W Oleandrach /12/ - Ładne jaja!

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
zdzichu
Posty: 565
Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
Lokalizacja: parking pod supermarketem

W Oleandrach /12/ - Ładne jaja!

#1 Post autor: zdzichu » 19 maja 2015, 22:59

od początku

w ostatnim odcinku

Zima już chyba definitywnie odeszła w niebyt, o czym może świadczyć fontanna, którą zapobiegliwy projektant wkomponował dyskretnie w nasze przeurocze Oleandry. Dziś rano wystrzeliła w niebo wysokim na dwóch chłopa strumieniem krystalicznej wody. Od razu zrobiło się przyjemniej. Wiosennie jakoś, tym bardziej, że krzewy dawno obsypały się kolorowym kwieciem. Brakuje tylko głośników sączących cicho stary szlagier:

Wiosna! Cieplejszy wieje wiatr.
Wiosna! Znów nam ubyło lat.
Wiosna, wiosna w koło – rozkwitły bzy…


Miło jest wygrzewać w majowym słońcu stetryczałe zimą członki, toteż całą trójką rozparliśmy się na ławeczce o mało jej nie przewracając. Jeśli do słonecznego ciepełka dodać to płynące z kolejno opróżnianych kubków, można by nieopatrznie odnieść wrażenie, że nastało lato.
Pora była wczesna, więc i u pana Janka ruch jeszcze niewielki. Przysiadł się był tedy na krzesełku, podobnie jak my trzej wystawiając pobladłą przez zimę twarz do słońca.
- Przydałoby się jakieś radio, panie Janku – zagadnąłem.
- Masz telewizor w markecie, nie wystarczy ci? – odpowiedział za pana Janka Bankier.
- Telewizor to do wiadomości jest, cymbale, a radio to by się przydało, bo niedługo „Lato z radiem” się zacznie, to i posłuchałoby się…
- Lato z radiem, powiadasz? – zadumał się pan Janek. – A wiesz, że to niegłupi pomysł.
Od słowa do słowa zaczęliśmy opowiadać, jak to w dzieciństwie każdy z nas zasuwał po świecie z tranzystorkiem przy uchu i słuchał jedynego, dostępnego wówczas radia. No, może nie jedynego, bo przecież były jakieś dwójki, trójki, czy nawet czwórki, ale do nich to trzeba było mieć radio domowe z konkretną anteną na dachu. A „lato z radiem” było dla wszystkich.
Pamiętam, jak czekałem na zapowiedzi w obcych językach, tylko po to, żeby pokładać się ze śmiechu, kiedy spiker ogłaszał:

Hovoří polski roshlas. Posluchate požah „leto s roshlasem“.

Niestety, nasze wspominki brutalnie przerwał klient, który się ośmielił zażyczyć sobie na śniadanie hot doga. Pan Janek poderwał się do roboty i tyleśmy go widzieli do końca dnia.
Tymczasem w pracy pojawiła się Janeczka. Dziś jednak nie przyszła sama. Towarzyszyła jej żona, a właściwie była żona Kujawiaka. Kiedy przywitały się z panem Jankiem, Grażyna podeszła do nas.
- Witam Muszkieterów! – Powitaniu towarzyszył szeroki, przyjazny uśmiech.
- O! Pani Grażyna! Dzień dobry. – Pierwszy poderwał się Bankier.
- Bądź pozdrowiona, kobito! – Krzywy odpowiedział jej równie szczerym uśmiechem.
- Miło powitać szanowną damę dworu w skromnych, muszkieterskich progach – też się wysiliłem na ekstarwagancję. – Cóż panią w nie sprowadza?
- Siema Zdzichu – odparła. – Mam ochotę z wami pogadać, można?
- Jasne, że jasne. A wisienki z nami łykniesz? Poczekaj, skoczę do Janka po jakiś świeży plastik. – To mówiąc poszedłem wyżebrać dla Grażyny plastikowy kubeczek, głupio bowiem było częstować ją z naszego wspólnego, nie do końca świeżego naczynia.
Gdy wróciłem Grażyna siedziała obok Krzywego, na miejscu Bankiera, ten zaś, falującym nieco krokiem, oddalał się w kierunku sklepu.
- Co u Ciebie? – zapytałem, napełniając kubek.
- Pojutrze mam rozprawę w sądzie.
- Z tym twoim inteligientem? – wtrącił Krzywy, przesadnie akcentując przedostatnią sylabę.
- Tak z nim. Fajnie go nazwałeś, Krzywy.
- A co to w ogóle było z tymi obrazkami? – przerwałem.
- Długo by opowiadać.
- Mamy czas.
Grażyna wychyliła zawartość kubka. Chwilę się zastanawiała, po czym, spojrzawszy mi długo i głęboko w oczy, spytała:
- Znasz mnie nie od dzisiaj, Zdzichu, prawda?
- No, znam. Tak myślę, że znam... – wydukałem.
- Właśnie. Myślisz, że znasz, a gówno o mnie wiesz. Najlepiej polej jeszcze, bo nie ma o czym gadać.

Tym mnie zaskoczyła. Rzeczywiście, człowiekowi wydaje się, że kogoś zna, że wiele o nim wie, ale przecież nie siedzi w jego wnętrzu. Ot, choćby te, tak mnie intrygujące, rysunki. Jeśli ona rysowała, czy malowała, to na pewno nie od wczoraj. A przecież nic o tym nie wiedziałem.
Moje zamyślenie przerwał powrót Bankiera. Wyjął zza pazuchy butelkę wisienki mówiąc:
- Zaraz wypijemy zdrowie fundatorki.
Grażyna uśmiechnęła się, ale tym razem jakoś tak smutno. Mogło się zdawać, że tylko jej twarz się uśmiecha, ona zaś jest gdzieś daleko. Może zbierała myśli, bo po chwili zaczęła mówić:
- Zanim poznałam Kujawiaka byłam mężatką.
Zdziwienie odebrało mi mowę, więc niczego nie mogłem wtrącić. Wytrzeszczyłem jedynie oczy i słuchałem dalej.
- Tak, byłam mężatką. Zaraz po skończeniu ASP wyszłam za mąż za pierwszego faceta, który się napatoczył. Zwyczajnie uciekłam z domu w małżeństwo. Nie mogłam już znieść mojej matki i jej wiecznego niezadowolenia. Wyszłam za mąż za faceta, który powiedział, że mnie kocha. Może i kochał, tylko ja nigdy nie potrafiłam pokochać jego.
Przerwała, bo Bankier właśnie otworzył flaszkę.
- Za nieudane związki! – Podał kubeczek Grażynie, po czym nalewał do naszego, kolejno podając go każdemu z nas. Na koniec sam wychylił do dna i dodał:
- Ja też nie miałem najlepszego, rozumiem Cię, Grażyna.
- No ale skąd w takim razie Kujawiak w twoim życiu? – zapytałem trochę niedyskretnie i zaraz ugryzłem się w język. Przecież, jak zechce sama powie, a takie wyciąganie to...
A jednak Grażyna opowiadała dalej:

Pojawił się po jakimś roku. Zbajerował mnie. Udawał wieczną ofiarę, człowieka odrzuconego przez świat, Boga i ludzi. Takiego, którego nikt nie chce pokochać, przytulić.
Nalej, Zdzichu, bo mnie krew zalewa, jak sobie przypominam. Muszę się chyba upić, bo mnie ta chandra wykończy.
Bez słowa wypełniłem jej żądanie, przy okazji napełniając i nasz kubek. Kiedy wszyscy zaliczyli kolejkę, Grażyna westchnęła i ciągnęła dalej:
- Był taki miły i taki... bezbronny. Pomyślałam, że to idealny facet dla mnie, że będę się nim mogła zaopiekować, że potrafię dać mu szczęście i sama być przy nim szczęśliwa. Nie wiem nawet jak to się stało, kiedy wylądowałam z nim w łóżku. Pech chciał, że było to w mojej sypialni i tam właśnie nakrył nas mój mąż.
Znowu przerwała. Bez zaproszenia napełniłem naczynia.
- Widać ten kutas przeżył, znaczy twój mąż poległ? Wypijmy za spokój jego duszy – wtrącił Krzywy.
- Nikt nie poległ – odpowiedziała. - A szkoda. Kujawiak zwyczajnie wstał, ubrał się i wyszedł, na odchodnym pytając, czy idę z nim, czy zostaję. Poszłam z nim.
- Zły wybór – wtrąciłem.
- A zły – potwierdziła. – Niemniej, skoro dokonałam wyboru, mój ślubny wystąpił o rozwód z mojej winy. Wszystko zakończyło się na jednej rozprawie. Nie próbowałam się bronić, przyjęłam winę wraz z konsekwencjami.
- Rzeczywiście, masz konsekwencje, dziewczyno. Tylko Ci współczuć – rzuciłem mimochodem.
- Te, Literat, paliwo nam się kończy! – Bankier nieubłagalnie przypomniał o konieczności zarobienia paru groszy na kolejną wisienkę.
- Trza przerwać tę opowieść i wziąć się do roboty.
- Poczekajcie – wtrąciła Grażyna. – Mam parę złotych muszę jeszcze łyknąć. Nawet dobra ta wasza wisienka. Tylko mnie nie wypada kupować tego... – tu wskazała na pustą butelkę. Wyraźnie jej się poprawiał nastrój.
- Żaden problem! – Krzywy roześmiał się od ucha do ucha. – My tu mamy dyżurnego. Tylko jemu można zaufać, że nie wypije po drodze.
- Pierdol się! - Przez oczy Bankiera przebiegły dziwne błyski.
- Oj, idź już, Bankier, bo źródełko wyschnie – powiedziałem pojednawczo. – Tylko... – zwróciłem się do Grażyny – czy jest sens, żeby szedł po jedną flaszkę? Nie zdążysz dokończyć opowieści.
- A kto powiedział, że będę kończyć? - Grażyna, z uśmiechem na ustach sięgnęła ponownie do torebki, wyjmując z niej dyszkę. – I tak wam już za dużo powiedziałam. Chyba to ta wisienka...
- Królowo! – skomplementował ją Bankier. – Tylko nie opowiadaj dalej, zanim wrócę.
- Idź już! – ofuknąłem go, po czym zwróciłem się do Grażyny – My to czasem nazywamy wodą rozmowną. Uważaj, bo łagodna cholera, a potrafi niejednego ściąć z nóg. A w ogóle to ciekawych rzeczy się dowiaduję – dodałem – a przysiągłbym, że, no wiesz... byliście takim udanym stadłem.
- Na pozór, Zdzichu. Na pozór. – Wybuchnęła nagłym płaczem. Najwyraźniej wisienka robiła już swoje.
- Podszedłem do pani Janeczki po jakieś serwetki, żeby sobie wytarła rozmazany tusz, ona zaś rozpłakała się na dobre.
- Powiedz, kurwa, Zdzichu... No powiedz, czy wszystko musi się tak pieprzyć w życiu?
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
- Przecież...
- Co przecież? – wyszlochała. - Co przecież?
Wolno otarła rozmazany makijaż.
- Znaczy się z początku to było pięknie. Sielanka normalnie, jak w romansach. Dopóki mu szajba nie zaczęła odbijać. Zrywał się ni stąd, ni zowąd nocami i biegał po domu z największym nożem z kuchni, odgrażając się, że zarżnie mnie, dziecko i siebie, bo już nie ma sensu w życiu, bo jest taki przegrany. Wszystko to samo, na co mnie uwiódł, tylko że teraz obracał to przeciw mnie. Przeżyłam z nim kilkuletni horror.
- Trzeba było mu powiedzieć, żeby zarzynał i najlepiej, żeby zaczął od siebie.
- Kogo zarzynał? – W tej chwili wrócił Bankier. – A miałaś nie opowiadać beze mnie.
- Nic ważnego, Karolku, mówiłam tylko, że groził mnie i dziecku nożem.
- Pewnie go naszła zazdrość o pierwszego męża.
- Nie. O tym nigdy nie było mowy. – Tym razem się uśmiechnęła. - Na szczęście. Gdyby wiedział, to... - urwała, jakby się czegoś wystraszyła.
- Gdyby co wiedział? – spytałem.
- Nie wiem, czy powinnam mówić. W końcu to wasz kumpel.
- Co? Jaki, kurwa, kumpel?! – niemal krzyknął Bankier. – Nie obrażaj nas. Przynajmniej nie wtedy, kiedy z nami pijesz.
- My się z chujostwem nie kumpujem – nieco drżącym głosem wtrącił Krzywy.
- Dobrze już – uśmiechnęła się pojednawczo – dobrze. Teraz to i tak bez znaczenia. A wtedy nie wiedziałam.
- Gadajże! – ponagliłem.
- A co mi tam, panience – chyba jej się czknęło, ale nie jestem pewien – powiem wam. Wszystkim, kurwa, powiem. Nie będę kutafona dłużej kryć!
- Jesteś pewna? Może to coś, czego faktycznie nie powinnaś mówić? – próbowałem ją uspokoić.
- A w dupie to mam! Za te wszystkie numery. Tak! Za to jego skurwysyństwo, to wam właśnie powiem. Bo wy w porządku chłopaki jesteście.
Wyciągnęła rękę z pustym kubeczkiem.
- Może już wystarczy? – zaoponowałem nieśmiało.
- Co wystarczy? Chyba za swoje piję? Ty wiesz kiedy ja się ostatni raz w życiu upiłam?
- A to może być ciekawe – wtrącił Krzywy.
- A tak. Ciekawe. Na studniówce się, kurwa, upiłam. Raz w życiu, o!
- To należy ci się powtórka. W końcu to już chyba ze dwa lata...
- Pieprzysz, Karolku, jak potłuczony. Zaraz dwadzieścia lat będzie. Ale nalejcie mi jeszcze. Fajnie tu u was. Dziś mogę się ululać, Juniora wysłałam na zieloną trawkę...
Spojrzeliśmy po sobie.
- No co macie takie głupie miny? Nie słyszeliście nigdy o zielonych szkołach? Wyjechał z klasą na trzy dni. Taki eksperyment pod nadzorem psychologa. Ma się usamodzielnić podobno.
Wypiła. Chwilę milczeliśmy wszyscy, po czym Grażyna znowu wybuchnęła szlochem.
- Jak poszłam wtedy z Kujawiakiem – wykrzyczała przez łzy - już byłam w ciąży! Z mężem! Zgwałcił mnie, skurwysyn, niecały miesiąc wcześniej.
- O, kurwa! – To był Bankier.
- Ja pierdolę! – to ja.
- Ładne jaja! – Krzywy.
Potem zapadło takie niezręczne milczenie. Zupełnie, jak na jakimś filmie.
Odruchowo napełniłem naczynia, równie odruchowo wypiliśmy, a potem siedzieliśmy w tej ponurej ciszy dobry kwadrans. W końcu rozlałem resztkę z butelki i zdecydowałem się odezwać.
- Ale w takim razie on nie ma prawa do dziecka. Nie może ci go odebrać.
- Mylisz się. Pytałam adwokata. Według prawa ojcem jest ten, z kim pozostawałam w związku małżeńskim w chwili urodzin.
- Ona ma rację – potwierdził Bankier. – Miałem do czynienia z podobną sytuacją. Żona mojego kumpla puściła się na boku i ten kumpel chyba do dziś płaci, choć ona już szczęśliwe stadło z prawdziwym tatusiem stworzyła. Ale cwana dupa jest, nie wychodzi za mąż, bo alimenty by chuj strzelił.
- Teraz już wiecie wszystko – szepnęła Grażyna, a głośniej dodała – polej, jak jest jeszcze z czego.
Otworzyłem drugą flaszkę. Polałem raz, potem drugi, trzeci, aż i ta butelka pokazała dno. Czułem się wstawiony, sam nie wiem, wisienką, czy usłyszanymi rewelacjami.
Grażyna wstała, uściskała każdego z nas po kolei i zwyczajnie, choć nieco chwiejnym krokiem, sobie poszła.
- Ładne jaja – powtórzył w zamyśleniu Krzywy.

A ja nadal nie wiem, o co chodziło z tymi obrazkami.


cdn.
Ostatnio zmieniony 09 lip 2015, 23:13 przez zdzichu, łącznie zmieniany 1 raz.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: W Oleandrach /12/ - Ładne jaja!

#2 Post autor: Gorgiasz » 20 maja 2015, 6:44

Kolejna odsłona ciekawej historii. Jak zawsze czytało się znakomicie i pozostaję w oczekiwaniu na ciąg dalszy. :ok:

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: W Oleandrach /12/ - Ładne jaja!

#3 Post autor: skaranie boskie » 21 maja 2015, 21:54

Aleś się rozpisał tą razą, panie Zdzichu!
Ja tak patrzę na ten tekst i sobie myślę, że Ci się dwa rozdziały na raz wpisały.
Ale trzeba przyznać, że rozkręciłeś akcję. Trochę mnie zastanawia, że pani Grażyna tak otwarcie opowiada o sekretach, które kobiety najczęściej zabierają ze sobą do grobu, ale to zastanowienie z pozycji laika jest, nigdy bowiem nie próbowałem ukrywać tajemnic za kilkom szklankami wisienki.
A zresztą, to Ty jesteś Autor i chyba wiesz, co piszesz.
Mnie to się wydaje, że ona ma w tym jakiś cel.
Warte podkreślenia, że - jak zwykle u Ciebie - bezbłędnie warsztatowo.
:beer: :beer: :beer:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
411
Posty: 1778
Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
Lokalizacja: .de

Re: W Oleandrach /12/ - Ładne jaja!

#4 Post autor: 411 » 28 maja 2015, 7:27

Bardzo dobry kawalek prozy, Zdzichu - przeplata sie lagodnie wisienka z zyciem...
A to zycie takie prawdziwe, "normalne".
A wisienka? Wisniowa i mocna.
Na pochybel gnojom!

Józefina
:vino:
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: W Oleandrach /12/ - Ładne jaja!

#5 Post autor: eka » 29 maja 2015, 9:56

Grażynka rozrasta się psychologicznie. Super! :)
Czy uwolni się od Kujawiaka? Pewnie tak, testy DNA zrobią swoje. A Ławkowicze na pewno pomogą wychować jej potomka.
Bardzo dobrze mi się czytało, Panie Zdzichu.
:bravo:

Awatar użytkownika
zdzichu
Posty: 565
Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
Lokalizacja: parking pod supermarketem

Re: W Oleandrach /12/ - Ładne jaja!

#6 Post autor: zdzichu » 07 cze 2015, 22:33

Nie wiem, jak państwu dziękować za tak miłe słowa i tak dobrą ocenę.
Ja się przyznam, że trochę mnie zastanowiły ostatnie słowa pana Karolka pod poprzednim rozdziałem i pomyślałem sobie, że może powinienem zmienić nieco sposób wyrażania emocji, ale chyba nie jest aż tak źle. Dziękuję raz jeszcze.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: W Oleandrach /12/ - Ładne jaja!

#7 Post autor: skaranie boskie » 09 cze 2015, 22:19

Spoko, Zdzichu.
Karolek, jak każdy, ma prawo do swojego zdania.
Nie wiem, jak inni, ale ja traktuję twoje pisanie, jak fikcję literacką, która może, choć nie musi, mieć oparcie w rzeczywistości. Tworzysz interesujący obraz, czasami kontrowersyjny, czasami wręcz sielski. To zróżnicowanie właśnie powoduje, że czytanie nie jest nudne i że zawsze z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że długo jeszcze mi go nie zabraknie.
:beer: :beer: :beer:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

ODPOWIEDZ

Wróć do „W oleandrach”