W Oleandrach /5/ - Ach te baby
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
W Oleandrach /5/ - Ach te baby
od początku
w poprzednim odcinku
Minęło kilka dni, w czasie których jedyną sensacją był niemal nieustający deszcz, który zmuszał nas do szukania schronienia pod wszelakimi dachami, daszkami i parasolami. Sezon nawet nie ogórkowy, bo owoce tak staniały, że zastąpiły ogórki w supermarketowym telewizorze. Po prostu zwyczajna, wakacyjna nuda.
Nawet sprawa komóry Kujawiaka umarła własną śmiercią wraz z baterią w telefonie. Biedny Kujawiak zapomniał znaleźć ładowarki razem z urządzeniem. Próbował ją potem komuś opchnąć na parkingu, ale kilkakrotnie pogoniony, dał sobie spokój. Nosi ją teraz, jak jakiś talizman w kieszeni i w kółko powtarza jakąś mantrę o ładowarce, którą mu, ponoć, ukradli. Odnoszę wrażenie, że ten facet wierzy we wszystko, co wymyśli. Wkręca sobie jakiś film i nim żyje. Szkoda mi go czasami, ale w końcu nie ja jestem winien jego upadkowi. A swoją drogą, chętnie bym się dowiedział, jak to się stało, że on trafił na ulicę. Może go zwyczajnie zapytam? Tylko tak, on zaraz zacznie opowiadać nam jakiś sensacyjny film, a Bankier nie wytrzyma i awantura gotowa. Lepiej już ja wyślę tego Bankiera po flaszkę.
Tak sobie myśląc, wyszperałem z kieszeni cztery złote. Wręczyłem je Bankierowi i krótko powiedziałem:
- Zdałoby się coś wypić.
- Ale brakuje pół zeta – odpowiedział, licząc monety w dłoni.
- Nie mam więcej. Dołóż i zapinaj po jabola.
- Po jabola? Pogięło cię, Literat? Wisienkę pijem, co nie? – wtrącił Krzywy.
- Jabola! – odparłem nieznoszącym sprzeciwu głosem. – Widzieliście w telewizorze, co się dzieje? Ruscy embargo nałożyli. Polskie sadownictwo upada. Każdy patriota powinien dziś pić jabola.
- No ale przecież z wiśniami też jest problem – zaoponował Bankier.
Wszystkim nie w smak była taka odmiana, ale ja uparcie trwałem przy swoim.
- Jabola wypijemy, chyba, że wolicie żreć jabłka, jak zwierzęta jakieś…
- Zlituj się, Literat. Jak ja do chałupy wrócę? Przecież jak pierdnę w nocy to sam z wyra ucieknę od własnego smrodu. A co z moją starą?
Argument Krzywego był z gatunku tych nie do odparcia, szybko więc przystałem na propozycję Bankiera, ratowanie tej części polskich sadowników, którzy zainwestowali w wiśnie. Teraz pozostało dozbierać brakującą kwotę i dokonać zakupu w supermarkecie. Wkrótce okazało się, że Bankier miał w kieszeni ponad dwa złote, co widząc Krzywy przekopał swoje, równie głębokie, co puste kieszenie. Coś tam w nich znalazł, jednak do dwóch flaszek brakowało czterdzieści siedem groszy. Pech!
- Poczekajcie – rzekłem krótko i poszedłem do pana Janka po pożyczkę.
- Oj, Literat – uśmiechnął się pan Janek, – zbankrutuję z wami.
Ale wyciągnął z kieszeni piątaka i kazał wypić za jego zdrowie. Przy okazji spytał, czy może na nas liczyć w niedzielę, bo planuje trochę większe porządki na koniec sezonu.
Wróciłem do chłopaków z kasą. Bankier natychmiast pognał do sklepu, a my z Krzywym, oniemiali, patrzyliśmy na zbliżającą się szybko, znajomą sylwetkę Kujawiaka.
- Czy on ma jakiś szósty zmysł? – zapytał Krzywy.
- Musi tak. Zawsze łajza wie, kiedy przyjść.
- Siema chłopaki! – zakrzyknął radośnie.
- Chłopaki to u szewca, kurwa. Drewniane gwoździe w zębach prostują – odburknąłem.
- No i czego się sierdzisz, Zdzichu? – odparł. – Tak ino na chwilę wdepnąłem, zobaczyć co u was, czyście się jeszcze nie zapili na śmierć.
- Przy tobie się nie da – odparł Krzywy. – Nie ma takiej opcji, żebyś nam połowy nie wychlał i to na krzywy ryj.
- Jak na krzywy? Dorzucę się.
- Znowu coś znalazłeś? Może ładowarkę do komórki?
- Nie, zarobiłem.
- Ty zarobiłeś? – zapytałem drwiąco. – Cuda się nie zdarzają.
W tej chwili wrócił Bankier. Niósł trzy butelki wisienki i chyba nie zauważył Kujawiaka, bo nawet ich nie schował. Kujawiak zaś, zupełnie, jakby go nie widział, ciągnął:
- Pomogłem jednej staruszce zaprowadzić wózek do samochodu i dała mi piątaka.
- Pewnie jakaś bogata staruszka była – udałem niby to zainteresowanie.
- Chyba nie – odparł. – Całą drogę narzekała, jak to jej ciężko z tą renciną i wnuczkiem na utrzymaniu.
- Może nie było tak źle, jak jeździła samochodem?
- Nie, tak naprawdę to ja jej te zakupy do tramwaju…
- Ty pierdolona gnido! – nie wytrzymał Bankier. – Ty, kurwa, łajzo wenecka! Ty żeś wziął kasę od staruszki rencistki za podniesienie zakupów? Wypierdalaj stąd gnoju, zanim ci ryja skopię!
- Ale…
- Ale to, kurwa, górale na skale! Wypierdalaj, pókim dobry!
- Zostaw go – wtrącił się Krzywy, – staruszki już i tak nie znajdziesz, a skoro mu sama dała, to i wziął. Trochę głupio, ale już się stało. Niech lepiej kupi flaszkę za tego piątaka, to za pomyślność staruszki wypijem. Co będzie tu się gapił, jak sami się wisienko raczym? A na krzywego ryja to on już ode mnie nawet kopa w dupę nie dostanie.
Kujawiak poszedł po wisienkę, my zaś szybko rozpiliśmy pierwszą kolejkę, żeby choć trochę uspokoić roztrzęsionego Bankiera. Przy drugiej był już całkiem wyluzowany, nawet zaczął żartować.
- Jak żyję nie widziałem takiego skurwysyna, ale trza przyznać, że umie sobie kutas radzić.
- Ano umie – odrzekłem, po czym zapadła dłuższa cisza, którą przerwał dopiero powrót Kujawiaka ze sklepu. Kubek z wisienką obszedł kolejkę. Otarłszy usta wierzchem dłoni, spytałem:
- Słuchaj no, Kujawiak, jak to się właściwie stało, że Ty tu, kurwa, na ulicy urzędujesz? Przecież tyś całkiem dobrze prosperował.
- To długa historia jest – odpowiedział. – Bardzo długa. Wszystko przez tę kurew.
Przerwał na chwilę, żeby wychylić kolejny kubek, po czym ciągnął:
- Dziecko mi, suka, zabrała, z domu wygoniła.
- Jak wygoniła? Przecież twój był, nie? – wtrącił Bankier.
- Nie całkiem mój. To jej starzy wyłożyli kasę na kupno. Ja to ino za remont płaciłem.
- No ale przecież jesteście rodziną, to chyba ma jakieś obowiązki, skoro ty nie masz z czego żyć…
- Byliśmy. Jest po sprawie. Najpierw się wyprowadziłem do swoich rodziców, potem założyłem jej sprawę o rozwód z jej winy.
- No i co?
- No i ta głupia sędzina to chyba jakąś kasę wzięła. Rozwód był, a jakże. Z mojej winy, kurwa! Z mojej, rozumiesz? I ograniczyła mi prawa rodzicielskie. Znaczy tak: płać, chuju, alimenty, a do dzieciaka ci wara. Możesz go widywać dwa razy w miesiącu po dwie godziny u niej w domu i w jej obecności. To co ja miałem robić, jak mi komornik zaczął zabierać kasę? Jebłem robotę i… No to już wiecie.
- A ta noga? – spytałem wskazując na lewą nogę, którą chyba miał sztywną i bardzo wyraźnie na nią utykał.
- To taki wypadek miałem – odpowiedział. - Napadli mnie jacyś gnoje i trochę mi się dostało.
- Jacyś? Nie znałeś ich?
- Niby znałem, ale nie jestem pewien, czy to oni. Była policja, nawet chyba prokurator, ale umorzyli. To stare dzieje…
Najwyraźniej coś kręcił, albo może nie chciał o tym rozmawiać, nie pytałem więc dalej.
Zapadło takie niezręczne milczenie, przerywane tylko odgłosem napełnianego co i raz kubka.
Wreszcie Krzywy podsumował krótką opowieść Kujawiaka:
- Tak, baby to są chuje!
cdn.
w poprzednim odcinku
Minęło kilka dni, w czasie których jedyną sensacją był niemal nieustający deszcz, który zmuszał nas do szukania schronienia pod wszelakimi dachami, daszkami i parasolami. Sezon nawet nie ogórkowy, bo owoce tak staniały, że zastąpiły ogórki w supermarketowym telewizorze. Po prostu zwyczajna, wakacyjna nuda.
Nawet sprawa komóry Kujawiaka umarła własną śmiercią wraz z baterią w telefonie. Biedny Kujawiak zapomniał znaleźć ładowarki razem z urządzeniem. Próbował ją potem komuś opchnąć na parkingu, ale kilkakrotnie pogoniony, dał sobie spokój. Nosi ją teraz, jak jakiś talizman w kieszeni i w kółko powtarza jakąś mantrę o ładowarce, którą mu, ponoć, ukradli. Odnoszę wrażenie, że ten facet wierzy we wszystko, co wymyśli. Wkręca sobie jakiś film i nim żyje. Szkoda mi go czasami, ale w końcu nie ja jestem winien jego upadkowi. A swoją drogą, chętnie bym się dowiedział, jak to się stało, że on trafił na ulicę. Może go zwyczajnie zapytam? Tylko tak, on zaraz zacznie opowiadać nam jakiś sensacyjny film, a Bankier nie wytrzyma i awantura gotowa. Lepiej już ja wyślę tego Bankiera po flaszkę.
Tak sobie myśląc, wyszperałem z kieszeni cztery złote. Wręczyłem je Bankierowi i krótko powiedziałem:
- Zdałoby się coś wypić.
- Ale brakuje pół zeta – odpowiedział, licząc monety w dłoni.
- Nie mam więcej. Dołóż i zapinaj po jabola.
- Po jabola? Pogięło cię, Literat? Wisienkę pijem, co nie? – wtrącił Krzywy.
- Jabola! – odparłem nieznoszącym sprzeciwu głosem. – Widzieliście w telewizorze, co się dzieje? Ruscy embargo nałożyli. Polskie sadownictwo upada. Każdy patriota powinien dziś pić jabola.
- No ale przecież z wiśniami też jest problem – zaoponował Bankier.
Wszystkim nie w smak była taka odmiana, ale ja uparcie trwałem przy swoim.
- Jabola wypijemy, chyba, że wolicie żreć jabłka, jak zwierzęta jakieś…
- Zlituj się, Literat. Jak ja do chałupy wrócę? Przecież jak pierdnę w nocy to sam z wyra ucieknę od własnego smrodu. A co z moją starą?
Argument Krzywego był z gatunku tych nie do odparcia, szybko więc przystałem na propozycję Bankiera, ratowanie tej części polskich sadowników, którzy zainwestowali w wiśnie. Teraz pozostało dozbierać brakującą kwotę i dokonać zakupu w supermarkecie. Wkrótce okazało się, że Bankier miał w kieszeni ponad dwa złote, co widząc Krzywy przekopał swoje, równie głębokie, co puste kieszenie. Coś tam w nich znalazł, jednak do dwóch flaszek brakowało czterdzieści siedem groszy. Pech!
- Poczekajcie – rzekłem krótko i poszedłem do pana Janka po pożyczkę.
- Oj, Literat – uśmiechnął się pan Janek, – zbankrutuję z wami.
Ale wyciągnął z kieszeni piątaka i kazał wypić za jego zdrowie. Przy okazji spytał, czy może na nas liczyć w niedzielę, bo planuje trochę większe porządki na koniec sezonu.
Wróciłem do chłopaków z kasą. Bankier natychmiast pognał do sklepu, a my z Krzywym, oniemiali, patrzyliśmy na zbliżającą się szybko, znajomą sylwetkę Kujawiaka.
- Czy on ma jakiś szósty zmysł? – zapytał Krzywy.
- Musi tak. Zawsze łajza wie, kiedy przyjść.
- Siema chłopaki! – zakrzyknął radośnie.
- Chłopaki to u szewca, kurwa. Drewniane gwoździe w zębach prostują – odburknąłem.
- No i czego się sierdzisz, Zdzichu? – odparł. – Tak ino na chwilę wdepnąłem, zobaczyć co u was, czyście się jeszcze nie zapili na śmierć.
- Przy tobie się nie da – odparł Krzywy. – Nie ma takiej opcji, żebyś nam połowy nie wychlał i to na krzywy ryj.
- Jak na krzywy? Dorzucę się.
- Znowu coś znalazłeś? Może ładowarkę do komórki?
- Nie, zarobiłem.
- Ty zarobiłeś? – zapytałem drwiąco. – Cuda się nie zdarzają.
W tej chwili wrócił Bankier. Niósł trzy butelki wisienki i chyba nie zauważył Kujawiaka, bo nawet ich nie schował. Kujawiak zaś, zupełnie, jakby go nie widział, ciągnął:
- Pomogłem jednej staruszce zaprowadzić wózek do samochodu i dała mi piątaka.
- Pewnie jakaś bogata staruszka była – udałem niby to zainteresowanie.
- Chyba nie – odparł. – Całą drogę narzekała, jak to jej ciężko z tą renciną i wnuczkiem na utrzymaniu.
- Może nie było tak źle, jak jeździła samochodem?
- Nie, tak naprawdę to ja jej te zakupy do tramwaju…
- Ty pierdolona gnido! – nie wytrzymał Bankier. – Ty, kurwa, łajzo wenecka! Ty żeś wziął kasę od staruszki rencistki za podniesienie zakupów? Wypierdalaj stąd gnoju, zanim ci ryja skopię!
- Ale…
- Ale to, kurwa, górale na skale! Wypierdalaj, pókim dobry!
- Zostaw go – wtrącił się Krzywy, – staruszki już i tak nie znajdziesz, a skoro mu sama dała, to i wziął. Trochę głupio, ale już się stało. Niech lepiej kupi flaszkę za tego piątaka, to za pomyślność staruszki wypijem. Co będzie tu się gapił, jak sami się wisienko raczym? A na krzywego ryja to on już ode mnie nawet kopa w dupę nie dostanie.
Kujawiak poszedł po wisienkę, my zaś szybko rozpiliśmy pierwszą kolejkę, żeby choć trochę uspokoić roztrzęsionego Bankiera. Przy drugiej był już całkiem wyluzowany, nawet zaczął żartować.
- Jak żyję nie widziałem takiego skurwysyna, ale trza przyznać, że umie sobie kutas radzić.
- Ano umie – odrzekłem, po czym zapadła dłuższa cisza, którą przerwał dopiero powrót Kujawiaka ze sklepu. Kubek z wisienką obszedł kolejkę. Otarłszy usta wierzchem dłoni, spytałem:
- Słuchaj no, Kujawiak, jak to się właściwie stało, że Ty tu, kurwa, na ulicy urzędujesz? Przecież tyś całkiem dobrze prosperował.
- To długa historia jest – odpowiedział. – Bardzo długa. Wszystko przez tę kurew.
Przerwał na chwilę, żeby wychylić kolejny kubek, po czym ciągnął:
- Dziecko mi, suka, zabrała, z domu wygoniła.
- Jak wygoniła? Przecież twój był, nie? – wtrącił Bankier.
- Nie całkiem mój. To jej starzy wyłożyli kasę na kupno. Ja to ino za remont płaciłem.
- No ale przecież jesteście rodziną, to chyba ma jakieś obowiązki, skoro ty nie masz z czego żyć…
- Byliśmy. Jest po sprawie. Najpierw się wyprowadziłem do swoich rodziców, potem założyłem jej sprawę o rozwód z jej winy.
- No i co?
- No i ta głupia sędzina to chyba jakąś kasę wzięła. Rozwód był, a jakże. Z mojej winy, kurwa! Z mojej, rozumiesz? I ograniczyła mi prawa rodzicielskie. Znaczy tak: płać, chuju, alimenty, a do dzieciaka ci wara. Możesz go widywać dwa razy w miesiącu po dwie godziny u niej w domu i w jej obecności. To co ja miałem robić, jak mi komornik zaczął zabierać kasę? Jebłem robotę i… No to już wiecie.
- A ta noga? – spytałem wskazując na lewą nogę, którą chyba miał sztywną i bardzo wyraźnie na nią utykał.
- To taki wypadek miałem – odpowiedział. - Napadli mnie jacyś gnoje i trochę mi się dostało.
- Jacyś? Nie znałeś ich?
- Niby znałem, ale nie jestem pewien, czy to oni. Była policja, nawet chyba prokurator, ale umorzyli. To stare dzieje…
Najwyraźniej coś kręcił, albo może nie chciał o tym rozmawiać, nie pytałem więc dalej.
Zapadło takie niezręczne milczenie, przerywane tylko odgłosem napełnianego co i raz kubka.
Wreszcie Krzywy podsumował krótką opowieść Kujawiaka:
- Tak, baby to są chuje!
cdn.
Ostatnio zmieniony 03 paź 2014, 22:23 przez zdzichu, łącznie zmieniany 1 raz.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie