od początku
w poprzednim odcinku
Szosa wiła się wśród sadów. Alicja patrzyła z podziwem na młode drzewka stojące w równych rzędach. Są takie silne, pomyślała, a gdy Wojtek dla odpoczynku zaparkował auto w przydrożnej zatoczce, bez słowa ruszyła na spacer. Patrzył, jak szczupła sylwetka żony zanurza się w soczystą zieleń sadu i nie mógł opanować wzruszenia. Ubrana w letnią sukienkę w kwiaty przypominała mityczną nimfę. Szła powoli wśród drzew, a jej długie kasztanowe włosy falowały na wietrze. Uwielbiał zanurzać palce w tę gęstwinę loków pachnących zawsze o tej porze roku brzoskwinią. Byli razem od czterech lat, a on nadal nie mógł uwierzyć, że ta śliczna dziewczyna jest jego żoną. Kiedy doszła do końca sadu, miał nadzieję, że odwróci się, pomacha ręką, zawoła albo po prostu wróci tą samą drogą. Nie obejrzała się jednak ani razu. Wsłuchana w śpiew ptaków skręciła w bok. Ranek był piękny. Rześkie wilgotne powietrze chłodziło rozgrzaną skórę. Ciekawe, czy są szczęśliwe, zastanawiała się, dotykając gałęzi jabłoni obciążonych owocami. Niemalże czuła, jak pod szorstką, popękaną korą tętni życie. Nachyliła najbliższą gałąź i zaczęła wdychać zapach zielonych jabłek. Pachniały świeżością, z jaką Alicja od dawna nie miała do czynienia. Ostatnio dużo czasu spędzała w pracy. Nawał roboty sprawiał, że przesiadywała w firmie do późna. Sterta opasłych segregatorów nigdy nie malała, a szefowa ciągle przyjmowała nowe zlecenia. Na wzmiankę o urlopie kobieta krzywiła się i zbywała Alicję milczeniem. Sama nigdy nie brała wolnego, nic więc dziwnego, że podobnej dyspozycyjności oczekiwała od pracowników. Alicja siedziała przez kilka godzin przy małym biurku wciśniętym w kąt pomieszczenia, w którym stęchłe powietrze odbierało zdolność jasnego myślenia, a smród tanich detergentów wywoływał mdłości. Aromat kawy, dawniej uwielbiany, drażnił. Była skrupulatną pracownicą. Znosiła wszystko cierpliwie, choć były takie momenty, kiedy miała ochotę uciec z biura i już nigdy nie wrócić. Zamknęła oczy, pozwalając, by zapach świeżych owoców przeniknął do wnętrza, nasycił krew, wraz z ożywczym tchnieniem popłynął do serca. Oddychała głęboko i czuła, jak z każdą sekundą jej ciało zmienia się. Powiał silniejszy wiatr. Alicja zadrżała i zasłoniła twarz dłońmi, chroniąc oczy przed deszczem suchych, drobnych gałązek. Kiedy opuściła ręce, zobaczyła mężczyznę stojącego między drzewami. Pojawił się nagle i był tak szkaradny, że dziewczyna w pierwszym odruchu chciała uciekać. Nogi odmówiły jednak posłuszeństwa, przez chwilę stała w miejscu, czując wzbierające przerażenie. Przybysz miał na głowie duży słomkowy kapelusz, w niektórych miejscach dziurawy i postrzępiony. Z obu stron sterczały posklejane, sztywne strąki przypominające bardziej siano niż ludzkie włosy. Chuda pomarszczona twarz tonęła w cieniu. Alicja widziała tylko sine wargi, między którymi czerniły się zęby. Głowa osadzona na długiej szyi pokrytej żółtą, niemalże papierową skórą, sprawiała wrażenie martwej. Jedynie zapadła klatka piersiowa unosiła się nieznacznie i ciężko opadała. Z upiornych ust ze świstem wydobywało się powietrze, ciche, nieludzkie charczenie.
- Alissss... Alissss... - usłyszała szept.
Znała to zdrobnienie. Tylko jedna osoba tak się do niej zwracała. Ojciec od dawna nie żył, to nie mógł być on, dziwaczna postać w niczym go nie przypominała. Alicja, słysząc swoje imię w szkaradnych ustach nieznajomego, przeraźliwie krzyknęła i zaczęła biec na oślep. Gałęzie uderzały ją w twarz, pokrzywy parzyły w nogi, stopy tonęły w grząskiej ziemi. Kiedy upadła, potykając się o pędy jakiegoś zielska, podkurczyła nogi i osłoniła rękami głowę. Słyszała szybko zbliżające się kroki. Wkrótce ją dopadnie. Nie miała żadnych szans. Udało jej się przecież przebiec zaledwie kilka metrów.
- Kochanie, co się stało? - zawołał zaniepokojony Wojtek, podbiegł do leżącej żony i pomógł jej wstać. - Co się stało? Cała drżysz! Mój Boże, co cię tak przestraszyło?
- Tam... - wskazała ręką w stronę, skąd przybiegła. - Jakiś dziwny człowiek...
- Nikogo tam nie ma! Przecież właśnie stamtąd przyszedłem! Nikogo oprócz stracha na wróble... - przekonywał, głaszcząc ją czule po policzku. - Przestraszyłaś się stracha na wróble? Chodź, pokażę ci...
- Nie, jedźmy już... - odpowiedziała.
w następnym odcinku
"Świerszcz w trawie" cz. 3 - "W sadzie"
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- Alicja Jonasz
- Posty: 1044
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
- Płeć:
"Świerszcz w trawie" cz. 3 - "W sadzie"
Ostatnio zmieniony 19 gru 2016, 16:22 przez Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 3 razy.
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- Gorgiasz
- Moderator
- Posty: 1608
- Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51
Re: "Świerszcz w trawie" cz. 3 - "W sadzie"
Kolejne epizody - choć wszystko poprawnie - to jednak brakuje synchronizacji i związku między nimi. Nie układa się to w całość, pomimo oczywistego, przewodniego motywu. Na razie - oczywiście.
Napisałbym: Jedynie zapadła klatka piersiowa unosiła się nieznacznie i ciężko opadała.Jedynie zapadła klatka piersiowa unosiła się nieznacznie i opadała ciężko.
Napisałbym: Gałęzie uderzały w twarz, pokrzywy parzyły w nogi, stopy tonęły w grząskiej ziemi.Gałęzie trącały ją w twarz, pokrzywy parzyły w nogi, stopy tonęły w grząskiej ziemi.
Uwzględniając okoliczności, napisałbym: ...podbiegł do leżącej żony...- Kochanie, co się stało? - zawołał zaniepokojony Wojtek, podszedł do leżącej żony i pomógł jej wstać.
Re: "Świerszcz w trawie" cz. 3 - "W sadzie"
Odbieram to jako opowiadanie o osobie cierpiącej na psychozę. Pewne widoki i dźwięki automatycznie wywołują w niej halucynacje, ożywające przemieszane, czasem zniekształcone, strzępy wspomnień, urywki skojarzeniowo-myślowe, "materializujące" się strachy i obawy, połączone bardzo luźnym lub wręcz brakiem ciągu przyczynowo-skutkowego, co jest osiowym objawem schizofrenii.
Ciężkie jest życie chorego, bo nieleczony "odlatuje" on w pewnych, (przypadkowych) momentach, można sprowadzić go na ziemie odpowiednimi lekarstwami, ale bywają i pewne postacie choroby oporne na leki.
Mimo wszystko, przydałoby się te wszystkie majaki bohaterki połączyć czymś wspólnym, bo w tym momencie to jest książkowy wręcz obrazek schizofrenicznego umysłu.
Podobają mi się opisy przyrody - bardzo piękne.
Pozdrawiam
Ciężkie jest życie chorego, bo nieleczony "odlatuje" on w pewnych, (przypadkowych) momentach, można sprowadzić go na ziemie odpowiednimi lekarstwami, ale bywają i pewne postacie choroby oporne na leki.
Mimo wszystko, przydałoby się te wszystkie majaki bohaterki połączyć czymś wspólnym, bo w tym momencie to jest książkowy wręcz obrazek schizofrenicznego umysłu.
Podobają mi się opisy przyrody - bardzo piękne.
Pozdrawiam
- Alicja Jonasz
- Posty: 1044
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
- Płeć:
Re: "Świerszcz w trawie" cz. 3 - "W sadzie"
Dziękuję za opinie, rady:) Piszę już 19 fragment tej opowieści i nadal nie wiem, w którą stronę popchnąć moją bohaterkę. Dobrze, że dostrzegacie plusy i minusy mojego pisania. Plusy to dla mnie sygnał, że powinnam pracować dalej, a minus, hm... że powinnam pracować dalej:) Pozdrawiam serdecznie
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: "Świerszcz w trawie" cz. 3 - "W sadzie"
Pracuj tedy dalej, Alicjo.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl