"Wirtualny szczur" cz.8 - Na posterunku

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

"Wirtualny szczur" cz.8 - Na posterunku

#1 Post autor: Alicja Jonasz » 17 kwie 2016, 20:09

do początku
w poprzednim odcinku
- A więc mówi pan, że to pomyłka? - zapytał posterunkowy Gniewosz, rysując krzyżyk na papierze. - Ciekawe... Przez przypadek wybiegł pan nago na ulicę, przez przypadek rzucił w aspiranta Gawlika dwoma pięciolitrowymi butlami wody mineralnej?
- Tak, to wszystko przypadek! - odpowiedział Rysiek. - Dziwny zbieg okoliczności!
- I przez ten, cytuję, dziwny zbieg okoliczności jedna z mieszkanek osiedla była przez pana nagabywana? - Dociekał Gniewosz, bawiąc się ołówkiem.
- Oooo, wypraszam sobie! Na pewno nie przeze mnie! Przypadek sprawił, że...
- Nie za dużo tych przypadków, panie Kowalik, co? - przerwał mu policjant, kreśląc na kartce kolejne bohomazy. - A do tego jeszcze ta absurdalna historia ze szczurem i brakiem wody!
- Panie władzo! - zawołał błagalnie Rychu. - Przysięgam na życie własnej matki, wszystko, co powiedziałem, to prawda! Jestem uczciwym obywatelem! Może pan sprawdzić, mam czystą kartotekę! Nigdy nie byłem karany!
- Chciałbym panu wierzyć, ale... - Posterunkowy uderzył nagle ołówkiem w blat stolika, łamiąc rysik. - Panie Kowalik, sprawdziliśmy wszystko! W pana domu nie ma ani jednego żywego szczura, a co mówić martwego w szufladzie z bielizną. Sprawdziliśmy dom od strychu po piwnicę. Wszystko działa jak należy, włącznie z instalacją wodno-kanalizacyjną! Dokonaliśmy za to niezwykłego odkrycia w pańskim ogrodzie...
- Tak? - wykrztusił Rychu, z lękiem przyglądając się twarzy policjanta.
Czuł, że za chwilę nastąpi jakiś kolejny kataklizm. Nie wiedzieć czemu, prześladował go ostatnio pech. Tym razem nie mogło być inaczej. Intuicja podpowiadała mu, że wdepnął w niezłe gówno. Pytanie brzmiało, dlaczego jemu przypisują autorstwo tego smrodu?
- W ogrodnictwo się bawimy, tak? - ciągnął Gniewosz, nie kryjąc ironii. - Muszę przyznać, że wyhodował pan dosyć dorodne okazy! A ta skrytka w krzakach malin, hm... Sam lepiej bym tego nie wymyślił!
- Może mi pan wreszcie powiedzieć, o co chodzi? - przerwał mu zdezorientowany Rysiek. - Co takiego znaleźliście w moim ogrodzie?
Posterunkowy milczał. Zdawał się nie dostrzegać aresztanta. Obejrzawszy dokładnie ołówek, skrzywił się.
- Kowalik - rzekł wreszcie - i po co to aktorstwo? Ja doskonale się znam na takich ptaszkach jak pan! Niewiniątko! A teraz mówić mi tu, czy te konopie indyjskie to na własny użytek, czy na handel?!
- Kurwa, jakie konopie?! - Nie wytrzymał Rysiek. - Tego już za wiele! W co chcecie mnie wrobić? To jakiś koszmar!
Na ospowatej twarzy Gniewosza malował się stoicki spokój.
- Trzy lata... Okrąglutkie trzy lata za kratami, chyba że zechce pan z nami współpracować - szepnął beznamiętnie.
Nie wróżyło to niczego dobrego. Siedzieli w niewielkim, dusznym pokoju na posterunku. Rysiek ocierał chustką pot z czoła. Niemiłosiernie chciało mu się pić. Oblizywał co chwilę spierzchnięte usta, próbując ogarnąć rozumem słowa posterunkowego. Konopie? Skąd do jasnej cholery konopie w jego ogrodzie? Maliny? Owszem, maliny rosły, ale od dawna do nich nie zaglądał, rozpleniły się, zdziczały. Czasami widział w nich dzieciaki z sąsiedztwa... Może te bachory tak go urządziły?
- I co, panie Kowalik... Współpracujemy? - Usłyszał pytanie.
- Nic nie wiem o konopiach - bąknął, czując ogarniającą go niemoc. - Nie zasadziłem ich w ogrodzie. To pomyłka jak wszystko inne...
Nagle głos mu się załamał.
- Ech - westchnął głęboko i umilkł.
Co tu było mówić więcej, kiedy czuł, że byle słowem z tego się nie wykaraska. Wygląda na to, że wszystkie złe moce sprzysięgły się przeciwko niemu. Zresztą, te dobre też nigdy nie były po jego stronie. Omijały Rycha, jakby był trędowaty. Odkąd pamięta, każdy drobiazg wymykał mu się z rąk, przelatywał obok nosa niczym zapowiedź wygranej. Sukces jednak nigdy nie nadchodził. Szczęście nie chciało się do niego uśmiechnąć ani razu. Dziewczyna, w której podkochiwał się na studiach, wyszła za mąż za jego najlepszego kumpla, przy czym sam ich ze sobą poznał. Rodzice zapisali mu w spadku, zamiast pięknej willi w centrum, starą, zagrzybioną chałupę na przedmieściu, same z nią kłopoty, ciągle musi do rudery dokładać, a i tak sypie się, jakby wybudowano ją z samego piasku. Pazerna siostrunia zagarnęła działkę i nowiutkiego volkswagena, jemu zaś wściubiła rozklekotanego poloneza i parę groszy rekompensaty. I tak całe życie. Ciągle tylko tracił, zyskiwali zaś inni. Nienawidził tych cholernych burżujów. Nic nie robią, a los jest dla nich zawsze łaskawy, podsuwa pod wypasione ryje samo ptasie mleczko, a jemu figę z makiem. Jakaż to sprawiedliwość na tym świecie?
- Panie Kowalik! - Gruby głos Gniewosza przerwał mu gorzkie wspomnienia. - Z kogo chcesz pan zrobić głupka, co?
W robocie też nie najlepiej. Tutaj jego dumne, męskie ego cierpiało najbardziej. Posada ciecia albo jak kto woli portiera w elektrowni, na jedno wychodzi, nie była szczytem Ryśkowych ambicji, zawsze chciał więcej, w końcu dyplom magistra polonistyki to nie byle co, przydałoby się jakieś intratne miejsce przynajmniej w gminnym urzędzie, a tu taki wstyd, długie godziny spędzone w nieogrzewanej budce przy bramie wejściowej. Pies z kulawą nogą nie zwraca na niego uwagi. Cholerni burżuje, pomyślał, przyglądając się zadbanym dłoniom policjanta. Duszno na tym posterunku. Okno by otwarli albo jakiś wentylatorek elektryczny postawili. Tu nie ruskie kazamaty, żeby tak uczciwym człowiekiem pomiatać. Co za czasy... Tyłek klei się do krzesła. Ani grama powietrza.
- Byli tacy, co próbowali, ale... - ciągnął Gniewosz, lekko pochyliwszy się w kierunku aresztanta. Pachniał miętówkami jak świętej pamięci ciotka Leokadia, z którą Rychu pomieszkiwał w dzieciństwie, gdy matka poszła w tango z jakimś Bułgarem. Stara w kieszeni podomki nosiła zawsze miętowe landrynki. Ilekroć kończyła ssać jednego cukierka, sięgała po następny i tak aż do śmierci.
- No co ja będę tu panu opowiadał, źle skończyli! - Posterunkowy wyprostował się za biurkiem i kiwnąwszy na aspiranta Gawlika, który stał za oszklonymi drzwiami, dodał: - I pan podzielisz ich los, jeśli nie oduczysz się kombinowania.
w następnym odcinku
Ostatnio zmieniony 27 maja 2016, 21:25 przez Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 2 razy.
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
barteczekm
Posty: 478
Rejestracja: 08 kwie 2016, 22:55
Kontakt:

Re: "Wirtualny szczur" cz.8 - Na posterunku

#2 Post autor: barteczekm » 02 maja 2016, 13:07

"Powrót na wrzosowisko" zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu, bo przypadł całkowicie. Ten tekst jest też dobry choć bardziej surowy i szorstki. Co nie oznacza, że zły. Zawsze jest trudno oceniać dwa teksty autora czytając je równorzędnie. Są zdecydowanie inne i tu tylko należy podziwiać, że można pisać dwa różne teksty prozatorskie w jednym czasie plus do tego bajki.

Dialogi dobrze komponują się z opisem sytuacyjnym. Bez zarzutu technika. Pozdrawiam. Bartek
" a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę"

Z. Herbert

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: "Wirtualny szczur" cz.8 - Na posterunku

#3 Post autor: Alicja Jonasz » 02 maja 2016, 19:09

Dziękuję za komentarz:) Mam zasadę, że codziennie piszę fragment tekstu, te, które tutaj zamieszczam, to tylko szkice. Zdaję sobie sprawę, że trzeba je dopracować:)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

ODPOWIEDZ

Wróć do „Wirtualny szczur”