Wał Kardana

Proza w pigułce, drabble.

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Baśka
Posty: 38
Rejestracja: 10 maja 2017, 21:23

Wał Kardana

#1 Post autor: Baśka » 11 cze 2017, 22:35

Przez kilka dni zastanawiałam się co kupić na prezent. Dostałam zaproszenie na urodziny ośmiolatka. Przyjechał z matką na całe wakacje do mojego najbliższego sąsiada. Zadzwoniłam do Andrzeja.
- Słuchaj, nie wiem, co kupić Patrykowi na prezent. Nie znam się na tych ich zabawkach.
- Nic nie kupuj, tylko przyjdź. Poza tym prezentów to już mu zamówiliśmy.
- Nie wypada bez prezentu, słuchaj Andrzej, to może tak zrobimy, że ja zwrócę cześć kosztów. Nalegam.
- Jak chcesz, ale to już z Beatką.
Beatka. Przyjechała w zeszłym roku na Mazury na wakacje. Poznałam ją na grillu u Andrzeja. Jak się poznali, nie wiem. Wiem, że od razu Andrzej się w niej zakochał. Szkoda mi było Magdy, mieszkała z nim siedemnaście lat.

Przyjeżdżam.
- Dzień dobry!
- Cześć.
- A gdzie Andrzej?
- Pojechał po jednego chłopca tu ze wsi obok, Patryczek poznał go w zeszłym roku i zaprosił. Zaraz będą. O! Już jadą.
Wysiada Andrzej i chłopiec z prezentową torebką.
Andrzej znika z Beatką w domu, Patryk przy ogródkowym stoliku ogląda coś na tablecie.
Chłopiec stoi przed bramą i nie wie, co zrobić.
Podchodzę do niego.
- Cześć, jak masz na imię? – pytam.
- Grześ.
- A ja Baśka. A gdzie mieszkasz?
- A tam na kolonii.
- A ty nie jesteś czasem synem Bodzia?
- Tak!
- No skóra zdjęta z taty.
- A pani zna mojego tatę?
- Pewnie, że znam. Okna mi wymieniał.
- No, bo mój tata umie! On wszystko umie.
- Chodź. Napijesz się czegoś?
Nie wie. Rozgląda się po obejściu.
Na środku stoi pawilon z plastiku z siatkowymi zasłonami.
- Ładne – mówi.
Wołam Patryka. „Gość do ciebie przyszedł!”.
Wchodzimy wszyscy do pawilonu, w nim stół, już zastawiony, stoliczki z talerzykami pełnych słodyczy i owoców i napojami, krzesełka. Ciasno, ale przyjemnie.
Śpiewamy sto lat. Beatka przynosi tort.
Grześ nie może jeść truskawek. Ma uczulenie. Beatka niezadowolona, bo gdyby wiedziała wcześniej, to by nie kroiła porcji, kto ją teraz zje. Nie proponuje nic innego Grzesiowi.
- Grzesiu, może się czymś innym poczęstujesz? – pytam. Pani Beatka tu tyle przygotowała.
Dziękuje, nic nie chce. Zaplata palce i patrzy na swoje buty.
Pora obejrzeć prezenty. W opakowaniach basen, zjeżdżalnia na wodę, pistolet laserowy z tarczą interaktywną.
Torebka prezentowa Grzesia stoi zapomniana.
- O, tu jest jeszcze jeden prezent - podaję torebkę.
Patryk zagląda do torebki. Jest rozczarowany. W środku są słodycze. Nie wie, że Grześ mógł takie poznać tylko wtedy, gdy ktoś go poczęstował.
Patryk wybiega z pawilonu, chwyta piłkę i woła Grzesia. Ten wstając od stolika potrąca go, przewracają się szklanki z napojami.
- Jezu! – krzyczy Beatka.
- Kurwa!!– wtóruje jej Andrzej – nie widzisz, co robisz!!
- Obrus zalany, jeszcze tu do talerzyka z owocami się wlało!
- Ja pierdolę! Grzesiek!!
Grześ jest przerażony. Stoi na baczność, szybko oddycha.
- Nie drzyj mordy na dziecko – uspokajam Andrzeja, a Beatka cofa się o dwa kroki - Nic się, Grzesiu, nie stało. Idź do Patryka, pogracie w piłkę, a ciocia Basia tu zaraz ogarnie.
Boi się ruszyć. Patrzy na mnie.
- Chodź, tutaj sobie przejdziesz, daj mi rączkę. No, daliśmy radę.
Z ulgą pobiegł na obejście.
- To dziecko i bez waszych krzyków jest zdeprymowane.
- Andrzej, mogę cię na chwilę prosić?
Zostaję w pawilonie sama. Patrzę na chłopców, kopnęli kilka razy piłkę i pobiegli nad stawik. Słyszę ich śmiechy, radosne piski.
Wraca Beatka z Andrzejem.
- Beata, słuchaj, bo ja rozmawiałam z Andrzejem w sprawie zwrotu kosztu prezentu. Póki dzieci nie ma, to bym się chciała, że tak powiem rozliczyć.
Mówi ile kosztował basen, pistolet, zjeżdżalnia na wodę.
- No, to po połowie.
- Ale nas jest troje – protestuje Andrzej.
- Ale my jesteśmy razem.
- Nie ma problemu. Nie mam tyle przy sobie, przeleję Andrzejowi na konto.
Andrzej spuszcza głowę.
Przybiegają chłopcy, Grześ pyta, czy jest w domu sznurek, mają już patyki, mogą zrobić wędki, tylko sznurka im trzeba i jeszcze jakieś druciki i kawałek chleba.
- Ale Patryczku, basenik masz tu i pistolet, tym się baw.
Patryk chce wędki i przebiera nogami. Gdy wujek Andrzej szuka materiałów, Grześ tłumaczy Patrykowi jak zarzucić, zanęcić, wyciągnąć, jeśli ryba weźmie. Patryk patrzy na Grzesia z zachwytem.
Po pół godzinie wracają z niczym. Grześ zauważa rower pod szopą. Pyta Andrzeja czy może go naprawić.
- Skąd wiesz, że zepsuty?
Słyszymy listę rzeczy, które trzeba wyregulować i nastawić.
- Grzesiu, ty to w przyszłości mechanikiem zostaniesz – mówię.
- Ja to bym chciał!
- I będziesz, masz talent. A powiedz mi, skąd ty to wszystko wiesz?
- Z tatą robię. Tata okna wstawia i jeździ do miasta pracować, ale jak jest w domu, to ja wszędzie z nim idę i patrzę jak naprawia.
Opowiada co zrobiłby ze znalezioną w szopie u wujka Andrzeja starą maszyną do szycia.
- Trzeba by pas założyć, tylko tam jest jedno kółko, dać drugie i zrobić przekładnię, potem dołożyć prądnicę i można…
- Andrzej, kurier przyjechał!
Przywieźli leżaki, parawan i parasol. Andrzej z Beatką otwierają paczki i próbują składać sprzęt. Nie pasują im rurki.
Grześ rzucił okiem na instrukcję.
- Ja mogę złożyć.
- Umiesz?
Złożył.
- Grzesiu, a może byś wujkowi do kosiarki zajrzał?
- Baśka, weź! To jest robota dla fachowca.
Grześ naprawił kosiarkę.
Patryk nie odstępował Grzesia na krok. Zajrzeli w każdą szopę, komórkę, obejrzeli wszystkie sprzęty.
Dzwoni telefon. Mama Grzesia przyjdzie po niego za dwie godziny. Cztery kilometry w jedną stronę.
- Andrzej, powiedz, że ja Grzesia odwiozę.
Jeszcze grill. Grześ ma pomysł ulepszenia wędzarni. Andrzej bardziej jest zajęty dopytywaniem o szczegóły innowacji, niż jedzeniem ulubionej karkówki.
Jedziemy do domu. Szosa zastawiona wielkim traktorem. Gdzie kierowca – nie wiadomo.
- Proszę pani! Tu można krócej przez łąkę! Na prawo.
- Jak przez łąkę? Przecież to czyjeś.
- Niech pani jedzie, ja pani mówię. Tylko niech pani napęd na cztery wrzuci.
Jedziemy. W bagażniku hałasują podskakujące klamoty, gra muzyka i mimo podzielnej uwagi nie słyszę dokładnie, co przez cały czas Grześ mówi.
- …i tu jest konieczny, proszę pani, wał Kardana.
Podjeżdżamy pod Grzesia dom. Ruina. W obejściu nędza. Tego wszystkiego pilnuje pies ciągnący tułów na przednich łapach.
Wysiadamy. Biegnie do domu, krzyczy, że jest. Wychodzi mama Grzesia.
- Dzień doby, nazywam się Baśka O., zgodnie z obietnicą przywiozłam Grzesia.
Na ganek wychodzi tato Grzesia.
- Grzeczny byłeś?
- Bardzo grzeczny był. Ale synek to się państwu udał. Zdolny! Na wszystkim się zna.
- No, pomocny.
Grześ odprowadza mnie do auta.
- Grzesiu, ile ty masz lat?
- Dziewięć.

Jadąc do domu wiszący na lusterku krzyżyk od ciotki Reginy błyskał silniej niż zwykle. Uśmiechnęłam się. Po dwudziestu latach wreszcie będę mogła spełnić życzenie ś. p. ciotki, żebym talentu nie zmarnowała.

witka
Posty: 3121
Rejestracja: 28 wrz 2016, 12:02

Re: Wał Kardana

#2 Post autor: witka » 12 cze 2017, 14:46

Jakie to dobre.Kraśniula. :ok:
Nie bój się snów, dzielić się tobą nie będę. - Eka

Awatar użytkownika
refluks
Posty: 714
Rejestracja: 28 lut 2016, 11:49

Re: Wał Kardana

#3 Post autor: refluks » 10 lip 2017, 14:56

Trafiłem tu na okoliczność głosowania w plebiscycie.
Retuńciu! Jakbym ja to napisał. Bardzo podobny styl do mojego.
Ale nie za to podobieństwo oddam głos w plebiscycie.
Nie wiem ile w tym fikcji, ile prawdy
Czy to widziałaś czy czułaś, albo aby piszesz o tym.
W każdym razie za człowieczeństwo klik na plus.

violka
Posty: 54
Rejestracja: 22 cze 2017, 13:46

Re: Wał Kardana

#4 Post autor: violka » 13 lip 2017, 18:49

Ładnie napisane, z takim ciepełkiem i emocjami, że w pewnym momencie poczułam ukłucie koło serca.
Mądre opowiadanie, brawo.
Pozdrawiam.

ODPOWIEDZ

Wróć do „OKRUCHY PROZATORSKIE”