W cieniu arkad (rozdział 17) - Mirta i inkwizytor

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

W cieniu arkad (rozdział 17) - Mirta i inkwizytor

#1 Post autor: Lucile » 16 sie 2016, 19:02

od poczatku
w poprzednim odcinku

Rozdział XVII

Spiskie Podgrodzie – druga połowa piętnastego wieku

Mirta i inkwizytor

Kiedy po raz pierwszy stanęła przed obliczem sędziego, oczywiście bała się, była nawet przerażona, ale nie przypuszczała, że będzie to aż tak upokarzające. Ten, patrząc groźnym wzrokiem, oskarżył ją o uprawianie czarnej magii. Były do tego solidne podstawy. Wystarczy przecież jeden rzut oka na mocno poranionego, ze zniekształconą twarzą (zmiażdżony nos, przekrzywił się na jedną stronę a opuchnięte oczy miały granatowo siny kolor ) oraz rozbitą głowę wójtowicza, aby mieć pewność, że tylko czarami mogła tego dokonać. Czy taka drobna, niska, utykająca kobieta mogła pobić, ba, prawie zabić rosłego, silnego mężczyznę? Nikt przy zdrowych zmysłach w to nie uwierzy. Więc niech lepiej dobrowolnie przyzna rację oskarżeniom syna wójta i tym samym oszczędzi wszystkim kłopotu, a sobie przesłuchań.
Mirta bezradnie rozglądała się po pomieszczeniu, do którego ją doprowadzono. Niestety, oprócz milczącego, jak dotąd inkwizytora, miejscowego sędziego i jej prześladowcy z obandażowaną głową, tryumfująco patrzącego na nią, oraz kilku obcych osób, pewnie pomocników, nie zobaczyła żadnej znajomej twarzy. Ani śladu męża. Stoi sama, przeciwko tym wszystkim nieprzyjaznym ludziom.

- Ta bezwstydna czarownica, w jasny dzień, w rzece, zabawiała się z diabłem. Widziałem to na własne oczy! Szatan, przybrawszy postać węża, przypłynął pod wodą, a ta suka nie licząc się z niczym, rozdziawiła szeroko uda i spółkowała z nim. Widziałem to, niech mnie niebo ukaże, jeżeli kłamię. Jak tylko mnie zobaczyła, wyciągnęła w moim kierunku wskazujący palec i coś wymamrotała, nie zrozumiałem co, pewno zadała klątwę, bo zaraz coś mnie z ogromną siłą porwało, zakręciło i rzuciło na kamienie. Dobrzy ludzie mnie tam prawie bez życia znaleźli, odratowali, ale wiedźmy już nie było. Kto wie czy ta przeklęta kuternoga nie odleciała na miotle. Na brzegu pozostała sukienka i kosz. Ale i tak dobrze ją sobie zapamiętałem, to ona, ona! - Wykrzyczawszy ostatnie zdanie, syn wójta podszedł do stołu, za którym siedzieli sędziowie i z mściwym uśmiechem dodał – szlachetni panowie, zechciejcie obejrzeć ją sobie dokładnie, a zobaczycie, że szatan pozostawił diabelski ślad.

No to po mnie - przez głowę Mirty, jak błyskawica przemknęły słowa babki Lubomiry - niech nikt, nigdy nie zobaczy tego znamienia, bo będą kłopoty, wielkie kłopoty.

Inkwizytor, który do tej pory nie wydawał się zainteresowany toczącym się widowiskiem, spojrzał uważniej na stojącą przed nimi kobietę i skinął na stojących obok pachołków. Ci, zareagowali natychmiast. Zdarli z niej ubranie - wszystko; i suknię i koszulę. Usiłowała się zakryć, jedną ręką przysłaniała piersi, drugą łono. To nie zdało się na nic, siłą rozłożyli jej ramiona, a kopniakami zmusili do rozsunięcia nóg. Stała naga, „obmacywana”, przez oczy mężczyzn. Okręcali ją dookoła, tak aby sędzia i inkwizytor dokładnie obejrzeli ciało. Kiedy ich oczy powędrowały w kierunku ud, wiedziała, że to już koniec. - Zobaczą znamię i jakie wyciągną wnioski?

- Taaak, widzimy ten diabelski znak. Szatan odcisnął nieczystą łapę. Nie mamy wątpliwości, że ta niewiasta zaprzedała się którejś z piekielnych kreatur. Taaak, jaka szkoda, że ta wszetecznica, jest żoną tego dobrego mistrza Lubomira. Taaak, jak widzę, nie bez powodu wezwano nas, byśmy oczyścili miasto. Zrobimy to! Zabrać ją na tortury. Musi powiedzieć, kto jeszcze jest w nią w zmowie oraz jakimi to diabelskimi sztuczkami dosięgła tego dobrego, sprawiedliwego człowieka, który nie zawahał się i dzielnie, narażając nawet swoje życie, stawił czoło nieczystym siłom. Zastosujcie przewidziane prawem czynności, podwieście ją, przypiekajcie stopy oraz przede wszystkim nakłuwajcie to - po obejrzeniu nie mamy już żadnych wątpliwości - diabelskie znamię i uważnie patrzcie, jak ta czarownica reaguje. Musi też wyznać z którymi diabłami jest w zmowie.

Tryumfujący wzrok syna wójta prawie na wylot przewiercał jej upokorzone, nagie ciało. To jej ciało, którego – z powodu ułomności - przez tyle lat się wstydziła i to jej ciało, które ze zdumieniem odkryła, potrafiło być źródłem rozkoszy. Czy to grzech, jakiego względem niego dopuszczała się, doprowadził ją tu – przed oblicze tych nie znających litości ludzi? Czy właśnie rozpoczyna się kara, za popełniony czyn nieczystości, o którym, jako jednym z najcięższych, podniesionym głosem grzmiał z ambony prawie każdy ksiądz. Tak, właśnie znalazła się w przedsionku piekła i nie ma nadziei na wyzwolenie. Przynajmniej sprawca jej nieszczęść nie zdołał ją posiąść. - Przynajmniej tyle, że zdołałam się obronić. Przynajmniej tyle. I chociaż w obecnej sytuacji, słaba to pociecha, odniosłam moralne zwycięstwo – pocieszała sama siebie.

- Więc to tak będzie wyglądało. Jak ja to zniosę. Czy jest jeszcze dla mnie jakiś ratunek. Gdzie jest Lubo – myśli szalały w jej głowie, zimny pot zrosił górną wargę, a przez ciało przebiegały tak silne dreszcze, że bez pomocy nie była w stanie ustać. Szeroko otwartymi oczami, pociemniałymi z przerażenia, spoglądała na tych wszystkich mężczyzn, a kiedy jej wzrok zatrzymał się na moment na posiniaczonej twarzy syna wójta i ten wysyczał – doigrałaś się w końcu, sama sobie, ty wszeteczna suko, jesteś winna – zemdlała.

Mirta z trudem otworzyła zapuchnięte oczy, była tak oszołomiona, że zastanawiała się co się stało i gdzie jest. Dlaczego nie słyszy śmiechu Bernarda, który zawsze jest wesoły i hałaśliwy. Aha, przecież bladym świtem poszedł z mężem odwiedzić chrzestną matkę, bo Lubo właśnie przygotował dla niej lekarstwo. Więc dlatego zaspała. Chociaż jest tak ciemno, że chyba przespała cały dzień. Dziwne, nigdy to jej się nie zdarzyło. Usiłowała się podnieść i z jękiem opadła na zetlałą, brudną słomę. - To nie nasze łóżko!

Pomału docierała do niej rzeczywistość. Przez wysoko umieszczone zakratowane okienko – a więc jestem w piwnicy, dlaczego? – sączyło się nieco światła. Z trudem przekręciła głowę i zatoczyła dookoła wzrokiem. Znajdowała się w tym samym pomieszczeniu, z którego po raz pierwszy zabrali ją na przesłuchanie. Była tu jakaś kobieta, przypomniała sobie Mirta, ale teraz jest całkiem sama. Właściwie prawie nic nie czuła, ale nie była w stanie poruszyć żadną z kończyn. Głęboko nabrała powietrza i poczuła ucisk w klatce piersiowej. Zorientowała się, że leży wygięta, skrępowana w „kozła”, a łańcuch, owinięty dookoła wykręconych do tyłu rąk, przywiązany jest także stóp. Babka Lubomira wspomniała kiedyś, że tak właśnie wiązano czarownice. Ale, dlaczego ona tu leży? Zaczęły napływać wspomnienia ostatnich dni i, albo one, albo odzyskiwana świadomość, spowodowały, że wraz z pamięcią ogarnęła ją fala przeszywającego na wskroś bólu. Była przerażona, a strach zmroził nie tylko ją, ale i powietrze w tym ciasnym, wilgotnym lochu.

Przymknęła oczy i ze zdumieniem stwierdziła, że ktoś delikatnie trzyma jej powybijane ze stawów palce, ostrożnie masuje i przynosi ulgę. Właściwie nie musiała popatrzyć kto, bo od razu poznała dotyk babki Lubomiry. To spowodowało, że już nie była pewna gdzie jest. Pomyślała, że skoro jest razem z nią, to może opuściła już ten jedyny, znany świat. Czy to niebo? Nie, na pewno nie. Raczej czyściec, bo w niebie nic ją przecież nie powinno boleć, a już na pewno nie ma tam ciemnych, ponurych pomieszczeń.

- Cicho dziecko, cicho, nie ruszaj się, zaraz przestanie boleć, widzisz, już lepiej. Cicho dziecko cicho, nic nie mów, nie otwieraj oczu, Zaraz zabiorę cię do domu, już tam na ciebie czekają i Lubo i twój syneczek.

Rzeczywiście ból mijał, więc Mirta otworzyła pełne łez oczy, by zobaczyć bliską drogą twarz i może w końcu przepędzić straszy sen, z którego ciągle nie mogła się wydobyć. Niestety, tkwiła nadal w lochu z nienaturalnie wykręconym ciałem. I była całkiem sama. Nikogo nie widziała. Wzbierała w niej rozpacz, kiedy znowu usłyszała łagodny głos - dziecko cicho, cichutko, nie płacz, zamknij oczy, zaraz zaśniesz, widzisz już nie boli, nie bój się, będę przy tobie.

Wyrwaną z pół jawy, pół snu Mirtę, powleczono ponownie przed oblicze inkwizytora. Który to już raz? Nie pamiętała. Upływający czas oceniała po swoim, coraz bardziej zużytym ubraniu. Teraz były to już prawdziwe łachmany.

- Co powiedziała, przyznała się do spółkowania z diabłem oraz rzucenia czarów na tego biednego, sprawiedliwego człowieka.
- Jeszcze nie Wasza Przewielebność, ale poddaliśmy ją kilku próbom, z żadnej nie wyszła niewinna. Już pierwsza „próba wagi” dowiodła, że to czarownica i może łatać na miotle. Prawo wszak mówi, że każda wiedźma waży mniej niż czterdzieści dziewięć i pół kilograma, a ta tu ma niecałe czterdzieści osiem. Druga „próba łez” też dowiodła, że to czarownica. Już podczas golenia ohydnej diabelskiej sierści z czarciego zamienia, i to w takim miejscu, to też coś znaczy, wiła się jak opętana. Siedzący w niej szatan nie chciał, by pozbawiono go owłosienia, Potem, jak zgodnie ze wskazówkami, nakłuwaliśmy znamię, raz tylko okropnie wrzasnęła, najpierw szeroko otworzyła oczy, potem je zamknęła i pomimo tego, że kłuliśmy miejsce w miejsce, oczu już nie otworzyła i nie uroniła ani jednej łzy.
- Co mówiła, to ważne, przyznała się do czegoś.
- Nie Wysoki Sądzie, nic nie mówiła, tylko od czasu do czasu jęczała, takim niskim głosem, za niskim przecież jak na takie chuchro. Potem, jak zgodnie z zaleceniem włożyliśmy jej nogi w „hiszpańskie buty”, to już oklapła całkowicie. I tyle.
- Trzeba ratować jej nieśmiertelną duszę, kiedy ciało całkowicie oddała szatanowi. Przesłuchiwać tak długo, aż się przyzna. Macie się dobrze przyłożyć. Zastosować wodę i ogień. Zmusić do powiedzenia z jakimi czartami jest w zmowie. Bo to, że im uległa, jest oczywiste. Wiecie co robić. Przynieście mi przyznanie do wszystkich haniebnych czynów. Wczoraj ich sąsiadka zeznała, że ta czarownica już od dawna trudniła się rzucaniem uroków. A inna stwierdziła, że, jak spojrzała na ich małego synka, ten od razu dostał czkawki, a wieczorem miał gorączkę. Wprawdzie lekarz Lubomir wyleczył go z tej choroby, ale kto wie, jak było naprawdę. Może tylko usypiali naszą czujność.

- Trzymaj się dziecko, zaraz wezmę cię za rękę i nie będziesz odczuwać strachu. Nie, nie patrz na ich pełne wzgardy i nienawiści twarze - w głowie Mirty zabrzmiał łagodny głos babki Lubomiry. Poczuła, że to, co się wokół niej dzieje, staje się dalekie, zamglone i nieważne.
- Babciu nie zostawiaj mnie, dlaczego nie ma tu Lubo, babciu nie odchodź. Babciu, co się z nimi dzieje, czy są bezpieczni. A może Lubo też myśli, że jestem winna czarów i nie chce mnie widzieć. Babciu co stanie się ze mną?
- Wiem dziecko, że się boisz. Boisz o siebie i bliskich. Nie, Lubo nie wątpi w ciebie, przecież cię zna, ale nie pozwalają mu tu przyjść. Chcą, abyś się najpierw przyznała do konszachtów z diabłem.
- A jak im przyznam rację, to co się stanie.
- Mirto, nie mogę ci powiedzieć, że cię uwolnią. Ten nowy, przysłany inkwizytor, ma przykazane, aby ze Spiskiego Podgrodzia, tak blisko sąsiadującego z Kapitułą, przepędzić wszelkie szatańskie moce. Więc będzie chciał udowodnić, że jest niezastąpiony, tym bardziej, że nie ma przychylności biskupa. Na dodatek już ułożył sobie plan ulokowania tutaj swojej rodziny. A także pozbawienia lekarskiej praktyki twojego męża. Niestety, chociaż twój proces się jeszcze nie zakończył, wyrok już zapadł.
- Wyrok, jaki wyrok? Przecież jestem niewinna.
- Moje dziecko, to, że jesteś bez grzechu, o który cię oskarżają, nie ma żadnego znaczenia, Dlatego przyszłam, aby pomóc ci przejść na drugą stronę, tę po której ja jestem.
- A gdzie jesteś babciu?


- Odpowiadaj, od kiedy związałaś się z nieczystymi siłami! Jak nazywają się diabły, którym służysz? Czy twój mąż o tym wiedział i czy się na to zgadzał? Hej, słyszysz co się do ciebie mówi! Otwórz oczy i odpowiadaj. Przecież jesteśmy właśnie po to, aby ci pomóc. Mamy chrześcijański obowiązek ratować twoją nieszczęsną, zagubioną duszę przed piekielnymi mękami. Dlaczego ta nieszczęsna dziewka stoi nieruchomo i nic nie mówi! – inkwizytor zaczął się denerwować.

Był pewien, że sprawnie i szybko, bez większego wysiłku, upora się z tą dziewuchą, wprawdzie żoną szanowanego miejscowego lekarza, ale tym bardziej będzie jego zasługą, jak zdepcze w zarodku kiełkujące czarcie zło, które - jak już się o tym przekonał, i nie miał żadnych wątpliwości, tu się zalęgło. Może nawet tym samym uratuje innych, którym już ta para nie zaszkodzi, bowiem i jemu przyszło do głowy, że kto wie, czy nie są w zmowie. - Prawdopodobnie, jak to czarownice mają w zwyczaju, już dawno rzuciła zły urok również na swojego męża i teraz zamiast leczyć – podstępnie szkodzi. Już on potrafi zło wypalić ogniem! A i osada nie pozostanie bez medyka, już on o to zadba i sprowadzi zamężną siostrę. Jak to szczęśliwie się złożyło, że jej małżonek jest lekarzem. Tak, to najrozsądniejsze rozwiązanie. I z wielką korzyścią dla wszystkich. A i sprawiedliwości stanie się zadość.- Inkwizytor, zadowolony z tak dobrze rokującej sprawy, która nie powinna potrwać długo, szybko przecież potrafi rozprawić się z tą trzęsącą się przed nim nierządnicą (bo i to przyszło mu do głowy) - nie z takimi czarownicami dawałem sobie radę - zatarł ręce.

- Wysoki Sądzie, ona już od tygodnia nie wypowiedziała ani jednego słowa. A jak ją przesłuchujemy zamyka oczy, mocno zaciskając powieki. Czasami, kiedy mocniej, ale zawsze zgodnie ze wskazówkami, przesłuchamy, tylko jęknie i coś cichutko mamrocze pod nosem, ale co - nie wiadomo. Może to jakaś kolejna diabelska sztuczka. Dla naszego własnego bezpieczeństwa zawsze ma mocno związane ręce i nogi. Widać, że to jakaś zatwardziała czarownica. Nawet kiedy powiesiliśmy ją za ręce i przypalali żelazem, zgodnie z zaleceniem, przeprowadzając kolejną próbę ognia, nie przyznała się do swoich diabelskich praktyk.

- Babciu, jesteś tu?
- Jestem, Mirtuś, jestem.
- Mówiłaś o wyroku, co miałaś na myśli? Uratuj mnie, proszę.


- Czyż nie powiedziane jest, że kobieta jest przynętą szatana, zatruwającą męskie serca i dusze. - Głos inkwizytora brzmiał twardo i oskarżycielsko. – Mężczyzny szatan nie pokonałby siłą, musiałby użyć w tym celu podstępu, a do tego najlepiej nadaje się słaba, chwiejna niewiasta. Jak czytamy w Piśmie Świętym, tak stało się w raju. To Ewa była jego pośredniczką. Bez niej ta sztuka nie udałaby się szatanowi.

- Mirto, moje drogie dziecko jestem tu, niedługo skończą się męki, wytrzymaj jeszcze trochę. Zobaczysz swoich bliskich, a potem cię zabiorę do siebie i już nigdy nikt cię nie skrzywdzi, obiecuję….

- Wprowadzić świadków. Ilu ich jest troje. Dobrze najpierw sąsiadka. - Delikatny i łagodny głos babci zagłuszył rozkaz sędziego.
W serce Mirty wstąpiła nadzieja, kiedy w kobiecie, która stanęła przed sędziowską ławą zobaczyła najbliższą sąsiadkę Annę.

- Co masz do powiedzenia – usłyszawszy głos sędziego. Anna najpierw rzuciła okiem w kierunku Mirty, ale zaraz potem skuliła się w sobie i prawie szeptem zaczęła mówić:
- Na wiosnę, tak całkiem nagle, padła nasza jedyna krowa – żywicielka, a tydzień potem mojego starego drzewo przygniotło w lesie i leży teraz tak całkiem bez ruchu. A Mirta chwaliła moją krowę, że taka mleczna, jak również mojego męża, że taki robotny.
Anna wyprostowała się, podniosła głowę i oskarżycielsko wskazała ją palcem. - Więc od czego tak nagle to wszystko nam się porobiło? Teraz jasno widzę, że rzuciła zły urok. I na krowę i na mojego biednego męża. Zdziwiłam się, że mówi mi te miłe rzeczy, bo przecież wszyscy wiedzą, jaki z niej odludek i rzadko kiedy się odzywa. Czyli skumała się z nieczystymi siłami, wiedźma jedna.
- Czy może wtedy miałaś comiesięczną przypadłość? Odpowiadaj.
- Ja nie, ale czy Mirta nie wiem.
- A ty?- Inkwizytor skierował pytanie do Mirty.
- Nie pamiętam, nie pamiętam żebym cokolwiek zrobiła Annie, jej mężowi oraz ich krowie.

- Mirto nie słuchaj tego. Zamknij oczy i pomyśl o obłokach, na które tak lubiłaś patrzeć w dzieciństwie.
– Babciu, dobrze że jesteś, bardzo się boję. Dlaczego ona mi to robi.
- To rozpacz i głupota przez nią przemawiają.

Mirta już nie słyszała żadnych słów, ani tych w swojej głowie, ani tych okrutnych, niezrozumiałych. Wszystko, sala i ludzie w niej zebrani, zabarwiło się na czerwono i coraz szybciej wirowało. Straciła równowagę i zanim zdołali ją podtrzymać, bezwładnie osunęła się na podłogę.

Kiedy przyprowadzono ją ponownie do sali sądowej, było inaczej niż podczas poprzednich przesłuchań. Za sędziowskim stołem, oprócz znanego już z pierwszego przesłuchania sędziego, oraz inkwizytora z zakonu OO. Dominikanów, tego samego, przewiercającego zimnym, pozbawionym uczuć spojrzeniem, którego imienia nigdy nie poznała, ale i tak z całej jego postawy emanowała pogarda, chociaż nie miał pojęcia, jaka ona jest naprawdę, siedziało aż trzech innych duchownych. W serce Mirty wstąpiła nadzieja, kiedy w jednym z nich rozpoznała księdza Tobiasza, proboszcza z miejscowego kościoła, który – mój Boże, kiedy to było, jakby w jakimś innym życiu - udzielił im ślubu oraz ochrzcił Bernarda. Ba, bywał również częstym gościem w ich domu i lubił wdawać się w pogawędki z Lubomirem, jednocześnie „użyczając” małemu synkowi swojej nogi, jako huśtawki. Wszyscy w trójkę świetnie się bawili, zajadając z apetytem podsuwane przez Mirtę smakołyki. Miodowe ciasteczka, wg przepisu babki Lubomiry. Więc jest nadzieja. Rozejrzała się uważniej dookoła i ze zdumieniem oraz nagle kiełkującą radością rozpoznała - wśród zebranej w odgrodzonym miejscu publiczności - męża oraz stojącego obok niego Bernarda. - Jak oni się zmienili, przecież nie widzieliśmy się zaledwie… - niestety, nie wiedziała ile tego czasu minęło. Musiało jednak upłynąć kilka miesięcy, bowiem kiedy ją zamknięto było lato, a teraz z tego wysoko umieszczonego okienka w celi, wiało przenikliwym chłodem. To już chyba późna jesień, a może nawet zima. Zachłannie wpatrywała się w swoich najbliższych; posiwiałego męża oraz wyrośniętego, takiego nagle wydoroślałego, syna. - Jaki on już duży, poważny, a przecież to nadal tylko dziecko. - Jak dobrze, że ponad rok temu, usilnie przekonywana przez jeszcze żyjącą babkę i Lubomira, w końcu zgodziła się aby rozpoczął naukę, chociaż nie osiągnął jeszcze przewidzianego wieku, a ona nie chciała skracać mu beztroskiego, pozbawionego większych obowiązków dzieciństwa, no i tak egoistyczne, pragnęła go mieć jak najdłużej przy sobie. Bezradnie spojrzała na swoje związane łańcuchem ręce, którego koniec trzymał jeden z pilnujących ją strażników. Szarpnęła się do przodu, chcąc znaleźć się bliżej kochanych osób, ale tylko ściągnięty przez strażnika łańcuch, głębiej wbił się w jej i tak już poranione nadgarstki.

- Mirto, spokojnie, oni wiedzą, że ty ich kochasz i jesteś niewinna – łagodny, uspokajający głos babki Lubomiry ponownie zabrzmiał w jej głowie.

Wszystko dookoła nagle stało się bardzo mgliste, jak gdyby oddzielono ją półprzezroczystą zasłoną, nawet czas zwolnił swój miarowy, jednostajny bieg. Spojrzała na sędziowski skład, który tak lekko orzekł – winna, a wina zostanie wypalona ogniem – i zderzyła się z murem niechęci, a nawet obrzydzenia emanującego z ich twarzy. Twarde, pełne perwersyjnego okrucieństwa, spojrzenie inkwizytora współgrało z jego wyniosłą postawą, kiedy stojąc wskazywał ją palcem, jakby dla podkreślenia wagi wypowiadanych słów, bo przecież, oprócz niej, nie było żadnych innych osądzanych „przestępców”. Tu nie ma co liczyć na zrozumienie, a tym bardziej sprawiedliwość, lub chociażby na zwykłe, ludzkie współczucie. Spojrzała w kierunku proboszcza. Tak, jedynie ksiądz Tobiasz patrzył na nią ze współczuciem, a po jego policzku potoczyła się łza, którą, pochyliwszy głowę, dyskretnie starł rękawem, udając, że złapał go nagły kaszel.

- Ego te absolvo a peccatis tuis, in nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti. Amen – dobiegł do niej, ledwo słyszalny przeznaczony tylko dla jej uszu, szept księdza Tobiasza.

cdn.
Ostatnio zmieniony 28 sie 2016, 23:17 przez Lucile, łącznie zmieniany 2 razy.
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: W cieniu Arkad (rozdział XVII) - Mirta i inkwizytor

#2 Post autor: Gorgiasz » 21 sie 2016, 14:31

Bardzo dobry tekst, wspaniale napisany, pod względem siły wyrazu chyba najbardziej przejmujący z tego cyklu. Świetnie wpleciony motyw babci, przejmująco rozszerza obraz psychicznego stanu dręczonej ofiary. Tylko czyta się naprawdę ciężko, bo nie jest rzeczą przyjemną uzmysławiać sobie olbrzymie zło, na określenie i potępienie którego, brakuje słów, bo pewnych rzeczy chciałoby się czasem nie wiedzieć, bo trudno uwierzyć, że mogły one zaistnieć.

I jest rzeczą nieskończenie smutną, iż również dzisiaj, jest tak wielu ludzi, którzy wierzą i ufają instytucji, która wyrządziła ludziom tak wiele nieszczęść, cierpień i niesprawiedliwości.

Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

Re: W cieniu Arkad (rozdział XVII) - Mirta i inkwizytor

#3 Post autor: Lucile » 21 sie 2016, 18:49

Gorgiaszu,
jestem Ci bardzo wdzięczna za komentarz.
Istotnie, mnie też ciężko pisało się ten fragment.
Tym bardziej, że z powodu nienaprawialnej awarii mojego twardego dysku, znaczą cześć rozdziałów moich arkad muszę na nowo pisać,
a raczej starać się, na miarę mojej pamięci, odtwarzać.
Już sam ten problem jest... dużym problemem, nie mówiąc o poruszanym temacie :crach:
Cieszę się, że ciepło go przyjąłeś, chociaż jest znacznie skromniejszy od utraconego oryginału.
Ale - mleko już się wylało i nie ma co tego rozpamiętywać.

Za to kolejny rozdział będzie miał całkiem inny, pogodny, refleksyjny klimat.

Dziękuję i pozdrawiam
Lu :rosa: cile

ps. tym bardziej - thanks - iż Twój wpis spowodował, że ponownie zajrzałam do tekstu i - ku mojemu zawstydzeniu - od razu zauważyłam literówkę.
Więc - fałdów przysiądę i sczytam de novo
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: W cieniu Arkad (rozdział 17) - Mirta i inkwizytor

#4 Post autor: skaranie boskie » 18 lut 2017, 11:49

Gorgiasz pisze:Bardzo dobry tekst, wspaniale napisany, pod względem siły wyrazu chyba najbardziej przejmujący z tego cyklu.
To samo pomyślalem, a cytuję, żeby oddać sprawiedliwość czytającym wcześniej.
Lucile, jeśli to odtworzone z pamięci po utracie danych z dysku, to trać je częściej.

Olinkuję zaraz cdn (bo znów zapomniałaś) i biegnę czuyać dalej, z nadzieją na jeszcze smaczniejszą ucztę.
:rosa: :rosa: :rosa:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
zdzichu
Posty: 565
Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
Lokalizacja: parking pod supermarketem

W cieniu Arkad (rozdział 17) - Mirta i inkwizytor

#5 Post autor: zdzichu » 04 lut 2018, 12:29

Pomimo dość długich wakacji, pamiętam wszystkie poprzednie części, jakbym je dopiero przed chwilą przeczytał. Ten fragment jest pierwszym, jaki przeczytalem po powrocie i chylę czoła, pani Lucile, przed kunsztem, z jakim go stworzyłaś. Nie da się odejść od tego tekstu, przerwać czytania ot, tak sobie. Nie, to jest majstersztyk, natychmiast pędzę czytać kolejne ciągi dalsze, które już widzę, że nastąpiły. Spóźnie się na dzisiejszą wisienkę, ale chyba nie będę żalować, zresztą sypie śnieg i za wiele się zarobić nie da, więc za dużo nie stracę.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie

Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

W cieniu Arkad (rozdział 17) - Mirta i inkwizytor

#6 Post autor: Lucile » 04 lut 2018, 21:11

Drogi panie Zdzichu,
bardzo przepraszam, iż z mojego powodu spóźnił się pan na konsumpcję życiodajnej wisienki, która nigdzie nie smakuje tak wyśmienicie, jak na wiadomej ławeczce.
Mam też nadzieję, że Krzywy, a już szczególnie Bankier nie mieli pretensji, a jeżeli tak, to proszę podać im namiary na mnie, a ja spróbuję ich udobruchać, a raczej mówiąc wprost – przekupić solidnym zapasem wisienki.
Mówiąc szczerze, bardzo mi było potrzeba „takiego kopa” - aż poczęła nieśmiało kiełkować chęć powrotu do pozostawionych i opuszczonych bohaterów „Arkad”.
I za to jestem bardzo, bardzo wdzięczna, nie mówiąc już o tym, że aż tyle fragmentów mojej – ciągle nieukończonej - powieści zechciał pan, drogi Zdzichu (jeżeli wolno mi tak się zwrócić), wydobyć z przepastnych piwnic wieżowca.
Serdeczności przesyłam wraz z toastem :vino: oby nam się!
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

ODPOWIEDZ

Wróć do „W cieniu arkad”