Dziennik z moheru (1)
- Gloinnen
- Administrator
- Posty: 12091
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
- Lokalizacja: Lothlórien
Dziennik z moheru (1)
16.11.2015.
1. Medialne płaczki.
Europa roni łzy nad ofiarami paryskich zamachów. Medialne płaczki podnoszą zbiorowe larum, bo przecież jak to możliwe, aby w tym stanowiącym istny raj na ziemi zakątku globalnej wioski, zwanym Unią Europejską, bezkarnie grasowali sobie islamscy terroryści! Przecież, jak donoszą rozmaite organizacje, stowarzyszenia, fundacje i organizowane przez nich kampanie społeczne, problem absolutnie nie istnieje. Nie ma głupich i złych ludzi ze złymi zamiarami. Jest za to radośnie szerzące się w społeczeństwach zachodnich multi-kulti, są nieszczęśliwi, ciężko skrzywdzenie przez los uchodźcy, których należy przyjmować z otwartymi ramionami, jest w końcu imperatyw otwartości oraz tolerancji i wyzbycia się wszelkich uprzedzeń. Według tej narracji zamachy terrorystyczne w Paryżu byłyby jedynie rezultatem jakiejś zbiorowej iluzji. Tak naprawdę to nigdy się nie wydarzyły. Bo wszyscy się kochamy i podajemy sobie przyjazne ręce pod tęczowym mostem.
Ironia? Wcale nie. Lewactwo doprowadziło Europę do stanu totalnej dezintegracji i mentalnego chaosu. Aby zrozumieć, dlaczego i w jaki sposób, należałoby się cofnąć do czasów historycznych i prześledzić kilka prostych mechanizmów społecznych.
2. W kupie raźniej.
Nie jest żadnym odkryciem stwierdzenie, że pojedynczy człowiek, osamotniony i wyalienowany, nie ma szans na przetrwanie w świecie. Człowiek jest istotą społeczną i z różnych przyczyn wybiera, jeśli może, życie w stadzie. Ludzie łączą się w mniejsze lub większe grupy, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, spokój i szanse na rozwój. W rezultacie powstaje wspólnota. Aby była wspólnotą w miarę silną i trwałą, musi - po pierwsze - skutecznie zaspokajać oczekiwania i potrzeby jej członków, a po drugie - oprzeć swoje funkcjonowanie na silnych filarach rozmaitej natury, co nie pozwoliłoby nigdy na zbyt łatwe rozproszenie bądź wrogą infiltrację ze strony innych, wrogich wspólnot lub nawet jednostek.
Te filary najczęściej ściśle są powiązane ze sprawowaniem władzy, która (przynajmniej z założenia) ma stać na straży przestrzegania określonych praw i zasad, będących rezultatem umowy zawartej przez członków wspólnoty, w celu zagwarantowania jej stabilności i ładu w jej obrębie. Warto nadmienić, że porządek prawny, moralny, finansowy, społeczny - nie jest sam w sobie takim filarem, gdyż on również musi wynikać z przyjęcia - apriorycznego i bezdyskusyjnego - określonych założeń, które będą ze swej natury niezmienne, w przeciwieństwie do stanowiących ich emanację rozwiązań pragmatycznych.
Siłą rzeczy zatem, jeśli wspólnota ma nie być podatna na zniszczenie, erozję kulturową czy etniczną bądź auto-rozpad, powinna posiadać swoje filary, które trudno będzie podważyć i których autorytet nie będzie wynikał z niczyjego prywatnego widzimisię.
3. Do czego służy sacrum?
Jednym z takich filarów, najbardziej znanych i powszechnych, jest, jak uczą dzieje, religia.
Z historii wynika, że praktycznie wszelkie znaczące religie rozwinęły się głównie na bazie zaspokajania szeregu potrzeb społecznych, ponieważ nie istniały inne mechanizmy instytucjonalne, które równie skutecznie wychodziłyby tym potrzebom naprzeciw.
Gdy poziom rozwoju wszelkich dziedzin nauki był jeszcze bardzo niski, religia wypełniała mnóstwo luk poznawczych, głównie poprzez tworzenie mitów. Z przekazu religijnego wywodzono przekaz moralny, który później stawał się fundamentem prawodawstwa. Najczęściej religia sankcjonowała też sprawowanie władzy przez określonych ludzi, sama nierzadko z przywilejów władzy korzystając. Religia bywała narzędziem egzekucji, co wiązało się z dobrowolnym przyjęciem na siebie ograniczeń (np. niektórych praw jednostkowych) przez członków wspólnoty, na korzyść siły i niezniszczalności tej drugiej. Wreszcie - w czasach, w których nie istniała oparta na rzetelnej wiedzy medycyna, psychologia, psychiatria - lekarzy duszy i ciała zastępowali kapłani bądź szamani. Nierzadko też na środowiskach religijnych spoczywał obowiązek opieki nad najuboższymi, wykluczonymi członkami wspólnoty.
W tym wszystkim najistotniejszy wydaje się fakt, że nie było łatwo podważyć porządek życia społecznego i etos mający swoje źródło w religii. Nikt nie polemizował z wolą i potęgą istot boskich, które - zazwyczaj - były władne na przykład zesłać na ludzi potop bądź grom z jasnego nieba.
Warto zauważyć przy okazji, że porządek moralny, stworzony bez odniesienia do autorytetów zewnętrznych, nigdy nie okaże stabilny, jeśli oprze się go o jedynie o wolę, serce i umysł człowieka. Ludzie bowiem zawsze będą mieli tendencję, aby przesuwać granice tego, co wolno i tego, czego nie wolno. celem zapewnienia sobie chwilowych korzyści, na dalszy plan spychając potrzeby wspólnotowe. Dopasowywać będą - każdy po swojemu - wartości do własnego subiektywnego oglądu rzeczy, po czym gromadzić wokół siebie zwolenników takiej a nie innej idei. Wspólnota zacznie się dzielić i ulegać wewnętrznej dezintegracji. Sprzyja temu zjawisku egoistyczna natura człowieka, dążącego przede wszystkim do spełnienia swoich zachcianek oraz do moralnej, intelektualnej, doktrynalnej samowoli.
Można, bezsprzecznie, poddać rozmaite religie ostrej krytyce, gdyż każda z nich pozostawiła po sobie ciemne strony w księdze dziejów świata. Nierzadko ich popularność budowana była na oszustwie czy też irracjonalnym strachu, ewentualnie na typowej zasadzie kija i marchewki. Przy czym na ogół, oprócz działań globalnie nagannych, instytucje religijne jednak pełniły szereg użytecznych społecznie funkcji (edukacja, pomoc charytatywna), w których poziom zjawisk patologicznych (nieuczciwość, korupcja, nierzetelność) był podobny jak w analogicznych instytucjach świeckich, o ile takowe, oczywiście, istniały. Ludzie zatem, jako masa, wierzyli, że religia jest dla nich dobra, zwłaszcza, jeśli dodatkowo otrzymywali wzmocnienie duchowe wobec twardej, znojnej rzeczywistości. Prawdę mówiąc, do dziś specjalnie nie znajduję absolutnie żadnego surogatu dla religii, który pozwoliłby w jakimś sensie "pokrzepić" ludzi i wspomóc w potrzebach niematerialnych (np. złagodzić lęk przed śmiercią). Do dziś racjonaliści nie znaleźli lepszego oparcia dla hierarchii wartości etycznych, niż nakaz respektowania zasad nadanych przez niepodważalny boski autorytet (dopóki jednak ktoś go nie podważy, na przykład dokonując rewolucyjnego odkrycia naukowego). No i wreszcie - co najważniejsze - nie istnieje skuteczniejszy instrument sprawowania władzy we wspólnocie, niż religia. A racja bytu wspólnoty i jej stabilność jest przecież z władzą niemal tożsama.
Nie bez znaczenia wydaje się również pozostawanie przedstawicieli religii (duchownych) w bezpośrednim kontakcie ze wszystkimi warstwami społecznymi i działanie "w terenie", najbliżej prostego, szarego człowieka, któremu zawsze było "po drodze" do przybytku kultu i np. do księdza po radę lub pomoc. Nawet, jeśli wiązało się to przy okazji z uszczupleniem zawartości jego kieszeni.
4. Chrześcijaństwo w Europie.
Po tym wstępie pragnę wrócić do tematyki europejskiej i zwrócić uwagę na fakt, że od średniowiecza jednym z filarów europejskiej wspólnoty było chrześcijaństwo. Przez szereg wieków łączyło ono i grupowało mieszkańców naszego kontynentu wokół określonych wartości, określonej narracji ideowej, określonych priorytetów, określonej wizji świata i określonej koncepcji sprawowania rządów. Hasło "Ojczyzna Bogiem silna" w tym wypadku świetnie oddaje charakter tej zależności Europy od religii i proweniencję władzy w poszczególnych krajach Europy. Ludzie przekonani o prawdziwości i realności "wyższych racji" skłonni byli oddawać życie w obronie wspólnoty i obowiązujących w niej zasad. Dla bezpieczeństwa wszystkich i dla utrzymania statusu quo, będącego w oczach całej społeczności wygodnym kompromisem.
Oczywiście, przyglądając się pod lupą całemu mechanizmowi, można dostrzec wszystkie jego słabe punkty, można zarzucić mu wewnętrzne sprzeczności, można podważać dogmaty religijne, przeciwstawiając im dokonania i odkrycia współczesnej nauki (przecież nikt już nie wierzy dzisiaj w infantylny obraz piekła pełnego ognia, smoły i kotłów, itp.), można demaskować różne historyczne szalbierstwa, punktować absurdalność dogmatów, ale nie da się zaprzeczyć, że religia (w tym wypadku chrześcijańska) była spoiwem wspólnoty europejskiej (na etapie jej powstawania i umacniania się), a zarazem stanowiła bardzo silne zaplecze dla jej historycznych władców.
5. Defragmentacja.
Jednakże na skutek różnych zjawisk w tym monolicie pojawiły się szczeliny. Rozwój wszelakich nauk podał w wątpliwość szereg mitów i dogmatów. Religia przestała być skuteczna w charakterze "opium dla ludu", gdyż samoświadomość społeczna rozwijała się z inspiracji wielu myślicieli (oświeceniowi filozofowie francuscy chociażby, wreszcie Marks.) Okrucieństwa dwóch wojen światowych w XX wieku podważyły całkowicie obraz świata oparty na ideologii chrześcijańskiej, m. in społeczeństwa i jednostki nie potrafiły pogodzić koncepcji dobrego i miłosiernego Boga z dramatycznymi wydarzeniami historycznymi (zbrodnie wojenne, ludobójstwo, hitleryzm, stalinizm). Religia zaczęła być postrzegana jako bierny obserwator światowej sceny dziejowej, bądź wręcz jako cichy sprzymierzeniec zbrodniczych reżimów.
System wartości uległ więc radykalnemu zachwianiu - i nie chodziło już o demoralizację indywidualną, ale o demoralizację całych społeczeństw. Kolejne podziały geopolityczne, konflikty w obrębie samej wspólnoty europejskiej (będące przyczynami dwóch wojen światowych), wreszcie pojawienie się nowej potęgi gospodarczej, systematycznie kolonizującej ekonomicznie i kulturowo Europę (mowa naturalnie o USA) osłabiły spójność tej ostatniej. Wartości wspólnotowe zostały zastąpione wartościami indywidualnymi, poprzez promocję materializmu, hedonizmu i konsumpcyjnego stylu życia. Człowiek we współczesnym świecie nie istnieje już w odniesieniu do żadnych imperatywów moralnych z przeszłości, a jedynie jako "zasoby ludzkie" czy też "ludzki czynnik produkcji" (z jednej strony) bądź też jako "konsument" (z drugiej). Tertium non datur. Przy takim postrzeganiu roli jednostki w świecie, nie ma już mowy o jakimkolwiek wymiarze wspólnotowym ludzkiego życia. Wartości, konieczne do scalania ludzi w stabilną i silną grupę okazały się po pierwsze - całkowicie nieprzydatne, po drugie - szkodliwe dla kreowania filozofii życia bazującej na gromadzeniu dóbr materialnych i czerpania z tego jedynej przyjemności. Podobnie i sama wspólnota jako taka nie odgrywa już znaczącej roli, ani w mikro-, ani w makroskali, ponieważ ewidentnie mamy do czynienia z rozdrobnieniem, koegzystencją małych grupek połączonych tymczasowo i doraźnie wokół pojedynczych celów lub idei. Grupki te wzajemnie siebie zwalczają, niszczą bądź też wspierają i promują, nie wpływając jednak znacząco na przebieg historii. Tą bowiem rządzą wielkie potęgi ekonomiczne - i warto podkreślić, że można tu mówić nie tyle o mocarstwach (w sensie państwowości), ale o wielkich korporacjach, kartelach i instytucjach finansowych. Destabilizacja, degrengolada ideowa oraz światopoglądowa, globalny "zmierzch bogów" jest im wybitnie na rękę, gdyż pozwala na przejęcie kontroli przez pieniądz nad coraz to kolejnymi obszarami życia.
6. Współczesne średniowiecze.
W takim oto kontekście dokonuje się napływ do Europy ludności proweniencji muzułmańskiej. W przeciwieństwie do cywilizacji zachodniej, kultura islamska zdecydowany prymat przyznaje wartościom wspólnotowym, mniejszy indywidualnym, co stanowi jej niezaprzeczalną siłę. Za dowód na to, że religia jest wyjątkowo mocnym czynnikiem integrującym, należy uznać fakt, iż członkowie wspólnoty muzułmańskiej rozproszeni są po całym świecie, a jednak wspierają się, organizując międzynarodową sieć powiązań i są niewyobrażalnie konsekwentni. Wydają się też nieprzemakalni na wpływy ideowe, światopoglądowe czy też obyczajowe z zewnątrz. To takie swoiste "współczesne średniowiecze". O ile Europa straciła już, pod wpływem lewackiej i ateistycznej "krucjaty" oraz z powodów historycznych, filary swojej potęgi kulturowo-cywilizacyjnej i politycznej, o tyle islam właśnie własną potęgę umacnia. Trwa nieprzerwany exodus do Europy imigrantów z krajów muzułmańskich - z przyczyn ekonomicznych, politycznych i ideologicznych. Obecnie z entuzjazmem i przy beztroskim przyzwoleniu lewactwa większość krajów Unii Europejskiej otwiera się na pseudoazylantów z Syrii (i nie tylko). Dodajmy do tego czynnik demograficzny, a w szczególności kwestię dzietności. O ile w społeczeństwie muzułmańskim ilość posiadanych dzieci ma znaczenie wyróżniające pozytywnie (im więcej, tym większa estyma i honor dla rodziny), o tyle w Europie dzietność jest obciachem, balastem dla społeczeństwa, przejawem nieodpowiedzialności, formą pasożytnictwa (bo np. wielodzietne matki zazwyczaj nie chodzą do pracy, więc "żerują" na innych, którzy buntują się przeciwko płaceniu podatków na cudze bachory). W takim niekorzystnym kontekście społecznym następuje "wygaszanie" społeczeństw zachodnich, gdyż mało która rodzina decyduje się na więcej niż jedno dziecko, za to muzułmanie mnożą się jak króliki.
7. Chichot dziejowy.
Czy trzeba czegoś więcej, aby mieć w Europie za parę lat islam jako oficjalną religię i szariat jako oficjalną formę rządów? Paradoksalnie, drogę do tego otwierają ideologie intensywnie zwalczające jakąkolwiek religijność rodzimą, takie jak radykalny antyklerykalizm i ateizm. Te dwie ideologie przedstawiają wszelkie formy kultu jako relikt zacofania intelektualnego. Sacrum ukazują w krzywym zwierciadle, czyniąc z niego symbol ciemnogrodu i zaczadzenia kościelnym kadzidłem. Ośmieszając naukę społeczną Kościoła, ogniskując uwagę mediów i środowisk opiniotwórczych na zjawiskach negatywnych związanych z funkcjonowaniem instytucji religijnych (a zarazem generalizując te zjawiska - vide komentarze w stylu "wszyscy księża to pedofile", "Kościół nas okrada", itp.) i deprecjonując bądź wyszydzając to, co religie dają ludziom dobrego, a także w końcu podważając fundamenty podstawowych praw moralnych, fanatyczne ideologie antykościelne powodują, że ludzie zaczynają żyć w chaosie, zagubieniu, nieufności, rozdarciu między obietnicami, którymi bombardują człowieka rozmaite opcje propagandowe.
Islam - z całym jego doktrynerstwem oraz fanatyzmem - jawi się na tym tle jako wybitnie spójny i rośnie w siłę, dając swoim wyznawcom poczucie bycia razem i wielkiej solidarności. Nie napotyka przy tym na swej drodze hamulców ani realnej przeciwwagi na żadnej płaszczyźnie społecznej.
Taką przeciwwagą nie będzie na pewno żadna wspólnota gospodarcza, gdyż pogoń za zyskiem powoduje, że fundamentalistyczni bojownicy są dozbrajani przez podmioty, których transnarodowy charakter zwalnia je z obowiązku jakiejkolwiek politycznej lojalności.
Taką przeciwwagą nie będzie też żadna wspólnota narodowa, ponieważ globalizacja powoduje mieszanie się kultur i narodowości w ramach multi-kulti oraz osłabianie więzi ludzi z ziemią ojczystą i własnymi korzeniami. Wymuszona mobilność potęguje migrację zarobkową, a w konsekwencji człowiek związany jest silniej z tym, kto mu aktualnie płaci za pracę, niż z miejscem, gdzie się urodził, wychował, skąd pochodzą jego krajanie i przodkowie.
Nie ma mowy o przeciwwadze w postaci religii posiadającej, w podobnym stopniu jak islam, wpływ na funkcjonowanie społeczeństw, na kształtowanie ich priorytetów i na umacnianie determinacji. "Religijne szalbierstwo", złudzenie sacrum, kult Big Brothera na chmurce próbuje się zastępować np. racjonalizmem, czy też kultem pieniądza, co jednocześnie pogłębia atomizację społeczną, rozbicie większości więzi (rodzinnych na przykład), polaryzację. Pluralizm i nadmierna tolerancja faworyzują ścieranie się różnych wizji świata, pomysłów na szczęście i dobrobyt, głównie w ujęciu indywidualistycznym, natomiast są bezradne wobec burzy i naporu islamskiego blitzkrieg, który nie liczy się z jednostką, nawet we własnych szeregach. Gdy trzeba, wszak własnych synów posyła się na samobójczą śmierć.
Taką przeciwwagą wreszcie nie stanie się też na pewno żadna silna władza, gdyż nie posiada ona mocnych punktów zaczepienia w świadomości społecznej, ani siły przebicia w postaci przemawiających za nią autorytetów. Władza aktualnie uznawana jest za marionetkę w rękach rozlicznych lobbystów, a stanowiąca ongiś jej główną podporę religia dziś zaszufladkowana została wyłącznie jako jedna z grup nacisku. Dodajmy do tego, że w rękach muzułmańskich jest większość światowych zasobów podstawowego surowca naturalnego - ropy naftowej - i wszystko staje się jasne.
I tak skrajne postawy pro-wolnościowe, plus określony rozkład różnych sił w świecie doprowadzą do tego, że w Europie zapanuje szariat. Zamiast osławionych przez antyklerykalnych szczekaczy stosów będziemy mieli morderstwa honorowe.
Krzyże w urzędach zostaną zastąpione dywanikami do modlitw. A ateiści, którzy dziś zapluwają się hasłami o Tacie Muminka i starcu na obłoczku nie będą mieli kompletnie nic do powiedzenia.
8. Moherowe konkluzje.
Według mnie - wolność jest zawsze pojęciem względnym. Nie istnieje idealna, bezwarunkowa i bezwzględna wolność jednostki, choćby nawet czysty rozum potrafił wysmażyć jej zasadność. Wolność polega na dobrowolnym przyjęciu pewnych ograniczeń, dla wspólnego dobra. Nawet, jeżeli z określonego punktu widzenia te ograniczenia bądź ich umocowanie wydaje się ułomne. Nawet, jeżeli musimy z czegoś zrezygnować, mając na uwadze wyższą konieczność. Nawet, jeżeli oznaczałoby to, że nie możemy wszędzie i w każdej sytuacji robić tego, co nam się podoba, a wręcz będziemy niekiedy zobligowani umową społeczną do robienia czegoś, co nam się nie podoba, na przykład do materialnego wspierania celów całej wspólnoty (dobrym przykładem jest to osławione już "płacenie z własnych podatków na cudze bachory", jeśli za konieczną dla przetrwania tej wspólnoty uznana zostanie polityka prorodzinna).
Prawdziwie wolny człowiek jest bowiem zarazem bezradny i bezbronny, jak banita wygnany z rodzinnej wioski w afrykańskim buszu, jak człowiek Sartre'a.
Warto sobie zadać pytanie, czy istnieje jeszcze dla naszej europejskiej wspólnoty szansa, aby obronić się przed kolejną kolonizacją kulturową, o wiele groźniejszą od tej, która nastąpiła w ostatnich dekadach, i na jakich filarach należałoby oprzeć nowy porządek świata. Humanizm (zlaicyzowany) i czysty racjonalizm się nie sprawdziły z dwóch powodów: racjonalizm wyewoluował w kierunku cynicznego materializmu. (Chociażby dlatego Amerykanie nie będą uczciwie i skutecznie przeciwdziałać islamizacji Europy, ponieważ boją się zakręcenia kurka z ropą ze strony naftowych mocarstw zdominowanych przez islam i wspierających jego ekspansję). Humanizm, pozbawiony wyższych, nadrzędnych wobec woli i umysłu ludzkiego nakazów moralnych, sprzyja relatywizacji granic etycznych i dopasowywaniu ich kształtu do aktualnej koniunktury.
A jednak człowiek zachodni powiedział "nie" tradycyjnej wizji społeczeństwa jako zintegrowanej na licznych poziomach grupy. Chełpi się, że rozum pozwolił mu się pozbyć okowów doktryny, przepędzić szamana z wioski i nareszcie samodzielnie decydować o sobie i swoim losie. Chociaż egzystencjaliści nie pozostawili mu złudzeń: wolność jest wyrokiem skazującym, wtrącającym w doczesne, wcale nie wyobrażone przez katechetów, ale realne piekło. Piekło wyborów i konsekwencji. Piekło historii, która dzieje się na naszych oczach.
1. Medialne płaczki.
Europa roni łzy nad ofiarami paryskich zamachów. Medialne płaczki podnoszą zbiorowe larum, bo przecież jak to możliwe, aby w tym stanowiącym istny raj na ziemi zakątku globalnej wioski, zwanym Unią Europejską, bezkarnie grasowali sobie islamscy terroryści! Przecież, jak donoszą rozmaite organizacje, stowarzyszenia, fundacje i organizowane przez nich kampanie społeczne, problem absolutnie nie istnieje. Nie ma głupich i złych ludzi ze złymi zamiarami. Jest za to radośnie szerzące się w społeczeństwach zachodnich multi-kulti, są nieszczęśliwi, ciężko skrzywdzenie przez los uchodźcy, których należy przyjmować z otwartymi ramionami, jest w końcu imperatyw otwartości oraz tolerancji i wyzbycia się wszelkich uprzedzeń. Według tej narracji zamachy terrorystyczne w Paryżu byłyby jedynie rezultatem jakiejś zbiorowej iluzji. Tak naprawdę to nigdy się nie wydarzyły. Bo wszyscy się kochamy i podajemy sobie przyjazne ręce pod tęczowym mostem.
Ironia? Wcale nie. Lewactwo doprowadziło Europę do stanu totalnej dezintegracji i mentalnego chaosu. Aby zrozumieć, dlaczego i w jaki sposób, należałoby się cofnąć do czasów historycznych i prześledzić kilka prostych mechanizmów społecznych.
2. W kupie raźniej.
Nie jest żadnym odkryciem stwierdzenie, że pojedynczy człowiek, osamotniony i wyalienowany, nie ma szans na przetrwanie w świecie. Człowiek jest istotą społeczną i z różnych przyczyn wybiera, jeśli może, życie w stadzie. Ludzie łączą się w mniejsze lub większe grupy, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, spokój i szanse na rozwój. W rezultacie powstaje wspólnota. Aby była wspólnotą w miarę silną i trwałą, musi - po pierwsze - skutecznie zaspokajać oczekiwania i potrzeby jej członków, a po drugie - oprzeć swoje funkcjonowanie na silnych filarach rozmaitej natury, co nie pozwoliłoby nigdy na zbyt łatwe rozproszenie bądź wrogą infiltrację ze strony innych, wrogich wspólnot lub nawet jednostek.
Te filary najczęściej ściśle są powiązane ze sprawowaniem władzy, która (przynajmniej z założenia) ma stać na straży przestrzegania określonych praw i zasad, będących rezultatem umowy zawartej przez członków wspólnoty, w celu zagwarantowania jej stabilności i ładu w jej obrębie. Warto nadmienić, że porządek prawny, moralny, finansowy, społeczny - nie jest sam w sobie takim filarem, gdyż on również musi wynikać z przyjęcia - apriorycznego i bezdyskusyjnego - określonych założeń, które będą ze swej natury niezmienne, w przeciwieństwie do stanowiących ich emanację rozwiązań pragmatycznych.
Siłą rzeczy zatem, jeśli wspólnota ma nie być podatna na zniszczenie, erozję kulturową czy etniczną bądź auto-rozpad, powinna posiadać swoje filary, które trudno będzie podważyć i których autorytet nie będzie wynikał z niczyjego prywatnego widzimisię.
3. Do czego służy sacrum?
Jednym z takich filarów, najbardziej znanych i powszechnych, jest, jak uczą dzieje, religia.
Z historii wynika, że praktycznie wszelkie znaczące religie rozwinęły się głównie na bazie zaspokajania szeregu potrzeb społecznych, ponieważ nie istniały inne mechanizmy instytucjonalne, które równie skutecznie wychodziłyby tym potrzebom naprzeciw.
Gdy poziom rozwoju wszelkich dziedzin nauki był jeszcze bardzo niski, religia wypełniała mnóstwo luk poznawczych, głównie poprzez tworzenie mitów. Z przekazu religijnego wywodzono przekaz moralny, który później stawał się fundamentem prawodawstwa. Najczęściej religia sankcjonowała też sprawowanie władzy przez określonych ludzi, sama nierzadko z przywilejów władzy korzystając. Religia bywała narzędziem egzekucji, co wiązało się z dobrowolnym przyjęciem na siebie ograniczeń (np. niektórych praw jednostkowych) przez członków wspólnoty, na korzyść siły i niezniszczalności tej drugiej. Wreszcie - w czasach, w których nie istniała oparta na rzetelnej wiedzy medycyna, psychologia, psychiatria - lekarzy duszy i ciała zastępowali kapłani bądź szamani. Nierzadko też na środowiskach religijnych spoczywał obowiązek opieki nad najuboższymi, wykluczonymi członkami wspólnoty.
W tym wszystkim najistotniejszy wydaje się fakt, że nie było łatwo podważyć porządek życia społecznego i etos mający swoje źródło w religii. Nikt nie polemizował z wolą i potęgą istot boskich, które - zazwyczaj - były władne na przykład zesłać na ludzi potop bądź grom z jasnego nieba.
Warto zauważyć przy okazji, że porządek moralny, stworzony bez odniesienia do autorytetów zewnętrznych, nigdy nie okaże stabilny, jeśli oprze się go o jedynie o wolę, serce i umysł człowieka. Ludzie bowiem zawsze będą mieli tendencję, aby przesuwać granice tego, co wolno i tego, czego nie wolno. celem zapewnienia sobie chwilowych korzyści, na dalszy plan spychając potrzeby wspólnotowe. Dopasowywać będą - każdy po swojemu - wartości do własnego subiektywnego oglądu rzeczy, po czym gromadzić wokół siebie zwolenników takiej a nie innej idei. Wspólnota zacznie się dzielić i ulegać wewnętrznej dezintegracji. Sprzyja temu zjawisku egoistyczna natura człowieka, dążącego przede wszystkim do spełnienia swoich zachcianek oraz do moralnej, intelektualnej, doktrynalnej samowoli.
Można, bezsprzecznie, poddać rozmaite religie ostrej krytyce, gdyż każda z nich pozostawiła po sobie ciemne strony w księdze dziejów świata. Nierzadko ich popularność budowana była na oszustwie czy też irracjonalnym strachu, ewentualnie na typowej zasadzie kija i marchewki. Przy czym na ogół, oprócz działań globalnie nagannych, instytucje religijne jednak pełniły szereg użytecznych społecznie funkcji (edukacja, pomoc charytatywna), w których poziom zjawisk patologicznych (nieuczciwość, korupcja, nierzetelność) był podobny jak w analogicznych instytucjach świeckich, o ile takowe, oczywiście, istniały. Ludzie zatem, jako masa, wierzyli, że religia jest dla nich dobra, zwłaszcza, jeśli dodatkowo otrzymywali wzmocnienie duchowe wobec twardej, znojnej rzeczywistości. Prawdę mówiąc, do dziś specjalnie nie znajduję absolutnie żadnego surogatu dla religii, który pozwoliłby w jakimś sensie "pokrzepić" ludzi i wspomóc w potrzebach niematerialnych (np. złagodzić lęk przed śmiercią). Do dziś racjonaliści nie znaleźli lepszego oparcia dla hierarchii wartości etycznych, niż nakaz respektowania zasad nadanych przez niepodważalny boski autorytet (dopóki jednak ktoś go nie podważy, na przykład dokonując rewolucyjnego odkrycia naukowego). No i wreszcie - co najważniejsze - nie istnieje skuteczniejszy instrument sprawowania władzy we wspólnocie, niż religia. A racja bytu wspólnoty i jej stabilność jest przecież z władzą niemal tożsama.
Nie bez znaczenia wydaje się również pozostawanie przedstawicieli religii (duchownych) w bezpośrednim kontakcie ze wszystkimi warstwami społecznymi i działanie "w terenie", najbliżej prostego, szarego człowieka, któremu zawsze było "po drodze" do przybytku kultu i np. do księdza po radę lub pomoc. Nawet, jeśli wiązało się to przy okazji z uszczupleniem zawartości jego kieszeni.
4. Chrześcijaństwo w Europie.
Po tym wstępie pragnę wrócić do tematyki europejskiej i zwrócić uwagę na fakt, że od średniowiecza jednym z filarów europejskiej wspólnoty było chrześcijaństwo. Przez szereg wieków łączyło ono i grupowało mieszkańców naszego kontynentu wokół określonych wartości, określonej narracji ideowej, określonych priorytetów, określonej wizji świata i określonej koncepcji sprawowania rządów. Hasło "Ojczyzna Bogiem silna" w tym wypadku świetnie oddaje charakter tej zależności Europy od religii i proweniencję władzy w poszczególnych krajach Europy. Ludzie przekonani o prawdziwości i realności "wyższych racji" skłonni byli oddawać życie w obronie wspólnoty i obowiązujących w niej zasad. Dla bezpieczeństwa wszystkich i dla utrzymania statusu quo, będącego w oczach całej społeczności wygodnym kompromisem.
Oczywiście, przyglądając się pod lupą całemu mechanizmowi, można dostrzec wszystkie jego słabe punkty, można zarzucić mu wewnętrzne sprzeczności, można podważać dogmaty religijne, przeciwstawiając im dokonania i odkrycia współczesnej nauki (przecież nikt już nie wierzy dzisiaj w infantylny obraz piekła pełnego ognia, smoły i kotłów, itp.), można demaskować różne historyczne szalbierstwa, punktować absurdalność dogmatów, ale nie da się zaprzeczyć, że religia (w tym wypadku chrześcijańska) była spoiwem wspólnoty europejskiej (na etapie jej powstawania i umacniania się), a zarazem stanowiła bardzo silne zaplecze dla jej historycznych władców.
5. Defragmentacja.
Jednakże na skutek różnych zjawisk w tym monolicie pojawiły się szczeliny. Rozwój wszelakich nauk podał w wątpliwość szereg mitów i dogmatów. Religia przestała być skuteczna w charakterze "opium dla ludu", gdyż samoświadomość społeczna rozwijała się z inspiracji wielu myślicieli (oświeceniowi filozofowie francuscy chociażby, wreszcie Marks.) Okrucieństwa dwóch wojen światowych w XX wieku podważyły całkowicie obraz świata oparty na ideologii chrześcijańskiej, m. in społeczeństwa i jednostki nie potrafiły pogodzić koncepcji dobrego i miłosiernego Boga z dramatycznymi wydarzeniami historycznymi (zbrodnie wojenne, ludobójstwo, hitleryzm, stalinizm). Religia zaczęła być postrzegana jako bierny obserwator światowej sceny dziejowej, bądź wręcz jako cichy sprzymierzeniec zbrodniczych reżimów.
System wartości uległ więc radykalnemu zachwianiu - i nie chodziło już o demoralizację indywidualną, ale o demoralizację całych społeczeństw. Kolejne podziały geopolityczne, konflikty w obrębie samej wspólnoty europejskiej (będące przyczynami dwóch wojen światowych), wreszcie pojawienie się nowej potęgi gospodarczej, systematycznie kolonizującej ekonomicznie i kulturowo Europę (mowa naturalnie o USA) osłabiły spójność tej ostatniej. Wartości wspólnotowe zostały zastąpione wartościami indywidualnymi, poprzez promocję materializmu, hedonizmu i konsumpcyjnego stylu życia. Człowiek we współczesnym świecie nie istnieje już w odniesieniu do żadnych imperatywów moralnych z przeszłości, a jedynie jako "zasoby ludzkie" czy też "ludzki czynnik produkcji" (z jednej strony) bądź też jako "konsument" (z drugiej). Tertium non datur. Przy takim postrzeganiu roli jednostki w świecie, nie ma już mowy o jakimkolwiek wymiarze wspólnotowym ludzkiego życia. Wartości, konieczne do scalania ludzi w stabilną i silną grupę okazały się po pierwsze - całkowicie nieprzydatne, po drugie - szkodliwe dla kreowania filozofii życia bazującej na gromadzeniu dóbr materialnych i czerpania z tego jedynej przyjemności. Podobnie i sama wspólnota jako taka nie odgrywa już znaczącej roli, ani w mikro-, ani w makroskali, ponieważ ewidentnie mamy do czynienia z rozdrobnieniem, koegzystencją małych grupek połączonych tymczasowo i doraźnie wokół pojedynczych celów lub idei. Grupki te wzajemnie siebie zwalczają, niszczą bądź też wspierają i promują, nie wpływając jednak znacząco na przebieg historii. Tą bowiem rządzą wielkie potęgi ekonomiczne - i warto podkreślić, że można tu mówić nie tyle o mocarstwach (w sensie państwowości), ale o wielkich korporacjach, kartelach i instytucjach finansowych. Destabilizacja, degrengolada ideowa oraz światopoglądowa, globalny "zmierzch bogów" jest im wybitnie na rękę, gdyż pozwala na przejęcie kontroli przez pieniądz nad coraz to kolejnymi obszarami życia.
6. Współczesne średniowiecze.
W takim oto kontekście dokonuje się napływ do Europy ludności proweniencji muzułmańskiej. W przeciwieństwie do cywilizacji zachodniej, kultura islamska zdecydowany prymat przyznaje wartościom wspólnotowym, mniejszy indywidualnym, co stanowi jej niezaprzeczalną siłę. Za dowód na to, że religia jest wyjątkowo mocnym czynnikiem integrującym, należy uznać fakt, iż członkowie wspólnoty muzułmańskiej rozproszeni są po całym świecie, a jednak wspierają się, organizując międzynarodową sieć powiązań i są niewyobrażalnie konsekwentni. Wydają się też nieprzemakalni na wpływy ideowe, światopoglądowe czy też obyczajowe z zewnątrz. To takie swoiste "współczesne średniowiecze". O ile Europa straciła już, pod wpływem lewackiej i ateistycznej "krucjaty" oraz z powodów historycznych, filary swojej potęgi kulturowo-cywilizacyjnej i politycznej, o tyle islam właśnie własną potęgę umacnia. Trwa nieprzerwany exodus do Europy imigrantów z krajów muzułmańskich - z przyczyn ekonomicznych, politycznych i ideologicznych. Obecnie z entuzjazmem i przy beztroskim przyzwoleniu lewactwa większość krajów Unii Europejskiej otwiera się na pseudoazylantów z Syrii (i nie tylko). Dodajmy do tego czynnik demograficzny, a w szczególności kwestię dzietności. O ile w społeczeństwie muzułmańskim ilość posiadanych dzieci ma znaczenie wyróżniające pozytywnie (im więcej, tym większa estyma i honor dla rodziny), o tyle w Europie dzietność jest obciachem, balastem dla społeczeństwa, przejawem nieodpowiedzialności, formą pasożytnictwa (bo np. wielodzietne matki zazwyczaj nie chodzą do pracy, więc "żerują" na innych, którzy buntują się przeciwko płaceniu podatków na cudze bachory). W takim niekorzystnym kontekście społecznym następuje "wygaszanie" społeczeństw zachodnich, gdyż mało która rodzina decyduje się na więcej niż jedno dziecko, za to muzułmanie mnożą się jak króliki.
7. Chichot dziejowy.
Czy trzeba czegoś więcej, aby mieć w Europie za parę lat islam jako oficjalną religię i szariat jako oficjalną formę rządów? Paradoksalnie, drogę do tego otwierają ideologie intensywnie zwalczające jakąkolwiek religijność rodzimą, takie jak radykalny antyklerykalizm i ateizm. Te dwie ideologie przedstawiają wszelkie formy kultu jako relikt zacofania intelektualnego. Sacrum ukazują w krzywym zwierciadle, czyniąc z niego symbol ciemnogrodu i zaczadzenia kościelnym kadzidłem. Ośmieszając naukę społeczną Kościoła, ogniskując uwagę mediów i środowisk opiniotwórczych na zjawiskach negatywnych związanych z funkcjonowaniem instytucji religijnych (a zarazem generalizując te zjawiska - vide komentarze w stylu "wszyscy księża to pedofile", "Kościół nas okrada", itp.) i deprecjonując bądź wyszydzając to, co religie dają ludziom dobrego, a także w końcu podważając fundamenty podstawowych praw moralnych, fanatyczne ideologie antykościelne powodują, że ludzie zaczynają żyć w chaosie, zagubieniu, nieufności, rozdarciu między obietnicami, którymi bombardują człowieka rozmaite opcje propagandowe.
Islam - z całym jego doktrynerstwem oraz fanatyzmem - jawi się na tym tle jako wybitnie spójny i rośnie w siłę, dając swoim wyznawcom poczucie bycia razem i wielkiej solidarności. Nie napotyka przy tym na swej drodze hamulców ani realnej przeciwwagi na żadnej płaszczyźnie społecznej.
Taką przeciwwagą nie będzie na pewno żadna wspólnota gospodarcza, gdyż pogoń za zyskiem powoduje, że fundamentalistyczni bojownicy są dozbrajani przez podmioty, których transnarodowy charakter zwalnia je z obowiązku jakiejkolwiek politycznej lojalności.
Taką przeciwwagą nie będzie też żadna wspólnota narodowa, ponieważ globalizacja powoduje mieszanie się kultur i narodowości w ramach multi-kulti oraz osłabianie więzi ludzi z ziemią ojczystą i własnymi korzeniami. Wymuszona mobilność potęguje migrację zarobkową, a w konsekwencji człowiek związany jest silniej z tym, kto mu aktualnie płaci za pracę, niż z miejscem, gdzie się urodził, wychował, skąd pochodzą jego krajanie i przodkowie.
Nie ma mowy o przeciwwadze w postaci religii posiadającej, w podobnym stopniu jak islam, wpływ na funkcjonowanie społeczeństw, na kształtowanie ich priorytetów i na umacnianie determinacji. "Religijne szalbierstwo", złudzenie sacrum, kult Big Brothera na chmurce próbuje się zastępować np. racjonalizmem, czy też kultem pieniądza, co jednocześnie pogłębia atomizację społeczną, rozbicie większości więzi (rodzinnych na przykład), polaryzację. Pluralizm i nadmierna tolerancja faworyzują ścieranie się różnych wizji świata, pomysłów na szczęście i dobrobyt, głównie w ujęciu indywidualistycznym, natomiast są bezradne wobec burzy i naporu islamskiego blitzkrieg, który nie liczy się z jednostką, nawet we własnych szeregach. Gdy trzeba, wszak własnych synów posyła się na samobójczą śmierć.
Taką przeciwwagą wreszcie nie stanie się też na pewno żadna silna władza, gdyż nie posiada ona mocnych punktów zaczepienia w świadomości społecznej, ani siły przebicia w postaci przemawiających za nią autorytetów. Władza aktualnie uznawana jest za marionetkę w rękach rozlicznych lobbystów, a stanowiąca ongiś jej główną podporę religia dziś zaszufladkowana została wyłącznie jako jedna z grup nacisku. Dodajmy do tego, że w rękach muzułmańskich jest większość światowych zasobów podstawowego surowca naturalnego - ropy naftowej - i wszystko staje się jasne.
I tak skrajne postawy pro-wolnościowe, plus określony rozkład różnych sił w świecie doprowadzą do tego, że w Europie zapanuje szariat. Zamiast osławionych przez antyklerykalnych szczekaczy stosów będziemy mieli morderstwa honorowe.
Krzyże w urzędach zostaną zastąpione dywanikami do modlitw. A ateiści, którzy dziś zapluwają się hasłami o Tacie Muminka i starcu na obłoczku nie będą mieli kompletnie nic do powiedzenia.
8. Moherowe konkluzje.
Według mnie - wolność jest zawsze pojęciem względnym. Nie istnieje idealna, bezwarunkowa i bezwzględna wolność jednostki, choćby nawet czysty rozum potrafił wysmażyć jej zasadność. Wolność polega na dobrowolnym przyjęciu pewnych ograniczeń, dla wspólnego dobra. Nawet, jeżeli z określonego punktu widzenia te ograniczenia bądź ich umocowanie wydaje się ułomne. Nawet, jeżeli musimy z czegoś zrezygnować, mając na uwadze wyższą konieczność. Nawet, jeżeli oznaczałoby to, że nie możemy wszędzie i w każdej sytuacji robić tego, co nam się podoba, a wręcz będziemy niekiedy zobligowani umową społeczną do robienia czegoś, co nam się nie podoba, na przykład do materialnego wspierania celów całej wspólnoty (dobrym przykładem jest to osławione już "płacenie z własnych podatków na cudze bachory", jeśli za konieczną dla przetrwania tej wspólnoty uznana zostanie polityka prorodzinna).
Prawdziwie wolny człowiek jest bowiem zarazem bezradny i bezbronny, jak banita wygnany z rodzinnej wioski w afrykańskim buszu, jak człowiek Sartre'a.
Warto sobie zadać pytanie, czy istnieje jeszcze dla naszej europejskiej wspólnoty szansa, aby obronić się przed kolejną kolonizacją kulturową, o wiele groźniejszą od tej, która nastąpiła w ostatnich dekadach, i na jakich filarach należałoby oprzeć nowy porządek świata. Humanizm (zlaicyzowany) i czysty racjonalizm się nie sprawdziły z dwóch powodów: racjonalizm wyewoluował w kierunku cynicznego materializmu. (Chociażby dlatego Amerykanie nie będą uczciwie i skutecznie przeciwdziałać islamizacji Europy, ponieważ boją się zakręcenia kurka z ropą ze strony naftowych mocarstw zdominowanych przez islam i wspierających jego ekspansję). Humanizm, pozbawiony wyższych, nadrzędnych wobec woli i umysłu ludzkiego nakazów moralnych, sprzyja relatywizacji granic etycznych i dopasowywaniu ich kształtu do aktualnej koniunktury.
A jednak człowiek zachodni powiedział "nie" tradycyjnej wizji społeczeństwa jako zintegrowanej na licznych poziomach grupy. Chełpi się, że rozum pozwolił mu się pozbyć okowów doktryny, przepędzić szamana z wioski i nareszcie samodzielnie decydować o sobie i swoim losie. Chociaż egzystencjaliści nie pozostawili mu złudzeń: wolność jest wyrokiem skazującym, wtrącającym w doczesne, wcale nie wyobrażone przez katechetów, ale realne piekło. Piekło wyborów i konsekwencji. Piekło historii, która dzieje się na naszych oczach.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą
/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Dziennik z moheru (1)
Jednym słowem Gloinnen zachęca do wojen religijnych.
Muszę się głębiej zastanowić nad polemiką.
Dziś tylko dwa zdania.
1. Żaden Muzułmanin nie jest w posiadaniu zasobów ropy naftowej i nie zakręci Amerykanom kurka. Prędzej odwrotnie.
2. Żadna religia nigdy nie dała żadnemu społeczeństwu niczego dobrego. Mogła stanowić mniejsze, ale zawsze zło.
Myślę, że wrócę do tematu...
Muszę się głębiej zastanowić nad polemiką.
Dziś tylko dwa zdania.
1. Żaden Muzułmanin nie jest w posiadaniu zasobów ropy naftowej i nie zakręci Amerykanom kurka. Prędzej odwrotnie.
2. Żadna religia nigdy nie dała żadnemu społeczeństwu niczego dobrego. Mogła stanowić mniejsze, ale zawsze zło.
Myślę, że wrócę do tematu...
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
Re: Dziennik z moheru (1)

Mój prywatny wniosek: czas umierać.

Jednak liczę na znalezienie pozytywnego rozwiązania. Niekoniecznie dla całej Europy. W końcu nie można odpowiadać za szaleństwa cudzych polityków (Merkel), co najwyżej można oddziaływać na własnych i to z dużymi trudnościami, a jednak z sukcesem (ostatnie wybory).
Niedawno zapytałem, czy Polacy będą umierać za Berlin. Nikt tego nie potwierdził, ale i nikt nie zaprzeczył.
- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
Re: Dziennik z moheru (1)
Ad. 1. Nieprawda, są Arabowie właściciele pól naftowych. Zapewne wyznają Islam.skaranie boskie pisze:1. Żaden Muzułmanin nie jest w posiadaniu zasobów ropy naftowej i nie zakręci Amerykanom kurka. Prędzej odwrotnie.
2. Żadna religia nigdy nie dała żadnemu społeczeństwu niczego dobrego. Mogła stanowić mniejsze, ale zawsze zło.
Ad. 2. Nie możesz takiej tezy udowodnić, że żadna religia. Nie jesteś w stanie zmierzyć wielkości zła. Już pisałem o tym w innym wątku (o Sobieskim), że w historii nie można przeprowadzić alternatywnego scenariusza, jakby innego rozwinięcia akcji filmu. Dyskusje, co byłoby lepsze, są skazane na gdybanie.
Glo pokazała jednak dobre strony religii dla społeczeństwa i złe strony jej braku!
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Dziennik z moheru (1)
1. Prawda.
Od dawna właścicielami, bądź jednymi użytkownikami pól naftowych na Bliskim Wschodzie są firmy amerykańskie. Jak Irańczycy chcieli Amerykanom zakręcić kurek na początku lat osiemdziesiątych, ci ostatni pokazali im miejsce w szeregu, rękoma Irakijczyków, których, nota bene, później sami musieli sprowadzać do właściwego poziomu. Zawsze jednak górą byli oni, nigdy Arabowie, jak byłeś łaskaw ich nazwać.
2. Żadna religia nie ma dobrych stron, Leszku. Wszystkie polegają na oszustwie, zostały stworzone do rządzenia ludźmi. Wykorzystują do tego strach i niewiedzę.
Od dawna właścicielami, bądź jednymi użytkownikami pól naftowych na Bliskim Wschodzie są firmy amerykańskie. Jak Irańczycy chcieli Amerykanom zakręcić kurek na początku lat osiemdziesiątych, ci ostatni pokazali im miejsce w szeregu, rękoma Irakijczyków, których, nota bene, później sami musieli sprowadzać do właściwego poziomu. Zawsze jednak górą byli oni, nigdy Arabowie, jak byłeś łaskaw ich nazwać.
2. Żadna religia nie ma dobrych stron, Leszku. Wszystkie polegają na oszustwie, zostały stworzone do rządzenia ludźmi. Wykorzystują do tego strach i niewiedzę.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
Re: Dziennik z moheru (1)
Ad1. Znaczy Emiraty Arabskie są już amerykańskie? Nie mam takiej wiedzy, miałem przekonanie, że tak nie jest, ale skoro mówisz, to wiesz.
Można moją niewiedzę cynicznie wykorzystać, to prawda. Aby skłonić mnie do pójścia do banku i pobrania zawartości konta bankowego. Jednak akurat w kwestii są lepsi specjaliści, to sami bankierzy. Nie muszę im niczego pobierać, oni to już ode mnie mają. To jest syndrom naszych czasów.
Aha, Gloinnen nie zachęca do wojny religijnej. Przedstawiła sytuację post-religijną. Świat (zachodni) jest już po wszystkim, wszystko przeżył.
Strach i niewiedza człowieka jest najlepiej widoczna wobec sił przyrody, stale nieujarzmionej. To może nawet burza z piorunami, choć schowani w bezpiecznych domach nie boimy się zwykłej burzy. Niewiedza jednak jest większa w obliczu narodzin i śmierci, zwłaszcza śmierci. Jeżeli ma się czas, aby to sobie przemyśleć. Wobec tego strachu i tej niewiedzy, jakie się wtedy pojawiają, zwrócę się do każdego, kto mi w takiej chwili pomoże, przynajmniej jeśli taką będę miał nadzieję.skaranie boskie pisze:Wykorzystują do tego strach i niewiedzę
Można moją niewiedzę cynicznie wykorzystać, to prawda. Aby skłonić mnie do pójścia do banku i pobrania zawartości konta bankowego. Jednak akurat w kwestii są lepsi specjaliści, to sami bankierzy. Nie muszę im niczego pobierać, oni to już ode mnie mają. To jest syndrom naszych czasów.
Aha, Gloinnen nie zachęca do wojny religijnej. Przedstawiła sytuację post-religijną. Świat (zachodni) jest już po wszystkim, wszystko przeżył.
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Dziennik z moheru (1)
Ja odbieram ten wpis, jako zachętę do powrotu do ortodoksyjnego chrześcijaństwa, celem przeciwstawienia się agresji islamu. Niestety, na siłę można tylko siłą, więc wojna religijna.
Emiraty nie są amerykańskie, ale ropa już tak. Każda próba odcięcia amerykanów od ropy kończy się kolejną "misją stabilizacyjną".
A sprzedawanie nadziei w zamian za dziesięcinę, datek do skarbonki, czy inne "co łaska", tak ma się do moralności, która ponoć z religii wypływa, jak moja robocza kufajka do najnowszego ferrari, albo koński ogon do straży ogniowej. To zwyczajne oszustwo, bo żaden klecha też nie ma wiedzy na temat tego, co po śmierci, a nazywanie oszustwa dobrem zakrawa na kpinę z dobra.
Emiraty nie są amerykańskie, ale ropa już tak. Każda próba odcięcia amerykanów od ropy kończy się kolejną "misją stabilizacyjną".
A sprzedawanie nadziei w zamian za dziesięcinę, datek do skarbonki, czy inne "co łaska", tak ma się do moralności, która ponoć z religii wypływa, jak moja robocza kufajka do najnowszego ferrari, albo koński ogon do straży ogniowej. To zwyczajne oszustwo, bo żaden klecha też nie ma wiedzy na temat tego, co po śmierci, a nazywanie oszustwa dobrem zakrawa na kpinę z dobra.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Dziennik z moheru (1)
Religia jest instytucją i nie należy jej mylić z wiarą.
Polega na handlu nadzieją i marzeniami, co według mojej - ubogiej duchem - moralności jest większym skurwysyństwem, niż odstąpienie od wątpliwego pocieszania strapionych niepewnością pośmiertnej przyszłości.
Polega na handlu nadzieją i marzeniami, co według mojej - ubogiej duchem - moralności jest większym skurwysyństwem, niż odstąpienie od wątpliwego pocieszania strapionych niepewnością pośmiertnej przyszłości.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- nie
- Posty: 1366
- Rejestracja: 03 paź 2014, 14:07
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Dziennik z moheru (1)
Twierdzenia zawarte w artykule mają przed sobą taką samą przyszłość jak sam nacjonalizm, ideologie totalitaryzmów i dogmatyzm religijny.
Wobec walentnej argumentacji nie mają szans, ale wśród radykalizującej się populacji być może nie tylko przetrwają, a nawet całkowicie ją zdominują, co doprowadziłoby nas do tego, do czego wychwalane w artykule dogmatyzm i wiara w autorytety doprowadziły kraje arabskie, czyli do upadku intelektualnego, kulturowego i moralnego.
Wobec walentnej argumentacji nie mają szans, ale wśród radykalizującej się populacji być może nie tylko przetrwają, a nawet całkowicie ją zdominują, co doprowadziłoby nas do tego, do czego wychwalane w artykule dogmatyzm i wiara w autorytety doprowadziły kraje arabskie, czyli do upadku intelektualnego, kulturowego i moralnego.
Okres ważności moich postów kończy się w momencie ich opublikowania.
- Gorgiasz
- Moderator
- Posty: 1608
- Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51
Re: Dziennik z moheru (1)
„Z religią czy bez niej, dobrzy ludzie mogą czynić dobro, a źli zło; żeby jednak dobrzy ludzie mogli czynić zło – do tego potrzebna jest religia”skaranie boskie pisze: 2. Żadna religia nigdy nie dała żadnemu społeczeństwu niczego dobrego. Mogła stanowić mniejsze, ale zawsze zło.
/ S. Weinberg cytowany przez: Michio Kako „Wszechświaty Równoległe”/
"Fanatyzm szczerego wyznawcy powoduje więcej zła niż wspólny wysiłek dwustu łajdaków"
/Anthony de Mello/
Oczywiście.Religia jest instytucją i nie należy jej mylić z wiarą.