Haloo...? Tu pies Pawłowa...

Dzienniki, reportaże, eseje, felietony, artykuły, listy itp.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
smak imbiru
Posty: 79
Rejestracja: 31 lip 2013, 10:15

Haloo...? Tu pies Pawłowa...

#1 Post autor: smak imbiru » 10 sie 2013, 12:17

Mam odruch psa Pawłowa. Tego, co ślinił się do żarcia na dźwięk dzwonka. W moim przypadku nie o jedzenie i dzwonek chodzi, ile bezwarunkowy odruch reakcji na niepokojące zdarzenia w przestrzeni publicznej.
Niemodne to dziś zachowanie, gdy większość wpatrzona w czubek własnych butów w lepszym, a czubek własnego nosa w gorszym przypadku, chadza po owej przestrzeni zajęta jedynie myślami o własnym, względnym komforcie. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle, być może grzeszę nadmierną gorliwością, ale głęboko ongiś mi wpajano, że wobec pewnych zdarzeń obojętnie przechodzić nie wypada, bo człowiek nie zwierz i każdy jakąś tam wrażliwość ma.
Żeby nie przedłużać wstępu - ad rem:

Idę sobie warszawską ulicą pewnego pięknego wieczora. Nad pięknem specjalnie się nie roztkliwiam, bo zegarek mówi mi, że pozostało niewiele ponad pół godziny do odjazdu ostatniego pociągu, który - jeśli nie zdarzy się nic niespodziewanego - bezpiecznie zawiezie mnie do domu. Gdybym jednak nie zdążyła, to pozostanie mi zaprzyjaźnić się z bezdomnymi na dworcu i liczyć, że który jakiego kawałka tektury użyczy. Do domu mam bagatela - pięćdziesiąt kilometrów. Dojść nie dojdę, bo choć chodzić lubię, to może niekoniecznie tak daleko. Podobno do Warszawy piechotą
kiedyś ode mnie chodzili: jak wyszli bladym świtem, to na popołudnie doszli, ja dzięki Bogu nie muszę, bo mam pociąg. Jaki jest taki jest, ale tyłek wiezie.

Nerwowo patrząc na zegarek dochodzę do przystanku. Siedzi tam jakiś człowiek.Szczerze mówiąc, nawet mu się nie przyglądam, tylko wypatruję w oddali autobusu, jakby to miało jego przyjazd przyspieszyć. Wątpię, ale zawsze ten sam idiotyzm uskuteczniam.
Stoję tyłem do wiaty. Ponieważ w zasiegu wzroku nic nie majaczy, więc odwracam się i widzę, że ów człowiek zamiast siedzieć na ławce leży na trawniku, a jakaś para nastolatków przygląda mu się z uwagą.
Dzwonek wrzeszczy, pies się ślini, podchodzę i pytam:
- Pomóc w czymś? Coś się stało? - wszak nie wiem, może to ich ojciec lub znajomy, choć równie dobrze sami mogli sami mu przyłożyć.
- Ten pan siedział, nagle wstał, kawałek przeszedł i upadł - mówi ładna blondynka. - I nie reaguje... - dodaje jej partner. Oboje widać przejęci, co się im chwali. Kudłaty piesek na smyczy grzecznie siedzi obok. Też mu się chwali.
Zerkam na leżącego: fakt, nie rusza się. Ma koło czterdziestki, ubrany przyzwoicie. Nachylam się - lekki zapach alkoholu. Nietrzeźwy? Niekoniecznie, może cukrzyk, ten sam objaw. Sprawdzam puls i oddech. Oba są. Targam lekko za ramię - zero reakcji.Ciało bezwładnie lata w takt wstrząsów. Uciskam średnio mocno wgłębienie pod płatkiem ucha, gdzie zaczynają się kości szczęki. Średnio, bo to diabelnie czułe miejsce i ból natychmiast przeszywa czaszkę, a nie chcę facetowi bólu zadawać, tylko go uaktywnić. Działa. Mężczyzna pojękuje.
- Słyszy mnie pan? Ja się pan czuje?
- Słabo mi... - mamrocze.
Dobrze jest, mamy kontakt.
- Czy pan jest na coś chory? Bierze pan jakieś lekarstwa?
Jeśli jest przewlekle chory, powinien mieć przy sobie jakieś interwencyjny medykament, z zasady ludzie mają.
- Jestem... - powiedział cicho i zamilkł. Wyraźnie trudno mu mówić.
No, więc sakramentalne:
- Pił dziś pan ?
- Trochę... - odpowiada.
No, to mniej więcej wiadomo. Mniej niż wiecej, bo facet wcale morza gorzały nie musiał opróżnić, ale wystarczy, że chory na coś tam, choćby nadciśnienie i za chwilę może byc trup. No, i "trochę" to pojęcie wzgledne.
Co by nie było, nie można go tak zostawić.
Kątem oka spostrzegam nadeżdżający autobus, ten jedyny, dzięki któremu mam szanse dostać się do domu i spędzić noc w łóżku. Chłopa samego zostawić nie można, bo nuż narobi sobie większego kłopotu, niż ma. Wystarczy, że próbując wstać wyrżnie głową w chodnik. Zwracam się szybko do młodych:
- Mam do państwa prośbę: muszę jechać, ale zaraz z autobusu powiadomię pogotowie.Powino być niedługo, myślę, że nie dłużej jak pół godziny. Poczekacie przy nim? Nie powinien wstawać...
Kiwają głowami ze zrozumieniem, chłopak kuca koło leżącego.

Wskakuję do autobusu i niemal w biegu wybijam 112. Pozytywka informuje, że dodzwoniłam sie tam, gdzie wiem, że dzwonię. Autobus minął jeden przystanek.
I drugi.
W połowie do trzeciego w telefonie rozlega się trzask, a potem słyszę dźwięczne znudzone:
-Taaak?
Młoda laska, a ton kompetencji nie wróży. Przed oczami jawi mi się wiotka blondyna, nie tylko z koloru włosów. Niech mi wszystkie młode blondynki, te tylko z włosów wybaczą złośliwość.
Mówię to, co sama chciałabym usłyszeć od zgłaszającego:
- Na skrzyżowaniu takim a takim, przy wiacie autobusu w kierunku takim a takim, leży mężczyzna, około czterdziestki, bez zewnętrznych obrażeń ciała, przytomny z ograniczonym kontaktem. Siedział na ławce, wstał, przeszedł parę kroków i upadł.
O alkoholu nie wspominam, wiadomo dlaczego. Sami stwierdzą jak przyjadą.
Kończę wypowiedź i oczekuję tego, co powinnam usłyszeć. Jedno słowo: "przyjęłam". A tu zonk.
- Eeeee, to ja panią przełączę na pogotowie.
Chyba źle usłyszałam.
Babka dostała wszystko czego potrzebuje, by przekazać informację odpowiednim służbom, co zgodnie z ideą 112 jest jej psim, natychmiastowym obowiązkiem. Oponuję:
- Ale ja powiedziałam wszystko, co wiem!
- Może oni coś tam będą chcieli dopytać... - padła odpowiedź i nie zdążyłam ust otworzyć, bo nastąpiło "klik". Znów słyszę pozytywkę.
Autobus dojeżdża do przystanku, za chwilę wysiadam, zaraz czeka mnie sprint do pociągu. Jak tu gadać w biegu? Na szczęście łączenie było szybkie.
- Pogotowie, słucham - warknął jakiś damski głos. Naprawde warknął. Taka wkurzona pięćdziesiątka. Niechybnie w czymś przeszkodziłam. Trudno.
- Na skrzyżowaniu ulic... - produkuję się od początku, w miarę gładko dobiegam końca i znów czekam na "przyjęłam". Głupio, jak się okazuje.
-A co temu mężczyznie jest? - drąży pani z pogotowia.
Matko Boska, skąd mam wiedzieć! Na pewno nie ma skaleczonego palca, poza tym może być mu wszystko: od zwykłej nietrzeźwości, do stanu zagrażającego życiu. Są podobno takie i nie zawsze widoczne gołym okiem.
- Nie wiem - odpowiadam, tłumiąc irytację. - Nie jestem lekarzem.
- A pani tam przy nim jest?
- Nie - mówię. Niestety, nie mogłam czekać...
- Pani jest nieodpowiedzialna! - pogotowie w osobie dyżurnej niemal zachłysnęło się oburzeniem. - Pani nie udzieliła pomocy, to jest przestępstwo karalne - rozwarczała się na dobre.
Albo baba zwariowała albo ja!
Szlag mnie trafił. Przybrałam swój najbardziej rzeczowy, zimny ton, Mam taki, słowo daję, że mrozi.
- Po pierwsze, proszę przestać pleść bzdury, bo udzielanie pomocy nie polega na staniu nad delikwentem tylko podjeciu działań, a jeśli się nie umie, to wezwaniu pomocy, co właśnie robię. Po drugie, poprosiłam inne osoby o pozostanie przy chorym, więc człowiek nie jest sam. I czeka na pomoc medyczną. Właśnie teraz!
- No, to mam nadzieję, że tamci ludzie okażą się bardziej ludzcy i wrażliwsi od pani - sarknęła i zerwała połączenie.
Chyba rzeczywiście nie jestem wrażliwa, bo każdy normalny człowiek znieruchomiałby ze zdumienia. Nie miałam czasu nieruchomieć, więc tylko wzruszyłam ramionami i wyrwałam sprintem. Miałam dwie minuty do odjazdu pociągu.

Gdy już usadziłam tyłek na niewygodnym siedzeniu, zamyśliłam się.
Doświadczenie z chamstwem w urzędach i innych instytucjach, powołanych rzekomo dla ułatwienia obywatelowi życia, mam. Przywykłam i specjalnie mnie nie rusza, a przynajmniej nie często.
Ale dla setek, a nawet tysiący osób, które do chamstwa, dzięki Bogu, nie nawykły, rzecz może być nie do przyjęcia. Każdy bowiem oczekuje, jeśli nie uprzejmego, to przynajmniej nie godzącego w niego osobiście potraktowania, gdziekolwiek i z czymkolwiek chciałby się zgłosić.
Ile osób, po takim dictum, następnym razem odwróci wzrok i uda, że nie widzi, nauczone doświadczeniem, że z powodu zwykłego ludzkiego odruchu można narazić się na nieprzyjemność i nieuzasadnione sądy ocenne?

Obydwu paniom, jak w mordę strzelił należy się postępowanie dyscyplinarne.
Pierwszej - za zachowanie niezgodne z algorytmem. Nie ona ma odsyłać zgłaszajacego do odpowiednich służb, tylko sama te służby powiadomić. Taka jest idea 112. Dzwonią tam ludzie w szoku, zdenerwowani, często przestraszeni i zdezorientowani, w każdym razie nie gotowi do wielokrotnego powtarzania przebiegu zdarzeń różnym osobom. Obowiązkiem tej pani było zebrać jak największą ilość niezbędnych informacji i niezwłoczne przekazać je dalej. W razie konieczności mogła poprosić o numer telefonu, jeśliby informacje okazały się niekompletne i wymagały rozszerzenia. O ile numer sam się nie wyświetla, bo wtedy wystarczy go jedynie zanotować, wraz z adnotacją o rodzaju zgłoszeniu.
Pani z pogotowia, zamiast oceniać moją etykę, ma obowiązek postąpić podobnie, dążąc do ustalenia istotnych informacji, nawet, gdybym mówiła nieskładnie i na wpół zrozumiale, bo ludzie w stanie zdenerwowania niekoniecznie mówią rzeczowo. Powinna powtórzyć treść mojego zgłoszenia, aby upewnić się, że wszystko zanotowała prawidłowo i potwierdzić jego przyjęcie.
Potem, jeśli wola, może sobie wyjąć kartkę z biurka i napisać do Prokuratury barwne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa nieudzielenia pomocy.
Być może, zostanę natychmiast zakuta w dyby i wtrącona do lochu ze szczurami i licznymi karaluchami, ale nie sądzę.
Najwyżej Prokurator klnąc, że mu idiotycznej roboty nadali, odmówi wszczęcia postępowania i w uzasadnieniu pracowicie wyjaśni zgłaszającej, że czyn znamion wskazanego przez nią przestępstwa nie wyczerpuje.
Co wcale by nie było takie głupie. Tak na przyszłość.

Awatar użytkownika
411
Posty: 1778
Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
Lokalizacja: .de

Re: Haloo...? Tu pies Pawłowa...

#2 Post autor: 411 » 13 sie 2013, 15:49

Przeczytalam. Szybko i bezproblemowo, znaczy, jesli chodzi o technikalia (juz wspominalam, ze jak sie samo na twarz nie rzuci, to nie wygrzebuje patykiem).

Co do tresci...
No, sprawa jest. A nawet kilka.
Smutne to, rozwalajace wiare w ludzkiego osobnika, szczególnie takiego, który za biurkiem, przy komputerze i "bluetoothem" na uchu.

Ale musze Ci pogratulowac daru obserwacji i lekkiego pióra - przez tekst sie leci niczym traba powietrzna, a mimo to, zostaje, co zostac powinno.

Klaniam sie nisko, J.
:)
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

smak imbiru
Posty: 79
Rejestracja: 31 lip 2013, 10:15

Re: Haloo...? Tu pies Pawłowa...

#3 Post autor: smak imbiru » 14 sie 2013, 11:06

Cieszę się niezmiernie, że tekst trafił :-)
Obawiam się, że pomimo interwencyjnej niejako funkcji, trochę marudno - zrzędliwym tonem trąci, ale rozgrzeszam się, bo próbowałam napisać felieton, a w felietonie ponoć uchodzi:-)
Nie zmienia to jednak faktu, że moje wkurzenie było autentyczne - mam chore osoby w rodzinie, którym nie zawsze mogę towarzyszyć i gdyby ( odpukać) cokolwiek się zdarzyło, chciałabym wierzyć, że pomoc będzie szybka i kompetentna. Doświadczenie temu przeczy, ale jako niepoprawna optymistka mam nadzieję, że po prostu miałam pecha i trafiłam na kiepską obsadę.
Pozdrawiam:-)

Awatar użytkownika
zdzichu
Posty: 565
Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
Lokalizacja: parking pod supermarketem

Re: Haloo...? Tu pies Pawłowa...

#4 Post autor: zdzichu » 28 sie 2013, 0:07

411 pisze: Szybko i bezproblemowo, znaczy, jesli chodzi o technikalia (juz wspominalam, ze jak sie samo na twarz nie rzuci, to nie wygrzebuje patykiem).
A czy ja mogę tu pomóc pani J.?
No bo mnie się rzuciło coś takiego:
smak imbiru pisze:choć równie dobrze sami mogli sami mu przyłożyć
I jeszcze mi się jakieś takie szczegóły rzucały, ale już zapomniałem jakie.
Intersujący ten felieton, pani Smaku, ino nie wiem, czy skuteczny. Jak dorwę się do jakiegoś telefonu, to zadzwonię na 112 i spytam, czy pojechli do tego człowieka.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie

smak imbiru
Posty: 79
Rejestracja: 31 lip 2013, 10:15

Re: Haloo...? Tu pies Pawłowa...

#5 Post autor: smak imbiru » 29 sie 2013, 16:37

Dobrze Ci się, Zdzichu rzuciło. Czysta wpadka po korekcie :)

A skoro mówisz, że są jeszcze jakieś szczegóły, to idę poszukać, bo pewnie masz rację. Te chochliki mają zwyczaj zapadać się w czwarty wymiar w trakcie korekty.

Dzięki za interesujący, wielkie dzięki za felieton, bo właśnie felieton chciałam napisać i nie do końca byłam pewna czy formę trzyma. Nie pisałam dotąd felietonów, nawet nie pamiętam czy w szkole nie musiałam, ale chyba nie i teraz dopiero macam.
Pewnie nieskuteczna ta pisanina, skuteczne są oficjalne skargi i raczej nic więcej. A co do telefonu - yyy... lepiej nie dzwoń. Ładna pogoda za oknem, świat się uśmiecha, po kiego nerwy tracić :)

Pozdrawiam :)

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Haloo...? Tu pies Pawłowa...

#6 Post autor: skaranie boskie » 05 wrz 2013, 22:41

smak imbiru pisze:Pewnie nieskuteczna ta pisanina, skuteczne są oficjalne skargi
A ja się z tym nie zgodzę.
Oficjalne skargi, jeśli nawet nie trafią do kosza, spotykają się ze standardowymi odpowiedziami, zazwyczaj bezsensownymi i niewiele z meritum skargi wspólnego mającymi.
Felietony zaś bywają skuteczne, pod warunkiem opublikowania ich we właściwym organie.
Rzeczywiście ma rację Zdzichu. Napisałaś felieton. Nawet dobry, tylko chyba nikomu niepotrzebny. Może jedynie zatwardziałym czytelnikom. :)
:kwiat: :kwiat: :kwiat:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

smak imbiru
Posty: 79
Rejestracja: 31 lip 2013, 10:15

Re: Haloo...? Tu pies Pawłowa...

#7 Post autor: smak imbiru » 12 wrz 2013, 15:16

Skaranie, trochę masz rację z tymi standardowymi odpowiedziami, ale można być konsekwentnie upierdliwym i pisać, pisać, pisać, aż się szablony skończą.

Cóż, Czytelnik też ulicami chodzi i różności może trafić, więc jakby co, może tekst komu się przypomni i nie da się ogłupić pani od telefonu.

Pozdrawiam:)

ODPOWIEDZ

Wróć do „PROZA DOKUMENTALNA I PUBLICYSTYKA”