Pieśni znad Tapa Tuji (dramat terapeutyczny) scena 6

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
alchemik
Posty: 7009
Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy

Pieśni znad Tapa Tuji (dramat terapeutyczny) scena 6

#1 Post autor: alchemik » 31 maja 2016, 19:18

link do sceny piątej

scena 6


chorus

na pięknej łące wśród słoneczników
zaczarowana chatka wyrasta
dachówki chatki z słodkich pierników
ściany z lukrowanego ciasta

spotkali się na jagi progu
wampir krasnolud nimfa żaba
jakiż być może wspólny powód
jaka ich łączy wspólna sprawa

wielkiej miłości nimfa szuka
krwi nosferatu chce zaniechać
zaś po odwagę krasnal puka
od smerfnych jagód żaba ucieka


Piękna, jasna polana gdzieś w środku kniei. Na polanie stoi zaczarowana chatka z piernika.
Przed domkiem, na ławeczce siedzi zniecierpliwiony mężczyzna w czarnej pelerynie. Na oko młodzieniec w wieku lat dziewiętnastu. Mężczyzna co jakiś wstaje podchodzi do progu chatki, po czym znowu cofa się. Niekiedy chodzi w kółko, innym razem przestępuje z nogi na nogę. Za każdym razem, gdy podchodzi do drzwi podnosi rękę, jakby próbował zapukać, a jakaś niewidzialna siła powstrzymuje go. W pewnym momencie zniecierpliwiony młodzieniec próbuje nawet z całej siły kopnąć w drzwi. Niestety noga odbija się od niewidzialnej bariery, a on sam z impetem ląduje na tyłku.
Na polanę wchodzą nasi starzy znajomi; Pafnucy, Aceria i Cykor. Nieznajomy wychodzi im naprzeciw.


Ramzes: No nareszcie jakieś żywe dusze. Pozwolą państwo, ze się przedstawię.
Książę Ramzes, do usług.

Aceria: Aceria, driada klonowa. Bardzo mi miło.

Pafnucy: Pafnucy, eee.. magiczna żaba błotna.

Cykor: Cykor z Małego Ludu, krasnolud.

Aceria: A pan z jakiego rodzaju magicznych istot się wywodzi? Wygląda pan na śmiertelnika, ale czuje emanującą z pana moc.

Ramzes: Zaiste. Niemniej, jednak byłem kiedyś człowiekiem. Ponad cztery tysiące lat temu zostałem przemieniony i od tej pory egzystuję jako nosferatu. Taka egzystencja ma swoje plusy, jednakże minusy doprowadzają mnie do rozpaczy. Żeby cos poradzić na te moje problemy, dotarłem aż tutaj. Sława Baby Jagi dotarła i do mnie. Niestety sterczę pod tymi drzwiami już od wschodu słońca. Jak wiecie, żeby gdziekolwiek przekroczyć próg, nieumarli muszą być zaproszeni.

Pafnucy: To nawet nie wie pan, czy Baba Jaga jest w domu?

Cykor: Sprawdźmy to, zapukajmy.

Pafnucy: Wstrzymajcie się! Ostrzegano mnie, że biada śmiałkowi, który wtargnie do chatki poza godzinami urzędowania. Baba Jaga przyjmuje od godziny 14 do 18.

Aceria: W rzeczy samej, lepiej poczekajmy tę godzinkę. Nigdy nie wiadomo, co taka wiedźma może zrobić. A nuż zamieni w jakąś wstrętną, oślizłą żabę.
(mityguje się, spoglądając na niewyraźna minę Pafnucego)
O, przepraszam pana, panie Pafnucy. Nie miałam zamiaru urazić.

Pafnucy: Nie szkodzi, każdy ma swój ideał urody.

Ramzes: De gustibus non est disputandum.

Aceria: Widzę, że zna pan łacinę.

Ramzes: Mieszkałem przez wiele lat w starożytnym Rzymie.

Aceria: (z podziwem) Musi pan być bardzo wykształcony, książę.

Ramzes: Proszę zwracać się do mnie, Ramzi.

Aceria: Co cię tu sprowadza, Ramzi?

Ramzes: To bardzo bolesna, osobista sprawa. Wstyd mi o tym mówić. Czuje jednak, że mogę ci się zwierzyć, panienko.

Aceria: Możesz mówić po imieniu, Ramzi.

Ramzes: Aceria to piękne imię. Acer, łacińska nazwa klonu. Byłabyś więc Klonią.

Aceria: Wolę jednak, Aceria. Mów dalej, Ramzi.

Ramzes: Na początku, tuż po przemianie, kiedy stałem się powtórnie narodzonym, nie miałem specjalnych skrupułów. ani zahamowań w pogoni za ofiarami, z których wytaczałem krew. Ja byłem Wielkim Księciem Górnego Egiptu. Na skinienie miałem dowolna ilość niewolników, którzy nie byli dla mnie niczym innym, jak żywym inwentarzem, rodzajem rzeźnego bydła. Chociaż, my nieumarli, nie zabijamy bez potrzeby swoich żywicieli. Z czasem zacząłem przeżywać dylematy moralne. Jakie miałem prawo dokonywać gwałtu na innych istotach rozumnych. Niestety, nie mogłem tłumaczyć tego naturą i koniecznością.
Nieumarli mogą całkowicie obejść się bez krwi. W swoim długim życiu spotykałem nawet świętych, którzy ukrywali swoją naturę nosferatu. Prawdą jest, że większość nieumarłych daje się ponieść złudnej fali mocy, którą odczuwają wraz z komunią krwi. Ci prędzej czy później ulęgają zezwięrzęceniu i stają się potworami. Pod tym względem wcale nie różnią się od śmiertelnych ludzi. Niestety, to właśnie oni wystawiają świadectwo nam, nosferatu. Postanowiłem zerwać z dotychczasowym procederem. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać.
Musiałem się, praktycznie, poddać detoksykacji. Głód fizyczny jest już poza mną. Gorzej z psychicznym.

Aceria: Masz nadzieję, że Baba Jaga ci pomoże?

Ramzes: Czepiam się każdej możliwości, bowiem coraz mniej siebie lubię. Całe szczęście, że nie posiadam odbicia w zwierciadle, bo nie mógłbym na siebie patrzeć.

Aceria: Współczuję ci z całego serca i życzę siły do zmian. Teraz, po wysłuchaniu ciebie, moje problemy wydają się błahe. Jednak nie dają mi spokoju do tego stopnia, że na oślep uciekam przez cały kraj, zatrzymując się dopiero tutaj. Nie bardzo wierzę w sukces terapii Baby Jagi, ale tak jak ty, nie mam nic do stracenia.
My driady istniejemy po to, aby opiekować się drzewami. Nazywają nas nieraz pasterkami drzew. W naturze nimf leży jednak uwodzenie śmiertelnych mężczyzn. Gardzimy mężczyznami, a jednocześnie powodujemy, że spalają się w namiętności do nas. Za wystąpienie przeciw nimfiej naturze, moje siostry, driady klonowe, wygnały mnie ze wspólnoty klonów. Próbowałam szukać w innych wspólnotach. Wszędzie uznawana byłam za dewiantkę. A ponieważ szukałam miłości czystej, a tej nie mogłam znaleźć wśród pogardzanych przez nas mężczyzn, zwróciłam się w stronę swojej płci. Teraz jednak zaczyna mi się wydawać, że to był po prostu akt desperacji, a uczucie tego rodzaju wcale nie leży w mojej naturze. Czuję się zagubiona.

Ramzes: Myślę, że wiem, co czujesz.

Aceria: Wiesz co? To dziwne, ale pierwszy raz od dłuższego czasu czuję się wolna. Jest mi lekko na duszy i chce mi się śpiewać. I to po rozmowie z mężczyzną.

Ramzes: Pochlebiasz mi.

Aceria: Nie, Ramzi, mówię to, co czuję. My, hamadriady, jesteśmy bardzo bezpośrednie w okazywaniu uczuć. A ja czuje, ze coś miedzy nami rozkwita.

W tej chwili coś zaczyna się dziać w chatce z piernika. Słychać jakieś odgłosy. Coś jakby pianie koguta. Na próg wychodzi Baba Jaga.

Baba Jaga: Już jesteście, czekałam na was, moje gołąbeczki. Kogo my tu mamy?
Proszę bardzo; Pafnucy, Cykor, Aceria i książę Ramzes, który próbuje dobijać się do moich drzwi już od wczoraj. Szklana kula mocno zniekształca obraz, ale można was rozpoznać.

Pafnucy: Wiedziałaś, ze do ciebie idziemy?

Cykor: Jesteś w stanie nam pomóc?

Baba Jaga: Sami sobie pomożecie. Ja mogę udzielić wam tylko jednej rady.

Ramzes: Jak to jednej rady?! Wędrowałem do ciebie przez lata. Przewędrowałem kilka kontynentów, żeby teraz zostać odprawiony z kwitkiem?

Baba Jaga: Ależ nie denerwuj się, mój gołąbeczku. Nie zostaniesz odprawiony z kwitkiem. Przecież mówię, że dostaniesz radę na dalszą drogę.

Cykor: Czy to znaczy, że nie możesz nam pomóc?

Baba Jaga: Nie, to oznacza, że tylko wy możecie sobie pomóc nawzajem. To znaczy również, że od tej chwili stanowicie jedną drużynę oraz, że musicie wyruszyć razem w dalszą drogę.

Aceria: A więc to nie przypadek, że się spotkaliśmy?

Baba Jaga: Nie bądź naiwna, córeczko. W bajce nie ma przypadków.

Pafnucy: Co miały oznaczać słowa, ze musimy wyruszyć w dalszą drogę?

Baba Jaga: Dokładnie to, co powiedziałam, synku. Wyruszycie natychmiast. Drogę musicie znaleźć sami. Pójdziecie na poszukiwanie pewnego, magicznego miejsca.

Ramzes: (ironicznie) Trochę mętne jest to, co mówisz, starucho.

Baba Jaga: (śmiejąc się) I ty nie jesteś młodzieniaszkiem.
Mogę wam tylko, powiedzieć, że szukacie olbrzyma o czterech ramionach, ptaka o czterech skrzydłach i góry o czterech wiatrach.

Ramzes: No, teraz, to już wszystko jest całkiem jasne.

Aceria: Posłuchajmy jej. W bajkach wszystkie dobre rady brzmią mgliście. Im lepsza jest rada, tym bardziej tajemniczo brzmi.

Pafnucy: (również z ironią) No to musi być, w takim razie, jedyna właściwa rada, bo ja nic z tego nie kumkam. A jak znajdziemy tego słonia o czterech trąbach?

Baba Jaga: Pójdziecie tam, skąd wieje wiatr. Jeżeli wiatr zmieni kierunek, to i wy zmienicie ścieżkę.

Cykor: Mamy iść tam, skąd wieje wiatr? A niech to cholera! Przez całe życie wiatr w oczy.

Baba Jaga: Musicie wyruszyć natychmiast. Ja już muszę was opuścić.

Baba Jaga znika w swojej chatce z piernika. Drużyna, po krótkim wahaniu, zbiera się w drogę.

koniec sceny 6
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!

G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl

ODPOWIEDZ

Wróć do „DRAMAT”