Obraza uczuć

Dzienniki, reportaże, eseje, felietony, artykuły, listy itp.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Gloinnen
Administrator
Posty: 12091
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
Lokalizacja: Lothlórien

Obraza uczuć

#1 Post autor: Gloinnen » 13 mar 2018, 16:03

„Sportowcy manifestujący wiarę podczas transmitowanych zawodów obrażają moje uczucia ateistyczne” - oto cytat z artykułu Wojciecha Kuczoka, opublikowanego 8 stycznia 2018 r. na łamach – a jakżeby inaczej – Gazety Wyborczej. Rzecz dotyczy konkretnie jednego z polskich skoczków narciarskich – Dawida Kubackiego, czyniącego znak krzyża przed oddaniem skoku.
Wokół wypowiedzi Kuczoka w internetach rozpętała się gównoburza, a ja chciałabym zadać całemu światu retoryczne pytanie Lamii z „Seksmisji”: "Czy to już jest kosmos?” Zasadniczo tego rodzaju wynurzenia powinno się skwitować serdecznym śmiechem, no ale jak tu dworować sobie z przekazu rozpowszechnianego przez jedną z najważniejszych opiniotwórczych gazet w naszym kraju?

Ktoś mógłby uznać, naturalnie, że szkoda czasu na bicie piany wokół bzdur, które ktoś wypisuje w prasie. Problem w tym, że niestety nie byle jaki „ktoś”, a człowiek ze znanym nazwiskiem. Człowiek, z którego poglądami będą natychmiast utożsamiać się inni – zazwyczaj osoby o chwiejnych poglądach, pozbawione umiejętności samodzielnego myślenia, karmiące swoje umysły tym, co powiedzą aktualne autorytety moralne, zazwyczaj małego formatu ale z wielkim mniemaniem o sobie. Dodatkowo – te „bzdury” w gruncie rzeczy dotyczą kilku niezwykle interesujących i wartych pochylenia się kwestii.

Zacznijmy od „uczuć ateistycznych” i sposobu, w jaki można je „obrazić”. Ateista to, jak wiadomo, ktoś, kto nie wierzy w żadnego boga ani w bogów. Wszelkie manifestacje religijne są dla niego jedynie pustym spektaklem, pozbawionym jakiejkolwiek symboliki czy treści. Ateiści szydzą z Najświętszego Sakramentu, nazywając hostię kawałkiem opłatka. Rechocą z Pisma Świętego, nazywając je zbiorem pasterskich bajeczek. Należy więc założyć, że znak krzyża świętego to dla ateisty również nic nieznaczące machanie prawą ręką. Czy machanie ręką (o ile nie jest to gest Kozakiewicza) może kogoś obrazić? Bardziej niż, dajmy na to, plucie przed kamerami, choć to ostatnie jest o wiele częściej spotykanym zachowaniem typowym dla skoczków siedzących na belce startowej. I o wiele bardziej obrzydliwym, ale ostatecznie przymyka się na nie oko, bo to tylko taki rytuał.

Czy ja, nie uznając prywatnie plucia za ceremoniał sprowadzający szczęście i pomyślność, mam czuć się obrażona tym, że ktoś wierzy w taki a nie inny zabobon? Abstrahując, czy za ten zabobon uznamy przekonania osobiste, tradycje rodzinne, ludowe przesądy czy konkretną religię.

O obrazie uczuć ateistycznych można by, naturalnie, mówić, w przypadku, gdyby ateizm jako ideologia miał rozpowszechniony jednolity i jednoznaczny system symboli i artefaktów wypełnionych konkretną treścią znaczeniową i powszechnie otoczonych przez ateistów najwyższą czcią. Ośmieszanie tych symboli, deptanie, palenie, sikanie na nie – byłoby oczywistym aktem przemocy duchowej. W konkretnym przypadku pana Kuczoka i jego oburzenia, mamy jednak do czynienia mniej więcej z takim absurdem, za jaki uważalibyśmy domaganie się, aby zamknąć w więzieniach wszystkich głupców, bo obrażają „uczucia” tych rozumnych. Lub odwrotnie, bo w sumie dlaczego nie?

Druga rzecz – wymagająca szerszej debaty – to problem szeroko pojętej przestrzeni publicznej oraz tego, co powinno być w niej dozwolone, a co nie.
Ex definitione przestrzeń publiczna nie jest prywatnym azylem, gdzie można odciąć się od całego świata i wyalienować z interakcji oraz wymiany myśli. Wręcz przeciwnie – to miejsce nieuchronnego kontaktu z innymi ludźmi, z innymi wrażliwościami, stylami życia, przekonaniami, sposobami funkcjonowania – i jako takie podlega szczególnej ochronie.
Z założenia celem owej ochrony jest minimalizacja zagrożeń, czyli niedopuszczenie do sytuacji, w której ktoś będzie kogoś przekonywał do swoich racji przy pomocy rewolweru lub maczety, bądź nawoływał do fizycznej przemocy.
Odkąd istnieje ludzkość, przestrzeń publiczna jest sceną, na której ścierają się wszelkie odmienności. Niewątpliwym dorobkiem postępowych myślicieli jest pluralizm, czyli rodzaj światopoglądowego, kulturowego, wyznaniowego, mentalnego równouprawnienia. Zakłada on jednak wzajemny szacunek między ludźmi, jako fundamentalny mechanizm regulacyjny. Tam, gdzie ten szacunek się kończy, zaczyna się zwykłe, wulgarne, prostackie chamstwo. Istotą chamstwa jest brak szacunku. I nie ma to nic wspólnego ani z wolnością, ani z równością, ani z prawem do prezentowania własnych pomysłów na najlepszy ze światów.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie zatem kwestionował, że nie należy nikogo szykanować ani dyskryminować ze względu na religię, poglądy polityczne, orientację seksualną, czy cokolwiek innego. Odnoszę jednakże wrażenie, że ta wszechobejmująca tolerancja wcale nie jest taka wszechobejmująca, a wręcz okazuje się wybitnie wybiórcza.
Doszło do tego, że środowiska najgłośniej domagające się otwartości i akceptacji dla wszystkiego, co „inne”, jednocześnie usiłują szereg „inności” oraz „różnic” wyeradykować z przestrzeni publicznej. Bo obrażają kogoś tam... Najbardziej wymownym przykładem jest paradoks multi-kulti. Utopijny entuzjazm pewnych ruchów społecznych, związany ze spontanicznym mieszaniem się kultur, tradycji, obyczajowości itp., nijak się ma do zakazu noszenia burek czy obecności krzyży w miejscach publicznych. A takowego zakazu domagają się te same środowiska, które stawiają na piedestale odmienność kulturową, nawołują do przyjmowania uchodźców, krytykują rasizm, ksenofobię, tradycjonalizm. Gdzie więc zatem ta generalna akceptacja? Czyżby promowanie multi-kulti było tak naprawdę dążeniem do totalnej urawniłowki? Czy chodzi jedynie o jarmark, zabawę, karnawał, bez prawdziwego otwarcia się na realną, namacalną odmienność drugiego człowieka, uformowanego w określony sposób przez środowisko życia, historię swojego narodu, wiarę współplemieńców?
Później nie dziwi fakt, że nie wolno w przedszkolu używać słów „mama” i „tata” czy świętować Dnia Matki, bo to kogoś może obrazić, ale wolno zwolnić nauczycielkę noszącą na szyi krzyżyk lub przychodzącą do pracy w hidżabie. Wniosek nasuwa się sam: są „lepsze” i „gorsze” uczucia. Otwarte powiedzenie „jestem gejem” to manifestacja tożsamości seksualnej i wolności słowa, ale otwarte powiedzenie „jestem hetero” to obraza uczuć wszystkich możliwych mniejszości i jako takie powinno być napiętnowane i inkryminowane po wsze czasy.

Ergo, dziwię się, że nie znaleźliśmy się na takim etapie rozwoju mentalności społecznej, który pozwala każdemu o coś wytoczyć proces innym, bo odmienność „obraża”. Wyobraźmy sobie, że masowo wszyscy niepełnosprawni uznają, że obecność na ulicy pełnosprawnych upokarza ich i uwłacza ich godności. I vice versa. A do tego w prostej drodze zmierzamy, jeśli będziemy przyklaskiwać takim mądrościom jak ta, zaprezentowana nam przez pana Kuczoka.
Gwarantuję, że jego uczucia obrażone są także procesjami Bożego Ciała, przydrożnymi kapliczkami, a nawet okrzykami „o Boże!” rozumianymi jako przejaw ekspresji emocjonalnej (bo jedyną poprawną politycznie formą jest „o kurwa!” do czasu, aż reprezentantki najstarszego zawodu świata masowo się nie zbuntują). Z drugiej strony, jeśli ktoś piśnie słowo, że nie podobają mu się marsze szmat, gejowskie parady połączone z ekshibicjonizmem albo WOŚP, to zostanie z automatu uznany za jakiegoś-tam-foba.

No to zdecydujmy: czy z przestrzeni publicznej całkowicie wykreślimy wszystkie działania, mające na celu wyrażanie poglądów, nastrojów społecznych? Wtedy – zgoda – katolicy niech modlą się tylko w kościołach, muzułmanie w meczetach, żydzi w synagogach. Zero ekspansji na zewnatrz. I analogicznie: homoseksualiści i genderowcy niech wybudują sobie, wzorem wyznawców religii wszelakich, własne przybytki, w których będą do woli wymachiwać gumowymi penisami i waginami. Podobnie ateiści – niech wyznaczą sobie osobne, prywatne miejsce spotkań, gdzie nikt im nie zabroni palić Biblii. Jeśli zaś wychodzą z tym na ulicę, przed kamery, na portale społecznościowe, bo twierdzą, że im wolno, to niech mają świadomość, że ta sama ulica, te same kamery i te same portale są otwarte dla kaznodziejów, rabinów, imamów, ruchów pro-life, ekomaniaków, kół gospodyń wiejskich i Stowarzyszenia Obrony Wróbli na Dachu. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Skoro na zasadzie pewnego konsensusu, umowa społeczna daje prawo do tego, aby nie kryć się po kątach z tym, co się myśli i w co się wierzy, to niech sobie babcie różańcowe odprawiają nabożeństwa pod figurką, transseksualiści chodzą w przebraniach a muzułmanki w chustach. Jeśli ekologom wolno organizować w miejscach ogólnodostępnych wystawy fotografii, pokazujących męczeństwo zwierząt futerkowych czy makabryczną rzeczywistość uboju przemysłowego, to niech wolno też będzie przedstawicielom ruchów pro-life ukazać na analogicznej wystawie okrucieństwo aborcji. Jeśli wszyscy zgodnie stwierdzimy, że nie wolno osoby starszej nazwać „dziadem”, to dziecka nienarodzonego nie można nazwać „zlepkiem”. Jeśli palenie tęczy na Placu Zbawiciela jest niefajne (odkąd przypisuje się jej konkretny ładunek ideowy), to niefajne jest także sikanie na znicze postawione aby upamiętnić śmierć tragicznie zmarłych ludzi. Jeśli oburza nas generalizujące utożsamianie opozycji z zomowcami, to nie generalizujmy, utożsamiając duchownych katolickich z pedofilami. I tak dalej, i tak dalej.

Reasumując, nikomu nic do tego, co robi Dawid Kubacki przed oddaniem skoku. Mnie osobiście kompletnie zwisa, czy modli się, czy klepie po kolanach, czy trzy razy mruga lewym, a cztery razy prawym okiem. Nie przeszkadzałoby mi, gdyby powtarzał mantry czy puszczał bąki. Nawet, jeśli by to robił nie tylko z pobudek czysto duchowych, ale dla lansu. Ostatecznie przestrzeń publiczna, właśnie dlatego, że jest publiczna. eksponuje nas na nieustanne obcowanie z terencjańskim wszystkim co ludzkie. Jest w niej miejsce na bożonarodzeniową choinkę, garkuchnię krysznowców, muzykę rai, walentynkowe serduszka i Międzynarodowy Dzień Kota, a także na dyskusję wzajemnie szanujących się oraz „pięknie różniących” przeciwników i zwolenników. I miejmy nadzieję, że tak pozostanie, nawet jeśli że pan Wojciech Kuczok i jemu podobni zachowują się jak rozhisteryzowane śnieżynki.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
lczerwosz
Administrator
Posty: 6936
Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
Lokalizacja: Ursynów

Obraza uczuć

#2 Post autor: lczerwosz » 13 mar 2018, 17:10

Słusznie moim zdaniem. Powinnaś ten tekst wysłać do poważnej gazety, ale nie o nazwie własnej zaczynającej się od nazwy rzeczownika popularnego. W zasadzie powinni wydrukować właśnie ci jako polemikę. Ale to byłby obciach.

ODPOWIEDZ

Wróć do „PROZA DOKUMENTALNA I PUBLICYSTYKA”