W cieniu arkad (rozdz.18, cz.2 ) Łucja i pierwszy ślad Iva

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

W cieniu arkad (rozdz.18, cz.2 ) Łucja i pierwszy ślad Iva

#1 Post autor: Lucile » 14 wrz 2016, 17:57

od poczatku
w poprzednim odcinku

Część 2. Łucja i "la bella Italia"

Łucja i pierwszy ślad Iva

W ciszy szły, właściwie skradały się, wąskim, pogrążonym w chłodnym półmroku korytarzem. Podniecone, niecodzienną przygodą, cichutko chichotały, a jedna drugą uspokajała – ciii, przestań już, przecież z pewnością naruszamy spokój tego miejsca, a kto wie, czy i nie klauzulę.
- To co robimy, wycofujemy się?
- Coś ty! W żadnym razie, skoro dotarłyśmy aż tutaj, idziemy!
- Byłaś już kiedyś w takim miejscu?

Myśli Łucji natychmiast powędrowały do Krakowa i klasztoru oo. Franciszkanów. Właśnie przygotowywała kolejną muzealną ekspozycję. Wiedziała, że w krużgankach tego klasztoru, wśród innych obrazów, znajduje się portret biskupa Piotra Tomickiego*, namalowany przez Stanisława Samostrzelnika* około tysiąc pięćset trzydziestego roku. Bardzo chciała go mieć na wystawie, chociaż nie była pewna, czy uzyska zgodę przełożonego klasztoru - ojca gwardiana. Sprawa nie była prosta, także z powodów technicznych oraz konserwatorskich. Sam obraz, wielki, namalowany temperą na desce, a raczej kilku deskach, był potwornie ciężki, wisiał wysoko i na dodatek... smigłował*. - A co tam, nie takie sprawy już załatwiałam. - Poszła, bo cóż miała do stracenia – albo załatwi, albo nie. Rozmowa z ojcem gwardianem była miła i owocna, ba, zaproponował także obejrzenie innych renesansowych zabytków przechowywanych w klasztorze. W tym celu musieli przejść przez część dormitorium, w której mieszkali zakonni bracia. W milczeniu szli długim, pomalowanym na biało korytarzem. Zdumiona, że pozwolono jej zanurzyć się w tę atmosferę - ascetyczną, od razu tak pomyślała – z ciekawością spoglądała na szereg drzwi po obydwu stronach korytarza. Już, już - swoim zwyczajem - chciała je przeliczyć, kiedy rozległ się wysoki, przejmujący dźwięk dzwonka. Drgnęła spłoszona, instynktownie uchwyciwszy gwardiana na rękaw. W tym samym momencie, równocześnie otworzyły się wszystkie drzwi. Z cel, także równocześnie, zaczęli wychodzić zakonnicy. W różnym wieku, jednak przeważali starsi, siwowłosi, z pochylonymi głowami. Zafascynowana niecodziennym widokiem, głośno wciągnęła powietrze. Na ten odgłos mnisi podnieśli głowy, a na ich twarzach rysowała się niewiara w to, co widzą oraz ogromna dezaprobata.
Ojcze gwardianie, kobieta, co tu robi kobieta!
Wyjaśnienie było banalne.Wybiła godzina trzynasta i dzwonek wzywał zakonników na posiłek.

Aneta z Łucją zatrzymały się na progu niewielkiego pomieszczenia. W głębi klasztornej celi, przy dużym, rzeźbionym biurku siedział zakonnik. Siwe włosy, na które padały, z umieszczonego wysoko, niewielkiego okna, słoneczne promienie, tworzyły dookoła jego pochylonej głowy świetlistą aureolę. Zawstydzone, nie wiedząc jak się zachować w niezręcznej sytuacji niedyskretnych podglądaczek, stały znieruchomiałe. Pierwsza oprzytomniała Aneta.

- Scusate padre, vi prego perdonarci*.

Wydawało się, że przeprosiny nie dotarły do uszu starego mnicha. A więc, nie zostały zdemaskowane. Najwyższa pora dyskretnie wycofać się, nie zakłócając jego spokoju.
Zakonnik nie wydawał się zaskoczony niespodziewaną wizytą. Wolno, jakby z ociąganiem, uniósł głowę a jasne, prawie przeźroczyste oczy otoczone siecią zmarszczek, z zainteresowaniem wpatrywały się w nieproszonych gości.
Łucja poczuła się dziwnie, jakby brała udział w powstawaniu filmu. Bez znajomości scenariusza, z zacinającą - lub niespodziewanie przyspieszającą - taśmą, która akurat teraz działała w zwolnionym tempie.
Starzec i one patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę. Zatrzymane jego spojrzeniem, nie wiedziały, jak się zachować. Czuły jednak, że wycofanie bez słowa, będzie jeszcze bardziej nietaktowne, niż to nagłe wtargniecie w spokój i intymność jego pracy. Stały więc, takie skonfundowane i niezdecydowane.

- Da dove venite?*
- Ja, z Niemiec, z Norymbergii.
- A ja, z Polski, z Krakowa.
Zgarbione dotąd plecy mnicha lekko wyprostowały się, w oczach błysnęło zainteresowanie.

- Da Cracovia. Che bello*. Kiedyś studiowałem na tamtejszym uniwersytecie.
- Tak, co za zbieg okoliczności! Ja też, a teraz tam pracuję - w Collegium Maius - w muzeum.
- Collegium Maius, tam gdzie jest biblioteka?
- Biblioteka Jagiellońska już od kilkudziesięciu lat jest w innym miejscu, ma nowy gmach*, a w Collegium Maius mieści się uniwersyteckie muzeum.
- No proszę, ja zapamiętałem ją w tym pięknym palazzo, chociaż trochę przytłaczał stylem – obcym mi, takim wyniosłym, powiedziałbym północnym, anglo – germańskim, zimnym neogotykiem*.

Łucja, słuchając tych słów, natychmiast pomyślała o krakowskim, nadwiślańskim neogotyckim stylu. Jej nie wydawał się zimny, ani oschły. Wprost przeciwnie. Choćby kościół św. Józefa*, w Podgórzu - taki „koronkowy”.

- Come tu chiami*.
- Io, Lucia*.

Prowadząc tę rozmowę, w dalszym ciągu stały w drzwiach, nieco mniej zażenowane, ale nadal niezdecydowane. Wprawdzie nie zostały od razu przepędzone, ba, nawet właśnie wdały się w pogawędkę, jednak, w dalszym ciągu nie wiedziały, jak postąpić; czy mają prawo wejść do pomieszczenia, czy zamienione kilka zdań upoważnia je do tego? Chyba nie, bowiem ze strony zakonnika nie padło zaproszenie.

- Che bel nome, mia nonna cosi si chiamava e anche... una ragazza. Dio! Quello sono maleducato, prego, venite*.

W końcu przekroczyły próg i znalazły się w sanktuarium ich interlokutora. Cela okazała się niewielka, prawie jedną czwartą powierzchni zajmowało pięknie rzeźbione, wykonane z czarnego mahoniu, biurko. Za nim, na półkach, sięgających sufitu, leżały stosy woluminów. Kiedy zrobiły dwa kroki, okazało się, że z lewej strony, w rogu, otwierała się niewielka wnęka, a może raczej półokrągły wykusz, pięknie, łukowato sklepiony, z niewielkimi drzwiami – może do ogrodu – przyszło Łucji do głowy. Z prawej natomiast, znajdował się klęcznik, a tuż za nim wąska, niewysoka ława. Spojrzały w jej kierunku.

- Si, accomodate*.

Grzecznie usiadły, zachwycone tą niespodziewanie i zachęcająco rozwijającą się przygodą.

- Ojcze, czy mogę zapytać co i kiedy ojciec studiował w Krakowie?
- Byłem tam dwa lata, jeszcze przed drugą wojną, a studiowałem filozofię i historię sztuki.
- To może ojciec poznał prof. Karola Estreichera, wtedy chyba doktora historii sztuki.
- Tak, oczywiście, nawet mam tu gdzieś jego książkę „Nie od razu Kraków zbudowano”.

Kiedy staruszek, odwróciwszy się, szukał wśród książek, w nieładzie leżących tuż na nim, Łucja spojrzała na milczącą Anetę - rozumiesz coś z tego? - Ta, nie zdążyła odpowiedzieć, bowiem zakonnik odezwał się mocno łamaną polszczyzną.

- Dove jest. Była tra inna libri. Io mam edizione raro, z mille novecento quaranta cztery*.
- To ojciec zna mój język?
- Dziecko, już przeszło pół wieku nie miałem okazji, by w nim rozmawiać, ale coś tam mi jeszcze zostało. - A ogród profesorki to jeszcze jest?
- Jest. I to bardzo ładnie odnowiony.
- Lucia, jak wrócisz do Krakowa, przyjrzyj się dobrze podmurówce budynku Librarii od strony ogrodu, pod zachodnim oknem.
- Dlaczego?
- Może jeszcze znajdziesz tam cegłę z napisem Ivo lat.
- Co to znaczy?
- I to jest pytanie. Ivo, to imię, a lat, może być skrótem od łacińskiego słowa latebra - kryjówka, latens – ukryty, ale też, po prostu, od later – cegła.
- Ale dlaczego ojciec mi o tym mówi?
- Stary już jestem, bardzo stary. Od lat z nikim się nie kontaktowałem, wybrawszy po wojnie, która zabrała mi całą rodzinę, życie pustelnika. Od roku, ze względu na stan zdrowia, przygarnięto mnie do tego klasztoru. Ot, siedzę tu, porządkuję księgozbiór i staram się spisać historię tego miejsca, a przede wszystkim – wspominam przebrzmiałą młodość... wspominam, wspominam...
- A co z tą cegłą? - Powiedziawszy to, bardzo się zawstydziła, taki nietakt – mi scusa padre.

W ich interesującą rozmowę wdarł się odgłos kroków. Drgnęły, zaniepokojone.
- Nie pora o tym teraz mówić. Ty, Lucia, przyjdź jutro, o tej samej porze, na furcie powiedz, że do mnie.
- Czyli do kogo?
- Nie powiedziałem, no tak, ta moja pamięć, nie tylko nogi, coraz bardziej szwankuje.
Dopiero teraz zauważyły, że zakonnik nie siedzi na zwykłym fotelu, ale na … inwalidzkim wózku. Zmyliło je skórzane, wysokie, ujęte w rzeźbioną, drewnianą ramę, oparcie.
- Io sono padre Francesco.

Podeszły do drzwi, ale mnich przywołał je z powrotem.

- Nie, nie wracajcie tą sama drogą, widzicie tamte drzwi? - Zwrócił głowę w kierunku wykusza – idźcie z Bogiem.

-------------------------------------------
* Piotr Tomicki (1464 - 1535), biskup krakowski, podkanclerzy koronny. W owym czasie, dwór biskupa gromadził wielu wybitnych artystów i uczonych. Był ośrodkiem wiedzy i kultury, promieniującym na cały kraj. Biskup roztaczał opiekę nad młodymi, zdolnymi, ambitnymi ludźmi, np. nad Andrzejem Noskowskim, późniejszym biskupie płockim, któremu Mazowsze zawdzięcza renesansową architekturę.

* Stanisław Samostrzelnik (ok. 1480 - 1561), polski malarz początku renesansu, miniaturzysta, cysters. Autor m.in. iluminacji Modlitewnika królowej Bony, Katalogu arcybiskupów gnieźnieńskich, a take polichromii w opactwie cysterskim w Mogile.

* Śmigłowanie - popularne określenie z zakresu konserwacji starych obrazów malowanych na desce, a raczej kilku deskach. Opisuje specyficzne (po skosie) odkształcenia podłoża obrazu.

* Przepraszamy, wybacz nam ojcze.

* Skąd jesteście?

* Z Krakowa. Pięknie.

* Nowy gmach Biblioteki Jagiellońskiej powstał przed II wojną światową. Przenoszenie księgozbioru zakończono już podczas okupacji, w 1940 r.

* Collegium Maius zostało przebudowane w stylu neogotyckim w latach 1840 - 1870. Rozebrano mocno zniszczone części (pólnocno- zachodnie) gmachu, zasypano piwnice, przebudowano fasadę i budynek stracił pierwotny, humanistyczny (jak to określał prof. Estreicher jun) charakter. Tak odnowione Collegium, stało się siedzibą Biblioteki Jagiellońskiej. Dopiero w latach 1948 - 1964, prof.Estreicher przywrócił mu dawny kształt i wygląd.

* Kościół pw. św. Józefa przy Rynku w Podgórskim, wybudowany został w latach 1905 - 1909, wg projektu Jana Sas - Zubrzyckiego, w tak zwanym stylu nadwiślańskim, czyli polskiej odmiany neogotyku.

* Jak masz na imię?

* Ja, Łucja.

* Jakie piękne imię, nosiła je moja babcia, a także... pewna dziewczyna. Boże, ale jestem źle wychowany! Proszę, wejdźcie.

* Rozgośćcie się.

* Jestem ojcem Franciszkiem.

* Gdzie ona jest. Była pomiędzy innymi ksiazkami. Mam rzadkie wydanie z 1944 roku.


cdn.
Ostatnio zmieniony 23 wrz 2016, 23:50 przez Lucile, łącznie zmieniany 2 razy.
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
pallas
Posty: 1554
Rejestracja: 22 lip 2015, 19:33

Re: W cieniu Arkad (rozdz.18, cz.2 ) Łucja i pierwszy ślad I

#2 Post autor: pallas » 21 wrz 2016, 19:24

Przeczytałem i jak zawsze mi się podobało. Ojciec Francisco szczególnie i podróż Łucji z koleżanką. Aż czułem te ciasne i wilgotne korytarze. Trochę się w powieści rozjaśnia. Ale oprócz tego podobają mi się przypisy, które zawsze czytam. Pozwalają mi się dowiedzieć czegoś więcej i pomagają zrozumieć treść. Tylko jedno zastrzeże, wiem, że języki obce trzeba znać, a ja z nim na bakier. To włoski czy też łacina mogło by być przetłumaczone w przypisach, bo chciałbym wiedzieć co sobie mówią Łucja i ojciec Francisco. A korzystać z tłumacza googel nie chce tłumaczyć, bo to pożal się Boże. Wolę sam, ale aż tak dobrze nie znam ani włoskiego, a tym bardziej łaciny. Ode mnie tyle, czekam na więcej.

Piotr :)
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
/Dante Alighieri - Boska Komedia/

Awatar użytkownika
alchemik
Posty: 7009
Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy

Re: W cieniu Arkad (rozdz.18, cz.2 ) Łucja i pierwszy ślad I

#3 Post autor: alchemik » 21 wrz 2016, 19:37

Ja za Piotrem, coby przetłumaczyć w przypisach.
Choć akurat wszystko zrozumiałem.
Niech się inni nie męczą, albo nie zostaną zdezorientowani.

Wciąga, la strega, masz przepiękny fach, nie wspominając o wiedźmowym.

alchimista
Jurek
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!

G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: W cieniu Arkad (rozdz.18, cz.2 ) Łucja i pierwszy ślad I

#4 Post autor: Gorgiasz » 21 wrz 2016, 20:58

Bardzo ładnie, jak zwykle. Przeskok w czasie zwiastuje rozwinięcie akcji.
Z cel, także równocześnie, zaczęli chodzić zakonnicy.
"wychodzić"
Ojcze gwardianie, kobieta, co tu robi kobieta!
Wyjaśnienie było banalne. Dzwonek wzywał zakonników na posiłek.
Dzwonek był wyjaśnieniem obecności kobiety? Hm...
- Dove jest. Byla tra inna libri. Io mam edizione raro, z mille novecento quaranta cztery.
- To ojciec zna mój język?
- Dziecko, już przeszło pół wieku nie miałem okazji, by w nim rozmawiać, ale coś tam mi jeszcze zostało. - A ogród profesorki to jeszcze jest?
Pierwsze zdanie wypowiada mieszanką włoskiego i niegramatycznego polskiego, a następne już czysta polszczyzną.

Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

Re: W cieniu Arkad (rozdz.18, cz.2 ) Łucja i pierwszy ślad I

#5 Post autor: Lucile » 23 wrz 2016, 23:00

Serdecznie witam miłych panów
Piotra, Jurka i Gorgiasza
pallas pisze: Aż czułem te ciasne i wilgotne korytarze. Trochę się w powieści rozjaśnia. Ale oprócz tego podobają mi się przypisy, które zawsze czytam. Pozwalają mi się dowiedzieć czegoś więcej i pomagają zrozumieć treść.
miło mi Piotrze, dziękuję. :)
I - tak jak chcesz - uzupełnię o tłumaczenie "włoszczyzny" w przypisach.
A propos przypisów, cieszę się, że Cię zainteresowały.
Dodając je - chociaż uważam za niezbędne i immanentne w mojej powieści - i tak byłam/jestem pełna obaw, czy nie "przynudzam".
alchemik pisze:Wciąga, la strega, masz przepiękny fach, nie wspominając o wiedźmowym.
już sama nie wiem, Jerzy, która profesja jest mi bliższa :cha:
A może jest tak, że jedna wypływa z drugiej, a już z pewnością są kompatybilne
i świetnie się uzupełniają. Nie bez kozery w Collegium Maius jest pracownia alchemiczna.
A w niej... mumia kota. Tego samego, który dawno, dawno temu siedział na moim ramieniu,
kiedy razem, z ukrycia - wszak niewiastom przez stulecia wstęp w szacowne progi Alma Matris
był najsurowiej wzbroniony - podglądaliśmy wspaniałe, niezrozumiałe (wówczas), magiczne praktyki alchemiczne.
Zapomniane szklane alembiki, retorty, a nawet "pelikany", nie tylko wtedy, ale i dzisiaj cieszą oko koneserów, a także moje.
Alchemią, w krakowskiej wszechnicy, zajmowali się niektórzy profesorowie, szczególnie medycyny.
Do naszych czasów przetrwały szesnastowieczne traktaty alchemiczne Adama z Bochenia (inaczej Adamusa Polonusa),
nadwornego lekarza aż trzech polskich królów: Jana Olbrachta, Aleksandra Jagiellończyka i Zygmunta I Starego,
oraz Macieja z Miechowa (zwanego Miechowitą),
lekarza, alchemika, astrologa, geografa, historyka, pisarza, a także ośmiokrotnego rektora Akademii Krakowskiej.
Ba, przez wieki krążyła pogłoska, jakoby pożar w 1492 roku, który strawił niemalże wszystkie budynki Collegium Maius,
był spowodowany tymi praktykami.
Ale to trzeba między bajki włożyć.
Przyczyna była inna - przecież tam byłam, widziałam - kot mi świadkiem ;)
Gorgiasz pisze:Cytuj:
Z cel, także równocześnie, zaczęli chodzić zakonnicy.

"wychodzić"

Cytuj:
Ojcze gwardianie, kobieta, co tu robi kobieta!
Wyjaśnienie było banalne. Dzwonek wzywał zakonników na posiłek.

Dzwonek był wyjaśnieniem obecności kobiety? Hm...
Dziękuję, Gorgi, za zatrzymanie się przy kolejnym fragmencie powieści,
nieustannie "pączkującej w różniastych kierunkach", oraz wyłowienie "zjedzonych" literek.
Zaraz poprawię.
Ta historia zdarzyła się naprawdę. Do jej pory pamiętam ten zaskakujący widok,
kiedy to - niemalże równocześnie z dzwonkiem wzywającym na obiad (była godz. 13.00) -
jednocześnie otworzyły się wszystkie cele, tak jakby zakonnicy za drzwiami, z rękoma na klamkach, czekali na ten dźwięk.
A to pomieszanie języków? Myślałam, że wystarczy taki zabieg, aby wprowadzić w klimat.
Nie chciałam mnożyć przypisów (wydawało mi się, że z kontekstu tak napisanej rozmowy,
bez zbytniego wysiłku, będzie można zrozumieć całość).
Pomyślę, w takim razie, co z tym zrobić.

Panowie, bardzo dziękuję za wizytę pod arkadami i uwagi. Pozdrawiam
Lu :rosa: cile
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
alchemik
Posty: 7009
Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy

Re: W cieniu Arkad (rozdz.18, cz.2 ) Łucja i pierwszy ślad I

#6 Post autor: alchemik » 23 wrz 2016, 23:13

No tak, kiedyś można było wejść kobiecie w te zacne progi, tylko ukrywając płeć, jak Nawojka. Zdobywać wiedzę naturalną mogły tylko własnym sumptem, dopasowując zioła i zaklęcia do zamierzonych efektów.
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!

G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: W cieniu Arkad (rozdz.18, cz.2 ) Łucja i pierwszy ślad I

#7 Post autor: skaranie boskie » 18 lut 2017, 13:10

Robi się tajemniczo.
Idę dalej.
:rosa:
K***! Znowu cdn nieolinkowany!
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
zdzichu
Posty: 565
Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
Lokalizacja: parking pod supermarketem

W cieniu Arkad (rozdz.18, cz.2 ) Łucja i pierwszy ślad Iva

#8 Post autor: zdzichu » 04 lut 2018, 12:53

Nie wysilę się na jakiś większy komentarz. Rzeczywiście robi się tajemniczo, a przy okazji otwierasz pani pole do domysłów. Wyobraźnie się nakręca, dam jej więc odrobinę wolnego. Niech sobie pofolguje, ja tymczasem na chwilę się oddalę. Na pewno wrócę i to niebawem.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie

Awatar użytkownika
zdzichu
Posty: 565
Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
Lokalizacja: parking pod supermarketem

W cieniu Arkad (rozdz.18, cz.2 ) Łucja i pierwszy ślad Iva

#9 Post autor: zdzichu » 04 lut 2018, 13:41

Nie wysilę się na jakiś większy komentarz. Rzeczywiście robi się tajemniczo, a przy okazji otwierasz pani pole do domysłów. Wyobraźnie się nakręca, dam jej więc odrobinę wolnego. Niech sobie pofolguje, ja tymczasem na chwilę się oddalę. Na pewno wrócę i to niebawem.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie

ODPOWIEDZ

Wróć do „W cieniu arkad”