"Świerszcz w trawie" cz. 19 - "Na tropie"

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

"Świerszcz w trawie" cz. 19 - "Na tropie"

#1 Post autor: Alicja Jonasz » 10 gru 2015, 20:07

do początku
w poprzednim odcinku
- Co łączy te zdarzenia, Burasie? - szepnęła, przyglądając się, jak kocur łapczywie pochłania kolejną porcję karmy.
Nad sprawą zaginionych dziewczyn pracuje już szósty miesiąc. Przez ten czas żadnych rewelacji, niestety, całkowity zastój w śledztwie. Te wszystkie kobiety jakby zapadły się pod ziemię, nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Brak świadków. Sprawdziła każdy trop, każdy zaprowadził donikąd, ślepa uliczka. Pani inspektor Grażyna błądzi w gąszczu domysłów, fałszywych tropów, gównianych poszlak, z których nic nie wynika, oprócz narastającej frustracji, częstych pogadanek w gabinecie szefa i kolejnych ofiar. Tak, kobiety ciągle giną, a ona nie ma pojęcia, z czym ma do czynienia. Młode, długowłose, piękne. Oskarżenia o brak profesjonalizmu i groźby odsunięcia od sprawy to chleb powszedni, sadystyczny sposób zachęcania do efektywnego działania. Nie ma nic, zupełnie nic, żadnego punktu zaczepienia, nawet pewności, że te sprawy coś łączy.
- Już zżarłeś, Burasie? - rzuciła z wyrzutem z stronę kota wylizującego miskę. - A co na kolację? Wizyta w markecie?
Buras oblizał się i mrucząc, ruszył w głąb mieszkania, najwidoczniej w poszukiwaniu przytulnego zakątka do leniuchowania. Znała go aż za dobrze. Kocur ułoży się wygodnie na fotelu, dokładnie wyliże sierść i zaśnie. Pora na poobiednią sjestę, pomyślała pani inspektor, zdejmując obcisły golf, potem zsunęła spodnie i majtki. Lubiła odpoczywać nago. Wyjęła z lodówki kefir i popijając małymi łykami, zaczęła przeglądać leżące na stole zdjęcia. Wszystkie przedstawiały młode kobiety, które zaginęły w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Nasuwał się jeden trop, handel żywym towarem do burdeli na zachodzie. Od początku czuła, że nie tędy droga, ale trzeba było wszystko dokładnie sprawdzić, zlustrować środowiska przestępcze, postraszyć, namieszać w nadziei, że ktoś wreszcie puści parę. Potem pojawił się trup dziewczyny z plaży i zagadka jej włosów. Zanim morderca udusił kobietę i zwłoki rzucił do morza, obciął jej włosy. Ofiara była torturowana i głodzona. Innych ciał nie znaleziono. Pojawiły się wątpliwości co do tego, czy ta sprawa ma jakiś związek z prowadzonym śledztwem. To nie ma sensu, pomyślała i z rezygnacją rzuciła zdjęcie na stół. Powinna się położyć. Ostatnio nie spała najlepiej. Dzwonek telefonu przerwał rozmyślania. O tej porze może to być tylko jedna osoba, szef. Tak często dzwonił w najmniej spodziewanych momentach, że po pewnym czasie zaczęła go wyczuwać jak myśliwski ogar zwierzynę. I tym razem nie pomyliła się. W słuchawce zabrzmiał znajomy baryton:
- Pani Grażynko, mamy sukinsyna!
Widząc na wyświetlaczu jedną kreskę baterii, szybko wstała, podeszła do regału kuchennego i wyciągnęła z szuflady ładowarkę.
- Słucham? - zapytała, nie będąc pewna, czy dobrze usłyszała.
- Mamy sukinsyna! Przyjeżdżaj, dziewczyno... - ostatni wyraz wycedził przez zęby.
- Szefie... - zaczęła niepewnie. - Nie jestem pewna, czy myślimy o tym samym...
- Dziewczyno, nie gadaj tyle! - przerwał jej bez pardonu. - Jak najszybciej wsiadaj do samochodu i przyjeżdżaj za miasto do chałupy Kowala, tego malarza.
Wiedziała, o kim mowa. Kowal... Dla wielu wzięty artysta, a dla niej odrażający typek i pozorant. Zetknęła się z nim kilka miesięcy temu. W miejscu, w którym ostatni raz widziano jedną z zaginionych kobiet, odnaleziono odciśnięte w piasku opony wózka inwalidzkiego. Musiała sprawdzić wszystkich inwalidów w okolicy. Kowala pamięta doskonale, jego małe złe oczka osadzone blisko siebie i ohydny uśmiech odsłaniający rząd przeżartych próchnicą zębów. Wyglądał niepozornie, jednocześnie emanował złowróżbnym przenikliwym chłodem, od którego cierpła skóra. Opony jego wózka miały inny protektor niż ślady znalezione na miejscu uprowadzenia.
- Już jadę, szefie! - odpowiedziała, rozglądając się za garderobą. - Powinnam być za pół godziny.
Szybko wsunęła majtki, potem dżinsy, t-shirt, związała włosy w kitkę i zawiesiła na szyi etui z czarnej naturalnej skóry z legitymacją i odznaką policyjną. Kaburę z pistoletem przypięła do pasa. Wszystko robiła automatycznie, każdy ruch miała już opracowany. Przez chwilę szukała kluczyki do garbusa. Zawsze ginęły w takich momentach.
- Burasie, nie czekaj na mnie z kolacją! - zawołała w stronę sypialni, gdzie zwykł rozwalać się na fotelu ukochany pers.
Właśnie tak o nim mówiła w pracy. "Ukochany pers" wszedł do jej codziennego słownika, wzbudzając uśmieszki na twarzach kolegów. Kocur zamiast męża, żartowali, a ona zbywała ich milczeniem. Życie bez faceta u boku miało mnóstwo zalet. Nie należała do kobiet, które samotność traktują jako przekleństwo bądź przeznaczenie, po prostu nie spotkała do tej pory nikogo, z kim chciała być dłużej niż jedną noc. Dotychczasowe związki z mężczyznami kończyły się wraz ze wschodem słońca. Definitywnym ich kresem były słowa: "Nie dzwoń więcej".
Gdy zakładała buty, przybiegł Buras. Zamiauczał, zrobił koci grzbiet i otarł się leniwie o jej nogi. Rozumiała ten rodzaj łaszenia się. Oczywiście, chodziło o żarcie.
- Pamiętam o karmie, lizusie... pamiętam - szepnęła, głaszcząc delikatne futro ulubieńca. - Najpierw robota, potem zakupy.
Kiedy zamykała drzwi, zadźwięczała komórka. Znowu szef? Tym razem nie podejrzewała go o kolejny telefon. Bywał upierdliwy i potrafił dzwonić po kilka razy dziennie. Czasem wisiał na słuchawce tak długo, aż w końcu odebrała, ale teraz był zajęty. Węszył w terenie, a wtedy nie tracił czasu na zbędne pogaduszki.
- Hallo? - zapytała, przykładając do ucha aparat. - Aaa to pani, Stefo! Nie bardzo mogę teraz rozmawiać. No tak... służba! Ale oddzwonię do pani...
Stefę pamięta z dzieciństwa. W czasach, kiedy rodzicom kiepsko się wiodło, dyrektorowa pomagała jak tylko mogła. W tajemnicy przed mężem przynosiła im paczki żywnościowe, pudło pełne mąki, makaronu i słonego masła. Dla małej Grażyny zawsze miała lizaka i butelkę oranżady. Przypominała dobrą wróżkę, która bezinteresownie obdarowuje ludzi. Potem, jakimś cudem, ubłagawszy zapewne męża, załatwiła ojcu pracę w miejskim ośrodku kultury. Były nauczyciel gry na fortepianie z dnia na dzień stał się cieciem. Co prawda jako nocny stróż nie zarabiał wiele, ale starczało na skromne życie. Mając za sobą przeszłość polityczną, nie mógł liczyć na lepszą posadę. Nigdy nie zastanawiała się nad motywami postępowania Stefy, po prostu dobra wróżka pojawiała się zawsze, ilekroć była potrzebna. "Kryształowa kobieta", mawiał ojciec, gdy dyrektorowa zgrzana, z wypiekami na zawsze bladej twarzy, pojawiała się w drzwiach ich skromnego mieszkania. Nic dziwnego, że odwiedzał ją przynajmniej raz w tygodniu. Siadały wtedy w wygodnych skórzanych fotelach, Stefa podawała kawę i maślane ciasteczka, a ojciec zaczynał grać na dużym fortepianie stojącym w salonie. Był to rodzaj podziękowania wróżce za dary. Grażynka nigdy nie mówiła matce o wizytach ojca u Stefy. To była ich tajemnica. Nie wiadomo z jakiego powodu co tygodniowe spotkania urwały się nagle, a ojciec, ilekroć córka napomknęła o dobrej wróżce, wpadał w gniew. Dyrektorowa nie pojawiła się już ani razu w ich domu, a dziewczynka powoli o niej zapomniała. Jakież było jej zdziwienie, gdy po wielu latach Stefa ni z tego, ni z owego zadzwoniła na komisariat z prośbą, że chce rozmawiać z inspektor Wierzbicką.
- Grażynko, pomóż mi odnaleźć moje córki - oznajmiła z nutą błagania w głosie.
w następnym odcinku
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: "Świerszcz w trawie" cz. 19 - "Na tropie"

#2 Post autor: skaranie boskie » 27 lut 2016, 21:45

Alicja Jonasz pisze:co tygodniowe
Łacznie, cotygodniowe.
Wciągasz, Alicjo, fabułą, pomimo, iż nie zachwycają mnie kryminały.
Pojawiła się nowa bohaterka i odniesienia do przeszłości. Jest dobrze.
Niebawem pojawię się pod ciągiem dalszym.
:kwiat: :kwiat: :kwiat:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: "Świerszcz w trawie" cz. 19 - "Na tropie"

#3 Post autor: Alicja Jonasz » 28 lut 2016, 9:41

skaranie, dziękuję Ci za te opinie; piszę dalej, na razie nie publikuję, ale piszę... w dalszych częściach więcej nawiązań do przeszłości, mniej makabry...
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

ODPOWIEDZ

Wróć do „Świerszcz w trawie”