilam, co uwazalam, odwazylam sie tu i ówdzie na inny zapis.
Oczywiscie - to tylko moje spojrzenie.

J.
*
Kiedy jest się bardzo chorym, nie przeszkadzają samoloty. Spadanie to chyba trafne rozwiązanie śmierci. Jedyne słuszne, prawdziwe.
Maryla - na moje oko - miała sto dwadzieścia lat. Najczęściej zagryzała brzoskwinie, pestki zakopywała w ziemi, podobno przeganiała w ten sposób złe duchy. Lubiłem patrzeć na jej życie, na umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Byłem dużo młodszy, z punktu widzenia dorosłych urodziłem się wczoraj, nie wiem nic na temat świata i problemów, które mu towarzyszą. Maryla zaczepiała mnie często pytając o rodziców. Jak żyją, czy ojciec znalazł pracę i czy mam co jeść, bo wyglądam jakbym stąpał po błękicie. Czasami nie wiedziałem co powiedzieć, miałem niezłego pietra. W telewizji pokazywali kiedyś program, chłopiec o dziwnym przezwisku „szkarłatna łapa”, odczuwał strach przed wszystkimi. Aż pewnego razu ktoś udzielił mu rady: najlepszą reakcją na twoje lęki będzie śmiech i dystans do wszystkiego, co wywołuje przerażenie.
Po chwili zastanowienia, pokazałem koszyk. Pusty, wiklinowy koszyk, z którym wybrałem się do lasu na grzyby. Same trujące - odpowiedziałem śmiejąc się z mojego nieszczęścia. Starsza pani pokiwała złowrogo palcem. A przecież nie chciałem być złośliwy. Poczułem coś nowego, stan dotychczas nie znany - upokorzenie. Od tamtego momentu zrozumiałem, że starzy ludzie mają swój świat, znajdował się on daleko, daleko od wszystkiego i wszystkich.
Co Ty masz chłopaku w tej główce? Dlaczego? Dlaczego musztarda, a nie ketchup. Teraz to ona się nabija. Królewiczu, uciekaj do domku, na mleczko.
Życzę pani śmierci, pora umierać. Maryla spojrzała na mnie i nie drgnęła jej nawet powieką, ja zresztą też zachowałem powagę. Rozeszliśmy się po minucie, chociaż przez chwilę chciałem zawrócić. Na rogu ulicy poleciały mi łzy, to nie był płacz, nie mogłem. Nie zrobiłem nic złego. Słowa. To tylko słowa.
Był gorący dzień lata, muchy wesoło bzyczały, a dzieci odbijały energicznie piłkę o drogę. Spuściłem głowę, nie chciałem widzieć pięknego świata, byłem przybity sytuacją, która mnie spotkała. Przy kolacji pomyślałem o Maryli - a co jeśli umarła i oskarżą mnie o współudział?
Wstałem i pobiegłem pod dom tej wariatki. Tak, była wariatką. Widziała wszędzie Boga, nawet w składanych przez żółwie jajach i smażonych na patelni plackach ziemniaczanych. Poczęstowała mnie raz. Kobieta potrafiła gotować, przyznaję. Jak się później okazało, był to tylko pretekst. Widziała, jak parę dni wcześniej ukradłem jabłka, gałęzie drzewa połamałem. Miałem zły dzień, nie wiem co mną kierowało. Choć, jak się domyślam, mogła to być Zosia, gruba dziewczyna z piątej klasy. Kradła dzieciom kanapki, aż w końcu padło na mnie. Chodziłem głodny parę godzin. Zresztą, nie lubię wracać, przeszłość jest lampionem z bibuły, wysłanym gdzieś w kosmos. Nigdy więcej nie będziemy mieć go w rękach. Powtarzam to za każdym razem. Tamta sytuacja z jabłkami skończyła się na upomnieniu, oraz kilku radach. Uważam, że pani Maryla postąpiła słusznie, chce mnie ratować. Bo świat takich jak ja zna na pamięć, bez zapisywania nut. Stoję więc przed domem. Trzęsą mi się nogi i mam wrażenie, że stanie się coś złego. Nie ufam ciszy.
- Pani Marylo, pani Marylo!
- Czego chcesz? - słyszę po drugiej stronie.
Wczoraj zabiłem panią i jest mi cholernie smutno. Prawie nawet się rozpłakałem.
Uważam, że mamy równe szanse. Młodość, starość, burza, słońce i takie tam, inne pierdoły. Tylko moje płuca są zdrowsze, bo z tego co wiem, to papierosy zabijają. Pali pani jeszcze?
Chciałbym przeprosić za słowa. Za słowa czasami trzeba przepraszać.
Drzwi otwierają się, starsza pani rozczesuje włosy i mówi:
-Jestem coraz bardziej zmęczona i noc szybciej nastaje.
Po tej scenie przepada jak kamień w wodę. Jak lampion w kosmosie.
*
Tyle mojej propozycji.
Wstawilam, co uwazalam, odwazylam sie tu i ówdzie na inny zapis.
Oczywiscie - to tylko moje spojrzenie.
A niby dlaczego mialabym nie byc?Damian Sawa pisze:No i cieszy mnie że mimo wszystko jesteś na tak!

J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.