"Świerszcz w trawie" cz. 20 - "Małżeństwo"
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- Alicja Jonasz
- Posty: 1044
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
- Płeć:
"Świerszcz w trawie" cz. 20 - "Małżeństwo"
do początku
w poprzednim odcinku
Napisała: "Nie przyjeżdżaj. Wszystko dobrze. Muszę tylko załatwić kilka spraw". On jednak drążył temat. Całkiem niepotrzebnie, bo tylko ją tym rozdrażniał i zmuszał do kłamstwa. "Rozglądam się za inną pracą. Nie ma sensu, żebyś brał urlop i był tutaj ze mną, kiedy liczy się każdy grosz. Nie stać nas na to...", odpisała, gdy nalegał na spotkanie. Tak naprawdę pieniądze nigdy ją nie obchodziły. Nie chodziło o kasę ani o nową pracę. Obydwoje zarabiali wystarczająco dużo, by pozwolić sobie na dość wygodne życie, a praca, choć wyczerpująca, była jedną z lepszych. Pragnęła być po prostu sama, bez tej jego udawanej czułości. Potrzebowała tego równie mocno jak powietrza do oddychania. Kilka minut wcześniej Weronika odzyskała przytomność. Lekarze uspokajali, policjanci krążyli jak natrętne muchy między szpitalem a komisariatem, pani Jadwiga tkwiła zaś przy łóżku córki, nie dając się namówić na chwilę odpoczynku. Letarg, w który zapadła Weronika zaraz po przywiezieniu do szpitala, niepokoił. Patrząc na skatowane, wycieńczone ciało, miało się wrażenie, że dziewczyna nie przeżyje kolejnej godziny. Kiedy wybudziła się, była skrajnie wyczerpana. Powtarzała bezsensu jedno słowo "kryjówka". Trauma, którą przeżyła, zapewne wryje się w jej duszę na zawsze i Bóg raczy wiedzieć, kiedy i w jakiej postaci odezwie się na nowo. Rozległ się kolejny dzwonek smsa. "Zrobię, jak chcesz, ale uważaj na siebie, kochanie, zwłaszcza teraz", przeczytała wiadomość. A więc już wiedział o ciąży! Musiał grzebać w papierach, znaleźć wyniki ostatnich badań, zdjęcie usg i adres lekarza. Po wizycie wszystko włożyła przecież w książeczkę zdrowia, a potem najzwyczajniej na świecie zapomniała o lepszej skrytce. Właściwie to dobrze się stało, że Wojtek już wie. Teraz musi mu tylko powiedzieć o swoich planach. Zamierza urodzić to dziecko, wychowa je jednak sama. Wcześniej, zanim dowiedziała się o zdradzie męża, ilekroć zetknęła się z matkami samotnie wychowującymi dzieci, współczuła im i nie dopuszczała nawet myśli, że mogłaby być jedną z nich. Wiele się jednak zmieniło w ciągu minionych tygodni. Zdrada Wojtka, jego kłamstwa, wstrętne tchórzostwo budziły w niej obrzydzenie. Nie potrafiła mu wybaczyć. Nagle wszystko wróciło. Pamięta każdy szczegół tamtego wieczoru, a szczególnie moment, kiedy po przejrzeniu kilku opasłych segregatorów, postanowiła odpocząć. Oparła łokcie na blacie biurka, zamknęła oczy i przysłoniła je dłońmi uformowanymi w miseczki. Robiła tak zawsze, zazwyczaj ulga przychodziła po kilku minutach. Tym razem było inaczej. Starała się o niczym nie myśleć. Kiedy znów otwarła oczy, otaczały ją ciemności. Nie była w stanie niczego dostrzec, słyszała za to wyraźnie głośne rozmowy, wybuchy śmiechu, muzykę, brzęczenie kieliszków. Znów to samo uczucie, najpierw zdziwienie, niepewność, potem bolesne ukłucie w mostku, duszności i strach. Uciekaj, pomyślała, próbując powstrzymać drżenie rąk. Stała jednak w miejscu jak skamieniała. Odgłosy biesiadujących ludzi zdawały się osaczać ją ze wszystkich stron. Kolejny sen? Złudzenie? Oszustwo? I tym razem nie umiała tego powstrzymać. Wszystko działo się niezależnie od niej, gdzieś głęboko w umyśle, a może przychodziło z zewnątrz. Musiała ulec, choć oddałaby wiele, by uwolnić się od tego dziwnego, wykraczającego poza zmysłowe poznanie, stanu, przynajmniej zrozumieć go. Wizje z pogranicza snu i jawy. Pamięta moment, kiedy nastąpiła nagła zmiana. Rozmowy zaczęły oddalać się, powoli milkły, ciemność ustępowała... Wrażenie jakby ktoś ściszał głos w telewizorze, a rozjaśniał stopniowo obraz. I wtedy zobaczyła Wojtka. Wyłonił się z mroku całkiem nagi. Był odwrócony tyłem, ale poznała go od razu po tatuażu w kształcie sokoła na lewej łopatce. Kobieta, leżąca na stole, uśmiechała się do niego, wyciągając lubieżnie język, on zaś stał między jej szeroko rozłożonymi nogami przywiązanymi do wystających ze ściany uchwytów i masturbował się. Teraz mogła widzieć jego twarz, zniekształconą pożądaniem, czerwoną z wysiłku. Oczy pełne dzikiej żądzy błyszczały w półmroku, gdy pochylił się i brutalnie chwycił dziwkę za piersi. Odór potu, alkoholu i dymu papierosowego drażnił nozdrza. Nagle pokój zawirował. Poczuła skurcze w żołądku. Wstrząsnęła nią fala wymiotów, po chwili kolejna, znacznie silniejsza. Pociemniało jej w oczach. Wyczerpana osunęła się na podłogę, a gdy znów odzyskała świadomość, ujrzała groszkowe ściany swojego gabinetu. Nie mogła zasnąć. Leżała w łóżku, rozmyślając. Czuła się zdradzona, oszukana i upokorzona. Wmawiała sobie, że uległa złudzeniu, wtedy uspokajała się i zamykała oczy, by za chwilę od nowa roztrząsać treść sennych wizji. Nad ranem wrócił Wojtek. Gdy go zobaczyła, nie miała już wątpliwości. Pamięta jego poszarzałą ze zmęczenia twarz i kłamstwa.
- To była ciężka zmiana, awaria maszyny, a potem dziki pęd, żeby wyrobić normę - powiedział jakimś suchym drewnianym głosem.
Milczała, a on stał na środku pokoju z opuszczonymi wzdłuż ciała rękami i patrzył na nią bezradnie. Wyrzuty sumienia? Nie, na pewno nie. Myślami musiał być daleko, może przy tamtej kobiecie. To nie był już ten sam człowiek, z którym jeszcze rano pragnęła spędzić resztę życia, wychować dziecko... Tamten odszedł. Wyobraziła sobie, że umarł. Wieczorem wyszedł do pracy i już nie wrócił. Wszyscy, których kochała, odeszli, najpierw babcia, dziadek, potem ojciec, a teraz on. Nie umiała ich zatrzymać. Mężczyzna, który stał przed nią, był obcy. Może wyglądał jak Wojtek, ale każde jego spojrzenie napawało ją wstrętem. Odsuwała się, ilekroć później chciał ją dotknąć.
- Moje dziecko, powinnaś do niej pójść... - usłyszała głos pani Jadwigi. - Ona powtarza twoje imię.
Kobieta była zmęczona, przybita i przerażona tym, co się stało w lesie na wzgórzu. Na szczęście nie wiedziała wszystkiego. Policja zaoszczędziła jej drastycznych opisów. Wyczerpana z trudem usiadła na jednym ze stojących pod ścianą krzeseł, przymknęła oczy i zaczęła przesuwać w palcach paciorki sandałowego różańca. Modliła się, nie zwracając uwagi na przechodzących korytarzem ludzi.
w następnym odcinku
w poprzednim odcinku
Napisała: "Nie przyjeżdżaj. Wszystko dobrze. Muszę tylko załatwić kilka spraw". On jednak drążył temat. Całkiem niepotrzebnie, bo tylko ją tym rozdrażniał i zmuszał do kłamstwa. "Rozglądam się za inną pracą. Nie ma sensu, żebyś brał urlop i był tutaj ze mną, kiedy liczy się każdy grosz. Nie stać nas na to...", odpisała, gdy nalegał na spotkanie. Tak naprawdę pieniądze nigdy ją nie obchodziły. Nie chodziło o kasę ani o nową pracę. Obydwoje zarabiali wystarczająco dużo, by pozwolić sobie na dość wygodne życie, a praca, choć wyczerpująca, była jedną z lepszych. Pragnęła być po prostu sama, bez tej jego udawanej czułości. Potrzebowała tego równie mocno jak powietrza do oddychania. Kilka minut wcześniej Weronika odzyskała przytomność. Lekarze uspokajali, policjanci krążyli jak natrętne muchy między szpitalem a komisariatem, pani Jadwiga tkwiła zaś przy łóżku córki, nie dając się namówić na chwilę odpoczynku. Letarg, w który zapadła Weronika zaraz po przywiezieniu do szpitala, niepokoił. Patrząc na skatowane, wycieńczone ciało, miało się wrażenie, że dziewczyna nie przeżyje kolejnej godziny. Kiedy wybudziła się, była skrajnie wyczerpana. Powtarzała bezsensu jedno słowo "kryjówka". Trauma, którą przeżyła, zapewne wryje się w jej duszę na zawsze i Bóg raczy wiedzieć, kiedy i w jakiej postaci odezwie się na nowo. Rozległ się kolejny dzwonek smsa. "Zrobię, jak chcesz, ale uważaj na siebie, kochanie, zwłaszcza teraz", przeczytała wiadomość. A więc już wiedział o ciąży! Musiał grzebać w papierach, znaleźć wyniki ostatnich badań, zdjęcie usg i adres lekarza. Po wizycie wszystko włożyła przecież w książeczkę zdrowia, a potem najzwyczajniej na świecie zapomniała o lepszej skrytce. Właściwie to dobrze się stało, że Wojtek już wie. Teraz musi mu tylko powiedzieć o swoich planach. Zamierza urodzić to dziecko, wychowa je jednak sama. Wcześniej, zanim dowiedziała się o zdradzie męża, ilekroć zetknęła się z matkami samotnie wychowującymi dzieci, współczuła im i nie dopuszczała nawet myśli, że mogłaby być jedną z nich. Wiele się jednak zmieniło w ciągu minionych tygodni. Zdrada Wojtka, jego kłamstwa, wstrętne tchórzostwo budziły w niej obrzydzenie. Nie potrafiła mu wybaczyć. Nagle wszystko wróciło. Pamięta każdy szczegół tamtego wieczoru, a szczególnie moment, kiedy po przejrzeniu kilku opasłych segregatorów, postanowiła odpocząć. Oparła łokcie na blacie biurka, zamknęła oczy i przysłoniła je dłońmi uformowanymi w miseczki. Robiła tak zawsze, zazwyczaj ulga przychodziła po kilku minutach. Tym razem było inaczej. Starała się o niczym nie myśleć. Kiedy znów otwarła oczy, otaczały ją ciemności. Nie była w stanie niczego dostrzec, słyszała za to wyraźnie głośne rozmowy, wybuchy śmiechu, muzykę, brzęczenie kieliszków. Znów to samo uczucie, najpierw zdziwienie, niepewność, potem bolesne ukłucie w mostku, duszności i strach. Uciekaj, pomyślała, próbując powstrzymać drżenie rąk. Stała jednak w miejscu jak skamieniała. Odgłosy biesiadujących ludzi zdawały się osaczać ją ze wszystkich stron. Kolejny sen? Złudzenie? Oszustwo? I tym razem nie umiała tego powstrzymać. Wszystko działo się niezależnie od niej, gdzieś głęboko w umyśle, a może przychodziło z zewnątrz. Musiała ulec, choć oddałaby wiele, by uwolnić się od tego dziwnego, wykraczającego poza zmysłowe poznanie, stanu, przynajmniej zrozumieć go. Wizje z pogranicza snu i jawy. Pamięta moment, kiedy nastąpiła nagła zmiana. Rozmowy zaczęły oddalać się, powoli milkły, ciemność ustępowała... Wrażenie jakby ktoś ściszał głos w telewizorze, a rozjaśniał stopniowo obraz. I wtedy zobaczyła Wojtka. Wyłonił się z mroku całkiem nagi. Był odwrócony tyłem, ale poznała go od razu po tatuażu w kształcie sokoła na lewej łopatce. Kobieta, leżąca na stole, uśmiechała się do niego, wyciągając lubieżnie język, on zaś stał między jej szeroko rozłożonymi nogami przywiązanymi do wystających ze ściany uchwytów i masturbował się. Teraz mogła widzieć jego twarz, zniekształconą pożądaniem, czerwoną z wysiłku. Oczy pełne dzikiej żądzy błyszczały w półmroku, gdy pochylił się i brutalnie chwycił dziwkę za piersi. Odór potu, alkoholu i dymu papierosowego drażnił nozdrza. Nagle pokój zawirował. Poczuła skurcze w żołądku. Wstrząsnęła nią fala wymiotów, po chwili kolejna, znacznie silniejsza. Pociemniało jej w oczach. Wyczerpana osunęła się na podłogę, a gdy znów odzyskała świadomość, ujrzała groszkowe ściany swojego gabinetu. Nie mogła zasnąć. Leżała w łóżku, rozmyślając. Czuła się zdradzona, oszukana i upokorzona. Wmawiała sobie, że uległa złudzeniu, wtedy uspokajała się i zamykała oczy, by za chwilę od nowa roztrząsać treść sennych wizji. Nad ranem wrócił Wojtek. Gdy go zobaczyła, nie miała już wątpliwości. Pamięta jego poszarzałą ze zmęczenia twarz i kłamstwa.
- To była ciężka zmiana, awaria maszyny, a potem dziki pęd, żeby wyrobić normę - powiedział jakimś suchym drewnianym głosem.
Milczała, a on stał na środku pokoju z opuszczonymi wzdłuż ciała rękami i patrzył na nią bezradnie. Wyrzuty sumienia? Nie, na pewno nie. Myślami musiał być daleko, może przy tamtej kobiecie. To nie był już ten sam człowiek, z którym jeszcze rano pragnęła spędzić resztę życia, wychować dziecko... Tamten odszedł. Wyobraziła sobie, że umarł. Wieczorem wyszedł do pracy i już nie wrócił. Wszyscy, których kochała, odeszli, najpierw babcia, dziadek, potem ojciec, a teraz on. Nie umiała ich zatrzymać. Mężczyzna, który stał przed nią, był obcy. Może wyglądał jak Wojtek, ale każde jego spojrzenie napawało ją wstrętem. Odsuwała się, ilekroć później chciał ją dotknąć.
- Moje dziecko, powinnaś do niej pójść... - usłyszała głos pani Jadwigi. - Ona powtarza twoje imię.
Kobieta była zmęczona, przybita i przerażona tym, co się stało w lesie na wzgórzu. Na szczęście nie wiedziała wszystkiego. Policja zaoszczędziła jej drastycznych opisów. Wyczerpana z trudem usiadła na jednym ze stojących pod ścianą krzeseł, przymknęła oczy i zaczęła przesuwać w palcach paciorki sandałowego różańca. Modliła się, nie zwracając uwagi na przechodzących korytarzem ludzi.
w następnym odcinku
Ostatnio zmieniony 18 gru 2015, 20:23 przez Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 1 raz.
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak