Martwa natura z puttami w tle
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- Lucile
- Moderator
- Posty: 2484
- Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
- Płeć:
Martwa natura z puttami w tle
Odsłona 1.
Siedząc przy zabytkowym, biedermeierowskim biurku usłyszała z trudem tłumione odgłosy, szmery, dochodzące... skąd, no właśnie skąd? Nie była pewna, tym bardziej, iż uzmysłowiła sobie, że jest to raczej delikatny dziecięcy [?], kobiecy [?] śmiech, a może tylko cień tego śmiechu? Skąd? Przecież, nie licząc dyżurującego strażnika, w całym ogromnym i dostojnym gmaszysku jest sama. A strażnik proporcjonalnie do postury dysponował głębokim barytonem. Więc skąd te wysokie tony śmichów – chichów, całkiem nieprzystające do tego miejsca? Podniosła oczy i nasłuchiwała ciężkich kroków strażnika. Jeżeli i on słyszał to, co ona, to niechybnie zaraz się zjawi. Czekała. Kroków nie usłyszała, ale szepty i chichoty stawały się wyraźniejsze. No cóż, sama to musi sprawdzić. Niechętnie oderwała się od klawiatury laptopa - Coś dzisiaj pisanie mi nie idzie i w tym tempie nie dotrzymam obiecanego terminu.
Przeszła do sąsiedniej sali i zdumiona szybko zasłoniła usta ręką, aby nawet przyspieszonym oddechem nie zdradzić swojej obecności. Piątka golutkich i tłuściutkich bobasów ostrożnie wychodziła z ram przynależnego im malowidła, nazwanego przez historyków sztuki - Alegorią muzyki* - sporego płótna, o wymiarach siedemdziesiąt na sto centymetrów.
Dzieciaki, zawierzając znawcom tematu, pochodziły z przełomu siedemnastego na osiemnasty wiek.
Kto był ich ojcem? Do dzisiaj nie ustalono.
Poszturchiwały się, przekraczając szeroką ozdobną ramę. Widać było, że stanowiła nie lada przeszkodę do pokonania. Na szczęście obraz wisiał tuż nad komodą w stylu Ludwika XVI, więc z ulgą skonstatowała, że nie zrobią sobie krzywdy. Ten pierwszy trzymał w rączce partyturę, czyli - z pewnością „kierownik” tego niezwykłego kwintetu – pomyślała - ale jak poradzi sobie najmniejszy, taszczący ogromną, prawie jego wielkości trąbę? - niedorzecznie się zmartwiła. Niepotrzebnie.
Drugi właśnie oparł o ledwo naszkicowaną ścianę wiolonczelę i konspiracyjnym szeptem odezwał się do siedzącego na jej gryfie uśmiechniętego kota - poczekaj, zaraz wrócę z czymś pysznym.
Kolejne putto, z rozkosznymi wałeczkami na ramionach i nogach, zaśmiało się już całkiem głośno i równie tłuściutkim paluszkiem, wskazywało... co? Podążyła tam wzrokiem i sama omal nie parsknęła śmiechem.
Już wiedziała, dokąd wybierała się niesforna gromadka.
Obok wisiały dwa obrazy: dwie martwe natury; soczyste i smakowite.
Na tej wiszącej bliżej pysznił się - ogniście czerwoną barwą - ogromny homar*, otoczony egzotycznymi owocami, na drugiej, równie ogromny połeć szynki* w towarzystwie tacy z owocami, na której królował kielich wypełniony czerwonym winem.
- A niech to szlag trafi, ki diabeł, co mnie podkusiło, że wczoraj wyjęłam te dwa obrazy z magazynu. I jak ja się teraz rozliczę z ubytków w ich malaturze?
Nocami, w ciszy i półmroku muzea żyją inaczej. Zwiedzający byłby tu dysonansem, a kustosz – jeżeli jest dyskretny i nienarzucający swojego ego (bowiem czasami wydaje mu się, że wie lepiej, przecież zgłębiał temat przez tyle lat) – przynajmniej raz w życiu ma szansę na odmienny kontakt z dziełem sztuki, a bywa, że nawet z jego autorem.
...
* "Alegoria muzyki”, olej na płótnie, przełom XVII/XVIII w. Sceny z muzykującymi amorkami były modne przez cały XVII wiek. W Luwrze znajduje się podobny obraz namalowany przez Nicolasa Poussina (1594-1685).
* „Martwa natura z homarem”, malarz nieznany, olej na płótnie, XVIII w.
* „Martwa natura z szynką”, malarz nieznany, olej na płótnie, XVIII w.
Obydwa obrazy noszą wyraźne cechy oraz kompozycję holenderskiego stylu przedstawiania martwej natury.
Siedząc przy zabytkowym, biedermeierowskim biurku usłyszała z trudem tłumione odgłosy, szmery, dochodzące... skąd, no właśnie skąd? Nie była pewna, tym bardziej, iż uzmysłowiła sobie, że jest to raczej delikatny dziecięcy [?], kobiecy [?] śmiech, a może tylko cień tego śmiechu? Skąd? Przecież, nie licząc dyżurującego strażnika, w całym ogromnym i dostojnym gmaszysku jest sama. A strażnik proporcjonalnie do postury dysponował głębokim barytonem. Więc skąd te wysokie tony śmichów – chichów, całkiem nieprzystające do tego miejsca? Podniosła oczy i nasłuchiwała ciężkich kroków strażnika. Jeżeli i on słyszał to, co ona, to niechybnie zaraz się zjawi. Czekała. Kroków nie usłyszała, ale szepty i chichoty stawały się wyraźniejsze. No cóż, sama to musi sprawdzić. Niechętnie oderwała się od klawiatury laptopa - Coś dzisiaj pisanie mi nie idzie i w tym tempie nie dotrzymam obiecanego terminu.
Przeszła do sąsiedniej sali i zdumiona szybko zasłoniła usta ręką, aby nawet przyspieszonym oddechem nie zdradzić swojej obecności. Piątka golutkich i tłuściutkich bobasów ostrożnie wychodziła z ram przynależnego im malowidła, nazwanego przez historyków sztuki - Alegorią muzyki* - sporego płótna, o wymiarach siedemdziesiąt na sto centymetrów.
Dzieciaki, zawierzając znawcom tematu, pochodziły z przełomu siedemnastego na osiemnasty wiek.
Kto był ich ojcem? Do dzisiaj nie ustalono.
Poszturchiwały się, przekraczając szeroką ozdobną ramę. Widać było, że stanowiła nie lada przeszkodę do pokonania. Na szczęście obraz wisiał tuż nad komodą w stylu Ludwika XVI, więc z ulgą skonstatowała, że nie zrobią sobie krzywdy. Ten pierwszy trzymał w rączce partyturę, czyli - z pewnością „kierownik” tego niezwykłego kwintetu – pomyślała - ale jak poradzi sobie najmniejszy, taszczący ogromną, prawie jego wielkości trąbę? - niedorzecznie się zmartwiła. Niepotrzebnie.
Drugi właśnie oparł o ledwo naszkicowaną ścianę wiolonczelę i konspiracyjnym szeptem odezwał się do siedzącego na jej gryfie uśmiechniętego kota - poczekaj, zaraz wrócę z czymś pysznym.
Kolejne putto, z rozkosznymi wałeczkami na ramionach i nogach, zaśmiało się już całkiem głośno i równie tłuściutkim paluszkiem, wskazywało... co? Podążyła tam wzrokiem i sama omal nie parsknęła śmiechem.
Już wiedziała, dokąd wybierała się niesforna gromadka.
Obok wisiały dwa obrazy: dwie martwe natury; soczyste i smakowite.
Na tej wiszącej bliżej pysznił się - ogniście czerwoną barwą - ogromny homar*, otoczony egzotycznymi owocami, na drugiej, równie ogromny połeć szynki* w towarzystwie tacy z owocami, na której królował kielich wypełniony czerwonym winem.
- A niech to szlag trafi, ki diabeł, co mnie podkusiło, że wczoraj wyjęłam te dwa obrazy z magazynu. I jak ja się teraz rozliczę z ubytków w ich malaturze?
Nocami, w ciszy i półmroku muzea żyją inaczej. Zwiedzający byłby tu dysonansem, a kustosz – jeżeli jest dyskretny i nienarzucający swojego ego (bowiem czasami wydaje mu się, że wie lepiej, przecież zgłębiał temat przez tyle lat) – przynajmniej raz w życiu ma szansę na odmienny kontakt z dziełem sztuki, a bywa, że nawet z jego autorem.
...
* "Alegoria muzyki”, olej na płótnie, przełom XVII/XVIII w. Sceny z muzykującymi amorkami były modne przez cały XVII wiek. W Luwrze znajduje się podobny obraz namalowany przez Nicolasa Poussina (1594-1685).
* „Martwa natura z homarem”, malarz nieznany, olej na płótnie, XVIII w.
* „Martwa natura z szynką”, malarz nieznany, olej na płótnie, XVIII w.
Obydwa obrazy noszą wyraźne cechy oraz kompozycję holenderskiego stylu przedstawiania martwej natury.
Ostatnio zmieniony 08 lis 2017, 22:59 przez Lucile, łącznie zmieniany 2 razy.
-
- Posty: 3121
- Rejestracja: 28 wrz 2016, 12:02
Martwa natura z puttami w tle
Przeczytała się i druga oskoma, czyżby powodem homar?
Jestem podwójnie brutto - ten drugi przypadek poobiedni.
Pozdrawiam.
Jestem podwójnie brutto - ten drugi przypadek poobiedni.
Pozdrawiam.

Ostatnio zmieniony 31 paź 2017, 19:51 przez witka, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie bój się snów, dzielić się tobą nie będę. - Eka
- eka
- Moderator
- Posty: 10470
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Martwa natura z puttami w tle
Najgorzej zawsze idzie początek, wiem po sobie:)
Pierwszy akapit ciut przekombinowany. Trzy razy zaimek przysłowny (skąd) infantylizuje narrację. Znaki zapytania można spokojnie zastąpić inną składnią wypowiedzenia. W drugim zdaniu jest jeszcze problem tego uzmysłowienia, ponieważ aż trzy opcje wchodzą w rachubę, więc warto użyć: kolejno uzmysławiała sobie... lub... najpierw szmery przypominały delikatny...
Kursywa. Zarezerwowana dla bohaterki, raz jednak wprowadzona dla bobasa z Alegorii muzyki.
Zwrot wprowadzający jego wypowiedź jest, więc lepiej zacząć od początku linijki, bez kursywy.
-------
A historyjka ciekawa, przemycająca wiele informacji, refleksją kwitowana.
Pozdrawiam, Lu:)
Pierwszy akapit ciut przekombinowany. Trzy razy zaimek przysłowny (skąd) infantylizuje narrację. Znaki zapytania można spokojnie zastąpić inną składnią wypowiedzenia. W drugim zdaniu jest jeszcze problem tego uzmysłowienia, ponieważ aż trzy opcje wchodzą w rachubę, więc warto użyć: kolejno uzmysławiała sobie... lub... najpierw szmery przypominały delikatny...
Kursywa. Zarezerwowana dla bohaterki, raz jednak wprowadzona dla bobasa z Alegorii muzyki.
Zwrot wprowadzający jego wypowiedź jest, więc lepiej zacząć od początku linijki, bez kursywy.
-------
A historyjka ciekawa, przemycająca wiele informacji, refleksją kwitowana.
Pozdrawiam, Lu:)
- Gorgiasz
- Moderator
- Posty: 1608
- Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51
Martwa natura z puttami w tle
Powtórzę: bardzo przyjemna miniatura i miło się czyta. Sądzę, że kot wybierze jednak szynkę. Tak bardziej swojsko. 

- Lucile
- Moderator
- Posty: 2484
- Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
- Płeć:
Martwa natura z puttami w tle
Oczywiście, zgoda – moje niedopatrzenie

To miniaturka pisana w muzeum o muzeum i przez muzealnika, dlatego wprowadziłam taki sposób zapisania znaków zapytania, jaki obowiązuje w „naszym kodeksie”, gdy mamy poważne i uzasadnione wątpliwości.eka pisze: ↑31 paź 2017, 19:31Najgorzej zawsze idzie początek, wiem po sobie:)
Pierwszy akapit ciut przekombinowany. Trzy razy zaimek przysłowny (skąd) infantylizuje narrację. Znaki zapytania można spokojnie zastąpić inną składnią wypowiedzenia. W drugim zdaniu jest jeszcze problem tego uzmysłowienia, ponieważ aż trzy opcje wchodzą w rachubę, więc warto użyć: kolejno uzmysławiała sobie... lub... najpierw szmery przypominały delikatny...
Ot, maniera muzealnika, ale czy przestępstwo?
Nie podzielam Twojego zdania, że „nadużyty” zaimek przysłowny infantylizuje narrację. Czyż nie jest tak, że gdy znajdziemy się w sytuacjach wyjątkowych, zagadkowych, wielokrotnie zadajemy sobie pytania, może nawet bezrefleksyjnie? Akurat taka, w tym wypadku, miała miejsce i narratorce trudno było (przy wielkości, ilości muzealnych sal, oraz mroku w nich panującego) zlokalizować dobiegające odgłosy, a także uzmysłowić sobie, czym one - w gruncie rzeczy – były.
Ewo, bardzo dziękuję za czytanie i komentarz

Gorgiaszu, uprzejmie donoszę, że kot istotnie wolał szynkę, chociaż także połasił się na niewielki kawałeczek homara.
A, na wspomnianych płótnach, efekty nocnego wypadu na - zaiste lukullusową ucztę - piątki niesfornych amorków oraz kota widoczne są do dnia dzisiejszego. Puttom jeszcze bardziej zaokrągliły się policzki i brzuszki, a kot (aż mi go żal) pod naciskiem efektów rozbuchanej konsumpcji, z trudem utrzymuje się na gryfie wiolonczeli.
Pomimo tej, mam nadzieję chwilowej niewygody, pan Kot i ja pięknie się Państwu kłaniamy, bo putta - w końcu - zajęły się muzykowaniem. Mam nadzieję, że dźwięki „Illuxit sol” Grzegorza Gerwazego Gorczyckiego - bez wirtualnych przeszkód - dobiegają.
Lu
- eka
- Moderator
- Posty: 10470
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Martwa natura z puttami w tle
Lucile, jako Autor rządzisz:)
Dzięki za odpowiedź.
Przeczytałam uważnie raz jeszcze.
Aż boję się powiedzieć, że lepiej mi się czytało, gdy sobie sparafrazowałam w wersji z jednym narratorem pierwszoosobowym.
Co nie znaczy, że teraz jest niedobrze.
: )
Dzięki za odpowiedź.
W żadnym przypadku, ale (mam nadzieję:) moje uwagi co do stylu fragmentów okrucha też chyba pod paragraf nie podpadają?Lucile pisze: ↑02 lis 2017, 12:58Ot, maniera muzealnika, ale czy przestępstwo?

Przeczytałam uważnie raz jeszcze.
Aż boję się powiedzieć, że lepiej mi się czytało, gdy sobie sparafrazowałam w wersji z jednym narratorem pierwszoosobowym.
Co nie znaczy, że teraz jest niedobrze.
: )
- Lucile
- Moderator
- Posty: 2484
- Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
- Płeć:
Martwa natura z puttami w tle
Ależ skądże, Ewo, nie mam nic przeciw temu.
Jest mi bardzo miło, że czytasz i jeszcze dzielisz się swoimi przemyśleniami.
Przecież o to chodzi.
Przesyłam serdeczności
Lu
Jest mi bardzo miło, że czytasz i jeszcze dzielisz się swoimi przemyśleniami.

Przecież o to chodzi.
Wdzięczność moja, jednakże, nie stanęła na przeszkodzie rzetelnym poszukiwaniom w „muzealnym kodeksie”, gdzie – już sama nie wiem; ku mojej uldze, czy rozczarowaniu - nie znalazłam paragrafu świadczącego o możliwości popełnienia nawet śladowego przewinienia.

Ponieważ szanuję oraz zawsze biorę pod rozwagę uwagi czytelników, postaram się w ewentualnej kolejnej historyjce „Opowieści z muzeum” uzyskać tożsamość narratora i bohatera.
Przesyłam serdeczności
Lu
- Mchuszmer
- Posty: 578
- Rejestracja: 26 paź 2015, 21:15
- Lokalizacja: Kraków
Martwa natura z puttami w tle
Miniatura ładnie, acz dla mnie trochę sztywno, "szkolnym" językiem napisana, chociaż dopuszczam, że to może być i rzecz gustu. Jednak pomysł jest całkiem niezły, no i można sobie coś przypomnieć lub się czegoś douczyć. Tekst wieńczy też zabawna puenta; fakt, trzeba zejść na ziemię.
Podoba mi się motto umieszczone pod spodem, faktycznie adekwatne do historyjki, jednak ten dopisek ja umieściłbym tuż pod opowiadaniem, a nie dopiero po przypisach.
Jeśli chodzi o interpunkcję itd., pozwoliłem sobie nanieść zmiany tu:
Więc skąd te wysokie tony śmichów – chichów, całkiem nieprzystające do tego miejsca? Podniosła oczy i nasłuchiwała ciężkich kroków strażnika. Jeżeli i on słyszał to, co ona, to niechybnie zaraz się zjawi. Czekała. Kroków nie usłyszała, ale szepty i chichoty stawały się wyraźniejsze. No cóż, sama to musi sprawdzić. Niechętnie oderwała się od klawiatury laptopa - Coś dzisiaj pisanie mi nie idzie i w tym tempie, z pewnością, nie dotrzymam obiecanego terminu.
i tu
Piątka golutkich i tłuściutkich bobasów ostrożnie wychodziła z ram przynależnego im malowidła, nazwanego przez historyków sztuki "Alegorią muzyki* - sporego płótna o wym. 70 x 100 cm.
oraz tu
Ten pierwszy trzymał w rączce partyturę, czyli - z pewnością „kierownik” tego niezwykłego kwintetu – pomyślała - ale jak poradzi sobie najmniejszy, taszczący ogromną, prawie jego wielkości trąbę? - niedorzecznie się zmartwiła. (mała litera, bo pytajników itp. nie traktujemy w dialogach tak samo jak kropek),
tu
Drugi właśnie oparł o ledwo naszkicowaną ścianę wiolonczelę i konspiracyjnym szeptem odezwał się do siedzącego na niej uśmiechniętego kota: Poczekaj, zaraz wrócę z czymś pysznym.
Kolejne putto, z rozkosznymi wałeczkami na ramionach i nogach, zaśmiało się już całkiem głośno i równie tłuściutkim paluszkiem wskazywało... co?
i tu
Na tej wiszącej bliżej pysznił się - ogniście czerwoną barwą - ogromny homar*, otoczony egzotycznymi owocami, na drugiej równie ogromny połeć szynki* w towarzystwie tacy z owocami, na której królował kielich wypełniony czerwonym winem.
Literówka: Mocami, w ciszy i półmroku muzea żyją inaczej.
Wkradło się też przypadkowe "z": Jak ja się z teraz rozliczę z ubytków w ich malaturze?
Pozdrawiam Lucile :-)
Podoba mi się motto umieszczone pod spodem, faktycznie adekwatne do historyjki, jednak ten dopisek ja umieściłbym tuż pod opowiadaniem, a nie dopiero po przypisach.
Jeśli chodzi o interpunkcję itd., pozwoliłem sobie nanieść zmiany tu:
Więc skąd te wysokie tony śmichów – chichów, całkiem nieprzystające do tego miejsca? Podniosła oczy i nasłuchiwała ciężkich kroków strażnika. Jeżeli i on słyszał to, co ona, to niechybnie zaraz się zjawi. Czekała. Kroków nie usłyszała, ale szepty i chichoty stawały się wyraźniejsze. No cóż, sama to musi sprawdzić. Niechętnie oderwała się od klawiatury laptopa - Coś dzisiaj pisanie mi nie idzie i w tym tempie, z pewnością, nie dotrzymam obiecanego terminu.
i tu
Piątka golutkich i tłuściutkich bobasów ostrożnie wychodziła z ram przynależnego im malowidła, nazwanego przez historyków sztuki "Alegorią muzyki* - sporego płótna o wym. 70 x 100 cm.
oraz tu
Ten pierwszy trzymał w rączce partyturę, czyli - z pewnością „kierownik” tego niezwykłego kwintetu – pomyślała - ale jak poradzi sobie najmniejszy, taszczący ogromną, prawie jego wielkości trąbę? - niedorzecznie się zmartwiła. (mała litera, bo pytajników itp. nie traktujemy w dialogach tak samo jak kropek),
tu
Drugi właśnie oparł o ledwo naszkicowaną ścianę wiolonczelę i konspiracyjnym szeptem odezwał się do siedzącego na niej uśmiechniętego kota: Poczekaj, zaraz wrócę z czymś pysznym.
Kolejne putto, z rozkosznymi wałeczkami na ramionach i nogach, zaśmiało się już całkiem głośno i równie tłuściutkim paluszkiem wskazywało... co?
i tu
Na tej wiszącej bliżej pysznił się - ogniście czerwoną barwą - ogromny homar*, otoczony egzotycznymi owocami, na drugiej równie ogromny połeć szynki* w towarzystwie tacy z owocami, na której królował kielich wypełniony czerwonym winem.
Literówka: Mocami, w ciszy i półmroku muzea żyją inaczej.
Wkradło się też przypadkowe "z": Jak ja się z teraz rozliczę z ubytków w ich malaturze?
Pozdrawiam Lucile :-)
Ostatnio zmieniony 04 lis 2017, 14:29 przez Mchuszmer, łącznie zmieniany 2 razy.
mchusz, mchusz.
- Lucile
- Moderator
- Posty: 2484
- Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
- Płeć:
Martwa natura z puttami w tle
Mówisz – szkolny język? Ja tak to nie odbieram, ale to mój tekst i chociażby z tego powodu moja opinia nie może być uznana za obiektywną,
Ale, ale... zastanawiając się nad ideą (słuszną i bardzo potrzebną) lekcji muzealnych (zresztą nie tylko kierowanych do dzieci, ale i dorosłych), pomyślałam o ich nieco innej, alternatywnej koncepcji.
Mchu..., bardzo dziękuję za wnikliwe 'zaszemranie” pod tą muzealną miniaturką oraz obiecuję, że wszystkie uwagi sumiennie przemyślę i w pierwszej wolnej chwili, jeżeli uznam ich słuszność, a tekst na tym zyska (już widzę, że tak), naniosę. Wdzięczna także jestem za wyłapanie literówek. Ja ich, niestety, nie zauważyłam.
Pomysł z takim podsumowaniem wpadł mi do głowy chwilę przed naciśnięciem klawisza wyślij.
Oczywiście, przypisy powinny znaleźć się na końcu.
Ja też pozdrawiam
Lu