Krzesło
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
-
- Posty: 833
- Rejestracja: 11 mar 2012, 12:41
Krzesło
- Kto odziedziczył ten dom? - zapytałam matki.
- Ciotka Stefania - odpowiedziała, otwierając spróchniałe drzwi - pewnie każe go zburzyć i sprzeda działkę.
- Pewnie tak - przytaknęłam, wchodząc do sieni. Pachniało jabłkami i sokiem z żurawiny. Przed tygodniem prababcia na swoim pogrzebie ostatni raz scaliła całą rodzinę. Podobno godzinę przed śmiercią przemówiła pożegnalnym tonem, pytając, kto będzie podlewał jej tulipany. Miała prawie sto lat i przeżyła troje z piątki swoich dzieci.
Weszłyśmy do izby, w której zatrzymał się czas. Pod szarą ścianą stało drewniane łóżko. Obok znajdował się kredens z urwanymi drzwiczkami. Pod oknem, od kiedy pamiętam, znaczną część izby zajmował stół z krzesłami. Każde takie same - stare, ciemnobrązowe, ze zdartym obiciem. Matka spojrzała przez okno. Chude łodygi tulipanów gięły się ku ziemi, a czerwone płatki odnalazły ostatni spoczynek na suchych grudach. Otarła łzę. W tym domu nauczyła się chodzić, mówić i pisać. To tutaj zwierzyła się ze swojej pierwszej, nieszczęśliwej miłości. Był początek słonecznego czerwca po wielkiej powodzi. Prababcia siedziała na ganku, łupiąc groch. Matka wróciła ze szkoły. Usiadła z plecakiem na schodach i złożywszy głowę w dłoniach, zaczęła szlochać. Prababcia podeszła do niej i wysłuchała historii o wysokim blondynie z siódmej klasy, którą skwitowała jednym zdaniem:
- Dziecko, jesteś wyjątkowa, musisz o tym pamiętać.
Matka usiadła za stołem, wpatrując się w połamane łodygi astrów, zeschnięte na wiór bratki i osty pożerające resztki roślin, które kiedyś były begoniami. Obrus, z wyhaftowanymi wielkanocnymi motywami, aż prosił się, aby go uprać. Poczułam się bardzo nieswojo. Wbiłam wzrok w drewnianą podłogę, szukając szczątków much lub mrówek. Matka siedziała na krześle prababci. Nikt nigdy wcześniej, oprócz właścicielki, na nim nie siedział. Tymczasem, mając do wyboru pozostałe, wybrała właśnie to. Odnosiłam wrażenie, że właśnie dzieje się coś, co przechodzi granice logicznego myślenia. Matka czuła obecność nieboszczki i milczała. Jej twarz zdradzała głęboką zadumę. W tej nieznośnej ciszy zerknęłam na piec, odarte ściany, zakurzone szklanki za szkłem w kredensie i nagle ujrzałam prababcię, młodszą od tej w trumnie. Podając mi owocowy deser, opowiadając o niemieckich żołnierzach, którzy w czasie wojny odwiedzali naszą wieś i nikomu nie zrobili krzywdy.
Biegnę za dom nabrać wody ze studni. Prababcia ma więcej siły niż ja, bez trudu dźwiga wielkie, pełne wody wiadro. Mówi o pradziadku, który zginął za Ojczyznę, a następnie wyjmuje z kredensu jego ordery. Są ładne, lśniące, złote lub srebrne, z orzełkami.
Potem odwiedzam ją coraz rzadziej. Nie zauważam, że się starzeje. Spinając długie, siwe włosy pod chustką, wygląda zawsze tak samo. Nosi czarną spódnicę, luźną bluzkę, która nie jest w stanie zakamuflować opadniętych do pasa piersi.
Przyjeżdżam na kawę, na chwilę, bo mam sporo istotnych spraw do załatwienia. Prababcia gotuje wodę na piecu, pytając jak teraz wygląda świat. Nie rozumie, choć to ją ciekawi najbardziej, jakim cudem można rozmawiać z kimś, kto jest na drugim końcu świata i jednocześnie widzieć go przez kamerę. Skręca pomarszczoną twarz na znak intelektualnego wysiłku, uśmiechając się pobłażliwie.
- Nadal nie cukrujesz, Kasiu?
- Tak, babciu.
- Mam nadzieję, że nie głodujesz, dzisiaj to nie są dziewczyny, ale wieszaki - oznajmia, nakładając olbrzymi kawałek ciasta na talerz. Kwiaty paciorecznika stukają w szybę.
Podniosłam wzrok. Matka zaczęła wiercić się na krześle na znak powrotu z zadumy. Słońce powoli zachodziło za horyzont, a w uszach nadal grzmiało echo słów z przeszłości. Jakby to wszystko wydarzyło się dziś rano lub najdalej wczoraj.
Przytuliłyśmy się, smutnie patrząc na zgliszcza za oknem.
- Ciotka Stefania nie powinna burzyć tego domu - stwierdziłam.
- Musi, dom się wali, nie ma szans przetrwania. Zresztą to naturalne.
- Pewnie tak - przytaknęłam, chociaż obie, wdychając po raz ostatni zapach zimnych ścian izby, pragnęłyśmy, aby to wszystko potoczyło się zupełnie inaczej.
***
Jak mogło potoczyć się inaczej? Najstarszy członek naszej rodziny odszedł we śnie – trudno wyobrazić sobie lepszą śmierć.
A jednak mogło. Od środka. Piętnaście lat wstecz, kiedy wyjechałam na studia, gdzie poznałam ludzi i miejsca, które były dla mnie ważniejsze od starej kobieciny, snującej się po ruderze z przeciekającym dachem.
Czy dowiedziałabym się czegoś więcej o murku przy schodach oprócz tego, że ciotka Stefania złamała na nim nogę?
Prababcia powtarzała: „nic nie da się powtórzyć”.
Proste i kropka – pomyślałam, wychodząc na balkon zapalić.
Za dwie godziny odjeżdżał mój pociąg do świata z zakrętami uliczek, które znałam na pamięć. Z burdelami w ciemnych zaułkach i Murzynami handlującymi pervitinem w centrum.
Miałam powrócić do spacerów nad rzeką, słonecznych promieni odbijających się od grzbietów leniwych łabędzi. Wieczorów spędzonych w kinie, ostatniego metra, które odjedzie sprzed nosa. Pustego łóżka i serca. Zarwanych nocy nad raportami, kolejnego awansu i porannego otępienia.
-Niech to szlag, kim jestem? – Złapałam się za głowę. Prababcia zawsze potrafiła uspokoić skołowane myśli, pokrzepić kulejącą duszę. Wraz z nią odeszła pewność.
Zrezygnowana usiadłam na kanapie. Matka weszła do pokoju, zerkając na niedomkniętą walizkę.
- Jesteś spakowana?
- Tak.
- Kiedy przyjedziesz?
- Za tydzień.
- Za tydzień? – powtórzyła, nie dowierzając.
- Tak.
- Czy coś się stało? – zapytała, zatroskanym głosem.
- Nic się nie stało. Muszę częściej was odwiedzać, żeby nie stracić siebie.
- Nie stracić siebie?
- Tak mamo, siebie.
Kiedy myślę o śmierci swoich bliskich w gardle z prędkością światła narasta mi lodowa bryła. Lecę na łeb na szyję, wpadając strachowi w objęcia. Czy zdążę być lepsza?
- Ciotka Stefania - odpowiedziała, otwierając spróchniałe drzwi - pewnie każe go zburzyć i sprzeda działkę.
- Pewnie tak - przytaknęłam, wchodząc do sieni. Pachniało jabłkami i sokiem z żurawiny. Przed tygodniem prababcia na swoim pogrzebie ostatni raz scaliła całą rodzinę. Podobno godzinę przed śmiercią przemówiła pożegnalnym tonem, pytając, kto będzie podlewał jej tulipany. Miała prawie sto lat i przeżyła troje z piątki swoich dzieci.
Weszłyśmy do izby, w której zatrzymał się czas. Pod szarą ścianą stało drewniane łóżko. Obok znajdował się kredens z urwanymi drzwiczkami. Pod oknem, od kiedy pamiętam, znaczną część izby zajmował stół z krzesłami. Każde takie same - stare, ciemnobrązowe, ze zdartym obiciem. Matka spojrzała przez okno. Chude łodygi tulipanów gięły się ku ziemi, a czerwone płatki odnalazły ostatni spoczynek na suchych grudach. Otarła łzę. W tym domu nauczyła się chodzić, mówić i pisać. To tutaj zwierzyła się ze swojej pierwszej, nieszczęśliwej miłości. Był początek słonecznego czerwca po wielkiej powodzi. Prababcia siedziała na ganku, łupiąc groch. Matka wróciła ze szkoły. Usiadła z plecakiem na schodach i złożywszy głowę w dłoniach, zaczęła szlochać. Prababcia podeszła do niej i wysłuchała historii o wysokim blondynie z siódmej klasy, którą skwitowała jednym zdaniem:
- Dziecko, jesteś wyjątkowa, musisz o tym pamiętać.
Matka usiadła za stołem, wpatrując się w połamane łodygi astrów, zeschnięte na wiór bratki i osty pożerające resztki roślin, które kiedyś były begoniami. Obrus, z wyhaftowanymi wielkanocnymi motywami, aż prosił się, aby go uprać. Poczułam się bardzo nieswojo. Wbiłam wzrok w drewnianą podłogę, szukając szczątków much lub mrówek. Matka siedziała na krześle prababci. Nikt nigdy wcześniej, oprócz właścicielki, na nim nie siedział. Tymczasem, mając do wyboru pozostałe, wybrała właśnie to. Odnosiłam wrażenie, że właśnie dzieje się coś, co przechodzi granice logicznego myślenia. Matka czuła obecność nieboszczki i milczała. Jej twarz zdradzała głęboką zadumę. W tej nieznośnej ciszy zerknęłam na piec, odarte ściany, zakurzone szklanki za szkłem w kredensie i nagle ujrzałam prababcię, młodszą od tej w trumnie. Podając mi owocowy deser, opowiadając o niemieckich żołnierzach, którzy w czasie wojny odwiedzali naszą wieś i nikomu nie zrobili krzywdy.
Biegnę za dom nabrać wody ze studni. Prababcia ma więcej siły niż ja, bez trudu dźwiga wielkie, pełne wody wiadro. Mówi o pradziadku, który zginął za Ojczyznę, a następnie wyjmuje z kredensu jego ordery. Są ładne, lśniące, złote lub srebrne, z orzełkami.
Potem odwiedzam ją coraz rzadziej. Nie zauważam, że się starzeje. Spinając długie, siwe włosy pod chustką, wygląda zawsze tak samo. Nosi czarną spódnicę, luźną bluzkę, która nie jest w stanie zakamuflować opadniętych do pasa piersi.
Przyjeżdżam na kawę, na chwilę, bo mam sporo istotnych spraw do załatwienia. Prababcia gotuje wodę na piecu, pytając jak teraz wygląda świat. Nie rozumie, choć to ją ciekawi najbardziej, jakim cudem można rozmawiać z kimś, kto jest na drugim końcu świata i jednocześnie widzieć go przez kamerę. Skręca pomarszczoną twarz na znak intelektualnego wysiłku, uśmiechając się pobłażliwie.
- Nadal nie cukrujesz, Kasiu?
- Tak, babciu.
- Mam nadzieję, że nie głodujesz, dzisiaj to nie są dziewczyny, ale wieszaki - oznajmia, nakładając olbrzymi kawałek ciasta na talerz. Kwiaty paciorecznika stukają w szybę.
Podniosłam wzrok. Matka zaczęła wiercić się na krześle na znak powrotu z zadumy. Słońce powoli zachodziło za horyzont, a w uszach nadal grzmiało echo słów z przeszłości. Jakby to wszystko wydarzyło się dziś rano lub najdalej wczoraj.
Przytuliłyśmy się, smutnie patrząc na zgliszcza za oknem.
- Ciotka Stefania nie powinna burzyć tego domu - stwierdziłam.
- Musi, dom się wali, nie ma szans przetrwania. Zresztą to naturalne.
- Pewnie tak - przytaknęłam, chociaż obie, wdychając po raz ostatni zapach zimnych ścian izby, pragnęłyśmy, aby to wszystko potoczyło się zupełnie inaczej.
***
Jak mogło potoczyć się inaczej? Najstarszy członek naszej rodziny odszedł we śnie – trudno wyobrazić sobie lepszą śmierć.
A jednak mogło. Od środka. Piętnaście lat wstecz, kiedy wyjechałam na studia, gdzie poznałam ludzi i miejsca, które były dla mnie ważniejsze od starej kobieciny, snującej się po ruderze z przeciekającym dachem.
Czy dowiedziałabym się czegoś więcej o murku przy schodach oprócz tego, że ciotka Stefania złamała na nim nogę?
Prababcia powtarzała: „nic nie da się powtórzyć”.
Proste i kropka – pomyślałam, wychodząc na balkon zapalić.
Za dwie godziny odjeżdżał mój pociąg do świata z zakrętami uliczek, które znałam na pamięć. Z burdelami w ciemnych zaułkach i Murzynami handlującymi pervitinem w centrum.
Miałam powrócić do spacerów nad rzeką, słonecznych promieni odbijających się od grzbietów leniwych łabędzi. Wieczorów spędzonych w kinie, ostatniego metra, które odjedzie sprzed nosa. Pustego łóżka i serca. Zarwanych nocy nad raportami, kolejnego awansu i porannego otępienia.
-Niech to szlag, kim jestem? – Złapałam się za głowę. Prababcia zawsze potrafiła uspokoić skołowane myśli, pokrzepić kulejącą duszę. Wraz z nią odeszła pewność.
Zrezygnowana usiadłam na kanapie. Matka weszła do pokoju, zerkając na niedomkniętą walizkę.
- Jesteś spakowana?
- Tak.
- Kiedy przyjedziesz?
- Za tydzień.
- Za tydzień? – powtórzyła, nie dowierzając.
- Tak.
- Czy coś się stało? – zapytała, zatroskanym głosem.
- Nic się nie stało. Muszę częściej was odwiedzać, żeby nie stracić siebie.
- Nie stracić siebie?
- Tak mamo, siebie.
Kiedy myślę o śmierci swoich bliskich w gardle z prędkością światła narasta mi lodowa bryła. Lecę na łeb na szyję, wpadając strachowi w objęcia. Czy zdążę być lepsza?
Ostatnio zmieniony 03 paź 2014, 14:17 przez Adela, łącznie zmieniany 1 raz.
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Krzesło

Bardzo-bardzo. Piekne obrazki, piekne mysli, spokój i doswiadczenie bijá z Twojego opowiadania.
To tekst z rodzaju tych, które albo sie krytykuje, bo chemia nie pasuje, albo milknie i przezuwa w sobie jeszcze dlugo. Ja, pozwolisz, pozostane w zadumanym trawieniu.
Bedzie podlewal? Popodlewa?Adela pisze:Podobno godzinę przed śmiercią przemówiła pożegnalnym tonem, pytając, kto podlewa jej tulipany.
Nie. Cos w tym zdaniu nie gra. Kamien niczego nie zdradza, jest kamienny. Chyba, ze wykuto w nim czyjás zadumaná twarz. Wiesz co chce powiedziec?Adela pisze:Jej skamieniała twarz zdradzała głęboką zadumę.
Podaje i opowiada / opowiadajác podaje - zmienilabym szyk.Adela pisze:Podając mi owocowy deser, opowiada o niemieckich żołnierzach, którzy w czasie wojny odwiedzali naszą wieś i nikomu nie zrobili krzywdy.
Z orzelkami - l.mn.Adela pisze:Są ładne, lśniące, złote lub srebrne, z orzełkiem.
Ciekawie napisane, bo w pierwszej chwili myslalam, ze peelka mysli o sobie. Jednak nie, a wiec wrzuc to sterczáce "sie" na przedostatnie miejsce.Adela pisze: Nie zauważam, że starzeje się.
Dwa zgubione przecinki i zaczarowane spacje - tu i potem, w dialogach.Adela pisze:- Nadal nie cukrujesz Kasiu?
- Tak babciu.
Tyle mojego dlubania.
Zamyslilam sie, poczytalam jeszcze raz i w drugim przejsciu tylko utwierdzilam sie, ze:
powinnas usunác. To jest jak czwarta wisienka na jednym malym muffinku...Adela pisze:Kiedy myślę o śmierci swoich bliskich w gardle z prędkością światła narasta mi lodowa bryła. Lecę na łeb na szyję, wpadając strachowi w objęcia. Czy zdążę być dla nich lepsza?
Pozdrawiam,
J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
-
- Posty: 833
- Rejestracja: 11 mar 2012, 12:41
Re: Krzesło
Droga 411 bardzo dziękuję za dłubanie, oczywiście skorzystam z sugestii, muszę luknąć:)
Zastanawiam się nad Twoim komentarzem, dotyczącym ostatniego zdania, czy faktycznie już przesadzone? Hmm.
Zaczarowane spacje - to pewnie wynik wklejania, czasami wychodzą dziwne kwiatki:)
Pozdrawiam serdecznie,
A.
Zastanawiam się nad Twoim komentarzem, dotyczącym ostatniego zdania, czy faktycznie już przesadzone? Hmm.
Zaczarowane spacje - to pewnie wynik wklejania, czasami wychodzą dziwne kwiatki:)
Pozdrawiam serdecznie,
A.
-
- Posty: 335
- Rejestracja: 30 paź 2011, 21:14
- Lokalizacja: Katowice/Jędrzejów/Kraków
Re: Krzesło
A ja bym zostawił ostatni akapit. Wisienka bardzo smaczna 
Miałem już pisać o kilku błędach, ale znakomicie wyhaczyła je 411. Większości nie zauważyłem :P
Opowiadanie z takich, po których zostaje westchnienie. I nie da się przejść do zwykłych czynności bez chwili zadumy i zatrzymania biegu. Mniemam, że o to chodziło

Miałem już pisać o kilku błędach, ale znakomicie wyhaczyła je 411. Większości nie zauważyłem :P
Opowiadanie z takich, po których zostaje westchnienie. I nie da się przejść do zwykłych czynności bez chwili zadumy i zatrzymania biegu. Mniemam, że o to chodziło

- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Krzesło
Niby poprawnie, ale chyba lepiej brzmi "że się starzeje".Adela pisze:Nie zauważam, że starzeje się.
Trochę to nielogiczne.Adela pisze:dziś rano lub najpóźniej wczoraj.
Jeśli przyjmiemy, że wczoraj, to jednak trochę wcześniej, niż dziś rano, to trudno o tym mówić "najpóźniej".
Ja napisałbym "najdalej wczoraj".
Złapałam - wielką literą i przydałaby się spacja po inicjującym myślniku. Takich bezspacjowych jest w tekście więcej. Może popraw?Adela pisze:-Niech to szlag, kim jestem? – złapałam się za głowę.
Opowiadanie jest dobre, wzbudza zainteresowanie i refleksję.
Proponuję posłuchać rady 411 dotyczącej ostatniego akapitu. On jakoś nie pasuje do reszty tekstu, pomimo, iż z niej właśnie wynika. Chyba wystarczyłoby zakończyć przed nim.



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
Re: Krzesło
Klimatyczne, prawdziwe, czuje się tą atmosferę, którą przekazujesz. Osoba prababci taka realna i cenna.



-
- Posty: 833
- Rejestracja: 11 mar 2012, 12:41
Re: Krzesło
Enbers dziękuję za wizytę, komentarz.
Skaranie - również podziękowania śle, jeszcze się nie wzięłam za kosmetyczne poprawki - sugestie z pewnością wykorzystam, jestem bardzo za nie wdzięczna. Jeśli chodzi o spacje, w Wordzie nic mi nie podkreśla, że brak. No nie wiem, muszę się temu zjawisku przyjrzeć bliżej, znaczy się - tu widzę, że w tekście brak spacji, ale czy w oryginale?;)
Karolku, bardzo mi miło super że dla Ciebie prababcia realna i cenna!
Pozdrawiam,
A.
Skaranie - również podziękowania śle, jeszcze się nie wzięłam za kosmetyczne poprawki - sugestie z pewnością wykorzystam, jestem bardzo za nie wdzięczna. Jeśli chodzi o spacje, w Wordzie nic mi nie podkreśla, że brak. No nie wiem, muszę się temu zjawisku przyjrzeć bliżej, znaczy się - tu widzę, że w tekście brak spacji, ale czy w oryginale?;)
Karolku, bardzo mi miło super że dla Ciebie prababcia realna i cenna!
Pozdrawiam,
A.
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Krzesło
Pomyłka. Jest dobrze małą literą. Przepraszam.skaranie boskie pisze:Złapałam - wielką literąAdela pisze:-Niech to szlag, kim jestem? – złapałam się za głowę.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Krzesło
Dobrze napisałeś wcześniej - powinno być wielką literą. "złapałam" nie oznacza "odgłosu paszczy".skaranie boskie pisze:skaranie boskie pisze:
Adela pisze:
-Niech to szlag, kim jestem? – złapałam się za głowę.
Złapałam - wielką literą
Pomyłka. Jest dobrze małą literą. Przepraszam.
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Re: Krzesło
Bardzo dobra opowieść, pani Adelo.
Jestem pod wrażeniem. Podziwiam lekkość, z jaką posługuje się pani słowem i umiejętność utrzymania czytelnika w ryzach do samego końca. Brawo!
Jestem pod wrażeniem. Podziwiam lekkość, z jaką posługuje się pani słowem i umiejętność utrzymania czytelnika w ryzach do samego końca. Brawo!
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie