Spółka z o.o.
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Spółka z o.o.
Julka to jej prawdziwe imię, ale chyba tylko ja o tym pamiętam.
Znam tę dziewczynę od dwudziestu trzech lat i przez te wszystkie lata obserwuję, jak pięknie się rozwija. Z małej, usmarkanej dziewuszki z cienkimi warkoczykami wyrosła dorodna nastolatka, potem pełnej krwi i kości kobieta. Było (i jest) na co popatrzeć...
Teraz też jest, chociaż kolory trochę zacierają rzeczywistość. Mimo to i mimo tych wszystkich warstw mazideł, którymi nawet nieźle ukrywa rozległe siniaki (opuchlizny nie udaje jej się zamalować), nadal wygląda, hm, ładnie. Rzadko ją wprawdzie ostatnio widuję, ale to zawsze tak jest, gdy Waldek dostaje przepustkę. Jasne, kocha ją, nie raz i nie dwa mówił mi o tym. I, że jest wściekle zazdrosny, bo taka kobieta to aż grzech.
Ano grzech.
Spotkałem ją rano na schodach, gdy wracała ze sklepiku. Cicha, wzrok wbity w ziemię, spocone i drżące dłonie międliły gazetę i torbę z flaszką. Powiedziała, że jutro już wraca. Waldek znaczy. To dobrze – odpowiedziałem - odetchniesz, przyjdziesz do mnie, wypijemy jak zawsze kieliszeczek koniaczku, pooglądamy telewizję... Westchnęła, pokiwała głową, poszła.
*
Krzyki były coraz głośniejsze, mieszały się z płaczem i odgłosami walnięć, całkiem, jakby meble ktoś przewracał. Znowu ją tłucze. Moja biedna, mała dziewczynka... Nie wtrącałem się, nigdy się nie wtrącałem. Waldek miał ciężką rękę, a ja wciąż w pamięci Burka, którego zabił jednym kopniakiem. Podkręciłem dźwięk w telewizorze, czekało mnie jeszcze dobre pół godziny filmu.
Coś rąbnęło w drzwi wejściowe. Znowu. To na pewno nie było stukanie. Podniosłem się z krzesła, ale nie poszedłem do przedpokoju, czekałem. Ucichło i już zamierzałem usiąść, gdy nagle drzwi uderzyły o ścianę, a do pokoju wpadła Julka. I tak leżała, a Waldek darł się – jak to on. A Julka leżała bez ruchu kompletnie, tylko włosy rozsypały się dookoła głowy. Stałem jak skamieniały i tylko patrzyłem. Wbiegł Waldek, chwycił ją za te potargane włosy i z całej siły przyłożył jej pięścią w twarz. "Szmato – splunął – szmato, już ja cię oduczę mówić: nie". Splunął jeszcze raz i wyszedł.
Julka leżała na mojej starej wersalce, na twarzy miała woreczek śniadaniowy wypełniony kostkami lodu, owinięty dodatkowo w ściereczkę do naczyń. To był najlepszy pomysł, jaki przyszedł mi do głowy. Nie wezwałem karetki. Ani policji. Moja mała dziewczynka była przytomna, co jej pomogą urzędasy czy doraźna pomoc? Doraźnie to ja jej pomogę, jak od wielu lat. A potem ona mi się odwdzięczy... Uśmiechnąłem się i nalałem sobie dużego kielicha. Waldek jutro zniknie, ona wydobrzeje, życie wróci do normy.
*
A jednak zawiozłem Julkę do szpitala. Okazało się, że trzeba było nastawić żuchwę i posklejać nos. Najgorzej z tym nosem – nie było go. No, nie było. Został wbity, wgnieciony w twarz, całkiem tak do wewnątrz, nawet chrząstka nie wytrzymała Waldkowej pięści. Szkoda. Moja dziewczynka nie będzie już taka śliczna. Tu potrzebna operacja, a skąd na to wziąć? Moja emerytura ledwo na życie starcza, a Julka? Z zasiłku ma to niby opłacić?
Powiedziała, że chce mój nos. Że ja niby już i tak stary, a za te wszystkie lata "używania" jestem jej coś winien. No, fakt... Ale, zaraz, jak to tak?! Nawet stary muszę jakoś wyglądać, a ona? Tylko przecież do używania dobra, bez nosa też się da! W końcu przez tyle lat ten jej nos nie był mi do niczego potrzebny!
Zgodziłem się. Ciału wcale nie bliższa koszula...
Rehabilitacja trwała długo. Ja nie mam nosa, Julka kłopotów, Waldek dziewczyny, a koniak smakuje tylko trochę inaczej. Moja mała dziewczynka dba o mnie – jak obiecała. A nawet lepiej.
Rozkwitła, uśmiecha się, promienieje. A nawet jeszcze nie wie, że zapisałem jej mieszkanie. Będzie miała niespodziankę. Ale na razie – woła mnie na obiad, a potem... Potem będzie się starać. Jak ostatnie trzynaście lat.
Znam tę dziewczynę od dwudziestu trzech lat i przez te wszystkie lata obserwuję, jak pięknie się rozwija. Z małej, usmarkanej dziewuszki z cienkimi warkoczykami wyrosła dorodna nastolatka, potem pełnej krwi i kości kobieta. Było (i jest) na co popatrzeć...
Teraz też jest, chociaż kolory trochę zacierają rzeczywistość. Mimo to i mimo tych wszystkich warstw mazideł, którymi nawet nieźle ukrywa rozległe siniaki (opuchlizny nie udaje jej się zamalować), nadal wygląda, hm, ładnie. Rzadko ją wprawdzie ostatnio widuję, ale to zawsze tak jest, gdy Waldek dostaje przepustkę. Jasne, kocha ją, nie raz i nie dwa mówił mi o tym. I, że jest wściekle zazdrosny, bo taka kobieta to aż grzech.
Ano grzech.
Spotkałem ją rano na schodach, gdy wracała ze sklepiku. Cicha, wzrok wbity w ziemię, spocone i drżące dłonie międliły gazetę i torbę z flaszką. Powiedziała, że jutro już wraca. Waldek znaczy. To dobrze – odpowiedziałem - odetchniesz, przyjdziesz do mnie, wypijemy jak zawsze kieliszeczek koniaczku, pooglądamy telewizję... Westchnęła, pokiwała głową, poszła.
*
Krzyki były coraz głośniejsze, mieszały się z płaczem i odgłosami walnięć, całkiem, jakby meble ktoś przewracał. Znowu ją tłucze. Moja biedna, mała dziewczynka... Nie wtrącałem się, nigdy się nie wtrącałem. Waldek miał ciężką rękę, a ja wciąż w pamięci Burka, którego zabił jednym kopniakiem. Podkręciłem dźwięk w telewizorze, czekało mnie jeszcze dobre pół godziny filmu.
Coś rąbnęło w drzwi wejściowe. Znowu. To na pewno nie było stukanie. Podniosłem się z krzesła, ale nie poszedłem do przedpokoju, czekałem. Ucichło i już zamierzałem usiąść, gdy nagle drzwi uderzyły o ścianę, a do pokoju wpadła Julka. I tak leżała, a Waldek darł się – jak to on. A Julka leżała bez ruchu kompletnie, tylko włosy rozsypały się dookoła głowy. Stałem jak skamieniały i tylko patrzyłem. Wbiegł Waldek, chwycił ją za te potargane włosy i z całej siły przyłożył jej pięścią w twarz. "Szmato – splunął – szmato, już ja cię oduczę mówić: nie". Splunął jeszcze raz i wyszedł.
Julka leżała na mojej starej wersalce, na twarzy miała woreczek śniadaniowy wypełniony kostkami lodu, owinięty dodatkowo w ściereczkę do naczyń. To był najlepszy pomysł, jaki przyszedł mi do głowy. Nie wezwałem karetki. Ani policji. Moja mała dziewczynka była przytomna, co jej pomogą urzędasy czy doraźna pomoc? Doraźnie to ja jej pomogę, jak od wielu lat. A potem ona mi się odwdzięczy... Uśmiechnąłem się i nalałem sobie dużego kielicha. Waldek jutro zniknie, ona wydobrzeje, życie wróci do normy.
*
A jednak zawiozłem Julkę do szpitala. Okazało się, że trzeba było nastawić żuchwę i posklejać nos. Najgorzej z tym nosem – nie było go. No, nie było. Został wbity, wgnieciony w twarz, całkiem tak do wewnątrz, nawet chrząstka nie wytrzymała Waldkowej pięści. Szkoda. Moja dziewczynka nie będzie już taka śliczna. Tu potrzebna operacja, a skąd na to wziąć? Moja emerytura ledwo na życie starcza, a Julka? Z zasiłku ma to niby opłacić?
Powiedziała, że chce mój nos. Że ja niby już i tak stary, a za te wszystkie lata "używania" jestem jej coś winien. No, fakt... Ale, zaraz, jak to tak?! Nawet stary muszę jakoś wyglądać, a ona? Tylko przecież do używania dobra, bez nosa też się da! W końcu przez tyle lat ten jej nos nie był mi do niczego potrzebny!
Zgodziłem się. Ciału wcale nie bliższa koszula...
Rehabilitacja trwała długo. Ja nie mam nosa, Julka kłopotów, Waldek dziewczyny, a koniak smakuje tylko trochę inaczej. Moja mała dziewczynka dba o mnie – jak obiecała. A nawet lepiej.
Rozkwitła, uśmiecha się, promienieje. A nawet jeszcze nie wie, że zapisałem jej mieszkanie. Będzie miała niespodziankę. Ale na razie – woła mnie na obiad, a potem... Potem będzie się starać. Jak ostatnie trzynaście lat.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Spółka z o.o.
Hej
Ja krótko, bez wypunktowania usterek, błędów itd. itp., bo późna godzina, a nie chcę się pomylić.
Nie podoba mi się czas teraźniejszy na początku, potem już lecisz przeszłym, można więc to nazwać brakiem konsekwencji. Może w początkowym zamyśle tekst miał być cały teraźniejszówką, ale w trakcie piania postanowiłaś zmienić czas? W ogóle jak tylko zaczęłam czytać tekst, to czas teraźniejszy mi się nie spodobał.
Jednak zacytuję fragment, który mi mocno zgrzyta:
Druga sprawa, że masz powtórzenie "leżała"
A teraz co mi się podobało.
Cała mini, heh. Ale nie chcę być dziś zbyt krytyczna.
Historyjka jak historyjka, ale fajno jest przedstawiona postać narratora. Nie jest jednoznaczna. Bo mini wydaje się taki dobry, pomocny dla Julki, a w kilku zdaniach pokazujesz (nie wprost, ale można się tego domyśleć), że sam ją wykorzystuje dla swojej przyjemności. No i fakt, że jest już emerytem jeszcze bardziej pokazuje go jako obślizgłego starca.
Dobry w ogóle zwrot akcji, nie spodziewałam się.
Pozdrawiam
Patka

Nie podoba mi się czas teraźniejszy na początku, potem już lecisz przeszłym, można więc to nazwać brakiem konsekwencji. Może w początkowym zamyśle tekst miał być cały teraźniejszówką, ale w trakcie piania postanowiłaś zmienić czas? W ogóle jak tylko zaczęłam czytać tekst, to czas teraźniejszy mi się nie spodobał.
Jednak zacytuję fragment, który mi mocno zgrzyta:
Za duży jest skok czasowy w pogrubionym fragmencie. Tzn brakuje dodatkowej informacji między tymi zdaniami. No bo jak wpadła, to niekoniecznie musi znaczyć, że upadła na podłogę i się nie podnosiła.411 pisze: gdy nagle drzwi uderzyły o ścianę, a do pokoju wpadła Julka. I tak leżała, a Waldek darł się – jak to on. A Julka leżała bez ruchu kompletnie
Druga sprawa, że masz powtórzenie "leżała"
A teraz co mi się podobało.
Cała mini, heh. Ale nie chcę być dziś zbyt krytyczna.

Dobry w ogóle zwrot akcji, nie spodziewałam się.
Pozdrawiam
Patka
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Spółka z o.o.
Witaj Paciu. 
Co do powtórzenia - ot, taka maniera "starszego pana" w wyrazaniu sie. Moze jeszcze pomysle nad zmiana.
W kazdym razie serdecznie dziekuje za wizyte - na Ciebie (i skaranka) zawsze mozna liczyc.
Milego wszystkiego, J.
PS I tak tego nikt nie czyta, wiec pozwole sobie pomyslec glosno... Pamietasz jeden maly rozdzial wrzucony dawno temu na innym forum? Zastanawiam sie, czy nie dac tutaj calosci, w czesciach naturalnie, ale obawiam sie, ze nikogo to nie zainteresuje, a co za tym idzie - motywacja do napisania ciagu dalszego ominie mnie szerokim lukiem...

Uzylam celowo okreslenia: wpadla. Dokladnie tak, jak przez szybe wpada kamien, albo jakis toból rzucony na podloge np. w magazynie (albo na lotnisku nasze ukochane bagaze).Patka pisze:Za duży jest skok czasowy w pogrubionym fragmencie. Tzn brakuje dodatkowej informacji między tymi zdaniami. No bo jak wpadła, to niekoniecznie musi znaczyć, że upadła na podłogę i się nie podnosiła. Druga sprawa, że masz powtórzenie "leżała"
Co do powtórzenia - ot, taka maniera "starszego pana" w wyrazaniu sie. Moze jeszcze pomysle nad zmiana.
W kazdym razie serdecznie dziekuje za wizyte - na Ciebie (i skaranka) zawsze mozna liczyc.
Milego wszystkiego, J.
PS I tak tego nikt nie czyta, wiec pozwole sobie pomyslec glosno... Pamietasz jeden maly rozdzial wrzucony dawno temu na innym forum? Zastanawiam sie, czy nie dac tutaj calosci, w czesciach naturalnie, ale obawiam sie, ze nikogo to nie zainteresuje, a co za tym idzie - motywacja do napisania ciagu dalszego ominie mnie szerokim lukiem...
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Spółka z o.o.
Domyśliłam, że "wpadła" jest tu celowe, choć mnie to słowo kojarzy się inaczej: że ktoś wchodzi do pokoju szybko, energicznie, ale nie oznacza to, że upada.411 pisze:Uzylam celowo okreslenia: wpadla. Dokladnie tak, jak przez szybe wpada kamien, albo jakis toból rzucony na podloge np. w magazynie (albo na lotnisku nasze ukochane bagaze).
Mówiąc szczerze, nie pamiętam. :P Chyba że chodzi o "Chitytynikę" (jeśli napisałam źle tytuł, to przepraszam). Nie mam pamięci do tekstów, niestety.411 pisze:Pamietasz jeden maly rozdzial wrzucony dawno temu na innym forum? Zastanawiam sie, czy nie dac tutaj calosci, w czesciach naturalnie, ale obawiam sie, ze nikogo to nie zainteresuje,
I też wątpię, by kogoś zainteresowała tu nowa proza. Zwłaszcza długa. Z chęcią jednak bym spojrzała, gdyby się jednak tekst tu pojawił. Z drugiej strony mam dużo nauki, na komentowanie tutejszej prozy z rzadka mam więc czas (a jak już znajdę, to najczęściej chcę mi się coś innego robić, heh)
Ja za pisanie pewnie się wezmę dopiero jak zaliczę sesję, ech.
Re: Spółka z o.o.
Naprawdę dobry okruch, wyrazisty i daje do myślenia.
Czego to człowiek nie zrobi,(zrobi najgorsze rzeczy) żeby tylko być kochanym.
Pozdrawiam

Czego to człowiek nie zrobi,(zrobi najgorsze rzeczy) żeby tylko być kochanym.
Pozdrawiam

- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Spółka z o.o.
Dzieki, Kasiu, za wpadniecie do mnie na chwilke.
I - przy okazji - ja tam sie ciesze, ze wrócilas. To znaczy, ze po nas... lasu nie bedzie.
Milego, J.
I - przy okazji - ja tam sie ciesze, ze wrócilas. To znaczy, ze po nas... lasu nie bedzie.

Milego, J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Spółka z o.o.
Ok, zrozumialam.Patka pisze:Mówiąc szczerze, nie pamiętam. :P /.../ I też wątpię, by kogoś zainteresowała tu nowa proza. Zwłaszcza długa. /.../ Z drugiej strony mam dużo nauki, na komentowanie tutejszej prozy z rzadka mam więc czas (a jak już znajdę, to najczęściej chcę mi się coś innego robić, heh)
Dzieki za szczerosc.
Milego, J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
-
- Posty: 211
- Rejestracja: 20 mar 2012, 19:26
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
Re: Spółka z o.o.
Trochę długo zwlekał z tym pogotowiem. Skoro miała wgnieciony nos, to sprawa wyglądałby chyba trochę gorzej, niż tylko leżenie na tapczanie i okładanie się lodem. Ale pozostała część już brzmi wiarygodniej. Samotny starzec szukający miłości, bita kobieta szukająca oparcia w dojrzałym (jej zdaniem, bo dojrzały to ten dziadek nie jest
) mężczyźnie. I wdzięczność, a raczej potrzeba wdzięczności, która tworzy takie historie jak ta z nosem. Pozdrawiam.

Optymista twierdzi, że żyjemy w najdoskonalszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Spółka z o.o.
Dziekuje za odwiedziny Marcepanie.
Historia wlaciwie zyciowa, choc nieco sie rozszalalam przy tym poranno-goleniowym spiewaniu, przyznaje...

Milego, J.
Historia wlaciwie zyciowa, choc nieco sie rozszalalam przy tym poranno-goleniowym spiewaniu, przyznaje...

Milego, J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
-
- Posty: 211
- Rejestracja: 20 mar 2012, 19:26
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
Re: Spółka z o.o.
Czasem człowiek, szczególnie gdy poranek piękny, może się zapomnieć i głośniej niż zazwyczaj pośpiewać 

Optymista twierdzi, że żyjemy w najdoskonalszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.