Zlecenie
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Zlecenie
- Kochanie, będę się zbierał. Dziś specjalne zlecenie, nie chcę się spóźnić.
- Dobrze, dobrze - doszedł mnie z kuchni głos małżonki. Po chwili pojawiła się przede mną w całej okazałości, prezentując się w zwiewnej sukience z kokardką na prawym ramieniu. - I jak?
- Pięknie wyglądasz, ale naprawdę - wskazałem na zegar - muszę lecieć. Po powrocie wyrażę pełniejszą opinię.
- No, leć, leć. - Małżonka cmoknęła mnie w policzek. - Tylko uważaj i nie pędź tak. Wiesz, jakie wariaty...
- Wiem, wiem. Pa!
*
Dom państwa Winnickich znajdował się zaledwie trzy kilometry od mojego, podróż jednak okazała się wyjątkowo męcząca i długa. Rzeczywiście, jak wspomniała kochana żona, nie brakowało - nie bójmy się użyć tego słowa - debili, którzy dostali prawo jazdy chyba tylko po znajomości. Kilku o mały włos nie spowodowało poważniejszego wypadku, na szczęście skończyło się na drobnej stłuczce i paru przekleństwach wyrzuconych w powietrze. Kultura na drodze, ech, pomyślałem, zręcznie omijając jakąś staruszkę. Po chwili stanąłem przed celem - duży, biały dom z kolorowym ogrodem wręcz zapraszał do środka na herbatkę i pogawędkę, niestety, wiedziałem, że spoufalanie się z klientami jest stanowczo zabronione. Cóż, wypiję coś u siebie, jak wrócę.
Wziąłem bagaż, potrzebny do zrealizowania zlecenia, i podszedłem do bramy. Zadzwoniłem.
- Halo? Ja z firmy Spełniamy Marzenia Dużych i Małych, mam dla państwa...
Nim dokończyłem, z domu wyszedł wysoki mężczyzna, od razu poznałem, że pan Winnicki, i zbliżył się do mnie z prędkością rozwścieczonego lwa albo innego drapieżnego zwierzęcia. Nie powiem, nieco się przestraszyłem.
- Niczego od pana nie chcemy - burknął, dając mi wyraźnie do zrozumienia, żebym się wynosił. No ale nie mogłem.
- Przepraszam bardzo, ale dostaliśmy od państwa zamówienie. Mogę pokazać...
- Nic nie będzie mi pan pokazywał! - wrzasnął mężczyzna. - Czy ja wyglądam na takiego, który chciałby cokolwiek zamówić w waszej firmie? Jeśli już, poszedłbym do konkurencji, jest szybsza, transport bezpłatny...
- My też mamy bezpłatny transport - wtrąciłem nieurażony. - A dla wiernych klientów wiele atrakcji.
- Hahahaha! - wybuchnął śmiechem pan Winnicki, po czym nagle spoważniał. - Gówno mnie to obchodzi. Powtarzam jeszcze raz - ani ja, ani moja żona nie dzwoniliśmy do was, nie byliśmy też u was osobiście. Nawet nie wiemy, gdzie mieści się wasza firma.
- To trochę dziwne, bo mam wyraźnie napisane, że mam dostarczyć przesyłkę do państwa Winnickich.
- Mało jest Winnickich na świecie? Pewnie adres pomyliłeś i już.
- Nie sądzę. Koperki, ulica Maślana czterdzieści, to tutaj.
- Pokaż! - Pan Winnicki odebrał mi papiery i zaczął im się bacznie przyglądać. - To musi być zwykła pomyłka. Naprawdę my nic...
- Rozumiem - odparłem łagodnie. - Takie rzeczy się zdarzają. Tylko że nie mam co zrobić z... - wskazałem na trzy sporej wielkości worki z niewielkimi otworami. - Może byście jednak wzięli?
- Co? Trzy aż? Ktoś tu naprawdę ma bardzo duże poczucie humoru! - Widziałem, że pan Winnicki nie mógł się zdecydować, czy być rozgniewanym, czy rozbawionym. - Pewnie brat postanowił zrobić mi psikusa. Szkoda mi pana, że musiał się pan na marne fatygować, panie... jak się pan nazywa?
- Leon Skrzydlewski.
- Więc panie Leonie, niestety, po raz ostatni stwierdzam - nic od pana nie wezmę. Lepiej niech pan się zmywa, zaraz wróci mój syn ze szkoły. On już w takim wieku, że wie, skąd się powinny brać dzieci. Jak zobaczy, że gadam z bocianem, więcej się słowem do mnie nie odezwie!
Po tych słowach pan Winnicki obrócił się na pięcie i wrócił do domu. Westchnąłem żałośnie - nie pozostało mi nic innego, jak ponownie wzlecieć z workami w górę.
*
- No i kazał mi się wynosić, bo nie chciał, by mnie jego syn zobaczył - zakończyłem relację z nieudanej wyprawy. Żona postawiła na stole filiżankę mocnej herbaty i usiadła obok. - Może rzeczywiście ktoś wpisał zły adres? Niedaleko mieszka Winnocki, może o niego chodziło?
- Wątpię, niedawno przygarnął trzymiesięcznego malucha. Posłuchaj, nie powinieneś się przejmować, ty nic złego nie zrobiłem.
- Nie przejmuję sobą, a nimi.
Na podłodze, naprędce przygotowanym kocu i poduszkach, spało troję niemowląt. Długo patrzyliśmy na ich słodkie buzie; małżonka była wyraźnie zachwycona, ja równie starałem się okazywać jedynie zadowolenie. No i co mamy z wami zrobić, myślałem, zgodnie z regulaminem powinniście ponownie trafić na listę oczekujących, aż do czasu wyjaśniania pomyłki.
- Zapewne postanowili zrezygnować w ostatniej chwili - powiedziała niespodziewanie żona, burząc przyjemną ciszę. - I bali się przyznać. Dzieciaki nie mogą wrócić.
- Ależ kochanie, musimy...
- Przygarnijmy je - rzekła przymilnie. - Dajmy im dom, na jaki zasługują.
- Nie wiem, to ludzkie dzieci, nie wiem, czy powinniśmy, czy to dozwolone. A jak sobie nie poradzimy?
- Poradzimy. - Moja kochana kobieta pogłaskała mnie po głowie. - Daliśmy radę z kilkunastoma pisklakami, to i niemowlęta wychowamy na porządne stworzenia.
- Na ludzi - dodałem z uśmiechem. - Dobrze, postaram się przekonać szefa, by pozwolił nam je adoptować. Mam nadzieję, że pójdzie łatwo.
- Na pewno.
- Dobrze, dobrze - doszedł mnie z kuchni głos małżonki. Po chwili pojawiła się przede mną w całej okazałości, prezentując się w zwiewnej sukience z kokardką na prawym ramieniu. - I jak?
- Pięknie wyglądasz, ale naprawdę - wskazałem na zegar - muszę lecieć. Po powrocie wyrażę pełniejszą opinię.
- No, leć, leć. - Małżonka cmoknęła mnie w policzek. - Tylko uważaj i nie pędź tak. Wiesz, jakie wariaty...
- Wiem, wiem. Pa!
*
Dom państwa Winnickich znajdował się zaledwie trzy kilometry od mojego, podróż jednak okazała się wyjątkowo męcząca i długa. Rzeczywiście, jak wspomniała kochana żona, nie brakowało - nie bójmy się użyć tego słowa - debili, którzy dostali prawo jazdy chyba tylko po znajomości. Kilku o mały włos nie spowodowało poważniejszego wypadku, na szczęście skończyło się na drobnej stłuczce i paru przekleństwach wyrzuconych w powietrze. Kultura na drodze, ech, pomyślałem, zręcznie omijając jakąś staruszkę. Po chwili stanąłem przed celem - duży, biały dom z kolorowym ogrodem wręcz zapraszał do środka na herbatkę i pogawędkę, niestety, wiedziałem, że spoufalanie się z klientami jest stanowczo zabronione. Cóż, wypiję coś u siebie, jak wrócę.
Wziąłem bagaż, potrzebny do zrealizowania zlecenia, i podszedłem do bramy. Zadzwoniłem.
- Halo? Ja z firmy Spełniamy Marzenia Dużych i Małych, mam dla państwa...
Nim dokończyłem, z domu wyszedł wysoki mężczyzna, od razu poznałem, że pan Winnicki, i zbliżył się do mnie z prędkością rozwścieczonego lwa albo innego drapieżnego zwierzęcia. Nie powiem, nieco się przestraszyłem.
- Niczego od pana nie chcemy - burknął, dając mi wyraźnie do zrozumienia, żebym się wynosił. No ale nie mogłem.
- Przepraszam bardzo, ale dostaliśmy od państwa zamówienie. Mogę pokazać...
- Nic nie będzie mi pan pokazywał! - wrzasnął mężczyzna. - Czy ja wyglądam na takiego, który chciałby cokolwiek zamówić w waszej firmie? Jeśli już, poszedłbym do konkurencji, jest szybsza, transport bezpłatny...
- My też mamy bezpłatny transport - wtrąciłem nieurażony. - A dla wiernych klientów wiele atrakcji.
- Hahahaha! - wybuchnął śmiechem pan Winnicki, po czym nagle spoważniał. - Gówno mnie to obchodzi. Powtarzam jeszcze raz - ani ja, ani moja żona nie dzwoniliśmy do was, nie byliśmy też u was osobiście. Nawet nie wiemy, gdzie mieści się wasza firma.
- To trochę dziwne, bo mam wyraźnie napisane, że mam dostarczyć przesyłkę do państwa Winnickich.
- Mało jest Winnickich na świecie? Pewnie adres pomyliłeś i już.
- Nie sądzę. Koperki, ulica Maślana czterdzieści, to tutaj.
- Pokaż! - Pan Winnicki odebrał mi papiery i zaczął im się bacznie przyglądać. - To musi być zwykła pomyłka. Naprawdę my nic...
- Rozumiem - odparłem łagodnie. - Takie rzeczy się zdarzają. Tylko że nie mam co zrobić z... - wskazałem na trzy sporej wielkości worki z niewielkimi otworami. - Może byście jednak wzięli?
- Co? Trzy aż? Ktoś tu naprawdę ma bardzo duże poczucie humoru! - Widziałem, że pan Winnicki nie mógł się zdecydować, czy być rozgniewanym, czy rozbawionym. - Pewnie brat postanowił zrobić mi psikusa. Szkoda mi pana, że musiał się pan na marne fatygować, panie... jak się pan nazywa?
- Leon Skrzydlewski.
- Więc panie Leonie, niestety, po raz ostatni stwierdzam - nic od pana nie wezmę. Lepiej niech pan się zmywa, zaraz wróci mój syn ze szkoły. On już w takim wieku, że wie, skąd się powinny brać dzieci. Jak zobaczy, że gadam z bocianem, więcej się słowem do mnie nie odezwie!
Po tych słowach pan Winnicki obrócił się na pięcie i wrócił do domu. Westchnąłem żałośnie - nie pozostało mi nic innego, jak ponownie wzlecieć z workami w górę.
*
- No i kazał mi się wynosić, bo nie chciał, by mnie jego syn zobaczył - zakończyłem relację z nieudanej wyprawy. Żona postawiła na stole filiżankę mocnej herbaty i usiadła obok. - Może rzeczywiście ktoś wpisał zły adres? Niedaleko mieszka Winnocki, może o niego chodziło?
- Wątpię, niedawno przygarnął trzymiesięcznego malucha. Posłuchaj, nie powinieneś się przejmować, ty nic złego nie zrobiłem.
- Nie przejmuję sobą, a nimi.
Na podłodze, naprędce przygotowanym kocu i poduszkach, spało troję niemowląt. Długo patrzyliśmy na ich słodkie buzie; małżonka była wyraźnie zachwycona, ja równie starałem się okazywać jedynie zadowolenie. No i co mamy z wami zrobić, myślałem, zgodnie z regulaminem powinniście ponownie trafić na listę oczekujących, aż do czasu wyjaśniania pomyłki.
- Zapewne postanowili zrezygnować w ostatniej chwili - powiedziała niespodziewanie żona, burząc przyjemną ciszę. - I bali się przyznać. Dzieciaki nie mogą wrócić.
- Ależ kochanie, musimy...
- Przygarnijmy je - rzekła przymilnie. - Dajmy im dom, na jaki zasługują.
- Nie wiem, to ludzkie dzieci, nie wiem, czy powinniśmy, czy to dozwolone. A jak sobie nie poradzimy?
- Poradzimy. - Moja kochana kobieta pogłaskała mnie po głowie. - Daliśmy radę z kilkunastoma pisklakami, to i niemowlęta wychowamy na porządne stworzenia.
- Na ludzi - dodałem z uśmiechem. - Dobrze, postaram się przekonać szefa, by pozwolił nam je adoptować. Mam nadzieję, że pójdzie łatwo.
- Na pewno.
- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
Re: Zlecenie
Gdzie bocian ma ramię.
Jedna rzecz mi nie pasuje. Pan Winnicki, taki gburowaty, zły, a wchodzi tak łatwo w relację z przybyszem. Zapewne bocian ma jakiś dar zjednywania sobie ludzi, inaczej by nie było już bocianów, a ten jeden nie załatwiłby żadnej sprawy. I nie byłoby dalszego ciągu po zdawkowym ledwie przywitaniu i odesłaniu gościa w diabły.
Jak do mnie dzwonią z ofertą garnków, czy innych gadżetów, to miło mówię, że niczego mi już w życiu nie potrzeba i radośnie odkładam słuchawkę. I nie złoszczę się na koszt rozmówcy, niech nie traci czasu pracy, tylko dzwoni do innych, żeby też mieli radochę.
Brakuje mi dwóch przecinków, nie powiem gdzie, bo nie jestem jednego pewien, a drugie miejsce zgubiłem.
Ale fajne opowiadanie.
Jedna rzecz mi nie pasuje. Pan Winnicki, taki gburowaty, zły, a wchodzi tak łatwo w relację z przybyszem. Zapewne bocian ma jakiś dar zjednywania sobie ludzi, inaczej by nie było już bocianów, a ten jeden nie załatwiłby żadnej sprawy. I nie byłoby dalszego ciągu po zdawkowym ledwie przywitaniu i odesłaniu gościa w diabły.
Jak do mnie dzwonią z ofertą garnków, czy innych gadżetów, to miło mówię, że niczego mi już w życiu nie potrzeba i radośnie odkładam słuchawkę. I nie złoszczę się na koszt rozmówcy, niech nie traci czasu pracy, tylko dzwoni do innych, żeby też mieli radochę.
Brakuje mi dwóch przecinków, nie powiem gdzie, bo nie jestem jednego pewien, a drugie miejsce zgubiłem.
Ale fajne opowiadanie.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Zlecenie
Nie do końca rozumiem twój komentarz, Leszku. To nie Leon zadzwonił do Winnickich z zapytaniem, czy nie chcieliby jakiegoś dzieciaka, tylko odwrotnie - Winnicki zadzwonił do firmy. Znaczy tak sądził bohater, a jego żona stwierdziła, że postanowił - Winnicki - w ostatniej chwili zrezygnować z przesyłki.
A pan Winnicki pewnie by łatwo nie wszedł w relację z Leonem, gdyby Leon nie był uparty.
Dzięki wielkie.
A pan Winnicki pewnie by łatwo nie wszedł w relację z Leonem, gdyby Leon nie był uparty.

Dzięki wielkie.

- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
Re: Zlecenie
jasne, że to on, że nie Leon.Patka pisze: To nie Leon zadzwonił do Winnickich z zapytaniem...Winnicki zadzwonił do firmy
Ich relacja zaczęła się na podwórku. Winnicki powinien rzucić spadaj pan i wrócić do domu. W wdał się w rozmowę, co wydało mi się dziwne. Ja domyślam się tylko, że musiał wiedzieć coś, czego nie napisałaś, musiał znać prawdę, dlatego nie mógł z czystym sumieniem wyrzucić bociana, dlatego wdał się w dyskusję. Ja bym napisał jedno zdanie więcej, aby czytelnikowi to lepiej pokazać, a nie tylko wypieranie się bez uzasadnienia.
Leon był uparty, ale nie do końca. Nie załatwił w końcu najważniejszego. Sam dał się załatwić. Za delikatny.
Był przed laty facet, przyszedł do dyrektora cyrku i powiedział, że umie naśladować ptaki.
Dyrektor obśmiał go i odpowiedział, że mamy tu takich na tony.
Na to facet podszedł do okna, otworzył i wyfrunął. Na prawdę umiał naśladować ptaki.
- pallas
- Posty: 1554
- Rejestracja: 22 lip 2015, 19:33
Re: Zlecenie
Ciekawy tekst. Mnie zmusił do myślenia. I podobało mi się to, że nie wszystko jest zdradzane czytelnikowi. Znaczy się podane na tacy.
Treściowo też ciekawy, ale się rozpisywać nie będę.
Jedna rzecz mi się nie podobała GWIAZDKI. Po prostu mnie to denerwuję, rozumie ich użycie. Ale na miłość boską przecież jak tekst byłby bez gwiazdek czy przerw, był by dobry. Rozumiem, że to można użyć jeżeli w tekście mamy rozstrzał czasowy albo dotyczy innego miejsca. W tym tekście mamy jeden dzień więc nie rozumiem użycia przerw bez nich tekst jest spójny.
Może się czepiam, ale chyba lepsza najgorsza prawda niż najsłodsze kłamstwo.
pozdrawiam Tytan.
Treściowo też ciekawy, ale się rozpisywać nie będę.
Jedna rzecz mi się nie podobała GWIAZDKI. Po prostu mnie to denerwuję, rozumie ich użycie. Ale na miłość boską przecież jak tekst byłby bez gwiazdek czy przerw, był by dobry. Rozumiem, że to można użyć jeżeli w tekście mamy rozstrzał czasowy albo dotyczy innego miejsca. W tym tekście mamy jeden dzień więc nie rozumiem użycia przerw bez nich tekst jest spójny.
Może się czepiam, ale chyba lepsza najgorsza prawda niż najsłodsze kłamstwo.
pozdrawiam Tytan.
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
/Dante Alighieri - Boska Komedia/
/Dante Alighieri - Boska Komedia/
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Zlecenie
Dziękuję, Leszku, za dokomentarz, aczkolwiek nie widzę nic złego w tym, że rozmowa Leona z Winnickim trochę potrwała.
Pallasie - tobie też dzięki.
Gwiazdki są potrzebne. Jasne, czas ten sam, znaczy podobny, ale mamy zmiany miejsca - najpierw jest dom, później podróż, a następnie znów dom. Nie mogłam więc napisać tekstu ciągiem.
Pallasie - tobie też dzięki.

- pallas
- Posty: 1554
- Rejestracja: 22 lip 2015, 19:33
Re: Zlecenie
W sumie racja Patka.
Mogę tylko powiedzieć tyle, jakie czasy takie teksty.
Mogę tylko powiedzieć tyle, jakie czasy takie teksty.

Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
/Dante Alighieri - Boska Komedia/
/Dante Alighieri - Boska Komedia/
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Zlecenie
Nie wiem, jak to interpretować... Miło nie brzmi.Mogę tylko powiedzieć tylko, jakie czasy takie teksty.
- pallas
- Posty: 1554
- Rejestracja: 22 lip 2015, 19:33
Re: Zlecenie
Oj, miało zabrzmieć całkiem odwrotnie. Miałem na myśli, że każde czasy mają swoje reguły, a te potrafią się powtarzać w różnych epokach. Powstają też inne reguły całkiem nowe. Miejsca są różne, ale co to ma niby zmienić w tym tekście. No chyba, że ma jeszcze bardziej zastanowić i dać różne interpretacje. Wtedy miało by to sens. 

Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
/Dante Alighieri - Boska Komedia/
/Dante Alighieri - Boska Komedia/
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Zlecenie
Chyba po raz pierwszy w historii ósmego piętra jestem zmuszony totalnie skrytykować tekst Patki.
Jest źle i basta.
Zacznę od początku.
No i jak cmoknąć takim długaśnym dziobem?
Przecież dotąd ani słowa o wzlatywaniu. Pan Leon Skrzydlewski dotarł był do klienta drogą, z kontekstu wnosić by można, że nawet samochodem. Skąd więc to ponowne wzlatywanie w górę?
Podobnych wpadek jest więcej. O jednej z nich pisał był Leszek.
Poza tym kilka błędów znalazłem.
Nie są, co prawda z gatunku tych najgorszych, ale u Ciebie nie spodziewam się nawet (a może zwłaszcza) takich.
Oczywiście górnolotny, ale trąca mi patosem, albo raczej jakimś moralitetem. No pewnie rozumiesz, co mam na myśli. To już jednak rzecz gustu i zapatrywań.
Jakkolwiek na to nie spoglądać, w mojej ocenie, utwór nadaje się - jeśli nie do kosza - to przynajmniej do dość poważnego remontu.

Jest źle i basta.
Zacznę od początku.
Niby nic dziwnego, ale kto widział policzek u bociana?Patka pisze:Małżonka cmoknęła mnie w policzek.
No i jak cmoknąć takim długaśnym dziobem?
Wierny to może być pies. Dodatkowe atrakcje, rabaty, bonusy itp. miewa się dla stałych klientów.Patka pisze: A dla wiernych klientów
Ponownie?Patka pisze:nie pozostało mi nic innego, jak ponownie wzlecieć z workami w górę.
Przecież dotąd ani słowa o wzlatywaniu. Pan Leon Skrzydlewski dotarł był do klienta drogą, z kontekstu wnosić by można, że nawet samochodem. Skąd więc to ponowne wzlatywanie w górę?
Podobnych wpadek jest więcej. O jednej z nich pisał był Leszek.
Poza tym kilka błędów znalazłem.
Nie są, co prawda z gatunku tych najgorszych, ale u Ciebie nie spodziewam się nawet (a może zwłaszcza) takich.
Patka pisze:ty nic złego nie zrobiłem
Patka pisze:- Nie przejmuję sobą, a nimi.
Na zakończenie ten pomysł z adopcją niemowląt.Patka pisze:Na podłodze, naprędce przygotowanym kocu i poduszkach, spało troję niemowląt
Oczywiście górnolotny, ale trąca mi patosem, albo raczej jakimś moralitetem. No pewnie rozumiesz, co mam na myśli. To już jednak rzecz gustu i zapatrywań.
Jakkolwiek na to nie spoglądać, w mojej ocenie, utwór nadaje się - jeśli nie do kosza - to przynajmniej do dość poważnego remontu.




Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl