Wprawa na Płaskowyż Tassili - dziennik z podróży (2)

Dzienniki, reportaże, eseje, felietony, artykuły, listy itp.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Dorota
Posty: 11
Rejestracja: 02 lut 2012, 17:30

Wprawa na Płaskowyż Tassili - dziennik z podróży (2)

#1 Post autor: Dorota » 25 mar 2013, 13:46

Pamiętam to dokładnie: któregoś dnia, w latach siedemdziesiątych, zajęta w kuchni, słuchałam jednym uchem dziennika radiowego. Zainteresowała mnie wiadomość o zakończeniu badań naukowych przez archeologów francuskich, na płaskowyżu Tassili w Algierii. Wynikiem tych prac było ogłoszenie Tassili Archeologicznym Parkiem Narodowym i Dziedzictwem Kultury Światowej UNESCO. Nie przyszłoby mi nigdy do głowy, nawet w najbardziej fantastycznych snach, że kiedyś los mnie tam zawiedzie. Francuzi dotarli na Płaskowyż już w 1904 roku, ale o istnieniu malowideł naskalnych jescze nic nie wiedziano. W 1938 roku przypadek sprawił, że oficer francuski nazwiskiem Brenans, patrolując służbowo tamte okolice, poczuł się źle z powodu wielkiego gorąca, i żeby nie spaść z konia, skierował swojego wierzchowca ku najbliższej skale. Kiedy oparł się o nią, zobaczył tuż przy swoich oczach pięknie zachowane rysunki naskalne zwierząt i ludzi. (Przypuszczam, że od razu poczuł się lepiej.) Zaczął więc przeszukiwać sąsiednie skały i pieczary. Im dalej - tym więcej znajdował śladów prehistorycznego życia z epoki neolitu. Zawiadomił o swoim odkryciu odpowiednie placówki naukowe we Francji, lecz wybuch II wojny światowej pokrzyżował wszelkie plany. Dopiero w 1956 roku wyruszyła na te tereny ekspedycja naukowa pod kierunkiem Henri Lhote'a, która pracowała na Płaskowyżu szesnaście lat. Badania zakończono w 1972 roku. Zinwentaryzowano wielką liczbę malowideł naskalnych (około 5000 postaci) i wyodrębniono dwanaście następujących po sobie epok, z których one pochodziły. Wiek najstarszych oszacowano na 6000 lat sprzed naszej ery. Malowidła te są nie tylko najliczniejsze z dotychczas odkrytych, ale również reprezentują najwyższy poziom artystyczny w porównaniu z innymi.

Zamieszkujący wielkie obszary Sahary Tuaregowie - naród dumny, ceniący nade wszystko wolność, niezależność i honor - nie tolerowali nigdy inwazji cudzoziemców na swoje terytoria. Czuli się jedynymi panami pustyni. Jeszcze dzisiaj zachowują pewien dystans w kontaktach z obcymi, broniąc się przed wpływami kultury europejskiej. A jednak, wraz z Europejczykami, na Saharę wkroczyła nauka. Odkryte rysunki naskalne stały się nieocenionym źródłem wiadomości o następujących po sobie pokoleniach, o ludach pasterskich, myśliwych, rolnikach, o zwierzętach żyjących na tych obszarach, jak również o zmianach klimatu i postępującym wysychaniu, aż do obecnego stanu pustynnego.

***

Środa, trzeci dzień wycieczki, 21 grudnia. Wstajemy wcześnie rano. Słońce świeci, ale nie grzeje. Jest bardzo zimno. Szybko zjadamy śniadanie, kawę z mlekiem i bagietkę z dżemem. Spieszymy się, bo Francuzi już wcześniej uwinęli się i spakowali do drogi. Oni są świetnie wyekwipowani i nie cierpią tak z zimna, jak my. Znowu trwa ładowanie tłumoczków na osły, a my ruszamy za przewodnikami po równej na szczęście drodze w kierunku Sefar. Idziemy przez pustkowia usiane kamieniami, wchodzimy między sterczace kominy lub kolumny, przecinamy zaciszne polanki, otoczone ścianami skalnymi. Przeciskamy się przez wąskie przejścia wśród skał. W plecy wieje nam lodowaty wiatr.

W południe docieramy do skalnego wąwozu w Sefar i rozbijamy tam obóz. Na obiad podano nam na płachcie rozłożonej na ziemi sałatkę zaprawioną piaskiem, który trzeszczy w zębach, kawę i po jednej pomarańczy, a następnie każdy szuka sobie miejsca na nocleg w grotach u podnóża skał. Wydano nam po jednym cienkim materacu i po jednym kocu na osobę. Następnie znowu wymarsz na wycieczkę, którą muszę sobie darować z powodu bólu nogi. Siedzę na materacu owinięta w koc i piszę, niedaleko "kuchni", gdzie jeden Tuareg rozpalił ognisko i podśpiewując sobie, przygotowuje kolację. Dochodzą do mnie apetyczne zapachy zupy "siorby". Słońce już się schowało za te wystrzępione skały, wieje zimny wiaterek, ręce mam zgrabiałe. Co to będzie w nocy? W tym momencie wracają wycieczkowicze zachwyceni Sefarem. Przenosimy już nasze rzeczy z wąwozu w księżycowe skały, do miejsca ogrodzonego płotkiem z płaskich kamieni. Mamy także kamienną płytę, służącą za blat stołu. Jesteśmy więc na swoim "podwórku". I poczuliśmy się prawdziwie "między nami jaskiniowcami".

Sefar - to skały przypominające do złudzenia domy z oknami i balkonami. Niektóre skały, niezbyt wysokie, o kształcie rozłożonych wachlarzy, u podstawy bardzo wąskie i rozszerzające się u góry. W jednym miejscu dostrzegam bramkę utworzoną przez dwa zachodzące na siebie "wachlarze". Nie mogę oprzeć się złudzeniu, że jeśli przejdę przez tę bramkę, znajdę się, jak Alicja z Krainy Czarów, w innym świecie i w innym czasie. Jednak moje złudzenia prysły, kiedy znalazłam się rzeczywiście po drugiej stronie bramki. Dalej napotykamy geltę, w której płynie strumyk. W powietrzu nad wodą unoszą się nawet owady. Następnie strumyk chowa się pod ziemię, a za nim rozpościera się dolina oleandrów i rośnie też kolczaste drzewko. Jest to tzw. Sefar Czarny, nazwany tak od czarnych skał, błyszczących jak marmur. W Sefarze Czarnym jest mnóstwo malowideł, np. tancerka wielkości jednego metra, w kolorze ciemnym, z wygiętym w łuk kręgosłupem i wypiętym brzuchem przedstawiona z profilu. Jest "potwór" łowiący ryby, z wędką i złowioną zdobyczą.

Wracamy na kolację, którą jemy na kocach, rozesłanych dokoła ogniska.Jak zwykle podano nam "siorbę", kuskus z sosem i jarzynami i kawałkiem baraniny na głowę. Potem następuje ceremonia parzenia herbaty. Trzy kolejki herbaty, każda o innym smaku. Kto odmówi wypicia jednej z nich, musi zapłacić karę. Księżyc w pełni jasno oświetla niesamowitą skalną scenerię, jak dekorację do fantastycznego filmu. Jest bardzo zimno. Po skończonej herbacie udajemy się na nocny spoczynek. Ubieramy się ciepło do spania w pidżamy, dresy, kurtki, rękawiczki, czapki na głowę, przykrywamy się kocami i śpiworem i jest nam bardzo ciepło, pomimo, że śpimy pod gołym niebem.. Nad głowami płynie wielki księżyc i chmury, które raz po raz połykają go. Gwiazdy świecą bardzo jasno. Księżyc przewędrował nad nami i jeszcze przed wschodem słońca zniknął gdzieś za skałami. Dodatkową atrakcją tego noclegu była mysz, jedyna przedstawicielka fauny tych okolic, w kolorze beżowym, z ładnymi czarnymi oczkami. Atakowała nas przez całą noc, przetrząsała nasze torby, biegała po nas, ale nie chciała jeść sera, którym ją poczęstowaliśmy. Co i rusz budziły nas przerażone krzyki koleżanki Basi, opędzającej się od dokuczliwego gryzonia. Rano oceniliśmy szkody wyrządzone przez mysz-wampira: wygryzione dziury w rękawiczkach, Edward ugryziony w palec.

cdn.
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.
Ostatnio zmieniony 27 maja 2013, 13:52 przez Dorota, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Wprawa na Płaskowyż Tassili - dziennik z podróży (2)

#2 Post autor: skaranie boskie » 01 kwie 2013, 10:18

Pozwoliłem sobie dokonać niewielkiej korekty, polegającej na poprawieniu kilku literówek.
Chyba pisane w pośpiechu. :)
Poza tym nie mam zastrzeżeń i przyznaję, że mnie twoja opowieść coraz bardziej wciąga.
Z niecierpliwością będę czekał na mój ulubiony ciąg dalszy. :)
:kwiat: :kwiat: :kwiat:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Gloinnen
Administrator
Posty: 12091
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
Lokalizacja: Lothlórien

Re: Wprawa na Płaskowyż Tassili - dziennik z podróży (2)

#3 Post autor: Gloinnen » 01 kwie 2013, 19:36

Pisanie w pośpiechu i ewentualne literówki to moja wina, gdyż jestem redaktorką tekstów Doroty.
Przepraszam Autorkę i czytających, ale teksty są "spisywane" i publikowane na gorąco, dlatego trafiają się błędy.
Postaram się być bardziej uważna. :)
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl

ODPOWIEDZ

Wróć do „PROZA DOKUMENTALNA I PUBLICYSTYKA”