Proust i inna rzeczywistość

Dzienniki, reportaże, eseje, felietony, artykuły, listy itp.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Proust i inna rzeczywistość

#1 Post autor: Gorgiasz » 21 cze 2016, 20:32

Tytuł cyklu powieściowego Marcela Prousta „W poszukiwaniu straconego czasu” zna każdy miłośnik literatury. Nie każdy jednak zdaje sobie sprawę, jak bardzo jest on zwodniczy, metaforyczny i nieodpowiadający temu, co twórca mógł i chciał przekazać. Jednak musiał być takim. Niewyobrażalny wręcz przepych i bogactwo tego dzieła, niemieszczące się w żadnych konwencjach i stereotypach – nie tylko literackich, ale przede wszystkim przekraczające ramy percepcji i przyjęte normy pojmowania otaczającego świata – pozwalało jedynie na przybliżone jego określenie, potrzebne jako drogowskaz wskazujący najważniejszy kierunek, najważniejszą „stronę”. A drogowskazy – jak to drogowskazy, kłamią najczęściej, ukazując tylko zewnętrzną, pozorną i umowną szatę rzeczywistości. Nie ich wina; nie potrafią inaczej, niosąc tylko litery i słowa zapisane na ograniczonej, dwuwymiarowej płaszczyźnie, niemające wiele wspólnego ani ze wskazywanym obiektem, ani z wyobrażeniami o nim, wyobrażeniami, mogącymi i winnymi powstać w umyśle odbiorcy. I ten „czas”, poniekąd dumnie umieszczony w tytułowej frazie, jest właśnie takim zwodniczym „czymś”, niekiedy ufnie i naiwnie pojmowanym jako to, co minęło w życiu człowieka i pozostało przetworzone w jego pamięci. I niewątpliwie jest to jakaś prawda, tak jak prawdą jest stwierdzenie, iż dana książka stanowi zbiór papierowych kartek obustronnie pokrytych farbą drukarską.

Fakt, że pojęcie czasu, rozumiane w tradycyjny, choć nie do końca określony sposób, znajduje w tym dziele nowy wymiar, zauważono już dawno. „'Czas stracony' nie jest u Prousta, jak chce tego bardzo rozpowszechniony błąd, czasem minionym, przeszłością, lecz czasem w stanie czystym, w istocie więc, dzięki połączeniu chwili obecnej z chwilą minioną, przeciwieństwem czasu mijającego – poza czasowością, wiecznością.”* Określenie „czas w stanie czystym” jest równie poetyckie, jak enigmatyczne i niewiele mówiące, natomiast „poza czasowość” oraz „wieczność” może już wyznaczać pewien kierunek. W każdym razie wychodzimy poza przyjęty przez naszą kulturę schemat obejmujący przeszłość – teraźniejszość – przyszłość. To sztuczny podział i sztuczne, tendencyjne podejście, założenia kulturowo – językowe, na których oparł się Newton, a za nim klasyczna fizyka i ogólny, królujący dziś światopogląd. Istnieją jednak inne i to nie tylko będące konsekwencją współczesnej myśli i nauk ścisłych. Na przykład w Torze nie ma takiego rozróżnienia, nie istnieje nasze ujęcie czasu, jest forma dokonana i niedokonana czasownika i bez całościowego kontekstu, nie sposób określić momentu wystąpienia danego wydarzenia. Przeszłość i przyszłość, a także wieczność – tak, jak je dzisiaj rozumiemy – są określane tym samym słowem. Proust, będąc ze strony matki synem Narodu Wybranego, musiał o tym wiedzieć, musiał zdawać sobie sprawę z względności obiegowego i przyjętego w jego epoce traktowania czasu. A skoro są co najmniej dwa takie ujęcia, to może być ich i więcej, nie stanowią aksjomatu, dogmatu czy jednoznacznego aspektu obiektywnej rzeczywistości i konsekwentnie dalej – pojęcie „obiektywizmu” także ulega zachwianiu, a właściwie unicestwieniu i to u samych podstaw. W zamian, na pewno skłaniają do poszukiwań. Twórczych poszukiwań, które nie przychodzą od razu; w „Janie Santeuil” praktycznie nie ma o tym wzmianki. Przyjęte, a może raczej osiągnięte przez Prousta ujęcie, przychyla się bardziej do tamtego, dawnego, praktycznie dziś zapomnianego podejścia, do nakładających się, przenikających obrazów, zawieszonych na ekranie wieczności, gdzie nasze trzy aspekty czasu mieszają się, przeplatają, nikną jako nieistotne i bezsilne, zatracając sztywne granice, a samo jego pojęcie jest pustą ramą bez obrazu, subiektywnie postrzeganego przez Narratora, a co za tym idzie, przez czytelnika. Klasycznie pojmowany czas, zamyka On w swym dziele w krąg, w kolejne istnienia, nawiązując do teorii metempsychozy (dziś zwanej raczej reinkarnacją), do której odwołuje się już na pierwszej z tysięcy stron. Koniec powieści zostaje skierowany do jej początku, będącego wspomnieniem, nieodróżnialnym zresztą od realności, reminiscencją następującej przyszłości, rozwiniętej w kolejnych tomach, w których raz pamięć, raz bieżąca rzeczywistość, budują kolejne sceny, wciąż żywe, wciąż aktualne, dla Niego, dla Narratora i dla czytelnika, bo świat nie został stworzony dla każdego z nas raz na zawsze**, a nasza przeszłość i przyszłość to tylko kolejne przejawy mentalnego charakteru rzeczywistości, jedna z granic która uniemożliwia kontakt absolutny między rzeczywistością a umysłem. Takie podejście do stworzenia i zaistnienia świata koresponduje z zapisem w pierwszym rozdziale pierwszej księgi Biblii, gdzie – wbrew prawie wszystkim tłumaczeniom na języki nowożytne – użyta została forma imperfectum. Można podejrzewać, że wiedział i o tym.

Tradycyjny obraz świata, uznawany w jego epoce jest podważany i kwestionowany w wielu aspektach. Dostrzega, wprawdzie w formie domniemania, że continuum czasoprzestrzenne może przedstawiać się inaczej, niż wpojony społeczeństwu światopogląd, tak jakby istniały rozmaite i równoległe serie czasu czy że istnieje może wszechświat, w którym 2 a 2 czynią 5 i gdzie linia prosta nie jest najkrótszą drogą łączącą dwa punkty. Nie oznacza to jednak, że takie światy stanowią ostateczną prawdę. W końcu jesteśmy w stanie je sobie wyobrazić i określić niektóre cechy, pozostają bowiem pochodną pojęć kształtowanych przez umysł. Lecz gdyby przypadkowo zjawiła się przed nami istotna rzeczywistość, byłaby czymś tak poza wszelkimi możliwościami, że padlibyśmy na wznak oszołomieni, uderzając głową o wyrastającą ścianę. Inne, równoległe światy to jedno – istotna rzeczywistość (Rzeczywistość), platońskie Jedno z „Parmenidesa”, to drugie. Nie należy mylić tych pojęć, zwłaszcza że nigdy nie widzimy więcej, niż jedną stronę rzeczy, tylko jeden świat. Jeden z wielu.

Jednak w tym naszym świecie, bywają słowa, które podsuwają inną rzeczywistość na miejsce tej, co nas otacza, i oszałamiają nas nie mniej niż zawrót głowy. Tutaj rzeczywistość jest przez duże „R”. I związane z tym pytanie: Ale może istnieją inne światy, realniejsze niż świat jawy? Pomimo tego, że istnieje również podobna granica percepcji, która uniemożliwia kontakt absolutny między rzeczywistością a umysłem, to jednak istnieje pewna szansa, możliwość zerknięcia za zasłonę.

Czasem, choćby w jakiejś ułomnej nawet formie, możemy Ją także dostrzec, będąc w pozornie zwyczajnej, codziennej sytuacji, na przykład jadąc powozem i niespodziewanie być uderzonym zwyczajnym pozornie widokiem, który pojawi się nieoczekiwanie, nasuwając myśl o nierealności naszego życia, a nawet naszego „ja” i przeobrażając całość wrażeń w fikcję, bądź cały nasz świat w wytwór czyjejś wyobraźni lub reminiscencję innego bytu, który kiedyś utraciliśmy. Patrzyłem na trzy drzewa, widziałem je dobrze, ale duch mój czuł, że pokrywają coś, co się umyka jego władzy, niby zbyt daleko pomieszczone przedmioty, których nasze wyciągnięte palce ledwo chwilami dotykają, niezdolne ich pochwycić. Takie wrażenia nie są czymś wyjątkowym, choć na pewno nie trafiają się często, ale są ważne, najważniejsze, godne podkreślenia i zapamiętania. Charakterystyczne, że pojawiają się one podczas jazdy, podczas której przemieszczają się elementy naszej rzeczywistości, drzewa, wieże, a wówczas stwierdzając i notując kształt ich iglic, przesuwanie się ich konturów, osłonecznienie ścian, czułem, że nie dochodzę do krańca swoich wrażeń, że jest coś poza tym ruchem, poza tą jasnością, coś, co niejako zawierają i kryją zarazem. Być może w taki sam sposób oglądamy mijane światy, nie zdając sobie tylko z tego sprawy, nie potrafiąc ich określić, wyodrębnić z innych wrażeń i nazwać, czyli powołać do istnienia.

Lecz czym jest granica oddzielająca nas od Tamtego, gdzie jest jej źródło? Dlaczego – tak gloryfikowany dziś umysł – okazuje się prawie niezdatnym do jej ujrzenia, percepcji? Co stoi na przeszkodzie realizacji, jeśli nie powszechnego, to przynajmniej relatywnie często spotykanego odczucia i dostrzeżenia innej rzeczywistości? To nasze myśli, będące cechą, funkcją umysłu. I czyż myśl moja nie była również niby kołyska, w której czułem się zagłębiony, nawet wówczas gdym patrzał na to, co się dzieje zewnątrz? Kiedy widziałem jakoś przedmiot, świadomość, że go widzę, pozostawała między mną a nim, otulając go wąską obwódką duchową, która nie pozwalała mi nigdy bezpośrednio dotknąć jego materii. Ta koncepcja jest dobrze znana już w starożytnych, w szczególności dalekowschodnich, systemach filozoficznych.

Dlaczego jednak nie możemy wykorzystać czegoś innego niż myśl, a może właśnie ją wykorzystujemy niewłaściwie i stąd pochodzi problem? I na to znajdziemy odpowiedź: Nawyk myślenia utrudnia niekiedy przeżywanie rzeczywistości, uodparnia przeciwko niej, czyni ją przedłużeniem myśli. To przyzwyczajenie, nawyk, będący w pewnym sensie pochodną lenistwa i bezwładności będących funkcją naszej psychiki, aby myśl swoją kierować w utarte szlaki, pozbawiając ją wszelkiej poznawczej i odkrywczej roli, scalając niejako ze światem, który wówczas istnieje dla nas wyłącznie jako szereg bezkształtnych, fragmentarycznych wyobrażeń, które sobie uzupełniamy całkowicie dowolnymi skojarzeniami myśli, tworzącymi niebezpieczne sugestie.

Oprócz tego pisząc: kiedy sporządzałem konspekt rozczarowań mojego życia jako życia przeżytego, rozczarowań, które kazały mi mniemać, wiedział, iż jego rzeczywistość mieści się widać nie w czynach, a gdzie indziej. Czyli ani myśl, ani czyn, nie odzwierciedlają, ani nie stanowią owej prawdziwej rzeczywistości. Możemy określić jedynie to, co uznajemy za naszą, a wiedzieć, czym coś nie jest, również można traktować jako pewien punkt wyjścia (przypomina to hinduską zasadę „neti”). Obraz podsunięty przez życie przynosił nam w rzeczywistości, w owej chwili, wrażenia złożone i różnorakie. Widok, na przykład, okładek książki już przeczytanej rozsnuł wśród liter tytułu promienie księżyca minionej dawno letniej nocy. Smak białej porannej kawy przynosi nam nieokreśloną nadzieję na ładną pogodę, która ongi tak często, kiedy pijaliśmy kawę z białego kubka (porcelana mastka i leciutko pomarszczona – niby zsiadłe mleko), a dzień był jeszcze w całej swojej pełni nietknięty, poczynała się do nas uśmiechać w jasnej niepewności ówczesnego ranka. Godzina nie tylko jest godzina, to naczynie wypełnione zapachami, dźwiękami, zamierzeniami, zmiennością aury. To, co zwiemy rzeczywistością, stanowi pewną więź między tymi wrażeniami i tymi wspomnieniami, które otaczają nas równocześnie. Ten pogląd nie jest nowym, spotykamy go już w „Fajdrosie” Platona: „A jak mi się zdaje, że ktoś inny umie widzieć całość i jej części organicznie związane, to za nim chodzę krok w krok, jakbym ślad boga napotkał”. Co stanowi potwierdzenie jego zasadności.

„Rola artysty polega na odnalezieniu 'zmysłowego wrażenia, nie kontrolowanego przez rozum'”*** - i to artysta, pisarz, winien odnaleźć i wskazać tę drogę. A ściślej, na głębszym poziomie zrozumienia – stworzyć. Bo ten „nasz świat” jest tylko pochodną rozumu i Prousta nie trzeba przekonywać o czysto mentalnym charakterze rzeczywistości; to on chciał przekonać o tym czytelników, to jego rola, którą być może nazwałby powołaniem i którą z tak rozpaczliwym poświęceniem spieszył wypełnić. Zadaniem pisarza jest tworzyć, jak tworzy się świat, nie odkładając na bok owych tajemnic, które kto wie, mają wytłumaczenie tylko w innych światach, światach, których przeczucie najbardziej nas porusza w sztuce i w życiu. On, jako artysta, należy do swoistego kręgu wtajemniczonych, wiedzących i widzących – w metafizycznym znaczeniu. Jednak wiedzieć i mieć przekonanie, że istnieją inne światy, realniejsze niż świat jawy to jedno, a drugie - ich realne odkrycie i wniknięcie w tamte królestwa. Znalazłszy się w domu, myślałem o czym innym i w ten sposób gromadziły się w mojej duszy (tak jak w moim pokoju kwiaty zerwane na przechadzce lub przedmiot otrzymane od kogoś) kamień, na którym igrało światło, dach, dźwięk dzwonu, zapach liści, wiele rozmaitych obrazów, kryjących dawno już umarłą przeczuwaną rzeczywistość, na której odkrycie nie starczyło mi woli. To ostatnie zostało na szczęście – szczególnie dla nas – przezwyciężone.

Bo czymże jest literatura, będąca swoistym zbiorem nazw i określeń niesionych przez słowa, co może nam ofiarować, co ukazać? Bez wątpienia, nazwiska, nazwy to są fantazyjni rysownicy, kreślący nam szkice ludzi i krajów tak mało podobne, że często jesteśmy zdumieni, kiedy ujrzymy przed sobą zamiast świata wyrojonego świat widzialny (który zresztą nie jest światem rzeczywistym, bo zmysły nasze posiadają nie o wiele więcej daru chwytania podobieństw niż wyobraźnia, tak iż rysunki możliwie zbliżone do rzeczywistości są co najmniej równie odmienne od widzianego świata, ile ten był odległy od świata urojonego). „Nasz Świat”, to tylko zewnętrzna szata, przykrycie, opakowanie czegoś, co jakże ciężko podlega złudnej werbalizacji. Parę razy odczułem przez chwilę myśl, że świat, w którym znajduje się ten pokój i te szafki i w którym Albertyna gra tak małą rolę, jest może światem intelektualnym, będącym jedyną realnością, a moja zgryzota jest czymś podobnym do zgryzoty zrodzonej z lektury romansu, z której jedynie wariat mógłby uczynić zgryzotę trwałą i ciągłą, i promieniującą w jego życie; że wystarczyłoby może małego wysiłku woli, aby dosięgnąć ten rzeczywisty świat, wejść w niego przeskakując boleść niby papierową obręcz, którą się przebija, i nie troszczyć się już o to, co robi Albertyna, tak jak skończywszy czytać powieść nie troszczymy się o czyny urojonej bohaterki.

Można jeszcze nieco inaczej spojrzeć na ten nasz świat, na jego rolę i konstrukcję. Czy hotel w Balbec nie wyglądał jak jedyna dekoracja w prowincjonalnych teatrach, która od lat służy do najrozmaitszych sztuk. Świat intelektualny – nie jest światem rzeczywistym w powszechnym mniemaniu, nie jest Rzeczywistością, realnością, prawdą... Otaczają nas dekoracje, a my na sztucznej, teatralnej scenie odgrywamy przypisane nam role, nadając im zazwyczaj przesadne znaczenie. Lecz nie jest to istotne; winniśmy wypełniać je perfekcyjnie, jak ów hotelowy boy, który wykonywał tylko jedną, właściwie zbyteczną czynność – zdejmował czapkę na powitanie gości, ale czynił to bardzo dobrze, przez co zyskał uznanie i szacunek.

Wówczas, całkiem poza tymi zainteresowaniami i nie wiązać się z niczym, nagle jakiś dach, blask słońca na kamieniu, zapach przydrożny kazały mi się zatrzymać dla osobliwej przyjemności, jaką mi dawały; zdawało mi się zarazem, iż poza tym, co widzę, kryją one coś do czego mnie zapraszają i czego mimo wysiłków nie mogę odkryć. Ponieważ czułem, że to znajduje się w nich, stałem w miejscu, nieruchomy, patrząc, oddychając, starając się wyjść myślą poza obraz lub zapach. I jeżeli mi trzeba było dogonić dziadka, iść dalej, starałem się odnaleźć je zamykając oczy, siliłem się przypomnieć sobie dokładnie linie dachu, barwę kamienia, które – nie umiałem powiedzieć czemu – zdawały mi się przez chwilę pełne, gotowe się rozchylić, wydać mi to, czego były jedynie pokrywą.

Z pewnością zmysły nasze błądzą w wielu innych wypadkach – wykazały mi to naocznie rozmaite epizody niniejszej opowieści – fałszując dla nas rzeczywisty wygląd tego świata. Ale za tym wszystkim, ukrywa się również przekonanie, iż może istnieją inne światy, realniejsze niż świat jawy? Przekonanie, poparte praktyczną radą, której jednak nie znajdujemy w głównym dziele: „Pracuj. Jeżeli życie przynosi same rozczarowania, pocieszamy się, prawdziwe życie jest bowiem gdzie indziej, ani w samym życiu, ani w tym, co później nastąpi, ale na zewnątrz, jeśli termin związany z pojęciem przestrzeni ma znaczenie w świecie, który się od niej wyzwolił...”****

A skoro wyzwolił się z jarzma przestrzeni, to i czasu, gdyż są to pojęcia ściśle sprzężone. I prawdziwe życie – mogące być synonimem Prawdy, czegoś tak bardzo skrywanego przed wzrokiem i umysłem człowieka – gdzieś jednak istnieje, lecz nie tylko nie w tym świecie należącym do żywych, ale również nie w świecie zagrobowym, bo oba należą jedynie do kategorii umysłu. Prawdziwa Rzeczywistość, realniejsza niż świat jawy, została utracona, rozmieniona na drobne, na chaos myśli, pragnień, rzeczy i wydarzeń. I jej poszukiwanie jest czymś najważniejszym, czymś, czemu należy wszystko poświęcić, bo to, co zostało stracone, było kiedyś naszym. Gdyby tak nie było – nie moglibyśmy tego utracić.

Jeżeli Proust dowiódł, „że można napisać pasjonująca powieść. w której nic się nie dzieje”*****, to co stanowi istotę tego monumentalnego dzieła, co nadaje mu wręcz tak niebotyczną rangę? Dla mnie brzmi ono jak wołanie Jana Chrzciciela: „metaneite”, czyli „zmieniajcie myślenie”, fraza, będąca fałszywie tłumaczoną prawie we wszystkich prawie przekładach drugiego wersu trzeciego rozdziału Ewangelii Mateusza. Bo tylko tak można dostrzec to, co z mniej lub bardziej świadomą premedytacją zostało ukryte przez minione wieki, które ukształtowały quasi obiektywny i pseudo realistyczny światopogląd. Lecz ten nasz pojedynczy, samotny, ograniczony świat nie jest jedynym możliwym, a to, co uznajemy za rzeczywistość, jest tylko jedną z wielu możliwości istnienia, zarówno nas samych, jak i wszystkiego, co nas otacza. Klasyczna akcja, przyjęte i uznawane normy, tradycyjne oczekiwania wobec literatury przestają byś istotne, powieść staje się immanentnym teleskopem, umożliwiającym dostrzeżenie tego, co jest poza nami, poza naszą ograniczoną mentalną rzeczywistością.
*Gerard Genette „Proust jako palimpsest” w „Proust w oczach krytyki światowej” red. Jan Błoński PIW Warszawa 1970.
** Wszystkie cytaty kursywą za: Marcel Proust „W poszukiwaniu straconego czasu” t.1-7. PIW Warszawa 1974.
*** Andre Mauris „W poszukiwaniu Marcela Prousta” PIW Warszawa 1961
**** List Marcela Prousta do Jerzego de Lauris w: Andre Maurois „W poszukiwaniu Marcela Prousta” PIW Warszawa 1961
***** Tadeusz Żeleński (Boy) „Proust i jego świat” PIW b.d.


Aleksander Litto Strumieński

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Proust i inna rzeczywistość

#2 Post autor: eka » 21 cze 2016, 22:10

:kofe:
Gdy będę mniej zmęczona, wrócę. Na razie szacun za estetyczne wrażenia z lektury i galop moich myśli autorstwa... rozumu?
:)

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Proust i inna rzeczywistość

#3 Post autor: eka » 23 cze 2016, 19:54

Więcej niż recenzja, esej literacko-filozoficzny, zgrabnie tłumaczący w oparciu o przesłanie Prousta istnienie wieloświatów. Mający tyle punktów zaczepienia, że chciałoby się dowiedzieć więcej, a to wielki plus takiego niełatwego tematycznie pisania.
Np. czas w ST, biec i dobiec tylko, bo nie ma będę biegł? Tak? Nie ma nic nowego, wszystko, dajmy na to, idzie po kole.
:myśli: no cóż, przeświadczenie o niezupełności jest od tysiącleci, choćby Maja, przekazy Upaniszad, ale również respektujące Innego/Inne światy np. boskie, pozagrobowe, w najstarszych obrzędach szamanów, nie mówiąc o teologiach współczesnych religii, czy teistycznych filozofiach.
Podobno istnieje plemię w Ameryce Płd. totalnie bez wiary w siły wyższe, warto zbadać ich mentalność.

Najważniejszym potwierdzeniem bytu wieloświatów, czy tej ogniskującej je - jednej prawdziwej rzeczywistości ma być głębsze widzenie, ów delikatny naddatek doznań w zmysłowo-rozumowo odbieranej rzeczywistości.
Być może, ale czy zawsze jesteśmy w takim stanie ducha, aby mieć czas, spokój, oderwanie się od spraw bieżących, tak mocno wymagających naszej uwagi, aby to dostrzec? Podróż ułatwia ucieczkę od zabiegania, no i wtedy widzimy intensywniej krajobrazy i innych ludzi.
Jakby nie było, któż, jak nie artyści, winni próbować nadmiar zgłębiać?

----
Bardzo inspirujący tekst.
:kofe:

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: Proust i inna rzeczywistość

#4 Post autor: Gorgiasz » 24 cze 2016, 10:04

Ad. eka
Dziękuję za wizytę i opinie.
Mający tyle punktów zaczepienia, że chciałoby się dowiedzieć więcej, a to wielki plus takiego niełatwego tematycznie pisania.
Mogłem napisać o wiele więcej, musiałem się ograniczać, co by zbyt długie nie było. W tekście znajdujemy jeszcze wiele przykładów potwierdzających postawioną tezę.
Być może, ale czy zawsze jesteśmy w takim stanie ducha, aby mieć czas, spokój, oderwanie się od spraw bieżących, tak mocno wymagających naszej uwagi, aby to dostrzec?
No właśnie, niestety nie. I to stanowi pewien problem.
Bardzo inspirujący tekst.
Dzięki.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Proust i inna rzeczywistość

#5 Post autor: eka » 24 cze 2016, 17:16

Może należy się zamienić w "myślące skrzynie" profesora Corcorana, aby nic nie rozpraszało naszej uwagi, mieć zmysły skierowane wyłącznie do środka naszego jestestwa, do najprawdziwszej rzeczywistości czucia siebie, do zogniskowania się w: myślę tylko o sobie, czuję tylko siebie, więc moje ja=prawdziwa rzeczywistość. Ja - monada.
Zero dekoracji wytwarzanych przez zmysły rejestrujące zewnętrze.
:kofe:

Awatar użytkownika
alchemik
Posty: 7009
Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy

Re: Proust i inna rzeczywistość

#6 Post autor: alchemik » 24 cze 2016, 17:52

Szacun obojgu Wam za dyskusję. Dopiero co przeczytałem ten Twój esej, Gorgi. Chwilami przy czytaniu wyrywałem się, żeby coś odpowiedzieć, zaprzeczyć, potwierdzić.
I ja wrócę jeszcze do tego tekstu. Zainteresowało mnie pojęcie czasu czystego.
Ja sam bardzo interesowałem się czasem i fascynuje mnie jego różne pojmowanie. Mam własne, zupełnie własne poglądy na ten temat.
Obecnie, współczesna nauka daje nam jeszcze głębszy wgląd, choć niewiele wyjaśnia. Bo czas jest czymś wewnętrznym. Zaciekawiło mnie to co wspomniałeś o Torze. Bo to jeszcze jeden asumpt do tego jak myśl ludzka bez narzędzi naukowych może zbliżać się do współczesnych teorii wysnuwanych przez najbardziej współczesną naukę.
Tak jak powiedziałem, wrócę jeszcze. Muszę tylko jeszcze raz przeczytać i zgłębić twój tekst.
Teraz tylko powiem, ze jest poruszający i bardzo odkrywczy, w sensie, nakłaniający do odkrywania.
Szacun również za czas, który poświeciłeś dla napisania tego tekstu. A tu powiesz, że to nie był czas stracony w powszechnym pojęciu. Bo nie był i nie jest i nie będzie.

Jurek
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!

G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: Proust i inna rzeczywistość

#7 Post autor: Gorgiasz » 24 cze 2016, 19:23

Obecnie, współczesna nauka daje nam jeszcze głębszy wgląd, choć niewiele wyjaśnia.
Jak to nauka... :jez:
Bo to jeszcze jeden asumpt do tego jak myśl ludzka bez narzędzi naukowych może zbliżać się do współczesnych teorii wysnuwanych przez najbardziej współczesną naukę.
Tak właśnie jest. I jest to bardzo zastanawiające.
A tu powiesz, że to nie był czas stracony w powszechnym pojęciu. Bo nie był i nie jest i nie będzie.
Wcale tego taki pewny nie jestem.
Tak jak powiedziałem, wrócę jeszcze.
Czekam z zainteresowaniem. :)

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: Proust i inna rzeczywistość

#8 Post autor: Gorgiasz » 25 cze 2016, 11:19

Ad. eka
Może należy się zamienić w "myślące skrzynie" profesora Corcorana,
Może. Tylko po pierwsze, on też miał kogoś nad sobą, a po drugie, niewykluczone że właśnie nimi jesteśmy. To niezła analogia, ale wyjście ze skrzyni na zewnątrz nie było możliwe, a wydaje mi się, że my jednak pewne możliwości posiadamy. Między tamtymi skrzyniami nie było też żadnej interakcji, a przyjmując, że każdy z nas żyje w subiektywnym świecie, to jednak łączność między nami istnieje.
aby nic nie rozpraszało naszej uwagi, mieć zmysły skierowane wyłącznie do środka naszego jestestwa, do najprawdziwszej rzeczywistości czucia siebie, do zogniskowania się w: myślę tylko o sobie, czuję tylko siebie, więc moje ja=prawdziwa rzeczywistość.
To jest podstawa wielu technik medytacyjnych.
Zero dekoracji wytwarzanych przez zmysły rejestrujące zewnętrze.
Ale w takim razie (ujęcie powyżej), nie będziemy w stanie rozróżnić, co jest wewnętrzne, a co zewnętrzne. To oczywiście kwestia techniczna, ale wydaje mi się, że bez praktycznego przeżycia takich stanów, trudno coś przesądzać.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Proust i inna rzeczywistość

#9 Post autor: eka » 26 cze 2016, 8:05

Wykorzystałam "skrzynie" jako przykład metody najbardziej skutecznego dotarcia do prawdziwej rzeczywistości.
Sorry za sformułowanie: do czystego istnienia się.
Izolacja, nierozpraszanie się w fikcyjnym, bo przez nasze zmysły tworzonym świecie zewnętrznym.
Wieloświaty bowiem, jeśli dobrze zrozumiałam, mają swój funadament, który wciąż generuje (podtrzymuje) ich mnogość, prawda?
Wieloświaty od podmiotów, które w nich bytują, rozumiem, że są niezależne, tak?

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: Proust i inna rzeczywistość

#10 Post autor: Gorgiasz » 26 cze 2016, 17:38

Wieloświaty bowiem, jeśli dobrze zrozumiałam, mają swój funadament, który wciąż generuje (podtrzymuje) ich mnogość, prawda?
Wieloświaty od podmiotów, które w nich bytują, rozumiem, że są niezależne, tak?
O tym fundamencie to się wiele nie mówi; moim zdaniem po części omija się to pytanie. Generalne przyjmuje się, że albo istnieje nadrzędny Obserwator, Nadświadomość (czyli w praktyce Bóg, od którego są zależne), albo istnieje nieskończona liczna wszechświatów równoległych. Są niezależne, ale oddziaływują na siebie poprzez zjawiska interferencyjne. Ale skąd i jak – nie ma jednolitej teorii (i te wszechświaty składają się na Wieloświat/Multiwszechświat, tak więc użycie tutaj liczby mnogiej jest błędem terminologicznym). Ale może być tak: „niewielki fragment wszechświata może nagle ulec inflacji I „zakiełkować”, powodując powstanie wszechświata- „córki” lub wszechświata-”dziecka”, który z kolei może wytworzyć kolejny wszechświat – dziecko.” /Michio Kaku „Wszechświaty równoległe”/

ODPOWIEDZ

Wróć do „PROZA DOKUMENTALNA I PUBLICYSTYKA”