/ fragment scenariusza /
Izba . Pali się lampa naftowa wisząca na ścianie. Przy piecu siedzą domownicy. Drzwi od drugiej izby wpółotwarte.
Maciej ( wchodząc ze dworu i z trudem zamykając drzwi wejściowe ) - Ale duje, że wejść trudno.
Franciszek – Ma prawo, bo to już i pod zime przychodzi.
Gospodarz - Terozki ni ma jak ino w izbie, przy ciepłym piecu i babie.
Maciej - Hehehe .Ciekawe które to cieplejsze?
Gospodarz - Z tym jest różnie. Zależy dzie ręke włożysz.
Marysia ( fuka zza drzwi drugiej izby ) – Już jo ci przyłoże.
( ogólny śmiech )
Gospodarz - No siadajcież przy nas Macieju. A wy babko, co tak z dala od ludzi? Chodźcie i wy bliży i co powiedzcie.
Babka – A co ja tam bede z chłopami siadać.
Gospodarz – E, teroz to już możecie bez krempacji.
(śmiech )
Babka - Widzicie go joki to mundry się zrobioł. Ty mi roków nie wypominaj, boś za wielki szczyl na takie zarty.
Gospodarz – No ni ma się co zaraz gniwać. Tak mi się tylko powiedziało .
Franciszek ( pojednawczo ) - Dejcie se spokój Jadela i siodejcie. Czasem człowiek wpierw powie niż pomyśli. Tak to jest. ( Gospodarz przytakuje głową) A wyście we świecie bywali, po panach służyli, to co niebądź przecie pamiętacie i opowiecie tu wszystkim. Marysia tyż z nami siędzie?
Marysia ( zza drzwi ) – No siędę , tylko dziecka ukołysze.
Maciej ( wyciąga zza pazuchy butelkę ) - A czy my się tu smucić zeszli ?
Gospodarz – Maryś a dej no jako miarke.
( wchodzi Marysia, wyjmuje kieliszek z szafki pod łyżnikiem i podaje z pewnym ociąganiem)
Maciej ( nalewa ) – No to do was Jadelo.
Babka – A no, niech tam. ( wypija i nalewa zwracając się do Gospodarza ) : Widza cie Szczepan .
Gospodarz – To się ciesze. Naprowde. ( wypija )
Babka – Maryś a siędnij ty se wrescie przy nas.
Marysia – ( z ociąganiem ) Jo tam wódki nie lubie. Wystarczy, że mój będzie capił.
Gospodarz – Nie musisz mnie wąchać.
Marysia – ( prycha) A komu to się wtedy obcałowywać zachciewa?
Babka – Jednego nie zawadzi. Nawet ksiundz proboszcz jednym nie pogardzi.
Marysia – Ni mocie nad czym się rozwodzić. Mówie – nie chce. Nie wypije i tyla.
Maciej – Jak nie to nie, nom bedzie więcy. Tyla, że raźniej jakoś człowiekowi w take noc jak siebie troche wleje.
Babka – Byle nie za dużo , bo potym trudno nazad do domu trafić.
Marysia – ( znacząco patrząc na Gospodarza) Niejednemu to się przytrafiło. Nie jednemu…
Babka – Mamusia mi jeszcze powiadali, że tyż taka bieda była jak teroz, Tyla, że może nawet i większa, bo śnieg był drobny i wiatr nad podziw. Szło wtedy dwóch z Zielonki do Mazurów. Młode były i głupie, jak to młode. Do karcmy zaszli zaroz za Zielonko. Była taka na rozstaju, na górce, nazywała się „Zaczekaj”. Dziś po ni ani śladu. Trawa tylko w tym miejscu. Wypili ile tam chcieli i poszli dali. Daleko do ich wsi już stamtąd nie było , ale w dobro pogode, nie w tako szaruge. No ale nic, poszli. Co im tam było iść. Niczego się nie bali, nawet się im zdawało, że diabeł wcale nie straszny, a co dopiero pogoda. Jak sie obzierając jeszcze okna karczmy widzieli i muzyke słyszeli to im się nawet i szło, ale potem już tak dobrze nie było. Ciemno, że oko wykol. Wiater płacze po krzakach, że coraz inne głosy słyszysz.
– Zawróćmy może – jeden powiada.
– A co bedziemy zawracać , żeby Żyd się naśmiewał, kiedy do dom już blisko – odpowie drugi.
Tak i idą dali. Tyle że droga jakoś się nie skraca, a jeszcze wydłuża.
– Bo my so za bardzo napite, to i wolno idziemy – tłumaczy ten drugi pierwszemu.
- Acha - myśli pierwszy – to może i prawda.
Ale tu coraz dali od domu a nie bliżej, jak być powinno. A zimnisko straszne. Tak i w końcu staneli i myślo co można robić.
Drugi goda, że to, że tamto. Żeby iść tędy albo tamtędy. A pierwszy tylko głowo kiwa, ale nic nie mówi.
Tak i ido dali. A tu krzaki coraz większe, a drogi całkiem już ni ma. Choć wiedzo, że jest przecie prosta bo nieraz tyndy chodzili za różnom potrzebo. A wiater coraz to mocniejszy , że nie wiedzieć już dzie się przed zimnem schować. To wreszcie i całkiem ustali.
- Jezus Maryja !– zawołał drugi – jo już nie wim co robić. Poradź co Franuś!
Franek drugiemu było.
- Kiedy tak, to ci powiem.- mówi tamtyn - Od Jezusa i Maryji nom trza było zacząć, a nie od wódki ,to by się było cołkiem inaczy szło.
- To co nom teroz robić? – pada drugi.
- Kiedy już tak, to nic tylko klęknijmy tutoj zaroz i zmówmy litanie, a potem się zobaczy – mówi tamten.
Akurat miejsce było sposobne, bo niedaleko krzyża, tyle że potem dopiro to zobaczyli.
No nic. Jak powiedział, tak i zrobili akuratnie.
I zaraz się wszystko odmieniło. I droga już prosta, i wiater do wytrzymania, i zimno do zniesienia. Psy zaczęło być słychać, okna widać. I zaraz dom… Tak było. Mamusia mi mówili. A co ona powiedziała to pewne.
Maciej ( po chwili ) - A to tak i jest, kiedy kto nie z Panem Bogiem, a z byle czym po świecie wędruje. A też i nic gorszego jak wtedy, kiedy strach człowieka dopadnie i już nie puści.
Marysia ( jak poprzednio patrząc na Gospodarza ) – Najgorsze to jest wtedy kiedy se człowiek zanadto pofolguje… ( wzdycha )
Czasem to tak sobie myśle, że to moze jeno strach człowieka zawraca… (zamyśla się jakby nad sobą, kiwa głową i po chwili )
… A wyście też babko za młodu dobrze nie mieli …?
Babka – ( wzdycha) Było jak było. Złem już pozapominała... Czasem się wydaje, że go wcale nie było. Dobro tylko samo. Ale było, było, oj było…( otrząsa się )
A wyście Macieju to przy panach bywali. Za fornala, czy jak?
Maciej – A no byłem i za fornala i nie za fornala. Różnie.
Gospodarz ( poprawia ogień i nuci )
Służyłem u pana przez pierwsze lato
Dał ci mi ci mi dał ci mi przepiórkę za to…
Marysia – Cicho mi być, bo dziecka jeszcze całkiem nie posnęły! Co się majo takiego świństwa uczyć.
Gospodarz – A no niech wiedzo jak to tam dawni było.
Marysia – Zaś tam! Akurat było. Akurat.
Gospodarz – Było cy nie było, to jest nasze tutejsze śpiewanie . Prowdziwsze niźli inne. Pradziadek jeszcze mojego ojca tego uczyli , ( zastanawia się ) a i tego tyż ( podśpiewuje )
Oj , czyli ty pamiętasz , dziewczyno rok tłusty,
Jak my bili panów cepami w zapusty?...
( wybucha śmiechem )
Marysia - Matko Bosko! A co też ty tu … Czemu i po co?
Gospodarz - ( do Macieja przerywając nagle nastałą, niepokojącą ciszę )
W abcugach żeście chodzili jeszcze za Austrii ?
Maciej – Eee… to mój ojciec służył. (śmieje się ). Jo tam za młody na to jeszcze byłem.
No ojciec to światami chodzili pod cesarsko komendo. Nawet nad Piawo byli.
Babka – Piekny był z niego chłop. ( z rozmarzeniem ) Piekny.
Maciej - Potem bolszewików tłukł i Niemców, i zaś znowu bolszewików.
( sypią się iskry w popielnik pieca, piszczy płonące polano )
Franciszek – Ocho, czyjaś się dusza przypomniała. Może i jego.
Babka – Daj że jej wieczny odpoczynek Panie.
Gospodarz - E tam… Bieda piscy i tyla.
Marysia – ( po chwili ) Babko. A powiedzcie no mi, skund to się w człowieku złe naraz objawia?
Nic nic i naraz - łup – i jest to, co najgorsze ! Skąd to tak?
Babka - Z gupoty i bezbożnictwa Maryś. Tylko z tego.
Gospodarz ( podśpiewuje )
A ta przepióreczka latała biegała aż się zesrała.
Marysia – Już mu dostaje.
Babka – Jak to chłopu. Ale co ty dziś Maryś taka nadęta? Co go tak napadasz ?
Marysia – On ta już dobrze wie czemu.
Babka – A chyba, ze tak. ( śmieje się ) Sama to wiem, że się chłopu należy nawet jak i nie.
Gospodarz – Oj baby baby… A polejcie no Macieju.
Maciej - ( nalewa i śpiewa półgłosem. Marysia zamyka drzwi do sypialni dzieci )
Służyłem u pana przez drugie lato
Dał ci mi ci mi dał kurę za to
( podchwytuje Gospodarz i śpiewają razem )
A ta kura dupo szura
( do chórku dołącza Dziadek z pieca )
A ta przepióreczka latała biegała aż się posrała.
Babka – O i ten się obudzioł. Długo było spokoju.
Dziadek - A kto to do nas przyszed Janielciu?
Babka – A to się nachyl i se zobacz.
Dziadek – Aleś nieużyto.
Gospodarz – Ojciec sie napijo?
Dziadek – Chorego sie pytej.
Babka – ( z przekąsem) Widzis go jaki juz zdrowy, a jak trza było do kościoła to chory.
Maciej ( podając Dziadkowi kieliszek ) - To jak panie Stanisławie, może i na rabszic by my kiedy jeszcze poszli?
Dziadek – I to być może. No - zdrowia!
Franciszek – To wyście Stanisławie na rabsic chodzili ?
Dziadek ( po chwili milczenia ) – Chodziołem. A com mioł nie chodzić…
Gospodarz – Służyłem u pana przez trzecie lato
Dziadek - Dał ci mi ci mi , dał kaczkę za to.
Gospodarz – A ta kaczka robi kwak
Dziadek – Z dupy jej się sypie mak
Gospodarz – A ta kura dupo szura
Dziadek z Gospodarzem –A ta przepióreczka latała biegała
Aż się zesrała.
( rechoczą)
Babka - Patrzej no Maryś, jak to im mało potrzeba i jakie w tym zgodne.
Dziadek – ( wyciąga gdzieś z za siebie skrzypki i stroi je.. Brzdąka potem coś sobie tuż przy uchu i śmieje się sam do siebie ).
( mruczy ) Się mundre znalazły . He.
( Naraz do izby pokonując napór wichru wciska się paru chłopaków) :
Pierwszy – A można to do was na chwilę Szczepanie, bo zimno, że nie wim co .
Gospodarz - A można , co by ni można. ( patrzy na prawie pustą już flaszkę ) Ale tylko na chwile.
Drugi – ( Wyjmuje flaszkę ) My też i z rozgrzewko.
Gospodarz - No…kiedy tak…
W JESIENNY WIECZÓR
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: W JESIENNY WIECZÓR
Panie Ryszardzie,
przeczytalam z przyjemnoscia.
Nieco okrojona wprawdzie, bo brak mi opisów - chalupy, ludzisk, czasoprzestrzeni.
Mocno skromnie zes pan tym razem czytelnika potraktowal...
Za to gwarowo - rozpusta, az sie "micha" cieszy.
Mocne "pól".
Uklony, J.
przeczytalam z przyjemnoscia.
Nieco okrojona wprawdzie, bo brak mi opisów - chalupy, ludzisk, czasoprzestrzeni.
Mocno skromnie zes pan tym razem czytelnika potraktowal...
Za to gwarowo - rozpusta, az sie "micha" cieszy.
Mocne "pól".
Uklony, J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- Ryszard Sziler
- Posty: 168
- Rejestracja: 04 cze 2013, 9:00
Re: W JESIENNY WIECZÓR
Dziękuję Powinienem chyba dodać, że pisałem toto, dla pewnego zespołu, uważającego się za ludowy i "znającego sprawę dogłębnie". Co ciekawe zespół ów w tekście się nie odnalazł i rzecz odrzucił