Ruminacje

Proza w pigułce, drabble.

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
doktorkto
Posty: 12
Rejestracja: 27 maja 2017, 15:37

Ruminacje

#1 Post autor: doktorkto » 17 gru 2017, 16:29

OFFICIUM

Otwieram drzwi. Bałagan jest. Na podłodze brud, zamknięta jedna para okien. Otwarta druga. W kąciku przy drzwiach śpi niebieskie pasmo z włosów. Zwiało gdy wbiłem powietrze do pokoju. Zostawiła je piękna nastolatka. Ciekawe, co śni. W łóżku została noc i zmięta pościel. Zgniecione, co było warte zimnego szampana. Na startym dywanie leży wczorajszy koniaczek, przy poduszkach kucają śpiące szklanki. Czekają, aż im ktoś wleje, lub przymknie w bufecie. Pokój oświetla dziurawy abażur. Kiedyś były dwa. Drugi zwisał z sufitu; wpięte były w niego szkice nagich pleców; otulonych blond włosami. U ram okien zwisały wtedy porwane firany. Mam okna na wschód. Dziś jest ciemno, smutnym cieniom smutno nie jest. Nie trzeba mi cieni. Nie ma Cię. Mam dużo lamp. Mało, która jeszcze świeci. Wieczorem ich cienie tańczą smutno, bo nie dają już światła. Fotele, gdzie więcej gąbki niż nakrycia. Kanapa. Są w takich miejscach jakby ktoś je na chwilę położył i zapomniał ponieść dalej. Pufy, na których siadali kiedyś ludzie, dzisiaj tylko schowkami na stare płyty. Na dywanie telefon, kabel, okręcony wokół stołu, na nim niedokończone listy. Półki uginające się od książek, po które się już nie sięgnie, bo po co? Wyblakłe ściany z odrapanym tynkiem. Zapisane pierdołami. Na nich nierówno powieszone zdjęcia z obcymi ludźmi. Odeszli. Teraz mogę tylko narkotyzować się zdjęciami. Rozrzucone krzesła, długopis na stole, wieszak przybity do spękanej ściany, odsłonięte żaluzje, światło. Sterty papierów – różne. Zapisane, niezapisane - może będą zapisane. Nawet nie wiem, kiedy to zaczęło się we mnie zmieniać, nawet nie pamiętam, kiedy po prostu jadałem spokój. Zjadłem ciszę. Przeżuwam swoje życie jak kawałek nieświeżego ciasta. Gdybym je wypluł, zostałaby tylko zgnilizna. Nie smakuje mi ten świat. W lodówce konserwuję dobre rady. Aby się nie zepsuły, nie straciły na ważności. Wcześniej zawijam je w śniadaniową folię i pakuję do aluminiowej torby. Nie lubię tych odgrzewanych myśli. Wspomnienia brane na wynos nigdy nie są dostatecznie świeże. Czasami jednak nie mam wyboru. Zawsze to lepsze od przeterminowanych snów.
Tak czy inaczej nie widzę dla siebie innego końca niż ten, który sam sobie gotuję. Nie brak mi przypraw. Piję sam. Jestem sam. Wszystko sam. Ja pierdolę. Trzęsące się dłonie i powtarzające się słowa będzie, będzie dobrze. Zły dzień jest jak zły sen. Przebudźmy się. Wczoraj miałem sen o umieraniu. Cały we krwi, nagi, krzyczałem. Sam. Nikogo już nie mam. Nie mogłem już, chociaż chciałem. Naprawdę. Tak bardzo tęskniłem za przeszłością. To były takie cudne, samotne wieczory, bez po-czucia, że się coś traci. Takie spokojne, ciche. Teraz jest głośno.
Cisza! Bez spokoju w pokoju. Bębny. Walą. Mocno nie przestają, kiedy łaskawie uciszą się zamkną, kiedy przestaną?

Lubię spać. Każdy sen to kolejny fragment filmu. Obejrzałem wiele takich filmów. Powtarzają się w nich przetworzone miejsca z różnych dzielnic miasta i peryferii. Spotykam w nich osoby znane mi nie tylko ze snów.
Odpalam. Krztuszę się. Mam odruch wymiotny, mimo to zaciągam się dalej. Papieros wypala się. Ze znużeniem obserwuję jak prawa dłoń drży. Papierosowy dym przebija przez szybę. Papierosy giną na ulicach. Są porzucane nikt ich nie podnosi. Poczęstują je płomieniem, jedynie odrzuceni.
Za parapetem szybkie samochody pędzące po alejach, przy których stoją pojedyncze krzyże i leżą wyrwane słupy. Skrzyżowane myśli, skrzyżowane dłonie, skrzyżowane dusze. Osobne krzyże, oddzielne życia. Zniszczone zabytki „niezapomnianych wspomnień”. Ulice wciąż szepczą słowa w języku jidiisz. Szepczą o niechcianej przeszłości. Pogięte artefakty niczyich popiołów. Piękne jest to moje miasto. Wzruszają mnie okna, a w nich zapalone lampki. Tęsknię wtedy do płyt, których nie słucham, do ludzi, których nie spotykam i do wspomnień, które nie są tak bliskie jakbym chciał. Są piosenki, w których nie rozpoznamy nigdy słów, są melodie, do których nie wrócimy. Są też dźwięki przypominające ciszę. Banalne, lecz miłe. Dźwięk można opisać kolorami, zapach można opisać wspomagając się opisami smaków. Przecież w dźwięku można smakować się, podobnie jak w alkoholu. Dźwięku o kształtach zaokrąglonych. Nie znoszę, kiedy dźwięk jest lepki. Niskie tony mają swoją barwę. Lubię ciemne barwy. Malowane usta, oczy. Takie tam. Estetyczne różne siakie. Wiele rzeczy można, może nie wszystko, ale wiele. Poezja czasami jest niezbędna.

Nie chciałem już palić, ale sięgnąłem po kupione kilka dni temu papierosy. Było ciemno, o draskę oparła się zapałka
i zaiskrzyło. Nadpaliłem upalonego już papierosa, i zaciągnąłem się. Paliłem, aż zmęczył mnie dym. Mgła w płucach.
Dogasiłem. Kładę się sam. Samotność. Czuję ją na tym łóżku. Tuli się do mnie. Tulę się do niej. Zasypiamy łagodnie cicho. Pusto.

Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

Ruminacje

#2 Post autor: Lucile » 17 gru 2017, 21:32

Tekst pisany krótkimi, urywanymi zdaniami, lub ich równoważnikami. Zabieg celowy, tak sądzę, by oddać stan w jakim znajduje się bohater, tym bardziej że występuje w 1. os. To monolog, gonitwa myśli, miejscami chaotyczna, męcząca, niepozostawiająca nawet chwili wytchnienia, nie tylko wewnętrznie wypalonego mężczyzny, bo zewnętrznie zresztą też; jest wrakiem człowieka z trzęsącymi się dłońmi, czyli cały szereg objawów depresji. Muszę przyznać, że dobrze opisałeś jej niektóre symptomy. Zresztą na to wprost naprowadza tytuł – ruminacje – czyli obsesyjnie nawracające myśli.
Przedstawiłeś diagnozę, ale skoro wybrałeś sobie taki, a nie inny nick?
Jeszcze jedno, przez moment pomyślałam także, czy to nie… delirium tremens?
doktorkto pisze:
17 gru 2017, 16:29
Piję sam. Jestem sam. Wszystko sam. Ja pierdolę. Trzęsące się dłonie i powtarzające się słowa będzie, będzie dobrze. Zły dzień jest jak zły sen.
Natomiast ten fragment bardzo mi się podoba
doktorkto pisze:
17 gru 2017, 16:29
Na startym dywanie leży wczorajszy koniaczek, przy poduszkach kucają śpiące szklanki. Czekają, aż im ktoś wleje, lub przymknie w bufecie.
Zastanawiam się, czy człowiek cierpiący na depresję, obsesyjne rozpamiętywanie, jest w stanie tak dokładnie, precyzyjnie, starannie opisać zarówno swój pokój, jak i swoje wewnętrzne umeblowanie; odczucia, przeżycia, wspomnienia. A może właśnie tak? Samotnik z wyboru? Sam, czy też doprowadzony do tego stanu, takiego stanu beznadziejności, że tylko śmierć może utulić fizyczny i metafizyczny ból.
doktorkto pisze:
17 gru 2017, 16:29
Zjadłem ciszę. Przeżuwam swoje życie jak kawałek nieświeżego ciasta. Gdybym je wypluł, zostałaby tylko zgnilizna. Nie smakuje mi ten świat. W lodówce konserwuję dobre rady. Aby się nie zepsuły, nie straciły na ważności. Wcześniej zawijam je w śniadaniową folię i pakuję do aluminiowej torby. Nie lubię tych odgrzewanych myśli. Wspomnienia brane na wynos nigdy nie są dostatecznie świeże. Czasami jednak nie mam wyboru. Zawsze to lepsze od przeterminowanych snów.
Tak czy inaczej nie widzę dla siebie innego końca niż ten, który sam sobie gotuję.
Jednak moją uwagę - w tekście, a podobnych już wiele czytałam - zwróciło coś całkiem innego, jedno, krótkie zdanie:
doktorkto pisze:
17 gru 2017, 16:29
Ulice wciąż szepczą słowa w języku jidiisz.

Zastanowiło mnie i prawie natychmiast nasunęło wspomnienie wizyty w niewielkim mieście Makowie Mazowieckim. Oraz obrazy, jakie widziałam, słuchając wyjaśnień mojej przyjaciółki, kiedy zapytałam ją, co znaczy ta swoista piramida złożona z całych i potłuczonych macew, stojąca w pobliżu dworca autobusowego?
Podczas II wojny, po wywiezieniu Żydów z miasta, Niemcy do naprawy ulic używali macew z żydowskiego cmentarza – kirkutu. Niektóre łamano, dopasowując do wysokości i szerokości krawężników. Po wojnie, rodzina (zaznaczam katolicka) mojej koleżanki zaprotestowała przeciw takiemu barbarzyństwu. Powiedziano jej, że jak chce, to może sobie je zabrać, jednakże pod warunkiem, że dostarczy innego materiału, dobrego kamienia i wstawi go w miejsce macew. Tak też zrobiono, zebrawszy potrzebne fundusze w rodzinie i wśród znajomych, a ocalałe macewy posłużyły do zbudowania pomnika pamięci, zamordowanych przez niemieckich nazistów sąsiadów, tych, z którymi przez wieki dzielili spokojne, małomiasteczkowe życie.
Jak widzisz, moje myśli powędrowały także w głąb cytowanego zdania, a nie tylko głównego wątku.
Z zainteresowaniem przeczytałam opowiadanie. Techniczne uwagi pozostawiam innym, lepiej ode mnie na tym się znającym.

Pozdrawiam
Lu
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Ruminacje

#3 Post autor: eka » 18 gru 2017, 20:33

doktorkto pisze:
17 gru 2017, 16:29
Tak bardzo tęskniłem za przeszłością. To były takie cudne, samotne wieczory, bez po-czucia, że się coś traci. Takie spokojne, ciche.
Czyli najważniejsze, to nie tracić poczucia, że to co się dzieje z nami jest dobre, właściwe.
Słusznie.

Rum i nacje: przeszłości i teraźniejszości.
Konflikt.
Wielkim plusem jest drobiazgowość opisu. Detale pomieszczenia stają równocześnie wystrojem psyche bohatera-narratora. Takoż dźwięki, cisze, obrazy spoza - ja pokoju w monologu.
Tekst trafia, jest precyzyjny, dobrze napisany. Z interesującymi wątkami.
__________
Nick od serialowego doctora who?:)

doktorkto
Posty: 12
Rejestracja: 27 maja 2017, 15:37

Ruminacje

#4 Post autor: doktorkto » 19 gru 2017, 20:25

Serdecznie dziękuję, za tak życzliwe przywitanie. To moja pierwsza publikacja tutaj. Trochę, przex wzgląd na wstyd za to jak wciąż słabo władam językiem, trochę przez wzgląd na to, że jestem człowiekiem starej daty i nie wiedziałem jak tu publikować.

Doktor to pseudonim nadany mi przez przyjaciółkę, oraz jej skojarzenia z dziesiątą inkarnacją Doctora Who. Dawno temu pewien człowiek ujrzał we mnie Arthura Rimbaud, za moje opowieści stawiał alkohol. Gdy wróciłem do domu, na profilowym ustawiłem pofobiznę Rombaud. Mój ojciec jest naprawdę świetnym hiperrealistą i moi bliscy pewnie byli, że to ja i szkic mojego taty. Co do ruminacji, cóż. Gdy miałem 17naście lat powstał powyższy tekst. Jest to zlepek różnych nie poukładanych, lecz moich zdań. Dawno temu odprowadzałem pewnego człowieka i znajomi, żartowali, że skoro Rimvaud napisał Iluminacje, to ja również mogę. Piliśmy wtedy rum i zażartowałem, że jeśli już to "Ruminacje".

ODPOWIEDZ

Wróć do „OKRUCHY PROZATORSKIE”