Wycieraczka [byl sobie pojedynek...] ;)
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Wycieraczka [byl sobie pojedynek...] ;)
Szukając w piwnicy starych, stołowych sztalug, znalazłam wycieraczkę. Zakurzona była okrutnie, ale całkiem ładna. Po wytrzepaniu jej i przetarciu wilgotną ściereczką – nawet bardzo ładna. Co ciekawe, nie była wykonana z kokosu, dotykając jej miało się wrażenie, że to jakaś wyjątkowo szorstka, surowa wełna, albo sizal. Mimo upływu lat (dziesiątek?) nie straciła kolorów – granatowe ludziki w sześciu równych rzędach na pięknym, ciemnoczerwonym tle, wciąż zachwycały dokładnością wzoru i intensywnością barw; możnaby pomysleć, że ktoś wykonał ją dwa dni temu.
Z racji tego, że mam własnych wycieraczek około piętnastu, postanowiłam się jej pozbyć – dałam ogłoszenie, załączyłam fotkę. Cena, uważam, była do przyjęcia, a nawet bardzo atrakcyjna, biorąc pod uwagę nadruk (napis? pieczatkę?) na jej spodzie: handmade, Peru.
Po czterech miesiącach bez najmniejszego odzewu stało się jasne, że chętny się nie znajdzie i wycieraczka została udomowiona, a nawet usalonowiona – znalazła swoje nowe miejsce na ścianie, w charakterze makatki. Z racji tego, że każdorazowo zmieniając życiowego partnera zmieniałam też wystrój domu, okazała się genialnym dopełnieniem białych ścian, bordowych zasłon i niebieskich bibelotów. Tak, wyglądała pysznie.
Pewnego popołudnia pani Zofia oznajmiła, że coś niedobrego dzieje się w domu. Poproszona o obszerniejszą wypowiedź, machnęła tylko swoim zwyczajem ręką: "ja tam nic nie wiem" i przeżegnała się szybko trzy razy. Cóż, pani Zofia jest absolutną perłą jeśli chodzi o prowadzenie gospodarstwa domowego, ale perłą wyjątkowo przesądną. Ja też więc machnęłam ręką, gdy już wyszła, oczywiście.
Następnego dnia wycieraczka-makatka zniknęła. Równiutki tydzień później wróciła na swoje stałe miejsce, natomiast pani Zofia straciła posadę. Odeszła ze łzami w oczach i histerycznym potokiem dobrych rad odnośnie mnie, domu i upiornej, jej zdaniem, ozdoby.
Bzdura. To, że pewnej jesiennej nocy z sześciu zrobiły się cztery rządki ludzików, to co, sztuczki diabelskie niby? Byłam zachwycona – ludziki były większe i już można było stwierdzić, że są wyłącznie płci męskiej. Gotując sos do spaghetti na kolację wymyślałam dla nich imiona. Stwierdziłam, że skoro Peru znajduje się w Ameryce Południowej, to koniecznie musi być jakiś Gonzales, Juan, Pedro, José, Ignacio, Miguel, czy inny Paulo. Rozrywka absolutnie przednia! Nie umiałam się tylko zdecydować, który jakie imię otrzyma.
Problem upadł samoistnie. Po następnych pięciu tygodniach został jeden rządek, a w nim tylko czterech ognistych przedstawicieli rasy zwanej brzydszą. A gdzie tam - brzydsza...
Zaczęłam wyczekiwać następnych i niewątpliwie nieuchronnych, zmian. Przy okazji wymieniłam całą bieliznę – jedwabie i satyny przecudownie drażniły ciało i zmysły.
Doczekałam się, a imię wybrał sobie sam.
Wycieraczka-makatka znowu zmieniła miejsce i, hm, charakter – okazało się, że nie jest ani szorstka, ani kłująca... A, że skóra Jorge ma niebieski odcień? Idealnie za to komponuje się z wiszącymi w niszach okiennych kryształami feng shui.
A dom prowadzi lepiej, niż trzy panie Zofie razem wzięte.
Nigdy tylko nie wychodzi na zewnątrz, nawet do ogrodu. Mówi, że ma zbyt wrażliwe stopy.
Z racji tego, że mam własnych wycieraczek około piętnastu, postanowiłam się jej pozbyć – dałam ogłoszenie, załączyłam fotkę. Cena, uważam, była do przyjęcia, a nawet bardzo atrakcyjna, biorąc pod uwagę nadruk (napis? pieczatkę?) na jej spodzie: handmade, Peru.
Po czterech miesiącach bez najmniejszego odzewu stało się jasne, że chętny się nie znajdzie i wycieraczka została udomowiona, a nawet usalonowiona – znalazła swoje nowe miejsce na ścianie, w charakterze makatki. Z racji tego, że każdorazowo zmieniając życiowego partnera zmieniałam też wystrój domu, okazała się genialnym dopełnieniem białych ścian, bordowych zasłon i niebieskich bibelotów. Tak, wyglądała pysznie.
Pewnego popołudnia pani Zofia oznajmiła, że coś niedobrego dzieje się w domu. Poproszona o obszerniejszą wypowiedź, machnęła tylko swoim zwyczajem ręką: "ja tam nic nie wiem" i przeżegnała się szybko trzy razy. Cóż, pani Zofia jest absolutną perłą jeśli chodzi o prowadzenie gospodarstwa domowego, ale perłą wyjątkowo przesądną. Ja też więc machnęłam ręką, gdy już wyszła, oczywiście.
Następnego dnia wycieraczka-makatka zniknęła. Równiutki tydzień później wróciła na swoje stałe miejsce, natomiast pani Zofia straciła posadę. Odeszła ze łzami w oczach i histerycznym potokiem dobrych rad odnośnie mnie, domu i upiornej, jej zdaniem, ozdoby.
Bzdura. To, że pewnej jesiennej nocy z sześciu zrobiły się cztery rządki ludzików, to co, sztuczki diabelskie niby? Byłam zachwycona – ludziki były większe i już można było stwierdzić, że są wyłącznie płci męskiej. Gotując sos do spaghetti na kolację wymyślałam dla nich imiona. Stwierdziłam, że skoro Peru znajduje się w Ameryce Południowej, to koniecznie musi być jakiś Gonzales, Juan, Pedro, José, Ignacio, Miguel, czy inny Paulo. Rozrywka absolutnie przednia! Nie umiałam się tylko zdecydować, który jakie imię otrzyma.
Problem upadł samoistnie. Po następnych pięciu tygodniach został jeden rządek, a w nim tylko czterech ognistych przedstawicieli rasy zwanej brzydszą. A gdzie tam - brzydsza...
Zaczęłam wyczekiwać następnych i niewątpliwie nieuchronnych, zmian. Przy okazji wymieniłam całą bieliznę – jedwabie i satyny przecudownie drażniły ciało i zmysły.
Doczekałam się, a imię wybrał sobie sam.
Wycieraczka-makatka znowu zmieniła miejsce i, hm, charakter – okazało się, że nie jest ani szorstka, ani kłująca... A, że skóra Jorge ma niebieski odcień? Idealnie za to komponuje się z wiszącymi w niszach okiennych kryształami feng shui.
A dom prowadzi lepiej, niż trzy panie Zofie razem wzięte.
Nigdy tylko nie wychodzi na zewnątrz, nawet do ogrodu. Mówi, że ma zbyt wrażliwe stopy.
Ostatnio zmieniony 02 paź 2012, 16:53 przez 411, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.