Świat według Zdzicha /5/ - Opowieść obcego
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Świat według Zdzicha /5/ - Opowieść obcego
od początku
w poprzednim odcinku
Przyszedłem na świat w nieudanej rodzinie. Ojca nie pamiętam. Ponoć łobuz był i pijak. Tyle wiem od babki. Matka dodawała jeszcze, że dziwkarz. Nie bardzo wiedziałem wówczas, co to znaczy. Rozwiedli się krótko po moim urodzeniu. Matka wróciła do panieńskiego nazwiska i zerwała wszelkie kontakty z ojcem. Wszelkie, poza alimentami, które komornik regularnie ściągał z ojcowej wypłaty. Spotkałem się z nim kilka razy. Potajemnie, bo był pozbawiony praw. To od niego wiem, że ożenił się ze zdewociałą starą panną. W tamtych czasach dwudziestopięcioletnia, niezamężna kobieta była zdecydowanie starą panną. Co oznaczał przymiotnik „zdewociała” dowiedziałem się wiele lat później. Podobnie jak określenie „dziwkarz”. O ile mogłem się, z czasem, naocznie przekonać, że przymiotnik był zasłużony, o tyle o rzeczowniku nadal wiem niewiele. Ale mniejsza o części mowy.
Dzieciństwo spędziłem z matką i dziadkami w ich starym domu, w małym miasteczku. Matka pracowała jako pielęgniarka środowiskowa w lokalnej przychodni. Nigdy nie spotkałem jej w towarzystwie mężczyzny, w sytuacji mogącej wskazywać, że coś ją z nim łączy. Każdą wolną chwilę spędzała w… kościele. Zaprzyjaźniła się tylko z lekarką, ginekologiem ze wspomnianej przychodni. Razem biegały na każdą kościelną uroczystość, zbierały kwiatki i inne ozdóbki, stroiły ołtarz i świątynię na wszelkie okazje. Matka, choć rozwiedziona, regularnie biegała do spowiedzi i komunii. Nie mając innego faceta, mogła to robić z czystym sumieniem i regularnie rozgrzeszana.
Przy okazji tych kościelnych peregrynacji, padło i na mnie. Bardzo szybko uległem wpływowi pięknie oprawnych nabożeństw, zauroczeniu atmosferą kościoła, przesiąkłem religią do szpiku kości. Przeszedłem wszystkie stopnie wtajemniczenia małolata i pewnego dnia, rozpierany dumą, załomotałem ministranckim dzwonkiem w czasie podniesienia.
Jakież to było piękne i wzniosłe! Czułem jak moja dusza unosi się wprost do Boga. Byłem szczęśliwy. Jeszcze wtedy nie zwróciłem uwagi na dziwne zachowania księdza proboszcza. Myślałem, że to szczególna łaska spowodowana moim zaangażowaniem w służbę Bogu i Kościołowi. Tak minęło dzieciństwo i wczesna młodość. Rosłem tulony i całowany na zmianę przez matkę i księdza, aż wyrosłem na dużego chłopca, zdałem maturę i przyszedł czas pomyśleć o przyszłości. Wybór mógł być tylko jeden. Seminarium.
To był trudny czas. Cztery lata dobrowolnego skoszarowania. Absolutny posłuch i poświęcenie wszystkiego dla jednego marzenia. Chciałem służyć Bogu i ludziom, jako kapłan. Do dziś zastanawiam się nad zachowaniem wielu kolegów z seminarium. Zachowywali się, jak sztubaki z liceum. Pili alkohol, palili papierosy, wyrywali się często na nocne eskapady. Nie wszyscy, ale ci pobożni mieli najgorzej. Musieli wykonywać różne czynności za tych drugich, często pisać im prace. Z początku robiliśmy to dobrowolnie, potem przymuszani. Z czasem zauważyłem, że niektórzy klerycy odwiedzają się nocami w łóżkach. Co wtedy robili? Nigdy nie widziałem. Pod koniec pierwszego roku nie wytrzymałem i powiedziałem o wszystkim ojcu przełożonemu. Naopowiadał mi jakichś historii o męczeństwie, o Bogu, który kocha grzeszników, o wybaczaniu. Przekonał mnie. Robiłem dalej swoje, a w wolnych chwilach modliłem się do Boga o łaskę oświecenia dla tych ludzi. Nie wiem ile wymodliłem. Wiem, że nadszedł w końcu dzień, w którym wszystkich nas wyświęcono na księży. To był piękny dzień. Znów szczęście i duma rozpierały moją duszę, zupełnie jak wtedy, gdy zaczynałem ministranturę. Na uroczystości byli wszyscy najbliżsi. Oprócz ojca. Była matka, babcia i dziadek. Była zaprzyjaźniona z mamą pani doktor z rodziną. U moich kolegów też byli. Po latach dowiedziałem się, że u niektórych nawet kochanki. I pomyśleć, że ja przez ten cały czas nawet nie pomyślałem o dziewczynie. Albo inaczej, pomyślałem. Nawet pamiętam taką jedną z liceum. Była bardzo piękna i zawsze taka uśmiechnięta. To było w czasie, kiedy już dokonałem wyboru. Wiedziałem, że chcę być księdzem. Do dziś nie wiem, czy to była szatańska pokusa, czy jakaś skryta miłość. Pomogły mi listy św. Pawła. Wiedziałem, że nie mogę myśleć o kochaniu kobiety, jeśli chcę służyć Bogu. Ziemska miłość, rodzina… Nie, to wyklucza dobrą posługę.
- Panowie dzisiaj nie chcą kanapek?
Słowa pana Janka przerwały opowieść. Odkrzyknęliśmy chórem zdanie o chlebie powszednim i ochoczo zabraliśmy się do jedzenia. Potem była jeszcze jedna wisienka i zrobił się wieczór. Poprosiłem obcego, żeby opowiadał dalej, ale wymówił się jakimś dziwnym pośpiechem. Wymogłem więc na nim obietnicę, że wróci i dokończy swoją opowieść.
- Wrócę – powiedział krótko i zniknął w mroku.
cdn.
w poprzednim odcinku
Przyszedłem na świat w nieudanej rodzinie. Ojca nie pamiętam. Ponoć łobuz był i pijak. Tyle wiem od babki. Matka dodawała jeszcze, że dziwkarz. Nie bardzo wiedziałem wówczas, co to znaczy. Rozwiedli się krótko po moim urodzeniu. Matka wróciła do panieńskiego nazwiska i zerwała wszelkie kontakty z ojcem. Wszelkie, poza alimentami, które komornik regularnie ściągał z ojcowej wypłaty. Spotkałem się z nim kilka razy. Potajemnie, bo był pozbawiony praw. To od niego wiem, że ożenił się ze zdewociałą starą panną. W tamtych czasach dwudziestopięcioletnia, niezamężna kobieta była zdecydowanie starą panną. Co oznaczał przymiotnik „zdewociała” dowiedziałem się wiele lat później. Podobnie jak określenie „dziwkarz”. O ile mogłem się, z czasem, naocznie przekonać, że przymiotnik był zasłużony, o tyle o rzeczowniku nadal wiem niewiele. Ale mniejsza o części mowy.
Dzieciństwo spędziłem z matką i dziadkami w ich starym domu, w małym miasteczku. Matka pracowała jako pielęgniarka środowiskowa w lokalnej przychodni. Nigdy nie spotkałem jej w towarzystwie mężczyzny, w sytuacji mogącej wskazywać, że coś ją z nim łączy. Każdą wolną chwilę spędzała w… kościele. Zaprzyjaźniła się tylko z lekarką, ginekologiem ze wspomnianej przychodni. Razem biegały na każdą kościelną uroczystość, zbierały kwiatki i inne ozdóbki, stroiły ołtarz i świątynię na wszelkie okazje. Matka, choć rozwiedziona, regularnie biegała do spowiedzi i komunii. Nie mając innego faceta, mogła to robić z czystym sumieniem i regularnie rozgrzeszana.
Przy okazji tych kościelnych peregrynacji, padło i na mnie. Bardzo szybko uległem wpływowi pięknie oprawnych nabożeństw, zauroczeniu atmosferą kościoła, przesiąkłem religią do szpiku kości. Przeszedłem wszystkie stopnie wtajemniczenia małolata i pewnego dnia, rozpierany dumą, załomotałem ministranckim dzwonkiem w czasie podniesienia.
Jakież to było piękne i wzniosłe! Czułem jak moja dusza unosi się wprost do Boga. Byłem szczęśliwy. Jeszcze wtedy nie zwróciłem uwagi na dziwne zachowania księdza proboszcza. Myślałem, że to szczególna łaska spowodowana moim zaangażowaniem w służbę Bogu i Kościołowi. Tak minęło dzieciństwo i wczesna młodość. Rosłem tulony i całowany na zmianę przez matkę i księdza, aż wyrosłem na dużego chłopca, zdałem maturę i przyszedł czas pomyśleć o przyszłości. Wybór mógł być tylko jeden. Seminarium.
To był trudny czas. Cztery lata dobrowolnego skoszarowania. Absolutny posłuch i poświęcenie wszystkiego dla jednego marzenia. Chciałem służyć Bogu i ludziom, jako kapłan. Do dziś zastanawiam się nad zachowaniem wielu kolegów z seminarium. Zachowywali się, jak sztubaki z liceum. Pili alkohol, palili papierosy, wyrywali się często na nocne eskapady. Nie wszyscy, ale ci pobożni mieli najgorzej. Musieli wykonywać różne czynności za tych drugich, często pisać im prace. Z początku robiliśmy to dobrowolnie, potem przymuszani. Z czasem zauważyłem, że niektórzy klerycy odwiedzają się nocami w łóżkach. Co wtedy robili? Nigdy nie widziałem. Pod koniec pierwszego roku nie wytrzymałem i powiedziałem o wszystkim ojcu przełożonemu. Naopowiadał mi jakichś historii o męczeństwie, o Bogu, który kocha grzeszników, o wybaczaniu. Przekonał mnie. Robiłem dalej swoje, a w wolnych chwilach modliłem się do Boga o łaskę oświecenia dla tych ludzi. Nie wiem ile wymodliłem. Wiem, że nadszedł w końcu dzień, w którym wszystkich nas wyświęcono na księży. To był piękny dzień. Znów szczęście i duma rozpierały moją duszę, zupełnie jak wtedy, gdy zaczynałem ministranturę. Na uroczystości byli wszyscy najbliżsi. Oprócz ojca. Była matka, babcia i dziadek. Była zaprzyjaźniona z mamą pani doktor z rodziną. U moich kolegów też byli. Po latach dowiedziałem się, że u niektórych nawet kochanki. I pomyśleć, że ja przez ten cały czas nawet nie pomyślałem o dziewczynie. Albo inaczej, pomyślałem. Nawet pamiętam taką jedną z liceum. Była bardzo piękna i zawsze taka uśmiechnięta. To było w czasie, kiedy już dokonałem wyboru. Wiedziałem, że chcę być księdzem. Do dziś nie wiem, czy to była szatańska pokusa, czy jakaś skryta miłość. Pomogły mi listy św. Pawła. Wiedziałem, że nie mogę myśleć o kochaniu kobiety, jeśli chcę służyć Bogu. Ziemska miłość, rodzina… Nie, to wyklucza dobrą posługę.
- Panowie dzisiaj nie chcą kanapek?
Słowa pana Janka przerwały opowieść. Odkrzyknęliśmy chórem zdanie o chlebie powszednim i ochoczo zabraliśmy się do jedzenia. Potem była jeszcze jedna wisienka i zrobił się wieczór. Poprosiłem obcego, żeby opowiadał dalej, ale wymówił się jakimś dziwnym pośpiechem. Wymogłem więc na nim obietnicę, że wróci i dokończy swoją opowieść.
- Wrócę – powiedział krótko i zniknął w mroku.
cdn.
Ostatnio zmieniony 21 lip 2013, 23:51 przez zdzichu, łącznie zmieniany 1 raz.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
Re: Świat według Zdzicha /5/ - Opowieść obcego
Jest bez zmian.
Tzn bardzo ciekawie.
Tzn bardzo ciekawie.
Wartało dodać by słowo "być" po "i".zdzichu pisze: mogła to robić z czystym sumieniem i regularnie rozgrzeszana.
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Świat według Zdzicha /5/ - Opowieść obcego
Zainteresował mnie ten obcy.
To pierwszy bohater, którego nie podkreślasz wielką literą, znaczy więc, że obcy to po prostu obcy, nie zaś jego ksywa. Chyba, że trafił Ci się błąd.
Pamiętam z poprzedniego chyba odcinka, że był to facet o wyglądzie księdza. Ja księży rozpoznaję po czarnej kiecce, dlatego zastanowiłem się, jaki to szczegół w wyglądzie mówi, że facet ten właśnie zawód uprawia. Widzę tu temat na dyskusję w dziale światopoglądowym. Nie musi ona dotyczyć akurat klechów, być może jest coś w fizjonomii człowieka, co pozwala odgadnąć jego profesję.
Reasumując - uważam, że napisałeś kolejny interesujący kawałek prozy. Jak w poprzednich, posłużyłeś się w nim nienaganną polszczyzną, pokazałeś słowami obraz, który się widzi czytając. Małpie się takie pisanie podoba. Jak zawsze będzie czekać na (jej ulubiony) ciąg dalszy.
PS. Jeśli Cię kiedyś spotkam wypiję z Tobą w realu. Nawet wisienkę.
Zresztą, chyba niedaleko pada wisienka od uwielbianej przeze mnie "kirschwasser".
To pierwszy bohater, którego nie podkreślasz wielką literą, znaczy więc, że obcy to po prostu obcy, nie zaś jego ksywa. Chyba, że trafił Ci się błąd.
Pamiętam z poprzedniego chyba odcinka, że był to facet o wyglądzie księdza. Ja księży rozpoznaję po czarnej kiecce, dlatego zastanowiłem się, jaki to szczegół w wyglądzie mówi, że facet ten właśnie zawód uprawia. Widzę tu temat na dyskusję w dziale światopoglądowym. Nie musi ona dotyczyć akurat klechów, być może jest coś w fizjonomii człowieka, co pozwala odgadnąć jego profesję.
Reasumując - uważam, że napisałeś kolejny interesujący kawałek prozy. Jak w poprzednich, posłużyłeś się w nim nienaganną polszczyzną, pokazałeś słowami obraz, który się widzi czytając. Małpie się takie pisanie podoba. Jak zawsze będzie czekać na (jej ulubiony) ciąg dalszy.
PS. Jeśli Cię kiedyś spotkam wypiję z Tobą w realu. Nawet wisienkę.
Zresztą, chyba niedaleko pada wisienka od uwielbianej przeze mnie "kirschwasser".
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Re: Świat według Zdzicha /5/ - Opowieść obcego
A to ciekawe, o co pytasz, skaranie boskie.
Ja się nie zastanowiłem co sprawiło, że Literat rozpoznał księdza w obcym.
Tak, w obcym małą literą. To postać, która nie wiadomo skąd trafiła do naszego świata i dotąd nie zagrzała w nim miejsca. Ale mial w sposobie mówienia, w zachowaniu coś, co bezwzględnie wskazywało na jego zawód. Mam nadzieję, że wróci dokończyć swoją opowieść, tak, jak obiecał.
Lczerwosz - z tym słówkiem "być" to dość kontrowersyjna sprawa. Według słów obcego, matka nie miała właściwie z czego być rozgrzeszana, może więc użył właściwego zwrotu, mówiąc, że mogła coś robić regularnie rozgrzeszana. Nie wiem. To jego wypowiedź, ja ją tylko wiernie spisałem.
Teraz możemy tylko czekać na jego powrót.
Ja się nie zastanowiłem co sprawiło, że Literat rozpoznał księdza w obcym.
Tak, w obcym małą literą. To postać, która nie wiadomo skąd trafiła do naszego świata i dotąd nie zagrzała w nim miejsca. Ale mial w sposobie mówienia, w zachowaniu coś, co bezwzględnie wskazywało na jego zawód. Mam nadzieję, że wróci dokończyć swoją opowieść, tak, jak obiecał.
Lczerwosz - z tym słówkiem "być" to dość kontrowersyjna sprawa. Według słów obcego, matka nie miała właściwie z czego być rozgrzeszana, może więc użył właściwego zwrotu, mówiąc, że mogła coś robić regularnie rozgrzeszana. Nie wiem. To jego wypowiedź, ja ją tylko wiernie spisałem.
Teraz możemy tylko czekać na jego powrót.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Świat według Zdzicha /5/ - Opowieść obcego
Mysle, ze problem lezy tu w szyku zdania. Wiem, co obcy mial na mysli, ale brzmi to mocno kulawo - zgodzic sie musze z Leszkiem.zdzichu pisze:Nie mając innego faceta, mogła to robić z czystym sumieniem i regularnie rozgrzeszana.
Chociaz, jak teraz na to patrze (po raz enty), to juz tak nie kluje po oczach. Sama nie wiem - pomysle.
Uklon sie ode mnie obcemu, gdy zajrzy do Was ponownie.
Milego, J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- iTuiTam
- Posty: 2280
- Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35
Re: Świat według Zdzicha /5/ - Opowieść obcego
No i się zrobiło zamięszanie w mojej interpretacji, bo ja myślałam, że ten obcy już nie wróci i że nie usłyszymy żadnej z jego opowieści... A tu surpryza taka
Tu się nasuwa pytanie: czy analizować każdy odcinek jako odrębną całość, czy też wszystkie odcinki w całości? Jak by nie było, czytać warto.
I nieco podchwytliwe pytanie, na które nie musisz, Zdzichu, odpowiadać: ile żywego człowieka jest w obcym i innych bohaterach?
Można, pisząc (wiem coś o tym) utożsamić się z tworzoną postacią, do tego stopnia, że wiarygodność utworu wzrasta, więc jestem najzwyczajniej ciekawa, jak to się dzieje u Ciebie?
I jeszcze raz podkreślę, że zróżnicowanie stylistyczne poszczególnych odcinków jest ogromnym plusem. Oczywiście ja się nie znam, ja tylko czytam.
Tu się nasuwa pytanie: czy analizować każdy odcinek jako odrębną całość, czy też wszystkie odcinki w całości? Jak by nie było, czytać warto.
I nieco podchwytliwe pytanie, na które nie musisz, Zdzichu, odpowiadać: ile żywego człowieka jest w obcym i innych bohaterach?
Można, pisząc (wiem coś o tym) utożsamić się z tworzoną postacią, do tego stopnia, że wiarygodność utworu wzrasta, więc jestem najzwyczajniej ciekawa, jak to się dzieje u Ciebie?
I jeszcze raz podkreślę, że zróżnicowanie stylistyczne poszczególnych odcinków jest ogromnym plusem. Oczywiście ja się nie znam, ja tylko czytam.
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Re: Świat według Zdzicha /5/ - Opowieść obcego
Na pewno przekażę!411 pisze:Uklon sie ode mnie obcemu, gdy zajrzy do Was ponownie.
Skoro nie muszę, to nie odpowiem.iTuiTam pisze:I nieco podchwytliwe pytanie, na które nie musisz, Zdzichu, odpowiadać
Myślę, że w dalszym ciągu historii sama znajdziesz tę odpowiedź.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
- iTuiTam
- Posty: 2280
- Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35
Re: Świat według Zdzicha /5/ - Opowieść obcego
To się nazywa: zdecydowana odpowiedź.zdzichu pisze:Skoro nie muszę, to nie odpowiem.iTuiTam pisze:I nieco podchwytliwe pytanie, na które nie musisz, Zdzichu, odpowiadać
Myślę, że w dalszym ciągu historii sama znajdziesz tę odpowiedź.
- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
Re: Świat według Zdzicha /5/ - Opowieść obcego
Z całym szacunkiem i ja poczekam spokojnie, choć ciekawym.zdzichu pisze:Skoro nie muszę, to nie odpowiem
- Patka
- Posty: 4597
- Rejestracja: 25 maja 2012, 13:33
- Lokalizacja: Toruń
- Płeć:
- Kontakt:
Re: Świat według Zdzicha /5/ - Opowieść obcego
Pamiętam książkę "Ten obcy", bardzo mi się podobała, dobra młodzieżówka (z których dość szybko wyrosłam).
"był zasłużony" też nie bardzo. Ale to moja opinia, innym pewnie nie przeszkadza.
"«osadzony w ramach»
2. «o książkach, albumach itp.: mający twardą okładkę"
Chyba miało być: "oprawionych".
Mam wrażenie, że za wszelką cenę chciałeś, by opowieść obcego była do bólu poprawna i schludna. A wyszło, że tekst jest sztywny, bez stylu, ciężko się czyta, nie ma dobrego rytmu. Zresztą, u siebie też widzę, że zbytnia dbałość o poprawność (znaczy: czytanie każdego zdania po 50 razy, zanim się napisze kolejne itp. itd) do niczego dobrego nie prowadzi. Wolę cię jako autora szalejącego ze stylem.
Pozdrawiam
Patka
Przeczytałam:" zdrewnociała" i pomyślałam: fajny neologizmzdzichu pisze:zdewociałą
Zgrzyta mi to zdanie. Usunęłabym dwa pierwsze przecinki: robienie ze "z czasem" wtrącenia wybija z rytmu.zdzichu pisze:O ile mogłem się, z czasem, naocznie przekonać, że przymiotnik był zasłużony, o tyle o rzeczowniku nadal wiem niewiele.
"był zasłużony" też nie bardzo. Ale to moja opinia, innym pewnie nie przeszkadza.
Końcówka zdania sugeruje, że mowa o konkretnym mężczyźnie, jakimś np. panie Bogdanie, a tak przecież nie jest. Napisałabym: "...że coś może ją z kimś łączyć."zdzichu pisze:Nigdy nie spotkałem jej w towarzystwie mężczyzny, w sytuacji mogącej wskazywać, że coś ją z nim łączy.
Rzeczywiście zdanie-kwiatek. Ja jeszcze spytam: innego od kogo? Byłego męża?zdzichu pisze:Nie mając innego faceta, mogła to robić z czystym sumieniem i regularnie rozgrzeszana.
To też mi zgrzyta. Ale nie wiem, jak poprawić.zdzichu pisze:Przy okazji tych kościelnych peregrynacji, padło i na mnie.
ze sjp pwn: oprawny:zdzichu pisze: Bardzo szybko uległem wpływowi pięknie oprawnych nabożeństw
"«osadzony w ramach»
2. «o książkach, albumach itp.: mający twardą okładkę"
Chyba miało być: "oprawionych".
"zwracałem" - bo to nie było raz, tylko się powtarzało.zdzichu pisze:Jeszcze wtedy nie zwróciłem uwagi na dziwne zachowania księdza proboszcza.
Nie powinno być "się" przy "zaangażowaniem"? Pytam, bo sama nie jestem pewna.zdzichu pisze:Myślałem, że to szczególna łaska spowodowana moim zaangażowaniem w służbę Bogu i Kościołowi.
Brzydkie powtórzenie "dzień".zdzichu pisze: Wiem, że nadszedł w końcu dzień, w którym wszystkich nas wyświęcono na księży. To był piękny dzień.
Mam wrażenie, że za wszelką cenę chciałeś, by opowieść obcego była do bólu poprawna i schludna. A wyszło, że tekst jest sztywny, bez stylu, ciężko się czyta, nie ma dobrego rytmu. Zresztą, u siebie też widzę, że zbytnia dbałość o poprawność (znaczy: czytanie każdego zdania po 50 razy, zanim się napisze kolejne itp. itd) do niczego dobrego nie prowadzi. Wolę cię jako autora szalejącego ze stylem.
Pozdrawiam
Patka