Gloinnen pisze: ↑13 mar 2018, 16:11
nie pisze: ↑13 mar 2018, 13:11
krwią.
Po co ta krew? Tak dla efektu?
nie pisze: ↑13 mar 2018, 13:11
rosołu z mew.
Rosół z mew - jak wyżej.
Według mnie, takie bonusy niczego nie wnoszą do tekstu, odwracają uwagę od istoty rzeczy.
Będzie truizmem przypominać, że każde słowo odwraca uwagę od istoty rzeczy, w zależności od tego, co dany odbiorca uzna za istotę.
I oto Czarnoksiężnik z Wiednia za sedno sprawy uznałby psychoanalizę i wszelkie tropy mogące potwierdzić, czyli zaspokoić jego własną obsesję seksualną. Teoretyk socrealizmu zaś doszukiwałby się aspeków społecznych, ruchu robotniczego, walki klas - w przypadku ich braku uznałby wszelkie środki za niefunkcjonalne i nie oddające istoty rzeczy. Inaczej widziałby to klasycyzujący esteta bądź lingwista.
Skoro swoje miejsce w sztuce mają także utwory będące "czysto abstrackcyjnym dłubaniem w słowach", jak nazwałby to Barańczak, to tym bardziej nie powinniśmy pozostawiać bez definicji tajemniczą "istotę rzeczy", na którą się powołujemy.
Co do krwi – faktycznie jest ciężka. Mieszanie się ze łzami pod powieką nie jest co prawda tak wytarte jak "czerwony jak róża", koloryście może od biedy posłużyć za barwnik w odniesienieniu do białej kartki (choć to inna bajka - pamiętam "prawdziwe łzy" na fotografii lczerwosza), a ze względu na układ zdań ktoś z bujną wyobraźnią mógłby zasugerować drążone oczodoły klifów i morze w roli roztworu łez i krwi.
Rosół z mew to rzecz jasna podszyta delikatnym absurdem metafora morza, a szczególne wybrzeża, kontynuacja motywu, zmiana stylistyki i wprowadzenie rymu drzew - mew. Nie zakochuję się w przenośniach od pierwszego wejrzenia. Czas pokaże, czy jutro nie zbrzydnie mi to, co dziś wymyśliłem.
Wiele innych elementów w tekście także jest ze sobą silnie wewnętrznie powiązanych.