W cieniu arkad (rozdz. 20, cz. 1) Dzieciństwo Łucji

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

W cieniu arkad (rozdz. 20, cz. 1) Dzieciństwo Łucji

#1 Post autor: Lucile » 14 mar 2017, 22:50

od początku

w poprzednim odcinku

Rozdział XX

Nowy Targ – druga połowa dwudziestego wieku

Dzieciństwo Łucji

Część 1.

Lubiła swoje miasto, kiedy było jeszcze spokojnym, bezpiecznym miejscem. Jej, kilkuletniej dziewczynki, nie dotyczyły tamte straszne, stalinowskie czasy. Mieszkali w małym drewnianym domu, przyklejonym jedną ścianą do kamienicy obok. Kiedyś, w czasach kiedy im, dzieciom, nie wolno było mówić, że rodzice słuchają radia Wolna Europa, adres - ulica Stalina 72 - nie budził żadnych strasznych skojarzeń. Były jeszcze inne, zakazane słowa, jak: Katyń, Ogień, Monte Casino, generał Anders, Łupaszka, Armia Krajowa, WIN (tego skrótu przy dzieciach nie rozwijano), proces szesnastu, rząd w Londynie. Wielu spośród nich, nie rozumiała, nawet wtedy, kiedy starsza siostra wykrzyczała, że mają dobrze, bo tylko ona pamięta, jak rodzice znacznie częściej niż teraz zamykali się w pokoju, słuchając radia. A nawet podsłuchała, co mama mówiła:
- W końcu nadejdą takie czasy, kiedy nasza ulica ponownie będzie się nazywała - jak Pan Bóg przykazał - Szaflarska, Ruskich się przepędzi, a wszystkim innym sprawom zostanie przywrócony naturalny, ludzki porządek rzeczy.
To było dziwne i niezrozumiałe. Jaki porządek, jacy Ruscy? Ruskie pierogi? Tylko nie to - bardzo je lubiła. A przecież, dla nich - rodzeństwa i kolegów - wszystko było takie, jak trzeba. Szkoła, dom, podwórko. Tak, podwórko było najważniejsze. Tam toczyło się prawdziwe życie.

W jednopiętrowej kamienicy, do której przyklejony był ich domek, mieszkały dwie bliźniaczki, młodsze siostry babci Karoliny, żony dziadka Antoniego - Kunegunda i Helena. Ciotka Kunda, tak bowiem do niej się zwracano, była wdową i, z dwójką prawie dorosłych dzieci, mieszkała na parterze. Jej mąż został zamordowany w niemieckim obozie koncentracyjnym w Auschwitz. Natomiast ciotka Hela, z mężem wujkiem Albinem, który był szewcem, oraz małym Jasiem zajmowali pierwsze piętro. Razem z nimi mieszkała prababcia Michalina, matka babci Karoliny i jej sióstr - bliźniaczek. Pamięta ją, jako bardzo tajemniczą osobę. Ubrana zawsze na czarno, wpół leżała wsparta spiętrzonymi, białym poduszkami, przykryta równie białą pierzyną. Samo łóżko też było ciemne. I być może ten kontrast - nieskazitelnej bieli oraz głębokiej, nasyconej czerni - stwarzał niezwykłą atmosferę, albo... roztaczała ją sama prababcia, ale tego nie była pewna. Emanowała zadumą, dystansem, surowością i szczególną wytwornością. Nie pamięta, czy kiedykolwiek odważyła się odezwać w jej obecności. Prababcia Michalina budziła fascynację, ale też i strach. Czasami, kiedy nikt nie patrzył, zaglądała do jej pokoju i wpatrywała się w tę postać. Twarz i kościste ręce miały nierealny kolor, zupełnie taki sam, jak ta dziwna, delikatna, prawie ażurowa figurka stojąca na kasie pancernej w sypialni dziadka Antoniego. Kiedyś wzięła ją do ręki, ale dziadek zareagował gniewem. Odebrał swój drogocenny bibelot – a może to był talizman - ostrożnie odstawił z powrotem na miejsce, mówiąc, że jest bardzo stara, cenna i zrobiona z kości słoniowej. Przez pewien czas głęboko wierzyła, że jej prababka też była zrobiona z kości słoniowej.

Dom, w którym mieszkali, chociaż ciasny był pełen tajemnic. Najdziwniejszym miejscem wypraw, prawdziwie odkrywczych eskapad, był strych. Wejście tam było utrudnione. W suficie wysokiej sieni znajdował się kwadratowy otwór. Należało przystawić drewnianą, ciężką drabinę i przez ten właz dostać się na strych. Im, dzieciom, stanowczo zabroniono tam wchodzić. Tym bardziej ciągnęło. Samo pomieszczenie nie było niczym wyjątkowym. Ale przedmioty, jakie tam się znajdowały - już tak. Podczas drugiej wojny światowej mieszkańcami tego domu byli volksdeutsche. Uciekając, nie opróżnili strychu. A ich rodzina, musiała opuścić dotychczas zajmowane mieszkanie, bowiem jedna z dwóch katiusz, jakie spadły na miasteczko, uszkodziła właśnie ten dom. Wielka dziura po drugiej katiuszy, która wbiła się w ścianę wikarówki, widoczna była, chociaż załatana, jeszcze długie lata. Ona, urodziła się już w tym niewielkim domku. Pomimo że od zakończenia wojny minęło sporo czasu, w dalszym ciągu na strychu znajdowała niemieckie książki, gazety, jakieś druki, pisane dziwnym, po raz pierwszy widzianym krojem czcionki (mama powiedziała jej, że takie pismo nazywa się gotyckie), marki i całe arkusze znaczków pocztowych z podobizną Hitlera. Te przedmioty długo służyły, im dzieciom, do zabawy.

Każda pora roku miała dla nich, czterech sióstr – bowiem braciszek był za mały, by uczestniczyć w zabawach - swoje zapachy, kolory oraz zajęcia, I każda była tak samo piękna i cenna. Ale, dla Łucji, wiosna była najważniejsza. Już końcem marca, jak tylko spłynęły ostatnie śniegi, biegła na pobliskie „Studzionki”, by zobaczyć, gdzie i jak, po wiosennych powodziach, zmienił swój nurt Biały Dunajec. To była jej rzeka, rzeka nieujarzmiona, z bystrym nurtem i zakolami. Nigdy po kolejnej zimie, nie płynęła tym samym korytem. Odkrywanie zmian, urwanych brzegów, gdzie w poprzednie lato rosły młode brzózki oraz gęste wierzbowe zarośla, a teraz spieniona rzeka naniosła białe otoczaki, było prawdziwą wyprawą w nieznane. Oczekiwanie Łucji na wiosenne odkrywanie przeobrażeń niezwykłej rzeki rozpoczynało się tuż po Trzech Królach. A i ona, rzeka, nigdy jej nie rozczarowała, zmieniała nie tylko swój bieg, ale także; wygląd, barwę oraz głębokość. Tam, gdzie jeszcze zeszłego lata było doskonałe miejsce do kąpieli, wystarczająco głębokie, z wodą niesięgającą powyżej pasa i niezbyt wartkim nurtem, rzeka umknęła pod drugi, bardziej stromy brzeg, głęboko wgryzając się w niego tak, że powstała całkiem spora zatoczka. Na jej, Łucji, brzegu pozostawiła spore otoczakowe kamienisko, utkane płytkimi wodnymi rozlewiskami, w których wiosną kłębiła się istna galareta skrzeku oraz wydobywających się z niego kijanek. W wakacje trzeba będzie poszukać innego, bardziej dogodnego miejsca do opalania oraz kąpieli.
Tak, to rzeczywiście była rzeka wolna*[1], kapryśna, samolubna, nieprzewidywalna. Kilometr dalej Biały Dunajec*[2] łączył swój wartki bieg, ze znacznie spokojniejszymi wodami Czarnego Dunajca*[3]. To miejsce – narodzin Dunajca - nazywano – „Samorodami”. Im, dzieciom, nie wolno było tam chodzić. Według niepisanego prawa było zarezerwowane dla starszej młodzieży.

Wiosna to były również zapachy, bzu i czeremchy. Szczególnie czeremchy, która wielka, rozłożysta, dorodna, rosła naprzeciwko ich domu, po drugiej stronie ulicy, w ogrodzie, należącym do niewielkiej, stacjonującej tam jednostki wojskowej. Właśnie w tym ogrodzie, z czeremchowym drzewem, stała przedwojenna, piękna, duża willa. W niej, w czasie bardzo wczesnego dzieciństwa Łucji, stacjonowali żołnierze. Nie wiedziała, jak powinny wyglądać koszary wojskowe, więc jeszcze długo myślała, że wojsko zawsze mieszka w takich pięknych domach. Czeremcha, cała w białym kwieciu, każdego roku kusiła ją swoim „gęstym”, zniewalającym, dusznym zapachem tak bardzo, że pomimo surowych zakazów rodziców oraz groźnych min wartowników z bronią, zmieniających się kilka razy dziennie, musiała, po prostu musiała, zakraść się po cichu, wdrapać na płot, a z niego to już tylko jeden skok na ukochane, magiczne, czeremchowe drzewo. Wygodnie siedząc w jego koronie, można było z zachwytem, wtulić się w pachnący, zapewniający bezpieczeństwo, śnieżnobiały puch. Przez lata, ją i czeremchę, łączyła bliska, nie w pełni uświadomiona więź – imperatyw wiosennego rytuału.

Ulica Szaflarska, „Studzionki”, ze zmieniającym się każdej wiosny korytem Białego Dunajca to był jej świat. Wakacje to także czas teatru. Wszystkie, mieszkające w sąsiadujących ze sobą domach, dzieci ogarniał szał przygotowywania przedstawień. Salą teatralną zazwyczaj była obszerna sień w domu sąsiadów. Oni też mieli „czeredkę” dzieci i razem, od czasu do czasu, dopuszczając innych „młodocianych artystów”, urządzały przedstawienie. Bardzo serio do tego podchodziły, ustalały program, najczęściej same wymyślając scenariusze, lub wzorując się na ulubionych bajkach. Spektakl zawsze był urozmaicony; scenki przerywano tańcem - a kiedy nastała moda na „hula-hop”, natychmiast stał się jednym z elementów wyczynów gimnastyczno - baletowo - tanecznych. Sceną była spora część sieni, wydzielona kocami lub prześcieradłami, w zależności od tego, na jaki rodzaj kurtyny pozwolili rodzice. Z równo przyciętych kartoników przygotowywały bilety, sprzedawane sąsiadom prawie na całej ulicy. No, prawie na całej, bowiem bliżej Rynku miały konkurującą z nimi inną „teatralną trupę”, więc bardzo starannie podzielili ulicę na „rewiry”. A ta ich ulica, jedna z głównych w miasteczku, wyłożona „kocimi łbami”, była spokojna i bezpieczna. Rzadko kiedy przejeżdżały tędy samochody, najczęściej przemieszczały się po niej konne wozy i rowery.
Pewnego lata, u schyłku wakacji, Łucja, na przypadające w sierpniu jej urodziny, dostała prezent. I to jaki prezent. We wnętrzu szarego, tekturowego pudła znajdował się najprawdziwszy skarb. Skarb, jaki na długo zawładnął sercami i umysłami dzieci. Był to projektor obrazkowy „Bajka B-2” oraz zestaw kilkunastu bajek „zaklętych” w celuloidowych rulonikach. Nastał więc czas... kina.
Kolorowe, statyczne obrazy, wyświetlane na białym prześcieradle, stały się pomostem do innego, tajemniczego i wciągającego swoją magią, świata wyobraźni i sztuki.

No cóż, właściwie każdy idealizuje swoje dzieciństwo. Ona jednak posiadała szczególną umiejętność pakowania się w kłopoty.
Poważne kłopoty.
A zawsze zaczynały się od - wymyślonej właśnie przez nią - zabawy.

----------------
1. Ponad dwadzieścia lat temu, w dolnym biegu, Biały Dunajec został uregulowany, a jego - przez wieki nieujarzmiony nurt - poprzecinano wysokimi, betonowymi progami.

2. Biały Dunajec swój początek bierze w Poroninie, z połączenia potoków Porońca i Zakopianki, ale także innych, swobodnie spływających z Wysokich Tatr.

3. Źródła Czarnego Dunajca znajdują się w Tatrach Zachodnich, pod Wołowcem. Przepływając przez torfowiska Podczerwonego, nabiera nieco innej, ciemniejszej barwy.

cdn.
Ostatnio zmieniony 19 mar 2017, 20:08 przez Lucile, łącznie zmieniany 1 raz.
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
pallas
Posty: 1554
Rejestracja: 22 lip 2015, 19:33

Re: W cieniu arkad (rozdz. 20, cz. 1) Dzieciństwo Łucji

#2 Post autor: pallas » 19 mar 2017, 12:56

Podziwiam trud zdobytej wiedzy i spisania tej historii, bo potrzeba wielu czasu, żeby tekst dopieścić, aby wszystko było na swoim miejscu. Przypisy są teraz o wiele bardziej czytelne. Ciekawi mnie w jakie kłopoty wpadła Łucja. A ta narracja trochę w tym miejscu nie pasuje, obraz opowieści poprzez to staje się monotonnym, może dobrym pomysłem byłoby oddać głos bohaterce. Poprzez to byłby to kontrapunkt do historii Iva. Opisy, które tworzysz nie tylko się widzi, czuje, ale także człowiek czuje, że tam jest. Wydaje mi się, że to mityzujesz, wydaje się to być snem. Czymś co kojarzy się ze spokojem. Aż tu jedno zdanie, które burzy tą idyllę i zapowiada, coś przeciwnego. Czuć tu uczucia, ale brakuję tu spontaniczności, choćby przy tym prezencie.

Czekam na cdn. Wiem, że trzeba poczekać, ale to dobrze, wzmacnia to chęć poznawania tego świata i bohaterów.

Piotr :rosa:
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.
/Dante Alighieri - Boska Komedia/

Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

Re: W cieniu arkad (rozdz. 20, cz. 1) Dzieciństwo Łucji

#3 Post autor: Lucile » 19 mar 2017, 14:13

Chciałam aby ta opowieść płynęła łagodnie, harmonijnie i nieśpiesznie, tak właśnie, jakie bywają wspomnienia dobrego dzieciństwa.
Wydawało mi się, że będzie to odpowiedni kontrapunkt to burzliwych dziejów Iva, który ponownie znalazł się na rozdrożu, co wybierze; uczciwość czy chciwość (rym zamierzony).

Pallasie, Piotrze, bardzo dziękuję za czytanie oraz każdą uwagę dotyczącą "cienia arkad" :)

Pozdrawiam
L
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: W cieniu arkad (rozdz. 20, cz. 1) Dzieciństwo Łucji

#4 Post autor: Gorgiasz » 19 mar 2017, 19:36

No cóż, wolałem dzieje Iva, ale może się rozkręci. Ogólnie – na pewno dobrze napisane. Trzeba też pamiętać, iż takie wspomnienia są czymś nader cennym i godnym polecenia, szczególnie w obecnej dobie, w której zainteresowanie czytelników często kieruje się w zupełnie inne obszary literatury.
Kiedyś, w czasach, kiedy im, dzieciom, nie wolno było mówić, że rodzice słuchają radia Wolna Europa, adres - ulica Stalina 72 - nie budził żadnych strasznych skojarzeń.
Formalnie może i w porządku, ale nagromadzenie tych przecinków wygląda paskudnie. Usunąłbym między „w czasach” a „kiedy im”. Też będzie poprawnie.
Wielu, spośród nich, nie rozumiała, nawet wtedy, kiedy starsza siostra wykrzyczała, że mają dobrze, bo tylko ona pamięta, jak rodzice znacznie częściej niż teraz, zamykali się w pokoju, słuchając radia.
Podobnie tutaj. Napisałbym tak:
Wielu spośród nich nie rozumiała, nawet wtedy, kiedy starsza siostra wykrzyczała, że mają dobrze, bo tylko ona pamięta, jak rodzice znacznie częściej niż teraz zamykali się w pokoju, słuchając radia.
I być może ten kontrast - nieskazitelnej bieli oraz głębokiej, nasyconej czerni - stwarzał niezwykłą atmosferę, albo... roztaczała ją sama prababcia, ale nie była pewna.
Napisałbym: …ale tego nie była pewna. Bo tak jak jest, to można odnieść wrażenie, że to „nie była pewna” odnosi się do odczucia bądź stany prababci.
Pomimo, że od zakończenia wojny minęło sporo czasu,
„Pomimo że...” /spójnik złożony/
Już końcem marca, jak tylko spłynęły ostatnie śniegi, biegła na pobliskie „Studzionki”, by zobaczyć, gdzie, i jak, po wiosennych powodziach, zmienił swój nurt Biały Dunajec.
Usunąłbym przecinek po „gdzie”.
Nigdy, po kolejnej zimie, nie płynęła tym samym korytem.
Usunąłbym przecinek po „Nigdy”.
Oczekiwanie Łucji na wiosenne odkrywanie przeobrażeń niezwykłej rzeki, rozpoczynało się tuż po Trzech Królach.
Tutaj przecinek jest zdecydowanie błędny: oddziela podmiot od orzeczenia.
A, i ona, rzeka, nigdy jej nie rozczarowała, zmieniała nie tylko swój bieg, ale także; wygląd, barwę oraz głębokość.
Zbędny przecinek po „A”.
Tam, gdzie jeszcze zeszłego lata było doskonałe miejsce do kąpieli, wystarczająco głębokie, z wodą nie sięgającą powyżej pasa i niezbyt wartkim nurtem,
„niesięgającą”
Według niepisanego prawa, było zarezerwowane dla starszej młodzieży.
Zbędny przecinek.
Oni też mieli „czeredkę” dzieci i razem, od czasu do czasu, dopuszczając innych „młodocianych artystów” urządzały przedstawienie.
Oni też mieli „czeredkę” dzieci i razem, od czasu do czasu, dopuszczając innych „młodocianych artystów”, urządzały przedstawienie.
A spektakl zawsze był urozmaicony; scenki przerywano tańcem - a kiedy nastała moda na „hula-hop”,
Powtórzone „a”. Zrezygnowałbym z pierwszego.
Był to projektor obrazkowy „Bajka B-2”, oraz zestaw kilkunastu bajek „zaklętych” w celuloidowych rulonikach.
Zbędny przecinek przed „oraz”.

Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

Re: W cieniu arkad (rozdz. 20, cz. 1) Dzieciństwo Łucji

#5 Post autor: Lucile » 19 mar 2017, 20:16

Gorgiaszu,
bardzo się cieszę, że pochyliłeś się nad kolejnym rozdziałem "Arkad", chociaż odcinki dotyczące Łucji są (dla Ciebie) zdecydowanie mniej ciekawe niż losy Iva, który "zbiera siły do powrotu na klawiaturę laptopa".

Dziękuję pięknie za trud włożony w amputowanie rozpanoszonej "przecinkozy". :)

Przesyłam serdeczne pozdrowienia
L
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
zdzichu
Posty: 565
Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
Lokalizacja: parking pod supermarketem

W cieniu arkad (rozdz. 20, cz. 1) Dzieciństwo Łucji

#6 Post autor: zdzichu » 01 lut 2018, 22:37

Droga pani Lucile.
Ze zrozumiałych względów zalegam z przeczytaniem sporej części pani powieści. Pamiętam, że zapowiadała się ona wyjątkowo ciekawie, liczę więc, że najbliższej przyszłości będzie mi dane wspomniane zaległości nadrobić i, rzecz jasna, opisać swoje wrażenia. Popraosż tylko panią o jeszcze odrobinę cierpliwości. Muszę się wkręcić w normalne życie.
Mam nadzieję, że czytają to również inni autorzy. Chcę ich tym samym zapewnić, że o wszystkich pamiętam. No, może z wyjątkiem tych, których widzę tu po raz pierwszy. Dajcie mi, proszę trochę czasu, a zapewne każde z Was coś jeszcze ode mnie przeczyta.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie

Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

W cieniu arkad (rozdz. 20, cz. 1) Dzieciństwo Łucji

#7 Post autor: Lucile » 02 lut 2018, 22:03

Panie Zdzichu, że też zechciało się Panu wygrzebać, prawie że z archiwalnych lochów Ósmego, fragment mojej niedokończonej powieści, do której – ze wstydem i skruchą przyznaję – straciłam zapał oraz serce.
A może Pańska wizyta zmieni moje nastawienie?

Dziękuję i serdeczności Panu oraz Zasiadającym na wiadomej ławeczce z :) przesyłam
Lu
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
zdzichu
Posty: 565
Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
Lokalizacja: parking pod supermarketem

W cieniu arkad (rozdz. 20, cz. 1) Dzieciństwo Łucji

#8 Post autor: zdzichu » 04 lut 2018, 14:20

Lucile pisze:
02 lut 2018, 22:03
straciłam zapał oraz serce.
Ani mi pani nie praw takowych dyrdymałów, droga Lucile. Ta powieść naprawdę zasługuje na ciąg dalszy i zwyczjnie się na panią pogniewam, jak go wkrótce nie przeczytam. Może odrobina wisienki przywróci stracone sece i zapał?
:vino:
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie

ODPOWIEDZ

Wróć do „W cieniu arkad”