Pieśni znad Tapa Tuji (dramat terapeutyczny) scena 5

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
alchemik
Posty: 7009
Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy

Pieśni znad Tapa Tuji (dramat terapeutyczny) scena 5

#1 Post autor: alchemik » 19 maja 2016, 22:39

link do interludium pierwszego

scena 5

Chór antyczny podchodzi na proscenium

chorus


z sumieniem dawno już wojuje
cykor uległy kumpli wpływom
ponure myśli teraz snuje
twardego zbója wciąż odgrywa

wszak przecież zmiękczył jego serce
pafnucy łkając coraz głośniej
położy kres tej poniewierce
gdy po libacji obóz pośnie

acerię spotkał pośród nocy
kiedy uciekał nędzny słaby
natchniony przez nią cząstka mocy
wrócił ratować z więzów żabę

zsunąwszy kaptur na tył głowy
cykor w szczecinę się podrapał
czy dobrze by krasnolud młody
z oślizłą żabą się pobratał




Na scenie po lewej stronie obozowisko krasnoludów, po prawej dekoracja wyobrażająca gąszcz leśny.
Trwa libacja krasnoludów.


Narrator: Krasnoludy rozsiadły się wokół ogniska. Wygrzebały z juków jadło i napitki. A już po chwili dzban ze świerkowym elem krążył, podawany z rąk do rąk.
Wszystko wskazywało na to, że rozochocone bractwo, zapomniało na razie o swoim sponiewieranym jeńcu. Tylko Cykor siedział cicho z boku. Wyraźnie nie podzielał radosnego nastroju towarzyszy. Od dłuższego już czasu poczynania bandy osiadały gorzkim osadem na jego duszy. Dawno odłączyłby się od kompanii, bał się jednak, że potraktują go jak tchórza. Cykor bardzo łatwo ulegał wpływom otoczenia. Miał, raczej, niską samoocenę. Nie przyznałby się jednak nigdy, że może być w czymś gorszy od innych. Tak bardzo potrzebował akceptacji, że w niektórych niecnych uczynkach, które kamieniem ciążyły na jego sumieniu, prześcigał nawet najbardziej okrutnych i rozpasanych zbójców. Teraz jednak miarka się przebrała. Postanowił, że przy lada okazji opuści bandę. Musi tylko znaleźć pretekst i odpowiedni moment. Rozejrzał się. Towarzysze znużeni dniem i powaleni mocnym elem, leżeli tam, gdzie dopadł ich sen. Wzdychali śniąc, i chrapali głośno. Oto jest okazja, na którą czekał. Wstał i zaczął się wycofywać w stronę lasu. Znowu dopadł go strach. W razie czego powie, że udał się za potrzebą. Zagłębił się pomiędzy drzewa, gdy nagle drogę zastąpiła mu jakaś postać. Serce omal nie wyskoczyło mu z piersi.
Po chwili jednak zorientował się, że przybysz nie ma złych zamiarów. W świetle księżyca rozpoznał sylwetkę driady klonowej.
Cykor; Czego chcesz ode mnie? Nie jestem ludzkim samcem, tylko porządnym krasnoludem.

Aceria: Czy jesteś porządny, to się jeszce przekonamy, niemniej, mężczyzna z ciebie jak się patrzy. Przyglądałam się waszej bandzie. Powiedz mi, czy naprawdę musicie się tak znęcać nad tą biedną żabą?

Cykor: Próbowałem się sprzeciwić.

Aceria: Ale nie dość stanowczo. Mam wrażenie, że w ogóle jesteś mało stanowczy.

Cykor: To cię, akurat, nie powinno obchodzić. Zajmij się swoimi sprawami.

Aceria: Moja sprawa to jakoś zareagować, gdy jedna magiczna istota robi krzywdę drugiej magicznej istocie.

Cykor: Patrzcie no, jaka altruistka. Obrończyni pokrzywdzonych.

Aceria: Coś ci powiem. Nie jestem żadną altruistką. Zdradzę ci nawet, że nie obchodzi mnie wiele więcej niż czubek własnego nosa. Ale wiem jedno, że my magiczne istoty powinniśmy trzymać się razem. Naszym prawdziwym wrogiem są śmiertelnicy. Zachłanne, ludzkie kreatury, które próbują wedrzeć się tu z tą swoja technologia, żądzą władzy, pogonią za pieniądzem i przerobić naszą baśniową krainę na modłę swojego świata.

Cykor: I co? Wyruszyłaś na krucjatę przeciwko ludziom?

Aceria: Nie, raczej uciekam przed swoimi.

Cykor: Czuję, że też masz coś za uszami. Stąd twoja gadka typu – magiczne istoty wszystkich bajek łączcie się.

Aceria: Zamiast ironizować, uwolniłbyś lepiej tę biedną żabę.

Cykor: Żeby samemu wylądować w kotle?

Aceria: Oto, akurat, chyba nie musisz się kłopotać. Słyszałam komentarze twoich kumpli. Lepiej się pospieszmy, póki twoi kolesie mocno śpią.

Cykor: Po świerkowym elu nie dobudzisz ich do południa. Może jednak ty sama uwolnisz tę ropuchę.

Aceria: Ale z ciebie cykor.

Cykor: Tak mnie zwą. A ty, jak masz na imię?

Aceria: Aceria. To imię pochodzi od nazwy klonu.

Cykor: Całkiem ładnie. Jesteś pewna, że powinniśmy uwolnić tę żabę? No dobra, dobra, nie patrz tak na mnie, zaraz ją oswobodzę. Muszę się tylko zebrać w sobie.

Aceria: Już myślałam, że to tylko ja mam problemy ze sobą. Ale ty, to już koniecznie powinieneś udać się do Baby Jagi.

Cykor: A to, ki czort?

Aceria: Opowiem ci, tylko najpierw uwolnij żabę.

Cykor bardzo ostrożnie wraca do obozowiska krasnoludów. Z powodzeniem uwalnia jeńca i wspólnie idą na spotkanie Acerii.

Pafnucy: Dziękuję z całego serca za uwolnienie, panie Cykorze.

Cykor: Podziękuj, raczej, tej ślicznej panience, gdyby nie ona, na pewno, jednak skończyłbyś w kotle.

Pafnucy: Ślicznie dziękuję panno…

Aceria: Acerio. Lepiej nie gadajmy, tylko zabierajmy się jak najdalej od tego miejsca. Idziesz z nami, Cykor, czy zostajesz z koleżkami?

Cykor: A tak właściwie, gdzie się wybieracie?

Aceria: Nie wiem, jak wasz niedoszły obiad, ale ja udaję się do chatki z piernika i urzędującej tam Baby Jagi.

Pafnucy: Baba Jaga? Przecież ja też do niej idę.

Cykor: Już drugi raz słyszę o tej tajemniczej Babie Jadze. Miałaś mi o niej opowiedzieć.

Aceria: Sama niewiele wiem. Słyszałam plotki i niesprawdzone opowieści. Podobno to magiczna osoba, do której warto zwrócić się w kłopotach. Nawet nie wiem, czy tylko udziela rad, czy może stosuje jakieś zaklęcia. Może jest psychoterapeutką i praktykuje psychoanalizę?

Cykor: Zaintrygowałaś mnie. Już dawno chciałem coś ze sobą zrobić, ale brakowało mi odwagi.

Aceria: Brak odwagi i pewności siebie, to chyba pana główny problem, panie Cykorze. A pan, panie Pafnucy, po co się chce widzieć Babą Jagą?

Pafnucy: Eee…, jakby tu powiedzieć…, poznałem kilku smerfów, no i tego eee…

Cykor: Smerfojagody?

Aceria: No tak, to dobry powód, żeby szukać drogi do chatki z piernika. Widzę, że stanowimy doborową, żałosną drużynę.

Cykor: Nie powiedziałaś jeszcze, dlaczego ty chcesz się tam udać, panno Acerio.

Aceria: I nie powiem. Przynajmniej na razie. To intymna sprawa.

Pafnucy: Ruszajmy więc w drogę.

Cykor: Ruszajmy, drużyno.

koniec sceny 5
link do interludium drugiego
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!

G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Pieśni znad Tapa Tuji (dramat terapeutyczny) scena 5

#2 Post autor: skaranie boskie » 09 cze 2016, 21:05

Przeczytałem, nawet z zaciekawieniem, choć już zapewne wiesz, że nie po drodze mi z tym gatunkiem. ;)
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

ODPOWIEDZ

Wróć do „DRAMAT”