"Powrót na wrzosowisko" cz.8 - Chaos

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

"Powrót na wrzosowisko" cz.8 - Chaos

#1 Post autor: Alicja Jonasz » 29 lut 2016, 21:09

do początku
w poprzednim odcinku
Dochodziło południe, gdy dotarliśmy do miasteczka. Puste, zaśnieżone uliczki powitały nas ciszą. Nigdzie żywej duszy, jedynie snujący się z kominów dym zdradzał ludzką obecność. W rynku znaleźliśmy przytulny bar, dobre miejsce na posiłek. Byłam zmęczona i wciąż zdezorientowana. Nie wiedziałam, co dalej począć. Jedliśmy w milczeniu. Żurek, bogato przyprawiony majerankiem, smakował wyśmienicie. Teresa uważała tę aromatyczną przyprawę za afrodyzjak i twierdziła, że zmieszana z piżmem i zajęczym sadłem leczy bezpłodność. Wiosną siała majeranek na grobie Witka, gdyż według pradawnych wierzeń ziele zapewniało duszy zmarłego szczęśliwe życie pozagrobowe. Wiązki "latorośli Ozyrysa", bo tak nazywała majeranek, wisiały wraz z innymi nad piecem. Teresa kochała zioła i wiedziała o nich naprawdę wiele. Pamiętam opowieść o magicznych właściwościach wianka uplecionego z czosnku, papryki i cebuli, który wystawiony na działanie Słońca i Księżyca odpędza złe moce, o arcydzięglu litworze chroniącym przed ludzką zawiścią i zazdrością, wszelkimi urokami.
- Gdzie jesteś, Tereso? Czy spotkamy się jeszcze? - pomyślałam.
Choć pora była obiadowa, sala świeciła pustkami. Z radia sączyła się spokojna muzyka. Właściciel lokalu zerkał w naszym kierunku.
- Czy od dawna pan tutaj mieszka? - zagadnąłeś mężczyznę.
- Będzie już z 70 lat! - zakrzyknął tamten najwyraźniej zadowolony, że zaistniała okazja dowiedzenia się, co dwoje nieznajomych robi w miasteczku, w którym jedyną atrakcją turystyczną mogłoby być kilka zrujnowanych przedwojennych kamienic. - Jestem stąd. Ojciec prowadził kiedyś sklep spożywczy. Przejąłem po nim interes, a że dochodu nie było, po śmierci rodziciela założyłem bar. A państwo skąd?
- Z Warszawy - odpowiedziałeś. - Chcielibyśmy dowiedzieć się jak najwięcej o tym starym domu na wrzosowisku. Ta pani jest krewną dawnych właścicieli.
Mężczyzna spoważniał w okamgnieniu. Chwilę później był przy nas, usiadł przy stoliku, rozejrzał się trwożnie wokół i szepnął:
- To przeklęte miejsce, nic tam po was...
- Zna pan Teresę? - wyrzuciłam z siebie, patrząc staruszkowi prosto w oczy. - A Alfred... taki sklepikarz! Czy wie pan, gdzie mieszka? Poda mi pan jego adres?
- Kto wam opowiedział o tych ludziach? - Tym razem właściciel baru nie zapanował nad emocjami i aż wstał, gdy wspomniałam o Teresie i Alfredzie.
- Zna pan ich? Gdzie oni są? - dopytywałam, czując, że serce wyskoczy mi zaraz z piersi.
- Tam... - skinął w stronę okna.
W oddali majaczyło wzgórze.
- To cmentarz... - szepnęłam.
Zapadła cisza. Bałam się pytać o cokolwiek.
- Ludzie mówią, że na wrzosowisku straszy - zaczął mężczyzna. - W nocy słyszano tam śmiechy, kwilenie dziecka, jęki i skomlenie. Może to odgłosy zwierząt. Sam nie słyszałem, to nie wiem. Był w miasteczku emerytowany bibliotekarz, który zbierał wszystkie te historie, podobno je spisał. Jego żona powie pewnie więcej...
- Co się z nim stało?
- Przepadł bez wieści...
- A Teresa i Alfred? - zapytałam.
- Będzie już chyba z 10 lat, jak przyjechała ze swoim mężem Witkiem na wrzosowisko i zamieszkali w starym domu. Żyła jeszcze żona po aptekarzu. Dziwna to była kobieta. Podobno czarownica. Po śmierci aptekarza i wyjeździe córki prawie w ogóle nie wychodziła z domu. Czasem widziano ją na cmentarzu, ale do miasteczka nigdy nie zachodziła. Przygarnęła Teresę i Witka pod dach w zamian za opiekę nad domem. Z Witka chłop był pracowity, doglądał obejścia i robił w lesie jako drwal. Teresa zajmowała się domem i opiekowała staruszką, która zaniemogła po wylewie. Lekarz z miasteczka był u aptekarzowej ze dwa razy, ale potem wróciła do zdrowia i już pomocy nie potrzebowała. Na wrzosowisku zaczął bywać sklepikarz Alfred, zawoził prowiant. Ludzie plotkowali, że podkochuje się w Teresie, ale jak było naprawdę... nie wiem. Wkrótce potem Witka przycisnęło drzewo w lesie...
- A żona aptekarza? - zapytałam.
- Po śmierci Witka mieszkały na wrzosowisku same. Sklepikarz zawoził im żywność. Zaczął tam bywać często, dwa i trzy razy w tygodniu, tłumacząc, że pomaga kobietom w różnych przydomowych pracach. W miasteczku wrzało od plotek. Mówiono: "Jeszcze Wituś nie ostygł w grobie, a Teresa przyjmuje konkury drugiego!" Aż jednego dnia, zdaje się w listopadzie, po pierwszych śniegach, znaleziono sklepikarza nieżywego. Biedak, podobno nie miał w sobie kropli krwi. Wyssały z niego co do jednej!
- Jak to wyssały? - przerwałeś zaskoczony.
- A tak to... wampirzyce z wrzosowiska! Komendant zastał pusty dom. Zjechało się policji z całego powiatu. Początkowo myślano, że morderca zabił wszystkich troje. Zwłoki sklepikarza wywiózł na wrzosowisko i zostawił w furgonetce, a ciała kobiet porzucił w innym miejscu. Przeszukano okolice, sprowadzono nawet nurków, aby przetrząsnęli pobliski staw. Nic nie znaleźli. Teresa i aptekarzowa zapadły się pod ziemię. Alfreda pochowano na wzgórzu. Kilka dni po pogrzebie ktoś rozkopał grób i ukradł zwłoki. Na ludzi padł blady strach, zwłaszcza, że byli tacy, którzy daliby rękę sobie uciąć, że widzieli sklepikarza pędzącego przez wrzosowisko w rozgruchotanej furgonetce. Ludzie gadali, że wampirzyce dopadły kochasia, a on po tym ich ugryzieniu wylazł z grobu, by jak one sycić się świeżą, ludzką krwią. Dom jest przeklęty i nikt tam nie chodzi. Radzę wam, trzymajcie się z daleka. Nie ma co kusić złego...
W tym momencie drzwi skrzypnęły, buchnęło z zewnątrz mroźne powietrze i do sali wszedł barczysty mężczyzna. Zatarł ręce, usiadł za jednym ze stołów, rozparł się na krześle i znacząco mrugnął na właściciela baru:
- Szefie, to co zawsze o tej porze, tylko dziś podwójne. Mróz jak diabli!
- Lepiej nie kusić złego. Teresa zawsze tak mówiła... - szepnęłam, czując, że opowiedziana przez barmana historia szybko zadomowiła się w mojej głowie jak ktoś dawno wyczekiwany.
Czyżbym była przygotowana na takie zakończenie opowieści? Matka - demon przyzywa córkę na wrzosowisko, by poznała prawdę o rodzinie? Ojciec ożenił się z wampirzycą? A może to zemsta za porzucenie matki, wydanie jej na pastwę samotności, wyrzeczenie się skalanej złem krwi? Matka zwabiła do siebie młode małżeństwo. Zabiła mężczyznę, najwyraźniej odpornego na wpływy demonów, pozorując tragiczny wypadek w lesie. Zdeprawowała jego żonę, przemieniając ją w łaknącego krwi potwora, który na swą pierwszą zdobycz wybrał Alfreda. Jego krew była konieczna do całkowitej przemiany. Ów eliksir, o którym wspominała podczas ostatniego obiadu, miał zapewnić jej nieśmiertelność. Teresa udawała zakochaną, bawiła się mężczyzną, by w końcu, wyssawszy z niego krew, przeistoczyć się w uosobienie zła i uczynić ze swej ofiary żywego trupa. Dlaczego zainscenizowały całe to przedstawienie jeszcze raz przede mną? Co chciały mi przekazać? Jestem jedną z nich? Ma to być zachęta dla mnie? A może ostrzeżenie? Jaką rolę mam w tym wszystkim odegrać? Ściągnęły mnie tutaj... W jakim celu? Absurd!
To tylko domysły. Wizja przemęczonego umysłu, który domaga się odpoczynku. W barze było gwarno i ciasno. Jakiś pijaczyna awanturował się przy stoliku w rogu sali, a właściciel baru uciszał go, grożąc zamknięciem kredytu. Przeważali mężczyźni, choć wśród gromady były również kobiety, zapewne stałe bywalczynie lokalu. Wychylały kieliszki wódki i kufle piwa na równi z innymi, śmiały się, któraś zaintonowała jakąś smętną piosenkę. Teresa także nuciła takie melodie. Nie, ktoś taki nie może być zły. Jej pogodne usposobienie, skłonność do dowcipkowania przeczyły takiemu myśleniu. To dobra, silna kobieta, która po śmierci męża zapragnęła służyć innym. W takim razie co chce mi przekazać? A moja matka? Nikt nie zawiadomił mnie o jej zaginięciu. Na dworze robiło się ciemno. Ludzie ściągali gromadami do jedynego w miasteczku baru. Niektórzy spoglądali na nas nieufnie.
- Chodźmy stąd - powiedziałeś, skinąwszy na właściciela lokalu na znak, że chcemy uregulować rachunek.
Mężczyzna, przeciskając się wśród gwarnej ciżby, podszedł do naszego stolika i zapytał uprzejmie:
- Podać coś jeszcze?
- Nie, dziękuję, proszę o rachunek. Czy w mieście jest jakiś hotel, w którym moglibyśmy przenocować?
- Po drugiej stronie rynku. Nie ma tam luksusów, ale można wypocząć w spokoju. Rzadko ktokolwiek zatrzymuje się tutaj. Czasem jacyś grzybiarze, myśliwi albo wędkarze, ale oni wolą nocować za miastem. Zaraz przyniosę rachuneczek.
- A gdzie mieszka żona tego bibliotekarza, o którym pan wspominał? - zapytałam, gdy barman zbierał się do odejścia.
- Ooooo, to daleko! Dzisiaj nie dacie rady tam dotrzeć! Za Tarninowym Wzgórzem jest taka maleńka wioska...
- Wiem, gdzie to jest! - przerwałam mu w pół zdania. - Jak się nazywa ta kobieta?
- Helena Traczykowa - rzekł mężczyzna i odszedł w kierunku baru, by przygotować rachunek.
- Jeszcze panu nie podziękowałam za pomoc - powiedziałam i po raz pierwszy tego dnia na mojej twarzy pojawił się uśmiech. - Dużo pan dla mnie zrobił, a ja zajęta sobą nie miałam okazji odwdzięczyć się dobrym słowem. Prawdę mówiąc, nie wiem jeszcze, co mam dalej z tym wszystkim zrobić. Postanowiłam zostać jeszcze w miasteczku i spróbować rozwikłać zagadkę.
- Niech mi pani nie dziękuje, będzie na to pora - szepnąłeś, nachylając się w moim kierunku. - Ja też jeszcze tu zostanę. Cała ta historia zaintrygowała mnie i mam nadzieję, że zgodzi się pani, abyśmy razem zabawili się w detektywów. Najpierw jednak musimy porządnie się wyspać! Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
- Padam z nóg... - odszepnęłam.
w następnym odcinku
Ostatnio zmieniony 25 kwie 2016, 17:03 przez Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 2 razy.
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: "Powrót na wrzosowisko" cz.8 - Chaos

#2 Post autor: Gorgiasz » 01 mar 2016, 21:27

- Kto wam opowiedział o tych ludziach? - tym razem właściciel baru nie zapanował nad emocjami i aż wstał, gdy wspomniałam o Teresie i Alfredzie.
- Kto wam opowiedział o tych ludziach? - Tym razem właściciel baru nie zapanował nad emocjami i aż wstał, gdy wspomniałam o Teresie i Alfredzie.
- Helena Traczykowa - odpowiedział mężczyzna i odszedł w kierunku baru, gdzie pochylił się nad kasą, by przygotować rachunek.
„by przygotować rachunek.” - zbędna dosłowność.
- Jeszcze panu nie podziękowałam za pomoc - zwróciłam się do ciebie i po raz pierwszy tego dnia na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Zamiast „pojawił się” można na przykład 'zagościł'; powtórzone „się” zniknie.

Na dobrym poziomie, jak zawsze. Czekamy na ulubiony ciąg dalszy.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: "Powrót na wrzosowisko" cz.8 - Chaos

#3 Post autor: Alicja Jonasz » 02 mar 2016, 20:46

Gorgiaszu, dziękuję, że poświęcasz czas moim "tasiemcom" i podpowiadasz mi trafnie:)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: "Powrót na wrzosowisko" cz.8 - Chaos

#4 Post autor: eka » 04 mar 2016, 18:17

:) No, fajny pomysł zmieniający akcję o pełny obrót do rzeczywistości. Byłam ciekawa, jak złowieszczy wizerunek i wątek matki będzie się wplątywał w historię dorosłej córki.
Co prawda, trochę mi ona za szybko, za łatwo porzuca realność poprzednich doznań, fakt bardzo nierównych (idealizacja kontra czarna magia) ale zapewne ma na to wpływ książę niemal z bajki.
Akcja się rozwija... poczekamy na rozwiązanie.
:ok:

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Re: "Powrót na wrzosowisko" cz.8 - Chaos

#5 Post autor: Alicja Jonasz » 05 mar 2016, 12:30

Tak jakoś poniosło w tym kierunku:)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

ODPOWIEDZ

Wróć do „Powrót na wrzosowisko”