Dzień Osamotnienia
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Dzień Osamotnienia
Prokop klapnął ciężko w bardziej już breję, niż szanujące się błoto. Zapomniał o porzuconej wcześniej taczce i zahaczył teraz o jej lewą rękojeść.
Chciało mu się płakać... Jego śliczna młoda żona patrzyła na niego, z dnia na dzień, z coraz większym niesmakiem i pogardą. A przecież wymagała tak niewiele! Chciała tylko pięknego ogrodu! On też tego chciał - dla niej, dla nich i dla ludzi we wsi – niech gadają i zadroszczą!
Cóż to było: wymierzyć grządki, wysypać żwirem ścieżki, zbudować mostek nad strumykiem, ułożyć głazy pod skalny ogródek? Drobiazg! Ogród piękniał w oczach, rośliny kwitły jak szalone, pachniały upojnie, nawet chwasty były litościwe i wybierały sobie pole za ogrodzeniem... Pełnia szczęścia.
Tylko ten cholerny wodospad.
Krysieńka uparła się i nie ustępowała. Nie przyjmowała do wiadomości, że teren niesprzyjający, że trzeba tysiące kubików ziemi nawieźć, konstrukcję specjalną postawić, koryto strumienia przebudować i jego bieg odwrócić. Była głucha na wszelkie kontrargumenty. Chciała wodospadu!
Nie jakiejś tam prymitywnej i taniej fontanny! Nawet czarny marmur i szklane dzwoneczki prosto z Murano nie miały odpowiedniej siły perswazji...
Wodospad miał być i już, żadnej dyskusji. W dodatku postanowiła, że ma być gotowy za dwadzieścia dwa dni – dokładnie na trzecią rocznicę ich ślubu, by uświetnić jubileuszowe przyjęcie. Wymarzyła sobie, że to ona zostanie Matką Chrzestną Wodospadu – rozbije butelkę szampana i pociągnie drążek. A wieś oniemieje.
Tymczasem to Krysieńka była coraz bardziej milcząca i coraz bardziej niezadowolona. Prychała jak wściekła kotka, przestała prasować mu koszule i zbierać skarpetki rozsiewane po domu. W małżeńskim łożu lokowała się na samym jego skraju – nawet pełny zasięg długiego prokopowego ramienia nie wystarczał.
Na początku był smutny, potem zły, aż w końcu nabyta zaciętość wymieszała się z wrodzonym uporem – on jej pokaże! Jeszcze Krysieńka zobaczy jaki jest zdolny i jak bardzo ją kocha! Udowodni jej, że dla niego nie ma rzeczy niemożliwych! Co tam jeden, mały, durny wodospad!
Jak postanowił – tak też uczynił. Zamówił profesjonalny projekt w biurze architektonicznym, metalowe rusztowanie i rury do podłączenia skomplikowanego systemu instalacji wodnej w pobliskiej hucie, dokładnie milion i jeden kubik wysokogatunkowej mieszanki najlepszej ziemi i drobnej szlaki, oraz trzydziestu dwóch wykwalifikowanych robotników. Czterech specjalistów z firmy logistycznej całodobowo nadzorowalo przedsięwzięcie, a on sam, wolnym, dokładnie wystudiowanym krokiem, doglądał jedynie budowy i odbierał rozradowane, pełne miłości spojrzenia Krysieńki. Wszystko wskazywało na to, że termin zostanie dotrzymany, a - być może - ulegnie nawet skróceniu. Jego śliczna młoda żona była przeszczęśliwa!
Dzień Zero był jakby wymarzonym – słoneczko grzało wesoło, a owady przygrywały swoje skoczne melodie. Stoły uginały się od nadmiaru jadła i trunków, natomiast pluton wyfrakowanych kelnerów czekał tylko na skinienie Krysieńki, by ruszyć w bój. Wszystko było i-de-al-nie dopracowane i dopieszczone. Prokop też. Ubiegła noc była nocą pojednania, wyznań i wiary. W niego.
Nie zawiódł!
Goście dopisali na równi z pogodą. Ogród prawie pękał w szwach, ale przyjęcie płynęło łagodnie i bez zakłóceń. Wybiła Godzina Zero, Krysieńka razem z dziesięciolitrową butlą Dom Pérignon została przetransportowana wynajętym specjalnie helikopterem na szczyt rusztowania. Na sam szczyt! Propkop patrzył z rozczuleniem na swoją młodą, śliczną żonę, która teraz wydawała się nie większa niż porcelanowa figurka...
To, co się wydarzyło w ciągu następnych dziesięciu sekund każdy z naocznych świadków opisywał inaczej.
Gwizd!
Ależ nie: huragan!
A skąd: zaćmienie słońca!
W życiu: cud to przecież wielki!
Na Boga! Ludzie! Poszaleliście?! Wniebowzięcie! Jak nic!...
Do dziś nie wiadomo co się właściwie wtedy zdarzyło. Krysieńka zniknęła i to było jednym udowodnionym faktem. Drugi leżał głęboko ukryty w sypialnianej komodzie – list bez koperty z dopiętą wizytówką... Prokop każdego roku, dokładnie w Dzień Osamotnienia, wyciąga go i wylewa dwie łzy, czytając trzy krótkie zdania:
"Krysieńka nie wróci. Nigdy Cię nie kochała. Porzuć wszelką nadzieję."
Władysław Wodospad,
Główny Inspektor Wojewódzkiego Nadzoru Wod. - Kan.
Chciało mu się płakać... Jego śliczna młoda żona patrzyła na niego, z dnia na dzień, z coraz większym niesmakiem i pogardą. A przecież wymagała tak niewiele! Chciała tylko pięknego ogrodu! On też tego chciał - dla niej, dla nich i dla ludzi we wsi – niech gadają i zadroszczą!
Cóż to było: wymierzyć grządki, wysypać żwirem ścieżki, zbudować mostek nad strumykiem, ułożyć głazy pod skalny ogródek? Drobiazg! Ogród piękniał w oczach, rośliny kwitły jak szalone, pachniały upojnie, nawet chwasty były litościwe i wybierały sobie pole za ogrodzeniem... Pełnia szczęścia.
Tylko ten cholerny wodospad.
Krysieńka uparła się i nie ustępowała. Nie przyjmowała do wiadomości, że teren niesprzyjający, że trzeba tysiące kubików ziemi nawieźć, konstrukcję specjalną postawić, koryto strumienia przebudować i jego bieg odwrócić. Była głucha na wszelkie kontrargumenty. Chciała wodospadu!
Nie jakiejś tam prymitywnej i taniej fontanny! Nawet czarny marmur i szklane dzwoneczki prosto z Murano nie miały odpowiedniej siły perswazji...
Wodospad miał być i już, żadnej dyskusji. W dodatku postanowiła, że ma być gotowy za dwadzieścia dwa dni – dokładnie na trzecią rocznicę ich ślubu, by uświetnić jubileuszowe przyjęcie. Wymarzyła sobie, że to ona zostanie Matką Chrzestną Wodospadu – rozbije butelkę szampana i pociągnie drążek. A wieś oniemieje.
Tymczasem to Krysieńka była coraz bardziej milcząca i coraz bardziej niezadowolona. Prychała jak wściekła kotka, przestała prasować mu koszule i zbierać skarpetki rozsiewane po domu. W małżeńskim łożu lokowała się na samym jego skraju – nawet pełny zasięg długiego prokopowego ramienia nie wystarczał.
Na początku był smutny, potem zły, aż w końcu nabyta zaciętość wymieszała się z wrodzonym uporem – on jej pokaże! Jeszcze Krysieńka zobaczy jaki jest zdolny i jak bardzo ją kocha! Udowodni jej, że dla niego nie ma rzeczy niemożliwych! Co tam jeden, mały, durny wodospad!
Jak postanowił – tak też uczynił. Zamówił profesjonalny projekt w biurze architektonicznym, metalowe rusztowanie i rury do podłączenia skomplikowanego systemu instalacji wodnej w pobliskiej hucie, dokładnie milion i jeden kubik wysokogatunkowej mieszanki najlepszej ziemi i drobnej szlaki, oraz trzydziestu dwóch wykwalifikowanych robotników. Czterech specjalistów z firmy logistycznej całodobowo nadzorowalo przedsięwzięcie, a on sam, wolnym, dokładnie wystudiowanym krokiem, doglądał jedynie budowy i odbierał rozradowane, pełne miłości spojrzenia Krysieńki. Wszystko wskazywało na to, że termin zostanie dotrzymany, a - być może - ulegnie nawet skróceniu. Jego śliczna młoda żona była przeszczęśliwa!
Dzień Zero był jakby wymarzonym – słoneczko grzało wesoło, a owady przygrywały swoje skoczne melodie. Stoły uginały się od nadmiaru jadła i trunków, natomiast pluton wyfrakowanych kelnerów czekał tylko na skinienie Krysieńki, by ruszyć w bój. Wszystko było i-de-al-nie dopracowane i dopieszczone. Prokop też. Ubiegła noc była nocą pojednania, wyznań i wiary. W niego.
Nie zawiódł!
Goście dopisali na równi z pogodą. Ogród prawie pękał w szwach, ale przyjęcie płynęło łagodnie i bez zakłóceń. Wybiła Godzina Zero, Krysieńka razem z dziesięciolitrową butlą Dom Pérignon została przetransportowana wynajętym specjalnie helikopterem na szczyt rusztowania. Na sam szczyt! Propkop patrzył z rozczuleniem na swoją młodą, śliczną żonę, która teraz wydawała się nie większa niż porcelanowa figurka...
To, co się wydarzyło w ciągu następnych dziesięciu sekund każdy z naocznych świadków opisywał inaczej.
Gwizd!
Ależ nie: huragan!
A skąd: zaćmienie słońca!
W życiu: cud to przecież wielki!
Na Boga! Ludzie! Poszaleliście?! Wniebowzięcie! Jak nic!...
Do dziś nie wiadomo co się właściwie wtedy zdarzyło. Krysieńka zniknęła i to było jednym udowodnionym faktem. Drugi leżał głęboko ukryty w sypialnianej komodzie – list bez koperty z dopiętą wizytówką... Prokop każdego roku, dokładnie w Dzień Osamotnienia, wyciąga go i wylewa dwie łzy, czytając trzy krótkie zdania:
"Krysieńka nie wróci. Nigdy Cię nie kochała. Porzuć wszelką nadzieję."
Władysław Wodospad,
Główny Inspektor Wojewódzkiego Nadzoru Wod. - Kan.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Dzień Osamotnienia
Hahahaha, piękne. Dawno nie czytałam tak dobrej mini. Bałam się bardzo, że zepsujesz zakończenie, tzn będzie nijakie, nudne, a tu takie coś, taka zmiana akcji. W ogóle cały tekst czytał się dobrze. No może z wyjątkiem:
A czemu błoto było "szanujące się" to już chyba nigdy nie zrozumiem.
Inne uwagi:
Dopiero teraz zwróciłam większą uwagę na tytuł: pasuje, ale i tak uważam go za gorszą część tekstu.
Zamiast "zdarzyło" dałabym "stało", bo wcześniej masz już "wydarzyło" i to trochę wygląda jak powtórzenie, tzn ja nic do powtórzeń nie mam, ale w sumie "stało" lepiej brzmi, "zdarzyło" za bardzo przedłuża zdanie.
Jak widzisz, większość to czepialstwo, eee, przecinki, kto by się nimi przejmował, ale z racji swojego (mam nadzieję) przyszłego zawodu (korektor/redaktor) staram się na takie rzeczy zwracać uwagę. Choć pewnie mi poważniejsze błędy umknęły, ale to może inni wytkną.
Na plus oczywiście miły i bliski mi styl, zwłaszcza zdania z czasownikiem na końcu:
Odchodząc od technikalii: historia ciekawa i na pewno zaskakująca. Biedny Prokop, nie ma co. Ostatnie zdanie w liściku mnie rozwala.
Pozdrawiam
Patka
Zgrzyta mi to zdanie, przez co długo nie mogłam wbić się w tekst (wszak go zaczyna). Może to tylko subiektywne odczucie, ale ja bym dała "w" po "już" albo w ogóle zmieniła konstrukcję zdania. I nie wiem, czy przecinek potrzebny. Z tego co wiem i czytam w necie, to stawia się przecinek przed "niż" w zdaniach złożonych, tzn z dwoma czasownikami (albo więcej), a tu jest jeden czasownik.411 pisze:Prokop klapnął ciężko w bardziej już breję, niż szanujące się błoto.
A czemu błoto było "szanujące się" to już chyba nigdy nie zrozumiem.

Inne uwagi:
Dopiero teraz zwróciłam większą uwagę na tytuł: pasuje, ale i tak uważam go za gorszą część tekstu.
Myślę, że można obyć się bez przecinków, dla gładszej lektury zdania.411 pisze: Co tam jeden, mały, durny wodospad!
Tu też pierwszy przecinek zbędny i trzeci, tzn można uznać "wolnym dokładnie wystudiowanym krokiem" za wtrącenie, ale chyba lepiej, żeby należało do normalnej (głównej, nie wiem, jak to nazwać) części zdania.411 pisze: a on sam, wolnym, dokładnie wystudiowanym krokiem, doglądał j
Moim zdaniem niepotrzebne rozstrzelanie.411 pisze: i-de-al-nie
Kilka linijek wcześniej masz "Dzień Zero" i mi zgrzytło to powtórzenie, wymyśliłabym inne określenie. Chwila prawdy Prokopa.411 pisze:Wybiła Godzina Zero

Gdy wcześniej używałaś tego połączenia wyrazów, nie stawiałaś tam przecinka, skąd więc tutaj jest?411 pisze: młodą, śliczną żonę
Przecinek po "sekund" - trza zamknąć wtrącenie. Zresztą, mamy do czynienia ze zdaniem złożonym.411 pisze:To, co się wydarzyło w ciągu następnych dziesięciu sekund każdy z naocznych
, po "wiadomo"411 pisze:Do dziś nie wiadomo co się właściwie wtedy zdarzyło
Zamiast "zdarzyło" dałabym "stało", bo wcześniej masz już "wydarzyło" i to trochę wygląda jak powtórzenie, tzn ja nic do powtórzeń nie mam, ale w sumie "stało" lepiej brzmi, "zdarzyło" za bardzo przedłuża zdanie.
Zaciekawiło mnie, czemu dwie? :P411 pisze:i wylewa dwie łzy,
Jak widzisz, większość to czepialstwo, eee, przecinki, kto by się nimi przejmował, ale z racji swojego (mam nadzieję) przyszłego zawodu (korektor/redaktor) staram się na takie rzeczy zwracać uwagę. Choć pewnie mi poważniejsze błędy umknęły, ale to może inni wytkną.
Na plus oczywiście miły i bliski mi styl, zwłaszcza zdania z czasownikiem na końcu:
Super zdanie, jeśli chodzi o rytm.411 pisze: że trzeba tysiące kubików ziemi nawieźć, konstrukcję specjalną postawić, koryto strumienia przebudować i jego bieg odwrócić. Była głucha na wszelkie kontrargumenty.
Odchodząc od technikalii: historia ciekawa i na pewno zaskakująca. Biedny Prokop, nie ma co. Ostatnie zdanie w liściku mnie rozwala.

Pozdrawiam
Patka
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Dzień Osamotnienia
Hej Patosie mily!
Bardzo Ci dziekuje za wizyte i szalenie merytoryczne uwagi - oj, bedzie z Ciebie taka Pani Korektor/Redaktor, ze juz sie boje, gdy trafie w Twoje wyszkolone rece...
Ciesze sie tez, ze Ci sie mini spodobala - ot, taka glupotka pisana dawno temu na pojedynek i chyba ja mialam wiecej szpasu piszac, niz czytelnicy czytajac.
Mam nadzieje, ze bedziesz tu czesciej zagladac, a moze i ja znajde jakiegos tyciego babolika u "Ciebie"? (czyt.: wstaw cos!!!).
Klaniam sie nisko,
J.

Bardzo Ci dziekuje za wizyte i szalenie merytoryczne uwagi - oj, bedzie z Ciebie taka Pani Korektor/Redaktor, ze juz sie boje, gdy trafie w Twoje wyszkolone rece...

Ciesze sie tez, ze Ci sie mini spodobala - ot, taka glupotka pisana dawno temu na pojedynek i chyba ja mialam wiecej szpasu piszac, niz czytelnicy czytajac.
Mam nadzieje, ze bedziesz tu czesciej zagladac, a moze i ja znajde jakiegos tyciego babolika u "Ciebie"? (czyt.: wstaw cos!!!).
Klaniam sie nisko,
J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Dzień Osamotnienia
Kurde, wstawiłam, ale nikt nie chce oceniać, tzn tylko Ewa oceniła. Przykre jest takie olewanie prozy.
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Dzień Osamotnienia
Chyba przesadziłaś, Patko, z tym wycinaniem przecinków. Rzeczywiście kilka z nich jest zbędnych, ale większość, jak najbardziej, na miejscu.
Opowiadanko dobre jest. Puenta zaskakująca jak Wodospad... Władysław.

Proza, jako z natury dłuższa forma, wymaga czasu na czytanie, a któż ma go dziś w nadmiarze?
Jeśli codziennie pojawia się na portalu kilkadziesiąt wierszy, a ja mam do dyspozycji dwie, góra trzy godziny na dobę, nie zdążam nawet ich wszystkich przeczytać. Prozę odkładam na jakiś dłuższy i spokojniejszy weekend, jak choćby obecny, czytam i komentuję hurtem. To też może się wydać traktowaniem po macoszemu. Ale takie są realia.
Opowiadanko dobre jest. Puenta zaskakująca jak Wodospad... Władysław.



Nie dziw się.Patka pisze:Przykre jest takie olewanie prozy.
Proza, jako z natury dłuższa forma, wymaga czasu na czytanie, a któż ma go dziś w nadmiarze?
Jeśli codziennie pojawia się na portalu kilkadziesiąt wierszy, a ja mam do dyspozycji dwie, góra trzy godziny na dobę, nie zdążam nawet ich wszystkich przeczytać. Prozę odkładam na jakiś dłuższy i spokojniejszy weekend, jak choćby obecny, czytam i komentuję hurtem. To też może się wydać traktowaniem po macoszemu. Ale takie są realia.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
-
- Posty: 833
- Rejestracja: 11 mar 2012, 12:41
Re: Dzień Osamotnienia
Uśmiechnęłam się:) Władek zaskoczył, no! Bardzo ciekawa miniatura. Przeczytałam z przyjemnością.
Pozdrawiam,
A.
Pozdrawiam,
A.
Re: Dzień Osamotnienia
.
Ostatnio zmieniony 26 lis 2016, 10:50 przez karolek, łącznie zmieniany 2 razy.
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Dzień Osamotnienia
Dziekuje, karolku, za poczytanie i slowo "piwne".
O kwiatku juz nie wspomne - jak kazda kobieta...

J.
O kwiatku juz nie wspomne - jak kazda kobieta...

J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- anastazja
- Posty: 6176
- Rejestracja: 02 lis 2011, 16:37
- Lokalizacja: Bieszczady
- Płeć:
Re: Dzień Osamotnienia
Prawie nie zaglądam tutaj. Jednak ta forma prozy jest krótsza, wiec wpadłam na chwilkę. Nie żałuję - kawałek dobrej pracy Józefinko. Pozdrawiam 

A ludzie tłoczą się wokół poety i mówią mu: zaśpiewaj znowu, a to znaczy: niech nowe cierpienia umęczą twą duszę."
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
(S. Kierkegaard, "Albo,albo"
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Dzień Osamotnienia
Dziekuje slicznie, Nastko, za mile slówko.


Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.