W cieniu arkad /5/ - przejście

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

W cieniu arkad /5/ - przejście

#1 Post autor: Lucile » 29 kwie 2015, 0:58

od początku

w poprzednim odcinku

Codzienna podróż do muzeum była czasem refleksji. Stawała przy oknie, odwrócona tyłem do pozostałych pasażerów tramwaju, wyizolowana i zanurzona w sobie. Dodawanie i doprowadzanie do jednocyfrowego wyniku liczb pojawiających się na tablicach rejestracyjnych przejeżdżających samochodów było jednym ze sposobów odpędzenia natrętnych wspomnień nieprzerobionego życia, ale przede wszystkim wydarzenia wykreślonego - wydawało się skutecznie - na całe lata. Do tej pory jakoś się udawało. Ból z każdym rokiem był mniejszy, tym bardziej że wypracowała sposób ucieczki od tego całego zła. Wyobrażała sobie, że była to przeszłość innej - chociaż bliskiej - jednak innej osoby, więc jej bezpośrednio nie dotyczyła. Wyrzucenie ze swojej świadomości tego, co się zdarzyło tak dawno temu, wydawało się ostateczne. Zamknięte, wykasowane. Skutecznie i na zawsze. Przez tyle lat, tak przynajmniej myślała, przeszłość nie stanowiła problemu. Czy rozwód spowodował, że powróciła i to z taką siłą? Czy z powodu tego, co się jej kiedyś przydarzyło nie potrafi, a raczej nie jest już zdolna do miłości? Z takimi przypuszczeniami nie zgadzała się. Syn, teraz już nastolatek, był całą jej miłością. Wypełniał serce i myśli. Pomału odzyskiwała także kontakt z rodzicami. Szczególnie z Mamą. Jednak i tak nigdy nie odważy się z nią o tym porozmawiać. Zresztą, nigdy i z nikim. Może to robić tylko sama ze sobą. Więc, albo będzie popadać, jak powiedziała jej zaprzyjaźniona psycholog - której jednak też nie była w stanie wyjawić swojej tajemnicy - w trudną do wyleczenia nerwicę natręctw, albo przyjmie oraz spróbuje zrozumieć, co i dlaczego się stało. Na próżno miała nadzieję, a nawet coś w rodzaju pewności, że przeszłość zostawiła już za sobą. Okazało się, że nie chciała odejść. Więc się z nią zmierzy, a może nawet w końcu od niej uwolni. Codziennie, kawałek po kawałku, wydzierała z niepamięci odpryski, fragmenty tamtego styczniowego późnego popołudnia. Z każdym dniem więcej i więcej, aż wszystkie te mozaikowe wspomnienia, jak skomplikowane puzzle, złożyły się w całość. Musiała przywołać tamte emocje, dokładnie zobaczyć wszystko na nowo, spróbować oswoić to całe zło i tym razem, już na zawsze, zneutralizować. Da radę, przecież jest silna.

Miała wtedy czternaście lat, niecałe czternaście lat, ale myślała o sobie, jak o piętnastolatce, czyli osobie prawie już dorosłej. A tego, że nie wyglądała tak, jak jej koleżanki, w ogóle nie brała pod uwagę. Była wysoka, chuda, patykowata z przydługimi kończynami, nad którymi nie do końca panowała, więc poruszała się jakby ich miała za dużo. Tak naprawdę niepokoiło ją jednak coś innego. Pomimo tak "zaawansowanego wieku” nie dostała jeszcze miesiączki. Wszystkie koleżanki miały to już za sobą. Wszak była to ważna cezura wyjścia z dzieciństwa i wkroczenia (wkroczenia - tak to nazywała) w wyczekiwaną kobiecość. Koleżanki były już wspaniale zaokrąglone, pod szkolnymi fartuchami zuchwale rysowały się piersi. A ona cóż, płaska deska. Oczywiście, że ją to martwiło, bowiem w swoich kolegach, często pryszczatych, ze śmiesznie załamującym się głosem, zaczęła dostrzegać kompanów nie tylko do zabawy (szczególnie w podchody, wspinanie się na drzewa i inne tego typu zajęcia), ale i obiekty pierwszych porywów serca, które u niej objawiały się głębokimi, dosyć głośnymi westchnieniami, maskowanymi nienaturalnym uśmiechem lub ziewaniem. Dla nich, niestety, nie stanowiła obiektu adoracji. Niezręcznej i wyrażanej w nieporadny, a także zaskakujący sposób. Obserwowała to w przypadku innych dziewczyn - szczęściary.

Tych kilka dni - świątecznych ferii zimowych - spędzała w Bukowinie Tatrzańskiej. I tam w śnieżnym tunelu, jaki stanowiła droga prowadząca do domu, w którym mieszkała, po raz pierwszy w życiu pocałował ją chłopak. Kiedy wsunął język w jej usta, ogromnie ją to zaskoczyło. A więc tak to się robi? Ale przecież to nic przyjemnego! Tego się nie spodziewała, przestała oddychać, zakrztusiła się. Jeszcze dużo musi się nauczyć. Już wie, że trzeba rozchylić wargi i dotykać się językami. Trochę śmieszne, ale może kiedyś i ona polubi to całowanie. Tak robią wszyscy, więc i jej - jak już się przyzwyczai - powinno sprawiać przyjemność. Jednak ten pierwszy, nieudany pocałunek w śniegu na mrozie obudził dziwne tęsknoty. Ponadto czuła się wtajemniczona, choć po części należąca już do świata dorosłych. I to było bardzo miłe, podbudowujące ego, uczucie.

Dwa tygodnie później, wracała z cotygodniowej lekcji gry na skrzypcach, które nie były jej ulubionym instrumentem. Chciała grać na fortepianie, ale to było niemożliwe. Nikt, dla tej zachcianki, nie kupi jej tak drogiego instrumentu. A jej kuzynka chętnie pożyczała swoje skrzypce. Obie mamy już to między sobą załatwiły - chce chodzić do szkoły muzycznej - dobrze, niech się uczy gry na skrzypcach.

Zmierzchało, śnieg spadał wolno, wyjątkowo dużymi płatkami. Spojrzała w górę, a osiadające na twarzy chłodne drobinki, delikatnie i przyjemnie łaskotały. Podziwiając ich wyszukane, unikatowe kształty, jak zahipnotyzowana stała w kręgu złocistego światła ulicznej latarni, śledząc ich majestatycznie rozkołysany taniec, kiedy podszedł do niej mężczyzna. Nie jakiś tam znajomy chłopak. Dorosły mężczyzna. Nie był jej całkiem obcy. Widywała go w szkole, był znajomym nauczyciela chemii, tego przystojniaka, w którym podkochiwała się większość dziewczyn. Na dodatek znał jej imię. To ją zachwyciło. Więc nie jest tym ostatnim brzydactwem, jak o sobie myślała. Zaskoczoną zaprosił do kawiarni. Patrzyła na niego zdumiona nie wiedząc, jak zareagować. Już chciała czmychnąć, kiedy pomyślała o minach koleżanek. Jutro w szkole opowie o tym nadzwyczajnym wydarzeniu. Już widziała te ich miny. Jakże będą jej zazdrościć! Całkiem dorosły mężczyzna zwrócił na nią uwagę. Opowie, jak to była z nim w tej znanej kawiarni „Pod Arkadami” (do której jeszcze nie wolno im było chodzić), jak na jakiejś najprawdziwszej, dorosłej randce. No, no. To ci nowina. Oczywiście przyjęła zaproszenie, wszak nie jest głupia, nie może przegapić takiej okazji. Drugi raz może się nie przytrafić, a już przecież widziała te niedowierzające i zazdrosne miny koleżanek. Kolejny krok w jeszcze tak tajemniczą dorosłość. Przed wejściem do kawiarni zdjął z jej głowy szkolny beret, a z rękawa oderwał tarczę. Ale heca, na dodatek konspiracja - istny ubaw. Pili kawę, taką niby „po turecku”, parzoną z fusami, w szklance. Nie mogła sobie przypomnieć o czym rozmawiali. To zresztą nie miało żadnego znaczenia, w myślach już i tak był jutrzejszy dzień oraz jej rozmowa z koleżankami. I to nie jakaś zwykła rozmowa. To ona po raz pierwszy znajdzie się w centrum uwagi, chwaląc się tym „sukcesem” i nareszcie… zaistnieje. I to jak zaistnieje! Ale ma szczęście. W pewnym momencie na stoliku pojawiła się butelka czerwonego wina. I nawet wtedy nie zapaliła się w niej równie czerwona, jak to wino, lampka. Niczego nie przeczuwała, niczego się nie bała, o niczym złym nie myślała. Bo i skąd. Tematy dotyczące spraw damsko-męskich były tabu. Tyle wiedziała, co usłyszała od bardziej uświadomionych koleżanek. A w ich opowieściach nie było nic zdrożnego. Wprost przeciwnie, były pełne niedomówień, półsłówek, jednym słowem tajemnic, do których tęskni każda normalna dziewczyna. Więc czego miała się bać? Jeszcze nigdy nie piła alkoholu. Kolejna rzecz, jaką robi pierwszy raz w życiu. Kiedy wyszli z kawiarni była oszołomiona i nieco pijana. Płatki śniegu, już nie spadały majestatycznie, ale wirowały, pływały, nurkowały zabawnie i jakoś tak – figlarnie zaczepnie. No, i chyba mrugały do niej, stwierdziła z rozbawieniem. Miał odprowadzić ją do domu. Nie pamięta, jak w ten mroźny, śnieżny wieczór znaleźli się w parku. Martwiła się, gdzie są skrzypce, ale na szczęście on je miał. Jak wytłumaczy się mamie ze spóźnienia oraz swego stanu. Zaczęła się niepokoić. Musi szybko wrócić do domu i wymyślić jakieś usprawiedliwienie. Nawet wtedy, gdy zaczął ją całować nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństwa. Odepchnęła go, powiedziała, że wcale tego nie chce, że jest jej niedobrze i że chce do domu. Kiedy w końcu zrozumiała co jej grozi, było już za późno. Leżała na ośnieżonej, zamarzniętej ławce z wykręconymi nad głową rękoma. Podczas szamotaniny zgubiła okulary i przez to dodatkowo czuła się bezbronna oraz zniewolona. Zaczęła krzyczeć, ale wtedy wetknął w usta zerwane z niej majtki. Dusiła się, z oczu leciały łzy. Aż po czubek głowy przeszył ją nagły, paraliżujący ból, jakby w brzuchu eksplodował granat. Już wiedziała co to gwałt. Ból, krew i rozdarcie... nie tylko ciała. Ból i odraza. Ból, odraza i poczucie winy. Jej winy. Zapadła się w sobie. Bezradna i zbezczeszczona. To ona do tego doprowadziła. Jest winna i nic jej nie usprawiedliwia. Jest zła, zepsuta do szpiku kości, niewarta niczyjej uwagi. Kiedy wstała była już sama. Pomyślała o skrzypcach. Były, leżały obok. Zachwiała się, skurczony żołądek wyrzucił swoją zawartość. Wymiotowała całym brudem tego co się dokonało. Zgarnęła ustami śnieg, wypluła go. Z trudem odzyskała równowagę. Znalazła leżące pod ławką okulary, doprowadziła ubranie do jako takiego porządku, rozejrzała się bezradnie dookoła - czarne drzewa jakoś tak nerwowo kołysały się, z dezaprobatą, może nawet z potępieniem... i poszła. Każdy krok sprawiał ból, na udach czuła zastygającą krew i jeszcze coś lepkiego, ohydnego. Zanurzyła dłoń w zaspie i śniegiem zaczęła usuwać z siebie tę hańbę. Tarła i tarła dygocąc z zimna i odrazy. Świat - znany i bezpieczny - świat obiecujący tajemnicze, piękne, pociągające rzeczy skończył się. A więc to już wszystko, koniec? Musi jednak wrócić do domu, nie ma innego wyjścia. I nikomu nie powinna powiedzieć o tym, co ją spotkało. Po pierwsze - to bez wątpienia była jej wina. Po drugie - nie może o tym powiedzieć rodzicom. To było całkowicie wykluczone. Po trzecie - gdyby jednak im powiedziała i oni wyrzuciliby ją z domu – byłoby to sprawiedliwe. Tak czuła. Strach przed odrzuceniem oraz wykluczeniem z rodziny był większy niż nieszczęście, jakie ją spotkało. Więc nigdy z nikim o tym nie będzie rozmawiać – obiecała sobie. Wymaże imię tego mężczyzny, nigdy go nie wypowie, wymaże to co się stało, usunie ten dzień. Nigdy nic się nie zdarzyło, nie było tego dnia, nie istnieje ten człowiek. Przecież potrafi to zrobić. Nie będzie o tym myślała. Nigdy! Albo... albo go zabije. Tak, zabije go. Zabije. To jedyne wyjście by ocalić siebie, skoro nie potrafi cofnąć czasu. Da radę, na pewno da.

Nazajutrz nie poszła do szkoły, a zaplamione prześcieradło wytłumaczyła miesiączką, tak długo wyczekiwaną, pierwszą w życiu. Udało się. Nikt nie zauważył, że była już inna, naznaczona, gorsza. A jednak, kiedy zjawiła się w szkole, odniosła wrażenie, że wszyscy na nią dziwnie patrzą, że wszystko wiedzą, że wytykają palcami, śmieją się i szydzą. Obawiała się, że zdradza ją chód. Stąpała bowiem jakoś tak niepewnie i ostrożnie.

I to był koniec jej dzieciństwa. W strachu, wzgardzie i upokorzeniu.

To już za nią. Teraz już wiedziała, że im młodsza jest zgwałcona kobieta, tym bardziej obwinia siebie. Teraz już wiedziała, że sama, bez pomocy z zewnątrz, nie była w stanie o tym rozmawiać. Teraz już wiedziała, dlaczego tak nisko siebie ceniła oraz uważała, że nie jest warta niczyjej miłości i zainteresowania. Teraz już wiedziała, skąd się brała jej niepewność, często przykrywana butą i buntem, całkowicie niezrozumiałym dla najbliższego otoczenia. Była taka, jak te trzy szesnastowieczne, brązowe figurki „écorché”*, stojące w muzeum, na komodzie w sali z zachodnioeuropejskim malarstwem, pod obrazem Petera Paula Rubensa, przedstawiającego św. Helenę*. Przechodząc przez to pomieszczenie, z czułością i zrozumieniem spoglądała w ich stronę - wy też wiecie, co to znaczy być tak całkiem pozbawioną ochronnej skóry, z nerwami na wierzchu. To one znały jej - nigdy nikomu nie powierzoną - tajemnicę.

* ecorche z jęz. francuskiego - oskórowany, po włosku - spellato. Figury anatomiczne człowieka pozbawionego skóry. Znajdujące się w Collegium Maius trzy brązowe figurki wykonał we Florencji Pierre Franqueville, po 1570 roku. Jedna z nich jest szczególnie przejmująca, bowiem ma przerzuconą przez ramię własną, zdartą z całego ciała, skórę.

* obraz Petera Paula Rubensa (1577 - 1640), przedstawiający cesarzową Flavię Julię Helenę - matkę cesarza Konstantyna Wielkiego (ogłoszoną świętą), namalowany został ok. 1625 roku. Najprawdopodobniej do portretu pozowała druga żona malarza Helena Fourment.



cdn.
Ostatnio zmieniony 14 maja 2015, 21:39 przez Lucile, łącznie zmieniany 2 razy.
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: W cieniu arkad - przejście

#2 Post autor: Gorgiasz » 29 kwie 2015, 13:50

Bardzo dobrze napisany tekst, bezbłędnym wręcz stylem, przekonujący i prawdziwy, z wnikliwą, być może nawet profesjonalną analizą.

Trochę tylko niepokoi mnie zakończenie. Informacje ze świat sztuki, skądinąd bardzo ciekawe i wartościowe zarówno same w sobie jak i niosące określony sens paralele (sam ich często używam), wydają się w tym wypadku nie wypływać z całości, sprawiają wrażenie wręcz przypadkowych, „przyszytych” (zwłaszcza odwołanie się do kobiecych postaci Rubensa, które mają przysłowiowe „rubensowskie kształty”, podczas gdy bohaterka była wręcz nienaturalnie szczupła) i przez to nieco obcych. Również jej wizyta/wizyty w muzeum wypływają z nicości, niczym się nie tłumaczą, nie komponują. Rozbudowałbym ten fragment, wplatając go płynnie w całość opowieści, tak, by stanowił z nią integralną całość, płynnie z niej się wyłaniał, nabierając większego blasku w roli podsumowującego akordu.

Jeszcze takie drobiazgi zauważyłem:
Da radę, przecież jest mocna.
Napisałbym „silna”. Wprawdzie trąci to trochę sloganem, ale „mocna” jakoś nie wydaje mi się odpowiednie. Może poszukać jeszcze czegoś innego.
Opowie, jak to była z nim w tej znanej kawiarni „Pod arkadami”
Nazwę lokalu, bardziej jest przyjęte zapisywać w formie: „Pod Arkadami”.
Przed wejściem do kawiarni zdjął z jej głowy szkolny beret a z rękawa oderwał tarczę.
Przecinek przed 'a' chyba gdzieś się zapodział.
A jednak, kiedy zjawiła się w szkole, wydawało jej się, że wszyscy na nią dziwnie patrzą, że wszystko wiedzą, że wytykają ją palcami, śmieją się i szydzą.
„Jej – nią – ją” . Za dużo tych zaimków. Z „ją” na pewno można zrezygnować. Sądzę, że z „na nią” również.
I trzy razy „się” w tym zdaniu. W następnym jest także.

Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

Re: W cieniu arkad - przejście

#3 Post autor: Lucile » 29 kwie 2015, 22:45

Dobry wieczór Gorgiaszu,
miło mi i bardzo dziękuję :rosa: za tak przychylny komentarz :) Dziękuję także za wychwycenie nieścisłości i błędów - już poprawiłam - chociaż obawiam się, że być może, jakieś jeszcze się znajdą. Będę wdzięczna za ich wskazanie.
Co do mojej bohaterki, to ona jest jedną z głównych postaci całego cyklu opowiadań, składających się (przynajmniej taką mam nadzieję) na większą całość, pod wspólnym tytułem "W cieniu arkad". Ta "całość" ciągle jest w trakcie powstawania. Pomyślałam sobie, że spróbuję pisać ją tak, aby poszczególne rozdziały można było potraktować także, jako samodzielne jednostki. Oczywiście, już widzę, że to nie takie proste i raczej "nie zdałam egzaminu". Może, jak odważę się zamieścić kolejne, będzie to bardziej czytelne.
Wyjaśniam więc te odwołania do sztuki. Bohaterka jest kustoszem w bardzo interesującym muzeum. Kocha to miejsce i jest z nim szczególnie związana. Obcując ze znajdującymi się tam eksponatami, poznając ich historię, podziwiając piękno, oprowadzając po zbiorach - bywało że wyjątkowych Gości - urządzając muzealne wystawy, równocześnie "przerabia" swoje życie. Zagłębiając się coraz mocniej w historię tego miejsca i poszczególnych obiektów "widzi" jego przeszłość i stąd fabuła dzieje się w dwóch czasach - współczesnych oraz w XV i XVI wieku. Dzieje, a także reminiscencje innych bohaterów sięgają również innych stuleci. Jej "alter ego" z historycznego czasu (co było do przewidzenia) jest mężczyzną ;)
Ponieważ nie prowadzę akcji chronologicznie, rozdziały (opowiadania) powstają w przypadkowej kolejności, nie zdecydowałam się zamieszczać tych tekstów w dziale cdn. I jeszcze jedno, ambitnie sobie założyłam, że będzie to także coś w rodzaju osobistego przewodnika po zbiorach dzieł sztuki i nauki znajdujących się w tym muzeum. W tekście znajdują się ich alternatywne historie, a w przypisach - których jest już dobrze ponad setka - ich prawdziwy muzealny opis.

Jeszcze raz dziękując za wizytę i tak wnikliwą analizę, przesyłam serdeczności :)

Miłego wieczoru :kofe:
Lucile :rosa:
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: W cieniu arkad - przejście

#4 Post autor: eka » 04 maja 2015, 0:01

Bardzo starannym słowem ujęte traumatyczne wydarzenie, Lu.
Przejmuje ta relacja.
Narrator jest wszechwiedzący, trzecioosobowy. Zastanawiam się, jak zwiększyłaby się siła rażenia opowiadania, gdyby napisane było w narracji pierwszoosobowej, no i chyba złamałyby konwencję relacji - dialogi.
Pozdrawiam.
:rosa:

Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

Re: W cieniu arkad - przejście

#5 Post autor: Lucile » 11 maja 2015, 2:00

Dobry wieczór Eko,
przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale z powodu nawału różnorodnych zajęć, dawno nie odwiedzałam Forum.
Za słowa:
eka pisze:Bardzo starannym słowem ujęte traumatyczne wydarzenie, Lu.
Przejmuje ta relacja.

bardzo Ci dziękuję :rosa: Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna.
eka pisze:Zastanawiam się, jak zwiększyłaby się siła rażenia opowiadania, gdyby napisane było w narracji pierwszoosobowej,
przyznam, że myślałam o tym, jednak doszłam do wniosku, że "bezpieczniej" będzie napisać ten tekst w 3 osobie. Obawiałam się, że nie potrafię dobrać odpowiednich słów, by tę historię poprowadzić w 1 osobie i tym samym tekst stanie się "kiczowato - melodramatyczny". Zapewne z tego samego powodu brak w nim dialogów. Założyłam, że dotykanie tak drażliwego i bolesnego tematu, powinno być relacją - taką prawie beznamiętną. A na ile mi się to udało, i czy w ogóle się udało, to już inna sprawa. Sądząc z braku komentarzy - raczej nie.

Życząc Ci miłych, słodkich snów, jak pięknie wyrażają to Włosi - sogni d`oro - serdecznie pozdrawiam
Lu.
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: W cieniu arkad - przejście

#6 Post autor: skaranie boskie » 14 maja 2015, 17:28

Lucile pisze: Czy rozwód spowodował, że powróciła i to z taką siłą. Czy z powodu tego, co się jej kiedyś przydarzyło nie potrafi, a raczej nie jest już zdolna do miłości.
Na mój gust brakuje tu pytajników.
Lucile pisze:A to, że nie wyglądała tak, jak jej koleżanki, w ogóle nie brała pod uwagę.
Tego. A jeśli uparcie "to", to zmień konstrukcję zdania, bo w obecnej potrzebny jest dopełniacz.
Pani kustosz - ukłon w stronę bohaterki ;) - ukończyła polonistykę (widzisz, czytam dokładnie) i zapewne wie, że biernika używamy w trybie oznajmującym i rozkazującym (brać coś pod uwagę), w przeczeniach zaś, tudzież opisach konieczny jest celownik (nie brać czegoś pod uwagę, branie czegoś pod uwagę, bądź opowiadanie o tym braniu).
W razie wątpliwości odsyłam do działu Patki. ;)
Lucile pisze:powinno sprawiało przyjemność.
Hmm... A nie powinno? Czy może nie sprawiało? A może powinno sprawiać, choć nie sprawiało?
Lucile pisze:wracała z cotygodniowej lekcji gry na skrzypcach, czego zresztą szczerze nie lubiła
Jak nie lubiła wracania, to może powinna była zostawać do kolejnej lekcji?
Lucile pisze: w świetle ulicznej latarni mogła podziwiać ich wyszukane, unikatowe kształty. Stała, jak zahipnotyzowana, w kręgu złocistego światła ulicznej latarni
Nie dałoby się jakoś tego zmienić? Tyle tych ulicznych latarń, że zaczynam nabierać obaw, co do profesji bohaterki... Czyżby miała jakiś związek z niemieckim Lampen Putzen?
Lucile pisze:czy w ogóle się udało, to już inna sprawa. Sądząc z braku komentarzy - raczej nie.
Nie sugeruj się nigdy brakiem komentarzy.
Często bywa tak, że trudno znaleźć słowa, częściej jednak - co nagminne u mnie - czytanie odbywa się z wielodniowym opóźnieniem.
Pomimo dostrzeżonych usterek, jak również ważnego spostrzeżenia Gorgiasza na temat zakończenia, postanowiłem polecić ten tekst innym Użytkownikom do przeczytania. Warto.
I nadal podtrzymuję, że należałoby to przenieść do CIĄG DALSZY NASTĄPI, liczę bowiem, że nastąpi.
:kwiat: :kwiat: :kwiat:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Fałszerz komunikatów
Posty: 5020
Rejestracja: 01 sty 2014, 16:53
Lokalizacja: Hotel "Józef K."
Płeć:

Re: W cieniu arkad - przejście

#7 Post autor: Fałszerz komunikatów » 14 maja 2015, 18:37

Ciężko się czyta taką relację. Relację, bo tekst traktuję jak reportaż z lat dzieciństwa, ktorego koniec wyznaczyło traumatyczne wydarzenie. Zawsze trudno jest mi czytać o aktach agresji wobec kobiet, tak było i w przypadku tego opowiadania. Wzruszający zapis zbrodni na psychice, Lucile.
Zdobędę się jeszcze na jeden, choć pewnie dość trywialny, jak na tę sytuację, komentarz: bohaterka miała pecha, a nikt nigdy go świadomie do siebie nie przyciąga.

Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

Re: W cieniu arkad - przejście

#8 Post autor: Lucile » 14 maja 2015, 20:56

Dobry wieczór Skaranie i Fałszerzu,
bardo dziękuję :rosa:

Skaranie,
jestem Ci bardzo wdzięczna za uwagi i proponowane poprawki. Oczywiście, zaraz je naniosę. Aż mi wstyd, że w tekście tyle potknięć i niedociągnięć. :wstyd: Tym bardziej, że pomimo tych błędów, byłeś łaskaw go polecić. Dziękuję :rosa: czuję się zobowiązana do znacznie większej staranności. Wprawdzie moja bohaterka - przede wszystkim - jest historykiem sztuki i w tym zawodzie się realizuje, ale też i ukończyła filologię polską, czyli na nic tłumaczenia, że część z nich to zwyczajne niedopatrzenia i literówki. Każde niechlujstwo winno być wytknięte i ukarane. Mea culpa.
Tekst "W cieniu arkad" bardzo się rozrasta, chociaż nie powstaje chronologicznie i "jednowątkowo". Skaczę po tematach oraz okresach historycznych. Akcja (w kilku czasach) nie rozwija się linearnie i systematycznie. Bohaterowie też znajdują się w różnych okresach swojego życia, ba, wplecione są też opowieści pobocznych postaci itp. Prawdopodobnie powinnam poczekać z jego udostępnieniem do czasu, jak już będzie blisko ostatecznego kształtu, ale, ale... Przyznam, że bardzo chciałam poznać opinię czytelników, by po prostu wiedzieć, czy "ta cała moja pisanina" jest cokolwiek warta. A ponieważ na "8" znalazłam ludzi znających się na rzeczy - odważyłam się zamieścić fragmenty tej ciągle powstającej powieści. Dobrze, zgoda na przeniesienie tego do CDN, ale oczywiście sama tego nie umiem zrobić i ponadto nie wiem, czy sobie w tym dziale poradzę. Ale, wyzwań nigdy się nie bałam, więc - czemu nie.

Fałszerzu,

ogromnie mi miło, że zechciałeś tu zajrzeć. Dziękuję :rosa:
Fałszerz komunikatów pisze:Ciężko się czyta taką relację. Relację, bo tekst traktuję jak reportaż z lat dzieciństwa, którego koniec wyznaczyło traumatyczne wydarzenie. Zawsze trudno jest mi czytać o aktach agresji wobec kobiet, tak było i w przypadku tego opowiadania. Wzruszający zapis zbrodni na psychice, Lucile.
Tak, trafne spostrzeżenie, to opis zbrodni na psychice bardzo młodej osoby, której życie - prawdopodobnie - potoczyłoby się inaczej, gdyby nie to traumatyczne i skrywane przeżycie.

Panowie, dziękuję, pozdrawiam, miłego wieczoru życzę
Lucile :kwiat:
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: W cieniu arkad - przejście

#9 Post autor: skaranie boskie » 15 maja 2015, 22:13

Oczywiście przeniosę i udzielę instruktażu w sprawie linków, tylko napisz, proszę, jaka ma być kolejność tych trzech części. Następne już będziesz wklejała sama, więc kolejność ułoży się sama.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
zdzichu
Posty: 565
Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
Lokalizacja: parking pod supermarketem

Re: W cieniu arkad - przejście

#10 Post autor: zdzichu » 19 maja 2015, 22:10

Pani Lucile, nie wiem, jaka jest obowiązkowa kolejność czytania. Mnie te trzy fragmenty wyglądają na wyrwane losowo z jakiejś większej całości. Pewnie się mylę, ale takie mam odczucie. Przeczytałem wszystkie trzy i czuję niedosyt. To naprawdę dobra proza jest
i chętnie przeczytam tego więcej. Pisz więc, droga pani, pisz i dawaj tu do czytania.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie

ODPOWIEDZ

Wróć do „W cieniu arkad”