sukulent
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
sukulent
*
Szyba jest brudna.
Gdy świeci słońce, jej powierzchnia przenosi mnie w inny wymiar.
Ale dziś pada i szyba szepcze do mnie deszczem, rozrzucając szczodrze paciorki wody.
Też brudnej.
Okno jest stare, chyba nawet starsze ode mnie. Ościeżnice, wypaczone czasem, uchylają rąbka tajemnicy wiatrowi, a ten odwdzięcza się cichutkim gwizdaniem.
Lampa w rogu, przystrojona w rattanowy abażur, kontynuuje swój striptease.
Umyka jej, że czas się ustatkować. Ale nie mam jej tego za złe.
Ja też mam ze dwadzieścia warstw, czasem myślę, że jestem cebulą.
Jest jeszcze fotel.
Obaj nie wiemy, jakiego jest teraz koloru. Był zielony. Piękny, ciemnozielony, jak las świerkowy.
Ważne, że jest duży. Mieszczę się na nim cały, razem z moim podręcznym gospodarstwem.
Fotel to ja, mógłbym powiedzieć, parafrazując Króla Słońce.
Ja jestem królem fotela.
A fotel rządzi mną.
Symbioza.
*
Małgorzata jeszcze nie przyszła. A już czas na drugą herbatę.
Dobrze, że mam w termosie resztkę z wczoraj. Bo moje tabletki są duże, trudne do połknięcia.
Ale są takie ładne, kolorowe.
Czasami sobie z nich wróżę.
Biała: będzie bolało. Czerwona: Małgorzata przyrządzi mielone na obiad. Żółta: przyjdzie list od Wiktora. Zielono-czarna: będzie bardzo bolało.
Na razie jest znośnie. Tylko koc zsunął się na podłogę. Małgorzata podniesie.
Lubię patrzeć w okno. Przez nie mogę, choć przez kawałek przez, widzę kawałek nieba.
I czubek klonu, który rośnie w podwórzu.
Na parapecie stoi Ryszard. Ryszard ma dziewięć lat i krótkie, ale bardzo gęste kolce.
Mieszka w wielkiej glinianej donicy, trochę obtłuczonej z jednej strony.
Ryszard jest dumnym przedstawicielem Cactaceae Juss. Jest piękny. Kocham go.
*
Mam coś w prawym oku, kłuje okropnie.
Moje ręce drzemią. Moje ręce są zakończone szczupłymi dłońmi i czasem żartują ze mnie.
Nie lubię tego.
Ale lubię moje dłonie. Gdy nie żartują, mogę wyczuć splot swetra. Albo podrapać się po brodzie.
Małgorzaty wciąż nie ma i herbaty już nie ma. Chyba jestem głodny.
Niebo pokazuje, że czas na kolację, a jej nadal nie ma.
Telefon dzwoni. Nie odbiorę, Małgorzata wie, że nie odbieram.
Nie mam herbaty, nie wiem, jak przełknę tabletki. Jeśli nie przyjdzie – nie wezmę ich wcale.
Będzie bardzo bolało.
Niebo idzie spać. "Idzie niebo ciemną nocą..." - wciąż pamiętam ten wierszyk. Mówiłem go często Wiktorowi.
Małgorzata też ma fartuszek w gwiazdki, jasnożółty, a gwiazdki są złote.
Żadna moja tabletka nie jest złota.
Ale czasem Ryszard ma złote kolce, wygląda, jakby pozazdrościł biżuterii choince bożonarodzeniowej i przystroił się lametą.
Tylko, że oni tak rzadko zapalają latarnie.
*
Czasem przypominam sobie Julię. To bardzo trudne. Mam wiele jej zdjęć, ale ich nie oglądam.
Julia była taka piękna. Miała sukienkę w motyle i białe sandałki na obcasach, uśmiechała się jak czarodziejka.
Julii już nie ma. Tak długo już jej nie ma.
Nie, nie zostawiła mnie. To ja nie poszedłem za nią. A powinienem.
Teraz to wiem.
*
Moje dłonie tańczą. Nie lubię tego. Ale im nie zabraniam. Wytańczą się, jak zwykle i potem zamrą.
Jak zwykle.
U sąsiada z prawej umilkł telewizor, znak, że przyszedł czas na następne tabletki.
Małgorzata nie przyszła. Musiało się coś stać. Poczekam, ktoś przyjdzie.
Mam takie zmęczone oczy.
Boli. Bardzo boli. Tak bardzo boli.
Mój ciepły wełniany sweter nie jest już ciepły. A koc na podłodze.
Ktoś na pewno przyjdzie. Bo nie mam herbaty. I kłuje mnie w oku. I tak mi zimno.
Tylko Ryszard niczego nie chce, jest taki grzeczny. Kocham go... jak Julię.
Kiedy ktoś przyjdzie? Muszę wziąć moje tabletki!...
*
Nie wiem, która jest godzina. Palce wykańczają staccato. Albo odwrotnie. Niebo śpi.
Małgorzata nie przyszła. Nikt nie przyszedł.
Zimno i boli. Ale dobrze, że głód minął.
Obserwuję spod przymkniętych powiek Ryszarda. On też śpi. Szkoda, że nie mogę go pogłaskać.
To nic, że kłuje. Mnie nie.
*
Czuję piasek pod stopami. Woda jest chłodna, ale przyjemna. Trzymam w dłoni dłoń Julii. Śmieje się do mnie, ja śmieję się do niej, a lato śmieje się do nas!
Biegniemy rozchlapując fale, czasem błysną w słońcu czyjeś okulary. Jak ciepło, jak cudownie ciepło! Biegniemy, a motyle z sukienki Julii fruną z wiatrem. Furkoczą skrzydła, furkoczą wiatraczki i parasole. Zielone palmy szeleszczą, nucą swoją własną melodię, uchylają tajemnice. Julia schyla się po muszelki, zbiera do kapelusza najładniejsze, potem wyrzuca, albo ciska nimi we mnie; zbiera następne...
Jej włosy pachną solą. Odgarniam je łagodnym ruchem, chcę ust Julii, jak nagrody – teraz, natychmiast. Pociągam ją na wielki rattanowy fotel, przywieram ciałem, miażdżę, jej skóra smakuje wanilią.
Jestem królem.
Motyle odleciały...
Szyba jest brudna.
Gdy świeci słońce, jej powierzchnia przenosi mnie w inny wymiar.
Ale dziś pada i szyba szepcze do mnie deszczem, rozrzucając szczodrze paciorki wody.
Też brudnej.
Okno jest stare, chyba nawet starsze ode mnie. Ościeżnice, wypaczone czasem, uchylają rąbka tajemnicy wiatrowi, a ten odwdzięcza się cichutkim gwizdaniem.
Lampa w rogu, przystrojona w rattanowy abażur, kontynuuje swój striptease.
Umyka jej, że czas się ustatkować. Ale nie mam jej tego za złe.
Ja też mam ze dwadzieścia warstw, czasem myślę, że jestem cebulą.
Jest jeszcze fotel.
Obaj nie wiemy, jakiego jest teraz koloru. Był zielony. Piękny, ciemnozielony, jak las świerkowy.
Ważne, że jest duży. Mieszczę się na nim cały, razem z moim podręcznym gospodarstwem.
Fotel to ja, mógłbym powiedzieć, parafrazując Króla Słońce.
Ja jestem królem fotela.
A fotel rządzi mną.
Symbioza.
*
Małgorzata jeszcze nie przyszła. A już czas na drugą herbatę.
Dobrze, że mam w termosie resztkę z wczoraj. Bo moje tabletki są duże, trudne do połknięcia.
Ale są takie ładne, kolorowe.
Czasami sobie z nich wróżę.
Biała: będzie bolało. Czerwona: Małgorzata przyrządzi mielone na obiad. Żółta: przyjdzie list od Wiktora. Zielono-czarna: będzie bardzo bolało.
Na razie jest znośnie. Tylko koc zsunął się na podłogę. Małgorzata podniesie.
Lubię patrzeć w okno. Przez nie mogę, choć przez kawałek przez, widzę kawałek nieba.
I czubek klonu, który rośnie w podwórzu.
Na parapecie stoi Ryszard. Ryszard ma dziewięć lat i krótkie, ale bardzo gęste kolce.
Mieszka w wielkiej glinianej donicy, trochę obtłuczonej z jednej strony.
Ryszard jest dumnym przedstawicielem Cactaceae Juss. Jest piękny. Kocham go.
*
Mam coś w prawym oku, kłuje okropnie.
Moje ręce drzemią. Moje ręce są zakończone szczupłymi dłońmi i czasem żartują ze mnie.
Nie lubię tego.
Ale lubię moje dłonie. Gdy nie żartują, mogę wyczuć splot swetra. Albo podrapać się po brodzie.
Małgorzaty wciąż nie ma i herbaty już nie ma. Chyba jestem głodny.
Niebo pokazuje, że czas na kolację, a jej nadal nie ma.
Telefon dzwoni. Nie odbiorę, Małgorzata wie, że nie odbieram.
Nie mam herbaty, nie wiem, jak przełknę tabletki. Jeśli nie przyjdzie – nie wezmę ich wcale.
Będzie bardzo bolało.
Niebo idzie spać. "Idzie niebo ciemną nocą..." - wciąż pamiętam ten wierszyk. Mówiłem go często Wiktorowi.
Małgorzata też ma fartuszek w gwiazdki, jasnożółty, a gwiazdki są złote.
Żadna moja tabletka nie jest złota.
Ale czasem Ryszard ma złote kolce, wygląda, jakby pozazdrościł biżuterii choince bożonarodzeniowej i przystroił się lametą.
Tylko, że oni tak rzadko zapalają latarnie.
*
Czasem przypominam sobie Julię. To bardzo trudne. Mam wiele jej zdjęć, ale ich nie oglądam.
Julia była taka piękna. Miała sukienkę w motyle i białe sandałki na obcasach, uśmiechała się jak czarodziejka.
Julii już nie ma. Tak długo już jej nie ma.
Nie, nie zostawiła mnie. To ja nie poszedłem za nią. A powinienem.
Teraz to wiem.
*
Moje dłonie tańczą. Nie lubię tego. Ale im nie zabraniam. Wytańczą się, jak zwykle i potem zamrą.
Jak zwykle.
U sąsiada z prawej umilkł telewizor, znak, że przyszedł czas na następne tabletki.
Małgorzata nie przyszła. Musiało się coś stać. Poczekam, ktoś przyjdzie.
Mam takie zmęczone oczy.
Boli. Bardzo boli. Tak bardzo boli.
Mój ciepły wełniany sweter nie jest już ciepły. A koc na podłodze.
Ktoś na pewno przyjdzie. Bo nie mam herbaty. I kłuje mnie w oku. I tak mi zimno.
Tylko Ryszard niczego nie chce, jest taki grzeczny. Kocham go... jak Julię.
Kiedy ktoś przyjdzie? Muszę wziąć moje tabletki!...
*
Nie wiem, która jest godzina. Palce wykańczają staccato. Albo odwrotnie. Niebo śpi.
Małgorzata nie przyszła. Nikt nie przyszedł.
Zimno i boli. Ale dobrze, że głód minął.
Obserwuję spod przymkniętych powiek Ryszarda. On też śpi. Szkoda, że nie mogę go pogłaskać.
To nic, że kłuje. Mnie nie.
*
Czuję piasek pod stopami. Woda jest chłodna, ale przyjemna. Trzymam w dłoni dłoń Julii. Śmieje się do mnie, ja śmieję się do niej, a lato śmieje się do nas!
Biegniemy rozchlapując fale, czasem błysną w słońcu czyjeś okulary. Jak ciepło, jak cudownie ciepło! Biegniemy, a motyle z sukienki Julii fruną z wiatrem. Furkoczą skrzydła, furkoczą wiatraczki i parasole. Zielone palmy szeleszczą, nucą swoją własną melodię, uchylają tajemnice. Julia schyla się po muszelki, zbiera do kapelusza najładniejsze, potem wyrzuca, albo ciska nimi we mnie; zbiera następne...
Jej włosy pachną solą. Odgarniam je łagodnym ruchem, chcę ust Julii, jak nagrody – teraz, natychmiast. Pociągam ją na wielki rattanowy fotel, przywieram ciałem, miażdżę, jej skóra smakuje wanilią.
Jestem królem.
Motyle odleciały...
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Gloinnen
- Administrator
- Posty: 12091
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
- Lokalizacja: Lothlórien
Re: sukulent
Dziwię się, że ten tekst do tej pory leży nieskomentowany. Wstyd i wiocha... Zastanawiam się, czemu i doszłam do wniosku, że to przez ten tytuł. Osobiście mnie raczej do lektury by nie przyciągnął. Taki jakiś bezbarwny, beznamiętny, dziwaczny. Tak, jakbyś chciała przedobrzyć z oryginalnością i wyszło jak wyszło. A szkoda, bo na ogół masz talent do dobrych i interesujących tytułów.
Ogólnie tekst bardzo mi się spodobał, uważam, że napisany jest naprawdę świetnie. Potem może trochę w nim pogrzebię, choć tylko na zasadzie czepialstwa (znasz mnie, kochana i wiesz, co potrafię)... Ale to nie zmienia faktu, utwór oceniam jako naprawdę dobry. Jest przede wszystkim autentyczny. Nie sprawia wrażenia wydumanego czy też powierzchownego. Naprawdę wiesz o czym piszesz, umiesz w sposób niezwykle sugestywny grać szczegółami, oddawać wewnętrzne stany umysłu oraz psyche Twojego bohatera. Przede wszystkim potrafisz z historii odsączyć patos, udało Ci się uniknąć wszelkiego rodzaju "pogrywania na emocjach" na zasadzie rzewnych opisów. Cały dramatyzm zawarty jest w surowym, ale drobiazgowym przedstawianiu tylko tego, co się dzieje - w myślach bohatera oraz wokół niego. Bez żadnych odautorskich eksplikacji.
Więc jest naprawdę dobrze.
Zastanawiam się, po co tak dużo słów wyodrębniasz kursywą. To trochę wytrąca z lektury.
Nad czym bym jeszcze popracowała?
Dalej te powtórzenia już tak bardzo nie rażą, bo stanowią świadomie zastosowany element obrazowania, ale w pierwszej części, dość uporządkowanej jeszcze, raczej bym je spróbowała wyeliminować.
W sumie trochę niedoróbek. I ta wnerwiająca kursywa... To mankamenty. Reszta - bardzo na tak, zwłaszcza treść i pomysł. Ciekawie wkomponowany motyw kaktusa (to właśnie w nawiązaniu do tytułu). Pokazujesz życie człowieka-rośliny, skazanego - jak kwiat doniczkowy - na pielęgnowanie przez innych. Analogia rzuca się w oczy, ale nie jest podana jak krowie na rowie, więc wszystko tak, jak powinno być. Ale tytuł może byłby lepszy - "kaktus" właśnie?
Ale i tak emocjonalnie tekst rozrywa na kawałeczki.
Chętnie przeczytam jeszcze coś Twojego, nie tylko w dziale z wierszami.
Pozdrawiam,

<misie stadne atakują>
Glo.
Ogólnie tekst bardzo mi się spodobał, uważam, że napisany jest naprawdę świetnie. Potem może trochę w nim pogrzebię, choć tylko na zasadzie czepialstwa (znasz mnie, kochana i wiesz, co potrafię)... Ale to nie zmienia faktu, utwór oceniam jako naprawdę dobry. Jest przede wszystkim autentyczny. Nie sprawia wrażenia wydumanego czy też powierzchownego. Naprawdę wiesz o czym piszesz, umiesz w sposób niezwykle sugestywny grać szczegółami, oddawać wewnętrzne stany umysłu oraz psyche Twojego bohatera. Przede wszystkim potrafisz z historii odsączyć patos, udało Ci się uniknąć wszelkiego rodzaju "pogrywania na emocjach" na zasadzie rzewnych opisów. Cały dramatyzm zawarty jest w surowym, ale drobiazgowym przedstawianiu tylko tego, co się dzieje - w myślach bohatera oraz wokół niego. Bez żadnych odautorskich eksplikacji.
Więc jest naprawdę dobrze.
Zastanawiam się, po co tak dużo słów wyodrębniasz kursywą. To trochę wytrąca z lektury.
Nad czym bym jeszcze popracowała?
411 pisze:Szyba jest brudna.
411 pisze:Okno jest stare,
411 pisze:jestem cebulą.
411 pisze:Jest jeszcze fotel.
411 pisze:jakiego jest teraz koloru.
411 pisze:Ważne, że jest duży.
Błagam, zrób coś z tym "jestestwem". Rozumiem, że chodziło Ci o odzwierciedlenie takich swobodnych, naturalnie płynących myśli, ale jednak... to jest w końcu tekst literacki...411 pisze:Ja jestem królem fotela.
411 pisze:wypaczone czasem
Jw.411 pisze:czas się ustatkować.
411 pisze:Ale nie mam jej tego za złe.
Jw.411 pisze:Ja też mam ze dwadzieścia warstw,
A czy mógłby się mieścić w połowie?411 pisze:Mieszczę się na nim cały,
Dalej te powtórzenia już tak bardzo nie rażą, bo stanowią świadomie zastosowany element obrazowania, ale w pierwszej części, dość uporządkowanej jeszcze, raczej bym je spróbowała wyeliminować.
Tutaj raczej - dałabym może - "popycham"? albo coś w ten deseń?411 pisze:Pociągam ją na wielki rattanowy fotel,
W sumie trochę niedoróbek. I ta wnerwiająca kursywa... To mankamenty. Reszta - bardzo na tak, zwłaszcza treść i pomysł. Ciekawie wkomponowany motyw kaktusa (to właśnie w nawiązaniu do tytułu). Pokazujesz życie człowieka-rośliny, skazanego - jak kwiat doniczkowy - na pielęgnowanie przez innych. Analogia rzuca się w oczy, ale nie jest podana jak krowie na rowie, więc wszystko tak, jak powinno być. Ale tytuł może byłby lepszy - "kaktus" właśnie?
Ale i tak emocjonalnie tekst rozrywa na kawałeczki.
Chętnie przeczytam jeszcze coś Twojego, nie tylko w dziale z wierszami.
Pozdrawiam,

<misie stadne atakują>
Glo.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: sukulent
Dzieki, Glo, za przystaniecie. 
A miedzy kaktusem, a sukulentem leza swiaty...
Ok, tyle drobiazgu. Dzieki jeszcze raz za dobre slowo i poswiecony czas.
Milego i misiowego.

Gloinnen pisze:Zastanawiam się, czemu i doszłam do wniosku, że to przez ten tytuł. Osobiście mnie raczej do lektury by nie przyciągnął. Taki jakiś bezbarwny, beznamiętny, dziwaczny.
Hm. Nie zgadzam sie. Nie, nie zamierzam bronic ani tekstu, ani tytulu. Moim zdaniem jest absolutnie tozsamy z tekstem. Nie da sie tego rozdzielic, sa jednym. Chyba nie umiem tego wytlumaczyc, chyba tez nie chce, powiem tylko, ze odnalezienie go (tak wlasnie - odnalezienie, nie: wymyslenie) zajelo mi najwiecej czasu.Gloinnen pisze:Ale tytuł może byłby lepszy - "kaktus" właśnie?
A miedzy kaktusem, a sukulentem leza swiaty...
Gloinnen pisze:Zastanawiam się, po co tak dużo słów wyodrębniasz kursywą. To trochę wytrąca z lektury.
Kursywa ma równy status (a nawet status quo) co tytul. Wiem, ze jej duzo, wiem, ze moze draznic - mimo to, kazde pochylone slowo zostalo starannie przemyslane.Gloinnen pisze: I ta wnerwiająca kursywa... To mankamenty.
Patrz: jak wyzej.Gloinnen pisze:Błagam, zrób coś z tym "jestestwem". Rozumiem, że chodziło Ci o odzwierciedlenie takich swobodnych, naturalnie płynących myśli, ale jednak... to jest w końcu tekst literacki...
Móglby. Naprawde tego nie "widzisz"?Gloinnen pisze:411 pisze:
Mieszczę się na nim cały,
A czy mógłby się mieścić w połowie?
Ok, tyle drobiazgu. Dzieki jeszcze raz za dobre slowo i poswiecony czas.
Milego i misiowego.

Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
Re: sukulent
Zakończenie jest bardzo dobre, początek wolno się rozkręca, ale się rozkręca wreszcie.
Można być ciężko chorym i samotnym ale nadal mieć marzenia i śnić na jawie...
Lub też na przekór wszystkiemu odejść razem z marzeniami a nie samotnie...
Podoba się
Pozdrawiam
Można być ciężko chorym i samotnym ale nadal mieć marzenia i śnić na jawie...
Lub też na przekór wszystkiemu odejść razem z marzeniami a nie samotnie...
Podoba się
Pozdrawiam
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: sukulent
Dziekuje, SamoZuo. Pieknie to ujelas.


Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: sukulent
Nie przypominam sobie, bym czytałam ten tekst, choć z tytułu był mi znajomy. Najwyraźniej, gdy się pojawił na wiadomym innym forum, nie miałam za bardzo czasu (chęci?) go skomentować. Teraz nadrabiam.
A jeśli jednak go już oceniłam, to zupełnie nie pamiętam jak. Nawet sprawdzić nie mogę, bo wiadome forum padło
Tytuł - dobrze, że go bronisz. Ja też będę, a co. Dla mnie to chyba najlepszy twój tytuł, jaki nadałaś jakiemukolwiek tekstowi. Piękne słówko, dla mnie brzmiące egzotycznie i, owszem, dziwacznie, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. I kojarzy mi się, nie wiedzieć czemu, z panem w garniturze.
Niestety już kursywy bronić nie będę... Zgadzam się z Glo, że jej za dużo. W pewnym momencie zaczęłam sama akcentować bardziej co niektóre wyrazy, niekoniecznie te pochylone. Ja rozumiem, że są one dla ciebie ważne i coś pewnie ważnego - razem, wspólnie - znaczą, ale czytelnik czasem jest zbyt leniwy, by do tego dotrzeć. Ja tylko zauważyłam, że często skursywiasz rzeczy materialne: szyba, list, fartuszek. Nie wiem, czy ten kierunek interpretacji jest dobry.
Jestestwo i inne, co wytknęła Glo, mnie za bardzo nie raziło. Ogólnie błędów nie wypatrywałam, pozwoliłam ponieść się tekstowi, heh. Dwa czy trzy razy mignął mi brak kropki nad "z". I może jakieś brakujące przecinki. Aż śmiesznie byłoby je wytykać.
Czytało się gładko, ale jak tak teraz myślę o tekście, to chyba on jest na chwilę. Zaraz wylatuje z głowy. Chyba brakuje mocniejszych akcentów. Może przez tę kursywę - mnie się ona (ogólnie, nie tylko tutaj) kojarzy z rozwianiem, dymem, czymś mało konkretnym.
Pozdrawiam
Patka
A jeśli jednak go już oceniłam, to zupełnie nie pamiętam jak. Nawet sprawdzić nie mogę, bo wiadome forum padło

Tytuł - dobrze, że go bronisz. Ja też będę, a co. Dla mnie to chyba najlepszy twój tytuł, jaki nadałaś jakiemukolwiek tekstowi. Piękne słówko, dla mnie brzmiące egzotycznie i, owszem, dziwacznie, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. I kojarzy mi się, nie wiedzieć czemu, z panem w garniturze.
Niestety już kursywy bronić nie będę... Zgadzam się z Glo, że jej za dużo. W pewnym momencie zaczęłam sama akcentować bardziej co niektóre wyrazy, niekoniecznie te pochylone. Ja rozumiem, że są one dla ciebie ważne i coś pewnie ważnego - razem, wspólnie - znaczą, ale czytelnik czasem jest zbyt leniwy, by do tego dotrzeć. Ja tylko zauważyłam, że często skursywiasz rzeczy materialne: szyba, list, fartuszek. Nie wiem, czy ten kierunek interpretacji jest dobry.
Jestestwo i inne, co wytknęła Glo, mnie za bardzo nie raziło. Ogólnie błędów nie wypatrywałam, pozwoliłam ponieść się tekstowi, heh. Dwa czy trzy razy mignął mi brak kropki nad "z". I może jakieś brakujące przecinki. Aż śmiesznie byłoby je wytykać.
Czytało się gładko, ale jak tak teraz myślę o tekście, to chyba on jest na chwilę. Zaraz wylatuje z głowy. Chyba brakuje mocniejszych akcentów. Może przez tę kursywę - mnie się ona (ogólnie, nie tylko tutaj) kojarzy z rozwianiem, dymem, czymś mało konkretnym.
Pozdrawiam
Patka
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: sukulent
O, Paciu - jak milo. 
Dziekuje za dobre slowo odnosnie tytulu, dziekuje za wszystkie dobre slowa odnosnie tekstu i dziekuje, ze znalazlas czas, by tu do mnie wdepnac.
Nad reszta rozwodzic sie nie bede, bo i tak zostanie jak jest - bez urazy.
Jak znajde chwile, to powyszukuje te brakujace kropeczki, czy przecinki - to moge obiecac.
A osobiscie, nie tu w tekscie, do kursywy mam stosunek... Nie mam w ogóle zadnego stosunku.
Ale nie widze czasem innej alternatywy, bo cudzyslów to tez inna bajka, o wielokropku nie wspomne.
Klaniam sie pieknie, J.

Dziekuje za dobre slowo odnosnie tytulu, dziekuje za wszystkie dobre slowa odnosnie tekstu i dziekuje, ze znalazlas czas, by tu do mnie wdepnac.
Nad reszta rozwodzic sie nie bede, bo i tak zostanie jak jest - bez urazy.
Jak znajde chwile, to powyszukuje te brakujace kropeczki, czy przecinki - to moge obiecac.
A osobiscie, nie tu w tekscie, do kursywy mam stosunek... Nie mam w ogóle zadnego stosunku.
Ale nie widze czasem innej alternatywy, bo cudzyslów to tez inna bajka, o wielokropku nie wspomne.
Klaniam sie pieknie, J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: sukulent
Masz rację, kursywa jest najlepszym rozwiązaniem z tym trzech powyższych. Gdybym zobaczyła w tekście tyle wielokropków, to bym oszalała.411 pisze:Ale nie widze czasem innej alternatywy, bo cudzyslów to tez inna bajka, o wielokropku nie wspomne.

- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: sukulent
Odrzućmy malkontenctwo, a okaże się, że napisałaś kolejny, dobry tekst.
Masz talent.

Masz talent.



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Re: sukulent
Smutne.
Zdarza się, że człowiek tylko tym różni się od rośliny, że widzi, myśli i czuje. Matka Natura obdarzyła na zmysłami i sprawnym ciałem, jednak kapryśny los potrafi sobie okrutnie żartować. Wtedy stajemy się podobni do kaktusa, wyrastają nam kolce, choć wcale tego nie chcemy. Słusznie użyłaś nazwy "zastępczej" w tytule. Nie zawsze warto mówić o wszystkim wprost. Milczenie bywa droższe od kolców.
To jest piękne opowiadanie. Cieszę się, że mogłem je przeczytać.
Zdarza się, że człowiek tylko tym różni się od rośliny, że widzi, myśli i czuje. Matka Natura obdarzyła na zmysłami i sprawnym ciałem, jednak kapryśny los potrafi sobie okrutnie żartować. Wtedy stajemy się podobni do kaktusa, wyrastają nam kolce, choć wcale tego nie chcemy. Słusznie użyłaś nazwy "zastępczej" w tytule. Nie zawsze warto mówić o wszystkim wprost. Milczenie bywa droższe od kolców.
To jest piękne opowiadanie. Cieszę się, że mogłem je przeczytać.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie