"Powrót na wrzosowisko" cz.3 - Wspomnienia

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

"Powrót na wrzosowisko" cz.3 - Wspomnienia

#1 Post autor: Alicja Jonasz » 22 lut 2016, 14:05

do początku
w poprzednim odcinku
Wystarczyła chwila, bym odzyskała siły. Gdy zmieniłam ubranie i napiłam się gorącej herbaty z miodem, byłam gotowa na spotkanie z matką. Staruszka chyba mnie nie poznała. Co prawda miałam wrażenie, że usłyszawszy mój głos, drgnęła, a przez pomarszczoną twarz przebiegł delikatny grymas, jakby złości, rozdrażnienia, potem jednak woskowa maska stężała na nowo, co upewniło mnie w przekonaniu, że matka jest w letargu. Blade światło nocnej lampki czyniło ją upiorną, pozbawioną życia. Rozejrzałam się. Pokój przerażał jak dawniej. Matka nie pozwalała do niego zaglądać, a ilekroć kierowana dziecięcą ciekawością weszłam do mrocznego pomieszczenia, strach ściskał serce. Byłam pewna, że czai się tam zło, które wcześniej czy później dopadnie mnie i rozszarpie. Pokój nie pozwalał się oswoić, mimo że łamałam zakaz kilkakrotnie i przekraczałam granicę mroku. Zawsze cuchnęło w nim stęchlizną, skrzypiały nieodkurzane przez lata meble. Wyobrażałam sobie ogromne pająki, kryjące się w mrocznych zakamarkach pomieszczenia, czyhające na ofiarę, gotowe w mgnieniu oka opętać zdobycz pajęczyną, zatopić w jej ciele ostre, jadowite szczękoczułki i wyssać z niego życie. Okno pokoju, wiecznie zasłonięte kotarą, nie przepuszczało dziennego światła, tłumiąc każdy, dochodzący z zewnątrz dźwięk. Nie miały do niego dostępu ani wyjący wiatr, ani szum deszczu.
Na powitanie musnęłam ustami czoło matki. Było zimne. Mdły zapach wysuszonej, żółtej skóry napełnił mnie odrazą. Na chwilę uniosła głowę. Błysnęły w półmroku białka oczu głęboko osadzonych w czaszce. Nie było w nich nic znajomego, najmniejszej iskierki radości, tylko chłód. I coś jeszcze... Coś, co sprawiło, że zadrżałam i odsunęłam się od niej gwałtownie.
- Pani matka czuje się ostatnio gorzej - szepnęła Teresa, kiedy usiadłyśmy przy stole w kuchni.
Kubek gorącej melisy działał kojąco. Piłam łyczkami, patrząc na pulchne dłonie opiekunki. Wyczuwałam w jej głosie niepewność, jakby obawiała się prawdy. Mówiła cicho:
- Lekarz twierdzi, że od czasu wylewu ciało pani matki nie było w lepszej formie. I tak jest w istocie. Staruszka ma siłę i gibkość nastolatki, jest to niezwykłe, ale co innego mnie niepokoi... O tym jednak jutro. Proszę odpocząć. Pościeliłam pani w północnym pokoju.
Spałam dobrze, mimo że spotkanie z matką wytrąciło mnie z równowagi. Śniłam o wrzosowisku.
-Backu! Backu! - słyszę piskliwy głos dziewczynki, która właśnie pochyla się nad kępką wrzosu i zrywa gałązki do bukietu.
Widzę żółty płaszczyk, apaszkę powiewającą na wietrze, długie, rude włosy. Jej delikatna postać przypomina główkę słonecznika.
Dziewczynka rozgląda się, a dostrzegłszy psa, woła:
- Backu, do nogi! Chodź tu, piesku!
Pędzi do niego na swych patykowatych nóżkach. Śmieje się. Jest taka radosna. Zwierzę wielkimi susami pokonuje dzielącą ich przestrzeń, wtula się w ramiona dziecka, głaskany szczeka, liże blady policzek małej, potem patrzy z oddaniem w jej oczy. Wszystko w oka mgnieniu...
I już biegną obydwoje przez wrzosowisko.
Jeszcze słyszę:
- Backu, kochany!
Każda chwila przynosiła nowe wspomnienia. Nadlatywały jedno za drugim. Syciły się moim lękiem, trącając uparcie wciąż tą samą strunę, inne rozczulały, koiły jak wiatr muskający rozczochrane kępy traw.
Pokój ojca taki jak dawniej. Ściany w kolorze oliwki. Na jednej, tuż nad tapczanem, ślubny portret babci i dziadka, obok pejzaż namalowany akwarelami. Wrzosowisko latem, zielona przestrzeń ciągnąca się aż po horyzont, wyżej turkusowe niebo. Właśnie zbiera się na burzę, szarobure strzępy chmur suną bezgłośnie. Nie widzę ich, nie słyszę... Leżę na ciepłej, pachnącej ziołami łące. Mam piętnaście lat. Godzinę wcześniej całowałam się z chłopakiem. Czas płynął.
Raz w tygodniu przyjeżdżał z miasteczka pan Alfred. Był właścicielem sklepu spożywczego i przywoził kobietom z wrzosowiska produkty żywnościowe.
- Pani ojciec nigdy mi niczego nie odmówił. Chłop był z niego na schwał. Kiedy nieboszczka, moja żona, rozchorowała się, trzeba było sprowadzać najdroższe leki i bywało, że grosza w domu nie było, zawsze zborgował, a i czasem nie chciał ani złotówki - mawiał pan Alfred z rozczuleniem, a na wspomnienie zmarłej przed laty sklepikarzowej w jego oczach pojawiały się łzy.
Początkowo wdzięczność nakazywała wspomóc żonę po zmarłym aptekarzu, później, kiedy do domu na wrzosowiskach przybyła Teresa, odwiedziny stały się częstsze.
Bywało, że zdezelowana furgonetka sklepikarza pojawiała się dwa a nawet trzy razy w tygodniu. Jesienią pokonywała błotnistą drogę i z rzężeniem silnika zajeżdżała przed werandę. Pan Alfred wystrojony w niedzielny garnitur wypakowywał produkty i zachodził do kuchni, w której czekała zarumieniona jak pensjonarka Teresa. Mężczyzna siadał wygodnie za stołem, wypijał filiżankę kawy i z głośnym mlaskaniem pochłaniał szarlotkę, którą na dzień przed przyjazdem sklepikarza, upiekła Teresa. Po każdym kęsie wycierał sumiaste wąsy, posyłał utalentowanej kucharce uśmiech na znak, że mu ciasto niebywale smakuje i zabierał się za kolejny kawałek szarlotki. Lubiłam patrzeć na tych dwoje, kiedy wesoło gwarzyli przy kuchennym stole, a potem odprowadzali się wzajemnie. Teresa szła z nim do furgonetki, podawała dłoń do pocałowania, pan Alfred cmokał ją z galanterią. Gdy wracała do domu, on był tuż za nią, otwierał drzwi, robił ukłon i na powrót odciskał pieczęć w miejscu poprzedniej. Śmiałam się, podglądając ich zaloty. Była to radość dziecka, jakim chciałam na powrót być.
To miejsce z mroków przeszłości przywoływało dawną prostotę, powracały obrazy przez lata skrywane w podświadomości. Czułam je całą sobą, pożądałam każdym zmysłem. Budziły się niespodziewanie trącone przez jakiś przypadkowy kształt, zapach, dźwięk. Te przyjmowałam z niepohamowaną euforią. Tak, były to momenty, kiedy szczęście pukało do mnie jak ktoś, kto po długiej włóczędze wraca do domu i zastaje w nim ten sam znajomy zapach. Otwierałam na nie serce. Przeszłość wracała do domu, do mnie.
w następnym odcinku
Ostatnio zmieniony 23 lut 2016, 8:38 przez Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 4 razy.
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

karolek

Re: "Powrót na wrzosowisko" cz.3 - Wspomnienia

#2 Post autor: karolek » 22 lut 2016, 17:02

.
Ostatnio zmieniony 23 lis 2016, 22:57 przez karolek, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: "Powrót na wrzosowisko" cz.3 - Wspomnienia

#3 Post autor: Alicja Jonasz » 22 lut 2016, 17:08

Dziękuję, Karolku, za wizytę:) Moim pieścidełkiem nadal jest "Świerszcz w trawie":) Pracuję nad nim, a to tak na boczku:)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

karolek

Re: "Powrót na wrzosowisko" cz.3 - Wspomnienia

#4 Post autor: karolek » 22 lut 2016, 17:21

.
Ostatnio zmieniony 23 lis 2016, 22:56 przez karolek, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: "Powrót na wrzosowisko" cz.3 - Wspomnienia

#5 Post autor: Alicja Jonasz » 22 lut 2016, 18:07

A "Boska iskra"? Potrzebna?
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: "Powrót na wrzosowisko" cz.3 - Wspomnienia

#6 Post autor: Gorgiasz » 22 lut 2016, 19:18

a ilekroć, kierowana dziecięcą ciekawością, weszłam do mrocznego pomieszczenia
Zlikwidowałbym oba przecinki.
Zawsze cuchnęło w nim stęchlizną, a nieodkurzane przez lata meble skrzypiały.
Napisałbym: Zawsze cuchnęło w nim stęchlizną, skrzypiały nieodkurzane przez lata meble.
Okno pokoju, wiecznie zasłonięte kotarą, nie przepuszczało dziennego światła, tłumiło każdy dźwięk z zewnątrz.
Napisałbym: Okno pokoju, wiecznie zasłonięte kotarą, nie przepuszczało dziennego światła, tłumiąc każdy, dochodzący z zewnątrz dźwięk
lub:
Okno pokoju, wiecznie zasłonięte kotarą, nie przepuszczało dziennego światła, tłumiąc każdy zewnętrzny dźwięk.
Mdły zapach wysuszonej, żółtej skóry napełnił mnie odrazą. Na chwilę uniosła głowę, spojrzała na mnie.
Powtórzone „mnie”.
Coś, co sprawiło, że zadrżałam i odsunęłam się gwałtownie od kobiety.
„kobiety” odnośnie do matki - nie brzmi dobrze. Napisałbym: ...i gwałtownie odsunęłam się od niej.
- mawiał pan Alfred z rozczuleniem, a na wspomnienie zmarłej przed laty sklepikarzowej w jego oczach pojawiały się łzy.
Przecinek po „sklepikarzowej”.
kiedy do domu na wrzosowiskach sprowadziła się Teresa, odwiedziny stały się częstsze.
Bywało, że zdezelowana furgonetka sklepikarza pojawiała się dwa a nawet trzy razy w tygodniu.
Trzy razy „się”. Dalej również; „się” w każdym zdaniu.

Ogólnie - bardzo ładnie.
A "Boska iskra"? Potrzebna?
Bez tego ani rusz. :jez:

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: "Powrót na wrzosowisko" cz.3 - Wspomnienia

#7 Post autor: Alicja Jonasz » 22 lut 2016, 19:36

Gorgiaszu, dziękuję bardzo. Tak bardzo się starałam wyeliminować to wszędobylskie "się" i masz...
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: "Powrót na wrzosowisko" cz.3 - Wspomnienia

#8 Post autor: Gorgiasz » 22 lut 2016, 20:08

Polecam poniższe ćwiczenie. Sam przerabiałem, więc wiem, że daje efekty. Weź dowolny swój tekst (cudzy też można, ale mogą być większe opory przed wprowadzaniem zmian) i napisz go, ani razu nie używając "się". Pomimo pierwszego wrażenia, zapewniam Cię, że można, choć czasem trzeba mocno pokombinować i głębiej przeredagować.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: "Powrót na wrzosowisko" cz.3 - Wspomnienia

#9 Post autor: Alicja Jonasz » 22 lut 2016, 20:16

Spróbuję w weekend, dziś mam trochę papierkowej roboty, uffff... Dziękuję za korektę, myślę, że z czasem stanę się bardziej czujna:)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

karolek

Re: "Powrót na wrzosowisko" cz.3 - Wspomnienia

#10 Post autor: karolek » 22 lut 2016, 20:35

Alicja Jonasz pisze:A "Boska iskra"? Potrzebna?
Oczywiście, że potrzebna, ale niepoparta silną determinacją i pracą, zgaśnie.

:vino:

ODPOWIEDZ

Wróć do „Powrót na wrzosowisko”