Grudniowy zachód słońca

Proza w pigułce, drabble.

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
alchemik
Posty: 7009
Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy

Grudniowy zachód słońca

#1 Post autor: alchemik » 09 sty 2018, 21:30

Trochę ciągnąłem, trochę targałem na plecach. Śniegu nie było, jak to ostatnimi laty w Święta. Pomógłby mi w ślizgu z tym to cholernym drzewkiem. Drzewko? Drzewo raczej, albo drzewiszcze. Co mnie skusiło do zakupu choinki? Miało być kilka gałązek, ewentualnie malusieńki świerczek.
To przez te trzy bombki i szklanego aniołka, które znalazłem na dnie szafy.
Boże Narodzenie od kilku lat spędzam sam. Zwykle ogarnia mnie wtedy świąteczna depresja, którą wywalam w ironicznych wierszach. Wmawiam sobie, że to mój wybór, co wcale nie poprawia mojego samopoczucia. Tęsknię za ludźmi, choć obawiam się zbytniego przylegania, bo mogłoby roztopić moją lodową tarczę. Tęsknię za kobietami, które odrzuciłem wraz z byłą żoną i poprzednim byciem. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak faceci mogą znosić abstynencję seksualną. Znoszą ją, nie znosząc. Tworzą jakieś wymyślne, własne sacrum. I wciąż łypią na kobiety z autobusów, tramwajów. Podrywają delikatnie poetki z portalów poetyckich, o ile sami są poetami.
Ale to sublimacja. Pragnienie spotkania skóra w skórę nie daje czasami spać. Musiałem przysiąść na ławce, jaką oferował mi park, przez który właśnie przechodziłem. Kilka głębokich oddechów.

Sylwetka kobiety z ławeczki naprzeciwko wydała mi się boleśnie znajoma. Karmiła te sraluchy, gołębie. A zachodzące, ostre, zimowe słońce przebijało przez nią. Wrażenie nierealności, a jednocześnie wagi obrazu. To dziwne, ale spojrzała na mnie, a ja ujrzałem głębię i światło. Skinęła zachęcająco dłonią, gestem wskazując miejsce obok siebie. Coś mi kazało wstać i pociągnąć zielony ciężar za sobą. Przysiadłem się. Z bliska była jeszcze bardziej eteryczna. A jednak pulsowała gęstością, jakby coś lub ktoś nie potrafił przypisać właściwego wizerunku. Ktoś, to chyba ja.

- Czy my się znamy – spytałem uprzejmie i tonem, który miał wykluczać mój podryw wobec niej.
- Od wieków – odparła – spróbuj sobie przypomnieć.
Na razie byłem zafascynowany promienistymi skrzydłami, które wyrastały spoza niej i tworzyły w cząsteczkach mgły dwie niezależne tęcze z barw, które dopiero zacząłem sobie przypominać. Te siedem znanych były tylko wpleceniem, nawet nie podstawą do gobelinów. Rzuciła okruszki na ścieżkę. Sraluchy zawzięcie walczyły o każdy. Skrzywiłem się.
- To moi bracia mniejsi – powiedziała z uśmiechem – lubisz ich, chociaż zapomniałeś
- Przecież to ty zachowałeś młodszych skrzydlatych. Miałeś taką moc. I wciąż ją masz.
- Nie martw się jednak, Anioły nie zginęły. Ja nie zginęłam. Wciąż Ciebie kocham. Ta hekatomba była potrzebna. Nie ty zdecydowałeś o granicy K-T, sygnowanej warstwą irydu. Nie pamiętasz. A jednak przypomnisz sobie, bo dla ciebie czas przestał być ścieżką. Teraz jest wyspami, poeto.
Czułem, że muszę się napić. Wciąż spychałem w głąb to wspomnienie o użyczeniu mi skrzydeł, o zaczarowaniu komety, aby skierować ją na Błękitną, zamieszkiwaną przez anioły. No i przez demony. Te brzydsze dinozaury.
- Nie martw się, uratowałeś nas przecież. Bóg stworzył. Przez omnipotencję zawiera w sobie wszystko. Dobro i Zło. Szkaradę i piękno. Tylko człowiek potrafi je rozróżnić, aby poddać się jednemu bądź drugiemu. Potrzebny był człowiek. Nie taki zwykły. Poeta. Potrzebny był, aby stworzyć innych ludzi. Potrzebny był, aby określić Najwyższego i wyśnić jego kamienne tablice.
- Coś sobie przypominam. Uczyniliście mnie Aniołem Zagłady, sięgając poprzez czas. Mam za to podziękować? Za miliony śmierci? Dlaczego ja?
- Bo rozumiesz i kochasz, próbując tłamsić to uczucie.
- Syn Człowieczy mógł narodzić się tylko przez was, ludzi, przez Ciebie, Aniele Zagłady, Człowieku.
- A więc z naszej randki nici? - mruknąłem. - Wciąż muszę sam stwarzać sobie anioły, kiedy nadejdą Święta.
Na chwilę ukazała swoją prawdziwą postać. Na poły jaszczurczą ze skrzydłami, jednakże piękną poza wszelkie gatunkowe określenie piękna. Zarzuciłem choinkę na plecy. Odszedłem, nie odwracając się.
Nie mam opłatka, ale w barku znajdzie się jakiś mocniejszy trunek.
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!

G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Grudniowy zachód słońca

#2 Post autor: eka » 10 sty 2018, 15:41

Pierwszy akapit i kolejne zdanie nadmiar zaimka. Klasyka pójścia na mielizny stylistyki.
alchemik pisze:
09 sty 2018, 21:30
Trochę ciągnąłem, trochę targałem na plecach. Śniegu nie było, jak to ostatnimi laty w Święta. Pomógłby mi w ślizgu z tym to cholernym drzewkiem. Drzewko? Drzewo raczej[,] albo drzewiszcze. Co mnie skusiło do zakupu choinki? Miało być kilka gałązek, ewentualnie malusieńki świerczek.
To przez te trzy bombki i szklanego aniołka, które znalazłem na dnie szafy.
A tutaj mam problem z przypisaniem jednej wypowiedzi:
alchemik pisze:
09 sty 2018, 21:30
- Coś sobie przypominam. Uczyniliście mnie Aniołem Zagłady, sięgając poprzez czas. Mam za to podziękować? Za miliony śmierci? Dlaczego ja?
- Bo rozumiesz i kochasz, próbując tłamsić to uczucie.
- Syn Człowieczy mógł narodzić się tylko przez was, ludzi, przez Ciebie, Aniele Zagłady, Człowieku.
- A więc z naszej randki nici? - mruknąłem. - Wciąż muszę sam stwarzać sobie anioły, kiedy nadejdą Święta.
Jaszczurcza ze skrzydłami mówi po drugim i trzecim myślniku?
alchemik pisze:
09 sty 2018, 21:30
Na razie byłem zafascynowany promienistymi skrzydłami, które wyrastały spoza niej i tworzyły
Wyrastały spoza niej? Czyli z czego, gdzie? Z mgły?
alchemik pisze:
09 sty 2018, 21:30
Te siedem znanych były tylko wpleceniem
...było tylko...

Najlepszy fragment (dla mnie):
alchemik pisze:
09 sty 2018, 21:30
...czas przestał być ścieżką. Teraz jest wyspami...
Zupełnie nie czaję, czemu służy wpleciony fragment o abstynencji seksualnej. Że niby wtedy można zobaczyć Anioła?
__________
Ciekawy okruch, z nie byle jaką fantazją pisany. Fantasy w zasadzie nie trawię, ale tutaj nawiązanie do komety z mezozoiku w tak oryginalny sposób przyciągnęło wzrok. I uśmiech. Ach ta megalomania sprawcza:)
Dalej próba konieczności rozwoju ssaków do homo sapiens lirykum:), aby powołać różnicę stanu, czyli wartości i ocalić Anioły - będące na kursie kolizyjnym z kometą - też ciekawa.
Aż szkoda, że okruch tak trywialnie się kończy.
Warto było zajrzeć.
Pozdrawiam:)
No i problem winy - muśnięty. A szkoda.

Awatar użytkownika
Tomasz Gil
Posty: 203
Rejestracja: 28 maja 2017, 14:39
Lokalizacja: Kraków
Płeć:
Kontakt:

Grudniowy zachód słońca

#3 Post autor: Tomasz Gil » 12 sty 2018, 8:25

Ja tu dość nowy, w każdym razie mało się udzielałem. Widzę, że spore macie te "okruchy".
Tekst, wg mnie, taki sobie. Bez analizy, bo się nie znam. Nie najlepiej mi się czyta.
Pozdrawiam Autora.
Tomek

ODPOWIEDZ

Wróć do „OKRUCHY PROZATORSKIE”